Rozdział 7
Kilka godzin później, kryjówka łowców
Naradzaliśmy się całą trójką, a raczej staraliśmy znaleźć rozsądne wytłumaczenie dla sztyletu Dallas'a, który krył się w podziemiach domu. Lecz kiedy nie mogliśmy znaleźć jakiegoś uzasadnienia uznałam, że wyślę Dashan'a na zwiady po pobliskiej okolicy. Liczyłam, że może fartem uda mu się czegoś dowiedzieć.
Gdy zostałam sama z Nero w naszej kryjówce próbowałam wyciągnąć od niego jakieś informacje, ale niestety dowiedziałam się zupełnie czegoś innego niż oczekiwałam.
-Wiedźmy mogłyby coś wiedzieć na ten temat, ale... - przerwał swoją wypowiedź, aby zerknąć kątem oka na swoją lewą rękę. -Ale nie są zbyt rozmowne - dokończył niepewnie.
Dostrzegłam podejrzane zachowanie wampira, dlatego postanowił brnąć dalej w tą rozmowę.
-Nie są, ponieważ? - drążyłam.
-Nie istotne, przecież wiesz jakie one są - wzruszył ramionami, po czym odwrócił się na pięcie.
Złapałam mężczyznę za nadgarstek, aby go zatrzymać. Jednakże gdy ten po cichu syknął pod nosem, gdy go dotknęłam wiedziałem, że coś tutaj nie gra.
Podciągnęłam lewy rękaw kurtki Nero i ujrzałam niepokojące ślady. Zaintrygowana obecnym widokiem złapałam go szybko za prawą dłoń chcąc się upewnić, czy na drugiej ręce znajdują się podobne obrażenia.
Przeczucie mnie nie myliło. Lekko już poddenerwowana kazałam Nero zdjąć górne ubranie. Nie chętnie odsłonił przede mną swój tors. Jednakże to co ujrzały moje oczy nie godziły się na takie poczynania.
-One to zrobiły?! - wykrzyczałam moje pytanie.
Po ciszy jaka nastała po mojej wypowiedzi wnioskuję, że zgadłam.
Ciało wampira szybko się regeneruję, dlatego zastanawia mnie jak to możliwe, że te rany jeszcze nie zniknęły.
Mężczyzna ma poranione nadgarstki od lin, bądź łańcuchów, które krępowały jego ciało. Tors pokryty ranami ciętymi. Po lewej stronie tuż na sercu wycięty ostrzem znak ,,X". W dodatku na szyi chłopaka widnieje jedno, podłużne cięcie.
Krew się we mnie gotuje, gdy widzę w jakim jest stanie. Nikt nie będzie ranił moich ludzi. I nie ważne w tym momencie, że jestem łowcą, a on wampirem.
-Gdzie są? - spojrzałam podirytowana na znajomego.
-Chcesz je zabić? Nie możesz. Skażesz się na wiecznie potępienie. Doskonale wiesz, że nie może zabić człowieka. Obowiązuję cię pakt - Nero zbliżył się do mnie.
-W tym momencie w dupie mam jakiś tam pakt! Potępiona jestem od dawna, a te suki nie będą cię krzywdzić! - krzyczałam w nerwach na cały dom.
-Mają przewagę - wampir starał się okiełznać emocje, które aktualnie przeze mnie przemawiały.
-Wiesz, gdzie to mam?! Nikt nie będzie krzywdził osób, które są mi bliskie. Niech są będą ich setki! I żebym miała tam umrzeć, zabije ścierwa! Potępiona już bardziej zostać nie mogę. A jeśli przyjdą do mnie chcą mnie ukarać ze zerwanie paktu łowcy im też wydrę serca z uśmiechem na twarzy. Zrozumiałeś?! - przytaknął, kiedy wyciągnęłam nóż z kabury.
-Nadchodzi pełnia - przeciągnęłam się ze złowieszczym uśmieszkiem na twarzy. Staję się nieśmiertelna - otworzyłam szeroko oczy, kiedy moje tęczówki rozbłysnęły światłem. Prowadź! - wydałam rozkaz wampirowi.
Raz na kilka dni, gdy księżyc króluje w pełni na niebie Nyks dorównuję mocami istotami mroku.
Nyks staję się nieśmiertelna, a zarazem zabójcza.
Zdarza się, że w takie noce nie panuję nad sobą. Jakby w moje ciało wstąpił zupełnie ktoś inny. Kierują mną żądze, o których nie mają pojęcia inni, a nawet czasami ja sama. Zew krwi woła mnie, szkarłatna ciecz spływa po mych dłoniach. Kropelki krwi rozpryskują się po kontakcie z ziemią, a ja obserwuję jak przecieka ona przez moje palce. Oczy pozbawione jakichkolwiek emocji, pusty wzrok i umysł przepełnionych pomysłami na nowe zbrodnie. Staję się maszyną do zabijania. Nie mam sobie równych.
Nie każdy to wie, lecz ten stan wywołać może nie tylko pełnia. Gdy nadarzy się sytuacja, w której ucierpi ktoś mi bliski tak jak dziś Nero, nie wybaczam.
Nie bez powodu jestem łowcą. Hunterami nie zostają zwykli ludzie. Trzeba się wyróżniać. Skrywam sekret, który powoduje, że jestem wyjątkowa. Czy zwerbowali, by osobę, która jest nic nie znacząca, bądź nie posiada mrocznej tajemnicy, która po wyjściu na jaw staję się niebezpieczną bronią. Lecz idealną kartą przetargową dla wroga.
Zostałam zwerbowana do bractwa, gdy miałam zaledwie 10 lat. Zakapturzeni, ubrani na czarno ludzie zapukali do drzwi rezydencji, w której mieszkałam. Postawili ultimatum memu ojcu. Pozwoli mnie zabrać, albo zabiją jego i wszystkich pozostałych, który przebywali w pałacu. Największą karą dla niego to fakt, że jego córka zostanie łowców wampirów.
Gotowy był wydać na siebie wyrok śmierci, by mnie chronić. Pewnym było, że na długo nie uda mu się utrzymać mnie w tajemnicy. Byłam jego oczkiem w głowie, nigdy się mnie nie wyparł, choć powinien. Bronił przed szyderstwami ze strony innych i krył, gdy chciano mnie zgładzić. Zadziwiające patrząc z perspektywy czasu na to kim stałam się dzisiaj.
Kochałam go. Naprawdę kochałam i ufałam, mimo tego kim był. Miałam tylko jego, gdyż moje matka zmarła przy porodzie. Nie rozumiałam nigdy, dlaczego moje życie tak wyglądało w tamtym czasie i chyba mój tato również, ponieważ nigdy nie wyznał mi nurtującej mnie prawdy. Zostałam również uwięziona na dwa lata w murach pałacu dla mojego dobra. O dziwo nie czułam nigdy do niego o to urazy.
Niestety moje sielankowe życie skończyło się w dniu, gdy łowcy zapukali do naszych drzwi. Nie chciałam odchodzić. Ale zrobiłam to dla mojego ojca, nie chciałam by zabili jego oraz pozostałych. Jednakże on wolał poświęcić swoje życie, niż jego córka miała zostać łowców. Gdy podjęłam decyzję, wyparł się mnie. Z łatwością odtrącił mnie tak po prostu. Ale ja to rozumiałam. Córka łowca to dla niego największa hańba, a sam fakt, że się urodziłam zhańbił już wystarczająco moją rodzinę.
Chcesz zabić Nyks? Poznaj jej sekret, a śmierć sama zapuka do jej drzwi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top