Rozdział 30
Wjechaliśmy na cmentarz. Betonową, popękaną ścieżką dojechaliśmy do budynku wyglądającego na pierwszy rzut oka jak mauzoleum. Opuściliśmy pojazd, podeszliśmy troszkę bliżej, a ze środka wyszedł starszy mężczyzna z długą siwą brodą oraz ciemnobrązowym, skórzanym kapeluszu kowbojskim.
-Witajcie - spojrzał na nas, a w szczególności najbardziej przyglądał się Morgan'owi. -Cóż za niespodziewana wizyta, sam władca wampirów zawitał w moje skromne progi - uśmiechnął się niepokojąco na jego widok.
-Wybij to sobie z głowy, jeśli nie chcesz wrócić do piekła - wampir zgromił mężczyznę wzrokiem, który natychmiast przeprosił, a ja przyglądałam się z zaciekawieniem.
-Ray przynieść łopaty - puściłam oczko do starca.
Ray to specyficzny mężczyzna, poznałam go, kiedy podróżowałam jeszcze z Nero. Nie pamiętam dokładnie jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie, ponieważ do końca byliśmy w pełni trzeźwości. Postać 70 letniego starca pilnującego miejscowego cmentarza, nie jest jego prawdziwą formą, ale dzięki temu może zostać nie zauważonym, nie wzbudza podejrzeń, a przecież o to chodzi, gdy jesteś poszukiwany.
-Po co przyprowadziłaś mnie do tego demona? - Morgan nachylił się nad moim uchem.
-A twoje wcześniejsze zachowanie co miało znaczyć? - spytałam z irytacją w głosie. -Zaraz, zaraz, a skąd ty tak właściwie wiesz, że to demon? - zapytałam po zastanowieniu.
-Na kilometr można go wyczuć. Jeszcze nie widziałem, że kiedykolwiek od kogokolwiek biła tak ogromna aura nienawiści. Polecam ci uważać na twojego znajomego, nie ma czystych intencji wobec nas - odrzekł ozięble. -A jeśli chodzi o wcześniej chciałem coś sprawdzić - odwrócił wzrok.
-Co takiego? - drążyłam dalej.
-Urodziłaś się i żyłaś jako wampir. Zakon cię zepsuł. Przywróciłem tobie co do ciebie należało. Lecz ty przez wszystkie te lata stałaś się zbyt ludzka. Zabijałaś wampiry, a gdy sama się nim stałaś, zaczęłaś się ich bać. Nie sprzeciwiłaś mi się, dlatego że jestem władcą wampirów. Nie sprzeciwiłaś się, dlatego że jestem wampirem, a one cię przerażają - spojrzał na mnie. Milczałam, nie chciałam się przyznać, że trafił w samo sedno. -Chcesz żyć w rezydencji? - przytaknęłam. -Zatem musisz nauczyć się na nowo żyć, ponieważ już zawsze będą powiązywać cię ze mną. Nie możesz się bać bycia wampirem, jeśli chcesz stać u mojego boku, rozumiesz? - wampir zamilkł, gdy zobaczył Ray'a idącego w naszym kierunku, a ja tylko skinęłam głową przytakująco.
Starzec podszedł do nas. Podał mi łopatę, a ja wydałam rozkaz, aby podążali za mną. Zapuściliśmy się w głąb cmentarza, zatrzymaliśmy się przy nagrobku, na którym wyryta była była data 1950 rok.
-Kop - wręczyłam mężczyźnie szpadel.
Przez chwilę przyglądali mi się z niedowierzaniem jak na wariata, ale kilka minut później groby były już odkopane.
Podeszłam do wampira, który stał przy nagrobku.
-Tutaj miał spocząć Dallas - spojrzałam złowrogo na Morgan'a. -Jednakże postanowiłeś popsuć mi moje plany - dodałam podirytowana wskazując do wykopanego dołu.
Głęboko pod ziemią znajdowała się jedynie drewniana skrzynia niewielkich rozmiarów, w której cichaczem ukryłam odnaleziony wcześniej przeze mnie sztylet. Wymknęłam się jednej nocy, gdy Dashan spał. Nie wspominałam wcześniej o tej części historii, bo gdybym to zrobiłam nie byłoby teraz takiego zaskoczenia hihi :)
Nyks jest przebieglejsza, niż mogłoby się Wam wydawać moi drodzy czytelnicy.
Wyciągnęłam narzędzie zbrodni, po czym włożyłam go z tyłu za pasek i zakrywałam swoją kurtką.
-Tym rozwiąże problem zakonu - posłałam władcy cwany uśmieszek -Panie - dodałam po chwili wygrzebując się z kilkumetrowego dołu.
-Mogę pomóc z zakonem, chętnie osobiście poderznę im gardła. Długo musiałem czekać, aż się w końcu od nich odłączysz - do rozmowy wtrącił się Ray.
-Hm...- złapałam się za brodę. -W sumie taki mały demonek u mojego boku dałby mi sporą przewagę - zaczęłam analizować.
Na twarzy wampira malowało się niezadowolenia, ale w końcu nie powiedział, że nie mogę wziąć wsparcia. Dał mi jedynie do zrozumienia, że nie otrzymam od niego pomocy, lecz nie mówił o innych.
-Zgoda - szczerząc się szeroko wyciągnęłam w jego kierunku rękę z kciukiem do góry.
-Nie masz wyboru! - zaśmiałam się szyderczo z Morgan'a.
-Trudno, ale niech przybierze normalną postać - westchnął.
Po słowach władcy Ray poprosił o kilka minut dla siebie, po czym wrócił do betonowego budynku, w którym mieszkał przez ostatnie lata.
Postanowiliśmy podejść tam do niego i cierpliwie poczekać na niego na zewnątrz. Myślałam, że już nigdy się go nie doczekamy, ale na szczęście po kolejnych 5 minutach z budynku wyłonił się mężczyzna ubrany w czarną skórzaną kurtkę z plecakiem, ciemnych spodniach oraz traperach koloru hebanowego.
Prawdziwa demoniczna forma Ray'a różniła się kolosalnie od jego starczej projekcji, w której spędził tak długi okres. W rzeczywistości był wiecznie młodym, przystojnym 25 latkiem o brązowym irokezie z wygolonymi bokami oraz ognistymi tęczówkami. Posiada on dwa znaki rozpoznawcze, między innymi wypalony na prawej dłoni znak, którym naznaczyli go jego pobratymcy, aby przeszłość nigdy o nim nie zapomniała, dlatego też ukrywa się pod postacią staruszka pilnującego miejscowego cmentarza. Wiele ryzykuje ujawniając teraz swoją prawdziwą naturę, ponieważ demonom będzie go teraz łatwiej wytropić, lecz za jego pomoc ja zaoferuję mu ochronę. Drugą rozpoznawalną cechą jest czarna bandana z czaszką naciągnięta na nos.
-Interesujące - powiedział lekko podejrzanie Morgan na widok Ray'a.
-Spodziewałeś się kogoś innego? - puścił mu oczko, a ja momentalnie spojrzał na nich zaintrygowana wypowiedzią demona. -Myślałeś, że gorzej wyglądam? - dodał po chwili ze śmiechem, gdy zerknął na mnie.
-Nie ważne - odrzekł obojętnie wampir, po czym skierował się w stronę samochodu, a my podążyliśmy za nim.
Przyjechałam tutaj w innym celu, który rzecz jasna osiągnęłam, a przy okazji jeszcze w gratisie dostałam swojego własnego demona, który pomoże mi rozwiązać mój problem raz na zawsze. Skoro prawda o mnie wypłynęła już na światło dzienne trzeba szybko reagować. Zastanawiam się, czy do mojej misji nie wplątać jeszcze Neferet? Ponieważ Dashan wciąż jest łowcom i szczerze wątpię, aby przeciwstawił się zakonowi. Jako tako panuję nad swoim pragnieniem dzięki Morgan'owi, więc czemu by nie złożyć wizyty uratowanej przeze mnie dziewczynie z rezydencji. Nie trudno będzie ich wytropić. Jako wampirzyca mam wzmocnione zmysły, a demoniczny towarzysz szybko może przetransportować nas w każde miejsce. Gdyż chętnie bym ich ponownie zobaczyła, a nasze rozstanie nie przebiegło po mojej misji. Nie zdążył się nawet z nimi pożegnać tylko wybiegłam nagle bez słowa z kryjówki, po czym zniknęłam w mroku otaczającego mnie lasu.
Myślę, że szykuję się ciekawa potyczka. Bo skoro nie jestem już łowcą tylko ponownie przynależę do wampirów wypadałoby spacyfikować naszych wrogów. Nie jestem im już nic winna, zaś oni zniszczyli moje życie i przez nich ono wygląda teraz tak jak wygląda, a mogło być zupełnie inaczej.
Zakon wygrał bitwę, ale wojnę wygram ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top