Część 6
- Tak się cieszę, że wygraliście - westchnął Liam, odrobinę kaszląc.
Louis podał mu kolejny kubek herbaty, siadając na krawędzi łóżka. - Tak, pierwsza połowa nie poszła zbyt dobrze, ale odegraliśmy się w drugiej.
- Tym razem było okej być kapitanem? - spytał Liam. Jego wzrok był łagodny, ze znaczącym błyskiem. Wiedział, że Louis czuł się niekomfortowo w tej roli.
Profesor Umbridge przyszła i wskoczyła Louisowi na kolana. - Chyba wystarczająco wziąłem się w garść, by zrobić przyzwoita robotę. W końcu - dodał po namyśle.
Przez resztę pierwszej połowy, Louis nawet nie odważył się spojrzeć na trybuny. Obawiał się, że zobaczy Harolda, który wciąż był zły, wciąż był zrzędliwy przez wystąpienie Louisa. Kiedy w końcu podniósł wzrok, Harold poszedł.
Gdziekolwiek, skąd w ogóle przyszedł.
Louis nie miał pojęcia jak Harold nagle skończył na widowni, krzycząc na Louisa za granie jak gówno. To było tak żenujące, Louis szczerze miał nadzieje, że Liam nigdy się nie dowie.
- Hej, o tym chłopaku - powiedział, by rozproszyć Liama od rozmowy o meczu. - No wiesz? Ten, którego poznałeś, kiedy poszedłeś odebrać mój telefon. Jak z tym idzie?
Liam odrobinę się zarumienił. - Właściwie, był dzisiaj na meczu - przyznał.
- Przyszedł ci kibicować? - zagruchał Louis. - Jak miło.
- Tak. - odpowiedział nieprzekonująco Liama, sceptycznie patrząc na profesor Umbridge, kiedy rozłożyła się na kolanach Louisa i jej łapki dotykały kołdry Liama. - Przykro mi, że nie mogłem tam być. Przynajmniej wy pokazaliście, że jesteśmy dobrą drużyną, więc może będzie chciał przyjść na kolejny.
Louis tylko przytaknął, zastanawiając się jak Harold prawdopodobnie zrujnował to dla Liama. Kilku ludzi po meczu zapytało o co chodziło i czy mają więcej takich szalonych fanów.
- Więc kiedy poznam tego chłopaka? - Louis mrugnął do Liama. - Powiem kilka dobrych słów w jego obecności. Opowiem mu twoje najlepsze historie.
- Proszę, nie! - jęknął Liam, wyglądając na przerażonego. - To dlatego nigdy nie przedstawiam cię chłopakom, z którymi się spotykam.
- Ci goście po prostu nie mają żadnego poczucia humoru, Li - kłócił się Louis. - Nie łapią, kiedy sobie z ciebie żartuję.
- Przede wszystkim nie powinieneś robić sobie ze mnie żartów.
Louis miał odpowiedzieć, ale podniósł wzrok i Leigh-Anne weszła do pokoju, zdyszana. Profesor Umbridge usiadła na jego kolanach.
- Louis, to prawda?
Wszystkie kolory odpłynęły z twarzy Louisa- właściwie, mógł to poczuć, jego policzki stały się zimne.
- Co? - spytali z Liamem w tym samym czasie.
Leigh-Anne gestykulowała swoimi rękami. - Właśnie spotkałam Aidena po drodze do domu i powiedział mi, że był szalony fan na widowni, który nakrzyczał na Louisa.
Liam spojrzał na niego. - Ktoś na ciebie nakrzyczał?
Louis jęknął, posyłając Leigh-Anne spojrzenie. - Nic wielkiego, Li. To nic.
- On, jakby, wychylił się za barierki i powiedział Louisowi, żeby wziął się w garść i pokazał na co go stać - Leigh-Anne powiedziała Liamowi. - Aiden powiedział, że wszyscy na widowni byli zszokowani!
- Kto to był? - spytał Liam, wyglądając na odrobinę spanikowanego.
- Nie znam go zbyt dobrze, okej? - wyjaśnił Louis, biorąc Profesor Umbridge w swoje ramiona i wstając z łóżka. - Spotkałem go raz, czy dwa, kiedy ćwiczyłem w parku. Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło.
- Twoja mała, osobista cheerleaderka - zagruchała Leigh-Anne.
- To nie to, kim jest - Louis naskoczył na nią.
- Aiden powiedział, że jest uroczy - kontynuowała, ignorując słowa Louisa. - Może powinieneś go poznać.
- Mam wypracowanie do skończenia - Louis spojrzał jeszcze raz na Liama, zobaczył zdezorientowany wyraz twarzy, ale zdecydował się nic z tym nie robić. - Później do ciebie przyjdę, Li.
Z tym wyszedł z pokoju, idąc do własnego.
Oczywiście już odpowiedział na mnóstwo pytać o Haroldzie wcześniej w przebieralni. Wszyscy chcieli wiedzieć kim był ten koleś, który wyciągnął głowę Louisa z jego tyłka.
Prawdą było to, że Louis grał o wiele lepiej po interwencji Harolda. Coś w tych oczach, coś w sposobie, w jaki spojrzał na Louisa ruszył dźwignię w Louisie. Po tym czuł się o wiele, wiele silniejszy, zmobilizowany do pokazania, że Harold się nie mylił, że Louis naprawdę mógł to zrobić.
Przed wszystkimi innymi udawał, że ulżyło mu, że Harold wyszedł tak szybko.
Jeśli miałby być z sobą szczery, był zawiedziony, że Harold nawet nie zobaczył jak Louis podniósł poprzeczkę.
W pewnym sensie, mimo wszystko to było dla Harolda.
~*~
Harry przekręcił się na łóżku, kiedy zadzwonił jego telefon. Westchnął i wziął go ze stolika nocnego, widząc imię Liama.
- Hej - odebrał, starając się nie zdradzać tego tylko jednym słowem.
- Cześć - przywitał go Liam, brzmiąc na równie zaspanego. - Przepraszam, że kazałem ci iść dzisiaj na mecz, kiedy nawet mnie tam nie było.
- Żaden problem, stary - odpowiedział Harry. - Mam nadzieję, że czujesz się trochę lepiej?
- Moi współlokatorzy dobrze się mną opiekują - Liam przez chwilę milczał. - Słuchaj, słyszałem co stało się dzisiaj podczas meczu.
Harry zamrugał, zastanawiając się jak dokładnie Liam dowiedział się, że to był on. - Um, tak?
- O szalonym fanie, który nakrzyczał na jednego z graczy podczas gry? - Liam lekko się zaśmiał. - To szybko się rozniosło, uwierz mi.
- Ja nie-
- Po prostu nie chcę, żebyście myśleli, że tak jest zawsze - kontynuował szybko Liam, jego głos odrobinę zdesperowany. - Zazwyczaj nic takiego się nie dzieje.
Harry zamknął oczy. Więc Liam nie wiedział, że to był on. Cóż, ale ile minie, aż się dowie? Jakoś to się wyda, tak zawsze było.
- Słuchaj, Liam, prawda jest taka-
- Proszę nie mów, że Zayn nie da temu drugiej szansy. Wiem, że to dzisiaj wyglądało trochę dziwnie i naszej drużynie nie szło najlepiej, ale obiecuję-
- Liam - przerwał mu Harry i nastała cisza. - Zayn wie, że zazwyczaj tak się nie dzieje.
- Wie? - spytał Liam, zdezorientowanie było wyraźne w jego głosie.
- Cóż, wie, że ja zazwyczaj nie chodzę na wasze mecze, więc... - Harry przełknął.
- Ty? - zdezorientowanie było teraz jeszcze bardziej wyraźne. - Nie łapię, Harry.
Z westchnieniem, Harry usiadł, przejeżdżając dłonią przez swoje włosy. - Ja byłem tym, który krzyczał, Liam. Tak jakby na moment puściły mi nerwy.
- To byłeś ty? - Liam brzmiał na szczerze zaskoczonego. -Ty nakrzyczałeś na Louisa?
Louis, odbiło się echem w głowie Harry'ego. Louis, Louis, Louis. Jego imię to Louis i to brzmiało dobrze, idealnie pasowało do tego bystrego umysłu i inteligentnego uśmiechu i do tych ślicznych, niebieskich oczu.
- Harry? - spytał Liam, kiedy Harry nie reagował.
- Tak, to byłem ja - powiedział Harry, zagryzając wargę. - Przepraszam.
- Wygląda na to, że poniekąd uratowałeś grę - rozmyślał Liam. - Louis powiedział, że czasami patrzysz jak ćwiczy w parku.
- Czasami - przyznał Harry.
- Jesteście jakby, przyjaciółmi?
Harry cicho się zaśmiał. - Nie. Nie powiedziałbym tak.
Liam wydał z siebie odgłos ulgi. - Dobrze. To dobrze.
- Dlaczego? - Harry zmarszczył brwi.
- Nie możesz powiedzieć mu o Zaynie - - olecił mu Liam. "Kiedy się o tym dowie, będzie chciał się wtrącić. Kiedy tylko Louis to zrobi, będzie źle. Z Zaynem nic nie może pójść źle.
- W porządku - Harry zdecydował się na razie nie podkreślać tego, że z Zaynem nie do końca szło dobrze. - W następnym tygodniu są urodziny Liama - powiedział. - Robimy imprezę. Dlaczego też nie przyjdziesz?
Liam przez sekundę się zawahał. - Powinienem zabrać Louisa?
- Możesz zabrać tylu przyjaciół, ilu chcesz - odpowiedział Harry. Teraz był w tym zbyt głęboko, by odciąć się i ukrywać przed Louisem. Harry spotka się z nim jak należy. - Niall zna wielu ludzi, mieszkanie i tak będzie zatłoczone.
- Powinniśmy coś przynieść?
- Napoje - Harry bawił się z nitką od swojej kołdry. - I powinieneś ustalić strategię, by porozmawiać z Zaynem.
- Zrobię to - obiecał Liam, odrobinę się śmiejąc. Skończyło się to kaszlem. - Hej, Harry?
- Tak?
- To był telefon Louisa, wiesz? Ten, który znalazłeś.
Harry zamrugał, starając się przetworzyć tę informację. Pamiętał słowa Liama, kiedy się po raz pierwszy spotkali. - Może los żartuje sobie z nas obu.
Najwyraźniej to nie było zbyt tajemnicze dla Liama. - Mogę oddać przysługę, jeśli chcesz. Mogę pobawić się w swatkę dla ciebie i Louisa.
Harry uśmiechnął się do siebie. - Dzięki. Może się do ciebie z tym zwrócę. Na razie jest w porządku.
- W każdej chwili - zaoferował Liam. - Tylko powiedz słowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top