Rozdział 28
Kilka miesięcy później...
Trzymałem mocno pod pachą szamoczącego się szczeniaczka rasy bernardyn.
Minęło dokładnie pół roku i nadszedł czas na święta, a ja jedyne co wiem o stanie Loczka to to, że jest u rodziny, bo sam mi to powiedział.
Szukałem teraz odpowiedniego numeru domu aż mi się udało i po chwili już pukałem do drzwi.
Otworzyła mi starsza, zadbana kobieta. Byłem pewny, że to matka Loczka, bo jest strasznie do niej podobny.
-Dzień dobry, zastałem Harry'ego?- poprawiłem sobie psa i uśmiechnąłem się niepewnie do kobiety.
-Louis, tak?- rozpoznała mnie i przepuściła w drzwiach, uśmiechając się do mnie.
-Tak, to ja- wszedłem do mieszkania.
Po chwili na korytarz wbiegł Harry.
-Louis! Miałeś być za tydzień!- dopadł do mnie i objął mnie ramionami i przytulił mocno, prawie miażdżąc szczenię między nami.
-Wypuścili mnie wcześniej, jestem czysty od pół roku, Harry- zaśmiałem się, obejmując go jedną ręką.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś.- pocałował mnie w policzek.
-Daj tego kolegę i wyskakuję z kurtki i butów.- zabrał ode mnie szczeniaka.
-Piękny jesteś, ślicznoto.- zachichotał.
-To prezent na święta- parsknąłem, rozbierając się i stanąłem obok Stylesa.
-Dla mnie?- jego oczy rozbłysły i spojrzał na mnie z tym błyskiem, aż zrobiło mi się gorąco.
-Dla ciebie- uśmiechnąłem się- to pies, wybierz mu imię.
-Może... Hugo?- zachichotał i przytulił do siebie szczeniaczka.
-Musiał być przecież drogi, jest rasowy.- westchnął i przyciągnął mnie po pocałunku.
-Odkąd nie mam żadnych uzależnień mam mnóstwo pieniędzy- parsknąłem- Tęskniłem za tobą- objąłem go w pasie.
-Ja za tobą też.- szepnął mi do ust.
-Tomlinson.- usłyszałem Gemmę i mimo wszystko się zestresowałem.
-Chodź tu.- pokiwała na mnie palcem z groźną miną.
Przełknąłem ślinę i wolnym krokiem do niej podszedłem.
-Mamy chyba do pogadania, kolego.- pociągnęła mnie do kuchni.
-Zmieniłem się! Poszedłem na odwyk, już nigdy więcej go nie skrzywdzę- wydukałem niepewnie.
-Co takiego mu zrobiłeś? Widziałam tylko zdjęcia, jak uciekł od ciebie zapłakany.- zmroziła mnie spojrzeniem.
-Po prostu się pokłóciliśmy. Skoro on sam nie chciał ci o tym powiedzieć, to ja też nie zamierzam- westchnąłem.
-Ostatnie ostrzeżenie, Tomlinson. Lepiej, żebyś planował z nim życie.- zmrużyła na mnie oczy.
-Spokojnie, planuję- mrugnąłem do niej- pozwól, że wrócę do swojego chłopaka- wycofałem się z kuchni i odnalazłem Loczka.
-Nie zabiła cię.- zachichotał, bawiąc się ze szczeniakiem.
-Wrócisz do mnie do domu?- wypaliłem, siadając obok niego.
-Teraz?- zdziwił się i przytrzymał pieska.
-Nie teraz, ogólnie. Chcę być dalej z tobą, dalej cię kocham, jednak nie wiem co ty czujesz po tak długiej rozłące- westchnąłem.
-Też cię kocham, głupku. Gdybym cię nie kochał, to bym cię nie odwiedzał.- przewrócił oczami.
-Na odwyku nie pozbyłem się dwóch uzależnień. Jedno, to uzależnienie od ciebie- pocałowałem go pod szczeką- a drugie, to uzależnienie od seksu- zaśmiałem się.
-Hej, nie miałeś się oduzależniać ode mnie.- uderzył mnie w ramię i zachichotał.
-Na pewno tego nie zrobię- pocałowałem go w usta.
-Siadajcie do stołu, dzieci.- zawołała nas mama Harry'ego.
-Mogą cię przepytywać- szepnął, ciągnąc mnie do jadalni.
-Dam radę.- połączyłem nasze palce razem.
*
-Miło było panią poznać- ostatni raz uścisnąłem dłoń Anny.
-Odwiedzajcie nas częściej- uśmiechnęła się do mnie.
Wziąłem od Harry'ego walizkę z jego ubraniami i stanąłem obok drzwi. Obserwowałem, jak ubiera swoje eleganckie, brzydkie buty.
-Nie patrz się tak. Wiem, co myślisz.- parsknął.
Troszkę go Gemma upiła, ale nie przeszkadza mi to.
Wstał i oparł się o moje ramię.
-Idziemy?- spojrzał na mnie z błyskiem w oczach.
-Jasne. Do widzenia Anne, Gemma, Robin.- kiwnąłem głową do rodziny Loczka i wyciągnąłem go na mroźne powietrze, starając się utrzymać wiercącego szczeniaka.
-Masz strasznie słaba głowę- zaśmiałem się, gdy źle stanął i nogi mu się ugięły.
-Cicho tam! Dobrze się bawię!- zaczął się śmiać.
Otworzyłem przed nim drzwi do auta i popchnąłem go lekko na siedzenie pasażera.
-Mogę go?- chciał wyciągnąć ręce po psa.
-Nie, pies musi być z tyłu- westchnąłem.
-Dlaczego? Przecież może siedzieć pod fotelem.- wydął wargę.
-Myślę, że wam obu wygodniej będzie siedzieć osobno- parsknąłem.
-Szkoda.- pogłaskał pieska i mogłem go odłożyć na tylne siedzenia i przypiąć go za smycz do pasów, po czym wsiadłem za kierownicę.
-Do mnie, prawda?- położyłem dłoń na jego kolanie.
-Tak, zaniesiesz mnie na górę, jak zasnę?- przykrył moją rękę swoją.
-Oczywiście.- uśmiechnąłem się i włączyłem ogrzewanie.
-Więc jesteś czysty od pół roku?- zaczął temat bawiąc się moimi palcami.
-Tak, całe pół roku.- uśmiechnałem się.
-Ale dalej będziesz mnie dobrze pieprzył? Czy stałeś się ciapą?- zaśmiał się pijako.
-Hej, nie jestem ciapą. Jutro się przekonasz.- ścisnąłem jego udo.
-No ja nie wiem, kim ty teraz jesteś- prychnął, łącząc nogi.
-Twoim chłopakiem, który dobrze cię pieprzy.
-Przez pół roku używałem samej ręki albo dildo, wiesz jakie to męczące?- jęknął.
-Spodziewam się tego, kochanie. Jutro dobrze cię zerżnę, ale będziemy mieli teraz trochę umiaru. Ograniczymy się do jednego seksu na dzień.- zachichotałem.
-Nawet jak będę bardzo potrzebujący?- zrobił smutną minę i spojrzał na mnie.
-Wtedy się zastanowimy, ale to w nagłych wypadkach.- skręciłem w kierunku mojego domu.
-Nie wiem czy podoba mi się taka zmiana- fuknął i odwrócił głowę w bok.
-Oczekiwanie będzie bardziej ekscytujące, Loczku.- zaparkowałem przy bramie i wyskoczyłem z auta, wypuszczając szczenię oraz pomogłem wysiąść mojemu pijakowi.
-Weź mnie na ręce- wymamrotał, łapiąc za moją szyję- umyjemy się razem?- pocałował mój policzek.
-Jasne.- podniosłem go.
-Prysznic, kąpiel?- spytał.
-Prysznic.- pokiwał głową i wtulił się we mnie.
-Ustoisz?- parsknąłem i otworzyłem drzwi kluczami.
-Nie jestem aż taki pijany- prychnął i zaczął się bawić moimi włosami.
-No nie wiem.- odstawiłem go w salonie i odpiąłem jego płaszcz.
-Ale ja wiem- mruknął, ściągając niedbale buty.
-Dobra, dobra. Śmigaj, Hugo.- przepuściłem szczeniaka, który wskoczył od razu na kanapę i tam się położył.
-Idziemy się myć?- brunet wskoczył na mnie i objął moją szyję.
-Czekaj, naleję wody psu i dam mu trochę jedzenia- zaśmiałem się, łapiąc go mocno za tyłek.
-Teraz mnie pies będzie zastępował.- oburzył się.
-Nawet nie zaczynaj- przewróciłem oczami i posadziłem go na blacie.
-Poczekam.- parsknął i zaczął machać nogami.
Nalałem świeżej wody do miski i nasypałem suchej karmy dla szczeniaków.
Złapałem lekko śpiącego Loczka na ręce i poszedłem w stronę łazienki.
-Myju-myju?- od razu zaczął się poruszać.
-Dzieciak- parsknąłem- rozbieraj się- postawiłem go na kafelkach i sam ściągałem z siebie ubrania.
-Tak jest!- zaczął się niezdarnie wyplątywać ze swetra.
Wrzuciłem brudne ciuchy do kosza na pranie i spojrzałem z politowaniem na Harry'ego.
Zaplątał się totalnie w swetrze.
-Pochyl się, łamago.- pokręciłem głową, odpinając szybko jego spodnie i je zdjąłem.
-Tak się teraz bawimy?- pokręcił biodrami.
-Chciałeś się umyć, to chyba muszę cię rozebrać.- pozbyłem się reszty jego ubrań.
Wszedłem do kabiny i pociągnąłem do siebie Harry'ego.
Puściłem wodę i sięgnąłem po żel pod prysznic.
-Ale cieplutko.- oparł się o mnie i przytrzasnął do ściany.
Wylałem odrobinę żelu na rękę i roztarłem na jego brzuchu.
-Tak się za tobą stęskniłem.- pocałowałem go w szyję.
-Ja za tobą też, Lou.- ułożył swoje dłonie na moich biodrach.
-Cały czas o tobie myślałem- wyssałem niewielką malinkę pod jego szczęką.
-Ja o tobie też. Kiedy tylko mogłem, to cię odwiedzałem.- zamruczał i odchylił bardziej głowę.
-A ja wtedy nie mogłem cię dotykać w taki sposób, jakbym chciał- przesunąłem dłońmi do jego pośladków.
-Nadal chcesz mnie tak dotykać?- spojrzał na mnie z pożądaniem w oczach.
-A dlaczego miałbym nie chcieć?- podniosłem brwi.
-Nie wiem, może ci się odwidział związek ze mną.- posmutniał i przyciągnął mnie bliżej swojego ciała.
-Miałbym zrezygnować z takiego ciała?
-Wiedziałem, że jesteś ze mną tylko dlatego!- zachichotał i mnie szturchnął.
-A ty jesteś ze mną dla czego innego?- parsknąłem, całując go w polik.
-Dlatego, że cię kocham.- zrobił mi dokładnie to samo i wylał mi prawie całą butelkę szamponu na głowę.
-Harry- westchnąłem. Trochę szamponu wlało mi się do oczu i zaczęło niesamowicie szczypać.
-Ojć? Wyglądasz, jakby ci się ktoś spuścił we włosy.- zaśmiał się.
Opłukałem się dokładnie i spojrzałem na niego rozbawiony.
-Naprawdę masz takie skojarzenia? Chyba powinieneś częściej pić- parsknąłem.
-To był ostatni raz, gdy tyle wypiłem. Głupia Gemma.- zaczął się niezdarnie myć.
-Gdybyś nie chciał, to byś nie pił- zaśmiałem się, wychodząc z kabiny.
-Oczywiście.- zabrał mi ręcznik, którym chciałem się owinąć i sam się nim wytarł.
Złapałem za jego biodra i przycisnąłem do umywalki.
-To mój ręcznik- parsknąłem.
-A ja jestem mokry i chcę się wytrzeć.- wcale się nie przejął faktem, że go przyciskam i się spokojnie wytarł.
-A co ze mną?- naparłem mocniej swoim ciałem na niego- schudłeś jeszcze bardziej- uśmiechnąłem się smutno.
-YSL stworzyło męski rozmiar 4. Musiałem schudnąć jako główny model, ale dbam o siebie!- parsknął.
-4? Harry, przecież ty masz wysoką niedowagę- westchnąłem, odsuwając się od niego- masz przytyć- założyłem skrzyżowane ręce na pierś.
-Taka praca modela, Louis.- pokręcił głową i wyszliśmy z łazienki.
-To jest już anoreksja- złapałem go za rękę- nie możesz ważyć tak mało. No właśnie- spojrzałem na niego przenikliwie- ile ważysz?
-Ważę pięćdziesiąt jeden kilogramów, Louis.- padł na łóżko całkiem nagi.
Dosłownie przypomina szkielet.
-Przy twoim wzroście powinieneś ważyć przynajmniej 65 kg.– westchnąłem głośno.
-To za dużo. Mogłem zostać przy pisemkach o modzie.- zagrzebał się pod kołdrą.
-Za dużo? To i tak minimum.- jęknąłem. Był zbyt chudy.
-Porozmawiajmy o tym, jak będę trzeźwy. Nie chcę nic nie pamiętać przez alkohol.- wyciągnął do mnie ręce.
-Na pewno nie ominie cię ta rozmowa- wszedłem na łóżko i przyciągnąłem go do siebie.
Wtulił się w moją pierś i ucałował tatuaż na niej.
-Też chciałbym mieć tatuaże, ale zarabiam ciałem.- westchnął z krzywą miną.
-Znajdź inną rzecz, na której możesz zarabiać.- wymamrotałem.
-Gdyby to było takie proste, Louis. Mam wiele kontraktów i nic mi się raczej tak nie opłaca, jak modeling. Jestem wysoki, więc to dobra praca dla mnie. Wolałbym wrócić do gazet, przynajmniej były wtedy ze mną plakaty.- wczołgał się na mnie.
-I wtedy mógłbyś przytyć- uśmiechnąłem się do niego.
-Tak, może odrobinę- szepnął, wtulając się we mnie.
Był taki drobniutki i delikatny, że bałem się go dotknąć.
-I mógłbyś mieć tatuaże. Twój prawnik załatwiłby te umowy. Damy radę, Harry. Ja dałem radę, ty też to zrobisz. Zaczynamy od jutra.- pocałowałem go w czubek głowy, ale on nawet nie zdążył mi odpowiedzieć, bo po prostu zasnął.
*******
Co tam u Was moi drodzy? 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top