Rozdział 8

Siedziałem cicho za murkiem i obserwowałem ze skupieniem Liama, który właśnie miał za zadanie porwać jakieś szmaty spod lampy. Jest tak ciemno, że ledwie go widać, ale na szczęście mogę polegać na swojej celności w strzelaniu.

Podchodził do niej bardzo powoli i bezszelestnie, więc dziewczyna nie mogła się go spodziewać, no i akurat siedziała z nosem w telefonie. Odbezpieczyłem broń, gdy Liam wyciągnął nasączoną chloroformem chusteczkę.

Nawet nie krzyknęła, bo ją lekko przydusił na szyi. Tak jak uczyłem. Idealnie. Nawet nie musiałem interweniować, bo wciągnął ją po chwili między drzewa.

- Jest młoda - pokręcił głową i podniósł ją.

- Jak większość szmat - prychnąłem, otwierając mu drzwi do auta. - Połóż ją na tylnych siedzeniach.

- Okay. - skinął głową i wpakował ją do auta, zaklejając jej ręce.

Obaj wsiedliśmy do auta. Otworzyłem schowek i wręczyłem mu kopertę.

- Kazał mi dać ci to, jak skończysz robotę - uśmiechnąłem się do niego.

- Co... O cholera, ile hajsu - przygryzł wargę z uśmiechem.

- Za każdą porwaną osobę dostaniesz tyle. Chyba, że będą jakieś wyjątki, to wtedy więcej - zaśmiałem się.

Wyjątki takie jak bardziej znane osoby, co do bezpiecznych zadań nie należy.

- To dużo - parsknął.

- Myślałeś o tej sprawie z Zayn'em, o której ci mówiłem? - zapytałem, wjeżdżając w ciemną uliczkę.

- Jeszcze nie. Aktualnie i tak jest w trasie, mam czas - wzruszył ramionami.

- Jesteś bardziej na tak, czy na nie? - zaśmiałem się.

- Bardziej na nie. - stwierdził.

- Okej, do niczego cię nie będę zmuszać - uśmiechnąłem się i zaparkowałem pod ogromnym budynkiem. To właśnie tutaj miał powstać nowy burdel.

- Otwieraj mi drzwi - wysiadł szybko i po chwili już wyciągał dziewczynę.

- Prowadź - mruknął, próbując złapać dziewczynę tak, żeby było mu najwygodniej. Szedłem prosto do drzwi wejściowych, gdzie oczywiście stało dwóch ochroniarzy Davida. Bez słowa odsunęli się, wcześniej otwierając przed nami mosiężne drzwi.

Wiedzieli już, że mam tu ważną rolę i gdy tylko kiwnę palcem, to padną jak muchy.

- I jak Louis? Macie coś? - spytał David z uśmiechem, gdy wparowałem do jego obskórnego gabinetu, który sobie ostatnio zrobił.

- Gotowa do przetestowania - skrzywiłem się.

- Cóż, chcesz być pierwszy? - zapytał, podnosząc brwi.

- Nie, coś znacznie bardziej kuszącego czeka na mnie w domu - zaśmiałem się.

- Liam? - rzucił mu obojętne spojrzenie. - Chcesz przetestować?

- Mam tą samą sytuację, co on - wskazał na mnie Payne.

- Tak? - zaciekawił się. - Dobra chłopaki, jesteście wolni. Louis, miałeś mi przyprowadzić parę szmat. Dasz radę to zrobić do końca tygodnia?

- Oczywiście. Poszukam miejsc i zgarniemy ich trochę. Jak idzie praca nad sceną z pool dancingiem? - zaśmiałem się.

- Całkiem, całkiem - pokiwał głową - Cały burdel będzie gotowy dokładnie za dwa tygodnie - uśmiechnął się dumny z siebie. - Jeśli oczywiście do tego czasu będziemy mieli dużo kurw.

- Z tym nie będzie problemu. Bawimy się w ekskluzywne dziwki, czy nie? - uniosłem brew.

- Oczywiście, że tak. To dobry biznes. Mógłbyś ich nauczyć paru zachowań w tym całym - pomachał ręką, nie wiedząc jak to powiedzieć - Cokolwiek to jest, co robisz zamiast normalnie uprawiać seks - zaśmiał się. - Wiele bogatych starców to lubi.

- Chyba nie chcesz zaglądać im do łóżka. Popełniłem błąd - jęknął Liam.

- Wszędzie będą kamery, żeby nikt nas nie oszukał - wzruszył ramionami.

- Mam na myśli Louisa. Nie chcesz zaglądać do jego łóżka - pokręcił głową wskazując na mnie, na co się zaśmiałem.

- Widziałem już co nieco i uwierz, mi się podobało. - zaśmiał się David. - Dlatego chcę, żebyś ty - skinął na mnie. - Nauczył takiego posłuszeństwa nasze dziwki.

- Wybacz, nie chcę mieć AIDS - pokręciłem głową zniesmaczony.

- Daję 15 tysięcy za każdą nauczoną dziwkę. – mruknął. - No i gumki, żebyś się niczym nie zaraził - uśmiechnął się chytrze.

- Gumki nie zawsze są wytrzymałe. Pieprzyć nie mam zamiaru. Chłostać mogę - wzruszyłem ramionami.

- W takim razie dostaniesz tylko 5 tysiaków za jedną, stoi? - podał mi rękę.

- Co tak mało? Wiesz ile w to wysiłku trzeba włożyć? - zmrużyłem na niego oczy. Jeśli dobrze będę go zagadywał, to uda mi się wyłudzić więcej.

- 7 tysięcy, ale masz je tak lać, żeby kłaniały się przed klientem i wręcz prosiły o pieprzenie - westchnął.

- Dziesięć, i będą grzeczniutkie i chętne jak żadna inna - wytknąłem mu język. - Do tego nie będą musiały być wtedy naćpane. Jestem wpływowy na psychikę ludzką - Liam spojrzał na mnie z niezrozumieniem, gdy tylko to powiedziałem.

- Za każdy ich wybryk ucinam ci pensje o 3 tysiące - złapał za moja rękę. - Umowa z tobą to czysta przyjemność, Tomlinson.

- Ale zamówisz mi igły do strzykawek, prawda? - spojrzałem na niego z uśmiechem.

- Nie, nie zamówi. - warknął Liam. - Obiecałeś mi coś.

- Mniejsze dawki biorę. Harry chciał mi wyjebać ostatnio. Tego się nie da odstawić jak kubka z kawą - wywróciłem oczami.

- Ile potrzebujesz strzykawek? - zapytał David, kompletnie olewając naszą małą „kłótnię".

- Tyle co zwykle. Cały karton. - w ostatniej chwili powstrzymałem Liama od jebnięcia mnie w łeb.

- Załatwione - pokiwał głową. - Jesteście wolni, załatw dla mnie te dziewczyny, Louis.

- Spoko. Tydzień wystarczy - i wyszliśmy z budynku. Liam był tak wkurwiony, że się do mnie nie odezwał ani słowem podczas drogi.

- Do ciebie, czy do Nialla? - zapytałem niepewnie.

- Do Nialla. - burknął i utkwił wzrok za szybą.

- Liam, nie chce się kłócić, dobrze wiesz, że wyjście z nałogu nie jest łatwe - westchnąłem.

- Odwyk to twój ratunek, Tomlinson - pokręcił głową z cichym westchnieniem i spojrzał na mnie. -Lubię cię tak samo, jak cię nienawidzę. Jesteś dla mnie jak starszy brat i się martwię - odwrócił wzrok od mojej twarzy.

- Niepotrzebnie, nic mi nie będzie - mruknąłem, zatrzymując się przed blokiem blondyna.

- Louis, nie chcę cię znowu zastać w tym stanie... - widziałem targające nim emocje na dawne wspomnienia.

- Nie znajdziesz, nie jestem już taki głupi jak wtedy. Poza tym, wiesz dobrze, dlaczego to zrobiłem - mruknąłem.

- Początki zawsze są trudne. Obaj wiemy, że to wszystko jest popierdolone. Idziesz ze mną? Niall zrobi ci herbatę - zaproponował.

- A masz wódkę? - zaśmiałem się, gasząc silnik.

- Prowadzisz, kretynie - popukał się w czoło. - Kawa lub herbata. Ewentualnie woda lub sok. Wybieraj - wysiadł z auta, pozostawiając otwarte drzwi i patrzył przez nie wyczekująco na mnie.

- Kawa - pokręciłem głową i wyszedłem z samochodu. - Przynajmniej dobrze poznam Nialla i zobaczę, czy faktycznie jest dobry dla ciebie - wytknąłem mu język.

- Nie zawiedziesz się. - uśmiechnął się szeroko i ruszył w kierunku bloku.

Weszliśmy na odpowiednie piętro i Payno zapukał w drzwi.

- Tylko się zachowuj, żadnych bezczelnych uwag - mruknął z powagą w głosie.

- Gasisz mój temperament - zrobiłem smutną minkę. Usłyszeliśmy po chwili szybkie tuptanie i szczekanie psa.

- Nie przestrasz się Wellingtona. - zamarłem w miejscu słysząc imię tego psa. -Co się... Och. - skojarzył fakty.

- Hej! - przerwał nam uśmiechnięty blondyn. - Wejdźcie do środka - mruknął, ciągnąc Liama za rękaw.

Przeszedłem przez drzwi i zamknąłem je za sobą.

- Pieprzony niedźwiedź - przystanąłem na widok psa należącego do blondyna.

-To tylko Chow Chow - zaśmiał się. - Napijesz się czegoś? - zapytał uprzejmie.

- Kawy - odpowiedziałem starając się brzmieć miło. Wygląda na fajnego kolesia. Mam nadzieję, że nie zrani Liama.

- Liaś, a tobie co zrobić? - zawołał do Payno, który gdzieś zniknął z pola mojego widzenia.

- Kawę! - krzyknął. – Louis, pierwszy pokój z prawej - zwrócił się do mnie, więc tam poszedłem.

- Myślałem, że to mieszkanie jest mniejsze. - stwierdziłem. Wszedłem właśnie do sporego salonu. Niby wydaje się malutkie i przytulne, a jednak ma małe pięterko, jeśli te schodki to nie złudzenie.

- Już wiesz, dlaczego waham się z Zaynem? Niall to najlepsze, co mnie w życiu spotkało - uśmiechnął się do mnie i poklepał ręką miejsce obok siebie.

- Aż mi głupio teraz - pokręciłem głową.

- Proszę bardzo, chłopcy. Wellington, pilnuj ich, mają być grzeczni. Idę poszukać ciastek - uśmiechnął się i zawrócił do kuchni. Rudy pies położył się pod stolikiem do kawy przypatrując mi się dużymi i ciemnymi oczami, które wyglądały jak zwierciadła.

- Mam ci pomóc w przekonywaniu tych lasek do bycia dziwkami w naszym burdelu? - wyrwał mnie z rozmyślań.

- Ja je zmuszę, podstępem sprawię, że same się zgłoszą - zaśmiałem się.

- Jak niby chcesz to zrobić? - chwycił kubek ze swoim parującym napojem.

- Jedna z nich to największa idiotka, jaką znam. Wisi mi ponad 3 tysiące. Wystarczy, jak jej powiem, że odpuszczę jej te pieniądze, jak pójdzie do mojego kolegi i przekaże jakąś kopertę. W niej będzie liścik z napisem „to ona, zamknijcie ją". I jedna z głowy - wzruszyłem ramionami. - Jest naprawdę głupia, na pewno się na to nabierze. A reszta dziewczyn to szantaż, chora matka, mały synek.

- Louis, jesteś skurwysynem. - odsunął się ode mnie.

- Nic nowego - zaśmiałem się. - W tej robocie nie możesz mieć serca i być miękką kluchą.

- Wyobraź sobie, jakbyś to ty miał dziecko. Na przykład wychowywałbyś je sam. Nie zabiłbyś za nie? Gdybyś musiał, zrobiłbyś wszystko dla swojego potomka - pokręcił głową. - To nie jest dobre. Znowu cię zamkną i będę cię odwiedzał przez kolejne dwa lata w pierdlu - upił kawy.

- Przypominam, że porywanie ludzi i oddawanie ich w niewolę, też nie jest dobre - prychnąłem. -I gdybym miał dziecko to nie pozwoliłbym nikomu z tego świata o tym wiedzieć. Już wystarczy, że zostałem bez rodziny. Tej którą bym założył, nawet bym nie poświęcał- pokręciłem głową

- Słucham? - naszą rozmowę przerwał huk tłuczonego talerzyka, który jak się okazało wypadł Niallowi, który stał w progu zszokowany.

Zjebałem.

- Cholera, Niall, to nie tak jak myślisz, mogę ci to wyjaśnić... - przegryzł wargę Liam, powoli zbliżając się do zaskoczonego blondyna.

- Mnie też masz zamiar porwać? - zaczął się cofać. Wellington wyskoczył spod stołu, badając sytuację. Nie tylko on wyczuł strach Horana.

- Co? Nie, kochanie, nie zmierzam - pokręcił szybko głową i spojrzał na mnie niemo błagając o pomoc.

- Od razu zaznaczyliśmy zakaz porywania ciebie i mojego partnera - podniosłem się powoli z kanapy.

- On cię w to wkręcił, prawda Liam? - warknął patrząc na mnie złowrogo.

- Tak, wkręciłem go w to. - przyznałem się od razu.

- Wyjdźcie - szepnął spuszczając głowę. - Nie mam zamiaru być z kryminalistą.

- Niall, proszę... - Liam chciał złapać za jego dłonie, ale ta bestia nazwana pieprzonym Wellingtonem warknęła, albo ryknęła na niego i złapała za jego rękę, którą chciał dotknąć blondyna.

Stałem tak w miejscu, nie wiedząc co robić.

- Niall, naprawdę powinieneś z nim porozmawiać - zaproponowałem cicho.

- Nie wtrącaj się! To wszystko przez ciebie! - prychnął blondyn, obejmując szyję psa i próbując rozluźnić jego szczęki, którymi mocno trzymał na szczęście tylko rękaw bluzy Liama.

- Louis, idź już - westchnął Payno. Pokiwałem głową i zrobiłem to, co mi kazał. Wsiadłem do swojego auta ruszając w stronę domu. Moje ciało przez to wszystko domagało się solidnej dawki narkotyku.

Nie przejmowałem się zupełnie przepisami drogowymi, dzięki czemu w przeciągu kilku minut już parkowałem pod swoim domem. Od wejścia zaskoczył mnie wspaniały zapach jedzenia, co przypomniało mi o ważnej rzeczy. Zostawiłem Harry'ego samego tutaj, kiedy spał i wróciłem właśnie teraz. Styles nienawidzi budzić się samemu.

Próbując nie hałasować, udałem się do pokoju po strzykawki. Później przywitam się z Loczkiem, przynajmniej wtedy będzie mi wszystko jedno, czy mnie opierdzieli, czy nie.

- Zrobiłem spaghetti. - mruknął obojętnie, zanim zamknąłem za sobą drzwi od sypialni.

- Zaraz przyjdę! - krzyknąłem grzebiąc po szufladach.

Wiedziałem, że zabraknie tych zjebanych igieł, kurwa. Otworzyłem pudełeczko po miętówkach z westchnięciem. Czyli po staremu. Wziąłem dwie tabletki i przełknąłem na sucho. To trochę potrwa, zanim zadziałają.

Schowałem wszytko i udałem się do kuchni.

- Przepraszam, że cię zostawiłem na tyle samego - mruknąłem na wejście. - No wiesz, praca.

- Okay - poczułem ten chłód aż w kościach. - Ile ci nałożyć? - próbował ignorować mnie, gdy objąłem go w pasie, opierając policzek na jego ramieniu. Zdecydowanie kocham przytulać go od tyłu.

- Harry - westchnąłem, odwracając go w swoją stronę. - Nie bądź na mnie zły - szepnąłem, łapiąc jego twarz w dłonie.

- Co ty taki czuły nagle dla mnie? - zdziwił się. Udało mi się go przynajmniej rozproszyć na tyle, by nie był aż tak wkurwiony.

- Nie pasuje ci taka moja odsłona? - zapytałem, przejeżdżając dłonią po jego ramieniu - Wolisz, gdy cię nie szanuję i jestem dominujący?

- Wolę zdecydowanie czułego Louisa, gdy mam z nim rozmawiać - uśmiechnął się lekko.

Przygryzłem wargę, podniosłem go i posadziłem na blacie.

- Jak spędziłeś dzień? - zapytałem, wchodząc między jego uda.

- Nudno. Byłem na ciebie tak zły, że siedziałem cały czas pod kołdrą, czekając na ciebie, by cię ojebać za zostawienie mnie samego - zaśmiał się.

- To już się nie powtórzy – mruknąłem, sięgając do jego ust. - Nakarm mnie, jestem głodny - odsunąłem się od jego ust, gdy chciał mnie pocałować.

- Rączek nie masz? – uniósł na mnie brew, ale zabrał porcję spaghetti i nawinął je na widelec, podtykając mi do ust.

Lubieżnie włożyłem sobie go do ust i zjadłem przymykając oczy.

- Genialne - pochwaliłem go.

- Cieszę się, że ci smakuje - uśmiechnął się i nabrał mi kolejnej porcji.

Odsunąłem jego rękę z widelcem i w końcu posmakowałem jego ust. Czułem, że zaczyna się we mnie buzować, więc tabletki zaczynają działać.

- Dopiero byłeś głodny - odsunął się kawałeczek ode mnie.

- Tak, mam nadzieję, że najem się czymś innych - zaśmiałem się bezczelnie.

- Louis - westchnął cicho i objął mnie ramionami za szyję. Już miał mnie znowu pocałować, gdy coś odwróciło jego uwagę. - Znowu? - prychnął i się odsunął jak najdalej. Kurwa, co znowu.

- Co się stało? - zapytałem, patrząc na niego niezrozumiale.

- Ćpałeś - wzruszył ramionami i zeskoczył z blatu, wymijając mnie. - Nie ma seksu, gdy wziąłeś przed tym - i wyszedł, kręcąc przy tym biodrami.

- Jest! - krzyknąłem idąc za nim. Złapałem go za nadgarstek i powaliłem na ziemię przede mną. -Wiesz, że musisz robić co zechcę, zawarliśmy umowę, uległy i pan, pamiętasz? - uśmiechnąłem się przebiegle.

- Nie mam dzisiaj ochoty, Louis. Proszę, puść mnie. - pokręcił głową i próbował mi się wyszarpnąć.

- W takim razie po co tu zostałeś? Nie jestem potrzebny ci tylko do seksu? - prychnąłem.

- Louis. Lubię cię, ty głupi idioto. Nie mogę tak po prostu czasem chcieć posiedzieć, obejrzeć głupi film i porozmawiać na spokojnie? - wyszarpnął mi się i podniósł z ziemi.

- Wybierz film - wydukałem, zaskoczony jego reakcją.

- Wow, zgodziłeś się. - zrobił zaskoczoną minkę i od razu pobiegł do salonu.

Pokręciłem w rozbawieniu głową i ruszyłem za nim. Loczek podbiegł do szuflady i zaczął przeglądać płyty z jakimiś starymi, wypożyczonymi filmami.

Dobrze, że ich nigdy nie oddałem. Hahahaha.

- Masz tu dużo romansideł! - zaśmiał się i wybrał jakiś film. - Titanic? Kocham cię normalnie! - moje serce zaczęło wariować mimo, że wiedziałem, że tylko żartuje.

- Tylko się nie rozpłacz na zakończeniu - drażniłem go.

- Zaleję ci łzami koszulkę - wytknął mi język i włożył płytę do odtwarzacza, po czym włączył telewizor.

- Chodź! - poklepał miejsce obok.

Poczułem lekkie kręcenie w głowie. Niemożliwe, nie wziąłem ich aż tak dużo. Postanowiłem zignorować objawy i doczołgałem się do Harry'ego. Gdy tylko usiadłem, wtulił się we mnie.

- Zimno ci? Trzęsiesz się - nakrył nas kocem.

Cholera, cholera, cholera.

- Masz nie dzwonić do Liama - mruknąłem i pobiegłem do toalety. Dobrze przynajmniej, że mój organizm zaczął sam się bronić i zwymiotowałem.

- Louis? - przyszedł tu za mną. - Czy ty przedawkowałeś? - zaczął panikować.

- Nie. Po prostu źle się poczułem. – westchnąłem.

- Już ci wierzę. - szybko wyszedł z łazienki i wrócił ze szklanką wody.

- To niemożliwe, zawsze biorę taką dawkę - przewróciłem oczami. - Chyba, że pomyliłem opakowania, ale to jest praktycznie niemożliwe - zaczęły się silne drgawki, a Harry przyklęknął przy mnie.

- Co mam robić, Louis? - zapytał drżącym głosem.

- Przejdzie mi, spokojnie - sam nie byłem do końca pewny swoich słów.

- Przynieś mi więcej wody - wydukałem. Obraz przede mną zaczął się rozmazywać. Kurwa mać.

- Na pewno nie dzwonić po Liama? - był przerażony.

- On nie może się o tym dowiedzieć - pokręciłem głową i z powrotem wylądowałem z głową w muszli - Cholera, zadzwoń do niego – jęknąłem, prawie kładąc się na tej pierdolonej desce.

Od razu wybiegł z łazienki i słyszałem jego paniczną rozmowę z Liamem.

- Zaraz będzie - wrócił do mnie i przyklęknął obok, obejmując mnie. Zaczął drżeć i cicho płakać.

Nie wiem jak Payno to zrobił, ale po dosłownie kilku minutach był już u nas.

- Ty pieprzony debilu - warknął, wchodząc do toalety.

- Nie krzycz na niego, tylko mu do skurwysyna pomóż! - syknął na niego Harry, a Liam wyciągnął moją głowę z muszli i pchnął w kierunku wanny.

- Nalej do niej zimnej wody, bo pewnie ma gorączkę - mruknął, dotykając mojego czoła - Na pewno ma. - skwitował, podnosząc mnie i niedelikatnie mnie tam wrzucił. Wyszedł do kuchni, a Harry dolał wody.

- Gorąca! - krzyknąłem, próbując wstać, jednak Styles mnie przytrzymał.

- Zaraz będzie zimna, czekaj chwilę Lou - już po chwili czułem ukojenie. Czułem się spokojniejszy w tej chłodnej wodzie.

Liam wrócił ze szklanką z wodą. Wyciągnął mnie z wody i popchnął na muszlę.

- Pij - mruknął podając mi szklankę. I właśnie wtedy zrozumiałem, dlaczego to zrobił. To była woda z ogromną ilością soli, więc zacząłem rzygać jak kot.

- To go odtruje? - spytał Loczek, a ja prawie się osunąłem z tych śliskich płytek, ale Payne szarpnął mnie w górę za bluzę i wepchnął mi głowę głębiej w sedes.

- Masz to całe wyrzygać, bo nie ręczę za siebie. Idź sprawdzić, jakie te tabletki wziął. Zapewne są w jego szafeczce nocnej. - wygonił Loczka.

- Obiecałeś mi - słyszałem żal w jego głosie. - Pij tego więcej - podsunął mi szklankę, gdy przestałem wymiotować.

Pokręciłem głową, ale posłusznie wypiłem kolejną porcję, prawie od razu wymiotując. Już praktycznie nie miałem czym wymiotować.

- Wziął to - Harry wręczył Liamowi moje pastylki. - Albo to - podał mu inne opakowanie.

- Zwariowałeś, Louis? - zapytał, biorąc od niego tabletki. - Ile wziąłeś?

- Dwie - jęknąłem, przed kolejną falą wymiotów, przez które już zacząłem się krztusić.

- Te nic by mu nie zrobiły, znam je dobrze, zawsze brał dwie - przyjrzał się drugiemu opakowaniu. - Co to za ścierwo? - otworzył opakowanie po miętówkach.

- Chyba cię najebało, Tomlinson. Znowu kupiłeś coś na testowanie, ty głupi idioto - uderzył się w czoło.

- Liam, ja już rzygam krwią - stęknąłem.

- To dobrze, oczyściłeś się już z tego ścierwa. Wykąp go, Styles. Za jakiś czas znowu go zmuś do wymiotów. Ja to zabieram ze sobą - pomachał puszką i wyszedł.

- Nie zostawiaj mnie z nim samego - jęknął Loczek. - Nie wiem co mam robić, gdy znowu zacznie szaleć!

- Przyjeb mu raz, a porządnie, to może w końcu się ogarnie, debil jeden - i trzasnął drzwiami wejściowymi.

- Louis, muszę cię umyć, ale jesteś za ciężki – szepnął. – Dasz radę jakoś wstać? - zapytał drżącym głosem.

Skinąłem głową i przytrzymałem się muszli, by dźwignąć się na własne nogi, podpierając się ściany podszedłem do wanny.

Loczek wyciągnął korek i pomógł mi się rozebrać. Nalał letnią wodę i wepchnął mnie do wanny.

- Czujesz się lepiej? - zapytał dolewając jakiś płynów do wody.

- Chyba tak - kiwnął głową.

- Bardzo się bałem, że coś ci się stanie - szepnął, przemywając moje ciało ciepłą wodą.

- Bywało gorzej - przymknąłem oczy z westchnieniem.

- Powinieneś przeprosić Liama – mruknął. - Bardzo się zdenerwował na ciebie...

- Zauważyłem, Harry. Przejdzie mu - przycisnąłem policzek do jego dłoni, gdy przemywał moją twarz.

- On ma rację, jesteś cholernym idiotą – westchnął. - A gdyby mnie tu nie było?

- Ale byłeś, po co to roztrząsasz? - prychnąłem.

- Jesteś takim dupkiem, Louis. - pokręcił głową.

***

Co tu się stało z tym rozdziałem ?¿

Mam go jako nieopublikowany...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top