Rozdział 36
-Zostaw go!- krzyknąłem podbiegając do leżącego Loczka na ziemi- Nick, zostaw!- próbowałem odciągnąć mężczyznę od chłopaka.
Złapałem za ranę na brzuchu, jednak Nick mnie odepchnął.
-Jemu już nie pomożesz, za to mi możesz- uśmiechnął się dwuznacznie.
Nie mogłem się ruszyć, czułem każdy jego obrzydliwy dotyk.
-Louis, Louis- powtarzał w kółko- Louis!
***
Zerwałem się ze snu patrząc na przestraszonego Loczka.
-To tylko sen, spokojnie- złapał mnie za policzki.
-Harry- jęknąłem, szybko przyciągając go do siebie i opiekuńczo przytrzymując.
Zacząłem niekontrolowanie drżeć na całym ciele, co wcale nie było fajne.
Zegarek na szafeczce nocnej pokazywał godzinę trzecią w nocy, a ja już teraz mogę stwierdzić, że nie będę w stanie zasnąć.
-Znowu je masz?- spojrzał na mnie zaniepokojony- te koszmary?- westchnął, całując mnie delikatnie i uspokajająco.
Pokiwałem gorączkowo głową i westchnąłem w jego szyję.
-On cię zadźgał na moich oczach- szepnąłem łamiącym się głosem.
-Jego już nie ma kochanie, chłopaki się nim zajęli, nie wróci- wtulił się we mnie i głaskał po plecach.
-Mam złe przeczucia, Harry, bardzo złe przeczucia- pocałowałem czubek jego głowy i przymknąłem oczy.
-To znaczy? Co masz na myśli?- odsunął się delikatnie i złapał za moje dłonie, lekko je ściskając.
-Coś w nas uderzy, mówię ci. Takie samo przeczucie miałem przed atakiem Nicka- uwięziłem swój wzrok na naszych splecionych palcach.
-Nie dam cię skrzywdzić- pokręcił głową- nie mogę pozwolić, żebyś znowu był w takim stanie jak wcześniej.
-Uwierz, nie martwię się o siebie, a o ciebie. Chcę się stąd wynieść jak najszybciej- pokręciłem głową i podniosłem się z łóżka.
-Idę sobie zrobić ciepłe mleko. Idziesz ze mną?- ubrałem na siebie jedną z tych jego śmiesznych koszul.
-Koniec snu?- jęknął zrezygnowany i też się podniósł- musisz mnie zanieść- wyciągnął do mnie ręce.
-Dupcia boli, co?- zacmokałem do niego, łapiąc go za uda i ostrożnie skierowałem się do kuchni.
-To twoja wina, więc jesteś za mnie odpowiedzialny- wzruszył ramionami.
-Powiedz mi jeszcze, że ci się nie podobało- zmrużyłem na niego oczy i delikatnie posadziłem na blacie.
-W pewnym momencie miałem użyć koloru bezpieczeństwa- prychnął- mimo wszystko, zakończyło się dobrze.
-Wystarczy ci dać buziaka i cały świat nabiera kolorów, co?- wyciągnąłem mleko z lodówki i znalazłem jakiś kubek, by tam je przelać i zacząłem zmierzać do mikrofali.
-Pogięło cię?- złapał za mój łokieć.
-Co?- spojrzałem na niego niezrozumiałe.
-Mleko? W mikrofali? Tak ciężko wyjąć sobie garnek i chwilę zagotować?- pokręcił głową.
Zsunął się ostrożnie z blatu i chwiejnym krokiem podszedł do kuchenki.
Wyciągnął z szafki garnek i zabrał ode mnie karton z mlekiem i to, co wlałem do kubka.
-Zaraz będzie gotowe- włączył prąd pod garnkiem i przytrzymywał się blatu, by nogi nie odmówiły posłuszeństwa.
Kocham go doprowadzać do takiego stanu.
Przytuliłem go od tyłu z zadowoleniem i zamruczałem mu do ucha.
-Jeśli rzeczywiście wybudujemy sobie domek, to chcę mieć jacuzzi w piwnicy. Przynajmniej to dałoby odrobinę ulgi- w mojej głowie od razu pojawiły się scenariusze z naszych zabaw, kiedy dręczyłbym go, zmuszając jego ciało do wytrzymania ataku bąbelkowego.
-Zgadzam się- pokiwałem szybko głową, a on z uśmiechem pilnował mleka.
-Kocham cię Lou, wiesz o tym?- z każdym wypowiedzeniem tych słów, przysięgam, mogę paść na zawał.
W końcu jest moim zauroczeniem, które przerodziło się w związek po kilku trudnościach i przeszkodach w postaci przyjaciela, kiedyś chłopaka Harry'ego.
-Nawet nie wiesz, jak mocno ja ciebie kocham- przyłożyłem policzek do jego łopatki, zerkając zza jego ramienia jak przelewa ciepłe mleko do dwóch kubków.
-Mogę to trzymać, ale ty zanieś mnie na górę lub do salonu. Chcę posłuchać jak grasz- wydął wargi, a kim ja bym był, gdybym nie wykonał jego zachcianki?
Pokręciłem głową i podniosłem go, po czym zaniosłem go na kanapę w salonie.
-Jest cisza nocna, ale mam nadzieje, że nikt się na nas nie poskarży- zaśmiałem się.
-Coś ty. Nawet jeśli to mamy na tyle pieniędzy, by dać łapówkę- wręczył mi kubek, a ja przeniosłem się do pianina, które od niedawna tutaj się znajduje.
Zacząłem grać ważną dla mnie piosenkę, która leciała w kółko na zajęciach w szpitalu na odwyku.
Relaksująca i harmonijna, pozwalała po prostu skupić się na chwili i nie myśleć o narkotykach.
Harry półleżał i cały czas przyglądał mi się, ale to ani trochę mi nie przeszkadzało.
Przy nim czuję się wolny i swobodny, a gdy mogę robić coś, co uwalnia mnie od problemów to wszystko robi się łatwiejsze.
Mężczyzna upił swojego mleka i owinął się w koc, zapraszając mnie do siebie ręką.
-I jak? Źle było?- strzeliłem palcami, na co się skrzywił.
Nienawidzi tego dźwięku.
-Było idealnie- uśmiechnął się do po chwili- jesteś cholernie zdolny, wiesz o tym?
-Są lepsi i zawsze będą- wzruszyłem ramionami i usiadłem na podłodze, przy jego nogach.
-Dla mnie jesteś najlepszy- uśmiechnął się, wsuwając dłoń w moje włosy i lekko za nie ciągnąc.
-Kocham cię, głupku- zaśmiałem się i go przytuliłem.
-Pozwól, że się jeszcze zdrzemnę, wymęczyłeś mnie ostro przed snem- zachichotał i zsunął się do mnie, po czym wdrapał się na moje kolana ze skrzywioną miną.
-Zanieść cię?- wyszczerzyłem się do niego, po czym wstałem z nim na rękach.
Cóż, pora odwiedzić siłownię.
-Mhm, może też spróbujesz zasnąć?- zaproponował, bawiąc się moimi włosami.
-Mogę spróbować, ale nic nie będę obiecywał- zaniosłem go do sypialni i wraz z nim opadłem na materac.
-Louis- stęknął, gdy go przygniotłem.
-Aż tak bardzo boli?- zaśmiałem się, odsuwając odrobinę od niego- wykonałem kawał dobrej roboty doprowadzając cię do takiego stanu.
-Należy ci się kopniak w tyłek, Louis- mruknął, nakrywając się porządnie kołdrą.
-Tak, tak, to ja jestem ten zły- parsknąłem, obejmując go ramieniem.
-Dobranoc, Louis- wtulił się we mnie ciasno, a ja obserwowałem go aż zasnął.
*
Impreza u Payno i reszty spółki była dobrą odskocznią. Darvin i Wellington bawili się na dworze, a my piliśmy z chłopakami ile wlezie. Harry nieświadomy niczego został w domu, odpoczywając po naszej nocy.
Dawno się tak nie najebałem.
-Louis, a może przejdziemy się na chwilę do mojego pokoju?- mrugnął do mnie Malik- zabawimy się tak jak zawsze, mam towar- szepnął, bojąc się reakcji Liama.
-Pierdolisz? Gwiazdeczka ma towar?- syknąłem do niego i szarpnąłem go w kierunku piętra.
-Czemu wcześniej nic nie powiedziałeś?- podążyłem za nim na dach ich domu.
-Liam cały czas mnie obserwował- przewrócił oczami- ale teraz zajął się Niallem, więc mamy chwilę dla odetchnienia.
-Stary, jestem na głodzie. Dawaj to co masz- zatarłem ręce.
-Marihuana może być?- pomachał mi lufą przed oczami.
-O tak- zabrałem od niego to, czego mi tak bardzo brakowało.
Przeszukałem szybko spodnie i wyciągnąłem zapalniczkę.
Z ogromnym entuzjazmem zaciągnąłem się dymem i poczułem ogromną ulgę.
-Masz gumy, prawda?- również się zaciągnął i przymknął oczy z ulgą.
-Jesteś gejem, nie potrzebujesz gum- parsknąłem, czując narastającą ekscytację na narkotyk.
-Do żucia, kretynie- uderzył mnie w ramię i się zaśmiał.
-Wiesz, że to i tak nic nie da? Przecież będzie widać, że paliłeś- mruknąłem.
-Liam jest podchmielony, na zaczerwienione oczy nie zwróci uwagi- pokręcił głową.
-Jak masz zamiar wrócić do domu?- dzieliliśmy się szlugiem.
-Harry ma po mnie przyjechać- wzruszyłem ramionami- kurwa, Harry ma po mnie przyjechać!- zrozumiałem sens tych słów- Zayn, on mnie zabije!
-Pogniewa się i mu przejdzie. Ma bzika na twoim punkcie, Lewis- szturchnął mnie łokciem.
-Wyluzuj- poklepał mnie przyjacielsko po udzie i wyłożył się na plecy na ciepłe dachówki.
-No, w sumie masz rację- pokiwałem głową i zrobiłem dokładnie to, co on, przestając się zamartwiać czymkolwiek.
-Nadal jesteś bezrobotny?- przyglądał się moim tatuażom na rękach kątem oka.
-Tak, ale została mi jeszcze jedna spora wypłata z burdelu- mruknąłem.
-Co ty tam robiłeś? Pieprzyłeś dziwki na boku?- wytknął mi język.
-Znęcałem się nad nimi i uczyłem dobrych manier- jęknąłem, słysząc dźwięk mojego telefonu- chyba nadszedł koniec naszej przyjemności, Zayn- zaśmiałem się, widząc numer Loczka na ekranie.
-Zgaś to po prostu. Będzie na potem- wskazał na drugiego skręta w mojej dłoni.
Skinąłem głową i włożyłem go do torebki, którą szybko schował.
Pochłonąłem trzy gumy do żucia i modliłem się, abym wyglądał tylko na pijanego.
Zauważyłem auto Harry'ego przed domem, więc szybko pożegnałem się ze znajomymi i ruszyłem na rzeź.
-Cześć Lou, jaki stan?- zaśmiał się, gdy wsiadłem do środka.
-Oj, nie jest dobrze- stwierdził, gdy się od niego odwróciłem.
-Wypiłem chyba troszkę za dużo- uśmiechnąłem się, chcąc zachować pozory.
-Widzę właśnie, Boo- ułożył dłoń na moim udzie.
-Dobrze się bawiłeś?- ruszył spod podjazdu chłopaków, a ja w lusterku dostrzegłem uśmiechającego się w naszym kierunku Malika.
-Bardzo dobrze, kochanie- zaśmiałem się, przykrywając swoją ręką jego dłoń- a ty co robiłeś?
-Obejrzałem jakieś filmy w telewizji i nakręciłem się na ciepłe kraje przez reklamy. Szukałem też jakichś domów na obrzeżach, które miałyby basen i jacuzzi. Znalazłem tylko trzy, ale są naprawdę piękne- był szczęśliwy, gdy to mówił.
-Opowiesz mi o nich, gdy będę w stanie racjonalnie myśleć, dobrze Harold?- uśmiechnąłem się do niego.
-Jasne, nawet ci pokażę!- zjechał na pobocze i odsunął mój fotel, pakując mi się na kolana.
No i po mnie.
-Hej, myślałem, że nie chcesz jeszcze uprawiać seksu- próbowałem trzymać go jak najdalej od moich oczu i ust.
-Tak, masz rację, chciałem się przytulić- objął mój kark, ale po jego minie wiedziałem, że już zauważył co jest grane.
-Mam zaczerwienione oczy od picia, Harry- próbowałem jakoś go przekonać.
-Louis, wiem kiedy kłamiesz. Czasem mam wrażenie jakbym nic tutaj nie znaczył. Przecież miałeś odwyk. Zgodziłem się tylko na papierosy- zszedł z moich kolan i oparł czoło o kierownicę.
Po jego policzkach popłynęły gorzkie łzy.
-Cholera, tylko nie płacz- jęknąłem, dotykając jego ramienia- odwyk mi nie pomógł, a ja byłem na głodzie i to jakoś samo...- plątałem się w swoich słowach- proszę, Harry, nie miej mi tego za złe.
-Jak mogę tego nie mieć ci za złe, Louis? Ile jeszcze przede mną ukrywasz, co?- moja dłoń drgnęła, kiedy myśl o pierścionku w schowku pod fotelem rozgrzała moje ciało.
-To było niewinne, przecież nie jestem naćpany- westchnąłem.
-Ale nadal wszystko przede mną ukrywasz. Nie chcę tak. Jaki ma sens związek z tajemnicami?- szepnął.
-Chcesz ze mną zerwać, bo zapaliłem?- spojrzałem na niego przestraszony- Harry, żadnych tajemnic przed tobą nie mam, przysięgam- no oprócz pierścionka- dodałem w myślach.
-Nie chcę zerwać! Jestem zły, bo ukrywasz to, że nadal cię trzymają uzależnienia! Skąd mam wiedzieć, czy masz ze mną jakieś 'trzeźwe' wspomnienia- zrobił króliczki palcami i pokręcił głową. -Śpisz na kanapie- ruszył ponownie na drogę.
-Możemy wrócić do momentu, kiedy się przed chwilą do mnie przytulałeś?- jęknąłem, kładąc ostrożnie dłoń na jego udzie.
-Nie wkurzaj mnie, Tomlinson. Nie udobruchasz mnie seksem- pacnął moją rękę, ale jej nie strącił ze swojego uda.
-Na pewno?- zaśmiałem się, ściskając jego nogę- zawsze warto próbować- wzruszyłem ramionami, gdy zgromił mnie spojrzeniem.
-Jesteś dupkiem i dobrze o tym wiesz, co?- skręcił w drogę okrężną, z dala od korków, które nawet w nocy są w Londynie.
-Wiem kochanie, wiem- westchnąłem, rozsiadając się wygodniej na siedzeniu.
Bądź co bądź, dalej jestem pijany i odczuwam ekscytację i niewyjaśnione szczęście przez zażycie narkotyku.
-Nienawidzę gdy mnie okłamujesz i wszystko zatajasz. Jesteś taki skomplikowany!- jęknął i postanowił włączyć radio.
-Nie okłamuję cię! Nie ukrywam przed tobą mojego stanu!- prychnąłem, wyłączając radio- to ty jesteś skomplikowany.
-Jestem skomplikowany, bo zależy mi, by nasz związek nie był złożony z kłamstwa? Cały czas byłem przekonany że tylko palisz papierosy, ale znalazłem dzisiaj przypadkiem trawkę. I ciekawe skąd to masz- pokręcił głową i zahamował na naszym podjeździe, szybko opuszczając samochód i zniknął w domu, zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.
**********
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top