Rozdział 19

Razem ze śpiącym Lousiem na rękach otworzyłem niezdarnie drzwi do domku za miastem.

Odłożyłem go z cichym westchnięciem na kanapę.

Jak się idzie po schodach to już taki lekki nie jest.

Szatyn zwinął się w kulkę i cicho chrapał.

Musiał być naprawdę zmęczony tym wszystkim, bo nawet nie przebudził się gdy wyciągałem go z auta.

-Odpoczywaj.- przykryłem go złożonym na oparciu kanapy kocem i odgarnąłem mu włosy z czoła.

Usiadłem przy meblu i obserwowałem jego spokojną twarz.

Wyglądał idealnie, jakby te wszystkie straszne zdarzenia nie miały miejsca.

-Chciałbym cofnąć czas i sprawić, że to by się nigdy nie zdarzyło.- szepnąłem sam do siebie.

-Też bym tego chciał- otworzył oczy i spojrzał na mnie smutno.

-Od kiedy nie śpisz?- zaśmiałem się niezręcznie.

-Przytulisz mnie?- ominął moje pytanie, siadając niezdarnie.

-Jasne.- przyciągnąłem go do swojego ciała i ucałowałem czubek jego głowy.

Od razu wtulił się we mnie.

Czułem, że płacze, więc zacząłem bujać się uspokajająco.

-Spokojnie Lou, jestem z tobą- szepnąłem.

-Mimo tego wszystkiego... Ty cały czas przy mnie jesteś. Opiekujesz się mną, mimo że to moja rola.- zacisnął dłonie w pięści na mojej bluzie.

-To nie tylko twoja rola, w związku ludzie nawzajem się wspierają i opiekują- przysunąłem go bliżej.

-Dla mnie to dziwne. Czuję się teraz malutki.- poklepał mnie po plecach.

-Cóż, do najwyższych nie należysz- próbowałem jakoś go rozbawić.

-To nie ja jestem mały, to ty jesteś wysoki!- uderzył mnie w ramię.

-Nie przesadzaj- uśmiechnąłem się- nie jestem aż taki wysoki.

-Jasne, panie ponad metr osiemdziesiąt.- przedrzeźniał mój złośliwy ton głosu.

-Panie? Zamieniamy się?- parsknąłem.

-Nie.- zmrużył na mnie oczy.

-Przepraszam, to mogło być nie na miejscu- spuściłem wzrok.

Jestem idiotą.

-To ja tu jestem panem mój drogi.- mrugnął do mnie.

Stary Louis wraca.

-Tak, Panie- uśmiechnąłem się jak idiota.

-Nie teraz, Harry.- rozczochrał moje włosy i podniósł się z kanapy.

-Jemy coś?- spytał.

-Na co masz ochotę? Poprosiłem Gemmę, żeby napełniła nam lodówkę- również wstałem i ruszyłem w stronę kuchni.

-Zjadłbym spaghetti.- oblizał się, podążając za mną.

Cieszyłem się, że chociaż trochę odżył i nie siedzi już tylko w jednym miejscu, patrząc się niewiadomo gdzie.

Powoli wraca mój kochany Louis.

Wskoczył z trudem na blat i usiadł na swoich dłoniach, przyglądając mi się uważnie.

-To trochę kaloryczne danie- mruknąłem, wyciągając makaron- zjemy z ciemnym makaronem.

-Ważne, że spaghetti.- oblizał się.

*

-Pobrudziłeś się- kciukiem wytarłem jego policzek.

Zmarszczył uroczo nos.

-Tego nie da się jeść spokojnie.- oblizał się i spojrzał znacząco na garnek.

-Chcesz jeszcze?- zapytałem, dojadając swoją porcję.

-Mhm. To pyszne.- przygryzł wargę.

-Starałem się- uśmiechnąłem sie do niego i nałożyłem mu dokładkę- przygotować ci kąpiel?

-Tak, poproszę.- zabrał się do jedzenia.

Jego apetyt jest niezwykły.

Pokiwałem głową i poszedłem do obszernej łazienki.

Napuściłem dużo ciepłej wody do wanny i wlałem różnych zapachowych olejków do niej.

-Gotowe. Chcesz, bym się umył z tobą?- zaproponowałem.

-Nie- odpowiedział szybko- znaczy, myślę, że nie będzie to zbyt wygodne- uciekł wzrokiem.

-Musimy przełamywać twoje granice, Lou. Nie dotknę cię. Chcę po prostu być blisko, byś wiedział, że możesz się we mnie wtulić gdy ci będzie gorzej. Najedzony?- zabrałem pusty talerz.

-Jestem teraz obrzydliwy i dopóki nie zmieni mi się moje zdanie o sobie, nie chcę żebyś na mnie patrzył- mruknął.

-Nie jesteś obrzydliwy. Dla mnie jesteś cały czas przystojny. Nie obchodzi mnie twój wygląd, kocham ciebie, a nie twoją śliczną buźkę. Zrobisz jak będziesz chciał.- pocałowałem go w policzek.

-Możemy spróbować- westchnął- ale masz być w bokserkach- dodał szybko.

-Dobrze.- rozczochrałem jego włosy i odstawiłem wszystkie naczynia do zmywarki, po czym wyciągnąłem do niego dłoń z uśmiechem.

Złapał za nią niepewnie i ruszyliśmy do łazienki.

Tak, jak obiecałem zostałem w bieliźnie i obserwowałem jak trzęsącymi rękoma pozbawia się koszulki.

-Wszystko dobrze, Louis.- znalazłem swój telefon, by włączyć nam jakąś muzykę do umilenia kąpieli.

-Wejdę pierwszy.- wszedłem z uśmiechem do wody.
-Cholera, co za zapach.- przygryzłem wargę.

Szatyn spuścił wzrok i usiadł naprzeciwko mnie, próbując zakryć jak najwięcej ciała.

Ten gwałt go zniszczył.

-Jesteś piękny.- chlapnąłem go odrobinę wodą.

Odważył się spojrzeć na moje ciało- nie tak piękny jak ty- przygryzł wargę.

-Wiem swoje.- podałem mu gąbeczkę.

Namydlil się powoli i rozkoszował się eterycznymi zapachami.

-Podobają ci się?- uśmiechnąłem się na widok jego rozluźnionej miny.

-Tak, ładnie pachną- westchnął- nie, żebym lubił takie rzeczy, jestem twardym bad boyem- parsknął.

-Nie śmiem w to wątpić. Miały cię pobudzić i rozluźnić. Jest tak?- przechyliłem głowę w bok.

-Mhm- zanurzył się w wodzie- a ty jesteś rozluźniony?- otworzył jedno oko.

-Zdecydowanie tak.- połaskotałem go pod wodą po stopie.

-Jak długo możemy tutaj być?- kopnął mnie lekko w bok.

-Ile zechcemy, zadziorze.- skrzywiłem się.

Pokiwał głową i rozejrzał się po łazience- nie ma tutaj ręczników- mruknął po chwili.

-No tak, zapomniałem o nich.- westchnąłem i podniosłem się z wanny. Ruszyłem szybko do sypialni, starając się nie przewrócić przy tym.

Mokry ja i śliska podłoga to złe połączenie.

Położyłem ręczniki na pralce i oglądałem, jak Louis wychodzi niepewnie w wanny, spuszczając głowę.

-Nie poślizgnij się.- przytrzymałem go za rękę i wręczyłem mu duży, puchaty ręcznik.

-Postaram się- uśmiechnął się do mnie i wtulił w ciepły materiał.

-Pozwól, że ja się umyję do końca.- parsknąłem i wszedłem do wanny, tym razem już bez bokserek.

Szatyn wyszedł bez słowa, a ja próbowałem w szybkim czasie się umyć.

*

-Podoba mi się tu.- Louis wyglądał przez okno z uśmiechem. Miał idealny widok na las za ogrodzeniem. Dobrze wiem, że to jeden z jego ulubionych krajobrazów.

-Kiedyś kupimy sobie taki domek, co ty na to?- usiadłem obok niego i dotknąłem jego ręki.

Gdy tylko zauważyłem, że nie wzdrygnął się na mój ruch, podniosłem jego dłoń i ucałowałem go w nią.

-Pomyślę nad tym, ale błagam. Przestań się tak zachowywać jakbym to ja był na dole.- skrzywił się. W sumie byłoby to ciekawe doświadczyć Louisa na dole.

-To przestań się tak zachowywać- wypaliłem, zanim zdążyłem się ugryźć w język. Zmrużył na mnie oczy groźnie.

-Ja zachowuję się jak bottom? Ja?- jego usta wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku. Wiać póki można!

-Na kolana- popchnął mnie na podłogę- jak to mówiłeś? „Musimy przełamywać twoje granice"? A jakie są twoje granice, Harry?- jego ręce się trzęsły, wiedziałem, że to dla niego w tym momencie wyczyn.

-Wysokie, dopóki nie wyciągasz bicza.- udałem, że jestem zamyślony.

-Zapomniałeś, jak się masz do mnie zwracać? Chyba przydałby się bicz, żebyś zyskał do mnie trochę szacunku- prychnął, stając przede mną.

-Przepraszam, Panie.- uśmiechnąłem się do niego i wtuliłem swoją twarz w jego brzuch.

Spiął się na to znacznie, jednak się nie odsunął.

-Na pewno dasz radę?- zapytałem z troską.

-Myślę, że tak.- przygryzł wargę.

-Co mam robić, Panie?- spuściłem wzrok, wiedząc, że lubi gdy to robię. Uwielbia, gdy staję się taki zdominowany, uległy, a zaraz pewnie i zniesmaczony.

-Od razu robisz się grzeczny, Harry.- zaśmiał się gorzko i wplątał palce w moje włosy.

Pociągnął za nie mocno i odchylił moją głowę w tył.

-Jak myślisz, co powinienem teraz z tobą zrobić?- poklepał mnie po policzku.

Złapałem w usta jego małego palca i lekko przygryzłem.

-Co zechcesz, Panie- wiedziałem, że właśnie to chce usłyszeć.

-Grzeczny chłopiec.- poklepał mnie po głowie jak psa.

Zsunął swoje dresy do połowy ud, dzięki czemu miałem widok na jeszcze niepobudzonego kutasa.

Gdy chciałem go wziąć do ust, odsunął się ode mnie.

-Poproś o niego- zauważyłem błysk w jego oczach.

-Nawet nie wiesz jak szczęśliwy w tym momencie jestem. Proszę, Panie, pozwól mi ssać twojego kutasa.- patrzyłem mu błagalnie w oczy.

-Zasłużyłeś na taki rarytas?- parsknął, łapiąc mnie mało delikatnie za szczękę.

-Uważam, że tak. Przygotowałem dla ciebie kąpiel.- wymamrotałem.

-Tak, zrobiłeś to- pokiwał głową- byłeś przy mnie w trudnych momentach i opiekowałeś się mną- szepnął, klękając przy mnie i pocałował mnie w usta.

Zaskoczony odwzajemnilem pieszczotę i złapałem go za biodra.

Objął mnie za szyję ramionami i naparł na moje ciało, zmuszając mnie do położenia się na podłodze.

Zawisnął nade mną z delikatnym uśmiechem i ucałował mój nos.

-Kocham cię- wyszeptał- ale nie mogę być dla ciebie delikatny- przygryzł wargę- masz tu jakieś nasze zabawki?

-Nie.- pokręciłem głową.

-To niedobrze- wstał z ziemi i rozejrzał się po pokoju.

-Co planujesz?- przygryzłem wargę, obserwując go uważnie

-Szukam czegokolwiek- podszedł do komody i podniósł świeczkę.

-Nie ma mowy!- pisnąłem w sprzeciwie, domyślając się, jaki ma zamiar.

-Harry- westchnął- nigdy tego nie próbowaliśmy, to nie będzie takie straszne.

-Zawsze tak mówisz, a potem cholernie boli.- skrzywiłem się.
-Już wolałem tą ssawkę.- pokręciłem głową

-Znasz kolory bezpieczeństwa, użyjesz ich w razie potrzeby- uśmiechnął się cwanie i wyciągnął z torby zapalniczkę.

-Już wolę pas niż to.- byłem gotowy do ucieczki.

-Przestań dramatyzować- przewrócił oczami- bądź dobrym chłopcem, przecież lubisz ból.

-Nie chcę śladów na ciele. To wosk do cholery. Będę miał bąble po tym.- skrzywiłem się.

-Zaczerwienienia, a nie bąble- stanął nade mną ze świeczką i zapalniczką w rękach.

-Ani mi się waż.- odsunąłem się do tyłu.

-To twoja ostateczna decyzja?- podniósł brew.

-Wszystko inne, ale żaden wosk!- pokręciłem głową.

-Na pewno?- czułem jego zirytowanie w głosie- nie chcesz nawet spróbować?

-Nie!- cofnąłem się jeszcze dalej.

-Jak chcesz- prychnął, odkładając rzeczy na komodzie.

-Dziękuję.- przysunąłem się do niego i objąłem jego nogi.

-Zostaw- spojrzał na mnie z góry.

-Nie. Kocham cię.- posłałem mu szczęśliwy uśmiech.

-Nawet nie chciałeś spróbować- fuknął obrażony.

-Bo to boli. Widziałem wiele filmików z tym i nie widzi mi się taka zabawa.- pocałowałem go w męskość.

-Moja mała dziwka chce mojego kutasa?- złapał mnie za włosy i odciągnął od siebie.

-Nie twoja dziwka, a twój chłopak.- mrugnąłem do niego.

-Nie widzę żadnej różnicy- zaśmiał się, podnosząc mnie z ziemi i popchnął na łóżko.

Uniosłem się na łokciach, a on usiadł na moich biodrach z uśmieszkiem.

Kocham go tak cholernie mocno...

-Więc mówisz, że zniesiesz nawet pasek?- zapytał po chwili.

-Pasek to nic w porównaniu do bicza.- pokiwałem głową.

-Bicz jest karą, a ty nic złego nie zrobiłeś- wyciągnął ze szlufek swój czarny, skórzany pasek.

-Och, a bicie nie jest karą?- uniosłem brew.

-Bicie jest dla mnie czymś podniecającym, to nie jest kara, to część zabawy- szepnął, odwracając mnie na brzuch.

Uniosłem niepewnie biodra i pozwoliłem na to, by przejechał dłonią po moim ciele.

Pisnąłem i szarpnąłem biodrami, gdy poczułem mocne uderzenie na pośladku.

Sądziłem, że będzie bardziej delikatny.

-Zaskoczyłem cię?- parsknął.

-Tak, Panie- sapnąłem, próbując wybrać sobie jak najbardziej wygodną pozycję.

-Mój grzeczny chłopiec. Dalej dla ciebie jestem bottomem?- spytał zaczepnie i poczułem drugie uderzenie.

Cholera, dlaczego to aż tak działa?

-Nie, Panie! Nie jesteś!- jęknąłem głośno.

Przygryzłem wargę, gdy uderzenia były coraz mocniejsze.

-Podoba ci się, Harry?- przejechał dłonią po moich plecach.

-Nie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą- to boli- szepnąłem.

-Rozumiem.- poklepał mnie po pośladku i odrzucił pasek na bok.

-Taki grzeczny- uderzył mnie swoją ręką- wytrzymuje tak dużo, żeby jego pan był zadowolony.

-Wszystko dla mojego pana.- zagryzłem wargę

-O wiele lepiej byłoby, gdybyś zgodził się na wosk- poczułem jego dłoń na moim penisie.

-Nie jestem dziwką z burdelu, by dostawać takie przyjemności.- syknąłem zgryźliwie.

Szatyn puścił mnie i popchnął na łóżko.

-Masz rację, nie jesteś- spojrzał na mnie groźnie.

Ubrał się w ekspresowym tempie i zostawił mnie samego w pokoju.

-No nie gadaj, że aż tak cię to wkurwiło.- syknąłem sam do siebie i z trudem się podniosłem i ubrałem.
-Louis do cholery! Wracaj tutaj, musimy porozmawiać!- krzyczałem.

Znalazłem go na tarasie, palił papierosa.

-O czym chcesz rozmawiać?- prychnął, patrząc na mnie.

-O tym, o czym mi nie mówisz. Dlaczego nie możemy być ze sobą szczerzy?- oparłem się o barierkę obok niego.

-Co chcesz wiedzieć?- zapytał, odrzucając niedopałek na ogród.

-Dlaczego to robisz i co dokładnie robisz. Chcę po prostu wiedzieć czy tylko mnie pieprzysz.- odchrząknąłem.

-Robię to, żeby mieć pieniądze- wyjaśnił prosto- nie jesteś tylko do pieprzenia, kocham cię kurwa, Harry- westchnął- odkąd jestem z tobą nie pieprzyłem się z nikim innym. Ja je tylko biję, robię im sesje, na której wyżywam się na nich i ustawiam je.

-Czyli, jak nie byliśmy razem to pieprzyłeś inne na boku?- zmarszczyłem brwi, nie do końca wiedząc, jak mam to odebrać.

-Niezbyt często- przygryzł wargę- robiłem to, gdy zostawiałeś mnie i leciałeś do Zayna.

-Niezbyt często?- zmrużyłem na niego oczy.

-To dlatego wtedy ta laska nam przerwała? Stuknąłeś ją?- patrzyłem na jego spokojną twarz.

-Tak- pokiwał głową- nie robię już tego, kocham cię, Harry- powtórzył.

-Jesteś idiotą.- objąłem go w pasie i przytuliłem go.

***
Drugi dzisiaj 😎

Mam okropny humor, bo Twitter zablokował mi konto i mi je usuwają aktualnie za spam pod głosowaniem na nasz fandom, a co u Was? 😃


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top