one
Automatyczne drzwi otworzyły się z piskiem, który dostał się do przekutych uszu Michaela. Podmuch klimatyzowanego powietrza rozwiał jego liliowe włosy, kiedy przekroczył próg Cornerside Artstore.
Całe miejsce było praktycznie puste, zegar wskazywał 10 wieczorem. Mike nie był w 100 procentach pewien, dlaczego czuł, że jego zaopatrzenie nie mogło zaczekać do rana.
Jeden pracownik stał w jednej z kilku pierwszych alejek, nawet nie powitał Michaela uśmiechem. Jego blond włosy były postawione na żel, chłopak stał na palcach, układając tubki farb. Luke zauważył Michaela, widział go przechodzącego obok i posyłającego mu ponowne spojrzenie, ale po prostu o to nie dbał.
- Gdzie są kredowe farby? - zapytał Michael chłopaka wyglądającego na starszego.
Luke westchnął.
- Spróbuj w trzeciej alejce. - Odwrócił się plecami, niosąc - już teraz - puste pudła na zaplecze. Przez chwilę można było usłyszeć jego kroki, potem Michael znowu stał w ciszy.
Mike narzekał pod nosem, idąc w stronę odpowiedniego rzędu. Widział blondyna wałęsającego się między półkami. Miał łukowate, ciemnobrązowe brwi, doskonale wyregulowane, Michael nie mógł sobie wyobrazić, że były naturalne. Jego oczy były niesamowicie niebieskie, nawet z odległości pięćdziesięciu metrów Michael widział piękno, którym emanował.
Fioletowo włosy chłopak szybko chwycił kilka tubek, opuszczając alejkę.
Luke siedział za kasą, stukając stopą w metalowy stołek pod nim. Jedyny klient w sklepie miał tajemnicze rysy twarzy. Luke rejestrował sposób, w jaki koszulka młodego chłopka zwisała z jego małych ramion, ale opinała jego szeroką klatkę piersiową. Patrzył na jego blade ręce, pokryte stałymi gryzmołami, wydawały się błyszczeć we fluorescencyjnym świetle. Kiedy podszedł kilka kroków bliżej, zobaczył, że jego oczy miały dwa różne kolory, ale nie był w stanie poprawnie określić odcieni zieleni i brązu, może z nutką niebieskiego.
- To wszystko na dzisiaj? - recytował swój scenariusz Luke, kiedy zaczynał kasować przedmioty.
- Tak, powinno wystarczyć do rana - odpowiedział Michael. Jego oczy prześledziły nijaki strój chudego chłopaka przed nim. Czerwona kamizelka robocza była za duża na torsie, za mała w ramionach. Próbował zawiązać czarny sznurek wokół żeber, ale to tylko sprawiło, że wyglądał bardziej kobieco - nie żeby to było coś złego. To mu pasowało. - Pracujesz całą noc?
- Do zamknięcia – odpowiedział szybko.
Mike kiwnął głową.
- To dobrze. Kiedyś pracowałem w jednej lodziarni i nienawidziłem pracy na nocne zmiany. Kto do cholery potrzebuje lodów o 11 wieczorem?
Kto do cholery potrzebuje siedmiu tubek farb kredowych o 11 wieczorem? - chciał zapytać Luke.
- Tak - urwał, kiedy skończył pakować rzeczy - 67,23 dolarów.
Michael wręczył mu kartę kredytową, a Luke wsunął ją do terminala. I może Luke był zazdrosny o to, że chłopak przed nim mógł sobie pozwolić na drogie produkty z dziedziny sztuki, ale nic nie powiedział.
Mike patrzył na Luke'a, starając się nie śmiać z jego identyfikatora, który był pokryty naklejkami.
- Podoba mi się twoja plakietka, bardzo unikalna.
Luke spuścił wzrok na swój identyfikator, widząc złote gwiazdy i korony księżniczki.
- Dzięki, zrobiłem to sam.
Michael zobaczył przebłysk uśmiechu na jego twarzy, zanim powrócił do swojego zawziętego ja.
- Pewnie jeszcze cię zobaczę, Luke.
- Okay.
Luke po raz kolejny został sam w sklepie. Wyjął szkicownik, a także czarny długopis z uchwytu kubka. Odepchnął stołek, pisk przyprawił go o ból głowy. Pochylił się nad papierem, na który jego szerokie ramiona rzucały cień. Unieruchomił ramiona i zaczął od owali, które wkrótce stały się pięknem, którego chłopak był świadectwem.
Michael złamał sporo przepisów, gdy pędził do domu. Mruknął szybkie „dzięki" do portiera, kiedy biegł do swojej pracowni. Był szczęśliwym artystą, jednym z niewielu, którym w końcu się udało. Był młodym artystą, jednym z niewielu, którzy nie postradali zmysłów, a przynajmniej nie do końca.
Położył starą torbę na podłodze w jego pracowni. Podszedł do otwartego okna, patrząc na niesamowitą panoramę Nowego Jorku. Zmęczony chłopak z farbą na palcach był kolejnym arcydziełem Michaela, mógł to po prostu poczuć.
Widział wysokiego chłopaka w sposób abstrakcyjny, z galaktyką wewnątrz klatki piersiowej, ale ogniem w jego oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top