Rozdział 17

-Dlaczego wszystko się komplikuje akurat teraz, kiedy jestem szczęśliwy, David?- uderzyłem nerwowo pięścią o biurko swojego partnera od zbrodni

-Nick jest zdolniejszy niż przypuszczaliśmy. Zabił 3 osoby, które miały się go pozbyć. Myślę, że musisz naprawdę na niego uważać- westchnął, rzucając na blat zdjęcia trzech mężczyzn, którzy mieli wyryte małe 'N' na ramieniu, takie jakie ten psychopata zrobił mi w więzieniu.

-Jakim cudem policja go jeszcze nie dorwała?- uderzyłem tym razem głową o biurko.

-Takim samym jak nas- prychnął- jest dobrze chroniony.

-Wracam do domu, Steve. Zostawiłem Stylesa samego.- pokręciłem głową i wyszedłem z hukiem z gabinetu.

Wsiadłem do auta i trzasnąłem drzwiami.

Muszę się uspokoić.

Nie mogę pozwolić, żeby on zrobił cokolwiek mojemu chłopcowi.

W moim domu panowała wręcz zastraszająca cisza, więc nawet bez rozbierania się z kurtki i butów, pobiegłem do swojej sypialni i stanąłem jak wryty w samym wejściu.

Mój ukochany ledwie klęczał na podłodze, trzymany mocno w górze za włosy, a przy jego szyi tkwił nóż.

Za nim stał nikt inny jak pieprzony Grimshaw.

-No witaj, Louis. Żadnych sztuczek, bo wezmę sobie tą piękną buźkę jako breloczek.- wyszczerzył się złośliwie.

-Co mam zrobić?- nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby z nim walczyć. Dobrze wiem, że strach od razu by mnie sparaliżował.

-Dawaj cały towar i kasę, Tomlinson. Więcej nie chcę widzieć żadnych polujących na mnie typków.- prychnął.

-Dobrze, zrobię to, ale go zostaw- podszedłem powoli do szafy i wyciągnąłem starą walizkę z pieniędzmi.

-Narkotyki są na dole- szepnąłem, próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.

-Nawet się nie waż mnie atakować, bo poleci coś innego.- przeciągnął nożem po włosach mojego brunecika tak, że większość loczków osypała się na ziemię.

Harry upadł na ziemię nieprzytomny.

-W sumie, mam dużo czasu, przydasz mi się jeszcze- zaśmiał się sucho- rozbierz się, Louis.

-Chciałeś tylko towar, to go weź, zostaw mnie i Harry'ego. Nic ci nie zrobię, wyjdź stąd Nick!- zacząłem się cofać.

-Szkoda, naprawdę miał piękne ciało- wzruszył ramionami i dalej na mnie patrząc, jeździł końcówką noża po ciele Harry'ego- mam wbić nóż głębiej, żebyś zaczął robić to co mówię?

-Jesteś potworem, Nick. Nie ujdzie ci to na sucho.- warknąłem i pozbyłem się szybko spodni.

-Wszystko ściągnij, stęskniłem się za twoim ciałem- parsknął, przenosząc Harry'ego na krzesło, by mógł z łatwością mierzyć do niego z broni.

-Co mam zrobić? Obciągnąć ci?- próbowałem się nie rozpłakać, kiedy pozbywałem się koszuli.

Gdy zbliżyłem się do niego, zaczął mnie dotykać i dokładnie obejrzał moje ciało.

-Niewiele się zmieniłeś- mruknął, odwracając mnie- dalej taki idealny tyłek.

-Rób co masz robić i daj nam święty spokój.- warknąłem.

-Co ty taki nerwowy?- zacmokał, pchając mnie idealnie na ścianę obok Harry'ego.

Jak tylko się obudzi, zobaczy co ten drań mi robi...

-Mam dość twojej twarzy. Co ci takiego zrobiłem, co?- przytrzymałem się płaskiego podłoża.

-I w tym tkwi problem, Louis, ty nie pamiętasz- słyszałem, jak rozpina swoje spodnie i opuszcza je.

Zacisnąłem mocno oczy i oddychałem ciężko, szykując się na rozrywający ból tam na dole i po chwili to się stało.

Wtargnął do mojego środka, mało delikatnie.

Z moich ust wydostał się krzyk, jednak po chwili ugryzłem się z rękę.

-Lou?- spojrzałem na przestraszonego Stylesa, który tylko się w to wpatrywał.

-Wyjdź Harry. Nick, daj mu po prostu odejść.- wbiłem palce w ścianę.

-Żartujesz sobie? Skąd mam mieć pewność, że nie zadzwoni po gliny?- prychnął- No dalej, Tomlinson, chce usłyszeć twój piękny głos- przejechał dłonią po moim torsie.

Zacząłem się zmuszać do jęczenia co mieszało się ze szlochem.

Nie chcę tego tak cholernie bardzo.

Odwróciłem się od Harry'ego. Nie chciałem, żeby widział, jak bardzo upodlony teraz jestem.

Nick wcale nie był delikatny, ciągnął mnie za włosy, popychał na ścianę i bił.

Tak, jak to robił w więzieniu.

-Podoba cię się?- prychnął, gdy dalej udawałem jęki.

Chciałem mu odpyskować, po prostu uciec ale wiedziałem, że nie mogę, a raczej nie potrafię tego zrobić, strach jest o wiele większy.

Zakończył to wszystko po parunastu minutach katorgi, popychając mnie na ścianę.

Upadłem na podłogę czując, jak mocno krwawię, choć to nic dla mnie teraz nie znaczyło.

Widziałem, jak łapie za rękę Harry'ego.

-Zostaw go- wyszeptałem, mój głos był zdarty.

-Spokojnie Louis, ciebie nikt nie zastąpi, ślicznotka pokaże mi, gdzie masz towar- zaśmiał się sucho i wyprowadził Loczka.

Harry wrócił szybko i od razu do mnie podszedł. -Nie mam pojęcia, jak ci pomóc, Louis.- mówił cicho. Był zbyt przerażony, by móc zareagować inaczej.

-Pomóż mi dojść do łazienki i napuść do wanny ciepłą, ale nie gorącą wodę- drżącymi rękoma próbowałem się podnieść.

Skinął głową i podniósł mnie w górę. Jego ciało trzęsło się bardziej od mojego. Postawił mnie przy umywalce, bym miał się czego trzymać i napuścił wody do wanny.

-Umyć cię, Lou?- złapał za moją dłoń.

-Nie. Wyjdź, Harry- westchnąłem, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

-Okay, jestem tutaj za drzwiami cały czas, dobrze?- jego głos zaczął się łamać.

Od razu gdy wyszedł, zacząłem panicznie płakać.

Znowu to zrobił, nie poradzę sobie z tym teraz.

Po długim czasie samego siedzenia w wannie, usłyszałem ciche pukanie i do środka zajrzał zapłakany Loczek.

-Liam przyjechał.- nie patrzył na mnie.

-Powiedz, żeby wracał do domu- objąłem swoje ciało rękoma.

Czułem się niesamowicie brudny.

Pokiwał głową i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po kilku minuach i przyklęknął przy mnie.

-Wszystko dobrze, Lou. Jestem tutaj.- wycisnął pocałunek na moim policzku.

-Myślę, że powinieneś wrócić do domu, tam będziesz bezpieczniejszy- szepnąłem.

-Zostaję z tobą, Louis. Nie mam po co już się stąd ruszać. Moja kariera właśnie się skończyła.- pociągnął za krzywe kosmyki włosów i sięgnął po gąbkę.

-Przepraszam, to moja wina- złapałem za jego rękę, nie chciałem żeby mnie dotykał.

-Nic nie jest twoją winą. On jest psychiczny.- podał mi myjkę i po prostu mi się przyglądał.

-Nie chciałem, żebyś był tego świadkiem, to straszne, ja...- położył palec na moich ustach.

-Przestań tak mówić- pokręcił głową.

-Po prostu chcę, byś był bezpieczny.- objąłem jego nadgarstek i odciągnąłem jego dłoń od swojej twarzy.

-Jesteś głodny? Potrzebujesz czegoś?- szepnął, spuszczając wzrok.

-Po prostu muszę odpocząć i się uspokoić, co będzie cholernie trudne.- zakryłem swoją twarz i odetchnąłem. Zacząłem się myć drżącą w dłoni gąbką i starałem się nie myśleć o tym, co się stało.

-Pójdę przygotować ci spanie- wstał i wyszedł bez słowa.

Wiedziałem, że muszę wymyć się z jego spermy, nie wiedziałem tylko jak mam to zrobić, skoro dalej krwawiłem.

Syczałem z bólu podczas oczyszczania się TAM. Nie miałem wyboru, byłoby później tylko jeszcze gorzej. Z trudem wydostałem się z łazienki, by zastać Harry'ego stojącego w korytarzu przed lustrem. Przycinał sobie włosy na równo i wzdychał cicho przy tym. Teraz były krótkie.

Zniszczyłem mu karierę i całe jego życie wraz z dobytkiem.

Miał być moim chłopakiem, czuć się szczęśliwym i bezpiecznym, a ja nawet tego nie mogę mu zapewnić.

-Co tak patrzysz?- spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach i na twarzy

-Przestań w końcu udawać, że wszystko gra- wydukałem, spuszczając wzrok- to moja wina, twój ważny pokaz, który masz za parę dni... Ja, zniszczyłem to, nie udawaj, że nie jesteś zły- westchnąłem.

-Moja stylistka coś wymyśli z nimi. Może jeszcze nie wszystko stracone.- odgarnął włosy do góry i odłożył nożyczki. -Chodź tu.- wyciągnął do mnie ręce.

-Nie chcę, żebyś mnie dotykał, Harry- szepnąłem, cofając się- na pewno nie dzisiaj...

-Ja ci krzywdy przecież nie zrobię, staram się po prostu zrobić tak, byś o tym nie myślał.- westchnął.

-Znam inne sposoby, żebym o tym nie myślał- wybełkotałem, ruszając do szafy, gdzie zawsze miałem ukryte narkotyki.

-Louis... Ten jeden raz ci pozwolę, ale uważaj.- chciał się sprzeciwić.

-Postaram się- przewróciłem oczami i chwiejnym krokiem otworzyłem szufladę.

Uśmiechnąłem się zwycięsko wyciągając strzykawkę.

Nawet nie próbowałem dobrze się do tego przygotować, tylko odnalazłem żyłę i wbiłem igłę do środka.

Wstrzyknąłem sobie całą dawkę i odrzuciłem strzykawkę gdzieś w bok.

-I co? Lepiej?- zapytał, podchodząc do mnie.

-To nie działa tak szybko.- ruszyłem do sypialni i tam położyłem się na łóżku.

-Mogę poleżeć z tobą?- zajrzał przez drzwi i uśmiechnął się niepewnie.

-Chodź- wzruszyłem ramionami

Już wszystko mi obojętne.

Położył się obok mnie, jednak nie za blisko i wpatrywał się we mnie.

-Dlaczego się tak patrzysz? Nic mi nie jest.- skłamałem i oboje o tym wiedzieliśmy.

-Liam powiedział, że jutro tutaj przyjdzie- szepnął, spuszczając wzrok.

-Trudno, przeżyję. Powinieneś wracać do siebie, Harry.- zakryłem się całkiem kołdrą.

-Naprawdę tego chcesz?- zapytał drżącym głosem.

-Nie wiem już, czego chcę, a czego nie chcę. Po prostu chciałbym żyć bez ciągłych problemów.- syknąłem

-Spokojnie, Lou- cofnął się, leżąc już na samej krawędzi- to, co sobie wstrzyknąłeś, wcale ci nie pomaga, jesteś bardziej poddenerwowany.

-Po prostu mam dość takiego życia. Myślę, że lepiej by było, gdybym jednak przedawkował wtedy.- pokręciłem głową.

-Nie byłoby lepiej- westchnął- Louis, ja naprawdę ciebie potrzebuję, Liam też, nie możesz tak po prostu zniknąć z naszego życia. Kocham cię- to ostatnie wyszeptał.

-Mówisz to tylko dlatego, bym tak nie myślał.- skuliłem się w kulkę.

-Nie, miałem ci to powiedzieć wieczorem, ale mój plan został zniszczony- westchnął.

-Mówisz to w najgorszym momencie, jakim się dało, wiesz? Nie chcę, byś na mnie patrzył, gdy jestem w takim stanie.- westchnąłem i wychyliłem się spod kołdry, by na niego spojrzeć.

-Nie chcę zostawiać cię teraz samego- próbował się do mnie przybliżyć.

Spiąłem się na całym ciele i czułem budującą się we mnie agresję na nieproszony dotyk, ale nic nie zrobiłem, bo wiem, że to tylko Harry. Mój ukochany Harry.

-Nie dotykaj mnie- wyszeptałem czując każde miejsce, które Nick dotknął- możesz zostać, tylko nie dotykaj, kochanie.

-Dobrze, Lou. Wyjedziemy gdzieś, ten sukinsyn nas nie znajdzie, a jeśli to zrobi to go osobiście wpakuję za kratki.- warknął ze złością.

Na samą myśl o nim zacząłem się mocno trząść i czułem łzy zbierające się w moich oczach.

-Tyle doświadczonych ludzi nie dało sobie z nim rady- prychna6lem.

-Może właśnie o to chodzi? Zbyt doświadczeni ludzie działają umysłem, a nie impulsem. Takich rzeczy nie bierze się na teorię, tylko na praktykę.- widziałem kątem oka jak się podniósł z łóżka.

-To dlaczego tego nie zrobiłeś jak mnie gwałcił?!- nie zdążyłem się pohamować.

-Byłem w szoku pourazowym. Nawet nie wiesz, jak mocno mnie uderzył w głowę, gdy mnie obudził.- wstał z materaca i podszedł do okna.

-Powienieś iść do lekarza, mogłeś mieć wstrząs mózgu, przecież straciłeś przytomność- westchnąłem.

-Serio, przejmujesz się mną? Z moją głową wszystko dobrze.- wyglądał przez okno.

-Dziwisz się, że się przejmuję? To przeze mnie jesteś w takiej sytuacji- prychbalem.

-Daj już spokój, Louis. Najlepiej się prześpij. Uczepliwy jesteś kiedy ćpasz.- westchnął

-Narkotyki pobudzają, wcale nie jestem śpiący- odwróciłem się w drugą stronę.

-To nie znaczy, że musisz być złośliwy.- mruknął pod nosem, ale i tak go słyszałem.

-Nie jestem złośliwy- warknąłem- nic nie zrobiłem.

-Będę w salonie.- westchnął i wyszedł z pokoju.

***

Ja już nie wiem który rozdział wstawiałam, a który nie ;-;

Wattpad, ogarnij tyłek 😆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top