Część 2
- Lou! - krzyknął Liam, wybudzając Louisa z jego snu w bardzo brutalny sposób. - Co kurwa?
Louis jęknął i odmówił otworzenia oczu. To był prawdopodobnie Liam, który tracił swoją cierpliwość, bo znowu kolejny chłopak był w ich kuchni, łazience, salonie, albo może wciąż w łóżku Louisa, chociaż Louis obiecał, że przestanie przyprowadzić jednorazowe przygody.
- Co Umbridge robi w twoim łóżku? - teraz głos Liama był bliżej. - Ustaliliśmy, że nie wolno jej wchodzić do łóżek.
Otwierając swoje oczy Louis zauważył, że był sam w łóżku- z wyjątkiem Profesor Umbridge, ich kota, który rozciągnął się tuż obok Louisa.
- To moje łóżko - spierał się Louis, głaszcząc szarego kota po plecach. Leżała tam, gdzie pewien kręconowłosy nieznajomy powinien być. - I dla ciebie to Profesor Umbridge.
- Zamknij się - wymamrotał Liam. - To kot.
- Bardzo niegrzeczny - dodał Louis. - Wsadzi cię do kozy za bycie takim niemiłym.
- W każdym razie - Liam skrzyżował swoje ręce. - Dlaczego wciąż jesteś w łóżku?
Dopiero teraz zauważył, że Liam ubrany był w swój piłkarski strój. Co mogło oznaczać tylko jedną rzecz.
- Trening zaczyna się za dwadzieścia minut, więc zwlecz swój tyłek z łóżka, Tommo - rozkazał Liam, odwracając się. - Wychodzę za pięć. Jeśli nie będziesz gotowy, będziesz biegł na boisko.
Jęcząc, Louis zsunął się z łóżka. Przewrócił puste butelki po piwie i zmarszczył na nie brwi. Nie było ich tu wczoraj, prawda? Czy pił w tym ślicznym gościem- jak mu było na imię? Harold?
Nic dziwnego, że Louis nie pamiętał wiele z tego co się stało. Zużyta prezerwatywa obok butelek wskazywała, że Louis pieprzył czarującego Harolda.
Jeśli to w ogóle było jego imię.
- Musimy iść, Tommo! - krzyknął Liam. - Jeszcze nie słyszałem prysznica!
- Pieprz się, Liam - odkrzyknął Louis. - Mam tutaj kaca.
- Woda i tabletki są na stoliku w kuchni - Liam pojawił się we framudze drzwi do pokoju Louisa. - Jak źle jest? Pamiętasz cokolwiek ze wczoraj?
Louis otworzył drzwi od swojej łazienki, nie przejmując się tym, że był nagi przed Liamem. - Niczego nie zapomniałem.
- Więc pamiętasz może jak przysięgałeś zmienić swoje życie i przestaniesz mieć tyle jednorazowych przygód?
Louis wskoczył pod prysznic, zimna woda sprawiła, że przeszedł go dreszcz. - To był ostatni raz. Był naprawdę słodki.
Liam prychnął, opierając się o ścianę przy zlewie. - Jeśli był słodki, mogłeś go porządnie poznać, zanim go pieprzyłeś, no wiesz.
- Ja nie-
- Jak się nazywa, Louis? - przerwał mu Liam.
- Harold - odpowiedział Louis, całkiem pewny, że to było imię chłopaka.
- Okej - ustąpił Liam. - Co studiuje?
Louis zawahał się jedynie przez sekundę. - Prawo?
- Wiedziałem - Liam podał Louisowi ręcznik, wyglądając na nieporuszonego. - Czy imię też zmyśliłeś? Bo poważnie? Nikt nie nazywa się Harold.
Louis westchnął. - Jestem w czterdziestu procentach pewien, że jego imię to Harold. Może Henry.
- Czy wiesz w ogóle cokolwiek o chłopaku, z którym spędziłeś noc?
Wycierając swoje włosy, Louis wzruszył ramionami. - Ma niesamowite usta. Jakby, dobrze całuje, naprawdę dobrze. Usta z pewnością stworzone do obciągania.
Liam patrzył na niego przez kolejną chwilę, potem odwrócił się wracając do pokoju Louisa. Louis zobaczył jak podniósł Profesor Umbridge, kiedy podążał za Liamem, zarzucając ręcznik wokół swoich bioder.
- Biegniesz na boisko - powiedział mu Liam, jego ton był chłodny. - Do zobaczenia później.
Louis wiedział, że nie było sensu się kłócić- Liam by mu nie pozwolił. Mimo wszystko był kapitanem i Louis wiedział, że jeśli Liam ulegnie i podwiezie na boisku, zmusi Louisa do biegania tam okrążeń.
Więc zamiast kłócić się z Liamem, Louis wziął swój sportowy strój, założył go i starał się być tak szybki, jak to możliwe. Kiedy włożył jednego buta zmarszczył brwi i zdjął go, po czym przekręcił go do góry nogami.
Wypadł z niego pierścionek, uderzając o podłogę z głuchym dźwiękiem. Louis podniósł go, zastanawiając się skąd on się wziął. Był duży i masywny, srebrny i na przodzie była wygrawerowana kotwica.
Najprawdopodobniej należała go chłopaka ze ślicznymi, zielonymi oczami i pięknymi oczami. Louis by mu go oddał, ale nie było szans, prawda? Ostrożnie odłożył go na stolik nocy, z powrotem wkładając swoje buty.
Wychodząc z pokoju, wciąż wiążąc buta, Louis na jednej nodze wskoczył do kuchni. Leigh-Anne siedziała przy stole czytając gazetę i popijając swoją kawę.
- Czy Liam znowu zmusza cię do biegu na wasz trening? - zapytała, zamiast się przywitać.
Louis przełknął dwie tabletki przeciwbólowe i popił je szklanką wody. - Lubi się nade mną znęcać.
- Myślę, że po prostu brakuje ci dyscypliny - twierdziła, wciąż nie podnosząc wzroku znad gazety.
- Oboje jesteście zazdrośni, bo uprawiałem seks - zaszczebiotał Louis, zanim odwrócił się i wyszedł z mieszkania, by przyjść na czas na ich trening.
~*~
- Co za marnotrawstwo - powiedział z irytacją Niall, wręczając Zaynowi banknot.
Zayn uśmiechnął się i włożył to do kieszeni, witając Harry'ego poprzez machnięcie ręką.
Ustalili, że po zajęciach spotkają się w pobliskim parku i Harry się odrobinę spóźnił.
- Co się tu dzieje? - zapytał, marszcząc brwi.
- Ponad dwa tygodnie - powiedział Niall, nadal miał nadętą minę. - Straciłem dychę, bo twoja ostatnia jednonocna przygoda nie stała się twoim kolejnym chłopakiem.
Potrząsając głową, Harry zdecydował się tego nie komentować. W każdym razie nie mógł się na tym za bardzo skupiać.
- Jak poszło? - spytał cicho Zayn, prawdopodobnie już przewidując rezultat.
Harry westchnął, opadając na wolną ławkę i odchylił do tyłu swoją głowę. Delikatny wiatr roztargał jego loki, które opadły na jego twarz i łaskotały policzki. Może powinien je wkrótce ściąć, zobaczyć, czy Louise miała jakieś wolne terminy w następnym tygodniu.
- Przestań być taki przygnębiony, Haz - powiedział Niall, siadając obok Harry'ego.
- Nie mam pojęcia co zrobić - przyznał Harry, składając swoje dłonie. Otwierając oczy, Harry wpatrywał się na zachmurzone niebo, mieszanka bieli i szarości, monotonne i wyblakłe.
Spotkanie z profesor nie poszło zbyt dobrze. Nie zrobił wystarczająco dużo nowych rzeczy, by jej pokazać i porozmawiać o tym, by ją usatysfakcjonować. Była raczej sceptycznie nastawiona co do nowego konceptu Harry'ego, pytając o każdą rzecz.
Prawdopodobnie powinien zrobić to jak Zayn. On zawsze robił właściwą rzecz. Praktycznie mieszkał w studio, co zagwarantowało, że spotkanie z ich profesor poszło doskonale. Otrzymał dużo pochwał za swoje malunki. Może Harry po prostu też powinien zacząć rysować, zamiast trzymać się szkła.
- Jestem pewien, że nie było tak źle. Wie, do czego jesteś zdolny - Zayn poklepał go po ramieniu, stojąc obok Harry'ego.
Pracował z ceramiką od niemal dwóch lat i przez ostatnie miesiące zdecydował się wypróbować szkło. To było interesujące, ale wyglądało na to, że Harry'emu do końca nie wychodziło.
- Po prostu nie mogę robić tego w tym momencie. Do czegokolwiek jestem zdolny, Zayn, nie mogę tego zrobić.
Wzdychając, pochylił się do przodu i oparł łokcie o kolana, zniżając głowę.
Zanim mógł głębiej zatopić się we własnej rozpaczy, zauważył telefon między swoimi stopami. Marszcząc brwi podniósł go i obrócił kilka razy i potem uniósł głowę, by rozejrzeć się wokół. Nie było nikogo w małym parku. Tylko ich trójka.
- Tu jest telefon - ogłosił Harry, trzymając go w swojej dłoni.
Niall przybliżył się. - Ktoś musiał go zgubić.
Przez chwilę bezmyślnie się nim bawiąc, Harry znalazł przycisk, który rozjaśnił ekran. - Jest zablokowany - powiedział. - Zgaduję, że muszę wpisać kod, by go odblokować.
- Co teraz? - spytał Zayn.
Jeśli ktoś go tu zgubił, było bardzo prawdopodobne, że ta osoba mieszkała blisko. W większości przychodzili tu ludzie z okolicy, by wyprowadzić swoje psy, albo pobiegać, albo by po prostu usiąść na ławce i popodziwiać zieleń.
- Chyba go zatrzymamy - zasugerował Harry, wzruszając ramionami.
- Ktokolwiek go zgubił, w końcu zadzwoni - zgodził się Niall.
Harry włożył go do kieszeni swoich jeansów i wstał z ławki. - Idziemy na herbatę?
Przytaknęli i zaczęli iść z Harrym po środku. Niall opowiadał o swoim dniu i Harry był wdzięczny za rozproszenie uwagi. Już nie chciał dłużej myśleć o swoim głupim dziele sztuki.
Po drodze z parku, Harry pytał każdej osoby, która przechodziła czy nie zgubiła ona telefonu, ale nikogo takiego nie znalazł.
Skończyło się tak, że zabrał go do domu, gdzie naładował go i zostawił na stole w kuchni, na wypadek gdyby ktoś miał zadzwonić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top