Część 7

Louis powinien wiedzieć, że Harold tak tego nie zostawi. 

Kiedy wrócił do swojego ulubionego miejsca w parku kilka dni po meczu, Harold już tam był. Tym razem nie rysował, nawet nie miał ze sobą torby. Po prostu opierał się o jedno z drzew ze skrzyżowanymi rękami za plecami i jego wzrok przyklejony był do ziemi. 

- Nie byłem pewny, czy może tym razem naprawdę mnie unikasz - powiedział Louis, zamiast przywitania. 

Harold uniósł wzrok, jego oczy były rozszerzone. 

Louis powoli do niego podszedł, odkładając swoją sportową torbę i piłkę. - Masz jaja.

- Naprawdę przepraszam - powiedział Harold, zagryzając wargę. - Nie chciałem cię wprawić w zakłopotanie.

- Zdawałeś się naprawdę podirytowany - skomentował Louis. 

- Po prostu - Harry wzruszył ramionami, opuszczając wzrok. - Wiedziałem, że jesteś lepszy niż to, co pokazywałeś.

Louis mruknął. - Powinieneś był zostać i patrzeć, jak to udowadniam.

- Nie mogłem - sprzeczał się Harry. - To było dla mnie żenujące. Ludzie się gapili. 

Wkładając swoje ręce do kieszeni, Louis kołysał się na swoich stopach. - Chyba to łapię - mimo wszystko Louis nie miał szansy, by po prostu uciec. 

- Właściwie jestem spóźniony - powiedział Harry. - Powinienem być w domu jakiś czas temu.

- Ktoś na ciebie czeka? - spytał Louis, nie będąc pewnym czy intencje co do tego pytania były zbyt oczywiste. 

Harold spojrzał na niego z dziwną miną. - Nie - powiedział, lekko kręcąc głową. - Są urodziny mojego współlokatora.

- Och, cóż, więc lepiej się pośpiesz - powiedział Louis, stawiając krok w tył. 

- Ja- - Harold zdawał się wahać, wyraźnie chcąc powiedzieć coś innego. - Jeszcze raz przepraszam.

- Nie przepraszaj - powiedział cicho Louis, uśmiechając się. - Wezmę to za komplement. 

Harold zmniejszył między nimi odległość, wyraz jego twarzy był teraz o wiele spokojniejszy. - Weź to jako to, że jestem twoim fanem numer jeden.  

To uderzyło w Louisa, dziwny ból w klatce piersiowej, coś iskrzącego i dławiącego przeszło przez każdy jego nerw. Wziął drżący oddech, ale zanim mógł powiedzieć słowo, Harold pochylił się, ocierając delikatnie wargami te należące do Louisa.  

Louis stał bez ruchu, dłonie wciąż były w jego kieszeniach, ciepłe, wieczorne słońce wywoływało mrowienie na jego szyi. Jego oczy były otwarte, usta lekko rozchylone, jego oddech stanął. Usłyszał śpiewanie ptaków, prawdziwe ptaki śpiewały na drzewach nad nimi i powietrze pachniało świeżo skoszoną trawą i gorącem indyjskiego lata. 

Harold odsunął się po zaledwie sekundzie, jego policzki były zaróżowione, a uśmiech nieśmiały.

- Do zobaczenia - powiedział cicho i szybko odszedł. 

Louis stał w miejscu jeszcze przez kilka minut. 

~*~

Nie powiedziałeś mu o mnie?? 

Nie mogłem, jeśli bym mu powiedział, musiałbym mu także powiedzieć o Zaynie. 

Ale przychodzi jutro na imprezę? 

więc mogę mu powiedzieć? 

powinieneś był już mu to powiedzieć!! 

jeszcze nie! mam plany co do zayna i nie może mi się do tego wtrącić.

Harry przez moment gapił się na wiadomość od Liama, rozmyślając nad jego odpowiedzią. Potem jęknął i odłożył swój telefon. 

Może to wszystko zadziała. Harry tylko nie wiedział jak. 

~*~

- I skąd dokładnie znasz tego gościa?

Liam przewrócił oczami, wskazując na budynek po ich prawej, by zasygnalizować Louisowi, że tam zmierzali. - Mówiłem ci, że go nie znam.

- Więc nieznajomy zaprosił cię na swoją imprezę urodzinową? - Louis zwęził swoje oczy. - To ten koleś, racja? Ten, za którym ostatnio się uganiasz?

- Um, cóż, coś takiego - Liam zająknął się, wyglądając na trochę niepewnego.  

- Ha, okej, pośpieszmy się! - Louis rzucił się naprzód, dzwoniąc dzwonkiem. - Zaliczysz dzisiaj, Liam.

Liam ścisnął jego ramię, ale cokolwiek powiedział nie dotarło to do Louisa, bo w tym momencie Harold otworzył drzwi. Głośny hałas rozlegał się za nim, muzyki i rozmów. Miał chustę na głowie i ciasne jeansy, jego bluzka jak zawsze była rozpięta do pępka. 

Przynajmniej wyglądał na tak samo zaskoczonego, jak czuł się Louis.  

- Um, Louis - powiedział Liam, puszczając ramię Louisa. - To Harry. Ale przypuszczam, że go znasz?

Louis poczuł coś w brzuchu. Nie, proszę nie, pomyślał, zimne uczucie wisiało nad jego ramionami sprawiając, że jego nogi były ciężkie. Harold -Harry- nie mógł być tym gościem, tym, którego spotkał Liam, kiedy odebrał telefon Louisa. Chłopak, w którym Liam był zakochany. 

Nazywał się Harry. Louis był całkiem blisko. Harry z pięknymi lokami i ślicznymi oczami i różowymi ustami. Harry, który nawrzeszczał na Louisa podczas meczu i który powiedział, że był fanem Louisa numer jeden. Harry, który delikatnie pocałował Louisa w ciepły wieczór zaledwie wczoraj. 

Louis nie mógł zrobić nic innego, tylko gapił się na niego.

- On znalazł twój telefon - powiedział Liam, stojąc obok Louisa, ale jego głos był tak, tak odległy. Wszystko dla Louisa było zwolnione. - Teraz możesz podziękować mu osobiście.

Nie chciał wiedzieć. Harry był tym cholernym kolesiem, w którym zakochał się Liam. 

- Dziękuję - powiedział Louis i jego głos brzmiał dziwnie w jego uszach. 

Harry wyglądał na odrobinę zaskoczonego, wyraz jego twarzy był uważny, kiedy wziął krok w tył. - Dlaczego najpierw nie wejdziecie?  

Liam poszedł pierwszy i Louis podążył za nim ciężkimi krokami. Harry szedł blisko, jego ciało było blisko Louisa, kiedy prowadził ich do salonu, który był wypełniony ludźmi. Louis starał się zignorować to, że Harry miał głowę zwróconą w stronę Liama i słuchał co mówił i w tym samym czasie jego dłoń spoczywała nisko na plecach Louisa, prowadząc go przez tłum.

- To Niall - powiedział Harry, kiedy dotarli do kąta. - Urodzinowy chłopak.

- Wszystkiego najlepszego - powiedział Liam, wyciągając do niego swoją dłoń. 

Niall, miał blond włosy i wielki uśmiech przyklejony do twarzy, pochylił się i przyciągnął Liama do uścisku. - Dzięki, stary - puścił go i poklepał ramię Liama.  

Liam wyglądał na bardzo zaskoczonego. 

- Spóźnionego wszystkiego najlepszego - potem powiedział Louis, odciągając jego uwagę od Liama. 

- Ktoś tu zdobył informację - skomentował Niall, również przytulając Louisa. Kiedy się odsunął, spojrzał na Harry'ego. - Jesteście przyjaciółmi Harry'ego?

Liam przytaknął. - Tak, poniekąd. 

- Grasz w nogę, racja? - Niall spytał Louisa. - Byłem na meczu z Harrym. Musieliśmy wyjść trochę wcześniej...

Louis zaśmiał się, zerkając na Harry'ego. - Zgaduję, że nie zrobiłem dobrego pierwszego wrażenia.

- Stary, Harry był tym, który nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia na nikim - Niall objął Harry'ego wokół talii. - Prawdziwe upokorzenie.

Harry zarumienił się, patrząc to na Nialla, potem Louisa.

- Lubię żarliwych fanów - oświadczył wprost Louis. 

- Świetnie, wspaniale! - Niall wręczył Liamowi butelkę. - Nalejcie sobie drinka, chłopaki. Porozmawiamy później, tak?

Potem odwrócił się do kolejnej grupy, która stała obok, by się z nim przywitać. Louis czuł się przytłoczony, jakby został uderzony beczką. 

- W kuchni mamy inne drinki - zaoferował Harry, wskazując na drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. 

- Mógłbyś nam coś przynieść, Lou? - spytał Liam. .

Louis spojrzał na Harry'ego, niechętny do zostawienia ich samych. Ale nie miał zbytnio wyboru. Jak miał podjąć walkę? Przepraszam, Liam, miałem go na oku już od jakiegoś czasu. Nawet nie znałem jego imienia, aż do kilku minut wstecz, ale po prostu nie możesz go mieć. 

Nie, to prawdopodobnie nie było wystarczające. Louis nie miał szans. 

- Jasne - powiedział w zamian, przelotnie przytakując. 

- Mogę ci pokazać-

- Harry, dlaczego nie przedstawisz mnie swoim innym przyjaciołom? - przerwał mu Liam, jego ton słodki. Słodkość mu nie pasowała, zdecydował Louis, niemal mówiąc to na głos.  

Ugryzł się w język. 

- Tak, oczywiście - odpowiedział po chwili Harry, odwracając się od Louisa. 

Liam posłał Louisowi kciuka w górę za plecami Harry'ego i Louis wymusił przynajmniej uśmiech, zanim poszedł do kuchni. Przepchnął się przez ludzi, którzy w większości posyłali mu podirytowane spojrzenia. 

Kuchnia była mnie zatłoczona, tylko kila grupek tam stało, żadna z nich nie zauważyła Louisa. Wziął głęboki oddech i przyglądał się alkoholom na stole. 

Może jeśli wypije szklankę każdego, przetrwałby ten wieczór. 

Lekko podskoczył, kiedy ktoś dotknął jego ramienia i okazało się, że to koleś w jego wieku, czarne włosy i ciemne oczy, gładka skóra i starannie przystrzyżona broda.

- Właśnie przyszedłeś z Liamem, prawda? - spytał, jego głos był ściszony.

Louis przytaknął. - Um, tak?

- Wie, że tutaj jestem? - rozejrzał się, jakby obawiał się, że Liam wszedłby tutaj w każdej sekundzie. 

- Nie wiem - powiedział Louis, marszcząc brwi. - Zależy od tego, kim jesteś?

- Och, tak, przepraszam - odpowiedział. - Jestem Zayn. Mieszkam tutaj.

- Cóż, w takim razie, zgaduję, że przynajmniej się ciebie tutaj spodziewa? - zauważył Louis, napełniając papierowy kubeczek białym winem z otwartej butelki. Miał przeczucie, że będzie tego potrzebował. 

- Kurwa - powiedział Zayn.

Louis odłożył swój kubeczek. - Masz z nim jakiś problem?

Zayn zamrugał, szybko potrząsając głową. - On, jakby, rozmawiał ze mną kilka razy, ale nigdy nie wiedziałem co powiedzieć.

Przez moment Louis przetwarzał to. Ponownie wziął swój kubek, by przełknąć tą informację, żeby dotarła do świadomości. - Podoba ci się? 

- Jest całkiem spoko - odpowiedział Zayn, wzruszając ramionami i faktycznie odrobinę wydymając wargi. 

- Naprawdę nie jest - wymamrotał Louis z parsknięciem. - Również, jest tutaj dla Harry'ego - dodał odrobinę głośniej. 

Zayn zmarszczył brwi. - To ty nie jesteś tu dla Harry'ego?  

Louis uniósł brew. 

- To znaczy - kontynuował Zayn. - Praktycznie zaciągnął nas na twój mecz któregoś dnia.  

- Och, to - powiedział Louis. - Myślę, że właściwie przyszedł, by zobaczyć Liama, ale zachorował przed meczem i nie mógł grać.

- Masz na myśli, ich dwójka...- głos Zayna zamarł w połowie zdania, jakby nie mógł tego wymówić.

Louis wzruszył ramionami. - Na to wygląda.

- Och - Zayn wyglądał na szczerze zaskoczonego. 

Wzdychając, Louis napełnił kolejny kubeczek winem i podał go Zaynowi. - Wypij. 

W jakiś sposób to było miłe, by mieć kogoś, z kim mógł dzielić ból. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top