~Chapter eleven~

~♡~

Jednym z najpiękniejszych uczuć, które dotychczas przeżyłam jest obudzenie się rano w objęciach osoby, przy której się odpłynęło w nocy. Dzisiaj było mi to dane poczuć, gdy zegarek w telefonie wydał z siebie inny dźwięk niż zazwyczaj. Z przyzwyczajenia chciałam wyciągnąć dłoń w stronę stolika nocnego, ale uniemożliwiła mi to ciężka dłoń chłopaka obejmująca mnie w pasie.

— Henryk, bierz tą łapę — pokręciłam się, patrząc na zaspaną twarz blondyna.

Chłopak wykonał moją prośbę, po czym wyłączył dzwonek na swoim telefonie. Uśmiechnięty przybliżył się do mnie, następnie składając mokrego całusa na moich malinowych ustach.

— Która jest godzina? — zapytałam z lekka chrypką, odrywając się od niego przodem.

— Za dziesięć siódma — ponownie mnie pocałował.

— Mamy jeszcze dziesięć minut spania — oznajmiłam, zakrywając się szczelnie kołdrą.

Usłyszałam wyraźny śmiech blondyna, a chwilę potem moje gołe nogi otulił chłód, przez nagłe odkrycie kołdry. Fuknęłam pod nosem niezrozumiałe dla chłopaka słowa i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, starając się zdrzemnąć. Nie było mi to dane, ponieważ zostałam siłą pociągnięta to pozycji siedzącej.

— Muszę wrócić do domu, aby mama nie zauważyła, że nie było mnie w nocy — powiedział, nakładając na siebie granatową koszulkę. 

Wiedząc, że nie opłaca mi się iść spać, ponieważ i tak będę musiała za parę minut wstawać, podniosłam swoje ociężałe ciało patrząc z wyczekiwaniem na chłopaka. Westchnął rozbawiony i usiadł obok, przyciągając mnie do siebie. 

— Te dziesięć minut mieliśmy przeznaczyć na całusy, ale ty wolałaś spać — odparł, gdy wchodziłam mu na kolana. 

— Przestań tyle gadać — odrzekłam, wbijając mu się w usta. 

Ponownie odpłynęliśmy, ale tym razem nie w sen, a w chwilę, która mogłaby trwać wieczność. W kilka godzin zdołaliśmy uzależnić się od swoich ust i wzajemnej obecności. Minuty bez niego, gdy poszedł się wieczorem umyć były dla mnie dłużącą się udręką. Zdaje się, że tym razem oboje wpadliśmy po całemu, a kolejna igła przebijająca naszą różową bańkę, może być dla nas definitywnym końcem, którego tak pragnęłam uniknąć. 

— Megan!? — drgnęliśmy na wołanie Ray'a z dołu. 

— Czas wracać do domu — uznał Henryk podchodząc do okna, z którego zwykle wychodził jako Niebezpieczny parę miesięcy temu. 

— To tylko Ray — odparłam idąc za nim. — Możesz wyjść drzwiami. 

Przenieśliśmy spojrzenie na drzwi do pokoju, a szczególnie klamkę, która pod wpływem prób otworzenia przez mężczyznę drgała. Po akcji, która wydarzyła się we Włoszech zaczęłam zwracać uwagę właśnie na takie rzeczy, jak zamknięcie drzwi od pokoju. 

— Megan!?

— Oszczędzimy zbędnych tłumaczeń — stwierdził przerzucając jedną nogę za okno. — A on nie musi wiedzieć. Widzimy się za pół godziny. 

Ostatni raz cmoknął mnie na pożegnanie i wyskoczył z okna. Pisnęłam patrząc przestraszona jak wylądował w krzakach. Po chwili uniósł jeden z kciuków do góry dając mi do zrozumienia, że żyje. Odetchnęłam z ulgą i zamknęłam okno, a następnie otworzyłam zamknięte na klucz drzwi. 

— Coś się stało? — zapytałam, opierając się o framugę drzwi. 

Mężczyzna głośno wypuścił powietrze i wtargnął do pokoju. Przyjrzał się wszystkiemu dookoła, a gdy wrócił wzrokiem do mnie, mocno mnie przytulił. 

— Prze...praszam cię — jąkał się. — Zasnąłem w kryjówce i obudziłem się dopiero rano — wyjaśnił. 

Mając przy sobie Henryka, nawet nie zwróciłam uwagi na nieobecność Manchester'a w domu. Byłam święcie przekonana, że wrócił na noc i wylegiwał się w swoim nowym łóżku. 

— Wyluzuj — założyłam ręce na piersi. — Nie jestem małym dzieckiem i chyba mogę zostać sama w domu. Poza tym i tak byłam wczoraj zmęczona i od razu położyłam się spać, więc szczerze mówiąc nawet nie zauważyłam, że cię nie ma — skłamałam. 

— No dobra. Ubieraj się, zjedz coś, a ja bipnę do Henryka — spojrzałam na niego z zainteresowaniem. — Zawiozę was dzisiaj do szkoły — wyjaśnił.

Z uśmiechem skinęłam głową ciesząc się, że chociaż raz nie będę musiała w pośpiechu wychodzić z domu. Gdy mężczyzna opuścił mój pokój skierowałam się w stronę szafy w celu wybrania odpowiedniego ubrania na dzień dzisiejszy. Wyjątkowo zależało mi na tym, aby jak najbardziej przypodobać się blondynowi, z którym spędziłam ostatnią noc na grzecznym całowaniu się. Zdjęłam z wieszaka krótką, rozkloszowaną spódnicę o szarym kolorze, a następnie założyłam ją dodając zwykły, biały t-shirt i katanę. Widząc siebie w skromnej elegancji, uśmiechnęłam się delikatnie i zajęłam się rzeczami dopełniającymi. 

Po szybkim śniadaniu wskoczyłam do auta mężczyzny zadowolona, że mi pierwszej udało się do niego zasiąść, a Henryk będzie zmuszony usiąść z tyłu. 

— Hej wam — przywitał się Hart, uśmiechając się promiennie. 

— Widzę, że się wyspałeś — uznał Ray, wyjeżdżając spod domu. 

— Miałem wyjątkowo dobrą noc — powiedział przysuwając się na drugą stronę siedzenie tak, aby móc mnie lepiej widzieć. 

Przez większość krótkiej drogi czułam na sobie palące spojrzenie chłopaka. Nie ukrywam, że dość mocno mnie one satysfakcjonowało, ale jednak nie czułam się komfortowo wiedząc, że Ray czujnie wszystko obserwował. 

— Co wy kombinujecie? — zapytał podejrzliwie. 

— Nic — odparłam szybko. 

— Kojarzysz może ten bal w piątek? — spytał Henryk. — Idziemy razem — wyjaśnił. 

Manchester wyszczerzył oczy, a zaraz potem uśmiech niemal zjeżdżając samochodem z odpowiedniego pasa. 

— Ale, że chodzicie ze sobą? — zapytał Ray, nie ukrywając szczerej radości. 

— Idziemy tylko jako przyjaciele — wyjaśnił Henryk powodując, że moje serce chwilowo się zatrzymało tylko po to, aby chwilę potem rozerwać się na kawałki.

Nie dałam po sobie znać, że słowa chłopaka jakkolwiek mnie dotknęły. Byłam pewna, że jesteśmy na dalszym etapie niż przyjaźń, gdy on dalej uważał mnie za przyjaciółkę. Te wszystkie pocałunki i słowa mogły być dla niego zwykłym, przyjacielskim gestem, a ja wręcz rozpływałam się od jego dotyku. 

Jak tylko Ray zatrzymał auto na szkolnym parkingu bez zbędnych słów wyskoczyłam z niego, następnie trzaskając drzwiami co najpewniej spotkało się z kilkoma przekleństwami ze strony bruneta. Potrzebowałam dać upust złości, która po wyjściu z wozu zamieniła się w czysty żal. 

— Tylko przyjaciele? — powtórzyłam jego słowa przed wejściem do szkoły średniej, gdy chłopak przegonił mnie pojawiając się naprzeciw. 

— Meggie to nie tak — podrapał się ze zdenerwowaniem po karku. 

— A jak? — zapytałam, zerkając na kilku młodszych uczniów, którzy z zainteresowaniem wpatrywali się w zaistniały konflikt. 

— Wiem jak to zabrzmiało, ale zapewniam, że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką — powiedział odrobinę ciszej. — Powiedziałem tak, aby Ray nie mieszał się w to, co od wielu miesięcy marzyłem. Wiesz dobrze, że on potrafi namieszać — z lekko uniesionymi kącikami ust, pokiwałam ze zrozumieniem głową. — Przeżyjmy te piękne chwile w sekrecie, mając spokój na parę dni — poprosił. 

Mimo, że nie minął nawet dzień odkąd ponownie zaczęliśmy się ze sobą spotykać, to ja miałam w głowie tylko związek. Bałam się, że słowa wypowiedziane przez blondyna w kryjówce o tym, że nie chciał związku są prawdą, a ja znów będę miała złamane serce przez tego samego chłopaka. Przechodząc przez to któryś raz z rzędu staje się to wszystko być zwyczajnie męczące i uciążliwe dla psychiki, która przez ostatni czas i tak została znacznie uszkodzona. 

— Niech ci będzie — rzuciłam mu obojętne spojrzenie. — Szczęśliwego spokoju panie Hart. 

— Miłego dnia Meggie! — krzyknął, gdy odchodziłam.  

Resztę dnia w szkole skutecznie go unikałam. Nie miałam ochoty słuchać jego usprawiedliwień, które w żaden sposób nie zmienią tego jak teraz się czuję. Starałam się nie mieć do niego żalu, ale jednak cichy głosik w mojej głowie mi podpowiadał, że mogę zostać wykorzystana. Starałam się jak najbardziej dystansować się od rzeczy, które w jakimś większym stopniu mnie zranią. Byłam na siebie taka wściekła, że od przyjazdu w lutym do Swellview przestałam stosować się do zasady nie przywiązywania się. Wszystko byłoby wtedy łatwiejsze, a ja nie musiałabym ukrywać się w szkolnej łazience tylko po to, aby nie spotkać chłopaka, który nie chce być ze mną w związku. 

— Odwołali nam zajęcia z literatury — oznajmiła Abigail, gdy szłam w kierunku klasy. — Sherwood się rozchorowała i leży kobita w szpitalu. 

— Ale jak to? — zapytałam lekko zmartwiona. 

W tym roku pani Sherwood została naszą nauczycielką literatury. Jest ona przemiłą kobietą przed sześćdziesiątką, dlatego jej pobyt w szpitalu szczerze mnie zasmucił. Ta kobieta ma naprawdę złote serce, które zasługuje na jak najwięcej dobrego. 

— Ponoć to zwykła grypa — znacznie mnie uspokoiła. — Z tego co słyszałam od Rodriguez to mamy przez tą lekcje siedzieć w bibliotece z resztą klasy, więc chodź zanim zajmą nam mój ulubiony stolik — pociągnęła mnie w stronę drzwi. 

Biblioteka w tej szkole była zdecydowanie jedną z najlepszych, które miałam okazję zobaczyć. Znajdowała się w naprawdę ogromnych pomieszczeniu posiadającym jedną ścianę wypełnioną jedynie oknami. Po wejściu do sali pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest osiem dużych, prostokątnych stołów posiadających sześć krzeseł na sztukę. Na przeciwnej ścianie od wejścia znajdują się wspomniane wcześniej okna, a po prawej stronie kilkanaście regałów z różnorodnymi książkami. Całkowitemu wyposażeniu dopełniają cztery biurka z komputerami stacjonarnymi i duże biurko pani bibliotekarki, która najbardziej ze wszystkiego ceniła sobie ciszę. 

— Cisza i spokój — uznała Abigail siedząc już na swoim ulubionym miejscu. 

Z rozbawieniem wywróciłam oczami i umiejscowiłam się na krześle naprzeciw, aby mieć jak najlepszy widok na kuzynkę. 

— Więc robimy dzisiaj nocowanie? — zapytałam odgarniając niesforne kosmyki włosów z twarzy. 

— Koniecznie! — ucieszyła się dziewczyna. — Nie obrazisz się jeśli zrobimy je u ciebie? Aktualnie mam dość wszystkiego związanego z moim domem. 

— Nie ma sprawy — wzięłam łyk soku pomarańczowego. — Co powiesz na zakupy dzisiaj? — brunetka spojrzała na mnie błagalnie. — W piątek jest bal, a ja nie mam sukienki — wyjaśniłam. 

Dziewczyna spojrzała na mnie rozbawiona, ale przede wszystkim zdumiona moim pytaniem. Odkąd pamiętam nie była fanką zakupów, a jedyne jakie wykonywała to przez internet i to, gdy była taka konieczność. 

— Po pierwsze nie idę na bal — pokazała mi ruchem ręki, abym jej nie przerywała. — Po drugie nienawidzę zakupów. 

— Jak to nie idziesz na bal? — zapytałam marszcząc brwi. 

— Eleanor wyjechała z miasta na parę dni, więc partnerki mieć nie będę — westchnęła. — Poza tym jest to bal biały, a ja nie miałam nic na sobie białego od pięciu lat — wskazała na ubranie, które jak zwykle znajdowało się w ciemnych barwach. 

— Czy ktoś tu mówił o braku partnera? — wtrącił Jasper odrobinę za głośno, ponieważ pani bibliotekarka była zmuszona zainterweniować i uciszyć go z drugiego końca sali. 

Abigail posłała mi błagalne spojrzenie, gdy szatyn przysiadł się obok niej i zaczął opowiadać o swoich umiejętnościach tanecznych. Wydawało się to być śmieszne dopóki obok mnie nie przysiadł się Henryk, który także miał mieć literaturę ze mną. 

— Co tam? — zapytał łapiąc mnie delikatnie za podbródek tym samym sprawiając, że byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy. 

— Było okej — uśmiechnęłam się sztucznie. — Rano. 

— Masz rację — zaśmiał się krótko. — Poranek był naprawdę wspaniały. 

Parsknęłam śmiechem i skierowałam spojrzenie na kuzynkę, która ku mojemu zdziwieniu znalazła wspólne tematy z Dunlop'em. Ich charaktery są całkowicie różne, a jednak mimo początkowych zirytowanych spojrzeń dziewczyny można rzecz, że się polubili. 

— Co cię trapi, Meggie? — zapytał z wyczuwalnym smutkiem w głosie. 

Mama od zawsze powtarzała, że jednym z najważniejszych czynników odpowiadających za powodzenie relacji jest szczerość. Nie poruszaliśmy tematu tej kłótni, więc nie miałam okazji wyznać mu wszystkiego, co mi ciążyło. 

— Pamiętasz może jak podczas naszej kłótni w kryjówce powiedziałeś, że nie chciałeś być ze mną w związku? — zapytałam wiedząc, że brunetka była stuprocentowo zaangażowana w rozmowę z Jasperem. — Od tego czasu nie mogę wyrzucić sobie z głowy tego, że jestem dla ciebie niewystarczającą, tymczasową zabawką. 

— Ja wcale tak nie myślę — splótł nasze dłonie. — Pragnę z tobą chodzić, ale potrzebuję znaleźć odpowiedni moment, aby cię o to zapytać. Chcę, aby była to dla ciebie niezapomniana chwila — pogłaskał mnie po policzku. — Przepraszam za te kłamstwa, które ci nagadałem podczas kłótni. Wiedz, że traktuję cię naprawdę poważnie i jesteśmy na takim etapie, że choćby nie wiem co, to nie zamierzam przestać o ciebie walczyć. Jesteś warta tego wszystkiego. 

Przegryzłam mocno dolną wargę i niespodziewanie wtuliłam się w klatkę piersiową chłopaka. Z perspektywy innych mój ruch wydawał się być czysto przyjacielski, ale prawdą było to, że włożyłam w niego tyle miłości ile tylko potrafiłam. 

— Przejdźmy się do jakiegoś ustronnego miejsca — poprosił ze szczeniackim spojrzeniem. — Cały dzień kusisz mnie tą spódniczką — zarumieniłam się lekko. 

Czując się o wiele lepiej niż poprzednio, energicznie pokiwałam głową. Początkowo chciałam oznajmić o tym, że wychodzimy Abigail i Jasperowi, ale oni nawet nie zwróciliby na nas uwagi. Ostatecznie jedyną osobą, którą byliśmy zmuszeni poinformować była pani bibliotekarka, która bez dobrego usprawiedliwienia nie może nas wypuścić z pomieszczenia. 

— Oboje musicie do toalety? — zapytała, zerkając na nas swoim przeszywającym wzrokiem. — Macie dziesięć minut — burknęła powracając do czytania wcześniej wchłoniętej lektury.

Już dwie minuty potem zostałam siłą umiejscowiona na niestabilnej ladzie w małym kantorku, a pomiędzy moimi nogami wślizgnął się blondyn, który z zachłannością wbił mi się w wargi. Nie zdołaliśmy się długo nacieszyć smakiem swoich ust, ponieważ czas jak na złość leciał szybciej niż zazwyczaj. 

— Jak ja wytrzymam bez ciebie całą noc? — wyszeptał, ciągnąc delikatnie zębami za moją dolną wargę. 

— Damy radę — uznałam sama odczuwając ból w klatce piersiowej na myśl o rozłące. 

Na gołych udach pojawiła mi się gęsia skórka, gdy chłopak przejechał powoli dłonią wzdłuż mojej nogi, zahaczając na końcu o czarne, koronkowe majtki. 

— Musimy już iść — oznajmiłam wiedząc, że mamy pięciominutowe spóźnienie. 

— Teraz będą wiedzieć, że jesteś zajęta — powiedział dumnie Henryk, odrywając się od mojej szyi. 

Posłałam mu groźne spojrzenie i zajęłam się wytrzepywaniem ubrania z niewidzialnego kurzu. Wiedząc, że chłopak jest zmuszona pozostać w kantorki jeszcze przez chwilę, ruszyłam pewnym krokiem w stronę biblioteki, zapominając o dużej malince znajdującej się na mojej szyi. 

— Gdzie byłaś? — zapytała podejrzliwie Abigail, gdy przysiadłam się na wcześniejsze miejsce. 

— W toalecie — wyjaśniłam, czując nagły skurcz w żołądku przez kłamstwo. 

— Kibel ci zrobił malinkę? — założyła ręce nie piersi czujnie mnie obserwując, gdy ja zalewałam twarz czerwonym kolorem. 

~♡~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top