~Chapter fifteen~

~♡~

Dyskretnie zerknęłam kątem oka na dwójkę superbohaterów, którzy po wypowiedzeniu dwóch słów opuścili kryjówkę. Policzyłam w głowie do dziesięciu, a gdy nadal pozostawałam w pomieszczeniu sama, wstałam z półokrągłej kanapy i podeszłam do ekranów.

Nie czułam się dobrze ze świadomością, że chciałam sprawdzić nagrania z kamer, ale w ciągu tych paru dni coraz bardziej się do tego przekonywałam. Ray wraz z Henrykiem nadal byli nazbyt opiekuńczy i nie opuszczali mnie choćby na krok. Mimo, że z czasem zwyczajnie się do tego przyzwyczaiłam to i tak kurewsko mnie to irytowało.

— Normalnie geniusz — mruknęłam sama do siebie, odnajdując zapis z kamer.

Delikatnie przemieszczałam dłonią po okrągłym przycisku, który ma funkcję myszki do sterowania ekranem w celu znalezienia odpowiedniego momentu. Dochodząc do czasu, gdy opuściłam kryjówkę, a Charlotte została sama cierpliwie wyczekując powrotu przyjaciół poczułam jak powietrze w pomieszczeniu staje się dla mnie coraz bardziej duszące.

Naprawdę chciałam dowiedzieć się co skutkuje dziwne zachowanie u chłopaków, ale jednocześnie okropnie bałam się tego czego mogę się dowiedzieć. Dostrzegając na ekranie dwójkę superbohaterów wychodzących z tub bez namysłu wstrzymałam nagranie. Nie czując się bezpiecznie na jednym z innych ekranów włączyłam nagranie na żywo ze sklepu, aby widzieć Jaspera siedzącego za ladą i rozmawiającego przez telefon.

— Już się tak nie pultaj, zaraz do niej schodzę — mamrotał chłopak jednocześnie zajadając się pączkiem z lukrem. — Przecież nic jej się nie stanie w kryjówce.

Byłam pewna, że prowadził rozmowę z Henrykiem, bądź Ray'em i wiedziałam, że chodziło o pilnowanie mnie. Chociaż jak dla mnie obecność Jaspera była zwyczajnie zbędna, bo prędzej sama bym się obroniła w niebezpieczeństwie, niż on jakkolwiek by mi pomógł.

Nie marnując więcej cennego czasu głośno wypuściłam powietrze z ust i odpaliłam nagranie z ostatniej soboty.

— Zasrane pasożyty — głośne warknięcie Ray'a sprawiło, że niekontrolowanie drgnęłam.

Mężczyzna wbiegł w głąb kryjówki, próbując wyładować swoją złość kopiąc w półokrągłą kanapę. Zwykle tak robił, gdy w tej całej wściekłości odczuwał bezsilność.

— Gdzie jest Megan? — zapytał chłopak w stroju Niebezpiecznego, próbując zachować resztki opanowania.

— Poszła do domu — oznajmiła Charlotte niepewnie podchodząc do dwójki przyjaciół. — Co się stało?

— Jebane rude małpy się stały — zakryłam usta, widząc atak wściekłości swojego opiekuna.

Jednak moje domysły okazały się być słuszne, ponieważ określenie rude małpy opisywało nikogo innego jak Suntly'ów. Przez cały czas miałam z tyłu głowy myśl, że musieli spotkać się, z którymś z nich co niestety się sprawdziło. Nie wiedząc jeszcze nawet, co dokładnie się tam wydarzyło powoli odczuwałam coraz większe zrozumienie ich ostatniego zachowania.

— To Ben i Chet — warknął z trudem Hart.

— Zrobili wam krzywdę? — zmartwiła się nastolatka.

— Kuźwa nie, ale gróźb nie oszczędzali — blondyn schował twarz w dłoniach. — Pieprzyli coś o zakładnikach i współpracownikach, ale niezbyt ich zrozumiałem. Zagrozili, że jeśli systematycznie nie będziemy podrzucać im broń na jakieś tam magazyny to zabiją Meg.

Są w stanie mnie zabić.

— Po co im broń? — dopytywała brunetka.

— No nie wiem! Może po to, aby zabić mi dziewczynę!? To ty tu jesteś mądra, wymyśl coś! — z desperowaniem potrząsał ramionami najlepszej przyjaciółki. — Tylko błagam nie mów Megan. Nie może o tym wiedzieć.

— O chuj — usłyszałam za sobą czyjś głos.

Gwałtownie wstałam z obrotowego krzesła i spojrzałam w głąb kryjówki, w której stał wręcz oniemiały Jasper. Skupiając się na nagraniu nie zarejestrowałam, kiedy chłopak opuścił sklep i zjechał windą na dół. Zapewne wiedział o spotkaniu chłopaków ze Suntly'ami i miał pomagać reszcie w tym, abym się nie dowiedziała, ale zdawał się nie podołać zadaniu. Niemal można było dostrzec klęskę w jego spojrzeniu.

— Spokojnie — powiedziałam i niezauważalnie dla niego wyłączyłam nagranie z ekranów. — To nie tak jak myślisz — kontynuowałam najspokojniejszym tonem głosu jakim potrafiłam mimo, że wręcz krzyczałam w środku zła na siebie za to, że zostałam przyłapana na szpiegowaniu.

Chłopak biegiem ruszył w stronę winy, następnie kilkukrotnie naciskając przycisk. Ku jego nieszczęściu winda otworzyła się dopiero parę sekund później, a ja za ten czas zdążyłam podbiec do szatyna i wskoczyć mu na plecy, aby powstrzymać go przed opuszczeniem pomieszczenia.

— Puść mnie — próbował zrzucić mnie z pleców.

— Najpierw porozmawiajmy — poprosiłam błagalnym tonem.

— Co wy robicie? — spojrzałam na Piper, która patrzyła na nas ze zdezorientowaniem.

Nastolatka mnie zdekocentrowała dzięki czemu Jasper miał okazję zrzucić mnie z pleców. Głośno jęknęłam, gdy poczułam ból w okolicach kości ogonowej przez upadek prosto na tyłek.

— Nie pozwól mu uciec — syknęłam w stronę dziewczyny w między czasie łapiąc się za obolałą część ciała.

Młoda Hart w mgnieniu oka pojawiła się obok siedemnastolatka i mocno pociągnęłą go za łydkę przez co stracił równowagę i również wylądował na zimnej powierzchni. Przerażenie w jego oczach wzrastało coraz bardziej, gdy zdał sobie sprawę, że pomaga mi Piper, a z jej pomocą nie ma u nas szans na ucieczkę.

— Wytłumaczycie mi o co chodzi? — zapytała siedząc na chłopaku i nie pozwalając mu wstać.

Będąc świadoma jej małej wagi z bólem doczołgałam się do przyjaciół i pomogłam utrzymać chłopaka w pozycji leżącej.

— Jasper nie możesz powiedzieć chłopakom, że oglądałam zapis z kamer — zignorowałam pytanie dziewczyny. — Zdenerwują się wtedy i na mnie i na ciebie, więc radzę ci siedzieć cicho — próbowałam zabrzmieć groźnie wiedząc, że prośby nie pomogą.

— Henryk jest moim najlepszym przyjacielem, a Ray to szef — powiedział z trudem nabierając powietrze do płuc. — Muszę. Im. Powiedzieć.

Przekręciłam oczami na upartość Dunlop'a i przejęłam od niego telefon, który myślał, że nie zauważalnie wyciągnął. Od razu odrzuciłam połączenie od Henryka, który próbował dodzwonić się do szatyna i całkowicie wyłączyłam urządzenie. Wiedziałam, że to kwestia czasu dopóki dwójka bohaterów ponownie pojawi się w kryjówce.

— Również jestem twoją przyjaciółką, a na dodatek dymasz moją kuzynkę, co daje mnie w tym momencie na pierwsze miejsce — palnęłam zdając sobie sprawę z tego jak żałośnie to brzmi.

— Słuszna uwaga — mruknął chwilę się nad czymś zastanawiając.

Czując coraz większą nadzieję na przekonanie do siebie Jaspera zerknęłam na Piper, która dotychczas się nie odzywała. Myślałam, że z zainteresowaniem przysłuchiwała się naszej wymianie zdań, lecz smutno wgapiała się w podłogę intensywnie nad czymś rozmyślając. Szturchnęłam ją dłonią i posłałam jej pytające spojrzenie, które zbyła odchrząknieciem.

— Nie będę mieszać się w sprawę z Suntly'ami — skłamałam. — Chciałam po prostu wiedzieć, co przede mną ukrywają. Teraz przynajmniej wiem, że sama muszę uważać. Proszę, nie mów im — wyszeptałam błagalnym tonem głosu.

Chłopak głośno westchnął i otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale tuby wydały swój charakterystyczny dźwięk i już chwilę później w pomieszczeniu stał Henryk wraz z szefem.

— Czemu siedzicie na Jasperze? — pierwszy zapytał Henryk, gdy od paru sekund nikt się nie odzywał.

— My... robimy mu masaż! — wymyśliłam na poczekaniu. — Taka nowa metoda — zaśmiałam się gorzko kątem oka zerkając na Dunlop'a, który niechętnym ruchem głowy przyznał mi rację.

Misja zakończona sukcesem.

— Czyli zrezygnowaliśmy ze zdejmowania kota z drzewa, aby popatrzeć jak Megan i Piper tyłkami robią masaż Jasperowi? — zapytał retorycznie Kapitan. — Cudownie — mruknął z nutką jadu i ruszył w kierunku koła zębatego.

— Jesteście nienormalne — usłyszałam dźwięczny śmiech Henryka, gdy mężczyzna opuścił pomieszczenie.

Przyjęłam dłoń siedemnastolatka, który mi ją podał, aby pomóc mi wstać co również uczyniłam. Trudno było mi stać w miejscu i zachować się w miarę normalnie, ponieważ Jasper w każdym momencie mógł powiedzieć przyjacielowi o moim szpiegowaniu, co na pewno skutkowałoby kłótnie. Teoretycznie i tak wiem więcej niż oni, ale nie mam co się oszukiwać sądząc, że samodzielnie uda mi się pozbyć Suntly'ów. Zdecydowanie potrzebuję pomocy.

— Coś się stało? — zapytał chłopak, gdy przez dłuższy czas wpatrywałam się w jeden punkt w podłodze.

Uniosłam głowę do góry i spojrzałam wprost w jego czekoladowe tęczówki, które uważnie mnie obserwowały. Mimowolnie i tak zerknęłam na szatyna, który z podenerwowaniem przekładał nogę na nogę.

— Oczywiście, że nie — posłałam mu uśmiech i owinęłam dłoń wokół jego klatki piersiowej. — Ale Jasper chciał ci coś przedtem powiedzieć — skłamałam, aby móc sprawdzić chłopaka.

Hart od razu spojrzał pytająco na swojego najlepszego przyjaciela, który z przerażeniem lustrował pomieszczenie. Jeśli teraz nie wyzna mu prawdy to nie zrobi tego również po moim wyjściu. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Byłam pewna, że Dunlop bił się w środku sam ze sobą. Widząc jego rozdarcie emocjonalne zwątpiłam w to, że zatrzyma zaistniałą sytuację dla siebie. Zdaje się, że Piper od razu to wiedziała, bo wypalając we mnie dziurę obijała palcem o swoje czoło.

— Em, zapomniałem — mruknął i ruszył w kierunku maszyny z jedzeniem.

Odetchnęłam z ulgą i mocno wtuliłam się w ciało chłopaka, aby móc odwrócić czymś jego uwagę.

— Meg, jesteś dobra z chemii, prawda? — zagadała blondynka, stojąc w pobliżu nas.

— Powiedzmy, a co? — spytałam nawet nie patrząc w jej kierunku.

Henryk ignorując prowadzony przeze mnie i jego siostrę dialog, pociągnął mnie w stronę kanapy i zmusił do usadowienia się na jego kolanach. Zachichotałam i od razu wplątałam dłoń w blond włosy, aby je rozczochrać.

— Tak się składa, że mam jutro sprawdzian i nic nie umiem — usiadła naprzeciw nas. — Chciałabyś mnie trochę pouczyć?

— Pewnie — uśmiechnęłam się. — Masz ze sobą podręcznik?

Pisnęłam głośno, gdy poczułam na karku mokry pocałunek, a następnie niewinny uśmiech blondyna. Kark był dla mnie najdelikatniejszym miejscem i nienawidziłam, gdy ktoś mi go dotykał, a Henryk dobrze o tym wiedział.

Fuknęłam pod nosem ciche przekleństwo i wykaraskałam się z uścisku chłopaka, wstając również z jego kolan.

— Nie — kontynuowała, patrząc na nas z przymrużonymi powiekami. — Dlatego idziemy teraz do mnie.

— No spoko — wtrącił jej starszy brat. — Przebiorę się, wezmę rzeczy i możemy wszyscy iść.

Dziewczyna posłała mi spanikowane spojrzenie i zaprzeczyła ruchem głowy.

— Ty masz pracę, a ja chcę spędzić trochę czasu z Meg — stanęła obok mnie.

— Nie ma mowy — pokręcił głową. — W domu zostawię was same, ale teraz...

Nie dokończył, ponieważ przerwał mu mężczyzna, który przed chwilą przeszedł przez koło zębate już w normalnym przebraniu.

— Nie ma takiej potrzeby — odparł spokojnym głosem. — Piper ma laser, więc są bezpieczne.

Wszyscy oprócz mnie w pomieszczeniu przyznali mu rację w czasie, gdy ja mordowałam wzrokiem opiekuna.

— Piper ma laser? — założyłam ręce na piersi. — A czemu ja nie mam lasera? Ja też chcę laser!

— To nie koncert życzeń, Megan — warknął mężczyzna. — Znam cię i wiem, że zrobiłabyś sobie nim krzywdę.

— Ty chyba sobie ze mnie żartujesz — głośno prychnęłam, ukazując swoje urażenie. — Gdyby któryś z was pokazał mi jak się tym obsługiwać to raczej nie zrobiłam sobie nim krzywdy. Z resztą nie mam zamiaru z wami dyskutować. Idziemy? — zwróciłam się do czternastolatki.

Dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową i nie słuchając narzekań przyjaciół weszłyśmy do windy. Kwestię broni załatwię później.

— Jak bardzo sytuacja się skomplikowała? — zapytała ponuro blondynka, gdy zostałyśmy same.

— Bardzo, bardzo — mruknęłam łapiąc się głowę.

Dopiero teraz mogłam dokładnie przeanalizować nabyte informacje, które nawiasem mówiąc sprawiły, że sama zaczęłam się obawiać o własne życie. Wcześniej żyłam w kompletnie innym nastawieniu, a teraz wszelkie negatywne emocje wzrosły, pchając mnie powoli w wariactwo.

— To prawda, że Jasper sypia z Abigail? — zagadała dziewczyna, gdy szłyśmy w ciszy chodnikiem.

Chciałam jej krótko odpowiedzieć zgodnie z prawdą, lecz zaniepokoił mnie jej smutny ton głosu. Lekko pociągnęłam ją za dłoń, dzięki czemu zatrzymałyśmy się obok starego kina. Posłałam jej podejrzliwe spojrzenie i pogłaskałam kciukiem po dłoni.

— Piper, czujesz coś do Jaspera? — zadałam bezpośrednie pytanie ze skupieniem obserwując jej reakcję.

— A gdzie tam — parsknęła udawanym śmiechem. — Po pierwsze sama nie jestem pewna czy go nawet lubię, a po drugie — wsadziła dłoń w swoje krótkie blond włosy i się chwilę zastanowiła. — Mam już kogoś na oku.

Zmarszczyłam brwi obserwując jak zmieszana wyrywa lewą dłoń z uścisku i nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem, ponownie rusza w stronę swojego domu.

Byłam wręcz pewna tego, że czternastolatka chciała mnie okłamać, lecz nie znałam jej od dziś i wiedziałam, że nie jest zbyt wylewna w uczuciach. Jeśli będzie chciała ze mną porozmawiać to zrobi to prędzej czy później, a teraz pozostało mi pogodzić się z tym, że nie dostanę odpowiedzi na moje bezpośrednie pytanie.

— Jasper widział jak oglądałam zapis z kamer — wyjaśniłam dobiegając do siostry mojego brata.

— Domyśliłam się sama, ale co dokładnie zobaczyłaś? — zapytała równie cichym tonem głosu co ja.

— To był ten dzień jak znalazłyśmy bukiet tulipanów pod drzwiami od Suntly'a — zaczęłam, czując coraz większą suchość w gardle. — W kwaterze była tylko Char, gdy chłopcy wrócili. Dostali przedtem wezwanie do apteki i jak się okazało to Ben i Chet wszystko zaplanowali, aby spotkać się z Ray'em i Henrykiem...

Przez całą drogę opowiadałam blondynce o mojej aktualnej sytuacji, a dziewczyna uważnie słuchała co chwilę dopytując o szczegóły.

— Czyli tobie przekazali, że zabiją chłopaków a im, że ciebie? — streściła czternastolatka, wchodząc przez drzwi wejściowe do salonu.

— Nie że zabiją, a upublicznią zdjęcia — poprawiłam ją. — Nie wiem co mam teraz zrobić — z westchnieniem rzuciłam się na kremową sofę. — Czuję, że jestem w potrzasku. Chłopcy nie mogą tak po prostu oddawać im broń, którą zapewne użyją przeciwko nam. Muszę zadzwonić pod numer, który podał mi Ben.

— Wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane niż myślałyśmy — sięgnęła po plecak, który leżał w kącie pomieszczenia. — Ray zacząłby panikować, gdybyś powiedziała o wiadomości od Bena, ale Henryk zachowałby racjonalność, więc możesz mu powiedzieć. Ty mu wyznasz prawdę, a potem razem do niego zadzwonicie i wybadacie sprawę — podała mi podręcznik do chemii. — Ale załatwisz to potem, a teraz pomóż mi ze stechiometrią.

Nie chcąc ciągnąć tematu kiwnęłam głową i przyjęłam podręcznik posiadający ilość kartek, co najgrubsza encyklopedia. Całkowicie skupiłam się na nauczaniu młodszej przyjaciółki, dopóki z dumą mi oznajmiła, że wszystko potrafi. Dziewczyna przytuliła mnie z wdzięcznością i pobiegła do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie i pokręciłam głową zauważając, że dochodzi godzina dwudziesta pierwsza.

Z przyzwyczajenia sięgnęłam dłonią do tylnej kieszeni swoich czarnych jeansów, a nie czując telefonu zaczęłam go szukać w torebce, w której również go nie znalazłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przez zderzenie z nieznaną mi kobietą został nieodnawialnie zniszczony.

— Czego szukasz, Meg? — odezwała się kobieta, która niezauważalnie wróciła z pracy, wchodząc do domu przez tylne drzwi.

— Właściwie to już niczego — uśmiechnęłam się do Siren przyjaźnie i przytuliłam ją na przywitanie.

— Czekasz na Henryka? — zapytała siadając obok mnie.

Skinęłam głową dokładnie przyglądając się jej twarzy. Uśmiechała się szeroko, jednak zmęczenie było naprawdę dobrze widoczne poprzez wory i spojrzenie.

— Nawet nie wiesz jak się cieszę, że chodzisz z moim synem — zachichotałam na jej słowa. — Ale naprawdę nigdy nie widziałam żeby Henryk mówił o kimś z taką miłością. I to jak na siebie patrzycie — złapała mnie za dłoń. — Błagam, nie zniszczcie tego.

Ponownie przytuliłam się do kobiety, która zamknęła mnie w szczelnym uścisku. Przez ostatnie tygodnie bardzo się do niej zbliżyłam i chętnie z nią rozmawiałam, gdy odwiedzałam Henryka lub Piper. Próbowała mi pomóc nawet w najmniejszych kłopotach, które miałam przez utratę mamy. Wszystkie obowiązki domowe spadły na mnie, a ja dotychczas nawet prasować nie umiałam, bo to była działka mamy. To właśnie Siren nauczyła mnie posługiwać się żelazkiem i innymi bardziej skomplikowanymi urządzeniami.

— Możesz nie dusić mi dziewczyny? — odezwał się Henryk z lekką chrypką, stojąc obok kanapy.

Wydostałam się z uścisku blondynki i posłałam rozbawione spojrzenie swojemu chłopakowi, który na przywitanie pocałował mnie w czubek głowy.

— Skończyłaś nauczać tego potwora o kwasach, którymi może nas wszystkich pozabijać? — zapytał żartobliwie chłopak, ale zamiast śmiechu usłyszał krótki opieprz od rodzicielki. — Nie wiedziałem, że mama choruje dzisiaj na aż taki brak humoru — mruknął pod nosem, ciągnąc mnie za rękę w stronę swojego pokoju.

Chciałam zacząć temat związany z wiadomością od Bena, ale chłopak po zamknięciu drzwi pokoju niespodziewanie zmniejszył odległość między nami i złączył nasze usta w stęsknionym pocałunku. Nie odrywając się od siebie nawet na chwilę opadliśmy na miękki materac, aby czułości stały się bardziej przyjemniejsze.

— Czekałem na to cały dzień — wydyszał w moje usta, gdy oderwaliśmy się od siebie na chwilę w celu wzięcia głębszego oddechu. — Zostań u mnie na noc — pogłaskał mnie po policzku. — Zawsze to ja u ciebie zostawałem.

— Ale ja mam większe łóżko — zażartowałam, a chłopak jedynie prychnął. — Tylko napisz Ray'owi, że zostaję u ciebie, aby się nie martwił.

Wydał z siebie radosny okrzyk, po czym złożył na moich ustach szybkiego całusa i wykaraskał się z łóżka. Zanim sięgnął po telefon, ruszył w kierunku komody, aby wyciągnąć z niej swój biały t-shirt i rzucić go w moim w kierunku. W czasie, gdy sam ściągał z siebie ciuchy i wystukiwał na telefonie sms dla mojego opiekuna, ja przebrałam się w ubranie.

— Oglądamy coś? — zapytał, czekając na moją odpowiedź, którą było delikatne skinienie głową.

Chłopak zgasił światło w pokoju i sięgnął po laptop, który położył mi na kolana, wcześniej przykrywając nas szczelnie kołdrą.

— Czyli mamy dzisiaj dzień brudasa? — zaśmiałam się, leżąc w jego ramionach.

Było mi tak przyjemnie, że zapomniałam o rozmowie, którą musiałam prędzej czy później odbyć z Henrykiem.

~♡~



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top