Rozdział 4

Obserwowałem Stylesa, jak smażył na patelni piersi z kurczaka, nucąc jedną z popularniejszych piosenek Malika.

Wkurwiało mnie to, mimo że robi to raczej nieświadomie, ale mniejsza z tym.

To co właśnie teraz pichci, pachnie wspaniale i mam ochotę już teraz to pochłonąć.

- Mógłbyś otworzyć te słoiki z oliwkami? - uśmiechnął się do mnie.

Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, zgodziłem się i bez problemu je otworzyłem.

- Ble - skrzywiłem się widząc obślizgłe, małe kulki.

- Odcedź je. - zaśmiał się z mojej miny.

- Potem, jakbyś mógł, wsyp je do miski z sałatą - instruował mnie po kolei.

- Ale przed tym sprawdź, czy są drylowane - szybko dodał.

- Są jakie? - zrobiłem głupią minę.

Loczek spojrzał na mnie rozbawiony.

- Czy mają dziurki. Czy są bez pestek - zachichotał i sam je wyciągnął.

- Okay, po prostu je odcedź. - wrócił do smażenia.

Gdy zrobiłem o co mnie prosił, sięgnąłem do szafki i wyciągnąłem paczkę papierosów.

- Nie przed jedzeniem - położył dłoń na tej mojej.

- Co za różnica, kiedy to zrobię? - podniosłem brew.

- Nie będziesz czuł tak dobrze smaku - zabrał mi paczkę.

- Harry – warknąłem. - Oddaj mi to. Jeśli będę chciał, to zapalę i tobie nic do tego, tak?

- Potem. - cmoknął mnie w usta.

Jęknąłem zrezygnowany, on jest taki uparty!

Po kilku minutach kazał mi usiąść przy stole i podał talerz pełen jedzenia.

- Sałatki też chcesz? - zaproponował.

- Nie, nie lubię jeść liści- mruknąłem, próbując tego, co mi przyrządził. – Niesamowite! - pokiwałem głową i przymknąłem oczy.

To było idealne.

- Cieszę się, że ci smakuje - zachichotał i pochłaniał swoją sałatkę, nawijając na palca swoje loki, co przykuwało moją uwagę, aż za bardzo.

***

- Teraz możesz oddać mi moje papierosy? - zapytałem, odsuwając od siebie pusty talerz.

- A deser? Chociaż zjedz trochę winogron - zrobił do mnie uroczą minkę.

- A co ty jesteś moją matką? – prychnąłem. - Wyglądają jak te kulki, co kiedyś w ciebie wkładałem - zaśmiałem się.

- Jesteś obrzydliwy. Zjedz je i będziesz miał święty spokój - przewrócił oczami i podniósł się, by zebrać moje talerze.

Podał mi miskę z owocami.

- Nie komentuj. - od razu zatkał mi buzię, gdy chciałem rzucić kąśliwą uwagę do ich kształtu.

- Powinniśmy wrócić do takich zabaw, jak tamte - parsknąłem, wkładając sobie bo buzi winogrona.

- Wyglądasz jak chomik - zachichotał i zaczął zmywać naczynia.

- I po dzisiejszym nie licz na nic ode mnie do końca tygodnia. Boli mnie tyłek - skrzywił się.

- Żartujesz sobie? Liczę na coś już dzisiaj wieczorem - zaśmiałem się podchodząc do niego.

- Jeśli będziesz delikatniejszy, to może coś z tego wyjdzie. A teraz masz, bo widzę, że już cię skręca - oddał mi papierosy i zajął się ponownie sprzątaniem w mojej kuchni.

- Dobrze wiesz, że nie będę delikatniejszy - przewróciłem oczami biorąc nieodpalonego papierosa do ust.

- Nie masz wyboru. - spojrzał na mnie rozbawiony.

- Wyniesiesz śmieci? Ja tu wywietrzę, więc jakbyś mógł, to pal sobie na dole - zachichotał.

- Jestem u siebie, Harry – jęknąłem. - mówiłeś, że papierosy ci nie przeszkadzają.

- Chcę, by tu było czysto - machnął na mnie ręką. - Nie umiem funkcjonować w takim syfie, więc tu posprzątam, skoro ty nie umiesz - podał mi worek ze śmieciami.

Podniosłem brwi w rozbawieniu i wziąłem od niego śmieci.

Wyszedłem na zewnątrz z zamiarem wyrzucenia ich, ale coś, a raczej ktoś na mojej posesji mnie rozproszył.

Ten ktoś, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął uciekać.

Obserwował nas?

Jak długo?

Będę musiał później sprawdzić monitoring ulicy.

Wypaliłem dwa papierosy i wróciłem do mieszkania, gdzie pierwszy raz nie było czuć stęchlizny.

- Mam się ciebie bać? Sprzątałem tylko w salonie oraz kuchni i znalazłem siedem opakowań prezerwatyw – mruknął. - Wszystkie pootwierane. Chcesz mi o czymś powiedzieć? - podniósł brew.

- Po co mi niby prezerwa... - zawiesiłem się, przypominając sobie mój ostatni wyskok.

Przełknąłem ślinę próbując wymyślić pierwsze lepsze kłamstwo.

- To Liama. – zajebiste, kurwa.

- Liam pieprzy w twoim domu? - zmarszczył brwi.

- Tak, często mnie tutaj nie ma, więc może korzystać z mojego mieszkania - wymamrotałem.

- Coś ci nie ufam, ale niech ci będzie. Wyrzucić to? - pomachał pudełeczkami.

- Nie - zaprzeczyłem szybko. Zbyt szybko.

- Oddam to dzisiaj Liamowi, jadę do niego za jakąś godzinę - mruknąłem.

- Okay. - uśmiechnął się.

- To ja teraz idę do twojej sypialni, mam czegoś nie ruszać? - spojrzał na mnie.

- A nie możesz zostać ze mną i obejrzeć jakiś głupi film? - zaproponowałem.

W moim pokoju jest pełno dowodów zdrady.

Okay, może jednak to nie była taka zdrada, że zdrada, bo nic nas nie łączy mimo moich pragnień, ale nadal to jest złe.

- A ty dalej będziesz żył w takim syfie? - prychnął z krzywą miną.

- Posprzątam tam sam - złapałem go za tyłek i pocałowałem, chcąc jakoś odejść od tego tematu.

Zamruczał zadowolony z moich poczynań, dłońmi zawędrował na moje policzki i przejechał językiem po mojej wardze.

Uchyliłem lekko usta i sapnąłem, gdy próbował mnie dominować.

- Daj mi chociaż w tym się wykazać. - zachichotał na mój sprzeciw.

Pokiwałem głową i pozwoliłem mu działać.

Od razu przejął inicjatywę, pogłębiając pocałunek i doznałem szoku języka.

Wiedziałem, że umie niezwykle całować, ale pierwszy raz mam okazję zaznać tego uczucia w całości.

Ssał, przygryzał i pocierał mój język co było cholernie dobrym połączeniem z mlaśnięciami jakie przy tym wydawaliśmy.

Przysunąłem go do siebie i otarłem się delikatnie.

Zdecydowanie mnie rozpalił i musi wziąć za to odpowiedzialność.

- Nie licz na to. Jedziesz do Liama - odsunął się ode mnie z delikatnie podpuchniętymi wargami i pięknymi iskierkami w zielonych oczach.

- Musisz dominować w pocałunku zdecydowanie częściej – wysapałem. - No przestań, chociaż mi obciągnij - jęknąłem, patrząc na swoje krocze.

- No nie wiem, czy chcę mieć w ustach coś tak szkodliwego, jak twoja zniszczona narkotykami sperma - skrzywił się.

To akurat była jego najgorsza wymówka, od której powinienem zacząć myśleć o zdrowiu.

Parsknąłem głośno, gdy to usłyszałem.

- Oj uwierz mi, że jeszcze będziesz chciał ją połykać, a ja ci kiedyś zabronię - fuknąłem obrażony.

- To nie jakiś afrodyzjak, Louis. - przewrócił oczami.

- A dla ciebie powinien być, kotku - poruszyłem znacząco brwiami.

- Meow. Zmień dietę, to pogadamy - ścisnął moje krocze i pomasował je przez materiał spodni oraz bokserek.

- Zjadłem coś zdrowego, możesz mi obciągnąć - sapnąłem i położyłem dłoń na jego ręce.

- Mogę ci zwalić, ale na loda nie licz - przewrócił oczami i pociągnął mnie na jeden z foteli w dużym pokoju.

- Zwalić, to ja mogę sobie sam – prychnąłem. - Nie wiem co cię obrzydza w moim penisie, parę godzin temu go pragnąłeś.

- Nie obrzydza mnie. Próbuję cię zmusić do powstrzymania się od palenia, mimo że lubię wtedy twój zapach - westchnął i przyklęknął przede mną.

- Tego nie da się rzucić od tak – mruknąłem. - Bez żadnej odpowiedniej motywacji tego nie zrobię - wzruszyłem ramionami. – I tak mi obciągniesz, jak przypomnę ci kto tu rządzi.

- Czy mój tyłek nie jest wystarczającą motywacją? - uniósł brew z uśmieszkiem, zsunął z trudem moje spodnie wraz z bokserkami i przesunął językiem po całej długości, aż do jąder.

- Nie oszukuj się, ty tego nie wytrzymasz - sapnąłem, łapiąc go za włosy.

- Czy to wyzwanie? - zachichotał i wziął mnie w rękę, zaciskając mocno palce na podstawie.

- Nie – westchnąłem. - Pośpiesz się, nie mamy całego dnia. W sumie, mógłbyś to dokończyć w aucie. Ustami - zaśmiałem się.

- Mam ci robić loda, gdy będziesz prowadził? - zdziwił się.

- Tak - pokiwałem głową, wyobrażając to sobie.

- A jak się rozbijemy? Twoje ukochane audi ucierpi - przygryzł wargę podnosząc się z ziemi.

- Nie rozbijemy, obiecuję - podciągnąłem spodnie i pociągnąłem go za rękę w stronę garażu.

- Będę musiał się postarać w takim razie. Dobrze, że masz przyciemniane szyby - zachichotał i wsiadł grzecznie na miejsce pasażera, nawet nie przejmując się zapięciem pasów.

Gdy usiadłem na swoim miejscu, od razu sięgnął do mojego paska i go rozpiął.

Zaśmiałem się odpalając auto i ruszyłem w stronę domu Liama.

Zabrał się prędko do roboty i zassał mocno policzki.

Kolejna rzecz, którą robi niesamowicie.

Mogę mówić co chcę, ale jest o stokroć lepszy, niż jakaś szmata z burdelu.

Gdy zatrzymałem się na czerwonym świetle, zacząłem w szybkim tempie poruszać jego głową, wsłuchując się w piękne odgłosy krztuszenia.

Wykorzystałem go całkowicie przez te 20 sekund i z powrotem położyłem ręce na kierownicy.

- Nigdy więcej nie rób tak z zaskoczenia. - odsunął się na chwilę i ponownie zaczął poruszać w wygodnym dla niego tempie głową.

- Używaj języka do innych celów niż gadanie - przewróciłem oczami.

Zgromił mnie spojrzeniem i skurwiel delikatnie wbił we mnie zęby, co było gorące, ale troszkę zabolało.

Szybko zapomniałem o bólu, gdy docisnął bardziej język i zassał bardzo mocno policzki, które aż się zapadły.

Jęknąłem głośno i oparłem głowę o siedzenie.

- Cholernie dobry - wysapałem wiedząc, jak bardzo lubi komplementy.

Chciałem wplątać jedną z dłoni w jego włosy, ale strącił ją i umieścił ponownie na kierownicy.

Zaczął poruszać szybko głową i okrążać językiem całego penisa w bardzo chaotyczny sposób.

- Kurwa, Harry - wyjęczałem.

Zaczął poruszać na nim w morderczym tempie dłonią, przez co po dwóch minutach takiego pompowania poczułem zbliżające się ciepło.

- Weź go do buzi, błagam cię – sapnąłem. - Nie mam ciuchów na zmianę, kochanie, bądź grzeczny dla swojego pana.

- Dobrze wiesz, że z twoim wytryskiem będziemy obaj ujebani, bo nie nadążam z połykaniem - westchnął i zaczął szperać w schowku.

- O popatrz, ręcznik. - wyszczerzył się i powrócił do ssania tak cholernie mocno.

Boże, jak on, kurwa, ciągnie.

Malik nie wie, jakiego diabła ma w łóżku.

Niech się pierdoli z kimś innym, zatrzymam sobie tego Loczka.

Zatrzymałem się akurat pod domem Payno, więc złapałem go za włosy i nadałem sobie odpowiednie tempo.

Jęknąłem głośno i spuściłem się w jego gardło.

Od razu zabezpieczył swoją brodę ręcznikiem i starał się wszystko przełknąć, ale nie dał rady, więc trochę mu wyciekło z ust.

- Nienawidzę cię za taki spust. - wymamrotał cicho, gdy już wszystko przełknął.

- A ja cię kocham za te usta, kurwa jesteś taki idealny - wymamrotałem, opierając czoło o kierownicę.

- Miło mi. - wyszczerzył się.

- Idziesz ze mną? - zapytałem, zapinając spodnie.

- Nie, boję się mu spojrzeć w twarz - zarumienił się.

- Na pewno mu stanął na ten widok - zaśmiałem się.

- Jesteś okropny. - fuknął.

***

Ten znowu jakiś krótszy 😐

Jak Wam się podoba do tej pory? 😋

Do następnego! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top