~Chapter five~
~♡~
16+
miesiąc przed, Włochy
Zaśmiałam się cicho czując mokre pocałunki na brzuchu. Mimo przeszkadzających promieni słonecznych, które wydobywały się pomiędzy zasłonami rozchyliłam powieki, aby ujrzeć szeroki uśmiech chłopaka. Podniosłam delikatnie prawą rękę, aby zatopić dłoń w jego potarganych włosach.
— Dzień dobry księżniczko — schylił się, aby złożyć na moich ustach namiętny pocałunek.
Zerknęłam na zegarek znajdujący się na drewnianej komodzie. Jęknęłam, gdy zorientowałam się, że jest już dziewiąta rano. Chłopak wstał wcześniej, dzięki czemu mógł spokojnie przebrać się w swoje codziennie ciuchy. Podczas, gdy ja nadal leżałam na łóżku Henryk wisiał nade mną lustrując moją twarz.
— A dzień dobry księciu — zachichotałam zaspana.
Niespodziewanie przeciągnęłam chłopaka tak, że wylądował na materacu, a ja zwinnym ruchem usiadłam na jego wyrzeźbionym brzuchu. Zaczęłam składać pocałunki po jego całej twarzy wręcz niezauważalnie zjeżdżając na szyję. Gdy zahaczyłam o skrawek granatowej koszulki mruknęłam i chwyciłam za nią tak, że chwilę potem nie było po niej śladu. Chłopak całkowicie dał ponieść się pieszczotom, współpracując przy tym ze mną.
— Kocham cię — wyszeptał, gdy błądziłam ustami dookoła jego pępka.
Po usłyszeniu tych dwóch pięknych słów, które chłopak za każdym razem wypowiadał z tą samą radością w głosie sprawił, że jeszcze bardziej zapragnęłam urozmaicić tę chwilę. Uśmiechnęłam się promiennie i wróciłam do pieszczenia malinowych ust blondyna. Podczas składania namiętnych pocałunków czułam jak motylki w moim podbrzuszu wariowały, jakby był to nasz pierwszy pocałunek.
Chłopak złapał za skrawek mojego za dużego t-shirta i sprawnym ruchem ręki sprawił, że miałam na sobie jedynie czerwoną bieliznę w koronkę. Moja pewność siebie nagle spadła przez zbyt duże ukazanie ciała. Mimo, że nadal miałam na sobie stanik to i tak próbowałam ręką przykryć biust.
— Meggie — dłonią złapał za moją rękę, którą się zakrywałam. — Nie musisz się zakrywać. Jesteś piękna.
Kilka słów, a sprawiło, że moja odwaga wzrosła kilkukrotnie całkowicie wypędzając uprzykrzający wstyd. To jest pierwszy raz, gdy jestem w tak bliskim i namiętnym kontakcie z jakimkolwiek chłopakiem. Byłam pewna swoich uczuć do Henryka i chciałam właśnie z nim przeżyć swoje pierwsze jak i jego zbliżenie płciowe.
— Jesteś tego pewna? — zapytał, gdy z lekkim utrudnieniem zdejmowałam jego spodenki. — Jeśli nie jesteś gotowa to ja poczekam — pogłaskał mnie po zaróżowionym policzku.
— Chcę tego — wyznałam bez żadnych wątpliwości. — A ty jesteś gotowy?
Niegdyś obiecałam sobie, że do łóżka pójdę jedynie z osobą, którą naprawdę kocham i mam pewność, że jest ona odwzajemniona. Teraz, gdy mam przy sobie Henryka i jestem w jednym z najpiękniejszych miejsc na tej planecie, czuję się stuprocentowo gotowa.
— Dla ciebie zawsze — odparł przejeżdżając językiem po wardze.
Gdy siedemnastolatek gładził ręką po moich plecach w poszukiwaniu zapięcia biustonosza, ja przypomniałam sobie o bardzo istotnej rzeczy. Zeszłam ze zdezorientowanego chłopaka, a następnie z łóżka i podeszłam do szuflady w celu wyciągnięcia paczki prezerwatyw. Wybrałam jedną z trzech srebrnych opakowań i ponownie wskoczyłam na materac. Położyłam mały przedmiot na stolik nocny, aby wyczekiwał odpowiedniego momentu i wtuliłam się w nagi tors chłopaka.
Owinęłam nogi wokół brzucha Henryka, gdy on wrócił do rozpinania stanika. Zaśmiałam się widząc jak męczy się z rozpięciem. Jednak, gdy chciałam zaoferować pomoc usłyszałam radosny okrzyk, a chwilę po tym górna część bielizny wylądowała na panelach. Sekundy się dłużyły, gdy blondyn delikatnie odchylił się plecami do tyłu robiąc tym samym pomiędzy naszymi ciałami przerwę, aby móc zerknąć na moje piersi. Spodziewałam się po sobie ponownego zawstydzenia, ale ku mego zaskoczeniu poczułam kolejną napływającą falę pewności siebie. Założyłam ręce wokół jego szyi i wyczekiwałam momentu pocałunku.
Moment, w którym chłopak przeniósł swe czekoladowe tęczówki na moje oczy sprawił, że poczułam się naprawdę ważna i przede wszystkim piękna. Iskierki w jego oczach wirowały od samego patrzenia na mnie, co już samo w sobie przyprawia mnie o szeroki uśmiech.
— Cholera, co ty ze mną robisz Meggie? — zapytał gładząc mnie po udzie i policzku.
Uśmiechnęłam się niewinnie co najprawdopodobniej przyprawiła chłopaka o nagłą utratę kontroli nad swoim ciałem, ponieważ niespodziewanie położył mnie na plecy, tak jak ja go wcześnie i zawisł nade mną. Całował mnie od głowy po podbrzusze ssąc, muskając i liżąc moją skórę. Najprawdopodobniej zostawił na moim ciele dużą ilość czerwonych plamek, które przez kolejne kilka dni nie zniknął.
Z zainteresowaniem przyglądałam się jego poczynaniom, gdy w pewnym momencie podniósł głowę do góry i palcem zahaczył o koronkowe majtki. Pewnym ruchem głowy dałam mu pozwolenie na ściągnięcie ostatniej i najbardziej intymnej dla kobiety części garderoby. Najpierw ściągnął swoje bokserki zostając kompletnie nagim, a następnie zajął się moimi. Nie umiałam powstrzymać uśmiechu, gdy widziałam jak bardzo krępowało go same rozebranie mnie. Jak w końcu zabrał się do całkowitego ściągnięcia mojej dolnej bielizny, tym razem u niego na policzkach zagościł soczysty rumieniec.
— Teraz, albo nigdy — wyszeptałam uwodzicielsko gładząc ciepłym oddechem jego skórę.
Chłopak po raz setny zajął się moimi ustami, gdy ja już bardziej w pozycji siedzącej zbliżyłam się do niego na maksymalną bliskość. Podniecenie wzrastało, a ja coraz bardziej nie mogłam doczekać się tego jedynego momentu. W tej chwili czułam się taka szczęśliwa, że do samego wyrażenia tego nie umiałam znaleźć odpowiedniego określenia.
— Pobawimy się najpierw? — zapytał z nutką tajemniczości w głosie.
Entuzjastycznie pokiwałam głową, nie mogąc doczekać się wspomnianej przez niego zabawy. Początkowo zaczął składać mokre pocałunki na wewnętrznej stronie ud, aż zjeżdżał coraz wyżej docierając do mojej kobiecości.
— Megan! Henryk! — usłyszeliśmy wołanie babci Margaret pod drzwiami przez co niekontrolowanie podskoczyliśmy. — Chodźcie na śniadanie!
Byłam świadoma tego, że drzwi nie były zamknięte na klucz, a stojąca pod nimi kobieta w każdym momencie mogła wtargnąć do pokoju, zastając mnie i blondyna w nieodpowiedniej dla oczu babci pozycji. Margaret stała pod drzwiami dosłownie przez kilka sekund, ale w tamtym momencie dłużyły się one w nieskończoność.
Jak tylko babcia odeszła automatycznie odetchnęliśmy z ulgą. Poczułam smutek wymieszany ze złością wiedząc, że jesteśmy zmuszeni przerwać nasze pieszczoty, ponieważ jeśli nie pokażemy się za kilka minut w kuchni to kobieta ponownie nas odwiedzi, a do tego nie mogliśmy dopuścić.
— Nie chcę przerywać — powiedział ze smutną miną.
— Dokończymy wieczorem, okej? — musnęłam po raz ostatni jego usta i powoli wyswobodziłam się z objęć.
Podczas, gdy ja nakładałam na siebie bieliznę znajdującą się na podłodze, a następnie wędrowałam od szafy do szuflady w celu znalezienia odpowiednich na dzień dzisiejszy ubrań, chłopak z zainteresowaniem skanował moje poczynania nadal będąc nagim.
— Henryk, ubierz się — powiedziałam nakładając na nogi białe adidasy.
— To mnie ubierz — odsłonił z siebie koc, którym się wcześniej zakrywał.
Parsknęłam śmiechem na próbę uwiedzenia mnie i podniosłam bokserki z panel, starając się przełożyć przez stopy chłopaka, tym samym nie dając się uwieść. Siedemnastolatek w żaden sposób nie wykazał chęci pomocy i tylko lustrował moją twarz oczekując mojego poddania, które nastąpiło niedługo po tym.
— Ubieraj to i mnie nie denerwuj! — powiedziałam stanowczo i rzuciłam w niego bokserkami, a następnie koszulką i spodenkami.
Uśmiechnęłam się zwycięsko, gdy w pełni gotowi wyszliśmy z pokoju. Od razu po zejściu na dół w moje nozdrza uderzył intensywny zapach świeżo upieczonych gofrów.
— Jak się spało? — zapytała kobieta odkładając na stół dwa kubki kakała.
— Cudownie — odparł uśmiechnięty Henryk i pogłaskał mnie po nagim udzie.
Po pysznym i przyjemnym śniadaniu chłopak wyszedł na chwilę w celu porozmawiania z Ray'em, który wydzwaniał do niego od kilku minut. Gdy ja kończyłam zmywać naczynia blondyn powrócił z wyrazistym grymasem na twarzy.
— Co się stało? — zapytałam czując najprawdopodobniej słuszny niepokój.
Odkąd znam tożsamość Kapitana B i Niebezpiecznego nieustannie boję się o nich. Sama przekonałam się na własnej skórze jak niektórzy kryminaliści są niebezpieczni i jak bardzo przyjaciele muszą ryzykować niemal codziennie walcząc z nimi twarzą w twarz. Obawiam się, że pewnego razu wyjdą na misję i już żadnego z nich więcej nie zobaczę, a straty kolejnej mi bliskiej osoby nie przeżyję.
— Może wyjdziemy na spacer? — kiwnęłam delikatnie głową odkładając naczynia. — Nie smutaj tylko — pogłaskał mnie po policzku, a następnie złapał za rękę wyprowadzając z budynku.
Przez mój niepokój z trudem utrzymałam cierpliwość, gdy spacerowaliśmy w ciszy po plaży. Żadne z nas nie miało zamiaru się odezwać. Widać było, że chłopak układa w głowie co dokładnie chce mi przekazać, a ja po prostu dałam mu chwilę na przemyślenia.
Dzisiejszy dzień był jednym z tych cieplejszych, ale z tego powodu, że mamy tak bliski dostęp do morza to wiatr tutaj jest zwykłą normalnością. Gdy idziesz boso po ciepłym piasku, a wiatr otula twoją twarz powodując, że odczuwasz niezapomniane uczucie relaksu i spokoju, którego brak dla większości mieszkańców planety. Wiedziałam, że długo nie pomieszkam tutaj dlatego próbowałam korzystać z każdego dnia i cieszyć się tym pięknym horyzontem, które ma do zaoferowania miasteczko.
— Będę tęsknił za tym widokiem — odparł Henryk wpatrując się w horyzont. — Ray ma małe problemy z jednym z kryminalistów — spojrzałam na niego zmartwiona. — Spokojnie ze wszystkimi jest wszystko okej, ale obawiam się, że to jest już koniec moich wakacji i muszę wracać do Swellview.
— Rozumiem — odparłam smutno odganiając przepływające łzy.
— Wróć ze mną — zaproponował. — Wiem, że nie będzie tak jak dawniej, ale przynajmniej spróbujmy to wszystko naprawić.
Po samym głosie słyszałam jak ważny jest dla niego mój powrót. Czułam jak wpatrywał się w moją twarz, gdy ja nawet nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy i odmówić. Pragnęłam tam wrócić, ale nie mogłam. Miałam bardzo ważne zadanie do wykonanie, które jest ostatnią prośbą najważniejszej dla mnie kobiety. Wiedziałam, że jak nie odnajdę tej dziewczyny to moja rodzicielka będzie zawiedziona, gdziekolwiek się teraz znajduje.
— Henryk... ja — wyszeptałam. — Nie mogę.
— Jak to nie możesz? — zdziwił się. — Proszę cię wróć ze mną, a obiecuję, że wszystko się ułoży. Nikt nie będzie tobie zagrażał, bo zawsze będę obok ciebie. Masz pełne wsparcie moje, Charlotte, Ray'a, Jaspera, Abigail, Piper, a nawet moich rodziców. Tylko wróć do nas.
Założyłam kosmyk włosów, który nieustannie łaskotał mnie w twarz za lewe ucho i odwróciłam się w stronę blondyna. Prawdą jest to, że nikt nie jest idealny, ale gdy jesteś zakochany wierzysz, że jednak istnieje ten jeden ideał, na którego z wielką miłością patrzysz w oczy. Teraz pomyśl, że po kilku najlepszych dniach swoje życia spędzonych w jego towarzystwie musisz mu oznajmić, że nie wracasz z nim do domu. Opuszczasz go na jakiś czas nie mogąc wyjaśnić powodu twojej decyzji. Chociaż czasem lepiej nie wiedzieć.
— Muszę jeszcze coś tutaj załatwić, ale obiecuję ci, że dojadę do Swellview.
— Dojedziesz? — prychnął. — Kiedy? Jutro? Pojutrze? Za tydzień? Dwa? Miesiąc? Rok? — ponownie przeniosłam wzrok na wodę. — Nie wiesz, prawda? — nie odpowiedziałam. — Wiedziałem. W ogóle co musisz załatwić takiego ważnego?
— Sprawy rodzinne — wysyczałam.
— Ach tak? A co nią jest? — dopytywał coraz bardziej wściekły.
Nie miałam zamiaru mówić mu o Tiarze Russo zanim ją poznam i będę miała pewność, czy na pewno jest moją przyszywaną siostrą. Z racji tego, że niemal nikt z mojej rodziny o niej nie wiedział jest to temat kruchy i bardzo bolesny. Mieszanie w to osób z zewnątrz może nam przysporzyć tylko więcej problemów, których aktualnie mam zbyt wiele.
— To nie twoja sprawa Hart! — wściekłam się. — Ty masz swoje problemy w Swellview, a ja mam swoje tutaj i nic ci do tego!
— Serio? Po tych wszystkich spędzonych razem dniach tak po prostu mamy się ponownie rozstać?
— Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz — szybkim ruchem ręki starłam łzy spływające po moich policzkach. — Po prostu będzie lepiej jak wyjedziesz sam — odparłam stanowczo.
— Super — zaśmiał się gorzko. — A moim zdaniem będzie lepiej jak zwyczajnie damy sobie ze sobą spokój. W końcu i tak siebie nie rozumiemy.
Nie dodał już więcej nic mimo, że czekałam na jakiekolwiek słowo, które nie przekreśli tego co budowaliśmy przez te wszystkie miesiące. Wykrzykiwałam za nim jego imię, ale on dalej maszerował w stronę budynku nie odwracając się nawet do mnie. W tamtym momencie czułam jakby moje stopy zapadły się pod piaskiem, a ja nie mogłam zrobić nawet kroku, aby za nim pobiec.
Po prostu stałam i patrzyłam jak odchodzi.
~♡~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top