Rozdział 26
Siedziałem na krzesełku w pierwszym rzędzie i byłem podekscytowany na zobaczenie mojego skarba na wybiegu.
Pracował na to od wielu lat. W końcu mu się to udało i wybrali go.
Światła zgasły i rozbudowały się reflektory.
Muzyka była coraz głośniejsza, aż w końcu zobaczyłem Harry'ego.
Otwierał pokaz w bardzo obcisłym kombinezonie.
Od razu rzucili go na głęboką wodę.
Loczek uśmiechnął się i wyczekał odpowiedni moment i ruszył przed siebie pewnym krokiem.
Uniósł wyżej głowę i rozświetlił całą salę swoim rozkosznym uśmiechem.
Zaprezentował profesjonalnie swój strój i wykonał jedną z poz, których się nauczył w pisemkach.
Powiem szczerze, gorąco mi.
Gdy wracał, spojrzał na mnie na ułamek sekundy i puścił mi oczko.
Po chwili znowu się wyprostował i zniknął za kotarą.
Następnym strojem jaki pokazywał był dobrze dobrany garnitur.
Tym razem szedł z jakaś dziewczyną.
Mam wspaniałego i pięknego chłopaka. Zdecydowanie.
Pokazywał wiele dopasowanych kreacji, aż w końcu z garniturów wszyscy przeszli na płaszcze.
Harry na wybiegu czuł się, jak ryba w wodzie.
Szedł profesjonalnie, stanowczo i pewnie siebie.
Prezentował najlepiej, jak umiał wszystkie ubrania, dodatki i te śmieszne buty.
Jeśli dostanie te wszystkie rzeczy do domu, to zdecydowanie go w nie wcisnę, znowu.
Pokaz zakończył się parunastu minutach, a ja mogłem udać się do garderoby Loczka.
Jego ochroniarze przeprowadzili mnie do jego specjalnego pomieszczenia i po chwili już zostałem posadzony na skórzanej kanapie.
-I jak wypadłem?- po chwili Styles pojawił się i usiadł przy mnie.
-Świetnie kochanie! Byłeś najlepszy.- objąłem go ramieniem.
-No mam nadzieję, że patrzyłeś tylko na mnie tym rozpalonym wzrokiem- parsknął.
-Oczywiście, cały czas czekałem aż się pojawisz. Uwielbiam twoje pozy.- wyszczerzyłem się.
-Przed chwilą zagadał do mnie znany projektant i chce, żebym poszedł u niego w wybiegu- uśmiechnął się.
-Brawo kochanie.- pocałowałem go w policzek.
-Zabierzesz mnie na jakieś żarcie? Jestem trochę głodny- zrobił smutną minę.
-Tak się kończy nie jedzenie przed pokazami.- pacnąłem go w udo.
-Spacer?- zaproponowałem.
-Widziałeś jaki miałem płaski brzuch na wybiegu? Głodówka jest najlepszym wyborem w mojej pracy, zamiast strasznych ćwiczeń- fuknął- umrę z głodu na tym spacerze.
-Kupię ci watę cukrową.- przewróciłem oczami.
-Przebierasz się?- ułożyłem dłoń na jego kolanie.
-Mam ochotę na coś niezdrowego. Pizza albo kebab- mruknął, wstając ze mnie- podoba ci się to co mam na sobie? Mam w tym zostać?
-Podoba się, ale znając ciebie pobrudzisz się.- parsknąłem.
-Nie jestem dzieckiem- prychnął i zaczął ściągać obcisłe spodnie.
-Wiem to.- rozsiadłem się wygodniej, obserwując, jak pięknie wygląda bez ubrań.
-Podoba ci się to co widzisz?- zaśmiał się, siadając na moich kolanach w samych boksekach.
-Zdecydowanie tak.- uśmiechnąłem się leniwie.
-Boję się, że ludzie będą mnie oceniać po wzroście.- westchnąłem i ułożyłem dłonie na jego biodrach.
-Bardziej przejmowałbym się tym brzuchem- dźgnął mnie w niego i zaśmiał się- nie jesteś aż taki niski. Przynajmniej będą myśleli, że jestem na górze- wytknął mi język.
-Oczywiście. Zwłaszcza po tym zdjęciu w majteczkach.- parsknąłem.
-A no właśnie, mój manager mówił, że to zdjęcie wywołało burzę w internecie i zainteresowało się mną paru nowych projektantów- zszedł ze mnie i podszedł do szafy- wiesz co mam na myśli? Powinnyśmy robić więcej takich wyuzdanych zdjęć, bo wtedy zarabiam więcej nawet przez polubienia na Instagramie.
-Kurwa, chętnie.- oblizałem się.
-Ubieraj się kochanie, zabiorę cię na sushi, co ty na to?- sprawdziłem, czy mam portfel w kieszeni.
-Sushi body?- podniósł brew w rozbawieniu i wsunął na siebie spodnie.
-Nie, Harry, kiedyś zamówimy do domu i wtedy. Weźmiemy na wynos i pochodzimy po mieście.- uśmiechnąłem się do niego.
-Nie jadłem prawie dwa dni- jęknął głośno i podszedł do mnie, ściągając ze mnie bluzę, po czym sam ją na siebie założył.
-A ja co mam ubrać?- uniosłem brew na niego.
-Masz przecież koszulkę- wzruszył ramionami.
-Ale będzie mi zimno.- zgarnąłem z wieszaka jeansową kurtkę z futerkiem na kołnierzu.
-Mogę to, prawda?- parsknąłem i ubrałem się w to.
-Wiesz, ile to kosztuje? Zabiją mnie za to, ale weź, będziesz wyglądać jak bad boy- pocałował mnie.
-O to chodzi.- mrugnąłem do niego.
Gdy tylko wyszliśmy z garderoby i budynku, oślepiły nas flesze aparatów.
Harry złapał mnie pewnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Złap mnie za tyłek- szepnął do mnie, a ja po chwili zdezorientowania to zrobiłem.
-Moja mama by mnie za to zabiła. Uczyła mnie bycia gentlemanem.- zaśmiałem się, śmiało idąc przodem.
Nikt się na szczęście nie zbliżał się na tyle, bym czuł się zagrożony, a to dzięki Hemmingsowi, który idzie przodem.
-Ale za to będziemy na stronach wszystkich szmatławców- mruknął, patrząc prosto w obiektyw.
-To chyba dobrze.- pociągnąłem go w kierunku najbliższej restauracji sushi.
-Przy oknie?- upewniłem się i otworzyłem przed nim drzwi.
-Może być- uśmiechnął się do mnie i wszedł do baru.
-Zajmij miejsce, a ja zamówię.- pocałowałem go w policzek.
*
-Zaliczysz mnie w toalecie?- zapytał nagle w połowie kolacji.
-Harry!- aż się zakrztusiłem.
-To będzie skandal nad skandalami, jak wyjdziesz taki zerżnięty.- pokręciłem głową.
-Nikt nie będzie wiedział, że mnie nawet ruszyłeś- złapał za moją rękę.
-Oczywiście. Idź.- machnąłem głową w kierunku łazienki.
Zerwał się podekscytowany i ruszył w odpowiednią stronę.
Po chwili dostałem od niego zdjęcie, na którym stoi przed lustrem z podciągniętą bluzą i dotyka swoje sutki.
Przygryzłem wargę i również się podniosłem, dołączając do niego.
-Pozwoliłem ci się dotykać?- przycisnąłem go do ściany.
-Przepraszam.- pochylił się do mnie po pocałunek.
-Nie mam lubrykantu i prezerwatyw. Nie dość, że wezmę cię na sucho, to jeszcze będziesz przeciekał. Tego chcesz?- zderzyłem ze sobą nasze biodra.
-Wytrę się.- zachichotał i wyciągnął chusteczki z kieszeni, kładąc je na umywalce i odwrócił się do mnie tyłem.
-Jak chcesz- wzruszyłem ramionami- omijamy rozciąganie?- przejechałem palcem po jego męskości ukrytej za spodniami.
-Nie wiem, czy dam radę.- westchnął cicho.
-Chcę widzieć twoje łzy, kochanie- pocałowałem go w policzek- napluj mi na rękę- przysunąłem otwartą dłoń do jego ust.
-Nienawidzę tego robić.- splunął posłusznie i wpatrywał się w lustro przed nami.
Nawilżyłem swojego penisa i polizałem swoje palce, wkładając je w niego.
-Jednak rozciągniesz?- zamruczał, wypinając się do mojej ręki.
-Jak mnie o to ładnie poprosisz- zgiąłem mocno palce w jego wnętrzu.
Sapnął z zaskoczeniem i zajęczał cicho.
-Proszę, Louis.-wymamrotał.
-Louis?- prychnąłem, wyciągając palce z niego- chyba muszę ci przypomnieć, jak masz się do mnie odzywać, na kolana- szarpnąłem go za włosy, a on w zaskoczeniu upadł przede mną.
Uderzyłem go w twarz i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał.
-Kim dla ciebie jestem?- zapytałem, naciskając stopą na jego krocze.
Zaskomlał i w jego oczach rzeczywiście pojawiły się łzy.
-Panem.- zadrżała mu broda i odetchnął ciężko.
-Nie becz, jeszcze nawet z tobą nie zacząłem-nacisnąłem mocniej, aż pisnął głośno.
-Nie, Louis! To boli- złapał za moją nogę.
-O to chodzi. To twoja kara.- wywróciłem oczami.
-Dobrze wiesz, że cię nie skrzywdzę, tak? Ty sam siebie krzywdzisz. Gdybyś od początku stosował się do zasad, to już dawno dochodziłbyś na umywalkę- mruknąłem, kręcąc nogą.
-Właśnie mnie krzywdzisz. Deptanie po erekcji boli.- odepchnął moją nogę.
-Wstań i oprzyj się o umywalkę- odsunąłem się od niego.
Westchnął cichutko i się podniósł, dociskając dłoń do obolałego krocza i się odwrócił.
-Dalej chcesz to zrobić?- zapytałem, gdy wzdrygnął się, jak go dotknąłem w bok.
-Nie bij mnie ani nie deptaj, to mogę ci pozwolić we mnie wejść.- wytarł swoją twarz o rękaw koszuli.
-Za bardzo odbiegamy od tego seksu co był kiedyś- westchnąłem- wracajmy do domu- mruknąłem, wiedząc, że i tak nie dam rady go dzisiaj nie skrzywdzić.
Nawet nie zauważył, że ćpałem przed wybiegiem.
Skinął lekko głową i szybko się ubrał.
-Louis!- fuknął, gdy dostrzegł na policzku małe zaczerwienienie.
-Nie możemy tak wyjść- jęknąłem, przykładając swoją dłoń do jego twarzy.
-Zadzwoń do Hemmingsa. Moja torba z kosmetykami Lou jest w samochodzie.- westchnął i przymknął oczy, wtulając się w moją rękę.
Złapałem go za szczękę i pocałowałem mocno.
-Nie chciałem tego- szepnąłem, wyciągając telefon.
-Jest okay.- wzruszył ramionami i wtulił się we mnie z malutkim uśmiechem.
Wybrałem odpowiedni numer i czekałem, aż ochroniarz odbierze.
-Halo, Lewis?- zaśmiał się.
-Zablokowaliście się w tej łazience czy co?- słyszałem go już nawet pod drzwiami.
-Potrzebujemy kosmetyczki Harry'ego- westchnąłem.
-Coś ty mu zrobił?- jego głos stał się poważny.
-Nie, Luke, nie pobił mnie.- zabrał ode mnie telefon i wywrócił oczami.
-Masz mi przynieść to, o co cię proszę w trybie natychmiastowym- fuknął.
Zaraz po tym się uśmiechnął i oddał mi telefon.
-Teraz zrób mi malinkę na policzku to się nie kapnie.- nachylił się do mnie.
-Wedle życzenia- zaśmiałem się, zasysając na jego twarzy.
Zaczął mruczeć z zadowoleniem i objął mnie w pasie.
Skończyłem oznaczać jego policzek dopiero wtedy, gdy Hemmings zaczął pukać do drzwi.
-Nie mogłeś w mniej widocznym miejscu?- parsknął, podając mi kosmetyczkę.
-Oops?- uniosłem brwi i oparłem się o ścianę, gdy Harry zakrywał ślady.
-A usta i rzęsy?- zaśmiałem się, gdy włożył kosmetyk do opakowania i je zamknął.
-Cicho tam, Tomlinson.- uniósł na mnie brew i opuściliśmy łazienkę, trzymając się za ręce.
Oczywiście, gdy wyszliśmy z restauracji zostaliśmy zaatakowani przez flesze aparatu.
Styles ścisnął mocniej moją dłoń i przyspieszył kroku.
-Samochód zaraz tu podjedzie.- Hemmings pilnował, by dziennikarze, którzy zadawali wiele pytań nas nie otoczyli.
Próbowałem nie wsłuchiwać się w ich pierdolenie, więc postanowiłem odwrócić swoją uwagę i zapalić.
-Męczący dzień.- Harry oparł brodę na moim ramieniu i westchnął cicho, obserwując jak się zaciągam nikotyną.
-Dla mnie był świetny, tylko końcówka poszła nie po mojej myśli- objąłem go jednym ramieniem.
-Dzięki.- skrzywił się i usiadł na krawężniku, krzyżując nogi w łydkach.
Nie zważając na osoby wokół nas zrobiłem dokładnie to samo.
-Może dzisiaj się napijemy?- szepnąłem do niego, specjalnie zahaczając o jego ucho.
-Czego takiego? Chcesz poświętować mój pokaz?- zachichotał i odgonił ze swojej twarzy dym.
-Napiłbym się czegoś mocnego, nigdy nie widziałem jak pijesz. Możemy zaprosić Liama, Zayna i Nialla- mruknąłem.
-Zazwyczaj nie pijam mocnych rzeczy.- zachichotał.
-Ale dobrze. Napiszę do nich.- wyciągnął iPhone'a i szybko wysłał chłopakom wiadomość.
-Zamówimy pizzę, bo nadal jestem głodny.- podniósł się i wytrzepał swoje spodnie, gdy dostrzegł limuzynę.
-Przytyjesz- prychnąłem, otwierając przed nim drzwi.
Gdy wchodził, odwróciłem się ostatni raz do fotografów i perwersyjnie obliczałem usta.
-Dzięki, Louis.- prychnął Harry i usiadł pod drugimi drzwiami z fochem wymalowanym na twarzy
-Co tym razem zrobiłem nie tak?- jęknąłem, kładąc głowę na jego kolana.
Nie odezwał się do mnie tylko wetknął dłoń w moje włosy i patrzył za szybę
-Harry, znowu masz swoje humorki?- złapałem go za rękę.
-Tak, mam swoje humorki.- odciął się i wyciągnął swój telefon, zaczynając przeglądać Instagrama
-Chociaż mi powiedz, za co powinienem przeprosić - westchnąłem, siadając normalnie.
-Nie mogę nawet zjeść pieprzonej pizzy, bo gdy nie myślę o diecie i o jej kaloriach to KTOŚ mi ciągle przypomina.- westchnął.
-Przestań być aż tak uczulony na takie głupoty- prychnąłem- to wszystko żarty, nic ci się nie stanie jak raz na jakiś czas zjesz coś tuczącego- irytowałem się powoli.
-Tobie się tak wydaje, że to takie proste, Louis.- spojrzał na mnie z chłodem w oczach.
-A nie jest? Wiem, że zarabiasz swoim ciałem, ale ty masz niedowagę, Harry- jęknąłem bezradnie.
-Muszę ją mieć. Te ubrania są maleńkie w obwodzie, a ja czuję się dobrze ze swoją wagą i nie mam wyrzutów sumienia.- werblował palcami o swoje kolano.
-Przestań w końcu się obrażać na mnie za takie dokuczanie ci, już mnie to męczy, bo wcale nie robię tego, żeby ci coś wypomnieć.- wymamrotałem.
-Mam o co się obrażać, Louis!- fuknął na mnie i po raz pierwszy w życiu zostałem odepchnięty od niego.
-Nie przesadzasz trochę?- zdziwiłem się jego zachowaniem.
-Może przesadzam, a może nie.- westchnął cicho i oparł czoło o chłodną szybę.
Zauważyłem, że limuzyna zatrzymała się pod moim domem.
-Idziesz do mnie?- zapytałem. Trochę nie wiedziałem, jak mam się zachować.
-Idę.- westchnął i otworzył sobie drzwi.
-Nie chcę, żebyś był obrażony na wszystkich, kiedy oni przyjadą- otworzyłem mu mieszkanie.
-Nie jestem obrażony na wszystkich, tylko na ciebie.- parsknął i przeszedł do środka, szybko pochylając się, by zdjąć buty.
-W takim razie co tu jeszcze robisz?- prychnąłem, idąc do barku i wyłożyłem dwie butelki wódki na stół w salonie.
-Przesiaduję w domu mojego chłopaka dupka, którego kocham.- przewrócił oczami i usiadł na kanapie
-Jak go tak kochasz, to przestań się na niego obrażać za nic- podszedłem do szuflady i niezauważalnie wyciągnąłem dragi, po czym ruszyłem do kuchni.
-Mam powody, Louis. To tak, jakbym ja ci ciągle przypominał o gorszych momentach twojego życia.- odchylił głowę na kanapie.
-Nie porównuj swojej histerii do mojego koszmaru- mruknąłem, wyciągając torebeczkę z białym proszkiem.
-Nienawidzę się z tobą kłócić, wiesz?- spojrzał na mnie z salonu i zmarszczył brwi.
-Co ty masz zamiar zrobić?- uniósł się z miejsca powoli.
-Odprężyć się- westchnąłem, dzieląc sobie dwie części i zrobiłem z banknotu rulonik.
-Louis, nie możesz zawsze uciekać do koksu.- położył dłoń na moim ramieniu i przyciągnął mnie do swojego torsu.
-Och, teraz to się do mnie kleisz? Nie odpychasz mnie?- wyślizgnąłem się z jego ramion i wciągnąłem jeden przydział.
-Nie kleję się, pedale jeden do cholery, tylko staram się ciebie oderwać od nałogu. Ile wytrzymałeś, Louis? Dwa tygodnie? Jesteś dumny z takiej porażki?- strzepnął narkotyk z blatu i zabrał mi całą paczkę sprzed nosa.
-Jestem cholernie dumny z siebie- warknąłem, łapiąc za jego nadgarstki- nie pozwalaj sobie za bardzo, bo ledwo się hamuję- ścisnąłem mocno jego ręce i puściłem go tak, że prawie upadł.
-Chcesz się znowu zaćpać? O to ci chodzi, Louis?- złapał za swoje dłonie i je potarł z krzywą miną.
-Może tak by było lepiej- prychnąłem, ubierając buty, sięgnąłem jeszcze po papierosy i małe pudełko mojej bluzy, która wisiała na wieszaku i otworzyłem drzwi.
Opuściłem szybko teren swojego mieszkania i zacząłem spacerować po tak zwanych ulicach podziemia.
Kiedy postanowiłem wrócić z klubu dla opryszków, byłem już mocno napity, a Harry'ego nie było u mnie w salonie, gdzie go zostawiłem.
Domyśliłem się, że jest u mnie w sypialni, przez ciche, ledwie słyszalne pochrapywanie Loczka.
Wtargnąłem do niego i wcale nie byłem cicho.
Chwiejąc się, próbowałem ściągnąć z siebie spodnie, ale zawyżyłem swoje umiejętności i padłem jak długi na podłogę.
Podskoczył na łóżku z przerażeniem i szybko zapalił lampkę.
-Louis...- westchnął smutno i podniósł się z łóżka.
Podszedł do mnie i mnie podniósł z ziemi, pomagając mi zdjąć spodnie.
-Zostaw- prychnąłem- jestem przez ciebie w tył o 3 stówy. Myślisz, że ten proszek to był cukier puder?
-Trudno, może to cię powstrzyma.- podszedł do szafy, wyciągając jakąś moją koszulkę.
-Chodź tu.- pociągnął mnie za ramię do łazienki.
-Nic mnie nie powstrzyma- warknąłem, siadając na brzegu wanny- to mi pomaga.
-Spałeś z kimś w tym klubie?- zapytał, przypatrując się mojej klatce piersiowej, gdy zdjął moją koszulkę.
-Nie. Ktoś się do mnie przyssał, ale nie pozwoliłem na nic więcej.- przewróciłem oczami.
-Byłeś w stanie się komukolwiek sprzeciwić?- podał mi czyste ubranie.
-Jak widać byłem.- prychnąłem cicho i się ubrałem.
-Na pewno dobrze się czujesz? Brałeś coś jeszcze jak wyszedłeś?- wiedziałem, że jest wściekły, ale i tak próbował mi pomóc.
-Tak. Brałem, piłem, paliłem.- zaśmiałem się i podszedłem do umywalki, by umyć zęby.
-Dlaczego mi to robisz?- szepnął i wyszedł z łazienki.
-Bo mi z tym dobrze, Harold.- podążyłem za nim, ciągle się chwiejąc i padłem na łóżko obok niego, gdzie on starał się wcisnąć w spodnie.
-Nie zakładaj ich- szepnąłem, ściskając jego biodra.
-Nie, Louis. Nie mam zamiaru spać z tobą w jednym łóżku, po tym jak się gździłeś z jakąś szmatą.- wyrwał mi się i szybko zapiął pasek.
-Harry, przestań robić problemy- jęknąłem- nic nie zrobiłem, nie zdradziłem cię.
-Ale pozwoliłeś, by jakaś szmata robiła ci malinki centralnie na tatuażach, które ja uwielbiam całować!- krzyknął na mnie.
-Dobra, idź stąd- przykryłem się- jesteś za głośny.
-Taki miałem zamiar.- opuścił mój pokój, specjalnie trzaskając drzwiami i to samo potem zrobił z drzwiami wejściowymi.
*********
A u nich znowu problemy...
Wybaczcie tę przerwę spowodowaną moim brakiem dostępu do sprzętu takiego jak laptop. Nie miałam jak przetransportować rozdziałów z worda na wattpada, więc trochę zeszło...
Miłego wieczoru kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top