2. ŁOWCA
- Do dna! - krzyknął Jimin, chwytając za swojego shota, jednocześnie drugą dłonią podając dwa kolejne swoim towarzyszom.
V szybko chwycił kieliszek i patrząc mu prosto w oczy, przechylił go, po czym wlał jego zawartość głęboko do gardła. Poczuł, jak mocny trunek przyjemnie rozgrzewa jego przełyk. Odgarnął lekko z oczu swoją długą blond grzywkę i omiótł wzrokiem cały bar. W Lushu było jak zwykle pełno ludzi, a on zdecydowanie nie miał zamiaru wracać do domu sam...
- Oh widzę, że V jest napalony, więc chyba czas na mnie... - rzucił nagle Bogum z wielkim uśmiechem. V przeniósł na niego spojrzenie swoich błękitnych oczu.
- Spokojnie, twój tyłek jest bezpieczny. Przynajmniej dzisiaj... - Na jego usta wkradł się zaczepny uśmiech.
Z Bogumem łączyła ich krótka przygoda kilka lat temu. Nigdy mu na nim nie zależało w romantyczny sposób, to był tylko seks, ale od tamtej pory przyjaźnili się. Nie widywali się często i ich relacja nie była nigdy tak bliska, jak jego i Jimina, ale cieszył się, że mogli się dzisiaj spotkać.
- Chłopaki, ja też chyba będę się zbierać... Obiecałem Yoongiemu, że spędzimy wieczór razem, a to oznacza, że dziś w nocy nie zmrużę oka. Muszę mieć siłę, żeby go zaspokoić, bo uwierzcie mi, to wcale nie jest łatwe... - rzucił nagle Jimin bez najmniejszego zakłopotana. Figlarny uśmiech wkradł się na jego usta. I za to właśnie V go uwielbiał. Ten chłopak zawsze mówił to, co myślał. Bogum zaśmiał się głośno.
- Wolę nawet nie pytać - to mówiąc, wstał ze stołka barowego. - Zmywam się. Widzimy się jutro.
Podał dłoń V i przytulił go lekko, po czym to samo zrobił z Jiminem. Nie czekając dłużej, ruszył w stronę wyjścia, zostawiając towarzyszy za sobą. W barze było naprawdę dużo ludzi. Żeby wyjść na zewnątrz, musiał niemal przedzierać się na siłę przez tłum spoconych, tańczących ciał. Ich zapach był tak intensywny, że aż poczuł, jak narasta w nim uczucie głodu.
Nagle ktoś go potrącił i chłopak rzucił w jego stronę szybkie "przepraszam", ale ich oczy spotkały się na kilka sekund. Wampirowi te kilka sekund wystarczyło, żeby dokładnie zarejestrować i zapamiętać detale jego twarzy. Chłopak był wysoki, niemal jego wzrostu, na jego przystojną twarz wpadała kruczoczarna grzywka. A ten zapach... Wciągnął głęboko powietrze do płuc. Nieznajomy pachniał skórą, dymem z papierosów i smarem silnikowym. A jako krew... Jego krew pachniała naprawdę nieziemsko. Bogum poczuł, jak jego kły napierają na dziąsła. Czarnowłosy chłopak był już prawie przy wyjściu, a on, nie myśląc długo, ruszył w jego ślady...
***
Jungkook dopił swoje whisky i odstawił szklankę na blat przed nim. Wstał ze stołka barowego i ruszył w stronę wyjścia. Nawet nie próbował dzisiaj nikogo podrywać, chciał spędzić tę noc samotnie. Musiał sobie wszystko poukładać i zastanowić się, co chce dalej robić ze swoim życiem. Nie wiedział, czy chce kontynuować to, co zaczęli z wujem, czy zająć się "normalnym" życiem.
Lush był przepełniony ludźmi, więc zaczął powoli przepychać się w stronę wyjścia. Będąc już prawie przy drzwiach, wpadł na jakiegoś wysokiego kolesia. Rzucił mu szybkie przeprosiny i wyszedł na zewnątrz. Przywitało go rześkie powietrze. Odruchowo poprawił swoją skórzaną kurtkę, naciągając rękawy na nadgarstki i ruszył przed siebie. Tym razem nie wziął ze sobą motocykla, więc postanowił, że wróci do domu na piechotę. W sumie nie była to aż taka długa droga, a trochę ruchu i świeżego powietrza jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziło. Czuł, jak wypity przez niego alkohol pulsuje w jego krwi. I może gdyby nie to, że dzisiaj tyle wypił, zorientowałby się wcześniej, że ktoś go obserwuje... Jednak jego zmysły były uśpione.
Nagle poczuł mocne szarpnięcie i został wciągnięty przez jakieś silne ramiona w ciemną alejkę między blokami. W pierwszej chwili nie wiedział zupełnie, co się dzieje, ale po chwili coś niemal rzuciło go na ścianę i jego oczom ukazała się szczupła sylwetka. Przed nim stał mężczyzna. Był wysoki i przystojny, miał ciemne lśniące włosy. Jego brązowe oczy wpatrywały się w smukłą szyję chłopaka. Jungkook od razu wiedział z kim, a raczej z czym, ma do czynienia...
- T-twoj zapach... jest niesamowity... - szepnął tamten jakby w amoku.
Starał się zachować spokój, wiedział, że kiedy jego krew zaczyna szybciej pulsować w żyłach, zapach staje się jeszcze bardziej intensywny. Nie chciał go dodatkowo prowokować.
- Tak właściwie to nie jesteś pierwszym wampirem, który o tym mówi... Powinienem czuć się wyjątkowy? - rpytał Jungkook, przechylając lekko swoją głowę na bok i patrząc na twarz przeciwnika. Na słowo "wampir" oczy tamtego rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Ty wiesz o nas... - Rzucił, nie oczekując odpowiedzi i na kilka sekund przeniósł swoje spojrzenie na twarz chłopaka.
Jungkook mimowolnie poczuł, jak jego puls przyśpiesza... Wampir ponownie spojrzał na jego smukłą szyję i nim chłopak zdążył cokolwiek zrobić, wampir doskoczył do niego i przyparł go mocno do ściany, jednocześnie zatapiając swoje kły w jego szyi. Z jego ust wydobył się krzyk bólu.
Na filmach takie ugryzienia zawsze wprawiały ludzi w ekstazę, w rzeczywistości towarzyszył temu tylko ból i uczucie gorąca, wywołane przez pulsującą krew. Starał się wyszarpać z uścisku, ale ten wampir był silniejszy niż te, z którymi się do tej pory zmierzył. Dodatkowo czuł, że robi się coraz słabszy z nadmiaru krwi, którą wypiła z niego ta bestia.
- Puść mnie! Przestań! Zaraz mnie zabijesz! - wrzasnął i zaczął szarpać się mocno.
Wiedział, że przy prawej kostce miał przymocowany srebrny sztylet, ale w takiej pozycji nie było szans, żeby mógł go wydobyć. Nagle poczuł, że uścisk napastnika nieco zelżał. Podniósł wzrok i poczuł, jak wampir wysuwa swoje kły z jego szyi. Mężczyzna odsunął się od niego o krok, z jego ust ściekała strużka świeżej krwi. Jego oczy były dziwnie rozbiegane jakby przestraszone.
- Przepraszam... J-ja... - zaczął, wycierając wierzchem dłoni swoje zakrwawione usta. - Ja normalnie nie robię takich rzeczy, ale nie mogłem się powstrzymać... - dodał nagle nieco zmieszany.
Jungkook chciał zrobić krok do przodu, ale zrobiło mu się ciemno przed oczami, stracił równowagę i osuną się na ziemię, upadając na nią ciężko. Chłopak podniósł wzrok na wampira i zaśmiał się krótko.
- Jasne... Wszyscy tak mówicie... - rzucił jadowicie i powoli podciągnął nogi pod siebie, żeby móc chwycić sztylet. Starał się ruszać powoli, żeby wampir tego nie zauważył. Na szczęście napastnik wpatrywał się intensywnie w jego lewą nogę, nie zwracając uwagi na nic innego.
- T-twoja krew... - zaczął ponownie tamten, oblizując wargi i wciąż nie odrywając oczu od uda chłopaka. - Jest taka dobra... - dodał i Jungkook dostrzegł, jak jego oczy ponownie ciemnieją, a kły wysuwają się z zakrwawionych dziąseł.
Przeniósł wzrok na swoją lewą nogę, od której wampir nie odrywał wzroku i dostrzegł, że jego czarne jeansy są rozerwane... Jego udo zdobiło wielkie rozcięcie, a ze świeżej rany sączyła się krew...
- O choler...
Nie zdążył nawet dokończyć słowa, a poczuł, jak silne dłonie podnoszą go z ziemi i ponownie przyciskają do ściany.
Tym razem jednak czuł pod palcami zimne ostrze sztyletu... Wampir ponownie zatopił w nim swoje kły, nieco niżej, w zagłębieniu koło obojczyka. Ciałem Jungkooka zawładnęła jeszcze większa fala bólu.
- Aaaaaa! - wrzasnął, czując, jak wampir łapczywie wypija z niego życie.
Czuł, że kręci mu się w głowie, wampir z pewnością wypił już zbyt dużo jego krwi, by ten mógł funkcjonować normalnie. Próbował go odepchnąć, ale wiedział, że nie ma teraz najmniejszych szans... Zwinnymi palcami powoli przesunął sztylet, tak, by móc go złapać prawidłowo całą dłonią i gdy tylko mu się to udało, zamachnął się i z całą swoją siłą wbił ostrze w szyję napastnika...
Wampir wrzasnął i zatoczył się do tyłu. Czyste srebro działało na wampiry jak ogień na ludzką skórę, to dlatego prawie nigdy nie rozstawał się ze swoim sztyletem. Szybko doskoczył do wampira, wyciągnął sztylet z jego ciała i nie myśląc długo, wbił go w jego klatkę piersiową, tak mocno, jak tylko miał na to siłę, jednocześnie wpadając z nim na ścianę budynku. Wampir spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami i powoli upadł na ziemię bez śladu życia. Jungkook poczuł, jak uginają się pod nim kolana i sam osunął się w nicość...
***
V siedział na parapecie okna swojego mieszkania i przyglądał się uważnie Jiminowi, który siedział na kanapie naprzeciwko. Jego skóra była wprost idealna, mleczna i pozbawiona jakiejkolwiek skazy. Figlarne spojrzenie lekko przysłaniała długa, niemal platynowa grzywka. Jimin zaśmiał się uroczo, a jego pełne wargi rozchyliły się w zalotnym uśmiechu.
- No pocałuj mnie głupku, a nie tylko tak się przyglądasz - rzucił niby normalnym tonem, ale niemal wszystko, co wychodziło z jego ust, było zawsze mega seksownie.
V nie miał pojęcia, jak on to robił, ale chyba nikt nie potrafił mu się oprzeć. Tym bardziej chłopak, który siedział naprzeciw niego. Yoongi poderwał się szybko z fotela i złączył ich usta w długim i namiętnym pocałunku.
- Bleeh! - Rzucił V z niesmakiem, odwracając od nich wzrok. - Sorry chłopaki, uwielbiam was, ale nie daję już dzisiaj rady... - to mówiąc, spuścił nogi z parapetu na podłogę i wstał. - Nie wiem, co się stało, ale najwyraźniej Bogum dziś do nas nie wpadnie, więc w takim razie ja idę na miasto.
Jimin oderwał usta do warg Yoongiego i spojrzał ukradkiem na V.
- Bogum nic się nie odezwał? - spytał. V zaprzeczył ruchem głowy. - To do niego niepodobne...
W jego głosie słychać było nutę zmartwienia. Blondyn westchnął głęboko i chwycił z kanapy swoją skórzaną kurtkę.
- Gdyby się odezwał, powiedzcie, że jestem na randce. Najwyżej umówimy się na jutro...
- Randka? - mruknął Jimin podejrzliwie, unosząc jedną brew. V sięgnął z kieszeni kurtki małą karteczkę z numerem telefonu i uśmiechnął się szeroko.
- Randka - odparł i szybko wybrał numer na klawiaturze telefonu.
***
Suran zaśmiała się cicho, patrząc na swojego rozmówcę. Szczerze mówiąc, zdziwiła się, kiedy V do niej zadzwonił, ale ucieszyło ją to bardzo i od razu się zgodziła. I tego wieczoru nawet przez chwilę nie żałowała swojej decyzji. Okazało się, że blondyn jest naprawdę interesujący.
Było w nim coś niezwykle intrygującego. Był zabawny i błyskotliwy, a do tego nieziemsko przystojny. Suran nie mogła się nadziwić jak to możliwe, że taki ktoś w ogóle istnieje. Cały czas wpatrywała się w jego idealną twarz i nie potrafiła znaleźć w niej chociaż jednej wady. Kolor jego skóry był obłędny, delikatnie muśnięty słońcem, w głębi jego błękitnych oczu można by zatonąć i do tego ten rozbrajający uśmiech. Nawet jego głos był idealny, taki niski i seksowny. Chłopak był pewny siebie, ale nie arogancki. Ciągle ją rozśmieszał albo sprawiał, że jej policzki płonęły z zawstydzenia.
Nagle spostrzegła, że błękitne spojrzenie jego oczu przeniosło się z jej oczu nieco niżej. Na jej usta. Poczuła, jak jej serce przyśpiesza, a chłopak uśmiechnął się szeroko, jakby dokładnie słyszał, jak jej serce łomocze w jej klatce piersiowej.
V nie pytał o pozwolenie, był świetnie wychowany, ale dobrze wiedział, kiedy należy działać, a nie pytać. Przysunął się bliżej i położył swoje idealne usta na jej. Z początku jego usta poruszały się delikatnie, ale chłopak szybko przejechał swoim językiem po dolnej wardze dziewczyny, delikatnie torując sobie drogę do wnętrza jej ust. I Suran mu na to pozwoliła.
Jezu, jak on całował...
Jego usta i język poruszały się w taki sposób, że poczuła uścisk w żołądku. Chłopak całował tak, jak gdyby zajmował się tylko tym od lat. Po plecach dziewczyny przemknął przyjemny dreszcz. Nagle chłopak odsunął się od niej gwałtownie, powodując, że z jej ust wydobył się cichy jęk rozczarowania. V wyciągnął z kurtki swoją komórkę i dopiero teraz usłyszała, że jego telefon dzwoni. Chłopak musiał mieć świetny słuch. Spojrzał na wyświetlacz i przez jego piękną twarz przeleciał grymas zmartwienia. Przeniósł wzrok na Suran.
- Przepraszam, że w takiej chwili... Ale muszę to odebrać... - wyjaśnił szybko i wstał z siedzenia, jednocześnie oddalając się nieco. - Co jest Jimin? Stało się coś, że przerywasz mi randkę? - rzucił już do telefonu. - Stęskniłeś się za mną? - zażartował, uśmiechając się szeroko.
- V - zaczął poważnym głosem, a uśmiech V od razu zniknął z jego przystojnej twarzy. Znał go na tyle dobrze, że wiedział, że stało się coś złego. - Musisz wrócić szybko do domu - dodał krótko. - C-chodzi o Boguma... - urwał.
Dłoń V automatycznie zacisnęła się na telefonie, tak mocno, że aż zbielały mu kostki.
- Będę za 5 minut - odparł szybko i rozłączył się. Odwrócił się do brunetki i zrobił dwa kroki w jej stronę. - Suran, przepraszam, ale muszę iść...
W jego głosie było coś takiego, że dziewczyna wiedziała od razu, że musiało się stać coś poważnego.
- Stało się coś? - spytała z poważnie zmartwioną miną.
- Chyba jednemu z moich przyjaciół stało się coś złego... - odparł szczerze, zaciskając usta w wąską linię. - Przepraszam... Odezwę się jeszcze... - dodał i przytulił dziewczynę, delikatnie otaczając ją swoim zmysłowym zapachem. Jego zapach był równie elektryzujący, z nutą tajemniczości jak cała reszta. Pachniał jak mokra ziemia i truskawki.
Nim Suran zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, V biegł już w stronę wyjścia. Wybiegł szybko na zewnątrz i wskoczył na motocykl. Ruszył z piskiem opon i gnał przed siebie, łamiąc po drodze wszystkie dozwolone limity i przepisy drogowe. Droga do jego mieszkania zajęła mu jedynie kilka minut. Zaparkował motocykl przed budynkiem i szybko wbiegł do środka, pokonując po trzy stopnie naraz.
Kiedy wszedł do mieszkania, odruchowo Jimin i Yoongi zerwali się z kanapy. V stanął w progu i spojrzał na ich twarze. Jedno spojrzenie starczyło, by wiedział, co się stało...
- Jak to się stało? - Zapytał nieco drżącym głosem.
- Niedawno zadzwonił do mnie kumpel, który pracuje w policji... Namjoon. Pewnie go pamiętasz - zaczął spokojnie Yoongi.
Jego głos był niski i uspokajający, ale V dobrze wiedział, że teraz nic nie będzie go w stanie uspokoić. Przytaknął szybko.
- Jacyś ludzie chcieli zrobić piknik w lesie i przez przypadek zobaczyli czyjąś dłoń zakopaną w ziemi... Wezwali policję, ale kiedy Namjoon się tam zjawił, okazało się, że to nie człowiek, ale wampir...
Szczęka V zacisnęła się mocno.
- Kto to zrobił? - spytał, niemal warcząc przez zęby.
- Znaleźli go z raną kłutą w szyi... Ale zginął od ciosu w samo serce. To był na pewno jakiś sztylet z czystego srebra... Po śmierci morderca zakopał jego ciało w lesie... Ktoś dokładnie wiedział, czym i jak zabić wampira... A to oznacza, że...
- Mamy w mieście Łowcę... - dokończył za niego V i chwyciwszy ze stołu wazon, cisnął nim z całą siłą przed siebie. Kryształ rozbił się na ścianie i rozsypał w drobny mak, opadając na czarną podłogę.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top