Rozdział 27
Obudziłem się z okropnym bólem głowy i wrażeniem, że jestem wewnętrznie martwy.
Jęknąłem cicho i ręką zawędrowałem w kierunku połowy, na której zawsze śpi Harry.
Poderwałem się w górę, gdy pościel okazała się być zimna.
Od razu zacząłem ciężej oddychać.
Pamiętam tylko małe urywki z wczoraj.
Jestem stuprocentowo pewny, że był tu, jak wróciłem, ale dlaczego wyszedł?
Wzrokiem poszukałem swoich spodni, mając nadzieję, że znajdę w nich mój telefon.
Wstałem niepewnie i podszedłem do rozwalonych ubrań na podłodze. Znalazłem swoje spodnie i wyciągnęłam z nich telefon. Wybrałem numer do Loczka i czekałem, aż odbierze. Przynajmniej mam nadzieję, że odbierze.
Nie stało się to nawet po pięciu połączeniach, którymi miałem zamiar go nękać.
Z żalem podniosłem się w górę i ruszyłem do łazienki, czując, że robi mi się niedobrze od spożytej ilości alkoholu.
Wylądowałem z głową w muszli, jednak gdy usłyszałem dźwięk mojego telefonu od razu zerwałem się w jego stronę. Byłem trochę zawiedziony, że to był telefon od Liama.
-Stary, co ty mu zrobiłeś? Zdjęcie zapłakanego Harry'ego wynoszącego się z twojego domu jest w całym internecie- mruknął brunet.
-Nie mam pojęcia, Liam, co zrobiłem.- podniosłem się do umywalki i zamarłem na widok krwistych śladów na mojej piersi.
Nie zrobiłem tego.
Nie ma opcji.
Kurwa.
-Gdzie wczoraj byłeś? Zaprosiłeś mnie na wódkę, żebym sam ją wypił?- zaśmiał się.
-Byłem w klubie.- przejechałem palcami po śladach i po resztkach szminki.
-Liam, muszę kończyć- mruknąłem i rozłączyłem się.
Zdjąłem z siebie koszulkę i wskoczyłem pod prysznic, żeby zmyć z siebie to gówno.
Chłodna woda otrzeźwiła mnie odrobinę i mogłem się teraz pozbyć zapachu duszących damskich perfum z siebie.
Nie mogłem go przecież kurwa zdradzić!
Wyszedłem i kompletnie olałem nudności.
Ubrałem się w ekspresowym tempie i mimo ogromnego kaca, wszedłem do auta.
Ruszyłem w stronę mieszkania Harry'ego.
Dobijałem się do drzwi ile wlezie, aż w końcu otworzył mi Hemmings, od którego dostałem od razu lufę prosto w twarz na dzień dobry.
-Gdzie on jest?- wytarłem policzek i krzywiąc się, pocierałem go deliaknie.
-Na pewno się z nim teraz nie zobaczysz. Pakuje się, aktualnie.- chciał mi zatrzasnąć drzwi przed nosem, ale szybko się przedarłem przez nie do środka.
Od razu wdarłem się do sypialni Loczka.
Styles odwrócił się w moja stronę i cofnął się.
-Co ty tu robisz?- głos mu drżał. Było widać, że płakał.
-Nie pozwolę na to, byś wyjechał przez moją głupotę.- złapałem za jego torbę.
-Uspokój się- wysyczał, szarpiąc się ze mną- myślisz, że wyjechałbym dla ciebie z miasta, w którym każdy mnie zna? Niedoczekanie twoje. Wyjeżdżam na pokaz. Od razu odpocznę od ciebie- warknął- miło się spało, jak było cicho?- zapytał cwanie.
-Nie, nie chcę się budzić, gdy ciebie nie ma obok mnie- wydukałem- kocham cię, Harry, ja nie wiem co zrobiłem w klubie, ale na pewno cię nie zdradziłem- powiedziałem niepewnie- nie mógłbym ci tego zrobić.
-Masz rację, nie mógłbyś, ale Louis, mam dowody na to, że się z nią całowałeś- rzucił we mnie kopertą.
Otworzyłem ją niepewnie i zamarłem.
Ktoś wysłał mu zdjęcie, na którym całuję się z jakąś kobietą.
Spojrzałem na niego wystraszony.
-Minusy bycia rozpoznawalnym przez paparazzi. Nawet się nie tłumacz, nie chcę tego słuchać- prychnął, omijając mnie zgrabnie i wszedł do swojej łazienki.
-Harry! Nie, nie, nie możemy tego tak zostawić- ruszyłem za nim.
-Ty mnie wczoraj zostawiłeś! Na całą noc! Znowu- krzyknął do mnie.
Kolejny raz w jego oczach widziałem łzy.
-Fajnie było pić z nieznajomymi? Siedziałem w domu przez tyle czasu i czekałem na ciebie! A ty zabawiałeś się z jakąś szmatą- uderzał mnie w klatkę piersiową- To nie jest związek, wiem, że nie umiesz być w takiej relacji, ale ty nawet się nie starasz.
-Harry, byłem prawdopodobnie najebany jak meserszmit, nie chciałem tego, proszę, kochanie!- zacząłem się dobijać do łazienki.
Wyszedł dopiero po paru minutach i nawet na mnie nie spojrzał.
Przeszedł obojętny i wrzucił do torby kosmetyczkę.
Spojrzałem na jego polik. Zamazał moje ślady.
-Nie zostawiaj mnie tak, Harry. Co mam zrobić, byś był szczęśliwy? Co mam zrobić, byś nie był na mnie zły?- złapałem za jego dłoń.
-Przestań ćpać, palić i pić- spojrzał na mnie poważnie- rzuć tę chorą robotę i zajmij się czymś poważniejszym.
-Czym mam się zająć, Harry! Byłem w pierdlu. Nikt mnie nie przyjmie, nigdzie!- złapałem za jego ramiona, delikatnie je ściskając i lekko nim potrząsnąłem.
-Nie bij mnie- skulił się i zamknął oczy.
-Nie biję! Tylko cię trzymam, Harry.- odsunąłem się od niego.
-Zrobiłem ci coś wczoraj?- spytałem niepewnie.
-Nie- cofnął się jeszcze dalej- zostaw mnie już w spokoju. Nie chcę być z kimś i cały czas się bać, że mnie skrzywdzi.
-Nie chcę cię skrzywdzić, kochanie, proszę.- padłem na kolana przed nim i objąłem jego nogi.
-Obiecaj mi, że się zmienisz- szepnął i niepewnie położył dłoń na mojej głowie.
-Ja... Nawet mogę iść na odwyk, tylko proszę. Nie zostawiaj mnie.- nawet nie wiem od kiedy płyną mi łzy.
-Nie zostawie cię, ale wyjechać muszę- uklęknął przede mną- zapiszesz się na odwyk, jasne?- wytarł moje policzki.
-Nie mam na tyle odwagi, by iść samemu.- pokręciłem głową.
-Weź ze sobą Liama- wziął walizkę i ruszył w stronę drzwi- Louis- spojrzał na mnie poważnie- nie zawiedź mnie.
-Oni mnie tam zamkną na długo, Harry.- pokręciłem smutno głową.
-Będę cię odwiedzać- uśmiechnął się do mnie i zniknął za drzwiami.
Usiadłem bezsilnie na dywanie i objąłem się ramionami, starając się zrozumieć wszystko.
Wyciągnąłem swój telefon i wybrałem numer do Payne.
-No co jest?- usłyszałem po paru sygnałach jego szczęśliwy głos.
-Liam, zabierz mnie na odwyk- wydukałem.
-Ha, dobry żart, Tommo. Czekaj, ty mówisz serio.- uświadomił sobie po chwili.
-Za godzinę u mnie w domu- westchnąłem i się rozłączyłem.
-Muszę cię wyprosić, dupku.- Hemmings stał w drzwiach gdy uniosłem na niego brew.
-Powiedz mu, żeby mnie odwiedził, kiedy wróci- wstałem z ziemi i wyszedłem z pokoju.
-Dobry wybór, Tomlinson.- wyminął mnie na schodach i zaczął majstrować przy alarmie.
*
Otworzyłem drzwi Liamowi, a on wszedł jak torpeda do mojego domu.
-Odwyk? Oni cię tam zamkną, Louis- jęknął, siadając na schodach.
-O to chodzi. Obiecałem poprawę. Muszę dotrzymać słowa, nie mogę go stracić, Liam.- wpadłem w ramiona przyjaciela, siadając obok.
-Wybrałeś już jakiś ośrodek?- poklepał mnie po plecach i odsunęliśmy się od siebie.
-Jest trochę dalej niż przypuszczałem, ale tak. Zapisałem się już. Mam pojawić się tam jutro po południu. Pomożesz mi się spakować? Nie umiem tego robić.- westchnąłem, a brunet pokiwał głową i zaczęliśmy pakować w sypialni moją torbę.
-Jestem z ciebie dumny, stary.- zaskoczył mnie tym, a ja uśmiechnąłem się lekko.
-Wydaje mi się, że nie byłem uzależniony tylko od narkotyków i alkoholu, wiesz?- schowałem drugą parę spodni do torby, a on spojrzał na mnie pytająco.
-Myślę, że mogę też być uzależniony od seksu i być, tak trochę, sadystą. Zaszło to zbyt daleko. Ostatnio dość mało delikatnie potraktowałem Loczka... Przez to tu jestem. Jeszcze podobno przelizałem się z jakąś laską.- pokręciłem głową, a Liam upuścił moją koszulkę.
-Zdecydowanie dobrze ci zrobi odwyk. Harry odpocznie trochę od ciebie, a ty odpoczniesz od używek i innych uzależnień.- uśmiechnął się pod nosem.
-W sumie to zastanawia mnie ta piękna opuchlizna na twojej twarzy.- zachichotał niewinnie, a ja się skrzywiłem.
-Ochroniarz H ma parę w łapie.- pokręciłem głową z rezygnacją, po czym domknąłem torbę.
-Jeszcze tylko szampony i te inne pierdoły, takie jak maszynka do golenia i szczoteczka.- podniosłem się, czując jak coś mi strzyka w kolanie i się skrzywiłem.
-Starość.- zażartował Liam.
-Jeszcze dwa lata do trzydziestki, bez przesady. Jestem młody i całkowicie sprawny.- przewróciłem oczami.
-Co masz zamiar z tym zrobić?- przyniósł mi broń, która zawsze była pod moją poduszką.
-Zostaw ją tam. Muszę jeszcze pojechać do Steve'a.- przełknąłem ciężko ślinę.
-Koniec pracy jako treser szmat? Też mogę się wycofać?- wyszczerzył się do mnie.
-Niall jest zazdrosny?- poruszyłem do niego brwiami, czując się zdecydowanie lepiej niż wcześniej.
-Niall i Zayn. Zayn boi się, że ktoś się dowie o mojej pracy, więc chcę z tego zrezygnować, skoro ty to robisz.- pokiwał głową i uśmiechnął się na wspomnienie swoich partnerów.
-To chodźmy.- spakowałem kosmetyczkę do plecaka, gdzie spakowałem też laptopa i kilka rzeczy, które mi się przydadzą. Między innymi zapomniany już dawno notes z nutami.
Może będą mieli fortepian.
-To jedźmy pozbyć się roboty.- klepnął mnie w plecy i wręcz wypchnął z domu.
**
-Było miło współpracować, Louis. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na pomoc, przyjacielu.- Steve zrozumiał moją decyzję i przyjął moje wypowiedzenie z godnością. Tak samo było w przypadku Liama.
-Pewnie zobaczymy się jeszcze nie raz. Przyciągam kłopoty.- zaśmiałem się.
-Robisz to, zdecydowanie.- potwierdziła żona mojego szefa, a ja tylko ją przytuliłem ze śmiechem.
Sam pamiętam, jak ją kiedyś wystraszyłem po jednej z walk, na które uczęszczałem i to z nich jest część blizn.
Większość jednak zostawił po sobie ojciec i Nick.
Małe kółeczka w niektórych miejscach na ciele zdecydowanie nie są miłym wspomnieniem papierosów w więzieniu.
Wypalane ciało cuchnie gorzej niż same pety.
-Powodzenia.- uśmiechnęli się do mnie i opuściliśmy z Liamem burdel.
Dobrze, że żaden z tych szczurów z aparatami się tu nie zapuszcza.
-To co, Louis? Ostatnie piwko? Góra dwa?- klepnął mnie w plecy.
-O tak.- pokiwałem głową i wróciliśmy do mojego mieszkania.
*********
Co wy na to, by był codziennie rozdział do czegoś? 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top