47. KONIEC
Jungkook szedł wąskim korytarzem, schodząc po kamiennych schodach niemal w całkowitym mroku. Gdyby nie jego wampirze zmysły zapewne miałby problem z dostrzeżeniem czegokolwiek. Dodatkowo wciąż czuł pulsowanie w skroni i miał mdłości po wypadku. Czuł się skołowany, wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie do końca był pewien, czy to była prawda, czy jedynie sen.
Kiedy Jin go złapał, zabrał mu telefon i zadzwonił do V. Dokładnie słyszał ich rozmowę i z każdą kolejną sekundą jego serce rozpadało się na kawałki. Nie szarpał się jednak więcej. Starał się zachować spokój i słuchać poleceń Jina. Dobrze wiedział, że nawet jeśli zacząłby z nim walczyć i Jin by go zabił, to nie zmieniłoby tego, że wciąż ścigałby V. Starał się więc wymyślić jakiś inny sposób, by wyciągnąć ich oboje cało z tej sytuacji, ale ciągły ból głowy skutecznie uniemożliwiał mu skupienie się na czymkolwiek.
Im niżej schodził, tym mocniej czuł zapach wilgoci i stęchlizny, który niemiłe drażnił jego nozdrza. Był niemal przekonany, że czuje zapach krwi, ale wolał nawet nie myśleć, skąd mógł się wziąć w piwnicy wampira. Kiedy był już niemal na końcu schodów, do jego uszu wkradł się dźwięk łańcucha i w mgnieniu oka, żółć podeszła mu do gardła. Odruchowo zakrył dłonią usta, powstrzymując odruch wymiotny. Zaczęło mu się kręcić w głowie i gdyby nie dłoń Jina, który złapał go silnie za ramię, być może osunąłby się na kolana. Wampir jednak obserwował go na tyle uważnie, że nie umknęło jego uwadze, jak jego ciało spięło się na ten dźwięk.
Jungkook oblizał swoje wargi i przełknął z trudem ślinę, po czym zszedł z kilku ostatnich stopni. Kiedy jego stopy dosięgły kamiennego podłoża, pomieszczenie wypełniło się bladym, pomarańczowo-żółtym światłem. Czując szybkie i nerwowe bicie własnego serca, trzymał swój wzrok utkwiony w ziemię, bojąc się tego, co mógłby zobaczyć. Starał się wyrównać oddech, wpatrując się we własne stopy. Gdy nagle usłyszał brzdęk łańcuchów i głośne uderzenie o metalową kratę niemal obok niego, czemu towarzyszyło głośne warknięcie, nieprzypominające żadnego znanego mu zwierzęcia, niemal podskoczył w miejscu, wystraszony. Zaskoczony, uniósł swój wzrok i spojrzał w prawo, skąd dobiegł go nieznany dźwięk.
- J-Jezu... - jęknął cicho, widząc przed sobą rząd klatek.
Po jego prawej stronie, w klatce, która znajdowała się najbliżej niego, znajdował się nieznany mu chłopak. Z pewnością był wampirem, ale głód krwi kierował nim do tego stopnia, że ciemnowłosy chłopak szarpał się w swoich więzach gwałtownie, starając się wyciągnąć swoje dłonie najdalej, jak to tylko możliwe, by go dosięgnąć. Jego wampirze kły, połyskiwały złowrogo w jego dziąsłach, a z jego ust wydobywał się groźny warkot. Widząc, że dłonie wampira niemal dosięgają jego ramienia, Jungkook zrobił krok w tył, chcąc zwiększyć odległość między sobą a wygłodniałym wampirem.
- Aaach! Chodź tu! Czuję twoją krew... Twój zapach... - rzucił nagle nieznajomy, chwytając za kraty, jakby chciał je wyrwać.
- Spokojnie, nie rzucę cię im na pożarcie... - odezwał się w końcu Jin, po czym popchnął go lekko w plecy, nakazując mu, by szedł dalej.
Brunet wstrzymał powietrze i z mocno bijącym sercem ruszył dalej przed siebie. Jego czekoladowe tęczówki uważnie śledziły klatki, które mijał. W każdej z nich znajdowały się wampiry. Wszystko to byli młodzi chłopcy. Zapewne większość z nich miała zaledwie około dwudziestu, może dwudziestu kilku lat. Niektóre jedynie przyglądały mu się zafascynowane, inne - tak jak ten pierwszy - starały się go chwycić przez kraty, jednocześnie wykrzykując coś na temat jego krwi.
Jego dłoń niemal odruchowo dotknęła jego łuku brwiowego. Miejsce wciąż było mocno obolałe, ale rana już nie krwawiła. Zapewne większość zaschniętej krwi z jego twarzy również już zniknęła, gdy Jin go opatrzył. Teraz przyszło mu do głowy, że być może wampir zmył z niego krew, by dodatkowo nie prowokować swoich więźniów, ale jego motywy nie były dla niego do końca jasne. Jedyne, czego do tej pory się o nim nauczył to, że Jin jest nieprzewidywalny.
Nie był pewien, czemu Jin przyprowadził go do tej piwnicy. Najwyraźniej już nie przejmował się tym, że ktoś dowie się, gdzie przetrzymuje swoje wampiry, a być może planował rzucić go im na pożarcie, kiedy V przekroczy próg jego domu. Nie wiedział, ile czasu dokładnie minęło, ale wiedział, że V niedługo się tu zjawi.
Kiedy dochodzili już niemal do końca korytarza, Jin w końcu wyprzedził go i zbliżył się do jednej z klatek, która teraz pozostawała pusta. Jungkook rozejrzał się dookoła i ponownie poczuł, że jego żołądek się kurczy i ściska, gdy dostrzegł, na ziemi pod swoimi stopami zeschniętą plamę krwi. Odruchowo zrobił krok w bok, by stać od niej jak najdalej. Nie wiedział, co tutaj mogło się wydarzyć, ale z pewnością ktoś, kto utracił tyle krwi, już dawno nie żyje.
Nie chciał na to patrzyć i nie chciał o tym myśleć, ale nie potrafił odwrócić wzroku. Dopiero gdy znowu usłyszał za swoimi plecami cichy brzdęk łańcucha, spojrzał przez ramię za siebie. Kiedy kątem oka dostrzegł zarys twarzy chłopaka, przykutego łańcuchami, odruchowo odwrócił się w jego stronę, by mu się lepiej przyjrzeć.
On jeden ze wszystkich więzionych wampirów siedział spokojnie na ziemi, podkurczając swoje nogi do klatki piersiowej i oplatając je swoimi szczupłymi ramionami. Jedynie jego wysunięte kły i delikatne kołysanie ciała do przodu i do tyłu, zdradzało, że i on czuje jego kuszący zapach i słyszy silne bicie jego serca, które stanowiło dla jego uszu tak cudowną melodię.
Jungkook zaczął mu się uważnie przyglądać. Było w nim coś fascynującego. Pchnięty ciekawością, zrobił krok do przodu i zatrzymał się jedynie na kilka centymetrów od jego klatki. Młody wampir, jakby wiedząc, że na niego patrzy, uniósł gwałtownie swoją głowę, zwracając swoją twarz ku niemu. Widząc te piękne oczy w kolorze ciepłego brązu, szczupłą sylwetkę i roztrzepane kasztanowe włosy, nie miał najmniejszych wątpliwości, na kogo patrzy.
Bambam.
Widział go jedynie raz, na nagraniu z kamery, kiedy Jin go porwał, ale chłopak wyglądał niemal tak samo. Jedynie zdawał mu się nieco szczuplejszy i być może bardziej blady. Nie chcąc, by Jin zauważył, że Jungkook go rozpoznał, powstrzymał delikatny uśmiech, który cisnął się na jego wargi. W całym tym zamieszaniu fakt, że Bambam żyje, w jakiś dziwny sposób podniósł go na duchu.
- Chodź tu! - polecił nagle Jin, wyrywając go z zamyślenia.
Jungkook wzdrygnął się na brzmienie jego głosu i to, w jaki sposób zdaje się odbijać od poszarzałych ścian piwnicy. Niepewnie ruszył do przodu. Jin stał w jednej z klatek, która dotąd pozostawała pusta. Brunet stanął niepewnie przy drzwiach, śledząc uważnie oczami, jak Jin przygotowuje łańcuchy i sprawdza, czy więzy nie są uszkodzone. Po chwili ponownie odwrócił się w jego stronę i chwycił za jego przedramię, wciągając go do środka. Tym razem jego dotyk nie miał nic wspólnego z delikatnością, jaką okazał mu wcześniej. Uścisk dłoni był mocny i zdecydowany, wręcz brutalny.
Nie mówiąc ani słowa, Jin zakuł dłonie Jungkooka, po czym uniósł swój wzrok i spojrzał uważnie na jego twarz. Przez chwilę zdawało mu się, że dostrzegł coś dziwnego w jego spojrzeniu, jakby wampir ponownie starał się sobie przypomnieć, skąd zna te rysy, ale po chwili odwrócił wzrok i jedynie pociągnął mocno za łańcuchy, krępujące dłonie młodszego, by upewnić się, że są dobrze założone.
- Co teraz zrobisz? - spytał nagle Jungkook.
Słysząc jego głos, Jin podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy. Wyciągnął swoją prawą dłoń i pogładził delikatnie jego policzek. Na jego usta wkradł się delikatny uśmiech, ale w jego oczach było coś niepokojącego, jakiś dziwny błysk.
- Jak to co? - spytał, jakby uważał, że to, o co pyta, jest więcej niż oczywiste. - Kiedy V przyjedzie cię uratować, pozwolę, by patrzył, jak cię zabijam, a potem zabiję jego... - to mówiąc, ponownie wyciągnął ku niemu swoją dłoń i wsunął swoje palce pod jego podbródek, by unieść go lekko. - Muszę przyznać, że trochę szkoda będzie cię zabijać... - szepnął, zarysowując dłonią linię jego szczęki. - Naprawdę jesteś piękny jak laleczka...
Po chwili odsunął się od niego i wyszedł z klatki, bez słowa zamykając ją za sobą, po czym ruszył w kierunku schodów i zniknął mu z oczu. Jungkook wypuścił powietrze z płuc i usiadł na ziemi, otulając się swoimi ramionami. Czuł, że jego ciało drży. Miał chęć krzyczeć, ale jego gardło zaciśnięte było tak mocno, że nie był w stanie wydobyć z siebie nawet jednego słowa. Z jego warg wyrwał się jedynie cichy szloch.
- T-ty jesteś człowiekiem... - odezwał się nagle jakiś głos.
Jungkook uniósł wzrok i dostrzegł, że Bambam stoi teraz tuż przy jego klatce. Obie klatki były bardzo blisko siebie. Był przekonany, że gdyby oboje podeszli najbliżej, jak się da, byliby w stanie dotknąć się rękami. Młody wampir ukucnął, by zrównać z nim swój wzrok.
- Wiem, że to głupio brzmi, ale po prostu nigdy wcześniej nie widziałem, żeby Jin przyprowadził tu człowieka. Przetrzymywał tu tylko wampiry... - wytłumaczył, spoglądając na niego łagodnym spojrzeniem.
- Mój chłopak jest wampirem, a Jin chciał mnie dopaść, by dotrzeć do niego... - odparł w końcu.
Bambam przekręcił głowę na prawą stronę, jakby nie wierząc w to, co słyszy. Zrobił krok do przodu i chwycił za pręty krat, zaciskając wokół nich swoje dłonie.
- Twój chłopak? - powtórzył. - S-spotykasz się z wampirem?
Jungkook uśmiechnął się do niego łagodnie, po czym sam zbliżył się do kraty i usiadł najbliżej, jak to możliwe. Spojrzał na Bambama i skinął głową na potwierdzenie swoich słów.
- I bardzo go kocham - dodał, czując, jak jego gardło się zaciska, na samą myśl o V.
- A-ale...
- Nie wszystkie wampiry są takie jak Jin. Chłopak, którego kocham, jest wspaniały. Nie tylko piękny na zewnątrz, ale ma najpiękniejsze wnętrze... - zaczął mówić łagodnym głosem. - Widzisz, wiele lat temu Jin więził go tak samo, jak was teraz. Torturował go... Ale to sprawiło, że V jest najsilniejszym wampirem, jakiego widziałem. On go powstrzyma...
- Z-zdaje się, że twój chłopak jest naprawdę cudowny... - szepnął Bam, patrząc wprost na niego, jednak jego wzrok zdawał się nieobecny, jakby wampir intensywnie o czymś myślał, bądź przywoływał w myślach jakieś odległe wspomnienie.
- Znam Jacksona, Bambam - rzucił nagle Jungkook, nie mogąc się powstrzymać. Młody wampir rozszerzył oczy ze zdziwienia. Jego wargi otworzyły się szerzej, jakby chciał o coś spytać, ale z jego ust nie wydobyły się żadne słowa. - On myślał, że zniknąłeś, bo nie chciałeś go więcej widzieć, ale znaleźliśmy nagranie. On wie, że Jin cię porwał. Pomagał nam go powstrzymać...
Sam nie do końca wiedział, dlaczego mu o tym opowiada. Nie lubił Jacksona. Nie miał powodu, by mu pomagać, w szczególności po tym, co zaszło między nim, a V, ale widząc ten smutek i nostalgię w oczach Bambama, chciał dać mu coś, co doda mu wiary i sprawi, że nadzieja na nowo zagości w jego sercu.
- Kiedy stąd wyjdziemy, zabiorę cię do niego - dodał.
Bambam poruszył się nerwowo, jakby nieco wystraszony jego słowami, po czym przeczesał dłonią swoje włosy i ponownie zacisnął dłonie na prętach klatki.
- On nie będzie chciał być z takim potworem, jak ja... - jęknął cicho.
Słysząc jego słowa, podszedł do kraty i wyciągnął swoją dłoń najmocniej, jak tylko mógł. Tak jak się tego spodziewał, był w stanie dosięgnąć do dłoni wampira. Przesunął po jego gładkiej skórze swoimi palcami i uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Ty jeden ze wszystkich tu wampirów, nie chciałeś mnie skrzywdzić, mimo że zapach mojej krwi na pewno sprawia, że czujesz głód. Ty jeden przejmujesz się moim losem, mimo że nawet mnie nie znasz. Nie jesteś potworem...
Bambam patrzył przez chwilę na palce bruneta, które delikatnie gładziły skórę jego dłoni. Po chwili zwolnił uścisk swojej lewej dłoni i wyciągnął ją przed siebie nieco mocniej. Rozumiejąc jego intencje, przyłożył swoją dłoń do tej wampira, po czym splótł razem ich palce. Czując jego dotyk, ciepło bijące z jego ciała i głośne bicie jego serca, z ust Bambama wyrwał się cichy jęk, a z jego oczu wypłynęły łzy.
Nie myślał, że kiedykolwiek się stąd uwolni. Nadzieję na ratunek stracił już dawno temu. Wydawało mu się, że został z tym wszystkim sam, ale teraz patrząc w oczy tego nieznajomego chłopaka, na nowo poczuł, że jest nadzieja.
- To bardzo długa historia i myślę, że to Jackson powinien ci ją opowiedzieć, ale chciałem, żebyś wiedział, że on też jest teraz wampirem, więc kiedy stąd wyjdziesz, będziesz miał szansę naprawić wszystkie swoje błędy - to mówiąc, Jungkook ścisnął mocniej dłoń wampira, a ten jedynie rozpłakał się mocniej.
***
Przez całą drogę V nie mógł pozbierać myśli. W głowie miał ciągłą gonitwę słów i obrazów. Głos Jina w kółko powtarzał mu, że ma Jungkooka. Nie mógł się pozbyć tych słów ze swojej głowy.
Naprawdę jest piękny jak laleczka...
Świadomość, że tym razem wszystko dzieje się naprawdę, przytłaczała go. Jin przetrzymywał Jungkooka. Mógł go skrzywdzić, z taką łatwością odbierając mu wszystko, co trzyma go przy życiu. Nie mógł go stracić. Nie po tym, kiedy wie, jak smakuje życie z nim i jak boli życie bez niego. Drugi raz by tego nie przeżył.
Zacisnął mocniej dłonie wokół manetek. To był pierwszy raz, kiedy jechał na motocyklu, odkąd Jungkook zniknął. Zawsze uwielbiał to uczucie. Wiatr uderzający jego rozpędzone ciało, moc silnika mrucząca pod nim, adrenalina, ale teraz nic z tych rzeczy nie sprawiało mu przyjemności. Wręcz przeciwnie. Z każdym pokonanym kilometrem czuł, jak jego żołądek ściska się coraz bardziej. Był zdenerwowany. Chyba nigdy w życiu tak bardzo się nie denerwował.
Kiedy w końcu na horyzoncie pojawiła mu się dosyć spora rezydencja, otoczona z zewnątrz wysokim murem, miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z klatki piersiowej. Zatrzymał swój motocykl przed wjazdem i powoli zsiadł z niego. Zdjął swój kask i roztrzepał blond włosy, które opadły miękko na jego czoło, po czym odwrócił się za siebie i uważnie obserwował dwa auta podjeżdżające do niego.
Oba samochody zaparkowały w pobliżu. Z jednego z nich od razu wyłonił się Yoongi, a zaraz za nim podążył Jimin. Z drugiego auta po chwili wysiadł Hobi i cała trójka podeszła do niego. Twarze jego przyjaciół nie kryły zdenerwowania. Hobi chyba po raz pierwszy w życiu był całkowicie poważny, a jego pięknej twarzy nie zdobił szeroki uśmiech, który do tej pory był zawsze jego wizytówką. Za każdym razem, gdy miał zły dzień, ten uśmiech sprawiał, że od razu było mu lżej na sercu. Tym razem jednak usta czerwonowłosego wampira ściągnięte były w wąską linię. Nie mogąc znieść tego widoku, V przeniósł spojrzenie na Yoongiego.
Nawet nie próbował patrzeć na Jimina. Dobrze wiedział, że blond wampir bardzo mocno przeżywał zniknięcie Jungkooka. Podczas tych kilku miesięcy znajomości nawiązała się między nimi bardzo mocna więź, być może nawet silniejsza niż ta, która kiedykolwiek łączyła ich. Nie musiał na niego patrzeć, by wiedzieć, że jego oczy są czerwone od łez, a jego pełna dolna warga lekko drży. Znał go zbyt dobrze i wiedział, że ten widok złamałby mu serce.
Yoongi zdawał się spokojny. Jego spojrzenie było łagodne, ale widział w nim determinację. Jego platynowe włosy przysłaniały oczy, ale mimo to czuł jego uważny wzrok na sobie. Wampir zbliżył się do niego i zatrzymał się jedynie dwa kroki przed nim. Przez chwilę stali w całkowitej ciszy, jedynie patrząc na siebie.
- Yoongi, j-jeśli coś mi się stanie... - zaczął w końcu.
- Nie mów tak, V. Nic ci się nie stanie - przerwał mu Yoongi. Zrobił krok do przodu i położył dłonie na ramionach przyjaciela. - Wrócisz do nas, rozumiesz? - dodał, patrząc mu prosto w oczy. V skinął głową na znak zgody. - Na pewno nie chcesz, żebyśmy tam z tobą poszli? - spytał, wskazując brodą w kierunku rezydencji. V zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie. Jin wyraźnie zaznaczył, że mam być sam. Jeśli wyczuje waszą obecność... Zabije go. Nie mogę tak ryzykować...
Yoongi zacisnął mocniej swoje usta, jakby to, co słyszy, wcale mu się nie podobało i przez chwilę wyglądał, jakby zastanawiał się, co powinien zrobić. Oparł dłonie na swoich biodrach i ponownie zmierzył przyjaciela swoim wzrokiem.
- Okay. Zrobimy tak, jak chcesz - potwierdził. - Ufam ci.
- Dobrze. Jin nie będzie się rozwlekać. Myślę, że od razu będzie chciał przejść do działania. Jeśli przez godzinę nie dam znaku życia, wchodźcie do środka.
- Oooch, Kurwa! - zaklął Yoongi, sunąc palcami po swoich platynowych włosach. - Nie podoba mi się to, że idziesz tam sam...
- Yoongs...
- Wiem, nie możemy ryzykować, że Jin go skrzywdzi... ale co, jeśli tobie się coś stanie?
- Wszyscy od początku wiedzieliśmy, że jeśli będę musiał wybierać... To zawsze będzie on, Yoongi. Nie mogę pozwolić, by Jin go skrzywdził. Kocham go zbyt mocno, by na to pozwolić...
- Wiem - przyznał Yoongi.
- V-V... - szepnął nagle Jimin, zbliżając się do nich. Nim V zdążył unieść wzrok i spojrzeć na przyjaciela, poczuł jego drobną dłoń na swoim ramieniu. - Proszę cię, uważaj na siebie.
- Jimin, obiecaj mi, że się nim zajmiesz... Jeśli...
- Nic ci się nie stanie, V. Wyjdziecie stamtąd razem - zaprotestował Jimin. V chwycił go za dłoń i splótł ich dłonie razem.
- Jimin, proszę, daj mi to powiedzieć... - szepnął V. Czuł, że jego gardło cię zaciska, ale musiał mieć pewność. - Jeśli coś mi się stanie, musicie się nim zaopiekować. Jesteś jego najlepszym przyjacielem. Musisz się nim zająć. Wasze wampirze moce na niego nie działają, ale obiecaj mi, że zrobisz wszystko... Wszystko, żeby o mnie zapomniał... Nie chcę, żeby żył w takim mroku, w jakim ja żyłem przez te dwa miesiące bez niego. Chcę, żeby znalazł kogoś, kogo pokocha i kto będzie go wart. Kogoś, kto będzie zasługiwał na niego dużo bardziej, niż ja kiedykolwiek zasługiwałem i kto będzie o niego dbał, jak na to zasługuje. Chcę, żeby znowu był szczęśliwy.
- V-V...
- Jimin, błagam... Musisz mi obiecać.
- Obiecuję - wydusił w końcu, czując, jak po jego lekko zaróżowionych policzkach staczają się łzy. Nieco zawstydzony swoją reakcją, szybko starł je swoją drobną dłonią. - Mh-mogę cię przytulić? - spytał, łykając swoje łzy.
Ledwo te słowa stoczyły się z jego języka, a poczuł silne ramiona swojego Stwórcy oplatające jego sporo mniejszą sylwetkę. Wtulił twarz w jego twardą klatkę piersiową i oplótł go w talii swoimi rękami. Czuł ciepło jego ciała i zapach perfum. V pachniał tak znajomo, że miał chęć całkowicie się rozkleić. Zacisnął mocno swoje oczy, starając się opanować emocje.
Po chwili V odsunął go delikatnie od siebie i pogładził delikatnie dłonią jego prawy policzek, ścierając kciukiem pozostałość łez, po czym spojrzał na Hobiego i przywołał go gestem dłoni. Czerwonowłosy niemal od razu do niego podbiegł i również wtulił się w jego ramiona.
- Wróć do nas - szepnął tuż przy jego uchu, po czym odsunął się szybko, jakby bojąc się, że i on się rozklei.
V odwrócił się ponownie w stronę Yoongiego i uśmiechnął się blado, po czym podszedł do przyjaciela i otoczył go swoimi ramionami, schylając nieco głowę, by schować ją w zagłębiu między szyją a ramieniem niższego przyjaciela. Trzymając go w ramionach, czuł, że i jego oczy zaczynają piec od naporu łez. Emocje zdawały się go dusić.
- Kocham cię, Yoongs. Mimo że to nie ja cię zmieniłem, jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Jesteś moim bratem. Przepraszam za to wszystko, co ci wtedy powiedziałem...
- Nie przepraszaj. Wróć do nas z Jungkookiem - odparł Yoongi. - Jestem pewien, że obaj do nas wrócicie.
Na jego wargi wkradł się nieśmiały uśmiech. V jedynie skinął, czując, jak po jego policzku stacza się pierwsza gorąca łza. Nie myślał, że to będzie takie trudne, ale kochał tę trójkę wampirów. To oni byli jego rodziną. Świadomość tego, że być może widzi ich ostatni raz, niesamowicie bolała, ale wiedział dobrze, co musi zrobić. Musiał zrobić wszystko, by uratować Jungkooka, nawet za cenę własnego życia. Kochał go zbyt mocno, by pozwolić komukolwiek go skrzywdzić. Odetchnął głęboko i spojrzał ostatni raz po twarzach przyjaciół, starając się zachować ten obraz w pamięci na zawsze.
Po chwili zacisnął dłonie w pięści i bez słowa odwrócił się na pięcie. Ruszył przed siebie powoli. Nie chciał robić nic pochopnie. Wystarczyło jednak, by zbliżył się do bramy, a ta zaczęła otwierać się automatycznie, co jedynie potwierdziło go w przekonaniu, że Jin od samego początku ich obserwował. Zapewne chciał mieć pewność, że V nic nie kombinuje i że zjawił się sam.
Minął bramę i wszedł do środka. Do domu prowadził nieco zaniedbany ogród. Jak się domyślał, to Yura o niego dbała. Uwielbiała kwiaty i ciągle domagała się, by ją nimi obsypywać. Że też wcześniej nie dostrzegał tego, jak próżna była. Jego zauroczenie totalnie go zaślepiło. Dopiero gdy poczuł, co to naprawdę znaczy kogoś pokochać, widział, jak zaślepiony był wcześniej.
Jungkook był uparty, zazdrosny i czasem zachowywał się jak marudne dziecko, które chce być w centrum uwagi, ale kochał każdą jego wadę. Chciał móc wybijać mu z głowy jego głupie pomysły, chciał zapewniać go, że nie musi być zazdrosny o innych, bo jego oczy zawsze widzą tylko jego i chciał dawać mu całą swoją uwagę, jeśli tylko będzie tego potrzebował. Chciał mówić mu, jak mocno go kocha i jak ważny dla niego jest. To z nim chciał spędzić resztę swojego wampirzego życia.
Stawiał ostrożnie swoje stopy na żwirowej ziemi, czując, jak przy każdym kroku ziemia nieco się zapada po ulewie, która dopiero co ustała. W powietrzu wciąż czuł zapach deszczu. Temperatura spadła do tego stopnia, że ciepłe powietrze z jego płuc tworzyło delikatną białą chmurę, wydobywając się z jego lekko rozchylonych warg. Odruchowo wsunął dłonie do kieszeni kurtki.
Kiedy był już pod domem, pokonał ostrożnie trzy ostatnie stopnie, które prowadziły do drzwi. Wziął głęboki wdech, ale nim powietrze zdążyło wypełnić jego płuca, usłyszał dźwięk otwierania zamka i drzwi otworzyły się przed nim na oścież. W progu mieszkania nie było nikogo, ale mimo to V czuł jego obecność. Wyjął dłonie z kieszeni i zrobił kilka kroków do przodu, w końcu wchodząc do wnętrza domu.
Jego niebieskie oczy od razu uchwyciły obrazy i zdjęcia przedstawiające Yure. To było niemal jak jej małe sanktuarium. Przez te wszystkie lata Jin pielęgnował jej obraz w swojej pamięci i nienawiść do niego, za odebranie jej życia. V, patrząc na jej uśmiechniętą twarz, nie czuł już tego, co kiedyś. Dziewczyna stała się dla niego niemiłym wspomnieniem. Nie mógł zaprzeczyć, że kiedy byli razem, czuł się szczęśliwy, ale teraz wiedział, że nic z tego nie było prawdziwe, a to pozostawiało na jego języku gorzki smak. Przez wiele lat był tym zraniony i rozczarowany, ale już nie. Poznał, co to znaczy naprawdę kogoś kochać i co to znaczy być kochanym.
Nagle z zamyślenia wyrwało go trzaśnięcie drzwi za jego plecami. Oblizał nerwowo swoje wargi i powoli odwrócił się za siebie. Po raz pierwszy od niemal osiemdziesięciu lat stał oko w oko ze swoim największym koszmarem. Koszmarem, którego czarne oczy nawiedzały go kiedyś niemal co noc, budząc go zlanego potem, z krzykiem na drżących wargach.
Jin wyglądał dokładnie tak, jak to zapamiętał. Jego oczy były ciemne i martwe. Twarz piękna jak u marmurowego posągu, wyrzeźbionego dłutem wspaniałego artysty, na której wciąż pozostawał ślad jego sztyletu, który tamtej nocy na zawsze naznaczył jego prawy policzek. V wiele razy zastanawiał się, czy Jin zdecyduje się usunąć tę bliznę, ale dobrze wiedział, dlaczego tego nie zrobił.
Każdego dnia widział ją w lustrze, pielęgnując swoją nienawiść. Widział to tak dokładnie w jego spojrzeniu, które teraz niemal płonęło gniewem. Jego ubranie było nieco zmierzwione, biała wcześniej koszula ubrudzona szkarłatem. V jedynie modlił się, by nie była to krew Jungkooka, chociaż jego zapach był jedynie delikatnie wyczuwalny w powietrzu.
Widząc Jina stojącego we własnej osobie niemal na odległość kilku kroków, V miał wrażenie, że nie może oddychać. W jednej chwili wróciły wszystkie demony, które starał się zwalczyć przez te wszystkie lata. Słyszał w uszach jego głośny śmiech, odbijany od ścian piwnicy, w której był więziony, własny krzyk rozrywający mu gardło i słone łzy na policzkach. Niemal na nowo mógł poczuć ból spowodowany przez płynne srebro, krążące po jego sfatygowanym ciele. Było mu niedobrze i zaczynało mu się kręcić w głowie. Czuł, że panika powoli ogarnia jego ciało. Na chwilę zamknął oczy i zacisnął mocno swoje dłonie w pięści.
Jungkook.
To była jedyna myśl, która pojawiła się w jego głowie. Robił to wszystko dla niego. Już nie chodziło o niego w tej całej historii, a o uratowanie kogoś, bez kogo nie chciał i nie potrafił już żyć. Przywołał w myślach twarz bruneta. Jego piękne oczy w kolorze gorzkiej czekolady i ostrą linię szczęki, po której uwielbiał wodzić swoim językiem. Jego delikatne wargi, które smakowały tak cudownie i które układały się w ten piękny łuk, rozjaśniając jego twarz niesamowitym uśmiechem.
Myśląc o nim, poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają, a jego stres odchodzi na dalszy plan. Może i Jin był diabłem, jak to kiedyś powiedział jeden z młodych wampirów, którego więził, ale V już kiedyś przeżył piekło - kiedy myślał, że stracił Jungkooka. Teraz nie pozwoli, by ktoś go skrzywdził. Otworzył oczy i zmierzył Jina uważnym spojrzeniem.
Był gotowy. Cokolwiek miało się wydarzyć.
Jeśli będzie zmuszony zejść na samo dno piekła, by go uratować.
Zrobi to.
- Czekałem na to spotkanie tak wiele lat... - odezwał się w końcu Jin, jako pierwszy przerywając ciszę. Na jego usta wkradł się szeroki uśmiech.
- Gdzie on jest, Jin? - spytał V przez zaciśnięte zęby, lekceważąc jego powitanie. Jin uśmiechnął się jeszcze szerzej, a z jego ust wydobyło się ciche prychnięcie.
- Aż tak się za nim stęskniłeś? Czułem na nim twój zapach, więc zdaje się, że całkiem nieźle się zabawialiście. Muszę przyznać, że jest naprawdę piękny. Gdyby nie to, że nie kręcą mnie faceci, może sam bym się skusił...
- Gdzie on jest, Jin? - powtórzył ostrzej, przerywając mu.
Nie mógł znieść tego, w jaki sposób Jin o nim mówił. Zacisnął mocno dłonie w pięści, powstrzymując wybuch złości. Czuł, jak jego kły zaczynają napierać na dziąsła, chcąc się wysunąć. Zwykle nie miał problemu z kontrolowaniem swoich odruchów, ale widząc go, czuł, jak jego wnętrzności trawi nienawiść. Jin wywrócił oczami i wskazał, by poszedł za nim, prowadząc go korytarzem, w kierunku ciężkich mahoniowych drzwi.
Podążając w jego ślady, V wyobrażał sobie milion sposobów, na jakie mógłby go pozbawiać życia i gdyby nie świadomość, że wampir przetrzymuje gdzieś Jungkooka, pewnie nawet nie wahałby się ani chwili. Nie mógł jednak ryzykować, że Jin skrzywdziłby go, gdyby on próbował wykonać jakiś ruch. Musiał najpierw zobaczyć go i upewnić się, że nic mu nie jest.
Jin szedł korytarzem swoim zwyczajowym, dostojnym krokiem, kołysząc lekko biodrami, jakby przechadzał się po wybiegu jednego z paryskich domów mody, a nie prowadził skazańca na stracenie, co irytowało go jeszcze bardziej. Odruchowo zwinął swoje dłonie w pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną część swoich dłoni i zacisnął mocno swoją szczękę, wyobrażając sobie, jak jego dłonie zaciskają się wokół krtani wampira, miażdżąc ją.
- Nie myśl nawet o żadnych sztuczkach, V. Mój człowiek trzyma ostrze noża przyciśnięte do gardła twojej Laleczki i jeśli za trzydzieści sekund się do niego nie odezwę, poderżnie mu gardło... - rzucił nagle nonszalancko, nawet nie zaszczycając go jednym spojrzeniem.
V zacisnął swoje pięści jeszcze mocniej, niemal rozcinając skórę swoich dłoni. Miał chęć rzucić się na niego i rozszarpać mu gardło swoimi kłami, ale wiedział, że Jin nie kłamie. Znał go zbyt dobrze, by wiedzieć, że nie cofnie się przed niczym, tym bardziej przed czymś, co w efekcie skrzywdzi go. Nie ważne było, ile jego zemsta pochłonie ofiar po drodze. On chciał, by V cierpiał. Im mocniej go to dotknie, tym lepiej.
Z zamyślenia wyrwało go skrzypienie drzwi. Jin przystanął w progu i przepuścił go przodem. V wszedł do środka. Pomieszczenie było spowite w mroku, zamrugał wiec kilka razy, by przyzwyczaić swoje oczy do ciemności. Po kilku sekundach jego wampirze zmysły pozwoliły mu dostrzec zarys pomieszczenia, ale nim było mu to do czegokolwiek potrzebne, Jin zapalił światło, zalewając pokój w żółtym blasku.
Pomieszczenie było niemal całkowicie puste, pozbawione mebli. Na wprost niego znajdował się wielki obraz przedstawiający Yure, a pod nim znajdował się niewielki stoliczek, na którym stały świece.
Ołtarzyk.
Jin na pewno stworzył go sam. Na samą myśl, zrobiło mu się niedobrze. Wiedział, że wampir miał obsesję na punkcie Yury i swojej zemsty, ale to było dla niego zbyt dużo. Czuł, jak cała zawartość jego żołądka podchodzi mu do gardła i odruchowo zacisnął mocniej wargi, by powstrzymać mdłości.
Przeniósł swój wzrok na niewielki stolik. Na centralnym miejscu pod obrazem leżało niewielkie czarne pudełko. Jego wieko było otwarte, by ukazać to, co znajdowało się w środku - sztylet. Piękny i zapewne bardzo stary. Jego ostrze musiało być niezwykle ostre, błyszczało złowrogo. Rękojeść wyłożona była rubinami. Patrząc na niego, V nie miał najmniejszych wątpliwości, że to jest właśnie narzędzie, którym Jin planuje go zabić.
Dziwne, ale zazwyczaj tak właśnie to sobie wyobrażał. Strzelenie do niego z broni, byłoby zbyt proste, za mało osobiste, zbyt bezosobowe. Jin chciał patrzeć mu w oczy, kiedy będzie mu wbijał sztylet prosto w serce. Chciał widzieć, jak umiera i czuć jego gorącą krew na swoich dłoniach. Chciał słyszeć jego krzyk, wypełniony agonią, odbijający się od ścian sanktuarium Yury.
V wziął głęboki oddech i odwrócił się w stronę Jina. Wampir stał w progu z szelmowskim uśmiechem na ustach. Po chwili jednak wsunął dłoń do kieszeni spodni i wyjął z niej telefon. Wcisnął przycisk szybkiego wybierania i czekał, aż połączenie zostanie nawiązane.
- Przyprowadź go tu - polecił, gdy usłyszał, że jego rozmówca odebrał, po czym rozłączył się.
Stali przez chwilę naprzeciwko siebie w całkowitej ciszy, wpatrując się w swoje oczy. Żaden z nich nawet nie drgnął, jakby bali się, że nawet najdrobniejszy gest może zaburzyć ten niepisany wzrokowy pojedynek. V miał wrażenie, że te kilka minut trwają wieki. Czas dłużył się niemiłosiernie. Nigdy jeszcze nie pragnął tak bardzo, aby czas płynął szybciej.
Kiedy usłyszał czyjeś kroki na korytarzu i dwa mocno bijące serca, zdawało mu się, że i jego - martwe od tak wielu lat - zaczęło na nowo bić. Dobrze wiedział, do kogo należy jedno z tych serc. Znał ten rytm na pamięć. To była jego ulubiona melodia. Dźwięk, przy którym tak wiele razy zasypiał. Mimowolnie zamrugał kilka razy, czując pieczenie pod powiekami i chwycił w zęby swoją dolną wargę, która zaczęła lekko drżeć.
Drzwi otworzyły się powoli, ale wystarczyło, że zostały uchylone do połowy, a jego oczom ukazał się Jungkook. Wystarczył ułamek sekundy, by pochłonął go wir uczuć i emocji. Wszystko w nim dosłownie rwało się do niego. Każda najdrobniejsza komórka jego ciała pragnęła go tak bardzo, że V miał wrażenie, jakby pod jego skórą płynęła gorąca lawa, trawiąc go od środka.
Gdy chłopak przekroczył próg pokoju, uniósł swoją głowę i spojrzał wprost na V. Dopiero teraz wampir mógł dostrzec, w jakim młodszy jest stanie. Jego ubranie było wciąż nasiąknięte wilgocią, brudne od błota. Prawy łuk brwiowy był rozcięty i lekko opuchnięty. W powietrzu czuł zapach jego krwi, zmieszany ze zwietrzałym zapachem perfum. Jungkook wyglądał na osłabionego, był bardziej blady, jego wargi były lekko spierzchnięte.
Mężczyzna, który go przyprowadził, był rosły i miał szerokie ramiona. Wyglądał, jakby miał prawie dwa metry wzrostu. Mimo że Jungkook był wysoki, nieznajomy górował nad nim o dobre dwadzieścia centymetrów. Stał dosłownie za nim. Jego silna dłoń zacisnęła była wokół jego lewego ramienia, a prawa otaczała jego klatkę piersiową, jednocześnie przystawiając nóż do jego gardła. Lśniące ostrze dociśnięte było do mlecznej skóry tak bardzo, że niemal się w nią wrzynało. V miał chęć podbiec do nieznajomego i skręcić mu kark, ale jedynie zacisnął mocniej swoje dłonie, czując swoje kły, starające się wydostać z miękkich dziąseł.
Nieznajomy poprowadził Jungkooka w stronę Jina. V z uwagą śledził każdy krok, marszcząc swoje brwi, gdy zobaczył, że chłopak delikatnie się zatacza. Nie wiedział, co się wydarzyło, gdy Baekhyun go porwał i jak tutaj trafił, ani skąd wzięły się niewielkie ranki na jego dłoniach, czy rozcięty łuk brwiowy. Nie miał jednak wątpliwości, że z brunetem jest coś nie tak. Poruszał się niepewnie, jakby kręciło mu się w głowie, co jakiś czas marszczył brwi, jakby coś go bolało.
Blondyn miał chęć do niego podejść i otoczyć jego sylwetkę swoimi ramionami. Tak długo się nie widzieli. Myślał, że go stracił, a kiedy okazało się, że to wszystko sprawka Baekhyuna, że znowu mogą być razem, stało się coś takiego. Czuł, że ta chwila wkrótce nadejdzie, ale miał nadzieję, że kiedy stanie oko w oko z Jinem, Jungkook będzie bezpieczny. Wszystkie jego koszmary rozgrywały się właśnie w taki sposób. Jin więził Jungkooka, a potem zabijał go na jego oczach i V nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że właśnie to Jin chciał dzisiaj zrobić.
Widząc, że Jungkook jest już niemal obok niego, Jin zrobił kilka kroków w jego stronę, by pokonać ostatni dzielący ich dystans i chwycił za jego lewe ramię, tuż nad dłonią mężczyzny, po czym przejął od niego nóż i przyciągnął bruneta w swoją stronę, szarpiąc go jak szmacianą lalkę. Otoczył go mocno swoim ramieniem i pociągnął za ciemne włosy chłopaka, by unieść jego głowę go góry tak, by V mógł dobrze zobaczyć jego twarz.
- No, przywitaj się ze swoim ukochanym - polecił, wskazując skinieniem głowy V, który wciąż stał na środku pokoju. - No, na co czekasz? Widzisz, jak V cię mocno kocha. Wystarczyło pstryknąć palcami, a twój rycerz w lśniącej zbroi stawił się, by cię ratować - prychnął prześmiewczo. - Ty, przykuj go! - polecił nagle, wskazując do nieznajomego mężczyzny, który przed chwilą przyprowadził Jungkooka.
Ciemnowłosy ruszył przed siebie bez słowa protestu. Jego oczy były szeroko otwarte. Wykonywał polecenia wampira bez mrugnięcia okiem. Ani V, ani Jungkook nie mieli najmniejszych wątpliwości co do tego, że mężczyzna był pod wpływem perswazji. Nieznajomy zbliżył się do V i popchnął go w kierunku ściany po przeciwnej stronie ołtarza.
Dopiero teraz zauważył, że ze ściany wystawały łańcuchy. Wyglądały dosyć niepozornie. Były delikatne, błyszczały pięknie, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by V wiedział, z czego są zrobione - srebro. Odruchowo przełknął nerwowo i spojrzał w stronę Jina. Na twarzy czarnowłosego pojawił się chytry uśmiech, a jego dłoń poruszyła się mocniej do przodu, dociskając mocniej nóż do gardła Jungkooka.
- V-V... - jęknął chłopak, chcąc go powstrzymać.
- Będzie dobrze, kochanie - odparł szybko i zbliżył się do ściany. Odwrócił się w stronę Jina i Jungkooka, by móc cały czas patrzeć na chłopaka.
- Rozbierz się - polecił nagle Jin. - Zdejmij swoją kurtkę i buty.
V bez słowa ściągnął swoją skórzaną kurtkę i rzucił ją na ziemię, po czym to samo zrobił z butami i skarpetkami. Dobrze wiedział, czemu Jin kazał mu to zrobić. Obawiał się, że blondyn mógł gdzieś ukryć broń, którą mógłby go zaatakować w chwili nieuwagi. I miał rację. W kieszeni jego kurtki ukryty był sztylet, który podarował mu Jungkook. Wziął go z domu na wszelki wypadek, chociaż nie łudził się, że do czegokolwiek mu się przyda. Jin był na to zbyt sprytny. Dobrze wiedział, że V nawet w najmniejszym stopniu nie zaryzykuje tego, że wampir mógłby skrzywdzić Jungkooka.
- I koszulkę też - dodał Jin po chwili, więc i ją zdjął, rzucając na swoją kurtkę.
Stał teraz jedynie w samych spodniach. Czarnowłosy usatysfakcjonowany z efektu, wskazał do rosłego mężczyzny, by kontynuował to, o co chwilę temu go poprosił. V wyciągnął swoje dłonie w jego stronę i spojrzał w stronę Jungkooka. Brunet nic nie powiedział, ale poruszył delikatnie swoimi wargami tak, by tylko on widział, co chce mu przekazać. Kiedy usta chłopaka układały się w wyznanie miłości, z warg V wyrwał się stłumiony jęk bólu, gdy srebro zetknęło się ze skórą, paląc ją niemal żywym ogniem.
Mężczyzna zakuł jego dłonie, po czym to samo zrobił z jego stopami, oplatając srebrem jego kostki. Gdy skończył, uniósł się z ziemi i V był pewien, że Jin każe mu wyjść i zostawić ich samych, jednak nieznajomy podniósł z ziemi jeszcze jeden łańcuch. Tym razem był większy, przypominający srebrną kolię.
- Jin, już wystarczy. On i tak już nic nie zrobi... - odezwał się w końcu Jungkook, nie mogąc znieść widoku V, kulącego się z bólu.
Otworzył usta, by dodać coś jeszcze, ale nim zdążył to zrobić, poczuł siarczysty policzek i metaliczny smak własnej krwi w ustach.
- Zamknij się! - warknął Jin, po czym szarpnął go za włosy,
odchylając głowę do tyłu pod takim kątem, że chłopak aż jęknął z bólu.
Brunet nie mógł zobaczyć V, ale do jego uszu wkradło się kilka wyzwisk pod adresem Jina i szczekanie łańcuchów, kiedy blondyn zaczął szarpać się w swoich więzach. Jin patrzył młodszemu prosto w oczy z dziwnym uśmiechem na twarzy. Wyglądał, jakby twarde spojrzenie chłopaka imponowało mu. I faktycznie tak było. Wszyscy ludzie, z którymi miał styczność, bali się go, ale nie on. On patrzył mu prosto w oczy palącym spojrzeniem, które wręcz kipiało nienawiścią.
Nagle do uszu bruneta wkradł się głośny jęk i kolejne brzdęki łańcucha, więc szarpnął się mocno, by wyrwać się z uchwytu Jina na tyle, by przynajmniej móc odchylić głowę i spojrzeć na V. Udało mu się przekręcić w uścisku wampira, a kiedy dostrzegł swojego ukochanego na kolanach, krzyczącego z bólu, szarpnął się ponownie, tym razem wkładając w to całą swoją siłę i wszystkie swoje zdolności hybrydy. Ku jego zaskoczeniu chwyt Jina nie wytrzymał i chłopak wyrwał się z jego rąk. Czarnowłosy spojrzał na niego z szeroko rozwartymi źrenicami, zaskoczony jego siłą.
Jungkook, nie zastanawiając się ani chwili, rzucił się w stronę V i odepchnął od niego nieznajomego mężczyznę, który zapinał obrożę wokół jego szyi. Jego pchnięcie było na tyle mocne, że tamten zatoczył się i wpadł na stolik, stojący pod oknem, łamiąc go swoim ciężarem. Brunet wsunął swoje palce pod kolię, starając się od sunąć palące srebro od skóry ukochanego.
- Och, V! Jezu! - zawołał, jednocześnie starając się znaleźć zapięcie, by zdjąć tę obrożę, ale nim zdążył coś więcej zrobić, ktoś chwycił za jego włosy i szarpnął go mocno do tyłu z taką siłą, że przewrócił się na plecy.
Nie zdążył jeszcze dobrze zorientować się, kto był tym napastnikiem, gdy silne dłonie zacisnęły się wokół jego gardła. Uniósł swój wzrok i napotkał spojrzenie czarnych oczu Jina. Kły wampira były teraz dobrze widoczne. Czarnowłosy szarpnął go do góry i przyciągnął do siebie tak, by jego plecy przylegały do silnej klatki piersiowej starszego, po czym odchylił jego głowę, jednocześnie blokując jego dłonie. Spojrzał na V i uśmiechnął się do niego uroczo.
- Planowałem to zrobić nieco inaczej, ale cóż... Twoja Laleczka nie chce zginąć delikatnie i bez walki, więc niech będzie tak... A teraz patrz, V. Przypatrz się uważnie na tę cudowną twarz, bo za chwilę rozszarpię mu gardło na twoich oczach... - powiedział, wyraźnie akcentując każde słowo.
- Nieee... Jin... Błagam... - jęknął V, jednocześnie zbierając wszystkie siły, by szarpnąć łańcuchami, ale bezskutecznie.
Jin zaśmiał się jadowicie. Jungkook miał wrażenie, że jego śmiech odbija się od wszystkich ścian, głośny jak dzwon. Jego własne serce biło tak mocno, że słyszał jego łomotanie w swoich uszach. Nie mógł oddychać. Jego dłonie odruchowo zacisnęły się na silnym przedramieniu wampira, ale ten trzymał go tak mocno, że nawet jego zdolności i wzmożona siła były niczym w porównaniu z jego siła hybrydy. Jin schylił się w jego stronę i już miał się wgryźć w jego szyję, gdy nagle z jego ust wyrwało się coś, czego nigdy dotąd nie powiedział na głos.
- Jeśli to zrobisz, to zabijesz swojego jedynego syna!
Słysząc jego słowa, Jin zamarł. Schował swoje kły i ponownie szarpnął go, ale tym razem tak, by zwrócić go twarzą do siebie. Przez chwilę wpatrywał się w niego w zupełnym milczeniu.
- Co ty powiedziałeś? - spytał, marszcząc swoje idealne brwi.
Jungkook przełknął głośno ślinę. Wiedział, że to jego jedyna szansa. Miał chęć spojrzeć na V, ale utrzymał wzrok Jina.
- Tak długo cię szukałem... - wyznał w końcu. - Nic nie mówiłem, bo... Chyba miałem nadzieję, że gdy mnie zobaczysz, to mnie rozpoznasz... Że będziesz wiedział, że jestem twoim synem. Kiedy spytałeś, czy kiedyś się poznaliśmy... - zamilkł na chwilę, jakby zbierając myśli i starając się uformować je w słowa. Jin wpatrywał się wciąż w niego, nawet nie mrugając. Jego dłoń wciąż zaciśnięta była na jego kurtce, ale zdawało mu się, że uścisk dłoni wampira zelżał. - Poznałeś moje oczy, bo ona miała takie same. Usta też mam po matce. Dwadzieścia cztery lata temu byłeś z moją matką, a po dziewięciu miesiącach pojawiłem się ja... Odkąd pamiętam, pragnąłem cię poznać...
- To niemożliwe - rzucił Jin, prychając pod nosem. - Wampiry nie mogą mieć dzieci.
- Wampiry i ludzie nie, ale wampiry i hybrydy już tak. Moja matka... Ona była hybrydą. W lewej kieszeni kurtki mam portfel. Tam jest jej zdjęcie. Wyjmij je. Na pewno ją pamiętasz. Miała piękne, kasztanowe włosy.
Jin poruszył się niepewnie. Wyglądał na zaskoczonego i zagubionego przez jego wyznanie, jakby sam nie wiedział, co myśleć i co robić. Zwilżył swoje usta w kolorze dojrzałej maliny, pozostawiając na dolnej wardze cienką warstwę śliny. Po chwili Jungkook poczuł, że uścisk jego dłoni nieco zelżał i wampir wsunął dłoń do jego lewej kieszeni. Jego palce namacały portfel, więc wyjął go szybkim, sprawnym ruchem, prawą dłonią wciąż przytrzymując chłopaka w miejscu. Czuł na sobie jego wzrok.
Nie wiedział dlaczego, ale jego dłoń zaczęła lekko drżeć, gdy otwierał portfel. Faktycznie, tak jak mówił chłopak, w środku znajdowała się fotografia. Teraz lekko już zniszczona upływem lat, ale mimo to przedstawiona na niej kobieta była dobrze widoczna. Wystarczyło jedynie, by spojrzał na nią przez krótką chwilę, by wiedział...
Chłopak mówił prawdę.
Pamiętał tę dziewczynę. Na zdjęciu zdawała się nieco młodsza, niż gdy ją widział ostatni raz. Nie wiedział nawet, jak miała na imię, ale tej twarzy nie mógłby pomylić. Pamiętał ich spotkanie, jakby to było wczoraj. Szedł ulicą, było już dosyć ciemno i droga, którą podążał, była raczej wyludniona. Jednak nagle usłyszał czyjś śmiech. Był piękny. Cudownie melodyjny, lekki, kobiecy. I tak bardzo przypominał śmiech Yury...
Nie mógł przejść obok niego obojętnie. Gdy się odwrócił, zobaczył dwie młode dziewczyny, ale nawet nie pamiętał, jak wyglądała ta druga, bo on widział tylko ją. Jej piękne, długie, kasztanowe włosy, delikatną mleczną skórę. Gdy dziewczyna uniosła wzrok, ich oczy na chwilę się skrzyżowały. Miała duże, ciemne, sarnie oczy, dokładnie takie, jak te chłopaka, wpatrujące się teraz w niego intensywnie i te same delikatne usta.
Już miał odejść, ale nieznajoma uśmiechnęła się do niego delikatnie. Jej policzki przybrały różowej barwy, a ona sama z zawstydzeniem założyła kasztanowe pasemko za ucho. To był ten moment, gdy wiedział, że już nie może odpuścić. Musiał ją mieć. Poczekał więc, aż dziewczyna zostanie sama i podszedł do niej. Gdy zorientowała się, że jego zamiary nie są wcale niewinne, jak jej się na początku zdawało, próbował użyć na niej swojej perswazji, ale to nie działało. Nie wiedział wtedy dlaczego. Założył, że dziewczyna jest pod wpływem wampirzej krwi i w efekcie wziął ją siłą.
Pamiętał, że również jej siła go zaskoczyła. Była młoda, niepozornej budowy. Nie powinna mieć takiej siły, ale to również zwalił na karb wampirzej krwi. A co, jeśli chłopak mówi prawdę i dziewczyna była hybrydą? Nie przejmował się zabezpieczeniem. Wampiry nie mogły zapładniać ludzi. Nawet gdyby dziewczyna złożyła na niego donos i tak nic by to nie dało. Być może to był jego błąd, ale czy na pewno?
A jeśli naprawdę miał syna?
Jungkook dostrzegł, jak wyraz twarzy wampira zmienia się, z każdą kolejną sekundą, którą poświęcił na wpatrywanie się w zdjęcie jego matki. Pamiętał ją. Był tego pewien. I dobrze wiedział, że to była jego szansa.
- Wiem, że czułeś moją siłę, gdy przed chwilą walczyliśmy. Widziałeś, jak szybki potrafię być. Dobrze wiesz, że żaden człowiek nie ma takich zdolności. Przekazałeś mi wampirze geny. Swoje geny...
- Jesteś hybrydą? - spytał jakby wciąż nie dowierzając.
- Wiesz, że ostatnie dwa miesiące spędziłem pod okiem Baeka. Nie pozwoliłby mi zażywać wampirzej krwi. Nie ma na to innego wytłumaczenia. Wasza perswazja na mnie nie działa. Chcesz, to sprawdź. Każ mi coś zrobić, a sam się przekonasz.
Jin puścił jego kurtkę, jakby nagle przestał się przejmować tym, że może próbować uciec. Jungkook wyprostował się i spojrzał ukradkiem na V. Blond wampir wciąż klęczał na ziemi, krzywiąc się z bólu, który zapewne wciąż dawał mu się we znaki, ale jego oczy patrzyły wprost na niego. Skinął do niego delikatnie, jakby chciał mu powiedzieć, że dobrze postąpił, wyznając prawdę. Jin przesunął dłonią po swoich włosach, zaczesując je do tyłu, po czym chwycił dłonią jego brodę, by zwrócić jego twarz ku sobie.
Ciemne oczy wampira pogłębiły swój kolor. Ich nieprzenikniona czerń sprawiała, że młody chłopak poczuł ciarki na całym ciele, a jego serce zaczęło bić mocniejszym rytmem. Jin przytrzymywał jego głowę tak, że w kilka sekund z łatwością mógłby mu skręcić kark, ale nie robił nic. Po chwili dostrzegł, że źrenice starszego się powiększają i dobrze wiedział, co to oznacza. Specjalnie zmusił się, by nawet nie mrugnąć. Był zdeterminowany, by przekonać ojca o swoim pochodzeniu.
- Powiedz mi prawdę... - zaczął Jin.
Jego głos przybrał bardziej delikatnej, ciepłej barwy, jak to zazwyczaj było, gdy wampiry używały swoich mocy przekonywania. Zwykle w takich chwilach ludzie zdawali się niemal zahipnotyzowani ich spojrzeniem, jakby wampirzy głos ich zauroczył, odbierając całą własną wolę, zdając ich na pastwę bestii.
- Kim jesteś, Jungkook? - spytał w końcu, nie odrywając swoich źrenic od bystrych oczu bruneta.
- Jestem twoim synem, Jin - odparł chłopak, bez mrugnięcia okiem.
Na jego słowa Jin wypuścił głośno powietrze z płuc, jakby cały czas wstrzymywał je, po czym wyciągnął swoją prawą dłoń i przesunął opuszkami palców po jego lewym policzku. Dotyk jego dłoni był delikatny, niemal czuły. Poruszał nią w taki sposób, jakby starał się nauczyć jego rysów na pamięć. Przez cały ten czas patrzył mu prosto w oczy. Po chwili jego dłoń zsunęła się nieco niżej, w kierunku smukłej szyi bruneta, a palce zaznaczyły pulsującą żyłę.
Nagle jednak Jungkook poczuł, jak dłoń Jina zaciska się mocniej wokół jego szyi. Zamrugał szybko, nieco zaskoczony zachowaniem wampira. Rozchylił delikatnie swoje wargi, by coś powiedzieć, ale nim jakiekolwiek słowa zdążyły stoczyć się z jego języka, starszy ścisnął go za gardło tak mocno, że chłopak myślał, że jeszcze chwila, a wampir je zmiażdży. Uniósł go lekko do góry silnym szarpnięciem, po czym rzucił na ziemię, przypierając go do niej swoim ciałem.
- Mój syn nie pieprzyłby się z moim największym wrogiem! - warknął przez zęby.
Był wściekły. Oddychał ciężko, jego kły wysunęły się z dziąseł. Jungkook czuł, że jego ciało drży z emocji. Brunet jęknął z bólu, chwytając za jego dłonie i starając się odciągnąć je od swojego gardła. Słyszał, że V również szamocze się w swoich łańcuchach i krzyczy coś, ale głośne bicie jego własnego serca zagłuszało słowa blondyna.
- T-to nie tak, jak myślisz... - wydusił z trudem. Ciężko mu było mówić, gdy dłonie wampira odcinały tlen, ale nie miał wyboru. Musiał to powiedzieć, nim straci przytomność i już będzie po nim. - Pragnąłem cię znaleźć. Tak bardzo chciałem cię odszukać, ale nikt nie wiedział kim i gdzie jesteś. I wtedy poznałem V. Powiedział, że wie, kto jest moim ojcem, więc wykorzystałem go, by cię odnaleźć...
- Wykorzystałeś go? - powtórzył Jin zaskoczony.
- Tak. On i ja... To wszystko było tylko po to, by cię odnaleźć. Kiedy opowiedział mi waszą historię, wiedziałem, że sam mnie znajdziesz, gdy go w sobie rozkocham. Więc zrobiłem to... Wmówiłem mu, że go kocham, żeby znaleźć ciebie...
Słysząc jego słowa, V przestał się szamotać. Ze swojej pozycji nie widział twarzy bruneta, ale w jego słowach było coś takiego... Nigdy wcześniej tego nie słyszał. To, co mówił, było niedorzeczne. Nigdy nie miał wątpliwości, że uczucia Jungkooka w stosunku do niego są prawdziwe. Tym bardziej po tym, co robił dla niego przez ostatnie dwa miesiące, ale głos chłopaka był tak pewny, że był skłonny mu uwierzyć. Był w stanie uwierzyć, że chłopak naprawdę posłużył się nim jedynie po to, by odszukać ojca i przez chwilę miał wrażenie, że nie może oddychać.
- Chciałeś, żebym cię znalazł?
- Th-tak - wydusił z trudem.
Jin zwolnił uścisk i odsunął się od niego. Jungkook leżał przez chwilę bez ruchu na ziemi, z trudem łapiąc powietrze. Wciąż czuł siłę uścisku dłoni wampira na swoim gardle. Był przekonany, że niebawem pojawią się na nim sine ślady po duszeniu, ale to nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Nie miał siły. Czuł się tak zmęczony. Wciąż kręciło mu się w głowie i czuł tępy ból w skroni, zdawało mu się, że za chwilę jego ciało się podda, ale nie mógł na to pozwolić. Zmusił swoje ciało, by znowu zaczęło działać. Podniósł się do pozycji siedzącej i ostrożnie wyciągnął dłoń w stronę Jina.
Wampir zmarszczył swoje idealne brwi, z uwagą przyglądając się chłopakowi. Jungkook przysunął się nieco do przodu, zmniejszając dzielący ich dystans i ostrożnie wyciągnął dłoń w kierunku twarzy Jina. Jego poranione dłonie odnalazły drogę do policzka starszego. Wampir wzdrygnął się, kiedy poczuł na skórze zimne opuszki palców chłopaka. Jego lewa dłoń znaczyła jakąś dziwną trasę. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że brunet znaczy bliznę na jego prawym policzku.
- Tak bardzo chciałem cię znaleźć... Tato - szepnął chłopak, a jego oczy zaszkliły się.
Przez chwilę w pokoju panowała całkowita cisza. Jin wpatrywał się, jak młody chłopak w skupieniu bada strukturę jego policzka, patrząc na niego, jakby był czymś pięknym. Zawsze uważał się za atrakcyjnego mężczyznę. Wiedział, jak ludzie patrzyli na niego wzrokiem, przepełnionym pożądaniem, ale w oczach tego dzieciaka było coś innego. I nagle nie wiedząc dlaczego, zapragnął wziąć go w swoje ramiona i przytulić, ale nawet nie drgnął.
- Powiedziałeś Baekhyunowi, że nie ma nic silniejszego niż krew... Ja jestem z twojej krwi. Możemy zrobić to razem. Kontynuować twój plan. Razem.
- Mój plan? - powtórzył Jin.
- Tak. Możemy zrobić to razem. Yura nie żyje, ale nie jesteś sam. Teraz masz mnie...
- Mam ciebie? - rzucił znowu jakby to, co się działo, wciąż do niego nie docierało. Jungkook skinął energicznie głową. Jin zaśmiał się cicho, jego twarz rozjaśnił uśmiech. - Mam ciebie - powiedział pewnym głosem.
Po chwili wstał nagle gwałtownie z ziemi, zaskakując Jungkooka swoim nagłym zachowaniem. Przeczesał dłonią swoje ciemne, lśniące włosy i rozejrzał się dookoła. Był teraz dziwnie pobudzony. Spojrzał na V, po czym w stronę ołtarzyka stworzonego dla Yury i bez zastanowienia podbiegł w jego stronę. Jungkook wstał z ziemi i szybko zerknął w stronę V, ale kiedy napotkał jego spojrzenie, od razu odwrócił wzrok, jakby bał się, że widząc go, zmieni zdanie.
Jin odwrócił się na pięcie, sprawiając, że wszystkie mięśnie bruneta napięły się pod jego wzrokiem. Wampir wyglądał bardzo onieśmielająco. Był wyższy od niego, miał bardzo szerokie ramiona. Jego oczy błyszczały jakimś dziwnym blaskiem, a na wargi wkradł się niepokojący uśmiech. Jungkook zauważył, że coś zabłyszczało w jego dłoni i poczuł, jak jego zdenerwowanie rośnie. Zagryzł dolną wargę, starając się opanować emocje.
- Chciałem to zrobić inaczej... Ale zobacz! Wiesz, co to jest? - to mówiąc, wyciągnął dłoń w jego stronę.
W jego dłoni spoczywała strzykawka, wypełniona srebrnym płynem. Widząc to, V odruchowo zaczął na nowo szarpać swoje więzy, mimo że wiedział, iż jest to całkowicie bezcelowe. Srebro wystarczająco osłabiało, a kajdany niemal paliły jego skórę przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu.
Po torturach, jakim go poddano wiele lat temu, był bardziej odporny na jego działanie, ale mimo to czuł ogromny ból, a pamięć o torturach była wciąż żywa. Chcąc się uwolnić, przekręcił swoje ciało tak, by móc oprzeć stopy na ścianie i zapierając się o nią, zaczął szarpać za więzy, ale te jedynie ścieśniły się mocniej, wżynając się w delikatną skórę nadgarstków.
- Aaach, Kurwa! - zaklął, spoglądając z niepokojem na Jina, który teraz zbliżał się w jego stronę.
Dobrze wiedział, co zaraz się wydarzy i czuł rosnącą panikę. W jednej chwili zdawało mu się, jakby cofnął się o osiemdziesiąt lat i znowu był więziony i torturowany w tej zatęchłej piwnicy, błagając o to, by w końcu ktoś go zabił. Teraz nie chciał umierać. Chciał żyć. Chciał zabić tego sukinsyna i ułożyć sobie życie z mężczyzną, którego kochał najmocniej na świecie.
Szarpnął ponownie, zaciskając zęby z bólu, kiedy srebro mocniej wbiło się w jego skórę. Mimo że nie patrzył za siebie, czuł jego obecność, jednak dopiero silne szarpnięcie za włosy, ponownie ściągnęło jego uwagę na czarnowłosego wampira.
- Widzę, że pamiętasz... - mruknął Jin, z zachwytem podziwiając strzykawkę, którą ściskał w dłoni. Ukucnął naprzeciwko V, by zniżyć się do jego poziomu i ponownie szarpnął za jego włosy, by ukazać jego smukłą szyję. - Ciekawe, czy będziesz krzyczał tak głośno, jak wtedy... - dodał i już miał zamiar wbić igłę, gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Zdziwiony uniósł wzrok i dostrzegł Jungkooka. Brunet stał nad nim z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jin zmarszczył swoje brwi.
- Ja chcę to zrobić - rzucił chłopak.
Jego głos był dziwnie beznamiętny. V nigdy wcześniej nie słyszał, by chłopak mówił w taki sposób. Gdy przeniósł na niego swój wzrok, miał wrażenie, jakby patrzył na kogoś obcego. Jego spojrzenie nie miało tej typowej czułości, z którą zawsze na niego patrzył, było zimne, pozbawione emocji. Było tak cholernie podobne do spojrzenia Jina. Patrząc na niego, poczuł, jak dreszcz sunie wzdłuż jego pleców. W pierwszej chwili nie wiedział, czy Jungkook mówi prawdę, czy kłamie. Starał się coś wyczytać z jego twarzy, ale nie potrafił.
Nagle cały ból, który ogarniał jego ciało, odszedł na dalszy plan. Nie mógł się na niczym skupić. Patrzył na twarz mężczyzny, którego kochał ponad życie i nie wiedział, czego powinien oczekiwać. Jego oddech mimowolnie przyśpieszył. Nie odwracając spojrzenia od twarzy ukochanego, ponownie zaczął szarpać za więzy. Czuł, jak kajdany rozcinają jego skórę, ale to wcale go nie powstrzymało.
Jungkook wziął strzykawkę od ojca i zbliżył się do V. Blondyn spodziewał się, że dłoń chłopaka będzie drżała, ale jego ruchy były pewne, płynne. Widząc to, jego niepokój osiągnął niemal zenitu. Czyżby jego słowa były prawdziwe? Czy naprawdę jedynie się nim bawił cały ten czas? Od pierwszego dnia Jungkook wiedział, że V zna jego ojca. Jeśli chciał go w sobie rozkochać, by do niego dotrzeć, jego plan to byłby istny majstersztyk. Nawet przez chwilę nie wątpił w jego uczucia. Gdy chłopak powiedział mu, że odchodzi tamtego ranka, czuł, jakby grunt osunął się spod jego stóp. Nie spodziewał się tego.
- Laleczko... - szepnął, nienawidząc się za to, jak bardzo jego głos się załamał, gdy wymówił to pieszczotliwe słowo.
Przychodząc tu, spodziewał się niemal wszystkiego, ale nie tego, że będzie musiał błagać miłość swojego życia, by nie robiła mu krzywdy. Zwilżył swoje wargi, pozostawiając na nich cienką warstwę śliny i poruszył się niespokojnie, widząc, że chłopak zbliża się do niego. Zdawało mu się, że serce rozpada mu się w piersi na milion kawałków z każdym kolejnym krokiem. Nie mógł oddychać.
- Lale...
- Nie nazywaj mnie tak! - warknął Jungkook. - Nienawidzę, gdy tak do mnie mówisz!
- Proszę... - wydusił.
Chciał powiedzieć coś jeszcze. Coś, co powstrzyma ten okropny bieg wydarzeń, ale miał jedynie pustkę w głowie. Słyszał, jak Jin zachęca Jungkooka, by wstrzyknął mu srebro, ale nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Brunet chwycił go za włosy, odchylając jego głowę dokładnie tak samo, jak chwilę temu zrobił to Jin. Schylił się nieco i zbliżył usta do jego szyi, po czym zassał się na niej, ssąc mocno jego skórę dokładnie w tym miejscu, gdzie miał zamiar się wkłuć. V zagryzł swoją dolną wargę, powstrzymując jęk, zawstydzony tym, że mimo tak chorej sytuacji, usta bruneta sprawiają mu niemal niebiańską przyjemność.
Po chwili takich pieszczot młodszy odsunął się od niego delikatnie, po czym patrząc mu prosto w oczy, przystawił strzykawkę do jego skóry, dokładnie w tym miejscu, gdzie przed chwilą zassały się jego usta. V pokiwał głową, niemo prosząc go, by tego nie robił. Jego oddech przyśpieszył pod wpływem zdenerwowania. Mimo próśb, poczuł, jak igła wsuwa się w jego szyję.
- Jung...
Urwał, gdy usta bruneta silnie naparły na te jego, całując go tak czułe, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Jego wargi były ciepłe i takie znajome. V niemal odruchowo odwzajemnił jego pocałunek, smakując go tak, jakby to miał być ich ostatni raz.
- Przepraszam - rzucił Jungkook niemal bezgłośnie i zamykając oczy, wcisnął tłoczek strzykawki, wstrzykując mu srebro prosto w tętnicę.
Pokój wypełnił głośny krzyk V, a Jungkook zacisnął mocniej swoje powieki, czując, jak po jego policzkach staczają się gorzkie łzy. Nigdy wcześniej nie słyszał, by ktokolwiek tak krzyczał. Miał wrażenie, że od głosu V drżą wszystkie ściany. Gdy otworzył oczy, zobaczył, jak ciało blondyna zwija się z bólu na ziemi u jego stóp i przez chwilę myślał, że osunie się na ziemię obok niego. Nogi miał jak z waty, znowu kręciło mu się w głowie. Miał chęć zakryć uszy rękoma i ponownie zamknąć oczy, by nie widzieć i nie słyszeć. Nie mógł tego znieść.
Gdy poczuł dłoń ojca na ramieniu, wzdrygnął się. Jin zbliżył się do niego i stanął nad V. Jungkook widział go kątem oka, ale nie mógł się zmusić, by na niego spojrzeć. Był pewien, że teraz pełne wargi wampira ułożone są w delikatny łuk, kiedy ten uśmiecha się na widok sceny rozgrywającej się przed nim. V leżał u jego stóp, wijąc się z bólu dokładnie tak, jak tego pragnął przez tak wiele lat.
- Piękny widok, czyż nie? - spytał, nie oczekując nawet odpowiedzi. - Nie myślałam, że będziesz miał odwagę to zrobić. Jestem z ciebie taki dumny...
- Dziękuję - odparł cicho, wciąż nie odwracając wzroku od V.
Blond wampir uniósł swój wzrok i spojrzał mu prosto w oczy. Oddychał z trudem, jego twarz wykrzywiona była w grymasie bólu, ale jego oczy... Jego oczy były tak błękitne, jak nigdy, przepełnione miłością i nadzieją. Jungkook poczuł ból w klatce piersiowej i niewidzialną rękę zaciskającą się wokół jego gardła jak imadło. Nigdy nie pomyślałby, że kiedykolwiek zobaczy V w takim stanie. Tym bardziej że będzie to spowodowane przez niego.
- Chcę to zrobić jeszcze raz - powiedział w końcu, wciąż wpatrując się w blond wampira.
Słysząc jego słowa, V poruszył się gwałtownie, jakby chciał się od niego odsunąć najbardziej, jak to było możliwe. Naprężył łańcuchy do granic możliwości, ale udało mu się oddalić jedynie o kilka centymetrów. Jungkook dostrzegł, że jego ciało drży, podobnie jak jego dolna warga. Przez chwilę miał chęć zatrzymać jej drżenie swoimi wargami. Chciał spić z tych drżących warg cały jego ból. Już dawno nie czuł się aż tak rozdarty.
- Daj mi podwójną dawkę - dodał i odwrócił od niego wzrok, spoglądając na swojego ojca. Na twarzy Jina pojawił się szeroki uśmiech.
- Nh-nie, Jungkook... Proszę... - jęknął V.
Młodszy na niego nie patrzył, ale mimo to dobrze wiedział, że słyszy jego słowa. Spojrzał na Jina, który na nowo zbliżył się w stronę ołtarzyka i sięgnął z małego pudełeczka kolejną strzykawkę. V zagryzł swoją dolną wargę, czując, jak po jego ciele rozchodzi się kolejna fala bólu, z jego ust wydobyło się kolejne jęknięcie. Po chwili poczuł również smak własnej krwi, gdy jego kły rozcięły delikatną skórę ust.
Jin ponownie wrócił do Jungkooka i podał mu przygotowaną wcześniej strzykawkę, po czym ukucnął przy nim i chwycił silnie jego twarz w swoje dłonie tak, by zwrócić ją ku sobie. Jego oczy błyszczały złowrogo, z ust nie schodził uśmiech.
- Jak ci się to podoba, V? Twój "ukochany" wstrzykuje ci srebro, czyż to nie jest zabawne? Historia lubi się powtarzać... - rzucił, z jego ust niemal sączył się jad.
V jedynie zagryzł mocniej swoją wargę. Nie przyjmując się tym, jak krew zalewa jego usta. Spojrzał na Jungkooka, niemo prosząc, by go nie krzywdził. Chłopak pstryknął palcami w strzykawkę, po czym uśmiechnął się do niego delikatnie. W jego uśmiechu było coś kojącego i przez chwilę V pomyślał, że jeśli ma dzisiaj tu umrzeć, to chciał zginąć właśnie z jego rąk...
Przez chwilę zdawało mu się, że usta młodszego ponownie wymawiają wyznanie miłości w jego kierunku, ale był tak mocno zamroczony bólem, że nie był już pewien, czy naprawdę to widział, czy jedynie jego spragniony umysł płatał mu figle.
Jungkook jednak stanął wprost za Jinem, który wciąż kucał przed nim i wykorzystując wszystkie swoje wampirze zdolności, chwycił swojego ojca od tyłu, mocno otaczając jego ciało swoimi ramionami.
- Powiedziałeś, że nic nie jest silniejsze od krwi... Ale nie znasz siły mojej miłości do V. Nic nie jest w stanie jej zniszczyć i pokonać - to mówiąc, bez wahania wbił mu igłę w szyję, wciskając tłoczek strzykawki.
Nim jednak zdążył wstrzyknąć mu całą zawartość, Jin zrzucił go z siebie z taką siłą, że jego ciało wylądowało niemal na ołtarzu. Ciemnowłosy wampir złapał się za szyję i upadł na ziemię, wijąc się z bólu. Nigdy wcześniej nie czuł nic takiego. Srebro testował jedynie na innych, nigdy na sobie samym. Ból był tak ogromny, że zdawało mu się, że umiera. Z jego ust wyrywał się niemal zwierzęcy ryk, wszystkie mięśnie napinały się do granic możliwości, gdy srebro powoli rozchodziło się po żyłach.
Jungkook podniósł się z trudem i szybko rzucił się w stronę V. Chwycił jego twarz w swoje dłonie i spojrzał mu prosto w oczy. Jego serce biło jak oszalałe. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, złączył ich usta w czułym pocałunku, wkładając w niego całą swoją miłość. Żałował, że nie ma wampirzych zdolności, by pokazać mu, jak cholernie mocno go kocha, ale najwyraźniej, nie było to potrzebne.
V przyciągnął go mocniej do ciebie, wplatając swoje dłonie w jego włosy i przejechał swoim językiem po jego dolnej wardze. Gdy młodszy rozchylił swoje wargi, V pewnie wprosił się do środka, splatając ich języki w dzikim tańcu. Jungkook czuł smak krwi V w swoich ustach, ale nie przeszkadzało mu to. Po chwili odsunął się od niego nieznacznie i oparł czoło na jego czole. Ich niespokojne oddechy mieszały się w jedno.
- Przepraszam... przepraszam... - powtarzał jak mantrę, szepcząc słowa wprost w jego wargi. Pod wpływem silnych emocji, jego ciało zaczęło drżeć, a z oczu wypłynęły słone łzy. - Nie wiedziałem, co innego zrobić... Chciałem... Chciałem go przekonać, że ja...
- W porządku, Laleczko - przerwał mu V i znowu złączył ich usta w szybkim pocałunku. - Dobrze zrobiłeś. A teraz posłuchaj mnie. Nie mamy dużo czasu. Musisz mnie uwolnić. Sam nie dam rady tego zrobić, rozumiesz? - mówił szybko.
Nagle do ich uszu wdarł się głośny krzyk i obaj odruchowo spojrzeli za siebie, by zlokalizować ten dźwięk. Jungkook dostrzegł tego rosłego mężczyznę, który go tu przyprowadził, leżącego na ziemi w kałuży krwi. Jin wgryzał się w jego gardło. Wampir wyglądał, jak dzikie zwierzę, oprawiające swoją ofiarę. Brunet poczuł mdłości i szybko odwrócił wzrok, krzywiąc się.
- Laleczko, musimy się spieszyć! - rzucił szybko V. Jungkook skinął głową.
- Ty też musisz się pożywić, kochanie - to mówiąc, chłopak szybko wsunął dłoń do prawej kieszeni swojej kurtki.
Jego szczupłe palce odszukały zimną rękojeść. Zacisnął na niej swoją dłoń i wyjął sztylet. Bez chwili wahania przyłożył błyszczące ostrze do swojego nadgarstka i rozciął swoją mleczną skórę. Nozdrza V momentalnie wypełnił zapach jego słodkiej krwi. Blondyn dobrze wiedział, że po zastrzyku ze srebra jest niesamowicie osłabiony, sam zapach sprawiał, że czuł ssanie w żołądku. Wysunął swoje kły i ujął delikatnie nadgarstek ukochanego, po czym przystawił swoje usta do jego rany i zaczął pić jego krew.
Był mocno osłabiony, ale nie chciał też zbytnio osłabić Jungkooka. Wiedział, że chłopak również nie jest w najlepszym stanie. Gdy poczuł, że na nowo odzyskuje siłę, odsunął swoje wargi od nadgarstka młodszego i szybko przejechał po jego skórze, swoim językiem, zbierając z niej resztkę słodkiej krwi i jednocześnie zamykając jego ranę.
- Rozkuj mnie - polecił cicho, lekko zachrypniętym głosem.
Młodszy skinął głową i przeniósł swoje drżące dłonie do obroży, która wciąż oplatała szyję wampira. Przez chwilę walczył z zapięciem, ale w efekcie udało mu się zdjąć srebrny łańcuch z szyi ukochanego. V od razu odetchnął głęboko, czując ogromną ulgę. Brunet przeniósł ręce do jego prawego nadgarstka. Skóra wampira była zdarta niemal do krwi. Ujął delikatnie jego rękę w swoje dłonie i zaczął delikatnie rozwiązywać łańcuch krępujące jego kończyny. Jego ruchy były uważne, jakby starał się robić wszystko, by nie sprawić mu większego bólu.
- Kochanie, szybciej! - polecił nagle V, gdy spoglądając nad ramieniem swojego ukochanego, dostrzegł, że Jin kończy się pożywiać na mężczyźnie. - Szybciej!
Brunet rozpiął kajdanki i zdjął krępowanie z jego prawej dłoni. Przeniósł dłonie do jego lewej ręki, ale był tak zdenerwowany, że nie był w stanie poradzić sobie z zapięciem. Walczył z nim przez chwilę i gdy poczuł, że w końcu udało mu się je otworzyć, nagle ktoś szarpnął go mocno do tyłu, odciągając od V. W kilka sekund znajdował się na ziemi, przyparty przez silne dłonie Jina. Przerażony, uniósł głowę do góry, by spojrzeć na twarz wampira i w tej samej chwili tego pożałował.
Oczy starszego były całe ciemne. Były tak czarne, że nie był w stanie odróżnić jego źrenice od koloru tęczówki, kły błyszczały wrogo, usta i broda wampira całe były we krwi. Krople szkarłatu skapywały z jego kłów i brody wprost na jego koszulkę.
- Zabiję cię, rozumiesz? - warknął wściekle.
Jungkook wyrwał się z jego uchwytu i przekręcił na kolana, starając się szybko podnieść. Słyszał brzdęk łańcuchów i domyślał się, że V stara się wyswobodzić z reszty więzów, ale nawet nie miał czasu, by na niego spojrzeć. Rzucił się przed siebie, biegnąc w stronę ołtarza, gdzie widział srebrny sztylet. Jin ruszył za nim. Brunet był już niemal przy ołtarzu, gdy wampir ponownie na niego skoczył, ściągając go na ziemię. Szamotali się przez chwilę. Jungkook rozpaczliwie starał się wyrwać, ale teraz po wypiciu krwi mężczyzny, Jin był niesamowicie silny.
- W dupie mam, czy jesteś moim synem. Wypatroszę, cię jak dziką świnię! - wrzasnął.
- Nie pozwolę ci go skrzywdzić! - zawołał nagle głos za jego plecami.
Jin odwrócił się za siebie i dostrzegł V. Chłopak wyswobodził jego ręce, dzięki czemu blondyn był w stanie zdjąć wiązania krępujące jego nogi. Jego nadgarstki krwawiły, ale to nie miało teraz znaczenia. Na szyi w miejscu, gdzie wcześniej założona była obroża, dostrzegł czerwony ślad, jakby srebro dosłownie poparzyło jego skórę. Czarnowłosy zaśmiał się głośno.
Tyle lat na to czekał.
Puścił bruneta i ruszył szybko na V, łącząc ich ciała w silnym uścisku. Wpadł na niego z takim impetem, że plecy blondyna uderzyły o ścianę. Walczyli ze sobą zaciekle. V był starszy, ale wypił jedynie trochę krwi Jungkooka, bojąc się, by nie osłabić go zbytnio, więc teraz Jin zdawał się mieć więcej energii i siły. Blondyn miał wrażenie, że całe jego ciało płonie od srebra, które wciąż krążyło w jego żyłach, zdawało mu się, że za chwilę osunie się na ziemię, gdy nogi niemal odmawiały mu posłuszeństwa, ale była jedna myśl, która go napędzała.
Jungkook.
Robił to wszystko dla niego. Miał zamiar wyjść z nim stąd w swoich ramionach, wiedząc, że już nic i nikt im nie zagraża. Odepchnął od siebie Jina i zbierając wszystkie swoje siły, naparł na niego, wpychając go w szybę, która zdobiła jedną ze ścian. Szkło rozbiło się i rozpadło w drobny mak, obsypując całą ziemię przezroczystymi drobinkami. Jungkook odruchowo ukrył się w swoich ramionach, by spadające odłamki nie pokaleczyły go.
Podniósł się z trudem, uważnie obserwując starcie dwóch wampirów. Wyglądało na to, że mimo osłabienia i ran spowodowanych przez srebrne łańcuchy, V radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Blondyn pchnął Jina ponownie, tym razem wrzucając go w ołtarz, stworzony dla Yury. Obraz wiszący nad nim spadł z impetem na podłogę, a ciało wampira zmiażdżyło niewielki stolik, strącając wszystko, co uprzednio się na nim znajdowało. Jungkook niemal podskoczył od hałasu rozbijanego szkła.
Jego serce mimowolnie zaczęło bić jak oszalałe. Jego skroń ponownie zaczęła pulsować tak mocno, że cała zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Był przekonany, że jest z nim coś nie tak. Odkąd uderzył się w głowę, czuł okropny pulsujący ból i co jakiś czas nachodziły go mdłości. Przez adrenalinę ból zdawał się przytłumiony, ale zapewne miał jakieś obrażenia wewnętrzne lub wstrząśnienie mózgu. Nie było jednak czasu, by teraz o tym myśleć. Przytrzymał się ściany, starając się zapanować nad kolejną falą mdłości.
Oblizał nerwowo swoje wargi, wciąż czując na nich smak krwi V. Słodki i tak niesamowity. Kiedy wampir go pocałował, spił jego krew z ust, bez najmniejszego wahania. Czuł teraz jej niewielki wpływ. Mimo że było to jedynie kilka kropli, zdawało mu się, że krew wampira uzdrawia jego ciało. Rana na jego skroni mrowiła delikatnie, co jedynie potwierdzało jego przypuszczenia.
Wciąż czuł się skołowany, przeniósł spojrzenie na walczące wampiry i dostrzegł, że V przyszpila Jina do ziemi. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu swojego sztyletu, ale w tym całym bałaganie i chaosie, w jaki zamienił się pokój, nie mógł go nigdzie dostrzec. Spojrzał ponownie w stronę walczących i nagle dostrzegł, jakiś błysk w dłoni Jina.
Strzykawka.
- V! - krzyknął, ale nim wampir zdążył zareagować, Jin wbił strzykawkę, w jego klatkę piersiową, tuż pod jego lewym obojczykiem i wcisnął tłoczek, wprowadzając w jego ciało całą zawartość srebra.
Jungkook stanął jak wryty, słysząc ponownie krzyk swojego ukochanego, rozdzierający powietrze. Spojrzał na Jina i dostrzegł, że czarnowłosy czołga się w stronę czarnego pudełka, które leżało obok niego na ziemi. Nie wiedział, co w nim było, ale mimo to ogarnęła go panika. Czuł głośne bicie swojego serca w uszach, jego oddech był szybki i urywany, zdawało się, że odbija się od pustych ścian pokoju jak dzwon. Kiedy dostrzegł, że Jin trzyma w dłoni sztylet z rękojeścią wyłożoną rubinami i zbliża się w stronę V, który zwija się z bólu na ziemi, chciał krzyczeć, ale słowa uwięzły mu w gardle.
Otworzył usta, ale z jego warg nie wydobyły się żadne słowa. Rozejrzał się za swoim sztyletem, ale nigdzie go nie było. Zdawało mu się, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Widział, jak źrenice V rozszerzają się, gdy dostrzegł srebrny sztylet w dłoni Jina. V widział, jak ostrze obniża się w jego stronę, ale nie był w stanie nic zrobić. Ból był tak ogromny, że paraliżował wszystkie jego członki. Zdawało mu się, że już nie może oddychać. Odruchowo zamknął oczy, wiedząc, że nie ma już żadnego ratunku i czekał, aż Jin zada mu śmiertelny cios.
Kiedy jednak cios nie nadszedł, otworzył oczy i uniósł wzrok, ale to, co zobaczył, złamało mu serce...
Między nim, a Jinem stał Jungkook.
Chłopak miał szeroko otwarte oczy, przez co zdawały się jeszcze większe niż zazwyczaj, jego wargi były lekko rozchylone. Jin stał przed nim z grymasem gniewu na twarzy, lewą dłoń trzymał na ramieniu bruneta, ale w prawej wciąż trzymał sztylet, którego ostrze zatopione było w ciele młodszego. Po jego silnej dłoni ściekała gorąca, słodka krew, która miała tak cudowny i charakterystyczny zapach, że V nawet nie miał najmniejszych wątpliwości, do kogo należy.
- Jungkook! - krzyknął głosem wypełnionym rozpaczą.
Jin spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko, po czym szybkim ruchem cofnął dłoń, wysuwając ostrze z klatki piersiowej chłopaka i odsunął się od niego, pozwalając, by jego ciało osunęło się na ziemię, usłaną drobinkami szkła, po czym nie patrząc nawet na niego, ruszył z zakrwawionym sztyletem w stronę V.
Blondyn nie mógł oderwać oczu od Jungkooka, który leżał na ziemi, oddychając ciężko. Chłopak z trudem łapał powietrze, jego oddech był dziwnie nieregularny, lekko świszczący, jakby sztylet przebił jego płuco. Dłonie, uciskające miejsce, gdzie przed chwilą było wbite ostrze, były całe we krwi. Szkarłat dosłownie przelewał się przez jego dłonie, tworząc wokół niego czerwoną kałużę w zastraszającym tempie.
- Z-zabij go... - wydusił z trudem, walcząc o każdy oddech.
Gdy Jin złapał go za ramię i podciągnął do góry, kątem oka dostrzegł, że z ust Jungkooka wypływa strużka krwi i zrobiło mu się czarno przed oczami. Miał wrażenie, jakby to on umierał. Nie mógł oddychać, całe jego ciało było jak jedna wielka otwarta rana. Wiedział, że nie ma wiele czasu. Zacisnął mocno swoje zęby i naparł z całej siły na Jina, przewalając ich obu na ziemię. Pod wpływem upadku, sztylet wysunął się z jego dłoni i upadł obok nich. V czuł, że oczy go pieką, gorzkie łzy moczyły jego policzki, staczając się po jego twarzy.
- Zabiję cię! Przysięgam, że cię zabiję! - szepnął, łamiącym się głosem.
Jin zaśmiał się głośno. Jego melodyjny śmiech odbijał się od ścian i wrzynał w jego skórę jak milion sztyletów. V nie mógł pozbierać myśli. Wciąż myślał o Jungkooku. Czuł w powietrzu jego krew, która coraz intensywniej ogarniała wszystkie jego zmysły, słyszał jego urywany oddech i słabnące bicie serca i sam nie mógł oddychać. Płakał. Czuł, jak jego dłonie trzęsą się z emocji, gdy stara się obezwładnić Jina. Z jego ust wydobywał się mimowolny szloch. Łzy przesłaniały mu widok tak bardzo, że wszystko przed oczami rozmazywało się.
Nie mógł go stracić. Nie mógł.
To były jedyne słowa i jedyna myśl, którą powtarzał jak mantrę. Wiedział, że jeśli go straci, to będzie koniec.
Nie będzie drugich szans.
Nagle kątem oka dostrzegł znajomy kształt, w pobliżu miejsca, gdzie wcześniej był przykuty.
Sztylet Jungkooka.
Jego srebrna rękojeść lśniła zachęcająco. V wyprężył rękę najmocniej, jak mógł i po chwili poczuł, że jego palce dotykają palącego srebra. Zaciskając mocno swoje zęby, zmusił się, by mimo bólu chwycić go w dłoń. Kiedy jego szczupłe palce otoczyły trzon sztyletu na tyle, że uchwyt jego dłoni był pewny, zamachnął się mocno i wbił sztylet wprost w klatkę piersiową Jina.
Z ust wampira wydobył się głośny jęk. Jego ciemne źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej. V oddychał ciężko, z trudem łapiąc oddech. Czuł, jak srebro pali skórę jego dłoni, ale nie mógł się zmusić, by wypuścić sztylet z ręki.
- To koniec Jin - szepnął, patrząc mu prosto w oczy.
Jin roześmiał się głośnio, krzywiąc się z bólu, gdy sztylet wsunął się jeszcze mocniej, niemal dotykając jego serca. Spojrzał V prosto w oczy i przybrał poważnej miny.
- Może i wygrałeś bitwę, ale to ja wygrałem wojnę. Nie uratujesz go...
Gdy te słowa opuściły jego wargi, wampir ponownie się roześmiał, ale tym razem jego śmiech zamarł, gdy V z impetem docisnął sztylet, przebijając jego serce. Czarnowłosy zamarł niemal całkowicie, wciąż wpatrując się w niego, szeroko rozwartymi oczami. Jedynie jego ciałem wstrząsnęło kilka pośmiertnych drgań. V na chwilę również zamarł, nie będąc w stanie się poruszyć.
Dopiero po kilku sekundach, rozłożył swoją dłoń i pozwolił, by sztylet wysunął się z jego dłoni. Wstał z ciała Jina i odwrócił się w stronę, gdzie wcześniej leżał Jungkook. Chłopak wciąż leżał w tym samym miejscu, dokładnie w tej samej pozycji. Był blady. Tak cholernie blady, jakiego nigdy wcześniej go nie widział. Jego usta były sine, drżały tak bardzo, jakby chłopak był niemiłosiernie zmarznięty. Jego oddech był bardzo płytki, nienaturalnie szybki, jakby nie potrafił utrzymać powietrza w płucach. Cała koszulka nasiąknięta była krwią, przylegała do jego klatki piersiowej jak druga skóra. Przez dłonie przytrzymujące ranę, sączyła się krew. Jego serce biło tak delikatnie i cicho, że V musiał wytężać słuch, by je usłyszeć.
- Ph... Przepraszam... - wydusił z trudem. - Th... To moja wina...
V podbiegł do niego i przyciągnął go w swoje ramiona. Chłopak był zimny jak lód, jego ciało drżało, wstrząsane przez fale bólu. Blondyn odgarnął jego ciemne kosmyki i spojrzał mu prosto w oczy.
- Ciii... Laleczko... - powiedział do niego czułe.
- Th... Tak bardzo...
- Ciii, nic nie mów. Będzie na to czas. Wszystko mi opowiesz. Wszystko... - mówił V, czując, jak panika ogarnia jego ciało.
Jungkook nie chciał być wampirem, ale wiedział zbyt dobrze, że nie było innego wyjścia. Nie mógł go uratować w żaden inny sposób. Nie było też czasu, by teraz z nim o tym rozmawiać. Wiedział, że nie ma wyboru. Wysunął swoje kły. Uniósł swoją dłoń do ust i bez wahania rozszarpał swoją skórę.
- Kh-kocham cię... Zh... Zawsze... - wydusił z trudem brunet.
V czuł, jak na nowo obraz przysłaniają mu łzy, przystawił swój nadgarstek to ust bruneta, by ten mógł napić się jego krwi, ale zorientował się, że Jungkook jest tak słaby, że nawet nie jest w stanie tego zrobić. Przyciągnął go bliżej w swoje ramiona, starając się wlać mu swoją krew do ust. Zdawało mu się, że udało mu się wpuścić kilka kropli do jego ust, ale nagle ciałem chłopaka wstrząsnął silny dreszcz, który nieznacznie uniósł jego ciało do góry, po czym ciało bruneta opadło ponownie w jego ramiona całkowicie bezwładne.
- Jh-Jungkook! - zawołał V wystraszony. - Jungkook!
Wytężył swój słuch, by wychwycić bicie serca chłopaka, ale ogarniała go całkowita cisza. Zsunął ciało bruneta ze swoich ud, kładąc go na ziemi i nie myśląc długo, zaczął ugniatać jego klatkę piersiową.
- Laleczko... Błagam... Nie rób mi tego... Słyszysz!? - mówił spanikowany, rwąc słowa na strzępy.
Po jego policzkach spływały łzy, całe jego ciało trzęsło się tak bardzo, że nie był w stanie się uspokoić. Serce bolało go tak, jakby tkwił w nim srebrny sztylet. Schylił się i przystawił swoje drżące wargi do ust chłopaka, starając się wtłoczyć do jego płuc tak niezbędny tlen. Nie wiedział, ile wampirzej krwi potrzebuje hybryda, by się przemienić, ale wiedział, że to, co zdążył mu podać, jest najprawdopodobniej niewystarczające.
Nie wiedział nawet, ile czasu naprzemiennie masował jego serce i wtłaczał tlen do płuc chłopaka, ale nic z tego, co robił, nie przynosiło efektu.
Serce Jungkooka nie biło.
Słysząc po raz kolejny jedynie tę cholerną, wręcz obezwładniającą ciszę, ponownie przyciągnął ciało bruneta i objął je swoimi ramionami, po czym rozpłakał się, jak jeszcze nigdy w życiu.
***
- Jimin, coś jest nie tak. Musimy tam wejść... - rzucił w końcu Yoongi, kończąc obchodzić swoją wyznaczoną trasę przed bramą do rezydencji.
Wiedział, że obiecał V czekać na znak lub że wejdzie dopiero gdy minie godzina. Wampir nie chciał ryzykować tego, że ktoś może trzymać Jungkooka na muszce, jednocześnie obserwując rezydencję, ale Yoongi nie mógł już dłużej tego znieść.
- Myślę, że Yoongi ma rację - przytaknął Hobi, który wciąż opierał się o swoje auto, z rękami założonymi na klatce piersiowej.
- Wiem, że V prosił, żebyśmy tego nie robili, ale co, jeśli...
- Yoongi! - zawołał nagle Jimin, przerywając wywód swojego chłopaka.
Blady wampir spojrzał na niego zdezorientowany, starając się wyczytać z jego twarzy, co chce mu przekazać, ale blondyn jedynie skinął głową w kierunku rezydencji, wskazując, by spojrzał we wskazanym kierunku. Hobi od razu spoważniał i odruchowo odepchnął się od auta. Yoongi przełknął nerwowo, widząc ich reakcję i odwrócił się na pięcie za siebie.
Na zewnątrz było już ciemno. Jedyne światło dochodziło teraz z wnętrza domu. Drzwi wyjściowe otworzone były na oścież. U szczytu schodów dostrzegł dobrze znaną mu sylwetkę V. Wampir schodził wolnym, zrezygnowanym krokiem w dół schodów, w jego ramionach spoczywało czyjeś ciało. V niósł go przed sobą, jakby trzymał ukochaną, przekraczając próg mieszkania w noc poślubną, ale chłopak z pewnością był nieprzytomny. Jego ramiona zwisały bezwładnie, podobnie jak głowa.
Yoongi odruchowo ruszył przed siebie, mijając bramę i wchodząc na teren posesji. Kątem oka widział, że Jimin i Hobi podążają za nim, ale nie mógł odwrócić wzroku od wampira przed nim. V schodził powoli ze schodów. Było na tyle ciemno, że nie mógł dostrzec dokładnie jego twarzy, ale był niemal przekonany, że jest mokra od łez. Kiedy był już jedynie kilka metrów od niego, do jego nozdrzy wkradł się intensywny zapach krwi Jungkooka i odruchowo wstrzymał powietrze, starając się usłyszeć bicie jego serca, ale odpowiedziała mu martwa cisza.
Spojrzał na twarz przyjaciela i napotkał jego spojrzenie. Nie musiał już więcej o nic pytać. Jedno spojrzenie w jego mokre od łez oczy starczyło, by wiedział, że w środku wydarzyło się coś okropnego. Nagle dostrzegł, że Jimin mija go, biegnąc w stronę V. Z ust blond wampira wyrwał się cichy szloch.
- Jh-Jungkook... - wydusił, zatrzymując się dwa metry przed V.
- Wh-walczyliśmy z Jinem i on wstrzyknął mi srebro... Ja... Ja zwijałem się z bólu i nie mogłem się ruszyć, a on... On wziął sztylet ze srebrnym ostrzem i zamachnął się na mnie, a Jh... Jungkook... On zasłonił mnie swoim ciałem... - zaczął opowiadać, rwąc słowa na strzępy, gdy po jego twarzy znowu zaczęły staczać się łzy. Nie mógł się powstrzymać. Całe jego ciało drżało, kiedy z ust spływały kolejne rozpaczliwe słowa. - Potem Jin rzucił się na mnie i szamotaliśmy się długo, ale w końcu udało mi się go obezwładnić i znalazłem sztylet. Przebiłem mu serce, ale kiedy podbiegłem do Jungkooka... On... Chciałem mu dać swoją krew, ale on był tak słaby, że nawet nie był w stanie jej wypić. Zdaje się, że udało mi się wlać mu do ust kilka kropli zh-zanim... Ale to chyba nie jest wystarczające, żeby... Żeby on...
- Spokojnie, V... - odezwał się w końcu Yoongi, wiedząc, że Jimin nie jest w stanie nic powiedzieć. - Zabierzemy go do domu...
- Th-tak - przytaknął w końcu Jimin z trudem, czując, jak łzy zaciskają mu gardło.
V przytaknął i ruszył dalej przed siebie, przyciskając ciało Jungkooka mocno do swojej klatki piersiowej. Zdawało mu się, że czas się zatrzymał. Czuł się wydrążony psychicznie. Pusty. Starał się nie myśleć o tym, że mógł się spóźnić.
Jungkook musiał żyć.
- Jin mógł przetrzymywać tu wampiry. Trzeba sprawdzić dom - rzucił, po czym ruszył dalej przed siebie.
- Jimin, zabierz go do magazynu. Ja i Hobi sprawdzimy rezydencję - polecił Yoongi, a Jimin skinął głową.
Odetchnął głęboko, ocierając z policzków swoje łzy. Nie mógł się teraz rozklejać. Jungkook był jego przyjacielem. Kochał tego chłopaka, jak swojego brata, ale musiał być silny dla V. Ruszył w jego ślady i podbiegł z nim do swojego auta. Otworzył tylne drzwi i wskazał, by blondyn wsiadł do środka. V wsunął się na siedzenie, wciąż trzymając w ramionach ciało chłopaka. Przyciągnął go do siebie jeszcze mocniej i wtulił swoją twarz w zagłębie między ramieniem a szyją bruneta, po czym znowu się rozpłakał.
***
36 godzin później
Jimin przeczesał dłonią swoje blond włosy i wstał z miejsca, które zajmował przez ostatnią godzinę. Czuł się wyczerpany fizycznie i psychicznie. Od wydarzeń sprzed niemal dwóch dni, nikt z nich nawet nie zmrużył oka. Okazało się, że w piwnicy domu Jina znaleźli kolejne młode wampiry, więc zmuszeni byli niemal dwoić się i troić, by się nimi zająć.
Na całe szczęście Hobi radził sobie świetnie. Jackson dzielnie mu pomagał, a i kilka z poprzednio uratowanych wampirów, było w stanie im pomóc. Nawet Bambam okazał się niezwykle pomocny. Mimo młodego wieku był niezwykle opanowany. Jimin chciał być przy V, ale mimo to starał się kontrolować co jakiś czas, czy czerwonowłosy nie potrzebuje jego pomocy.
Czuł się wyczerpany. Przesunął swoimi drobnymi dłońmi po zmęczonej twarzy. Oczy piekły go od braku snu, był głodny tak bardzo, że aż odczuwał ssanie w żołądku. Był pewny, że V zapewne czuje się jeszcze gorzej. Po walce z Jinem, dużej ilości srebra, jaką mu zaimplikowano i całym stresie związanym z tym, co stało się Jungkookowi, wampir nie spał i nie jadł. Cały czas siedział w tym samym miejscu, jakby ktoś go zamroził.
Jimin uniósł swój wzrok i spojrzał na przyjaciela, który siedział po przeciwnej stronie łóżka. Kiedy przyjechali razem do mieszkania V. Wampir wniósł ciało Jungkooka do sypialni i położył je na łóżku. Sam usiadł obok niego, wziął dłoń chłopaka w swoje dłonie i wpatrywał się w niego z determinacją, czekając, aż brunet się obudzi. Zwykle przemiana zajmowała godzinę, może dwie, ale kiedy wybiła druga godzina i wciąż nic się nie wydarzyło, Jimin czuł rosnące zdenerwowanie.
Nie znali się na hybrydach. Nikt z nich nie wiedział, ile może trwać przemiana hybrydy. Nie wiedzieli, ile krwi należy podać, by dokonać przemiany. Boże, nawet nie wiedzieli, czy hybrydę da się przemienić. Teraz mijała niemal druga doba, odkąd opuścili rezydencję Jina, a Jungkook nie dawał najmniejszego znaku życia. V ściskał dłoń chłopaka w swoich dłoniach, na których wciąż miał jego zeschniętą krew i wpatrywał się w jego twarz, szukając oznak życia.
Jimin spojrzał na twarz bruneta. Chłopak wyglądał spokojnie, jakby spał. Jego skóra zdawał się jeszcze jaśniejsza. Na łuku brwiowym wciąż widoczna była rana, ale poza tym nie było widać żadnych innych obrażeń. Jungkook wciąż był w tym samym ubraniu, jego koszulka była cała nasiąknięta zeschniętą już krwią, ale wampir wciąż mógł wyczuć jej słodki zapach, który niemal przyprawiał go o mdłości. Na wysokości serca chłopaka czarna tkanina była rozcięta dokładnie w miejscu, gdzie sztylet Jina zadał śmiertelny cios.
Blondyn szybko odwrócił wzrok, czując rosnącą gulę w gardle. Czuł się odrętwiały. To, co się wydarzyło, zdawało się wciąż do niego nie docierać. Nie mógł uwierzyć w to, że Jin zabił Jungkooka po tym, jak dowiedział się, że chłopak jest jego synem. Na początku był przekonany, że brunet do nich wróci, ale kiedy mijały kolejne godziny, jego wiara w happy end powoli znikała. Teraz już nawet nie wiedział, co ma myśleć i co powinien czuć...
Nagle usłyszał czyjeś kroki na schodach i odruchowo zwrócił głowę w stronę wejścia. U szczytu schodów pojawił się Yoongi. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, na twarzy bladego wampira pojawił się delikatny, zmęczony uśmiech. On również nie spał, odkąd to wszystko się wydarzyło. We dwóch na zmianę pilnowali V, bojąc się, że rozpacz po stracie ukochanego, może go pchnąć do radykalnych kroków.
Szczerze mówiąc, obaj spodziewali się, że po kilku godzinach V wpadnie w histerię, rwąc włosy z głowy i rozpaczając po stracie Jungkooka. Zwykle przemiana trwała niewiele czasu, ale tu mijały godziny i nic się nie działo. Blond wampir jednak nie odstępował Jungkooka nawet na krok, czekając, aż młodszy otworzy oczy. I kiedy z każdą godziną Jimin był coraz bardziej przekonany, że go stracili i w swojej głowie powoli godził się ze stratą przyjaciela, V zdawał się wypierać to wszystko ze swojej świadomości.
Jimin podniósł się ostrożnie, starając się zachować, jak największą ciszę i powoli zbliżył się do Yoongiego. Blady wampir rozłożył swoje ramiona i przyciągnął go do swojej klatki piersiowej, pozwalając, by chłopak wtulił się w jego ciało, chowając zapłakane oczy w zagłębienie między jego ramieniem a szyją. Czuł na skórze jego gorący oddech, gdy ciężkie westchnienie opuściło jego płuca.
Stali tak chwilę, dopóki Jimin nie był w końcu gotowy wyswobodzić się z opiekuńczego uścisku swojego partnera. Przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, po czym oparł głowę na jego czole i przesunął swoimi drobnymi palcami po jego policzku, pieszcząc go delikatnie opuszkami swoich palców. Musnął delikatnie jego wargi w szybkim, przelotnym pocałunku i spojrzał mu prosto w oczy, posyłając mu pełne bólu spojrzenie. Yoongi skinął delikatnie, rozumiejąc, co ukochany chce mu przekazać.
- Porozmawiaj z nim, proszę - szepnął w końcu Jimin. Dobrze wiedział, że zmysły V są w stanie usłyszeć ich rozmowę, ale wampir był tak odrętwiały, że nie był pewien, czy docierają do niego jakiekolwiek inne bodźce. Odkąd tu przyjechali, V nie odezwał się do nich nawet słowem. - Minęło już trzydzieści sześć godzin... Musimy... Musimy go w końcu pochować... - wydusił z trudem.
Czuł, jak z każdym słowem ból w jego sercu rośnie. Był tak silny, że niemal odbierał mu oddech. Mógł jedynie sobie wyobrazić, co w tej chwili może czuć V, kiedy patrzy na ciało swojego ukochanego, leżące przed nim całkowicie pozbawione życia. Wiedział, że wszyscy odwlekali ten moment i wypierali myśl o tym, że Jungkook nie żyje i że już nie da się tego zmienić, ale wymówienie tych słów na głos, naprawdę wiele go kosztowało. Jednak tak trzeba było zrobić. Chłopak zasłużył na to, by zostać pochowanym i pożegnanym przez tych, którzy tak mocno go pokochali. Nie ważne, jak bardzo ich to bolało, musieli się z nim pożegnać.
- Postaram się z nim porozmawiać - odparł Yoongi i złożył na jego pełnych wargach delikatny pocałunek.
Wyminął Jimina i ruszył w kierunku V. Zbliżył się do łóżka i spojrzał na Jungkooka, ale nie mogąc na niego patrzeć, szybko odwrócił wzrok. Czuł, że wszyscy go zawiedli. Przez ostatnie godziny robił sobie wyrzuty, że nie weszli do rezydencji wcześniej. Co z tego, że V prosił ich, by tego nie robili. Powinien był wiedzieć lepiej. Przełknął gulę, która zaczęła tworzyć się w jego gardle i wyciągnął drżącą dłoń przed siebie, kładąc ją na ramieniu przyjaciela.
- V-V... - zaczął, ale urwał, czując, jak oczy zaczynają go piec. Nie myślał, że to będzie, aż takie trudne.
- J-ja nie mogę go stracić, Yoongi - powiedział nagle V. Jego głos był mocno zachrypnięty od płaczu i zapewne pod wpływem tego, że odezwał się pierwszy raz od kilkudziesięciu godzin. - Bez niego... Ja... Ja nie potrafię, żyć bez niego...
- V, minęło już ponad trzydzieści sześć godzin... Ja wiem, że to cholernie boli, ale... Nikt nigdy nie wrócił po takim czasie. To trwa maksymalnie dwie, może trzy godziny...
V uniósł swój wzrok i spojrzał mu prosto w oczy. Jego niebieskie tęczówki, całe były przysłonięte łzami, które obficie staczały się po jego karmelowej skórze.
- On do mnie wróci... Zawsze do mnie wraca... Ja wiem, że on wróci... - wydusił V, drżącym głosem. - On wie, że ja nie potrafię bez niego żyć...
Yoongi miał wrażenie, że jego serce zaraz rozpadnie się na milion kawałków, na widok rozpaczy przyjaciela. Nie było słów, które mógłby użyć, by zniwelować jego ból. Skinął do niego głową i zacisnął mocniej dłoń na jego ramieniu.
- Dobrze, poczekamy jeszcze dwanaście godzin... - powiedział z trudem. - Może pójdziesz odpocząć na chwilę, siedzisz tu, odkąd tu przyjechaliście. Powinieneś się pożywić...
V zaprzeczył ruchem głowy, potrząsając nią energicznie. Nie mógł odejść. Bał się, że gdy to zrobi, przegapi coś istotnego. Być może jakieś lekkie drżenie powieki, ruch dłoni, cokolwiek. Nie mógł go zostawić.
- V-V... Powinieneś... - zaczął ponownie Yoongi, ale w połowie słowa zamarł, stając jak zamurowany.
Nagle pokój wypełnił głośny krzyk. Był tak rozdzierający, przeraźliwie przepełniony bólem, że aż zrobiło mu się słabo. Nigdy wcześniej nie słyszał, by ktoś tak krzyczał. V wstał szybko ze swojego miejsca, jakby coś go oparzyło i obaj zwrócili się w stronę, z której dobiegł ten okropny hałas.
Na łóżku przed nimi siedział Jungkook. Chłopak zakrywał dłońmi swoje uszy, a z jego warg wydobywało się wołanie. Jego głos odbijał się od ścian. Jimin w kilka sekund znalazł się obok nich, nie wierząc w to, co widzi. Młody wampir kulił się na łóżku, starając się zagłuszyć swoje wyczulone zmysły. Jego krzyk brzmiał tak, jakby ktoś palił jego skórę żywcem.
- Aaaaa!
V wspiął się na łóżko i położył swoje dłonie na dłoniach Jungkooka, chcąc mu pomóc. Dobrze wiedział, jak bolesne jest przebudzenie. Nie wiedzieli jednak nic o hybrydach, ich przemiana mogła być jeszcze gorsza.
- Laleczko... Kochanie... - zaczął mówić pieszczotliwie, ale poczuł, silny uchwyt na swojej dłoni i młody wampir gwałtownie zrzucił jego dłoń ze swojej, po czym podniósł swój wzrok i spojrzał mu prosto w oczy.
Tęczówki Jungkooka były całe czarne, kły wystawały z jego dziąseł, jego spojrzenie kipiało gniewem, twarz wykrzywiona była w bólu.
- Co ty mi zrobiłeś?! - warknął. - Co ty, do cholery, mi zrobiłeś?! - powtórzył, po czym ponownie złapał się za głowę, zasłaniając jednocześnie swoje uszy, a z jego warg wyrwał się kolejny przeraźliwy krzyk.
- Laleczko, posłuchaj mnie. To minie... - V spróbował ponownie, gładząc swoimi długimi palcami, przedramię chłopaka.
Otworzył usta, by dodać coś jeszcze, gdy nagle młody wampir rzucił się na niego. To wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie zdążył nawet zarejestrować dokładnie, co się stało. Nigdy nie widział, żeby wampir dopiero po przemianie, poruszał się tak zwinnie i szybko. Jungkook był silny, cholernie silny. Złapał go za szyję i rzucił nim niemal jak szmacianą lalką, po czym usiadł na jego biodrach, tak jak robił to milion razy podczas ich treningów, jednoczenie przyszpilając dłonie V nad jego głową.
- Nie dotykaj mnie! - warknął przez zaciśnięte zęby, wyraźnie walcząc z kolejną falą bólu. - Wynoś się stąd, zanim cię rozszarpię gołymi rękami! - polecił, oddychając z trudem.
V zamrugał kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Nagle poczuł, że uścisk dłoni wampira zelżał i dostrzegł, że Jimin odciąga Jungkooka od niego, szepcząc do niego jakieś uspokajające słowa. Chłopak zdawał się lgnąć do niego. Pozwolił mu się odprowadzić w głąb pokoju.
Gdy Jimin ponownie sadzał bruneta na łóżku, posłał w stronę V przestraszone spojrzenie, niemo prosząc go, by stąd wyszedł. Blondyn podniósł się z ziemi i spojrzał w kierunku Jungkooka, który siedział skulony na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Z jego warg wciąż wydobywało się zawodzenie przepełnione bólem, ale chłopak powtarzał jak mantrę jedno pytanie, które boleśnie wryło się w pamięć V.
"Co on mi zrobił? Co on mi zrobił?"
Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, zszedł schodami w dół, kierując się w stronę wyjścia. Wiedział, że chłopak nie chciał być wampirem, ale nie mógł pozwolić mu umrzeć. Jego miłość nie była idealna. Powinien był pragnąć przede wszystkim szczęścia Jungkooka, ale on nie chciał żyć bez niego. Wiedział, że jego decyzja była samolubna, ale nie chciał go stracić. Nie mógł go stracić. Nie po tym, gdy poznał ból życia bez niego.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał nagle głos za jego plecami. - Powiedziałeś mi kiedyś, że Jungkook nie chce być wampirem, więc czemu go zmieniłeś, wiedząc, że on może cię za to znienawidzić? - kontynuował Yoongi.
V stanął przed drzwiami mieszkania z dłonią na klamce. Nie mógł się ruszyć. Czuł, jak po jego policzkach spływają słone łzy, ale nie były to łzy smutku.
Cieszył się, że chłopak żyje.
Liczył się z tym, że Jungkook może go znienawidzić za coś takiego, ale był gotów zapłacić tę cenę za jego życie.
- Wolę przez milion lat błagać go o wybaczenie, mając nadzieję, że kiedyś nastąpi taki dzień, niż nigdy więcej nie mieć okazji, by powiedzieć mu, że kocham go za mocno, by pozwolić mu odejść... - to mówiąc, starł dłonią swoje łzy i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
***
Koniec
================================
Ayashee:
I dotarliśmy do ostatniego rozdziału tej historii...
Zostal nam jeszcze jedynie epilog.
Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział, bo zależało mi na tym, by nie zawieść waszych oczekiwań.
Jak wasze wrażenia?
Czy to takiego zakończenia się spodziewaliście?
Czy Jungkook wybaczy V jego decyzję?
I czy uważacie, że powinien?
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top