five
Szkice. Wiele szkiców. Zbyt wiele. Luke pociągnął za swoje tłuste blond włosy, patrząc na szare kontury Michaela. Nie wiedział, czy był zakochany w Michaelu, czy w swoim wyobrażeniu o nim. Lubił go rysować, ale nie wiedział, czy to oznacza coś więcej.
Lubił nos Michaela, lekko zakrzywiony na końcu i z bladymi piegami. Lubił jego kości policzkowe, położone wysoko, blisko oczu. Lubił jego oczy. Cholera, mógł mówić o oczach Michaela godzinami. Lubił jego włosy, nawet jeśli stale blakły i były ponownie farbowane.
Luke przesunął się na swoim drewnianym stołku. Poprawił się na miejscu, tak, że plecy bolały go trochę mniej. Słyszał swoich współlokatorów wyłączających telewizję i idących spać.
Słońce dawno już zaszło. Wyjrzał przez otwarte okno, miasto, które nigdy nie śpi było rozbudzone. Widział światło na horyzoncie. Ich zanieczyszczenie świetlne było słońcem Luke'a.
- Hej, kładziesz się do łóżka? – zapytał głos.
Luke spojrzał na jednego z mężczyzn. Miał jasnoniebieskie włosy i gęste brwi. Pomyślał o Michaelu z fioletowymi włosami i ciemnymi brwiami.
- Prawdopodobnie niedługo - skłamał. Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy, ciągnąc za skórę poniżej kości policzkowych.
- Dobrze, powiem Ashtonowi. Zawsze boi się tutaj przyjść, kiedy jesteś w swojej strefie. - Mężczyzna roześmiał się i wyszedł z pokoju.
Jego współlokatorzy bardzo starali się dodać Luke'a do swojej grupy społecznej. Zapraszali go do barów, zapraszali go na imprezy. Nigdy nie chciał nigdzie wychodzić, nigdy nie chciał nic robić. Wolał zostać w swojej sypialni z wieloma nieskończonymi dziełami.
Luke nie mówił dużo, był raczej nieśmiały i niezręczny. Używał swojego szkicownika częściej, niż własnego głosu. Zawsze tak było, zawsze był wysokim frajerem, szkicującym w kącie słodkich chłopców.
Tupot stóp i śmiech wypełnił mieszkanie. Luke czuł się samotny.
Mocno zamknął oczy przed otwarciem ich po raz kolejny. Pochylił się do przodu, opierając łokieć na rozciągniętych płótnach. Luke musiał doprowadzić portret do perfekcji, musiał to sobie powtarzać. Namalował dziesiątki portretów fioletowowłosego, rozpieszczonego, bogatego chłopaka. Wszystkie jego ulubione były rozłożone na łóżku po jego lewej stronie.
Chłopak z kokiem na głowie wszedł bez koszuli, i tak, może Luke zaczął się trochę ślinić. Trudno było nie gapić się na jego napięty tors. Spojrzał w górę i zobaczył chłopaka o złotych oczach patrzącego na niego, jego usta się ruszały.
- Co, przepraszam? - zapytał Luke, wracając do siebie.
Mężczyzna zachichotał. Zachichotał!
- Jest 01:47, będziesz miał coś przeciwko, jeśli zacznę wyłączać niektóre z tych świateł?
Luke przytaknął.
- Tak. To znaczy nie, nie mam nic przeciwko. - Odwrócił się, ponownie siedząc do niego plecami. Ich lampka nocna była wyłączona, jedynym światłem były sopelki rozwieszone dookoła małej sypialni.
Blondyn słyszał chłopaka – którego imię to Ashton – kładącego się do łóżka. Usłyszał skrzypienie sprężyn, kiedy układał się do snu. W końcu chrapanie wypełniło samotny pokój.
Luke słyszał dwóch innych współlokatorów, robiących niegrzeczne rzeczy w pokoju, ale to zignorował. A przynajmniej się starał.
Luke pokręcił głową kilka razy, musiał się skupić. Kontynuował malowanie Michaela. Był taki piękny. Nawet na niepozowanych zdjęciach z otwartymi ustami, jakby mówił coś ordynarnego do Luke'a.
- Na pewno lubisz tego faceta, prawda? - zapytał chłopak, nagle znów rozbudzony.
Luke odwrócił głowę.
- Często przychodzi do mojej pracy. Nie wiem, czy to straszne? - Sięgnął do swoich słuchawek, ściszając Twenty One Pilots, by mógł usłyszeć odpowiedź. Kątem oka dostrzegł Ashtona opierającego się na łokciu, z głową opartą na dłoni. Jego druga ręka spoczywała na materacu, a fioletowa pościel przykrywała pół torsu. (Luke znowu zaczął się ślinić).
- Myślę, że to słodkie. Rozmawiałeś z nim? - Jego głos był szczery, Luke zastanawiał się, czy właśnie tak wyglądało posiadanie przyjaciela.
- Tak, chociaż jest tylko dzieciakiem. Robi sobie żarty z seksu jak pieprzony trzynastolatek.
Ashton zachichotał.
- Też jest artystą?
Luke lubił, gdy ludzie nazywali go artystą. Nie zawsze czuł się jak jeden z nich. Czasami zastanawiał się, czy jego rodzice mieli rację. Może sztuka miała być tylko jego hobby.
- Jest bardzo znany na scenie artystycznej, ale to sztuka nowoczesna - powiedział Luke, jakby te słowa powodowały u niego mdłości.
- O nie, powiedz, że tak nie jest. Nowoczesna sztuka? - Ashton głośno jęknął, nawet Luke krótko się zaśmiał.
- Dokładnie! - Luke obrócił się na drewnianym stołku, pokazując Ashtonowi swoje najlepsze szkice. - Nie wiem, co o nim myśleć.
Złote oczy nie przebiegły szybko wzrokiem po liniach. Nie, złote oczy przeanalizowały każdy ślad ołówka lub długopisu na papierze.
- To jest niesamowite, Luke.
Luke zastanawiał się, czy Ashton również nadał mu w głowie przezwisko, tak jak on nazywał go chłopakiem z kokiem*.
- Dziękuję. – Policzki spłonęły mu rumieńcem, kiedy przyjął komplement. Luke wiedział, że był całkiem dobry. Wiedział, że był naprawdę dobry. Nawet w czasach zwątpienia, wiedział, że miał to coś.
- Masz naprawdę fajny styl. Unikalny, ale cholernie dobry. - Ashton oddał mu szkicownik. - Ten dzieciak powinien czuć się szczęśliwy, że ktoś taki jak ty czyni go arcydziełem.
Luke spojrzał w dół na swoje dłonie, niepewien, co odpowiedzieć.
- Dziękuję – odpowiedział cicho.
Była 2:01, kiedy Luke poczuł, że znalazł pierwszego prawdziwego przyjaciela w dwudziestym ósmym roku swojego życia.
xxx
* w oryginale Luke nazywa Ashtona „Man-Bun", czyli facet z kokiem.
(a/n) Więc, większość z was przeczytała dużo moich historii, co znaczy, że znacie mój styl pisania cholernie dobrze.
Jak myślicie, kto umrze pierwszy? (wskazówka: umrze dwójka ludzi)
Jak umrą? Dlaczego? (wskazówka: bo jestem potworem)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top