four

Michael gwizdał jakąś melodię. Było kilka minut przed dziesiątą trzydzieści, niebo było ciemne, w odcieniach fioletu. Mike tak naprawdę nigdy nie widział gwiazd. Mieszkał mieście całe swoje życie, w mieście, które nigdy nie śpi nie widać gwiazd. Drzwi do sklepu otwarły się.

- Kochanie, jestem w domu! - zawołał. Postawił gorącą mokkę na ladzie, na której leżał zamknięty szkicownik Luke'a i kilka długopisów.

Luke wyjrzał zza półek.

- Dlaczego mnie prześladujesz? - Wyszedł z alejki, stawiając na wpół puste pudło z dostawą na pobliskim stole. Ponownie zawiązał węzeł na swoim fartuchu z tyłu szyi, podwinął rękawy swojej białej koszuli i oparł się o ladę.

- Chciałem porozmawiać o sztuce. Pomyślałem, że to jest najlepsze miejsce na rozmowę o takich rzeczach - powiedział, popijając własny napój. Dla siebie wziął zimny (ponieważ jest prawie osiemdziesiąt stopni na zewnątrz), ale ciepły dla Luke'a (ponieważ cholerny budynek jest zbyt klimatyzowany).

- Przyniosłem ci trochę kofeiny, bo to nocna zmiana i w ogóle.

Luke'owi przyszło do głowy, że Michael nie przepracował ani jednego dnia w swoim życiu.

- Ee, dzięki. Mógłbyś być seryjnym mordercą. Co jeśli jest zatruta?

- Cóż, nie dotykałem tego odkąd opuściłem Starbucks, więc wiń tamtego kolesia. - Michael odwrócił się i przeskoczył przez ladę. Przesunął notatnik i długopisy, kładąc się na blacie.

- Przez ciebie mogę zostać zwolniony.

- Nikogo tu nie ma.

- Mój szef może oglądać zapis z kamer i zobaczyć mnie, pozwalającego lekkomyślnemu dzieciakowi tu przychodzić i być denerwującym. - Luke upił trochę ciepłego napoju, ciecz wypełniła mu gardło i rozpaliła jego kubki smakowe - w dobrym tego słowa znaczeniu.

Mike wzruszył ramionami.

- Wątpię, żeby miał coś przeciwko. W końcu to ja.

Luke uformował usta w wąską linię, starając się nie zbesztać chłopca za jego zarozumiały charakter.

- W porządku. Przyszedłeś tu dla sztuki, prawda? Pomówmy o niej. Co wiesz?

- Wiem jak malować.

Luke przewrócił oczami. Michael kochał jego oczy, a także ochrypły, choć cichy głos. Jego oczy były w kilku odcieniach niebieskiego. Obwódki były bardzo ciemne. Jakby głębokie fale oceanu okalały oko przed przejściem w dużo, dużo jaśniejszy odcień. Środek był prawie biały, jak małe błękitne fale.

Chudy chłopak chwycił swój szkicownik, wpychając go pod biurko. Pisaki również położył dalej, po czym wskoczył na ladę obok Michaela. Był twarzą w twarz z chłopakiem, jego nogi były tuż obok tyłka Mike'a.

- Czyli, mniej więcej, nie wiesz nic. Żeby zrobić coś prostego, jak obraz, trzeba wiedzieć, czy tworzysz obraz, czy obraz tworzy ciebie.

Michael zmarszczył swoje ciemne brwi. Spojrzał na plastikowy kubek w dłoniach, ściskając go swymi małymi, wytatuowanymi palcami.

- Co to kurwa ma znaczyć?

Luke zaśmiał się jeszcze raz.

- Nie chodziłeś do jakiejś wymyślnej szkoły artystycznej?

- Rzuciłem ją po jednym semestrze - odpowiedział.

Wściekłość z zazdrości ponownie narastała w blondynie. Mike mógł zrezygnować, bo po prostu miał na to ochotę. Wiedział, że fioletowo włosy chłopak nie dbał o coś tak cennego, jak pieniądze. To były pieniądze mamy i taty, oczywiście, że miał to gdzieś.

- Okay, więc...

- Wiem jak malować, Luke.

- I w tym problem! - krzyknął Luke. Wreszcie uniósł wzrok na chłopaka, był podekscytowany. Sztuka naprawdę go uszczęśliwiała. – Tego się nie uczy, to się robi.

- Przeleć mnie* – zażartował Mike, uśmiechając się.

Luke odstawił kawę na bok i zaczął zdejmować swój fartuch. Zdjął buty, pozwalając czarnym Vansom spaść na podłogę.

- Stary, co robisz? Żartowałem.

Luke spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Nie zamierzam cię przelecieć, po prostu się sadowię. Cholera.

Tak, może Michael był trochę rozczarowany.

- Oh, okay. W każdym razie, sztuka.

- Jak dotąd wiem, że nie umiesz malować i rzuciłeś szkołę artystyczną – wyliczał Luke na swoich szczupłych palcach. Pominął tę część o byciu skomplikowany, aroganckim, bogatym chłopakiem.

- Jestem teraz tak jakby królem sztuki nowoczesnej.

- Po prostu malujesz linie, nie rozumiem jak można nazwać to sztuką. Ile zajmuje ci robienie tych rzeczy? - Palce Luke'a zataczały kółka na okrągłej pokrywie kubka kawy. Nie chciał być okrutny dla chłopaka, po prostu tak wyszło.

- Kilka dni, nie wiem.

- Pracuję nad jednym portretem przez sześć lat, Michael. Jesteś tylko picsher*. – Żydowska obelga wyszła z ust Luke'a zanim mógł znaleźć lepsze słowo, by go opisać.

- Tylko dlatego, że nie jesteś sławny, nie znaczy, że nie jesteś utalentowany. Nie musisz mnie tak obrażać. - Starał się być opanowany, starał się udawać, że nie miał zamiaru się rozpłakać.

- Nie wiem, Mike. Masz sporo do nauki, ktoś musi ci pomóc zejść na ziemię.

xxx

*Luke w oryginale powiedział 'you don't learn it, you do it', a Michael mu na to 'do me', co oznacza 'przeleć mnie'. W angielskim ta gra słów jest bardziej efektowna, cóż.

**przepraszam, ale nie mam bladego pojęcia, co autorka miała na myśli. Szukałam 'picsher' w słowniku angielskim, jidysz i nic. Może ktoś wie?


Wiem, że długo czekaliście. Byłam nad morzem, a w ten weekend musiałam od nowa nauczyć się pisać na klawiaturze, bo zapomniałam jak to się robi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top