Rozdział 31

Uwaga, to najdłuższy rozdział w tym FF. Ma 6458 słów, więc miłego czytania ❤

-Boję się- Harry ścisnął moją rękę, gdy wyszliśmy z auta.

Byliśmy umówieni na wizytę z dietetykiem dokładnie za 10 minut.

-On będzie kazał mi iść do psychologa, wiesz o tym?- jęknął. Naczytał się mnóstwo rzeczy o anoreksji, jednak on dalej nie widzi w sobie problemu.

-Wiem to, Harry. Będę przy tobie, tak?- złapałem za jego dłoń, a paparazzi znowu robili nam zdjęcia.

Weszliśmy do nowoczesnego ośrodka zdrowia i udaliśmy się pod wcześniej wskazany numer pokoju. Kiedy nadeszła na nas kolej, Loczek bardzo uparcie nie chciał wstać z krzesła.

-Harry, musimy tam iść- westchnąłem, zmuszając go do wejścia do gabinetu.

-Dzień dobry.- uśmiechnęła się miła kobieta i wskazała nam na fotele przed jej biurkiem.

-Dzień dobry- odpowiedzieliśmy razem i usiedliśmy na wskazanym miejscu.

-Więc to Pan ma zaburzenia odżywiania?- od razu spojrzała na Stylesa.

-Tak mi się wydaje.- westchnął cicho.

-Ma dużą niedowagę- odezwałem się.

-W takim razie zapraszam na wagę, panie...- spojrzała na niego.

-Styles- burknął, idąc na wskazane miejsce.

-Panie Styles- uśmiechnęła się i wstała z miejsca, mierząc go i ważąc.

-Pięćdziesiąt kilo na metr osiemdziesiąt siedem? Żartuje sobie pan?- zganiła go.

-Co modeling robi z ludźmi.- westchnęła i nacisnęła palcami na jego żebra.

-Najmniej piętnaście kilo, panie Styles.- pokręciła głową.

-To dużo- jęknął, opuszczając koszulkę.

-Cierpi pan na jadłowstręt?- zapytała, wracając do biurka i zaczęła pisać coś w jego kartotece.

-Nie wiem.- skłamał, a ja go kopnąłem pod biurkiem.

-Cierpi, potrafi nic nie jeść całymi dniami, a gdy zje jak normalny człowiek to wszystko zwraca- zacząłem odpowiadać na niego.

-Rozumiem. Trzeba w takim razie zarządzić hospitalizację. Niestety nie widzę innego wyjścia przy takim spadku wagi- spojrzała na mnie ze współczuciem w oczach. Wiedziałem, cholera.

-Nie zgadzam się- prychnął- nie możecie mnie tu zamknąć bez mojej zgody!

-Prawo nakazuje nam chronienie zdrowia obywateli i za wszelką cenę mamy walczyć o ich życie. To właśnie robimy, panie Styles- westchnęła. -Muszę pana jeszcze skierować na badanie krwi. Idźcie na dół do recepcji, a ja tymczasem przygotuję plan żywienia.- uśmiechnęła się do mnie.

-Louis, powiedz coś! Nie zostawiaj mnie tutaj- był bliski płaczu- podetnę sobie żyły, jak zostanę tu jeszcze dłużej- warknął, gdy złapałem go za rękę widząc, że chciał wybiec z gabinetu.

-Harry, to dla twojego dobra. Przecież będę tu z tobą, nie zostawiam cię, tak? Kocham cię i nie chcę, byś zniknął z tego świata tak wcześnie.- pogładziłem jego dłoń kciukiem.

-Nie będę tutaj, masz mnie stąd zabrać- warknął, wyrywając mi się.

-Harry!- warknąłem na niego, przyciągając go mocno do swojego ciała. -Będziesz tutaj czy tego chcesz, czy nie. Nie ma opcji, bym ci pozwolił dalej chudnąć, rozumiesz? Jesteś brzydki, gdy jesteś takim szkieletem, nie rozumiesz tego? Nie podobasz mi się taki. Tak, jak cię kurwa kocham całym sercem, tak nie mogę patrzeć na to, jak się niszczysz.- zmusiłem go do patrzenia mi prosto w twarz.

-Skoro ci się taki nie podobam, to może lepiej, jakbyśmy nie byli razem- wymamrotał, spuszczając wzrok- ja nie potrafię już być inny, mi się podoba mój wygląd, jestem atrakcyjny!- warknął.

-Jesteś atrakcyjny, ale nie jestem psem. Nie chcę kości, zamiast chłopaka. Muszę mieć za co złapać. Nie widzisz tego, jak wszystko na tobie wisi?- Odwróciłem go do lustra na ścianie, a kobieta siedząca za biurkiem przyglądała nam się uważnie.

Podniosłem mu koszulkę i naciskałem na siniaki.

-Widzisz? Nieważne, gdzie cię dotknę robią się siniaki- westchnąłem- widzisz te kości?- dotknąłem go za brzuch i przejechałem ręka po wystających kościach.

Tkwił w milczeniu i tylko obserwował, jak jeżdżę dłońmi po jego ciele.

-Louis...- wydał z siebie płaczliwy dźwięk.

-Zostaniesz? Będziesz się leczył?- odwróciłem go w swoją stronę.

-Nie chcę siedzieć w szpitalu.- wpadł w moje ramiona z płaczem i mocno mnie przytulił.

-Jest tutaj możliwość wynajęcia pielęgniarki? Albo chociaż jakieś osobnego pokoju?- spojrzałem na kobietę.

-Zawsze można go przenieść do prywatnego ośrodka, gdzie będzie miał specjalistów nad sobą i wtedy prywatną salę.- skinęła głową.

-To ja tak chcę- wymamrotał.

-Proszę przejść do recepcji i iść na badanie krwi, a ja spróbuję załatwić jak najszybszy termin na pobyt w ośrodku.

-Jestem z ciebie dumny.- ścisnąłem dłoń chłopaka i wyszliśmy z gabinetu.

-Robię to tylko i wyłącznie dla ciebie- szepnął, idąc niepewnie.

Przez stres był osłabiony i kiwał się lekko.

-Kocham cię.- zatrzymałem go i zmusiłem do pocałunku.

Oddał go równie łapczywie co ja.

-Nie tutaj- zaśmiałem się, gdy chciał na mnie wskoczyć.

-Psujesz zabawę.- wymamrotał i przycisnął swoje usta do mojej szyi, przymykając oczy.

-Chodź, póki nie zmieniłeś zdania- odsunąłem się od niego i ruszyłem w odpowiednią stronę.

-Nie lubię strzykawek.- schował się za mną z niechęcią wymalowaną na twarzy.

-Będę przy tobie cały czas, kochanie- uśmiechnąłem się do niego.

-Pocieszające.- westchnął. -Zagrasz mi dzisiaj na fortepianie? Pojedziemy do mnie potem? Proszę?- zacisnął dłonie na moim ramieniu.

-Jak będziesz mógł stąd wyjść, to tak- zaśmiałem się i podszedłem do okienka.

Pielęgniarka skierowała nas do odpowiedniego gabinetu i po chwili już musiałem siedzieć z Loczkiem na fotelu i mocno go trzymać, bo próbował uciec jak małe dziecko.

-Harry, uspokój się- warknąłem, gdy po raz kolejny zabrał szybko rękę.

-Nie!- pisnął, wyrywając się i nie miałem sposobu, by go unieruchomić.

-Panie Styles, im szybciej to zrobimy, tym szybciej będzie pan mógł stąd wyjść- jęknęła pielęgniarka.

-Siedź spokojnie.- złapałem za jego nadgarstki, a nogi zablokowałem swoimi.

-Louis, proszę!- pisnął, sam nie wiedząc o co mu chodzi.

Pocałowałem go w szyję, by go rozproszyć, a kobieta szybko wbiła igłę.

Próbował uciec, ale tym razem go skutecznie od tego powstrzymałem.

-I już po wszystkim.- odgarnąłem jego włosy, gdy pielęgniarka nakleiła mu plaster i oddała próbkę do laboratorium, zostawiając nas samych w gabinecie.

-Odwrócił się w moją stronę i szybko wpił się w moje usta, od razu pogłębiając pocałunek.

-Hej, co ty robisz?- wymamrotałem między pocałunkami.

-To przez tę adrenalinę- zaśmiał się, ocierając o mnie.

-Ja ci dam adrenalinę. Nie tutaj, Harry. Ta pielęgniarka zaraz tu znowu wróci.- ścisnąłem dłoń na jego kolanie.

-Jak zamkną mnie w tym ośrodku, to już w ogóle nie będziesz mógł mnie dotykać, a tym bardziej karać- prychnął.

-Wiem to, kochanie. Damy radę. Pół roku wytrzymaliśmy. Jeśli będziesz posłusznie się leczył, to szybciej wrócisz do domu.- pocałowałem go.

-Ale ja nie chcę się leczyć! Chcę być w domu z tobą, nie po to tyle czekałem na ciebie, żeby teraz znowu się z tobą rozstać- warknął, wstając ze mnie.

-Harry, jeśli nie będziesz się leczyć to stracisz mnie, Gemmę, mamę, ojczyma i wielu swoich przyjaciół. Chcesz tego? Twoja niedowaga może doprowadzić do twojej śmierci. Nie chcę żyć tutaj bez ciebie, wiesz?- pokręciłem głową.

-Nie dam sobie rady bez ciebie- szepnął- nie chcę być sam w tym ośrodku- objął się ramionami.

-Przecież będę cię codziennie odwiedzał, jeśli tylko mi na to pozwolą. Co będę sam w domu robił?- uniosłem brew i wyciągnąłem do niego ręce, zachęcając go, by się przytulił.

-Obiecałeś mi seks codziennie- zaśmiał się, wbiegając w moje ramiona.

-Wiem to. I tak cię dzisiaj jeszcze puszczą do domu, byś się spakował. Jeszcze cię wypieprzę.- przygryzłem jego ucho i zaśmiałem się.

-Trzymam cię za słowo- wskoczył na mnie i mocno objął moją szyję.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale pani Martin prosi was do gabinetu.- pielęgniarka weszła do pokoju i uśmiechnęła się na nasz widok.

Pokiwałem głową i postawiłem Loczka na ziemi, po czym pociągnąłem go w stronę gabinetu doktora.

-Siadajcie.- wskazała nam znowu na krzesła i podstawiła nam kartę z wynikami pod nos. -Jest źle. Trzeci stopień niedożywienia.- pokręciła smutno głową.

-No i?- prychnął.

-To, panie Styles, że taki poziom niedożywienia mają osoby w Afryce, które nie mają co jeść- mruknęła- jutro rano proszę wstawić się pod ten adres- podała mi karteczkę.

-Przywiozę go osobiście.- skinąłem głową i schowałem karteczkę do kieszeni w spodniach.

Loczek spojrzał na mnie z chęcią mordu i spuścił wzrok.

-Pana stan jest naprawdę zły, gdyby schudłby pan jeszcze jakieś pięć kilogramów, to nie rozmawialibyśmy teraz- powiedziała jednoznacznie.

-Bardzo dobrze, że wróciłem.- złapałem za ramię swojego chłopaka i pociągnąłem go w górę. -Chodź.- uśmiechnąłem się delikatnie i zachęcająco

Pokiwał głową i pozwolił pociągnąć się do auta.

Wepchnąłem go do niego i trzasnąłem za nim drzwiami.

Usiadłem na swoim miejscu i nie odzywając się do niego, ruszyłem w stronę domu.

-Dlaczego mnie ignorujesz?- szepnął cicho.

-Bo dalej nie rozumiesz, jak bardzo jesteś bliski śmierci- westchnąłem.

-Nie jestem bliski śmierci. Czuję się dobrze, Louis!- uderzył dłonią w moje udo

-Co nie zmienia faktu, że możesz się jutro nie obudzić, bo twój organizm w końcu nie wytrzyma- warknąłem- naprawdę nie widzisz powagi sytuacji? Nie widzisz do jakiego stanu się doprowadziłeś?

-Widzę! Jem przecież wszystko, co mi wciśniesz! Staram się! Nie chcę po prostu do szpitala.- jęknął.

-Harry, zjedzenie dwóch naleśników nie sprawi, że nagle wyzdrowiejesz. Te siniaki na twoim kręgosłupie nie są od tak. Robisz po prostu za dużo brzuszków- spojrzałem na niego na chwilę- nie możesz cały czas się odchudzać i ćwiczyć.

-Skąd wiesz, że ćwiczę? Robię to, jak nie patrzysz.- oburzył się.

-Harry- jęknąłem głośno- ty w ogóle nie widzisz w tym problemu?

-Widzę. Wyglądam jak wieszak.- pociągnął za rękaw swojej koszuli.

-Podoba ci się taki wygląd?- zapytałem już spokojniejszy.

-Nie byłoby źle, gdyby nie te wiszące ciuchy.- westchnął.

-Mi się nie podoba taki wygląd. Byłeś najpiękniejszy, gdy cię poznałem i nie miałeś żadnych zaburzeń odżywiania. Kocham cię i chcę, żebyś był zdrowy- złapałem go za rękę.

-Louis, wtedy wyglądałem jak szczeniak.- zachichotał i ścisnął moją dłoń z uśmiechem.

-Na dzisiaj skończmy ten temat, chcę, żebyś się rozluźnił przed jutrem- westchnąłem, wjeżdżając na podjazd przed moim domem.

-Kocham cię, Lou.- ucałował moją dłoń i wysiedliśmy z auta.

Gdy tylko otworzyłem drzwi, wleciał na mnie Hugo.

-Chodź, przejdziemy się z nim- złapałem za rękę Harry'ego i wyciągnąłem szybko smycz.

-Może paparazzi go nie zdeptają.- uśmiechnął się i pomógł mi zapiąć szczenięciu szelki.

-Masz jakieś specjalne uwagi, zanim zamkną cię w ośrodku?- zaśmiałem się, przyciągając go do siebie i objąłem go w pasie.

-Na pewno chcę laptopa. Będę mógł z tobą rozmawiać na Skype. I Internet! Chcę móc pisać z ludźmi i fanami... No i może mój dzienniczek. Pokażę ci moje piosenki.- trzymał mocno biegającego we wszystkie strony szczeniaka.

-Wszystko ci załatwię- zaśmiałem się- może ta propozycja od Zayna wcale nie jest taka zła, co?

-Myślę o tym żywo. Może to moja szansa na wszczepienie w młodych ludzi odrobiny rocka?- zaczął nucić tylko sobie znaną melodię.

-Ale to dopiero po leczeniu- klepnąłem go w tyłek.

-Louis!- pisnął z oburzeniem.

-Dobrze. Po leczeniu. Będę miał dużo czasu na poprawienie piosenek.- westchnął.

-Chcę, żebyś coś zjadł, jak wrócimy, a ja nam przygotuje kąpiel i wybiorę jakiś film, dobrze?- moja ręka dalej była na jego pośladku i co jakiś czas go ściskałem.

-A nie możemy iść na chińszczyznę? Podniosę go.- wskazał na psiaka i uśmiechnął się do mnie szeroko.

-Myślisz, że pozwolą nam tam wnieść psa? Możemy go już nie odzyskać, to w końcu chińskie jedzenie- parsknąłem- co ty na to, żeby podrzucić go do Nialla? To i tak niedaleko, a jutro pewnie i tak nie będzie mnie cały dzień w domu- uśmiechnąłem się do Loczka.

-Tak, to dobry pomysł- pokiwał głową i skręcił w odpowiednią uliczkę.

W międzyczasie zadzwonił do blodnyna i zapowiedział nasze przyjście.

Gdy tylko znaleźliśmy się przy odpowiednim budynku, zapukaliśmy do drzwi.

-Dajcie mi go!- Horan pisnął i zabrał mi z rąk psa.

-Cześć, Niall- zaśmiałem się, wchodząc do środka.

W kuchni stał Mulat w samych spodniach.

Mimowolnie przejechałem wzrokiem po jego ciele.

Pieprzony bożek- pomyślałem.

-Cześć, Zaynie!- przywitał się z nim szybkim przytulasem Harry.

-Co was tu sprowadza?- zaśmiał się Mulat i podał mi dłoń na przywitanie.

-Podrzuciliśmy wam psa na jakieś dwa dni- wzruszyłem ramionami- Liam w pracy?

-Wraca w nocy.- westchnął Niall i zacmokał z uśmiechem do Hugo, który próbował mu uciec.

-Dobra, my już się zbieramy, czeka nas randka życia- Loczek zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę drzwi.

-Dbajcie o niego!- pogroziłem im palcem i z uśmiechem zbiegliśmy po schodach z chichoczącym Loczkiem.

*

-Zamów sobie jedzenie, a ja będę ci podjadać, w końcu nie zjem sam całego dania- szepnął mi do ucha, gdy staliśmy w kolejce do kasy.

-Niech ci będzie.- odparłem niechętnie i zamówiłem największą porcję ulubionych klusek Harry'ego.

Obsługa szybko się uwinęła, gdy rozpoznali Loczka i już po chwili jedliśmy.

Karmiłem z uśmiechem Harry'ego, który nie mógł przestać się śmiać i paplać bezsensownie, co pomagało we wpychaniu w niego większych ilości jedzenia.

Sam zjadłem jedną kluskę, gdy on wsunął trzy.

-Wystarczy- złapał się po dłuższej chwili za brzuch- mam nadzieję, że tego nie zwrócę, bo to jest przepyszne!- zaśmiał się i złapał mnie za rękę- będę musiał to dzisiaj spalić- przejechał palcami po moim nadgarstku.

-Ani mi się waż. Jedyną formą spalania kalorii, jaką akceptuję, będzie seks. Spróbuj tylko ćwiczyć za moimi plecami, to utopię cię pod prysznicem.- zagroziłem mu i zacząłem jeść.

-O to mi chodziło, głuptasie- parsknął, bawiąc się serwertką.

-Ja myślę- wybuczałem z pełnymi ustami, a on wpatrywał się we mnie jak w obrazek, ale bez jakiejś niezręczności

-To co? Wracamy do domu?- poczułem, jak dotyka mnie pod stołem stopą.

-Jasne.- skinąłem głową i ruszyłem zapłacić, i oddać talerz.

Loczek czekał na mnie z niecierpliwością i patrzył na mnie z pożądaniem.

-Harry, ten wzrok widać aż za bardzo w aparacie.- zaśmiałem się, podając mu dłoń, aby wstał.

-Po prostu chcę, żebyś mnie przeleciał- niby niechcąco przycisnął swój tyłek do mojego krocza.

-Harry, zerżnę cię w pierwszej lepszej, ciemnej uliczce.- zmrużyłem na niego oczy.

-Nie możesz, paparazzi jest wszędzie, a ja nie chcę, żeby naszą seks-taśmę oglądało pół miasta- prychnął.

-To spadaj z tym tyłkiem.- pchnąłem go leciutko, dalej od mojego krocza.

-Masz rację, erekcja jest bardzo widoczna w blasku fleszów- zaśmiał się, łapiąc mnie za rękę i wyciągnął z restauracji.

-Musimy wstąpić do monopolowego po wino. Chyba zmęczyliśmy nasze zapasy ostatnio.- uśmiechnąłem się i przyciągnąłem go do swojego boku.

*

-Tak tu pusto bez Hugo- zaśmiałem się, wchodząc do salonu.

-No tak.- skinął głową.

-Idź napuść wody.- klepnąłem go w tyłek.

-Z tego co pamiętam, to ty zadeklarowałeś się przygotować kąpiel- prychnął.

-Przygotuję wino i przekąski.- przewróciłem oczami.

-Dobrze, Panie- ukłonił się i pobiegł do łazienki.

Pokręciłem głową ze śmiechem i pokroiłem owoce w kostki, wrzucając do miski i otworzyłem wino.

-Zapraszam do kąpieli- Loczek stanął w progu i wypiął się kusicielsko, mając na sobie tylko koronkę.

-Jeśli tego nie upuszczę.- westchnąłem, ledwie się zbierając.

-Przygotowałeś muzykę?- wyszczerzyłem się do niego.

-Tak- pokiwał głową i wepchnął mnie do łazienki.

-Przygotowałem też coś jeszcze!- pomachał kartkami, leżącymi obok wanny.

-Zaśpiewasz mi?- uniosłem brwi i objąłem go w pasie.

-Mam śpiewać?- zdziwił się i stanął przede mną z uśmiechem.

-Tak, chcę to usłyszeć

-No dobrze. Nie będą nam potrzebne w takim razie.- odłożył kartki i zabrał ode mnie kieliszki i inne pierdoły.

-Rozbierzesz mnie czy mam jeszcze czekać?- zachichotał.

-Chcę, żebyś w tym został- złapałem za gumkę od koronki i ją lekko naciągnąłem.

-W wannie?- zdziwił się.

-Mokra bielizna wygląda jeszcze bardziej seksownie- wzruszyłem ramionami.

-Miss mokrych majtek?- zachichotał i pociągnął moją koszulkę w górę.

Lekko musnął moje wargi i złapał za moje spodnie.

Odpiął zamek od jeansów i pociągnął za nie w dół, opadając na kolana z uśmieszkiem.

-Chcesz, żeby twój pan wykorzystał twoje grzeszne usteczka?- włożyłem mu kciuka w usta.

Od razu się za nim zassał i lizał go, tak jakby to robił z moim penisem.

-Jesteś cholernie sprośny.- byłem jak zahipnotyzowany.

-A ty chcesz mnie zamknąć daleko od siebie- zaczął jęczeć i niespokojnie się trząść.

-Hej, to nie tak, że chcę cię po prostu oddać. Zależy mi, byś był zdrowy, Harry.- objąłem jego policzki dłońmi.

-A ja chcę, żebyś mnie już pieprzył- przewrócił oczami.

-A co z naszym wieczorem?- podniosłem go i pchnąłem w kierunku wanny, samemu rozbierając się do naga.

-Zawsze możemy uprawiać seks, wypić wino i obejrzeć film. No i w międzyczasie znowu możesz mnie zaliczyć- parsknął.

-A śpiewanie?- oburzyłem się i klepnąłem go w tyłek.

-Będę ci jęczeć w jakiś rytm, pasuje?- zaśmiał się słodko i wszedł do wanny.

-Nie. Masz mi zaśpiewać. Znasz tekst na pamięć?- wskazałem na kartki.

-Tak- pokiwał głową i złapał mnie za rękę, ciągnąc do siebie.

-To dobrze.- złapałem za kieliszki i rozlałem nam wino, siadając w ciepłej wodzie.

-To trochę stresujące, Louis- westchnął i przysunął się do mnie.

-No dalej- złapałem go za talię.

-Coś weselszego, szybszego czy co?- zagryzł wargę.

-Poproszę utwór wesoły- uśmiechnąłem się do niego.

I wtedy zaczął śpiewać:

Sweet creature

Had another talk about where it's going wrong

But we're still young

We don't know where we're going

But we know where we belong

Oh, we started

Two hearts in one home

It's hard when we argue

We're both stubborn

I know, but oh

Sweet creature, sweet creature

Wherever I go, you bring me home

Sweet creature, sweet creature

When I run out of road, you bring me home

Sweet creature

We're running through the garden

Oh, where nothing bothered us

But we're still young

I always think about you

And how we don't speak enough

Oh, we started

Two hearts in one home

I know, it's hard when we argue

We're both stubborn

I know, but oh,

Sweet creature, sweet creature

Wherever I go, you bring me home

Sweet creature, sweet creature

When I run out of road, you bring me home

I know when we started

Just two hearts in one home

It gets harder when we argue

We're both stubborn

I know, but oh,

Sweet creature, sweet creature

Wherever I go, you bring me home

Sweet creature, sweet creature

When I run out of road, you bring me home

You'll bring me home

Śpiewał z zamkniętymi oczami, a ja byłem zahipnotyzowany jego pięknym głosem.

O mój Boże.

Otworzył nieśmiało oczy i spojrzał na mnie.

-I jak?- zapytał niepewnie.

-Zayn załatwi ci wytwórnię.- pocałowałem go.

-Naprawdę?- jego oczy się zabłysnęły- podoba ci się?

-Bardzo, kochanie. Jest świetne. Jakąś jeszcze?- spojrzałem na niego z miną szczeniaczka i upiłem trochę wina z kieliszka.

-Wolałbym, żebyś się mną teraz zajął- uśmiechnął się do mnie i przybliżył jeszcze bardziej.

-Ale potem mi zaśpiewasz?- upewniłem się i przejechałem palcami po jego pupie odzianej w koronkę.

-Jeśli będę w stanie- przegryzł wargę i usiadł na moich udach.

-Nawet nie wiesz, jak podniecający jesteś.- przejechałem nosem po jego szyi.

-Widzisz? Podobam ci się, nie muszę się zmieniać- zachichotał.

-Nie psuj chwili.- warknąłem i zacisnąłem dłoń na jego biodrze ostrzegawczo.

-Wypieprzysz mnie tak dobrze, jak zawsze?- przygryzł moje ucho.

-Oczywiście, że tak, kochanie.- odchyliłem szyję, by miał lepszy dostęp i wsunąłem palce pod jego majteczki.

-Bez żadnej kary?- sapnął, cofając biodra do mojego palca.

-Potem. Tu nie mam pola do popisu.- parsknąłem.

-Dobrze, Panie- przygryzł wargę i złapał za moją męskość i zaczął ją pobudzać.

-Jaką karę chciałbyś wtedy dostać?- zamruczałem na przyjemny ucisk.

-Przyjmę od ciebie wszystko, Panie- spojrzał na mnie ulegle.

-Jesteś grzecznym chłopcem. Pobawimy się zabawkami.- uśmiechnąłem się pod nosem i wsunąłem powoli palca w jego wnętrze.

-Louis!- ścisnął moje ramię i wtulił się we mnie bardziej.

-Nie podoba ci się, kochanie?- parsknąłem i docisnąłem palca do samego knykcia.

-Podoba mi się, Panie- sapnął mocno, zaciskając się na mnie i spojrzał mi błagalnie w oczy.

-Co tak patrzysz, Harry? Chciałbyś, bym już cię pieprzył? Chciałbyś, bym wypieprzył z ciebie cały ten idiotyzm z twoją wagą?- zaśmiałem się.

-Chcę, żebyś mnie wypieprzył- spuścił wzrok na swoje uda i lekko się skrzywił.

-Nie wyglądasz, jakbyś był gotowy o to błagać.- wysunąłem swojego palca tak, że tkwiła w nim tylko jego opuszka.

-Panie, błagam- spojrzał znowu na mnie, prawie rozpłakany- chcę twojego kutasa, chcę, żeby mnie rozrywał.

-Uważasz, że dasz radę bez przygotowania i na sucho?- spojrzałem na niego z pewnym siebie uśmieszkiem.

-Ja...- zmieszał się trochę- tak, dam radę- spuścił wzrok i uniósł biodra.

-Dobry z ciebie chłopiec.- pochwaliłem go i przyciągnąłem na swoje biodra.

Zaczął szybciej oddychać i spojrzał na mnie błagalnie.

-Coś nie tak?- podniosłem brew.

-Po prostu jesteś cholernie duży, muszę się rozluźnić- uśmiechnął się.

-Harry, to nie pierwszy raz, gdy to tak robimy.- parsknąłem i zatoczyłem kółeczka kciukami na jego udach.

-Zawsze była chociaż ślina- szepnął i przytulił się mocno- No dalej, zrób to panie- pokręcił biodrami.

-Zawsze mogę się zatrzymać.- przejechałem dłonią po jego kręgosłupie i ustawiłem się przy jego wejściu.

-Chcę, żebyś to zrobił- zaśmiał się- lubię patrzeć wtedy na twoją usatysfakcjonowaną twarz- złapał moje policzki w dłonie i musnął lekko usta.

-Cały mnie satysfakcjonujesz.- przewróciłem oczami i pchnąłem go delikatnie na swoją męskość, by weszła w niego samą główką.

Zacisnął mocno oczy i oddychał głęboko.

-Dasz radę, jesteś dobrym chłopcem, który pozwala mi na wszystko, tak?- próbowałem odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnego rozpychania.

-Tak, Panie.- wyszeptał i zacisnął palce na moich ramionach.

Złapałem mocno za jego biodra i mało delikatnie nadziałem go na siebie.

-Pokażesz mi swoje łzy, skarbie?- chwyciłem go za szczękę i uniosłem.

Otworzył oczy i spojrzał na mnie. Z jego kącików ciekły łzy, które z zachwytem scałowałem i naparłem ustami na jego wargi.

-Kocham cię, Harry- odsunąłem się od jego twarzy i podniosłem go, obserwując, jak lekko się krzywi.

-Myślę, że to wiem- uśmiechnął się pod nosem i sięgnął nad moją głową po kieliszek.

Upił łyka i sięgnął do moich ust dzieląc się ze mną alkoholem.

Wsunąłem się w niego, a on pisnął i mocno się we mnie wtulił.

-Miażdżysz mi nos.- oderwałem się od jego ust z chichotem i zacząłem uciskać jego pośladki.

-Przepraszam, Panie!- westchnął i poczułem, jak się rozluźnia.

-To mówisz, że ja mam wysoki głos, tak? Sam wyciągasz wysokie noty, fałszywcu.- poruszyłem się w nim.

-Po prostu tobie to lepiej wychodzi- zaśmiał się.

-Bo mam naturalnie wysoki głos. Cały jestem jak baba.- przewróciłem oczami.

-Ty masz bardzo niski głos, a i tak wyciągasz wyżej niż ja.- parsknął i przyciągnąłem go bardziej do swojej piersi, układając nogi na ściance wanny, by mieć dobre podparcie do wchodzenia w niego.

-Dobrze, później o tym porozmawiamy, zajmij się mną- prychnął- mało tutaj miejsca.

-O to chodzi. Żyjemy z ograniczeniami.- wyszczerzyłem się i zacząłem go podrzucać na sobie i miętosić jego pośladki.

-Dzisiaj nie chcę żyć z ograniczeniami- wyszeptał i jego ręce znalazły się na moich plecach.

-Dlatego wolę prysznic. Mogę cię pieprzyć przy ścianie.- wzruszyłem ramionami i z trudem przemieściłem nas tak, by leżał w wannie, z nogami na moich biodrach.

Stęknął głośno i wbił paznokcie w moje łopatki.

-Nie drap- mruknąłem, łapiąc w jedną dłoń jego męskość i mocno ją ścisnąłem.

-Louis!- zaczął piszczeć i próbował mi się wyrwać.

-Uspokój się do cholery, bo cię przypadkiem utopię albo połamię.- burknąłem.

W jego oczach widziałem upragniony strach i bezsilność.

Pokiwał delikatnie głową i przestał się szarpać.

-Dobry chłopiec. Możesz się mnie trzymać, ale mnie nie drap, nie gryź i nie ciągnij za włosy.- pogroziłem mu palcem i nadałem sobie odpowiednie dla naszej dwójki tempo.

-Kiedy mnie tak bardzo do tego ciągnie! Ty mnie zawsze drapiesz po plecach, jak cię pieprzę- mocno zaakcentował trzy ostatnie słowa.

-Ani się waż, draniu.- złapałem jedną dłonią za jego nadgarstki i przesunąłem swoje usta na jego szyję.

-Kocham cię.- zamruczałem z ustami przy jego skórze i zacząłem wysysać na niej bordowe malinki.

-Też cię kocham, wredoto- parsknął, odchylając głowę w bok.

-Zero jęków albo będę cię przyduszał.- szepnąłem mu na ucho i po prostu zacząłem go pieprzyć, dbając tylko o to, by mi było przyjemnie.

Z każdym moim ruchem próbował ode mnie uciec i głośno sapał.

Ugryzł się w nadgarstek i spojrzał na mnie przerażony, gdy zobaczył krew na swojej ręce.

-Louis...- szepnął, a ja położyłem dłoń na jego szyi.

-Miałeś być cicho- westchnąłem, patrząc na niego z rozczarowaniem.

-Krew.- wymamrotał z trudem i przymknął oczy, z trudem powstrzymując się od jęku.

No przynajmniej wiem, że mu przyjemnie, a nie udaje, skubaniec.

-Przestaszyłeś się tak małej ilości krwi?- podniosłem jego nadgarstek i nacisnąłem na ranę- a pamiętasz, gdy na samym początku za każdym razem krwawiłeś, bo nie miałem wyczucia i cię krzywdziłem?

-Po prostu za dużo jej dzisiaj widziałem.- pokręcił głową i ledwie zdusił jęknięcie, gdy trafiłem w jego prostatę.

Zjechałem ręką na jego jądra i zacząłem je delikatnie masować.

W odpowiednim momencie mocno je ścisnąłem i patrzyłem z satysfakcją, jak Loczek piszczy.

Puściłem po chwili i pocałowałem go w czoło.

-Powiedz, że chcesz, abym zrobił to jeszcze raz- starłem jego łzy.

-Będę chodził jak wykastrowany jutro, ale cholera! Zrób to jeszcze raz, Panie!- jęknął głośno i podkurczył nogi.

-Grzeczny chłopiec- uśmiechnąłem się, robiąc dokładnie to samo co przed chwilą, jednak ściskałem jego jądra trochę dłużej.

Stęknął głośno i szarpnął biodrami w odpowiedzi na ten ruch.

-To jest tak bardzo ostre i szorstkie, że ledwie się powstrzymuje.- zaskomlał.

-Chyba nie chcesz, żebym cię poddusił, prawda? Znasz zasady, jeśli czegoś od ciebie wymagam to masz się starać to zrobić- ruszyłem się w nim gwałtownie.

-Nie chodzi o jęczenie.- jego kutas niebezpiecznie drgnął na ten ruch pod moją dłonią.

-Więc o co?- zatrzymałem się i złapałem go za szczękę, nakierowując jego wzrok na siebie.

-Nie pytaj mnie, dlaczego tak szybko. Po prostu dotykasz mnie tam, gdzie tego nie robiłeś i to podniecające.- syknął.

-Już chcesz dojść?- jęknąłem- przecież dopiero co zaczęliśmy- parsknąłem, wkładając dwa palce do jego wejścia, gdy tak słodko go pieprzylem.

-Louis!- pisnął i pacnął moją rękę, próbując ją odepchnąć, ale szybko się poddał, odchylając głowę w tył i stęknął, przyciągając mnie do siebie mocniej.

-Widzisz jak dużo mieścisz? Założę się, że zmieściłaby się tutaj jeszcze jedna osoba- zaśmiałem się, całując go lekko- albo przynajmniej jakieś dildo. To by było niesamowicie podniecające.

-Żadnych trójkątów! Nawet ze sztucznym penisem! Nie!- burknął i po chwili uciekł mu jęk.

-Kurwa.- wymamrotał.

-Po pierwsze, nic złego ci się nie stanie, a dla nas obu będzie to duża przyjemność, poza tym, nigdy nie chciałeś być chociaż raz w trójkącie?- podniosłem brew i pokręciłem głową, gdy miałem przed sobą Malika- po drugie, złamałeś mój zakaz.

-Przepraszam, ale dajesz mi zdecydowanie większą przyjemność, niż sztuczne kutasy lub inne osoby.- zamrugał do mnie niewinnie.

Umie działać na swoją korzyść.

-Nie mogę ci tego darować, wiesz o tym- przeniosłem dłoń na jego szyję- jeśli bym to zrobił, to przestałbyś się mnie słuchać...

-A to nie o to chodzi w karach? Gdybym był grzeczny, byłoby nudno. Nie blokuj mi gardła, bo ci nie zaśpiewam!- próbował odciągnąć moją dłoń.

-Nie, Harry, poniesiesz konsekwencje- uśmiechnąłem się do niego i zacieśniłem uchwyt na jego szyi, zabierając mu tym samym dopływ do powietrza.

Zaczął charczeć i syczeć na mnie, po czym po prostu mnie odepchnął na drugą stronę wanny i przysiadł na mnie mocno, przez co sam jęknąłem.

-Co ty wyprawiasz?- ścisnąłem jego biodra, jednak on strzepnął moje ręce.

-Co powiesz na ostre ujeżdżanie, Louis?- wyszeptał mi uwodzicielskim głosem prosto do ucha.

-Wyjdźmy już z wanny, woda i tak jest już zimna- spojrzałem na niego znacząco.

-To dolej ciepłej.- przycisnął swoją pierś do mojego policzka, gdy sięgał po butelkę wina.

Skorzystałem z okazji i zassałem się na jego sutku, lekko go podgryzając.

-Gryzoń.- wpakował mi do ust plasterek banana i gwałtownie podniósł się na moim penisie i tak samo na niego opadł.

-Dobry chłopiec- rozłożyłem się wygodnie i wziąłem do ręki kieliszek z winem.

Stęknął cicho i zaczął na mnie podskakiwać, ciągle napierając na swój punkcik.

-Mogę dojść? Obiecuję, że będziesz mógł jeszcze korzystać z mojego wnętrza!- pisnął, mocno się na mnie zaciskając.

-No nie wiem, kochanie. Jaką mam tego gwarancję?- zaśmiałem się złośliwie.

-Obiecuję! Jeśli zacznę marudzić, będziesz mógł użyć wosku i bicza za jednym razem- jęknął, łapiąc za swoją męskość.

-Kusząca propozycja. Dojdź, skarbie.- przyciągnąłem go do pocałunku.

Jęknął głośno i przyspieszył swoje ruchy.

Doszedł mocno na moja klatkę i brodę.

-Dziękuję, Panie!- krzyknął, zaciskając się mocno na mnie.

-Grzeczny chłopiec.- zacząłem go podrzucać na sobie i cicho warczałem z uznaniem na ciasnotę.

Przestał jęczeć i mocno zaciskał oczy.

Wiedziałem, że dla niego jest to niekomfortowe.

-Mam przestać?- uśmiechnąłem cię cwanie.

-Dam radę.- syknął i cierpliwie pozwalał na wykorzystywanie go.

-Chcę, żebyś doszedł jeszcze raz- dałem mu klapsa i przyspieszyłem ruchy w nim.

-Przecież nie dam rady!- zaskomlał.

-Dasz, jesteś grzecznym chłopcem. Wystarczy, że się postarasz- zaśmiałem się złośliwie.

-Nigdy więcej się na to nie zgodzę.- zaczął się ocierać o mój brzuch.

-Powiedziałeś, że mogę wykorzystywać twoje ciało, więc chcę, żebyś doszedł- wzruszyłem ramionami- a wiem, że jesteś w stanie to zrobić.

-Dupek.- wymamrotał i przycisnął się do mnie z jękiem.

-Masz na mnie mówić, Panie- prychnąłem.

-Dobrze, Panie... Przeniesiemy się? Kolana mnie bolą.- spojrzał na mnie z prośbą w oczach.

-Tak, mi też trochę niewygodnie- zaśmiałem się, odsuwając go od siebie i wyszedłem z wanny, podając mu dłoń.

-Poczekaj chwilkę.- podmył się i dopiero wtedy wstał.

-Czyścioch- parsknąłem, biorąc go na ręce i poszedłem do sypialni.

Mało delikatnie rzuciłem go na łóżko i podszedłem na chwilę do szafy.

-Co weźmiesz?- spytał niepewnie.

-Podaj numer od 1 do 3- uśmiechnąłem się sam do siebie i otworzyłem szufladę z kneblami.

-Dwa?- przygryzł wargę i przyglądał mi się.

Podszedłem do niego z wrednym uśmieszkiem, trzymając w rękach różowy sznur, błądzący knebel i różowe, surowe kajdanki.

-O Boże.- przygryzł wargę i uniósł się do mnie na kolanach z zachwytem w oczach.

-Podoba ci się, kochanie?- zaśmiałem się, odwracając go na plecy i złapałem za sznur.

Pokiwał ochoczo głową i zamruczał z zadowoleniem na dotyk.

-Złącz ręce- mruknąłem, łapiąc go za nadgarstki i skułem je dość mocno- podkul nogi- związałem go tak, że ręce miał niesamowicie blisko swojego kutasa, jednak nie mógł go dotknąć przez skomplikowane związanie nóg.

Stęknął niechętnie i próbował się wygodnie ułożyć.

-Chcesz mi coś powiedzieć, zanim ci to włożę?- pomachałem mu kneblem przed oczami.

-Lubrykant?- poprosił i wychylił się po dotyk do mojej dłoni.

-Nie jest ci potrzebny- włożyłem mu kulkę do buzi i zapiąłem pasek od niej.

Odwróciłem go na bok i wszedłem w niego jednym ruchem.

Zdecydowanie nie doceniałem tej pozycji.

Zaskomlał ledwie słyszalnie i zacisnął się mocno na mnie.

Rozpoznawałem w jękach swoje imię, na co pociągnąłem za sznurek.

Starłem pojedynczą łzę i poklepałem go po policzku.

-Jeśli będziesz chciał czerwony kolor, to odwróć się na plecy- szepnąłem.

Skinął lekko głową i wypiął do mnie bardziej tyłek z zadowolonym pomrukiem.

-Jestem blisko, radzę ci dojść przede mną- dotknąłem jego wystających kości i uderzyłem go w bok.

Zapiszczał i zaczął się ocierać z trudem o swój brzuch i zaciskał mocno szczękę na kneblu.

-Nie masz jak sprawić sobie chociaż odrobinę ulgi, prawda?- zaśmiałem się, widząc, że nie potrafi wygiąć się tak, żeby ocierał się w wystarczający sposób- gdybyś nie był taki chudy, byłoby to o wiele łatwiejsze.

Zgromił mnie spojrzeniem i przestał się na mnie przyjemnie zaciskać.

Zaczął się strajk, świetnie!

-Harry, bądź grzecznym chłopcem- jęknąłem, nie czując już aż tak dużej przyjemności.

Warknął na mnie, odwrócił wzrok i rozluźnił się.

-Bo przestanę być dla ciebie łaskawy- prychnąłem- dobrze wiesz, do czego jestem zdolny.

Spojrzał na mnie z niechęcią i westchnął ciężko.

Zaczął się na mnie ponownie zaciskać i przy tym jęczał.

Poruszał furiacko biodrami, błagając tym samym o dotyk.

Zlitowałem się nad nim i odwróciłem go na plecy.

Położyłem otwartą dłoń na jego męskości, ledwo co ją dotykając.

Zamruczał z zadowoleniem i poruszał lekko biodrami, ocierając się z zachwytem.

Doszedł szybko na moja dłoń.

-Widzisz? Dałeś radę dojść- warknąłem, przyspieszając swoje ruchy.

Zaczął piszczeć i płakać przez ból, jaki w nim wywołałem, wykorzystując wrażliwość jego wnętrza.

-Już, kochanie, wytrzymaj jeszcze chwilę- sapnąłem, spuszczając się w nim głęboko i jeszcze przez chwilę ujeżdżałem swój orgazm.

Opadł na miękką pościel, zajęczał z zadowoleniem i zamrugał do mnie zalotnie.

Przygniotłem go swoim ciałem, jednak po chwili się zreflektowałem.

Odwiązałem go z niewygodnych sznurów i wyciągnąłem ośliniony knebel.

-Boli mnie szczęka.- jęknął i rozmasował swoją twarz i zaraz potem nadgarstki.

-Nie przemyślałem tego, na pewno obejrzą dokładnie twoje ciało, a ty zapewne będziesz miał ślady po dzisiejszym seksie- zaśmiałem się.

-Trudno. Moi prawnicy to załatwią.- zachichotał.

-Wyjdziesz ze mnie? Trochę mnie boli.- poprosił.

Pokiwałem głową i wyszedłem z niego ostrożnie, żeby nie sprawiać mu więcej bólu.

-Tęskniłem za twoim kutasem.- westchnął i przeciągnął się z zadowoleniem.

-To najmilsze, co mi kiedykolwiek powiedziałeś- parsknąłem, przyciągając go do siebie.

-Kocham cię nie jest miłe?- zasmucił się.

-Jest najlepsze- złapałem za jego policzki.

-No ja myślę.- zachichotał i cmoknął mnie w usta.

-Możesz mnie oczyścić z tej spermy?- zapytał po chwili.

-W jaki sposób? Ręczniczkiem?- poruszyłem brwiami do niego.

-Możesz to zlizać- rzucił mi wyzwanie.

-Chętny na trzeci orgazm?- pociągnąłem go, by leżał na brzuchu.

-Nie dam rady- pokręcił głową, jednak i tak się wypiął.

-Kiedyś dałeś radę.- wzruszyłem ramionami i przejechałem językiem po jego wejściu.

-Louis...- sapnął, zaciskając dłonie na prześcieradle- ja... postaram się.

-Grzeczny chłopiec.- wepchnąłem swój język do jego wnętrza i zassałem się na pozostałej odkrytej skórze.

-Nie obrzydza cię wylizywanie własnej spermy?- zakręcił biodrami.

-Nie jestem tobą.- parsknąłem i przygryzłem zębami skrawek skóry.

-Ach!- jęknął głośno i wcisnął twarz w prześcieradło.

Zacząłem mocno wpychać język do jego wnętrza i z zachwytem wsłuchiwałem się w jego szczere jęki przyjemności.

-Lou, to nie sprawi, że dojdę- sapnął- to jest za mało!- pisnął, gdy ścisnąłem jego udo.

Przewróciłem oczami i dłonią zawędrowałem do jego jąder, zaczynając je masować i pieścić.

Loczek opadł na łóżko i przez chwilę się nie ruszał.

-Żyjesz?- odwróciłem go w swoją stronę- cholera- jęknąłem, zauważając, że stracił przytomność.

-A mówiłem, żebyś jadł więcej- prychnąłem, podnosząc jego nogi i lekko klepnąłem go po policzku.

-Harry, Hazza. Wstawaj! Cholera.- syknąłem, gdy nie chciał się obudzić.

Pobiegłem do łazienki i w międzyczasie zadzwoniłem po pogotowie.

-Pieprzone niedożywienie.- wyczyściłem go porządnie i ubrałem w czyste ubrania.

Przynajmniej oddycha!

Po chwili do mojego domu weszli sanitariusze i zajęli się Harrym.

-Jak do tego doszło?- zapytał mnie jeden z nich.

-Zbyt duży wysiłek, tak myślę.- przygryzłem wargę z czerwonymi policzkami.

-On jest wychudzony- powiedział drugi- zdaje sobie pan sprawę z tego, że taki stan może doprowadzić do śmierci?

-Jest zapisany na leczenie. Jutro o dziewiątej miał trafić do prywatnego szpitala. Jesteśmy po konsultacji z dietetykiem. Obudzi się?- przestąpiłem z nogi na nogę.

-Jeśli nie zrobi tego w przeciągu 5 minut, będziemy zmuszeni podłączyć go do kroplówki żywieniowej- westchnął mężczyzna.

-Zabierzecie go do prywatnego ośrodka?- spytałem nerwowo i chciałem się zbliżyć, ale mnie odepchnęli.

-Kim Pan tak właściwie dla niego jest?- skrzywił się- ma pan jakieś dokumenty potwierdzające jego przyszły pobyt w ośrodku?

-Jestem jego chłopakiem, mamy skierowanie.- dorwałem się do książeczki zdrowia Harry'ego i odnalazłem papier.

-50 kilogramów? Jak mógł dopuścić się do takiego zaniedbania?- sanitariusz ułożył Harry'ego w bezpiecznej pozycji i próbował go ocucić.

-Modeling. Nie było mnie pół roku przy nim.- usiadłem na łóżku, wpatrując się w bladego Loczka.

-W jego stanie nie można pozwolić mu na duże wysiłki fizyczne- spojrzał na mnie poważnie.

-Budzi się- poinformował nas drugi mężczyzna.

-Wiem to. Zrezygnował z pracy.- poderwałem się w górę i przysiadłem obok Loczka.

-Louis- pisnął wystraszony- co się stało?- odebrał wodę od obcego faceta.

-Zemdlałeś, Hazz.- przejechałem dłonią przez jego włosy i z przerażeniem strzepnąłem mały kołtun, który został mi na dłoni.

-Jaki jest dzisiaj dzień tygodnia?- zaczęli zadawać mu proste pytania.

-Wtorek.- przewrócił oczami i usiadł prosto.

-Nie byłem w śpiączce, tylko zemdlałem!- prychnął.

-Takie są procedury- wzruszył ramionami- proszę koniecznie wstawić się do ośrodka.

-Będę tam jutro.- wymamrotał niechętnie i z moją pomocą wstał z podłogi.

-Niech pan coś zje- mruknął i razem z kolegą opuścili mój dom.

-Słyszałeś, panie Styles? Idziemy jeść.- warknąłem.

-Zjadłem już dzisiaj dużo- jęknął, łapiąc mnie za rękę.

-Zjesz jeszcze trochę. Nawet płatki z mlekiem, proszę, Harry.- spojrzałem na niego, czując, jak łzy podchodzą do moich oczu.

-Louis, ja znowu to zwymiotuję- spuścił wzrok na podłogę.

-Musisz jeść, Harry. Nie mogę cię stracić.- złapałem jego twarz w dłonie i zmusiłem, by patrzył na mnie.

-Jutro jadę do ośrodka, na pewno mnie nie stracisz- spojrzał na mnie smutno- nie chcę teraz jeść- pokręcił głową- chcę iść spać.

-Nie zasnę. Nie chcę się obudzić, a ty będziesz trupem.- pokręciłem głową.

-Mniejsze pół jabłka- westchnął, przytulając się do mnie.

-Drugą połowę mam zjeść ja?- uśmiechnąłem się i pociągnąłem go w stronę łazienki.

-Widzę, że mnie ubrałeś- zachichotał- bałeś się, że znajdą mnie nagiego?

-Nie chcę, żeby ktoś inny tak cię oglądał, poza tym, nie wypada, Harry- parsknąłem.

Przekroiłem jabłko dwie części i dałem mu tę mniejszą.

-Masz zjeść wszystko- pogroziłem mu palcem i sam ugryzłem swój kawałek.

-Harry, ja nie żartuję- przewróciłem oczami, widząc, jak niechętnie bierze gryz jabłka.

-Dobra, dobra.- westchnął i wgryzł się porządnie w jabłko, przeżuwając je dokładnie i przełknął.

Otworzył buzię, bym mógł go sprawdzić.

Jestem dumny!

-Czuje się jak dziecko- zaśmiał się, sięgając po wodę i popił sporą ilością zjedzony kęs jabłka.

-Te, bo miejsca tam zabraknie.- zabrałem mu butelkę.

-Już jestem pełny- wytknął mi język- jak myślisz, ile będę musiał tam być?

-Aż przytyjesz odpowiednio do swojego wzrostu. Nie chcę cię martwić, ale zobacz.- wetknąłem dłoń w jego włosy i przeciągnąłem, lekko ciągnąc za jeden kosmyk.

Pokazałem mu całą kępkę włosów w dłoni, a on pobladł jeszcze bardziej.

-Nie!- pisnął, biegnąc szybko do łazienki.

Stanął przed lustrem i zaczął szarpać za włosy.

-To nie może być prawda- pokręcił głową i rozpłakał się.

-Zostaw, jeszcze więcej ich stracisz.- złapałem za jego ręce i przytrzymałem przy bokach.

-Jestem obrzydliwy- pociągnął nosem- mój największy atut w pracy modela właśnie wypada garściami- próbował mi się wyrwać- zostaw mnie! Chcę być teraz sam!

-Nie rób głupstw, kochanie. Odrosną, to tylko włosy.- objąłem go szczelnie ramionami.

-Chodź, pójdziemy spać, za dużo wrażeń jak na dziś- pociągnąłem go lekko w stronę sypialni.

-Moje włosy...- zaczął po prostu głośno płakać i ciągle próbował je wyrywać.

Wziąłem go na ręce i przeniosłem do łóżka.

-Harry, zostaw je- złapałem za jego nadgarstki.

-Przecież jestem za młody, by ołysieć!- zaczął krzyczeć.

-No to dalej się odchudzaj!- nie wytrzymałem- dalej nie widzisz, jak bardzo cię to niszczy?!

-Chciałem po prostu zmieścić się w rozmiar. Chciałem być najlepszy!- zakrył swoje oczy dłonią i próbował ścierać łzy.

-Warto było?- warknąłem, nakrywając się kołdrą i odwróciłem się do niego tyłem.

-Nie..- mruknął cicho.

-Przytul mnie, proszę- szepnął i przycisnął czoło do mojej łopatki.

-Chodź tutaj- westchnąłem, przyciągając go do siebie- mam nadzieję, że to cię zmusi do leczenia.

-Nie chcę z tego rezygnować, jeśli to sprawi, że moje włosy wrócą. I zaczynam dostrzegać, że to boli, kiedy przypadkiem się uderzę. Mam siniaki na kościach- pociągnął nosem, wtulając twarz w moją pierś.

-Cieszę się, że w końcu to zauważyłeś- pocałowałem go w czoło- przepraszam za dzisiaj, nie powinienem zmuszać cię do tak wielkiego wysiłku, to przeze mnie zemdlałeś.

-Podobało mi się!- uderzył mnie lekko pięścią w ramię i zaraz potem zacisnął palce na moim nadgarstku, przymykając oczy z uśmiechem.

-Mam nadzieję, że jak wrócisz z ośrodka, to nie będziesz mi mdlał w takich okolicznościach- parsknąłem.

-Nie zawstydzaj mnie, Lou.- uderzył mnie delikatnie w ramię i zachichotał.

-Po prostu cholernie się przestraszyłem- złapałem go za rękę i ścisnąłem ją.

A on po prostu kolejny raz zaczął śpiewać:

Just stop your crying

It's a sign of the times

Welcome to the final show

Hope you're wearing your best clothes

You can't bribe the door

On your way to the sky

You look pretty good down here

But you ain't really good!

Zaśpiewał z uśmiechem na twarzy i mnie przytulił.

-Kocham cię- szepnąłem, całując go w czoło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top