rozdział 1

HARRY

Szedłem korytarzem w stronę pokoju siostry przesuwając dłonią po ścianie, na której położona była czarna tapeta w srebrne paski. Wisiała tam chyba od zawsze, a ja szczerze jej nie lubiłem. To przez nią nocą korytarz straszył, od srebrnych jej części często odbijał się księżyc powodując u mnie gęsią skórkę.

Dotarłem na miejsce i zastałem uchylone drzwi. Gemma siedziała nieruchomo na swoim łóżku pokrytym fioletową kapą, którą kupiłem jej na osiemnaste urodziny. Wpatrywała się w limonkową ścianę przed sobą i mówiła coś poruszając samymi ustami. Jej 'niemy krzyk' jak to nazywałem spędzał wszystkim sen z powiek. Mama była tym przerażona ale miała nadzieję, specjaliści twierdzili, że to depresja pourazowa i przy odpowiedniej terapii da się to zwalczyć, a ja wiedziałem, że mojej siostrzyczki już nie odzyskam, bo ile można brać środków psychotropowych, ile można przebywać w ośrodkach psychiatrycznych. Pewne rzeczy po prostu się dzieją i choć byśmy nie wiem jak się starali nie miną, zbyt mocno zakorzeniają się w naszych umysłach, zbyt mocno zżerają resztki tego co z nas pozostało.

Wszedłem do pokoju nie zawracając sobie głowy pukaniem, i tak by nie usłyszała. W tej chwili była w swoim własnym świecie, do którego nie mieliśmy wstępu. Stanąłem naprzeciw niej, tak by mnie zauważyła. Nagle jej ciało nie było już nieruchome, mięśnie ze stanu napięcia wróciły do normalnej pracy a zielone oczy, jak moje, uniosły się do góry, by dokładnie przestudiować moją twarz.

- Cześć Gimi. - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.

- Hari, długo tu jesteś? - zapytała i podniosła się z miejsca. Czarne spodnie dresowe i bluza z kapturem przypominały wielki czarny worek, w którym przewozi się zwłoki. Widok mrożący krew w żyłach, do którego przywykłem, bo nie miałem wyboru. Byłem starszym bratem, musiałem stanąć na wysokości zadania i pokazać, że życie jest coś warte, że świat się dla nas nie skończył, a ona jest jego częścią.

- Przyszedłem przed chwilą. Gdzie byłaś? - zadałem pytanie, które przynajmniej kilkakrotnie padało z moich ust w ciągu doby.

- Nigdzie. Cały czas jestem tutaj. Czemu się zgrywasz, braciszku? - usłyszałem i jak zawsze posłałem uśmiech w jej kierunku, a tak naprawdę miałem ochotę nią potrząsnąć i błagać by w końcu dała sobie pomóc.

- Tak tylko. Wiesz, że to lubię. Gdzie twoje walizki? - na moje pytanie rozejrzała się nerwowo w ich poszukiwaniu.

Zdążyła zapomnieć gdzie je postawiła, więc nie mając wyjścia sam zacząłem ich szukać. Niestety coś mi mówiło, że nie spakowała się do końca a wszystkie graty znajdę w garderobie. Skierowałem się w kierunku pomieszczenia i po otwarciu drewnianych drzwi zobaczyłem bałagan jakiego świat nie jest w stanie pojąć.

- Miałaś się spakować, Gimi. Nie demolować garderobę. - zacząłem się szczerze śmiać. Zaskakiwała mnie każdego dnia, ale tego się nie spodziewałem.

- To trzeba było mi pomóc. Tu jest ciemno nawet jak zapalę światło. - powiedziała, a ja nie wiedząc o co jej chodzi próbowałem nacisnąć włącznik lampy. Nie zadziałał. Świetnie. Żarówka się przepaliła i pewnie wpadła w histerię, a że kiedy krzyczy nie wydobywa z siebie dźwięków nikt nie mógł jej usłyszeć.

Odwróciłem się w jej stronę i przygarnąłem do siebie. Czułem jak moja koszula robi się mokra od jej łez, a w moich oczach też pojawiają się słone krople. Zacisnąłem je, by żadna nie miała możliwości spłynięcia po moich policzkach. Dla niej musiałem być silny, dla niej musiałem być bohaterem.

- Choć spakujemy cię do końca i zejdziemy na obiad. - wymieniłem szybko żarówkę, którą znalazłem na swoim stałym miejscu.

- Nie jestem głodna. - szepnęła i wcale nie zdziwiły mnie jej słowa.

- Nigdy nie jesteś.

- Bo to prawda. - na tym skończyliśmy konwersację, która była całkowicie bez sensu.

Zabraliśmy się za pakowanie jej ubrań, bo tylko to miało wyruszyć z nami w podróż do Londynu. Tam gdzie mieliśmy zamieszkać mieliśmy wszystko a graty, które na każdym kroku przypominały o koszmarach nie były nikomu do szczęścia potrzebne. Po piętnastu minutach chwyciłem dwie ciężkie walizki i wyszedłem z garderoby, a za mną wlokła się Gemma.

- Ruszaj ten swój chudy tyłek, bo mama się zdenerwuje. - zaśmiałem się i już miałem przekroczyć próg jej pokoju gdy usłyszałem szept.

- Mogę ci coś powiedzieć, Hari?

- Zawsze. - spojrzałem w jej oczy, które kryły przerażenie.

- To wraca. - w tym momencie walizki wypadły mi z rąk a kolana ugięły się pode mną. Leki przestawały działać jak powinny i najwyższa pora wyjechać z tego pieprzonego miasta miłości, jak je nazywają, bo ono z niczym dobrym nie ma nic wspólnego.

Podczas obiadu nie mogłem się skupić. Cały czas myślałem o tym co powiedziała Gimi. Jeśli koszmary wracają to ponownie zrobiliśmy krok w tył. Terapia nie przynosi efektów co może znów posłać ją do psychiatryka, czego nie miałem zamiaru robić choćbym miał zrezygnować z pracy i poświęcić się mojej małej siostrzyczce. Szturchnięcie w ramię wyrwało mnie z zamyślenia.

- Harry, dzwoni Yona. - mama podała mi słuchawkę, a ja z grzeczności odszedłem od stołu.

- Co jest, Pani Profesor? - powiedziałem wesoło, bo uwielbiałem tą kobietę. Yona Marmouget, wspaniała nauczycielka śpiewu i najlepsza przyjaciółka na świecie, zawsze wiedziała jak pomóc i co zrobić bym na chwilę zapomniał o swoich problemach.

- Mam coś dla ciebie. Spotkajmy się w szkole za godzinę. - powiedziała tajemniczo co mogło wróżyć jakiś szalony pomysł z jej strony.

- Ale ja o szóstej mam samolot. - westchnąłem zrezygnowany.

- Zdążysz, a to jest naprawdę ważne. Widzimy się za godzinę, Hazzi. - powiedziała i się rozłączyła.

Mama nie była zadowolona z jej pomysłu bo bała się, że przez to mogę spóźnić się na samolot. Zapewniłem ją jednak, że nic takiego się nie zdarzy i tak oto byłem w drodze do swojej byłej już szkoły. Ecole de Theatre ukończyłem w tym roku i miałem zacząć tam staż, ale los chciał inaczej i musiałem zrezygnować z tej możliwości. Ubolewałem nad tym, bo to była rezygnacja z marzeń, jednak Gemma była ważniejsza niż wszystko inne.

Zaparkowałem auto pod szkołą i ruszyłem do gabinetu Yony. Przyjaciółka już czekała i kiedy tylko zasiadłem na kanapie otrzymałem teczkę z napisem Harry Styles.

- Co to jest? - zapytałem zdziwiony.

- Klucz do przyszłości. - odpowiedziała i zaczęła się śmiać – no otwórz, to jest niespodzianka.

Z lękiem rozwiązałem sznureczek i otworzyłem teczkę trzęsącymi się dłońmi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to napis 'List polecający', gdy przejrzałem całą zawartość zaniemówiłem. W teczce znajdowała się cała dokumentacja dotycząca mojej nauki i ukończenia szkoły przetłumaczona na język angielski, a na samym końcu plan stażu w jednej najlepszych szkół artystycznych w Londynie, Tomlinson Academy of Arts.

- To żart, prawda?

- Nie, Harry. Nie śmiałabym żartować z twojej przyszłości, a ta szkoła właśnie nią jest. - usłyszałem od przyjaciółki i nadal nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Niech mnie ktoś uszczypnie.

- Ale jak?

- Tomlinson'ów znam od dziecka, a Tommo to świetny muzyk i nauczyciel. Dogadacie się.

- Tommo? - spojrzałem na nią zdezorientowany. Znałem ją tyle lat i nigdy nie słyszałem tego imienia.

- Louis Tomlinson, syn właścicieli. On będzie opiekunem twojego stażu.

---------------------------------------------------------
Witam Słoneczka Moje 😙

Przychodzę do was z pierwszym rozdziałem i mam nadzieję, że wyrazicie swoją opinię na jego temat.
Wiem, miał się pojawić dopiero po skończeniu YGM, ale jakoś tak... no... nie umiałam się powstrzymać 😉
Pozdrawiam was serdecznie w ten sobotni wieczór.

Wasza Geo😙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top