Rozdział 34

Obudziło mnie mocne uderzenie prosto w tył głowy, na co jęknąłem i otworzyłem z trudem oczy, by dopiero po chwili dostrzec stojącego nade mną Malika.

-Muszę ci coś pokazać.- kiwnął głową w kierunku schodów i ruszył do nich.

-Zayn, to nie może poczekać? Cholernie boli mnie głowa- mimo wszystko zszedłem z łóżka.

-Nie. Rusz ten tyłek, zanim zmienię zdanie. Kiedyś zmusiłem Harry'ego, by poszedł ze mną do studia. To było podczas twojego odwyku. Nudziło nam się, więc szybko się zgodził. Kazałem mu po prostu śpiewać, ale nie wiedział, że jest włączony rejestrator dźwięku...- pociągnął mnie do pomieszczenia, które było chyba małym studiem nagraniowym.

Podszedł do komputera i wsadził płytkę do stacji dysków.

-To jedna z tych piosenek, której tobie nie pokazał. Jej tytuł to Two Ghosts i myślę, że przelał tam dużo swoich uczuć do ciebie.- podał mi słuchawki i kazał usiąść.

Same lips red, same eyes blue

Same white shirt, couple more tattoos

But it's not you and it's not me

Tastes so sweet, looks so real

Sounds like something that I used to feel

But I can't touch what I see

Usłyszałem mojego Loczka i usiadłem na krześle z wrażenia.

Jego piękny głos rozbrzmiewał się w małym pomieszczeniu, a tekst kompletnie łamał moje serce.

We're not who we used to be

We're not who we used to be

We're just two ghosts standing in the place of you and me

Trying to remember how it feels to have a heartbeat

The fridge light washes this room white

Moon dances over your good side

This was all we used to need

Tongue-tied like we've never known

Telling those stories we already told

'Cause we don't say what we really mean

We're not who we used to be

We're not who we used to be

We're just two ghosts standing in the place of you and me

Trying to remember how it feels to have a heartbeat

Przez całe moje ciało przechodziły ciarki.

Jego oczyszczony głos, bez żadnych szmerów działał na moją bolącą głowę zbyt drastycznie.

Moje serce o mało co nie wyskoczyło z mojej piersi.

Tekst był zbyt dosadny.

-Chcesz mi tym udowodnić, że on od dawna nie czuł tego żaru, co na początku naszego romansu?- spojrzałem na Malika.

-Bardziej chodzi o to, że tęsknił po prostu za tobą w każdej sekundzie. Nie czuł się dobrze z udawaniem związku ze mną i tym samym ukrywaniem was przed światem. Rozmawiałem z nim o tym. On to napisał, gdy weszliście w ten wasz układ który trwał... Dwa lata?- przewrócił oczami.

-Wkurza mnie to, że mówi ci o wszystkim co jest w naszym związku- przewróciłem oczami.

-Nie o wszystkim. Uwierz, o tych ważniejszych sprawach, ale o waszych zabawach mi nie wspomina. Mogę się tylko domyślać- parsknął.

-Jak wrażenie? Jest cholernie dobry, co?- wyłączył muzykę i na ekranie zaczęły się przewijać zdjęcia i projekty albumu.

-Tak, jest idealny- pokiwałem głową, mając na myśli go całego.

-Pomożesz mu wydać ten album, prawda?- spojrzałem na niego.

-Stary, podjąłem się pracy nad okładką, szukam wytwórni, ciągam go po studiach. Wcale nie mam zamiaru mu pomóc, wiesz?- jego głos ociekł sarkazmem.

-Bądź dla mnie milszy, Malik- prychnąłem, wstając z krzesła i wyszedłem z pomieszczenia.

Trzymając się za głowę, ruszyłem do kuchni, by odnaleźć jakieś leki przeciwbólowe.

-W łazience masz jakieś czyste rzeczy i twoją maszynkę do golenia, szczoteczkę i tak dalej. Podziękujesz mi kiedy indziej- czarnowłosy ubrał swoją skórzaną kurtkę i wyszedł z domu z towarzystwem ochroniarzy.

-Nienawidzę go- warknąłem, udając się do łazienki.

-Czasami jest denerwujący- usłyszałem za sobą.

-Cześć, Niall- uśmiechnąłem się do niego- możesz być pewny, że jesteś moim ulubionym chłopakiem Liama- parsknąłem.

-O jak mi miło!- zaczął chichotać.

-Śniadanie?- zaproponował.

-A co proponujesz?- poruszyłem zabawnie brwiami.

-Lubisz naleśniki?- przygryzł wargę.

-Byłoby świetnie, jakbyś je zrobił- puściłem mu oczko i ruszyłem do łazienki.

Tam umyłem się i porządnie zadbałem o swój wygląd, dzięki czemu poczułem się odrobinę lepiej.

Wszedłem do kuchni i od razu się cofnąłem.

-Ja wiem, że to wasz dom, ale macie gościa- parsknąłem, gdy zobaczyłem prawie nagiego Nialla przygniecionego do blatu przez Liama.

Payne nawet się nie oderwał od ust swojego chłopaka, tylko rzucił we mnie pomarańczą i moimi kluczykami, wskazując mi drzwi.

Wyszedłem z ich domu, śmiejąc się głośno.

Usiadłem w aucie i od razu ruszyłem do ośrodka, gdzie znajdował się Harry.

Po drodze zachaczyłem jeszcze po kwiaty tak, jak mi radził Liam i dopiero wtedy trafiłem do ośrodka.

Tam przy drzwiach zostałem zjechany spojrzeniem przez Hemmingsa, który pilnował sali Harry'ego.

Czy on tak bardzo się boi, że mu coś zrobię, że aż wezwał tego psa?

-Nie wejdziesz tam dzisiaj, romantyku- prychnął, mierząc mnie wzorkiem- już ktoś tam jest- uśmiechnął się bezczelnie.

-Kto taki? Kazał mi przyjść dzisiaj- zmrużyłem na niego oczy.

-Zayn Malik- prychnął- Harry powiedział, żeby cię nie wpuszczać, więc tego nie robię- wzruszył ramionami.

-Pieprzony skurwysyn. A dopiero mi dał do odsłuchania Two Ghosts. Wiesz, że i tak tam wejdę? Jak nie drzwiami to oknem. Nie boję się niczego. Tak jak cię lubię, Luke, tak mnie wkurwiasz- pokręciłem głową, a blondyn tylko się zaśmiał i pokręcił głową.

-Jestem przeszkolony i silniejszy od ciebie, jak masz zamiar tam wejść?- parsknął, opierając się o drzwi.

-O tak- zaciągnąłem mu kaptur na twarz i wpadłem z hukiem do sali, strasząc przy tym Loczka, a Zayn tylko przewrócił na mnie oczami, chowając za plecy znajomy mi już kartonik.

-Ty sukinsynie przebiegły, mogłem to przewidzieć- Hemmings wykręcił mi ręce do tyłu, ale ja nie pozwoliłem się tak łatwo wytargać.

Upuściłem kwiaty i zacząłem się szarpać w przeciwną stronę, patrząc wyczekująco na Loczka, by coś zrobił.

-Może zostać!- pisnął, gdy Luke dostał ode mnie w twarz.

-Dziękuję- prychnąłem, odpychając ochroniarza od siebie.

-Dorwę cię- blondyn rozmasował swój policzek i z nadąsaną miną opuścił pomieszczenie.

-Też już chyba pójdę, bo znowu będzie mi groził- przewrócił oczami Malik i wyszedł za Hemmingsem.

Loczek wpatrywał się we mnie z niepewnością i lekkim strachem w oczach, a ja tylko podniosłem te biedne kwiatki, z których zostało praktycznie tylko kilka płatków.

-To miał być piękny bukiet dla ciebie- uśmiechnąłem się smutno i powoli podszedłem do Loczka.

-Harry, ja naprawdę cię przepraszam- szepnąłem, podając mu kwiaty.

-To był piękny bukiet- parsknął cicho i je powąchał z zachwytem.

-Nie wiem co mam o tym myśleć, Lou- westchnął i spojrzał na mnie poważnie.

-Dobrze wiesz, że cię kocham, tak?- zacząłem niepewnie- nie chcę niczego między nami kończyć, bo zachowałem się jak idiota...

-Racja, zrobiłeś to- wymamrotał i uniósł koszulkę, by pokazać mi swój obity bok.

-Mam potłuczone żebra od samego upadku, Louis- zakrył się i zadrżał.

-Ja... Wiem, że jesteś teraz nazbyt delikatny, nie wiedziałem, że aż tak mocno cię popchnę- spuściłem wzrok- daj mi jeszcze jedną szansę, nie będę zazdrosny o nikogo, obiecuję.

-Słyszysz sam siebie, Louis? Dobrze wiesz, że i tak będziesz zazdrosny. Wiesz ile przyjaźni utraciłem przez to, że nie chciałem, byś czuł się jakkolwiek zagrożony przez kogoś? Nie powinienem cię o to obwiniać, ale mam ochotę ci to wyrzucić, więc to robię- naciągnął rękawy mojej bluzy bardziej na swoje dłonie.

Otwierałem i zamykałem na zmianę usta, nie wiedząc, co powiedzieć.

-Zdziwiony?- uśmiechnął się smutno- naprawdę nie chciałem tego mówić, ale taka jest prawda Louis.

-Dlaczego po prostu mi tego nie powiedziałeś, jak się czujesz? Nawet nie wiesz, jakie to okropne. Czuję się, jakbym cały czas cię trzymał na łańcuchu, a tak wcale nie było!- pisnąłem mało męsko.

-Sam się na to zgodziłem! Wiedziałem, jaki jesteś, a mimo to, dalej w to brnąłem- wydukał- to nie tylko twoja wina, Louis, ta cała nasza kłótnia, gdybym nie dawał ci oznak do zazdrości, teraz pewnie leżałbym w twoich ramionach- zapłakał- szczęśliwy i nie bojący się ciebie.

-Harry, nie obwiniaj się o to, bo to moja, pieprzona wina. Jestem chory z zazdrości o ciebie, bo wiem, że nie jestem idealnym chłopakiem i czeka nas długa droga zanim osiągniemy tę idealność w związku- podsunąłem sobie krzesło do jego łóżka i siadłem na nim, zasłaniając sobie twarz.

Loczek zabrał dłonie z mojej twarzy i przeniósł się na moje kolana, mocno się we mnie wtulając.

-Wiem, że nie chciałeś mnie skrzywdzić, ale wiem, co miałeś na myśli. Nie jestem dziwką, Louis, jestem ci cholernie wierny- wymamrotał.

-Wiem to. To ja jestem dziwką z naszej dwójki- skrzywiłem się.

-Zapędziłem się po prostu, Harry. Wtedy mój umysł podrzucał mi każde zdjęcie, na którym całowałeś się z Zaynem, przepraszam cię, kochanie- pokręciłem głową i zakopałem nos w jego lokach.

-Ja nie jestem zazdrosny o te wszystkie szmaty, które pieprzyłeś, nie kontroluję cię, a wiem, że ostatnio byłeś w burdelu- złapał za skrawek mojej koszulki- mimo to ufam ci, ty też powinieneś zaufać mi.

-Byłem w burdelu, by złożyć rezygnację z pracy, Harry. Aktualnie jestem bezrobotny- parsknąłem.

-Ufam ci, kochanie. To innym ludziom nie ufam. Nienawidzę tych spojrzeń, które rozbierają cię wzrokiem, bo wiem, że kiedyś znajdzie się ktoś lepszy kto skradnie ci serce, a ja zostanę z odłamkami własnego, złamanego serca- zacisnąłem dłonie na materiale jego koszuli.

-Nie rozumiesz, że cię kocham? Poświęciłem mnóstwo znajomości dla ciebie, wszystko, żebyś czuł się bezpieczny, a ty dalej nie widzisz tego, że jestem w tobie bezgranicznie zakochany? Prędzej to ty znajdziesz kogoś innego, niż ja- wymamrotał.

-Proszę cię, kto chce bandziora?- zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek, układając głowę na jego ramieniu.

-Ja, ja chcę bandziora- zachichotał, wtulając się we mnie mocniej.

-Więc miedzy nami wszystko już w porządku?- zapytałem niepewnie, jeżdżąc dłonią po jego plecach.

-Jeśli więcej mnie tak nie skrzywdzisz, to myślę, że tak- objął mój kark i przytulił swój policzek do mojego.

-Obiecuję, że więcej tego nie zrobię- starałem się brzmieć pewnie.

-Ufam ci- przycisnął usta do miejsca za moim uchem i dmuchnął tam chłodnym powietrzem, przez co wygięło mną.

-Kocham cię, Harry- szepnąłem, przyciskając go bardziej do siebie.

-Lubię, gdy to mówisz, zawsze dostaję dreszczy.- znowu połączył nasze policzki.

Złapałem za jego brodę i ku naszej wspólnej uciesze, pocałowałem go w usta.

Przygryzł delikatnie moją dolną wargę i zachichotał na mój cichy jęk.

Potem bezczelnie wparował językiem i zaczął dominować.

Wplątał palce w moje włosy i jeszcze bardziej pogłębił i uagresywnił pocałunek, przez co nasze zęby czasem zderzały się o siebie.

-Harry, uspokój się- wysapałem, czując rosnące pożądanie- Luke jest za drzwiami- westchnąłem, pozwalając mu na ssanie mojej dolnej wargi.

-Przejmujesz się.- przewrócił oczami i wstał z moich kolan, wskakując na łóżko z uroczym uśmiechem.

-Ach tak? Wczoraj to ty panikowałeś, gdy chciałem cię pocałować- prychnąłem.

-Cicho tam- posłał mi buziaka i zaczął się bawić swoim telefonem.

-Słyszałem Two Ghosts- mruknąłem, po dłuższej chwili milczenia.

-Jak to?- zdziwił się i spojrzał na mnie z lekką obawą.

-Zayn mi puścił dzisiaj rano- wzruszyłem ramionami.

-Zdrajca- syknął sam do siebie.

-Miałeś to odsłuchać dużo później!- naburmuszył się.

-Hej, kochanie, to w porządku- przeniosłem się na jego łóżko- masz przepiękny głos- wymruczałem, rozchylając jego uda i położyłem się na nim.

-Ale to ta specjalna piosenka tak, jak i kilka innych- oburzył się.

-Innych mi nie pokazał, będziesz miał okazję to nadrobić- zaśmiałem się.

-Ale to ta jest mi najbliższa. Co prawda nie ta, od której mam łzy w oczach, ale nadal- pokręcił głową.

-Cóż, ta piosenka była trochę smutna- przyznałem.

-Bo taka miała być.- wzruszył ramionami i mnie przytulił z uśmiechem.

Leżeliśmy tak w ciszy, kiedy ja po prostu całowałem jego szyję.

Gryzłem, ssałem i całowałem wrażliwe miejsca Loczka.

-Będę biedronką, Louis- śmiał się, gdy go przypadkiem łaskotałem.

-Piękną biedronką- parsknąłem, nie przestając wykonywać swojej czynności.

-Jesteś słodki.- westchnął cichutko.

-Dzień dobry- usłyszeliśmy radosny głos, na co szybko podskoczyłem.

Zamarłem na widok wysokiego blondyna w kitlu.

-Spodziewam się, że to pan jest panem Tomlinsonem, o którym Harry ciągle mówi. Adam Mayer, lekarz prowadzący ten oddział- wyciągnął do mnie rękę, gdy zszedłem z łóżka Loczka.

-Louis Tomlinson- mruknąłem, ściskając jego dłoń.

-Jeśli Harry wyrazi zgodę, może Pan zostać na badaniach, jeśli nie będę zmuszony pana wyprosić- uśmiechnął się do mnie.

-Niech zostanie- odpowiedział szybko i się podniósł, odpinając swoją koszulę.

Usiadłem na krześle i obserwowałem, jak Harry się rozbiera i podchodzi do lekarza.

-Skąd te siniaki?- zapytał, dotykając mojego chłopaka w bok.

-Upadłem- wzruszył ramionami chłopak i drgnął lekko, gdy lekarz zaczął go oglądać z każdej strony.

-Muszę to robić, by pilnować pojawiania się zmian skórnych, takich jak rozstępy, których na szczęście do tej pory nie ma- uśmiechnął się mężczyzna.

-Mam nadzieję, że ich nie będzie- wymamrotał, próbując zakrywać się dłońmi.

Dobrze wiem, że to dla niego strasznie krępujące.

-Zawsze mamy wiele kremów do pielęgnacji takich śladów, spokojnie. Ubieraj się i wskakuj na wagę. Musimy przeliczyć twoje BMI.- lekarz odsunął się na bok i wyciągnął wagę spod łóżka.

-Pięćdziesiąt sześć kilo, bardzo dobrze- pokiwał głową i wystukał coś na kalkulatorze- 16.91, to dalej wychudzenie, ale idziemy w dobrą stronę- uśmiechnął się do Loczka.

-Jaka jest minimalna waga, którą powinienem osiągnąć?- przestąpił z nogi na nogę.

-Sześćdziesiąt jeden- mruknął- ale ty musisz przytyć do bezpiecznej wagi, czyli sześćdziesiąt pięć.

-Tak dużo?- jęknął Loczek i udał, że mdleje, czym rozbawił lekarza.

-Dobrze, dobrze, szkieletorze. Zawsze mogłem nakazać siedemdziesiąt kilo. Zaraz dostaniesz jakieś owoce do podjadania od pielęgniarek.- zapisał na karcie przy łóżku Loczka dzisiejsze wyniki i opuścił gabinet z uśmiechem.

Styles od razu spojrzał na mnie i podszedł ostrożnie.

-Wszystko w porządku?- uśmiechnął się do mnie- masz tę brzydką zmarszczkę na czole- zachichotał.

-Brzydką?- uniosłem na niego brew ze szczerym rozbawieniem w głosie.

-No nie jest ona ładna- wygładził moją skórę na czole palcem.

-Wszystko musi być zjedzone, Panie Styles- pielęgniarka weszła z talerzem różnych owoców.

-Dobrze pani wie, że nie lubię winogron- jęknął i odebrał od niej naczynie.

-Może pana gość lubi- uśmiechnęła się do mnie i wyszła z pokoju.

-Winogrona zjem, ale resztę ty wcinasz- przewróciłem oczami.

-Nakarmisz mnie?- uśmiechnął się niewinnie i usiadł na łóżku, kładąc talerz między nas.

-Oczywiście!- zawołałem z uśmiechem i przystawiłem mu do ust truskawkę.

Oblizał ją najpierw lubieżnie i dopiero później włożył do ust i ugryzł.

-Ty mały kusicielu- syknąłem.

-Przecież ja nic nie robię- zachichotał, puszczając mi oczko.

-Kiedyś to wykorzystam!- pogroziłem mu palcem.

-Dlaczego nie zrobisz tego teraz?- wzruszył ramionami i włożył sobie do ust banana.

-Harry- syknąłem ze złością i wepchnąłem mu miskę do rąk.

-Zjesz to całe. Czekam w łazience- spojrzałem na niego przez ramię.

Załapał aluzję i zaczął pakować różne owoce do buzi.

Zaśmiałem się cicho i wyszedłem z pokoju, ruszając w stronę łazienki.

Tam oparłem się z uśmiechem o ścianę i czekałem na niego, bawiąc się zapalniczką.

Przyszedł po jakichś dziesięciu minutach.

-Tego było strasznie dużo!- jęknął, zamykając łazienkę na kluczyk.

-Bardzo dobrze. Mam nadzieję, że nie zwymiotujesz, gdy będę pieprzył twoje gardło.

-Na pewno nie zwymiotuję- uśmiechnął się szeroko i szczęśliwie uklęknął przede mną.

-No dalej, pokaż, jak bardzo tego chcesz- zaśmiałem się.

-Chcę, żebyś pieprzył moje gardło, Panie- zatrzepotał rzęsami- chcę, żebyś mnie wykorzystał, był agresywny, a na sam koniec wypieprzył mnie całego.

-Zdejmij moje spodnie- wyszczerzył się.

Uśmiechnął się jak małe dziecko i złapał za mój pasek, odpiął go i wyciągnął ze szlufek, po czym mi go podał.

Rozpiął rozporek i ściągnął spodnie, czekając na kolejne rozkazy.

-No bierz się do roboty- wypchnąłem biodra w jego kierunku.

-W końcu, po całych dwóch miesiącach- zachichotał i wyciągnął z moich bokserek penisa.

-Dobry chłopiec- uśmiechnąłem się do niego.

-Och, daj spokój, skończ z tą uroczą otoczką- prychnął, drażniąc sam czubek językiem.

-Mówię tylko prawdę, ale jak chcesz- chwyciłem mocno jego włosy i ścisnąłem w miejscu, zaczynając szybko pieprzyć jego usta.

Po dłuższej chwili dałem mu okazję na złapanie powietrza.

-Podoba ci się to?- prychnąłem, łapiąc go za szczękę.

-Tak, Panie- jego oczy błyszczały od gromadzących się w nich łez, ale to nie były złe łzy.

-Naśliń go dobrze, chyba że wolisz, żebym wszedł kompletnie na sucho- poklepałem go po policzku i złapałem za trzon swojej męskości.

-Nie było mowy o pieprzeniu mnie- zdziwił się.

-Nie chcesz?- zmarszczyłem brwi- myślałem, że to oczywiste.

-Nie, że nie chcę! Po prostu mnie zaskoczyłeś- od razu zabrał się do obfitego ślinienia mnie, specjalnie nadużywając przy tym mlaskania i ssania.

-Chcę słyszeć, jak bardzo jest ci teraz przyjemnie- zaśmiałem się, przytrzymując jego głowę, gdy byłem w nim cały.

Zaczął cichutko jęczeć i patrzył mi prosto w oczy z pięknym posłuszeństwem.

-Wystarczy, ściągaj spodnie- odsunąłem się od niego i wyciągnąłem z kieszeni prezerwatywy.

-A po co ci to?- zdziwił się, ale posłusznie wstał i odpiął swoje wąskie jeansy, które teraz były bardzo opięte.

-Pomyślałem, że nie chciałbyś, gdybym się w tobie spuszczał. Nie wiem w jaki sposób cię jeszcze badają, a to może być niekomfortowe- wzruszyłem ramionami- poza tym, słabo ośliniłeś mojego kutasa, więc nie powinno sprawić ci to różnicy.

-Słabo ośliniłem?- oburzył się.

-Harry, z prezerwatywą czy bez- przewróciłem oczami.

-Z prezerwatywą- powtórzył mój ruch i wskoczył mi w ramiona.

Posadziłem go na umywalce i otworzyłem paczuszkę.

Nałożyłem ją sprawnym ruchem i spojrzałem na Loczka.

-W jakiej pozycji chcesz mnie wziąć?- zapytałem, ściskając jego nadgarstki- myślę, że taka będzie odpowiednia- odwróciłem go do siebie i wyprostowałem go- możesz widzieć siebie w lustrze- skinąłem głową.

-Chciałem przodem- westchnął cichutko.

-Ale to nie jest koncert życzeń, Harry- uśmiechnąłem się do niego i przytrzymałem biodro, żeby mi nie uciekał.

Wchodziłem z ogromnym oporem do jego wnętrza, a on piszczał.

-Lou, nie!- krzyknął, gdy wszedłem w niego samą główką- to cholernie boli, nie dam rady bez żadnego nawilżenia.

-Masz na myśli nawilżenie czy rozciąganie?- przewróciłem oczami i wycofałem się z jego wnętrza.

Zsunąłem się na kolana, delikatnie pocierając swoją męskość do pełnej twardości.

W tym samym czasie przeciągnąłem językiem po jego dziurce i wprowadziłem go do jego wnętrza, na co mocno zaskomlał.

-Użyj też palców, proszę- sapnął, wypinając się w moją stronę.

Uśmiechnąłem się, przygryzając jego obręcz i wprowadziłem w niego jednego palca.

-O mój... Nawet nie wiesz, jak mi tego brakowało- odchylił głowę w tył i uśmiechnął się.

-No ja mam nadzieję- parsknąłem, naśliniając go bardziej.

-Kocham te twoje małe rączki na moim i w moim tyłku- przesunął moją dłoń na pośladek, na co go ścisnąłem z zadowoleniem.

Taki fajniusi, pełny.

Mrrr.

-Chyba ci wystarczy, co?- zaśmiałem się i ostatni raz przejechałem językiem po jego dziurce.

-Za mało, proszę więcej, Panie- wydyszał.

-Skup się, Harry, rozluźnij się bardziej- mruknąłem, dając mu klapsa.

-To nie takie łatwe po całym tym stresie, Louis. Myślałem, że nie wrócisz- cichutko westchnął.

-Zawsze będę wracać, kochanie. Nie wyobrażam sobie, żebym cię nie miał obok siebie- szepnąłem.

-Po prostu się przestraszyłem, że cię więcej nie zobaczę, bo może już mnie tak nie lubisz- drgnął i cicho jęknął, gdy trafiłem na jego prostatę.

-Co? Co ty gadasz? Jak to, już tak cię nie lubię?- warknąłem, wstając z kolan- oszalałeś?

-Nie wiem, co tam w tej twojej główce się dzieje. Nie krzycz na mnie- skulił się ze strachu.

-Po prostu nie wiem dlaczego masz mnie za takiego- zastanowiłem się przez chwilę- chłopaka, który się nudzi bez żadnego powodu.

-Ja jestem powodem- pokręcił głową.

-Harry, nie psuj mi nastroju- westchnąłem, poprawiając prezerwatywę.

-Przepraszam. Kocham cię- westchnął.

-Ja też cię kocham, mały- uśmiechnąłem się do niego i zacząłem powoli w niego wchodzić.

-Cholera- sapnął i zerknął na lustro przed nami.

-Rozluźnij się kochanie, nie możesz być taki spięty- zaśmiałem się, kładąc ręce na jego brzuch.

-To trochę trudne, wiesz?- syknął i złapał za moje dłonie.

-Wierzę, że dasz sobie radę- prychnąłem, zjeżdżając rękoma na jego podbrzusze.

-Oczywiście, że dam radę, wątpisz w to?- zaczął się delikatnie bujać w przód i w tył.

-Co to za pyskowanie?- wbiłem palce w jego bok- nie za bardzo się rozpędzasz?!

-Staram się cię trochę bardziej podniecić, nie mogę? Przepraszam, Panie- przestał się ruszać i stał po prostu nieruchomo.

-Nienawidzę tych twoich humorów- westchnąłem, opierając się o ścianę.

-Podrażnić się nie można?- pisnął.

-Nie, jeśli psuje to cały mój dobry nastrój- wyszedłem z niego.

-Hej, wróć! Przepraszam, już nie będę- zaskomlał.

-To nie będzie łagodny seks, Harry- prychnąłem, zginając go w pół.

-Spodziewam się tego- zachichotał i oparł się wygodniej.

Pokręciłem głową i złapałem za wcześniej ściągnięty pasek.

-Nie mam pojęcia, jak mógłbym się tobą zadowolić- szepnąłem, zginając pasek w pół.

-Louis! Bez paska, sprawdzają moje ciało, tak?- pisnął.

-Teraz mam to gdzieś- rozchyliłem stopą jego nogi.

-Lou, proszę...- zaskomlał i zasłonił się dłońmi.

-Ręce do góry, panie Styles- wymierzyłem krótkiego klapsa ręką.

-I znowu się będę tłumaczył- jęknął i przeniósł dłonie na umywalkę.

-Pamiętaj o kolorach- pocałowałem go w policzek i odsunąłem się od niego.

-Dobrze- pokiwał niepewnie głową i spiął się w poczekiwaniu na uderzenie.

Trafiłem idealnie w jego uda, co sprawiło, że zgiął nogi i mocno pisnął.

-Dlaczego to musi tak boleć?- wymamrotał, oddychając dużo głośniej.

-Bo to skórzany pasek, Harry- uśmiechnąłem się na zaczerwienienie.

Następnym moim celem był jego tyłek.

Udało mi się trafić idealnie między jego pośladki, drażniąc dość mocno dziurkę.

Krzyknął i rozpłakał się, próbując się zasłonić.

-Spokojnie, skarbie. Jaki kolor?- pogładziłem zaczerwienione miejsca palcami.

-Żółty.- sapnął i odwrócił się szybko w moją stronę.

Wskoczył na mnie, zmuszając mnie do podniesienia go i pocałował mnie mocno.

-Aż tak zabolało?- spytałem, gdy oderwaliśmy się od siebie, co trochę potrwało. Kocham te pocałunki.

-Nawet nie wiesz jak to boli- uśmiechnął się do mnie i zszedł.

Posłusznie ustawił się w tej samej pozycji co wcześniej i zabujał biodrami.

-Czyli już bez trafiania tam?- zabrzęczałem paskiem.

-Możesz trafiać, gdzie tylko chcesz, Panie- wyszeptał, zaciskając dłonie na umywalce.

-Grzeczny chłopczyk- zamachnąłem się ponownie na niego, tym razem trafiając tylko w pośladki.

Gdy jego tyłek wręcz krwawił od moich pasów, a on sam nie mógł ustać już na nogach, przestałem.

-Dlaczego po prostu nie użyjesz kolorów, skoro nie możesz ustać?- prychnąłem, odrzucając pasek.

-Chcę po prostu być dobrym, grzecznym chłopcem- wymamrotał i delikatnie się rozluźnił, gdy pasek już nie był w moim zasięgu.

-Jesteś cholernie dobry i grzeczny- pomogłem mu wstać i posadziłem go na umywalkę.

-Musimy go trochę pobudzić, nie sądzisz?- uśmiechnąłem się, schylając się do jego męskości i wziąłem ją do ust.

-Takie kary to ja lubię- jęknął cichutko i wepchnął dłoń w moje włosy z zachwytem.

-Chcę cię słyszeć, masz być głośny- drażniłem jego czubek.

-Sztucznie głośny czy tylko głośny?- jęknął i mocno zacisnął palce na mojej grzywce.

-Tak głośny, żeby ci za ścianą cię słyszeli- uśmiechnąłem się cwanie- a czy to będzie udawane czy nie, to jest mi obojętne.

-Jesteśmy w szpitalu!- wciągnął gwałtownie powietrze, gdy ścisnąłem jego jądra.

-Wiem o tym, nie musisz mi przypominać- zaśmiałem się.

-No nie wiem. Pobrudziłem tą... Cholera!- krzyknął, kiedy wziąłem go najgłębiej, jak umiałem. Dłonią ugniatałem jego jądra i pocierałem o podstawę kostkami, kiedy on skomlał i wiercił się na tej umywalce.

-No dalej, bądź głośny- z powrotem zacząłem brać go całego i dalej bawiłem się jego jądrami.

-A kiedyś zrzędziłęś, że ci wyję do ucha- odchylił głowę w tył z rozkoszą.

-Gdybym miał pewność, że ta przeklęta pielęgniarka teraz słyszy twoje jęki- odsunąłem się, gdy chciał mnie uderzyć i zachichotałem.

-A więc o to ci chodzi? Chcesz podniecić staruszkę?- podłapał moją grę i zaczął serio głośno jęczeć, przez co do mojej głowy uderzyła myśl, że zaraz się tu spuszczę.

Rozszerzyłem jego nogi i pozbywając się prezerwatywy, wszedłem w niego płynnie.

-Dalej nie wierzę, że to idzie tak lekko, nawet gdy nie jesteś rozciągnięty- zaśmiałem się.

-O wiele lepiej bez tego gówna- wymamrotał z zadowoleniem i przyciągnął mnie bliżej swojego ciała.

Oparłem się dłońmi o blat po obu jego stronach i zacząłem powoli wykonywać spokojne ruchy.

-Jak unormuję swoje zdrowie, pozwolisz mi sobie zrobić pasujące do twoich tatuaże?- wydyszał, a mnie to sparaliżowało.

-Jesteś pewny?- zatrzymałem się i złapałem za jego policzki- wiesz, to zostaje na całe życie.

-Już dawno chciałem- wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie.

-Cholera, tak- przytuliłem go do siebie- to byłoby świetne, Harry.

-Czyli postanowione. A teraz mnie pieprz!- pocałował mnie pod szczęką.

-Jesteś taki wymagający- zaśmiałem się i ponownie się w nim poruszyłem.

-Po prostu cię pragnę. Brakuje mi naszego łóżka- skrzywił się.

-Wtedy mógłbym się do niego przywiązać- szepnąłem, podnosząc go i jednocześnie wszedłem do samego końca.

-Albo ja ciebie i wtedy znowu ogłupiłbym twoje zmysły.- sapnął mi do ucha i zadrżał, zaciskając się na mnie mocniej z zaczepką.

-Chciałbyś mnie wypieprzyć, co, Harry? Spodobało ci się to?- przejechałem językiem po jego szyi.

-Och, oczywiście, że bym chciał!- objął mnie mocno nogami w pasie.

-Jak wrócisz do domu, to przemyślimy to- zjechałem dłońmi na jego tyłek i mocno go trzymałem.

-Louis! Tutaj!- pisnął, gdy po kilku bardzo mocnych i szybkich pchnięciach napotkałem przeszkodę w postaci jego prostaty.

Przygniotłem go do ściany i pieprzyłem nieubłaganie mocno.

-Cicho, Harry, nie wydawaj żadnych dźwięków- i uśmiechnąłem się cwanie i raz za razem trafiałem w jego słodki punkt.

Przyłożył sobie dłoń do ust ze sfrustrowanym sapnięciem i starał się niwelować piszczenie, które wydobywało się z niego mimo woli.

Złapałem za jego nadgarstki i przyszpiliłem go do ściany, dalej jedną ręką go trzymając.

Nie miałem z tym problemu, bo był strasznie lekki.

-Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy z tobą, mój malutki chłopcze- wyszczerzyłem się.

Po tych słowach docisnął szybko swoje usta do moich i zatraciliśmy się w sobie.

******

Koniec jest już bardzo blisko 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top