eleven
Luke zamykał drzwi Cornerside Art, słysząc charakterystyczny dźwięk. Odwrócił się, biorąc przesadnie głęboki oddech. Ulice były ciemne, lampy migotały słabo.
Nie był w najgorszej części Nowego Jorku, ale wszystkie miasta były w pewnym sensie złe. Luke wsunął klucze między palec wskazujący i środkowy, gotowy do przecięcia czyjegoś gardła, gdyby odważył się do niego zbliżyć.
Blondyn ruszył w stronę domu. Jego umysł był zajęty, zbliżała się jego pierwsza wystawa. Pierwsza od dłuższego czasu. Odkładał pieniądze na tę jedną noc i był przerażony. To mogło być to, to mogło pokazać mu, czy jest wart choć trochę, dosłownie.
Nie lubił ani cichych uliczek ani swojego głośnego umysłu. Po omacku zaczął szukać w swoich obcisłych dżinsach telefonu. Wybrał pierwszy i jedyny numer na swojej liście kontaktów.
Czasami chciał, by rodzice się o niego troszczyli. Udawał, że to robią, to sprawiało, że czuł się lepiej w nocy. Chciałby mieć więcej przyjaciół, chciałby widzieć w kontaktach numery rodzeństwa, chciałby móc napisać do mamy i zapytać co u niej.
- Hm - burknął Michael.
- Hej, jesteś zajęty? - zapytał Luke. Kopnął kamyk i niemal się potknął.
- Sztuką - odpowiedział. Michael pochylił się na stołku, próbując skończyć linię i skupić się na kolejnej.
Luke włożył rękę do kieszeni.
- Ups, przepraszam. Idę do domu z pracy, i nie wiem. Byłem samotny.
- Chcesz, żebym po ciebie przyjechał? Jesteś bezpieczny? - Jego głos stał się zmartwiony.
- Nie, nie, wszystko w porządku. Miałem powiedzieć ci o tym kiedy indziej, ale tak jakby zbliża się moja wystawa i wiem, że jesteś zajęty i takie tam... - Szedł wolnym krokiem, jąkając się.
- Oczywiście! Przyjdę. Kiedy? Gdzie? Kto tam będzie? - Mike poderwał się z krzesła. Był uśmiechnięty i podekscytowany na myśl, że wreszcie zobaczy prace Luke'a.
Luke podał mu czas, datę oraz lokalizację. Wszedł w swój kompleks, opuszczając rękę z kluczami.
- Nie musisz przychodzić, będzie słabo.
- Nie, cholera, w końcu zobaczę niesamowite dzieła Luke'a Hemmingsa. Dzięki Bogu.
Luke się bał, ale głos Michaela go otulił.
xxx
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, zjebałam z tą nieobecnością. Wybaczcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top