1
Jestem Nel Steward. Nazwisko amerykańskie bo mój tata tam mieszka. Moja mama i ja jednak zostałyśmy w Polsce. Chodzę do drugiej klasy gimnazjum dwujęzycznego we Wrocławiu. Chodzę do klasy gdzie jest 10 dziewczyn i tyle samo chłopaków. Czemu? Ponieważ do każdej klasy był osobny egzamin dla chłopaków i dziewczyn. Jest po 5 klas pierwszych, drugich i trzecich. Jest też 5 różnych poziomów umiejętności. Ja jestem w tym najwyższym bo muszę jakoś się porozumiewać z moim tatą. Ogólnie to klasy się ze sobą nie trzymają. Jestem wyjątkiem.
Na początku roku Nel przez przypadek wpadła na jakiegoś chłopaka. Od razu przeprosiła i odeszła. Odwróciła się dopiero po chwili i zobaczyła że on również na nią patrzy. Spojrzała na jego twarz i dostrzegła te niebieskie oczy. Nie, nie niebieskie. One były błękitne niczym ocean. Szybko jednak ruszyła przed siebie. Przez cały dzień widziała tylko jego oczy. Potem wróciła do domu i weszła do swojego pokoju. Nie był to pokój typowej dziewczyny. To jest, pełen różu, idoli i plastyki oraz muzyki. Nie była dobra w takich rzeczach. Wokół pełno było różnych potrzebnych rzeczy: scyzoryk, teleskop, kompas, no i przede wszystkim bryczesy. Nel kochała jeździć konno. Bez tego jej życie nie byłoby jak teraz. Za biurkiem był mały schowek. To tam chowała szczotki i kantar dla swojego konia. Jej koń miał na imię Dragon i był ciemnym gniadoszem. Kochała go z całego serca i nigdy bo go nie zamieniła na innego. Do tego w jej pokoju stał długi łuk i 12 strzał w kołczanie. To była jej druga pasja. Musiała przyznać że potrafiła dobrze strzelać. Najgorsze było to, że nikt w klasie nie podzielał jej zainteresowań. Nie miała z kim pogadać bo ludzie się z niej śmiali.
Pewnego dnia postanowiła wyjechać w teren. Dragon był bardzo z tego zadowolony. Jechali sobie galopem poprzez pole rzepaku. Było pięknie, jeszcze bardziej że nie zabrała siodła ani ogłowia. Jechała sobie od razu na grzbiecie konia ze sznurkiem przerzuconym przez szyję. I wtedy to usłyszała. Kiedy powoli zwalniała, w oddali usłyszała tęten kopyt. Stłumiony przez ziemię więc ledwo słyszalny. Ale była pewna że ktoś za nią jedzie. I to cwałem. Zwolniła do kłusa i odwróciła się. Wtedy ją po prostu zamurowało. Nawet Dragon się zatrzymał żeby popatrzeć. W odległości jakiś 100 metrów jechał siwy koń. W szybkim galopie pięknie rozprostowywał swoje nogi. Ale to nic. Na nim siedział ktoś, kogo od razu rozpoznała. Ten błękitnooki chłopak. Pięknie trzymał się w siodle i wcale nie wyglądał na nowicjusza. W końcu zatrzymał się obok niej i uśmiechnął się szeroko.
- Niełatwo cię dogonić.
- Czy my się znamy?
- Jak na razie nie. Pamiętasz jak raz na mnie wpadłaś?
- Taaa. Pamiętam. Ale nie wiedziałam że jeździsz konno?
- Też nie wiedziałem dopóki nie zobaczyłem cię dzisiaj w stajni. To twój koń?
- Tak. Nazywa się Dragon.
- A to Silver. Chyba się znają.
- Pewnie tak. A ty jak masz na imię?
- Jestem Filip Kasprowicz.
- A ja Nel Steward. Jaki masz poziom?
- 4.
- Ja 5.
- To twój tata mieszka w Ameryce?
- Tak. Skąd wiesz?
- Ktoś mi kiedyś powiedział.
- Aha. Może się przejedziemy?
- Jasne!
Ruszyli stępem rozmawiając o koniach i innych sprawach. Nel zaczynał coraz bardziej pasować chłopak który był na mniej więcej takim samym poziomie umiejętności. Nagle on ruszył galopem krzycząc coś o berku. Nel nie musiała się długo zastanawiać i szybko puściła się za nim w pogoń. Po chwili przeszli do cwału. Jechali tak pomiędzy lasem, a polem aż w końcu zdecydowali się zwolnić.
- Wow! Daleko pojechałeś.
- No wiem. Dawno chodzisz do tej stajni?
- 2 lata. 1,5 roku jeżdżenia tak po prostu i w pół roku nauczyłam się skakać.
- Nieźle. Ja jeżdżę od 3 lat, a tutaj od kilku miesięcy. Podoba mi się tu.
- Jest świetnie!
- Noo...może byśmy się gdzieś konkretnie przejechali? Nie znam tych rejonów więc prowadź!
Nel spojrzała na słońce i stwierdziła że zostało pół godziny do zachodu słońca. Wtedy wpadła na genialny pomysł.
- Chodź!
Krzyknęła i odwróciła konia. Potem ruszyła galopem w wybranym kierunku. Kiedy się obejrzała dostrzegła że chłopak jedzie za nią. W oddali dostrzegała już cel ich biegu. Szybko spojrzała na słońce i zostało im jeszcze 20 minut. Przyspieszyła do cwału. Po chwili biały koń się z nią zrównał. Dotarli do dużego stogu balotów stojącego samotnie na polu. Dziewczyna szybko zatrzymała swojego konia i zsunęła się z siodła. Wyjęła grubą linę i przywiązała nią Dragona oraz Silvera. Oboje poluzowali im popręgi. Nel szybko i sprawnie wskoczyła na jeden balot i wspięła się na kolejny. Zobaczyła że jej kolega ma małe trudności ale w końcu się wgramolił. Weszli na sam szczyt. Dziewczyna pozwoliła by jej nogi luźno zwisały. Chłopak zrobił to samo. Siedzieli sobie i patrzyli na piękny zachód słońca. Przed nimi rozciągał się widok na wiele pól, przeciętych w połowie rzeczką. Żółte siano i pomarańczone promienie tworzyły piękną całość. Czuło się ten klimat. W oddali widać było kilka wzniesień. W końcu byli we Wrocławiu. Ale mimo bliskości miasta czuło się zapach pól. Było pięknie.
- To tu chciałaś mnie zabrać? Piękne miejsce.
- Też je lubię. Stanowi miejsce gdzie można się wyciszyć.
- I pomyśleć o swoich pasjach.
- Taaa. Kocham konie. Bez nich nie mogłabym żyć.
- Są jak narkotyki. Uzależniają. Ale tylko cierpliwi mogą naprawdę coś osiągnąć.
- Zgadzam się. Miała wiele okazji by się poddać. Ale nadal tu jestem.
- Ja też. Spadłaś kiedyś?
- Tak. Raz.
- Śmiało! Mów!
- No dobra...ale potem ty opowiesz o swoim upadku!
- Umowa stoi!
- No to był to ewidentnie mój błąd. Nie konia. Jechałam na jakimś koniu, którego nie za bardzo lubiłam. Tu chodzi o prędkość. No i jechałam nim ma przeszkodę. Był już w miarę szybki więc zlekceważyłam szereg ze stacjonat 60 cm. No i przed pierwszą przeszkodą nie było łydek więc ledwo przeszedł. Straciłam równowagę i nie miałam szans przed drugą dodać gazu. Koń skręcił nagle w lewo a ja byłam przygotowana w półsiadzie. No i spadłam na prawo na szyję konia. Nogi mi wypadły ze strzemion ale nadal miałam je na siodle. Rękami złapałam szyję konia ale on przeszedł jeszcze kawałek. No i po prostu zjechałam nogami po szyji obracając się bo rękoma nadal się trzymałam. W końcu zadziałała grawitacja i spadłam na plecy. Nie było źle. Nawet polubiłam spadanie.
- Hahahahaha! Chciałbym to widzieć!
- Teraz ty!
- No dobra...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top