Czwarty - Jestem twój.
Ten rozdział ma Wam przybliżyć w jakim gównie znalazła się Imogen. Może być trochę nudny, ale on naprawdę jest tutaj potrzebny.
Mam w głowie mnóstwo myśli, które nie pozwalają mi nawet żeby na spokojnie przeanalizować sytuację, w której się znalazłam. Jestem jakąś Wybraną Lancastera, dlaczego to ja muszę mieć takiego pecha i zostać ukarana przez los? Przez całe życie byłam grzeczna, przestrzegałam zasad i nikomu nie wyświadczyłam większej krzywdy, a los w zamian wybiera mnie na jakieś destingature, czy jak to było największego idioty na świecie.
Dlaczego nie mogę być jakąś tam wybranką Gabe'a? Lub chociaż tego ślicznego Justina z drużyny? Istnieje tylu Wampirów, ale nie... musiał mi się trafić jakiś tam Lawrence Lancaster.
A co jeśli będę go po prostu unikała? Przecież to, że jesteśmy sobie przeznaczeni nie zobowiązuje nas do związku, czy chociażby przyjaźni? Możemy zejść sobie z drogi. Nikt siłą mnie do niczego nie zmusi, szczególnie do tolerowania tego Wampira z wygórowanym ego.
— Imogen, wszystko w porządku? — tuż obok mnie pojawił się Gabe, obejmując mnie swoim długim ramieniem. — Uciekłaś jakbyś się czegoś przestraszyła...
— Bo przestraszyłam! Jestem w tym waszym dziwnym, skomplikowanym świecie od dwóch miesięcy i nagle pod moimi dłońmi facet zaczyna się świecić na czerwono? Jak jakaś lampka choinkowa! — prycham, podnosząc wzrok na ciemnowłosego. Wampir oblizuje wargi, delikatnie je przygryzając. Prawdopodobnie tak jak ja szuka wyjścia z tej chorej sytuacji. — Będziemy się unikać, nie muszę przecież być teraz jego dziewczyną.
— W świetle wampirzego prawa musisz...
— Co? Gabe, powiedz mi proszę, że robisz sobie ze mnie w chamski sposób jaja. — czuję jak mój oddech przyśpiesza. Błagam, powiedz, że tylko sobie ze mnie żartujesz.
— Poważnie, Wampir musi dążyć do odnalezienia swojej Wybranej. Dopiero dzięki jej dotykowi, krwi czy miłości staje się jeszcze silniejszy. Ewentualnie zyskuję władzę, jeśli jest kimś na znak dziedzica. — wzrusza ramionami. Wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i odpala jednego. Zawinięta w rulonik nikotyna zaczyna się tlić, a w budynku przed nami zaczął rozbrzmiewać donośny dzwonek.
— Nie wiem, czy chcę wracać na następne lekcje .— wzdycham — Jak myślę, że miałabym być w związku z kimś takim jak Lancaster, jest mi po prostu niedobrze.
— Dramatyzujesz... powinnaś się cieszyć, że trafił ci się królewicz z tak przystojną buźką. Jego matka pewnie zwariuje jak się dowie, że znalazł Wybrankę. Nawet nie wiesz jakie Wampir ma szczęście, gdy uda mu się ją odnaleźć... w przypadku Wampirzyc to wygląda podobnie, wiesz? Tylko wtedy partner musi ułożyć dłonie na jej biodrach, to jest specjalnie tak zrobione, by było nam trudniej. — prycha, wyrzucając papierosa.
Odpychamy się od muru i ruszamy razem pod klasę od angielskiego. To jest chyba jedyna lekcja, którą mamy razem. Niestety chwilę się spóźniliśmy, przez co otrzymaliśmy od nauczycielki drobną reprymendę, ale w tym momencie to nie jest ważne.
Wzrok wszystkich uczniów pada na mnie. Każda osoba w pomieszczeniu zaczyna przypatrywać się mojej osobie, co jest bardziej niż niekomfortowe. Mogę się założyć, że chodzi o wydarzenie na stołówce. Do tego wszystkiego zaczęło burczeć mi brzuchu, co prawdopodobnie będzie słychać, gdy w klasie zapanuje cisza.
Dwie blondynki, które zajmowały ławkę przede mną i brunetem, zaczęły coś szeptać i co chwilę odwracać się w naszym kierunku. Nie reaguję, zamiast tego wyciągam z plecaka telefon i przez całą godzinę lekcyjną, oglądam różne filmiki na Instagramie, które pozwalają mi na chwilę całkowitego resetu.
Aż podskakuję, kiedy nagle słyszę dzwonek. Pakuję zeszyt, którego nawet nie otworzyłam i opuszczam klasę w towarzystwie Bensona. W końcu mam chwilę by iść po coś do jedzenia.
— Uwaga, unik. Lancaster po lewej. — rechocze Gabe, wskazując na schody, na których znajduje się ciemnowłosy w towarzystwie innych Wampirów. Mi ani trochę nie jest do śmiechu, kiedy moi cudowni przyjaciele traktują całą tą sytuację jak zabawę.
Nabieram więc więcej powietrza i jak włączam swoje umiejętności kamuflażu, dzięki którym udaje mi się przejść na drugi korytarz, a moją nagrodą okazuje się czerwony automat z przekąskami.
Wyciągam z kieszeni banknot i wsuwam go do automatu, po czym wpisuję numerek, który znajduje się przy Bounty i już po chwili batonik znajduje się w moim posiadaniu. Przerwa nie jest długa, dlatego od razu go odpakowuję i obiorę ogromnego gryza. Jestem naprawdę głodna.
— Nie wydaje ci się, że powinniśmy o tym porozmawiać? — podskakuję w miejscu, słysząc ten niski głos tuż za swoją głową. Batonik wypada mi z rąk lądując na brudnej podłodze, a moje serce momentalnie przyśpiesza przez tego idiotę.
— Widzisz, co zrobiłeś? Jesteś zajebisty Lancaster, drugi raz dzisiaj pozbawiłeś mnie jedzenia. — syczę, podnosząc czekoladową przekąskę, po czym wyrzucam ją do śmietnika obok. Czarnowłosy chwyta mnie mocno za nadgarstek i cofa nas do automatu, w którym kupuje dwa takie same batony, po czym wciska mi je do ręki. Jego spojrzenie daje jasne znaki, że jest naprawdę zdenerwowany (jakby miał czym). — Dzięki, teraz możemy się rozejść w miłej atmosferze.
Szybko wypowiadam te słowa i ruszam przed siebie, jednak Lawrence ponownie chwyta moją rękę, tym razem w okolicach łokcia. Przyciąga mnie do swojego torsu, mierząc chłodnym spojrzeniem. Zaciskam mocniej palce na trzymanych słodkościach i staram mu się wyrwać.
— Czego nie rozumiesz, że powinniśmy porozmawiać?
— Czego nie rozumiesz, w tym, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać? Rozkazuj swoim poddanym. — prycham, starając się wyswobodzić rękę z jego uścisku — Puszczaj mnie albo zacznę krzyczeć.
— Poddanym? — parska, uśmiechając się delikatnie.
W tym samym momencie dzwoni dzwonek, a korytarz pustoszeje. Po chwili jesteśmy sami, co wcale nie poprawia mojej sytuacji. Dlaczego wszystko musi być po jego myśli?
— Jestem twój, Imogen.
— Co ty bredzisz, Lancaster? Nawdychałeś się czegoś? — marszczę brwi, nie rozumiejąc sensu wypowiedzianych przez niego słów. On nie może być mój, skoro ja nie jestem jego.
— Jesteś moją Wybraną, to popieprzone ale tak jest. — wzdycha. — Od teraz jestem twój, a ty jesteś moja.
— Nie ma nawet takiej opcji. Nie wiem, co sobie ubzdurałeś w swojej królewskiej głowie, ale fakt, że świecisz się jak cię dotknę, nie sprawi, że zmienię o tobie zdanie i stworzymy szczęśliwy związek. — mówię, wbijając spojrzenie w jego niebieskie tęczówki. — To nic nie zmienia.
— Jesteś idiotką, McLean. Nawet nie wiesz jak dużo to zmienia, dzięki tobie będę mógł w końcu być jak prawdziwy Wampir. Będę silniejszy od reszty, zyskałbym władzę, sadzając cię na tronie przy moim boku.
— Nie interesuje mnie to. Nie będę twoja tylko po to, żebyś mógł stać się lepszy.
— Ty też będziesz silniejsza, Imogen. Kiedy Wybrana jest ze swoim Wampirem, czas staje w miejscu. Nie będziesz się starzeć, chorować i będziesz naprawdę szczęśliwa. Wszystko zacznie się układać po twojej myśli i będziesz mogła być pewna, że nic ci nie będzie dolegać przez kolejne lata.
— Żeby tak było musiałabym cię pokochać.
— Nie każdy związek opiera się na miłości... wiesz, niektóre na przykład na seksie albo...
— Jesteś idiotą, Lancaster. Temat skończony, wolę umrzeć za kilkadziesiąt lat, niż męczyć się w nieskończoność z tobą.
— Sama tego chciałaś... jednak ten system jest dziwny i skoro znalazłaś już swojego Wampira i mimowolnie odrzucisz związek z nim, pozostaje ci dużo mniej niż kilkadziesiąt lat życia. Wampiry są okrutne, więc nie zdziw się jak za jakiś czas wylądujesz pod kołami autobusu... — prycha i odchodzi w kierunku sali gimnastycznej.
Staram się złapać oddech, jednak na marne. Wszystko zaczyna wirować, a ja nabieram szybko powietrza, czując jakbym się dusiła. To wszystko zaczęło mnie po prostu przerastać, a ja przecież chcę żyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top