Rozdział 35

Trzymałem delikatnie dłoń Harry'ego.

Poprawiłem odstające spod bandamki loczki, które mogły go łaskotać po twarzy, kiedy nie miał jak ich ogarnąć.

Od samego rana lekarze skaczą wokół niego podnieceni aż za bardzo, a ja nie do końca rozumiem co się dzieje.

Wygląda na to, że Harry też nie rozumie.

Puściłem go dopiero wtedy, gdy waga została włączona.

Wpatrywałem się ze stresem w ekran, a moje serce biło jak oszalałe.

Od jego dzisiejszej wagi zależy jego wcześniejsze wyjście ze szpitala.

-Sześćdziesiąt siedem- lekarz spojrzał na niego zadowolony- No, panie Styles, z takim wynikiem możemy pana wypuścić. Gratuluję, przytył pan dziesięć kilogramów w cztery miesiące i to bez żadnych skutków ubocznych.

Harry odetchnął ciężko i zdjął opaskę z oczu.

-Jestem z ciebie dumny- uśmiechnąłem się do niego ciepło.

Uśmiechnął się do mnie niepewnie i przytulił w mój bok.

-Pójdę napisać wypis- poinformował nas lekarz i wyszedł razem ze swoimi kolegami.

-Wracasz do domu- pocałowałem go w czubek głowy.

-W końcu- ucieszył się i wskoczył na mnie, całując mnie w usta.

-Kocham cię- z zadowoleniem zauważyłem, że jego waga powoli sprawia, że się chwieję na swoich nogach.

-Ale jesteś słaby, nie potrafisz mnie teraz unieść?- zauważył i odsunął się ode mnie.

-Po prostu dawno nie byłem na siłowni. Nie jesteś ciężki, to ja jestem słaby- prychnąłem.

-I uważasz, że ci w to uwierzę- podniósł brwi- pomożesz mi się spakować?

-Jasne- skinąłem głową.

Po dwudziestu minutach Harry z niecierpliwością czekał na pielęgniarkę, która miała przynieść mu wypis.

-Aż drżysz z podekscytowania- zaśmiałem się i ścisnąłem jego dłoń.

-Dziwisz się? Tęsknię za naszym domem i za Hugo- uśmiechnął się do mnie.

-Jest wielki, bardzo urósł- odebrałem od pielęgniarki wypis i zabrałem jego torbę.

-Mam nadzieję, że nie tylko on urósł- puścił do mnie oko i spojrzał wymownie na moje krocze.

-Hej, co to ma znaczyć?- oburzyłem się i przyprowadziłem go do samochodu, otwierając przed nim drzwi

-Żartuję, Lou- parsknął, siadając z ogromnym szczęściem na twarzy.

-No ja myślę. Ktoś na ciebie czeka w domu- uśmiechnąłem się lekko.

-Kto? Wiesz, że nie lubię niespodzianek- spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.

-Przyjechała Gemma z Anne- uśmiechnąłem się na wspomnienie matki Loczka.

-Posprzątałeś w domu? Moja mama lubi porządek- zmartwił się.

-Było czysto, nie spałem u nas- wzruszyłem ramionami.

-Gdzie spałeś?- przechylił głowę w bok.

-U Liama- włączyłem radio i włączyliśmy się do ruchu.

-Przez całe cztery miesiące? Oszalałeś? Pewnie im przeszkadzałeś.- westchnął.

-Niall był zachwycony ciągłą obecnością Hugo i bawił się w kucharza, wybierając mnie jako królika doświadczalnego. Zayn pomagał mi... W czymś, a Liam był zadowolony ze wspólnie spędzanego czasu przed telewizorem. Nie narzekali- uśmiechnąłem się.

-Tacy przyjaciele to skarb, powinniśmy im jakoś specjalnie podziękować- pokiwał głową.

-Kupiłem wódkę dla Liama i przekonałem go do kupna psa dla Nialla. Dwa prezenty w jednym. Malik dostał ode mnie paczkę petów i mam mu skołować szlugi- wzruszyłem ramionami.

-To jest coś, co możesz im zawsze zaoferować, musimy ich zaprosić na kolację- pokręcił głową.

-A zjesz wszystko?- ścisnąłem dłonią jego udo.

-Postaram się. I tak jem już strasznie dużo- westchnął, przykrywając moja dłoń, tą swoją, mniejszą.

-Cieszę się- uśmiechnąłem się z zadowoleniem. -To do domu?- uszczypnąłem go.

-Tak, zdecydowanie- pisnął zaskoczony.

***

-Dlaczego tak się uparłeś na to, bym go nie widział? Przecież i tak wiem, że to jeden z dopasowanych- fuknąłem, gdy Loczek ukrywał pierwszy tatuaż pod białym bandażem i nie chciał mi go pokazać.

-Bo to niespodzianka, zobaczysz go dopiero w swoje imieniny, w przyszłym tygodniu- zaśmiał się.

-Sprawiedliwość- fuknąłem i skoczyłem na łóżko.

-No nie bądź zły- zachichotał, kładąc się obok mnie.

-To ty też poczekasz do moich imienin z niespodzianką- wyszczerzyłem się.

-Ty podstępna żmijo- prychnął, uderzając mnie lekko w bok.

-Ja, żmija? Hugo! Bierz go!- pies skoczył na Loczka i zaczął go lizać.

Harry zapiszczał i zepchnął psa z łóżka.

-Siad- uśmiechnął się do zwierzęcia, a gdy ten wykonał rozkaz to poklepał go po głowie.

-Dlaczego ciebie słucha się pod tym względem?- prychnąłem.

-Po prostu jestem bardziej przekonywujący od ciebie- zaśmiał się.

-Niech ci będzie. Obiad?- podniosłem się.

-Wolałbym jeszcze z tobą poleżeć- złapał za mój nadgarstek.

-No dobrze- padłem na niego z zadowoleniem i się przytuliłem.

Nieśmiało mnie objął i zaczął delikatnie głaskać moje plecy.

-Jestem z ciebie bardzo dumny, wiesz? W końcu jesteś zdrowy- pocałowałem go w brodę.

-Obaj wyzdrowieliśmy- uśmiechnął się do mnie- ten związek obu nam dobrze zrobił.

-Kocham cię- wyszczerzyłem się.

-Ja ciebie też- połączył nasze usta.

Tym razem to ja spróbowałem go zdominować, ale odwrócił nami i położył mnie pod sobą.

Uśmiechnął się, wgryzając w moją szyję.

-Jesteś taki piękny, skarbie- szepnął, obniżając swoje biodra.

-Harry, nie mów do mnie jak do bottoma- oburzyłem się i stęknąłem na spotkanie naszych męskości.

-Ale właśnie dzisiaj ty będziesz na dole- wzruszył ramionami.

-Ja... Cholera by cię- przyssałem się do jego szyi i jęknąłem, gdy zaczął odpinać mi spodnie.

-Obiecałeś mi, że jak wrócę do domu to będę mógł cię wypieprzyć- zaśmiał się.

-To było trzy dni temu, nie moja wina, że zapomniałeś- prychnąłem.

-Ciii- przyłożył palec do moich ust- nie wydawaj żadnych dźwięków- udał mój głos.

-Dupek- prychnąłem i pisnąłem mało męsko, gdy mnie klepnął w udo.

Zamruczałem i rozluźniłem się dzięki jego daru do masowania.

Zjeżdżał dłońmi coraz niżej, w końcu sięgając do mojego tyłka.

-One zawsze tam są, prawda?- zaśmiał się, przyjmując ode mnie buteleczkę.

-Robię zapasy- parsknąłem i grzecznie uniosłem tyłek w górę.

Odsunął się ode mnie, by mieć idelany dostęp do mojej dziurki, po czym zniżył się i pocałował mnie w moje wejście.

-Cholera!- zaskomlałem na niespodziewane uczucie.

-Spokojnie, właśnie doznasz najlepszego uczucia na świecie- zachichotał, po czym wsunął ostrożnie język w moje wnętrze.

Przełknąłem z trudem ślinę i podparłem się na łokciach z cichym jękiem.

-Mogę najpierw wyżyć się na tobie, zanim zaczniesz mnie pieprzyć?- wysapałem, czując, jak jego język niszczy moje wnętrze.

-Nie, nie ma tak łatwo. Wyżyjesz się, gdy będziesz pieprzony. Nie zabraniam ci jęczeć, bo to ciężkie do wykonania.

-Uważasz, że nie jestem w stanie tego zrobić?- prychnąłem.

-Nie wątpię w ciebie! Wytrzymały jesteś i ja to wiem- przewrócił oczami i powrócił do wylizywania mojego wejścia.

-Przyznaj, że po prostu lubisz jak jęczę, bo wtedy czujesz się cholernie doceniony- spojrzałem na niego.

-To też- ukazał mi swoje dołeczki i wsunął we mnie powoli palca, śliskiego od lubrykantu o zapachu kiwi, na punkcie którego ma obsesję.

-Harry!- pisnąłem, zaciskając dłonie na prześcieradle- tak dawno tego nie robiliśmy w ten sposób.

-To akurat twoja wina. Nie chciałeś mi się oddać- wzruszył ramionami.

-Byłeś zbyt słaby, żeby mnie pieprzyć- prychnąłem.

-Ty ogólnie jesteś słaby- i po tym już nawet nie mogłem się ruszyć, bo zablokował mnie swoim wielkim cielskiem, wciskając głębiej tego cholernego palca.

-Ja słaby?- warknąłem, proponując się wyswobodzić, jednak to skutkowało tylko uczuciem większego rozpychania.

-Taki uparty tops jak ty poddał się podlotkowi, który jest młodszy o sześć lat- zachichotał i dołożył drugiego palca, znowu nachylając się do moich pośladków, męcząc mnie ponownie językiem.

-Nie chciałem, żeby jedyne moje skojarzenie z takim seksem było okropne- sapnąłem.

-Wiem to, głupku, żartuję przecież. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam- przygryzł mój pośladek.

-Który teraz jęczy pod tobą?- jęknąłem głośno.

-To też. Przeszedłeś dużo, a nadal tu jesteś- po tych słowach odsunął się od mojego tyłka i odwrócił mnie na plecy, wysysając na mojej szyi malinki i tak wędrował aż do moich obojczyków.

-Nie baw się ze mną, kochanie- wysapałem- chcę cię już poczuć!

-Lubię się z tobą bawić. Nawet nie masz pojęcia, jak świetnie wtedy wyglądasz- uniósł się bardziej na rękach, a jego opatrunek się odkleił, ukazując kotwicę na nadgarstku. W tym samym miejscu, co ósemka z lin na moim.

Jednym ruchem odkleiłem wszystko i przyjrzałem się rysunkowi.

-Jest obłędny!- uśmiechnąłem się.

-Miałeś go zobaczyć później!- warknął ze złością.

-Hej! To przeznaczenie! To twoja wina, że zauważyłem kawałek- zaśmiałem się.

-Tak, jak ja zauważyłem ostatnio pewne papiery w twojej szafce- udał obojętnego. O nie.

-Grzebiesz mi w rzeczach?- podniosłem brwi- za to powinna spotkać cię kara.

-Oj, jak mi przykro, że teraz ja jestem na górze- mówiąc to, dorwał się do szufladki 'na ostatnią chwilę' i związał mi nadgarstki za głową, a potem przywiązał do ramy. -Hej!- oburzyłem się na to.

-Musisz mieć większy refleks- parsknął, dokładając kolejnego palca i zaczął mnie nimi naprawdę dobrze rozciągać.

-Jesteś złośliwy- fuknąłem, a on jeszcze założył mi chustę na oczy i poczułem jego gorący oddech na moim penisie. Aż podkuliłem nogi z jękiem.

-Jeszcze nic nie zrobiłem- zaśmiał się i przejechał językiem po mojej męskości.

-Chyba przestanę cię tak wiązać, wiesz?- sapnąłem i wypchnąłem lekko biodra do niego.

-A to dlaczego?- wyszczerzył się.

-Zbyt wiele potem wykorzystujesz z tych lekcji- przygniotłem go nogą do łóżka.

-Wiele rzeczy chciałbym tobie zrobić- zaśmiał się- to wszystko, co mi robiłeś.

-Ja nie jestem masochistą!- pisnąłem, przypominając sobie wszystkie kary i pasy.

-A może się o tym przekonamy?- zassał się na główce mojej męskości.

-Spróbuj tylko, to ci tak wpieprzę, że nie będziesz mógł siadać- warknąłem.

-Jesteś bardzo niekulturalny, panie Tomlinson... A może panie Styles?- przesunął się na moją pierś i ustami przejechał po skórze za moim uchem, przez co słyszałem go bardzo dokładnie.

-Ty będziesz nosił moje nazwisko- szepnąłem, oplatając go nogami w pasie.

-Nie, Louis. Moje nazwisko jest rozpoznawalne w showbusinessie- parsknął i poczułem, jak odkłada na mój brzuch buteleczkę po lubrykancie.

-Sprawisz, żeby moje nazwisko było popularne?- sapnąłem, gdy zaczął się ze mną drażnić.

-Nie. To ty będziesz miał moje nazwisko- zaśmiał się i specjalnie wdzierał się we mnie samą główką.

-Nie- pokręciłem głową i jęknąłem żałośnie- lubię swoje nazwisko.

-Wybacz, że teraz zapytam, ale nie masz żadnych kuzynów, ciotek, wujków o tym samym nazwisku, co ty?- zassał się na moim obojczyku, a mnie przeszyły dreszcze.

Pokręciłem głową, wypychając biodra w jego stronę.

-Rozwiąż mnie, miałem cię drapać!- zorientowałem się.

-Kto tak mówił?- zaśmiał się. -Wrócimy do tej rozmowy- wbił się we mnie płynnym ruchem, co nawet jakoś bardzo nie bolało.

-Chcę cię słyszeć, Lou, pokaż mi, jak ci dobrze- przegryzł płatek mojego ucha.

-Hej, to mój tekst- udałem oburzenie, ale oczywiście udało mu się doprowadzić mnie do wstydliwego jęku.

-Głośniej- sapnął, wykonując cholernie mocne i głębokie pchnięcia.

Pozwoliłem sobie na odrobinę upokorzenia i jęczałem mu nad uchem, co jakiś czas ciągnąc zębami za końcówki znowu długawych włosów.

-Idealnie, kochanie- westchnął, rozwiązując moje ręce- No dalej, zrób to- zaśmiał się.

Od razu wbiłem mu paznokcie w plecy i mocno nimi przeciągnąłem. Nawet nie chciałem zdejmować tej pieprzonej chusteczki. Czułem się zbyt obezwładniony przez przyjemność.

Usłyszałem jego syk i poczułem krew na swoich palcach.

-To nic, aż tak ci dobrze, prawda?- zaśmiał się.

-Wmawiaj sobie- stęknąłem i objąłem go bardziej nogami w biodrach, unosząc lekko plecy nad łóżko, gdzie od razu oparł swoje dłonie, unosząc mnie, aż w końcu siedziałem na jego kolanach. Oparł mnie tyłem o stalową ramę łóżka i z zadowoleniem uniósł jedną z moich nóg wyżej. -Uwielbiam to- wyjęczał.

-To tak cholernie dobre!- pisnąłem, zaciskając oczy jeszcze mocniej.

-Dlatego lubię być na górze. Wiesz, to leczenie ma same plusy. Mam więcej sił na pieprzenie cię- parsknął mi w szyję i przyspieszył swoje tempo, do zabójczych, ostrych pchnięć.

-Harry!- wygiąłem się w łuk- to leczenie ma same plusy!

-Powiedziałem to- zaśmiał się i jęknął nisko po chwili. Ja pierdolę. Błagam, ta chrypka mnie zabija...

Moje dłonie znowu zawędrowały na jego plecy i naprawdę mocno wbijałem mu paznokcie w skórę.

-Louis, bo zostanie ze mnie tylko masa mięśni. Naprawdę nie widzą mi się wakacje z bliznami na plecach- przycisnął swoje usta do moich, a ja na ślepo próbowałem oddawać jakkolwiek te pocałunki.

-Nie zostaną od tego blizny, nie dramatyzuj- parsknąłem.

-Zobaczymy co będzie, jak polecimy na Jamajkę- szturchnął mnie w biodro i zaczął z zadowoleniem pchać się we mnie mocniej i męczył tym samym moją prostatę.

-Podoba ci się, Lou? Głupie pytanie. Widzę to- zaśmiał się, a ja po raz pierwszy w życiu miałem ochotę zapłakać z przyjemności przez maltretowanie mojego wnętrza.

Zostawiłem tylko ślad zębów na jego obojczyku, na co syknął cicho.

-Bardzo ci się podoba, skoro podgryzasz. Dasz radę dojść kilka razy dzięki mnie dzisiaj? Będziemy się zmieniać, dobrze?- szepnął mi do ucha, a ja ochoczo pokiwałem głową.

-Podoba mi się pomysł na zmienianie się, ale wątpię, że pieprząc mnie zdobędziesz więcej niż dwa orgazmy z mojej prostaty- zaśmiałem się cicho.

-Wątpisz w moje umiejętności? Dojdziesz nawet i trzy razy, jeżeli się postaram- wzruszył ramionami.

-No nie wiem- parsknąłem i zdjąłem ze swoich oczu tą cholerną chusteczkę, przez którą nie mogłem na niego patrzeć.

Styles podniósł brwi i zaczął mocno mnie pieprzyć, sprawiając, że chciało mi się płakać z przyjemności.

-No i co teraz, Louis? Co mam z tobą zrobić?- wydyszał mi w moją szyję i uniósł moje nogi odrobinę wyżej. Jakim cudem właśnie teraz poczułem się jak w domu?

-Nie wiem, pieprz mnie?- jęknąłem i ponownie szarpnąłem za jego włosy.

Kocham to robić.

Rzeczywiście bardzo szybko doprowadził mnie do pierwszego orgazmu.

Nawet nie musiał mnie zbytnio przy tym dotykać, co było zazwyczaj ciężkie przez moje wcześniejsze przygody z Nickiem.

-To teraz ja- parsknąłem, gdy udało mu się mnie pobudzić do zabawy, a on doszedł obficie w moje wnętrze.

Niech się dzieciak cieszy, póki może. Nie za często pozwalam na zalanie mnie nasieniem.

-Dobrze wiesz, że nie potrafię uprawiać normalnego, nudnego seksu- zaśmiałem się przewracając go na brzuch.

-Co kombinujesz?- mruknął niepewnie.

-Boisz się tego, co mogę ci zrobić?- podniosłem brwi.

-Może nie boję, ale nie wiem, czego się spodziewać- westchnął.

-Spodziewaj się niespodziewanego- klepnąłem go w tyłek- rozciągnij się, musisz być luźny do tej zabawy- uśmiechnąłem się i ruszyłem do szafy po jakieś spore dildo.

-O nie- wymamrotał, ale posłusznie zaczął się rozciągać palcami i cicho przy tym jęczał przez swoją wrażliwość.

Wróciłem zadowolony, widząc, jak na nowo się podniecił i wkładał w siebie już trzy palce.

-Szybko poszło, co, Harry?- odłożyłem zabawki obok niego.

-Po prostu nie mogę się doczekać, jak mnie zrujnujesz- uśmiechnął się dumnie.

-Jaki ty pewny siebie. Co powiesz na dwa penisy w sobie, co, Harry?- zaśmiałem się z niego, gdy gwałtownie pobladł.

-Nie zrobisz tego- wydukał, obracając się na plecy.

-Zrobię- prychnąłem- i dobrze o tym wiesz, więc przestań się bać, to tylko przyjemność.

-No nie wiem. Nie lubię gumowych penisów- wymamrotał.

-Będziesz mnie tez mojego, spokojnie- zaśmiałem się.

-Jeśli to jest wibrator i też na tym skorzystasz, to cię zamorduję- poddał mi się.

-Dlaczego niby?- prychnąłem, biorąc do ręki lubrykant.

-Bo za dobrze cię znam i wykorzystasz to jak najgorzej dla mnie- fuknął.

-Odpręż się i pamiętaj o kolorach- mruknąłem.

-Mhm- jęknął cicho, gdy zacząłem go wypełniać wibratorem.

-Już nie jesteś taki dominujący, co?- prychnąłem.

-To się zmieni po tym razie- parsknął i zaczął bujać biodrami w rytm wibracji.

-Zapomnij, będę cię pieprzyć cały czas, nie rób ze mnie takiego bottoma- prychnąłem.

-Nie robię- prychnął cicho.

-Rozluźnij się, nie chcesz chyba, żeby bolało- zaśmiałem się i wepchnąłem w niego jeszcze dwa palce.

-Trochę ciężko się rozluźnić, gdy ciągłe ocieranie o twoją prostatę zmusza cię do zaciskania- stęknął i odchylił głowę w tył.

-To tylko od ciebie zależy, czy będziesz czuł rozrywający ból. Harry, musisz się rozluźnić- westchnąłem, dokładając kolejne palce.

-Staram się- stęknął i zamruczał, gdy drugą dłonią gładziłem jego plecy.

-Myślisz, że jesteś już gotowy na przyjęcie również mnie?- spytałem, gdy moje cztery palce mieściły się w jego rozciągniętym wnętrzu, bez większych komplikacji.

-Tak sądzę- sapnął, więc pozbyłem się jego palców i zamieniłem je na nawilżonego ogromną dawką lubrykantu penisa.

Nie mogłem powstrzymać zachwyconego jęku, przez wibracje jakie dawała mi zabawka i przez tą ogromną ciasnotę.

Patrzyłem prosto na twarz Loczka, który już teraz zdawał się być zrujnowany, ale to jeszcze nie koniec.

Teraz to ja go związałem i włączyłem wibracje na bardziej bezlitosne tempo.

-Louis!- pisnął, wijąc się na całym materacu. Przytrzymałem go za biodra i zacząłem wycofywać się wraz z zabawką.

-Cholera! Lou...- warknął i zacisnął dłonie na moich rękach.

-Puszczaj, ręce nad głową- mruknąłem, wbijając się w niego razem z wibrującą zabawką.

-JAK- krzyknął i uniósł biodra bardziej w moim kierunku.

-Tak- wygiąłem jego ręce i przyszpiliłem nad jego głową.

-Nawet nie wiesz, jak potwornie ciasny jesteś- zaśmiałem się i zacząłem poruszać raz zabawką, a raz swoimi biodrami.

Cały czas oczywiście pilnowałem, by jego prostata była męczona przez moje i zabawki ruchy.

-Ciesz się, póki możesz- jęknął- jak ze mną skończysz będę luźny, przez tak duże wypełnienie...

-I tak jesteś wspaniały- zamruczałem i przyciągnąłem go bardziej do siebie.

-Nie słodź mi, gdy mnie pieprzysz- parsknął, przenosząc dłonie na moje plecy.

-Łapy precz- znowu odsunąłem jego ręce, ale zdążył nimi przejechać po moich plecach.

Cholera, auć.

-Ty mała cholero- sapnąłem, przełączając wibracje na jeszcze wyższe.

-Przepraszam!- zaskomlał i szarpnął mi się, więc musiałem go przytrzymać w miejscu, by nadać sobie ponownie dobry kąt.

-Cholera Lou, to jest zbyt wiele!- zapłakał.

Przewróciłem oczami i zatkałem mu buzię swoją dłonią.

-Oj, cicho tam. Dasz radę. Robiliśmy gorsze rzeczy- zaśmiałem się i sapnąłem, gdy zabawka zaczęła znęcać się nad moim penisem.

Zaczął płakać, gdy lekkimi, prawie niewyczuwalnymi ruchami dotykałem główkę jego okropnie czerwonego i drgającego penisa.

-Aż tak cię to boli, czy to po prostu nadmiar odczuć?- zmniejszyłem wibracje do takich z przerwami.

-To i to, panie- wygiął się lekko i przygryzł wargę.

-Dasz radę, dzielny chłopczyku?- złapałem za jego włosy i unieruchomiłem tym jego głowę.

-Tak!- pisnął, mocno się na mnie zaciskając.

-Grzeczny chłopiec- poruszyłem w nim zabawką, by go jeszcze trochę rozdrażnić, aż wysunąłem ją z niego całkowicie i siłą z powrotem wsunąłem.

-Żółty!- pisnął, gdy przesuwałem zabawkę tak, by jak najbardziej go rozciągnąć.

Musiałem przez to zwolnić swoje poczynania i zacząłem go uspokajać buziakami na szyi.

Przytulił się do mnie i oddychał spazmatycznie.

-Już możesz, przepraszam- szepnął.

-Spokojnie- pokiwałem głową i ponownie zacząłem się zadowalać, by szybko skończyć, co nie zajmie mi raczej długo

-Proszę!- pisnął, zaciskając się mocno na mnie- nie dochodź we mnie, wszystko ze mnie wypłynie, gdy wyciągniesz ze mnie tę zabawkę!

-O to chodzi, Harry. Od kiedy ci to przeszkadza?- zaśmiałem się.

-Będę wtedy tak cholernie luźny- spojrzał na mnie ze łzami upokorzenia w oczach.

-O to chodzi- zaśmiałem się i wyciągnąłem z niego zabawkę, pieprząc go tylko swoją męskością

-Zaciśnij się na mnie- prychnąłem, uderzając go w policzek.

Wykonał moje polecenie i jęknął.

Cholera, nadal dobry.

-Długo ci to zajmie, Lou? Zaczynam odczuwać ostrzejszy ból- szepnął i zacisnął dłonie w pięści.

-Dojdę od razu po tobie- uśmiechnąłem się cwanie i przygryzłem lekko jego obojczyk.

-Czyli szybko- jęknął i przesunął swoją dłoń na bolącą męskość i zacisnął na niej pięść.

-Zero dotykania, zapomniałeś o zasadach?- prychnąłem i boleśnie ścisnąłem jego nadgarstek.

-Po prostu chcę sobie szybciej ulżyć. Ja też tu wyznaczam zasady- spojrzał mi w oczy ze znaczącym uśmieszkiem.

-A to niby od kiedy? Za bardzo się rozpędzasz, kiedy pozwalam ci dominować- warknąłem- dam ci jutro taką nauczkę, że nigdy więcej nie będziesz ze mną dyskutował.

-Już mi dzisiaj dałeś- wytknął mi język i jęknął głośniej, prawie upadając na łóżko.

Widziałem jak bardzo blisko jest, więc resztkami silnej woli zatrzymałem poruszanie się w nim.

-Nie, nie, nie! Nie w takim momencie, proszę!- pisnął, szarpiąc biodrami i sam wprowadził je w ruch, pieprząc się na mojej męskości.

-Pozwoliłem ci?- syknąłem i przytrzymałem go w miejscu.

-Pamiętasz może naszą zabawę w milking?- nachyliłem się do jego ucha.

-Przepraszam, panie- wyszeptał, skulając się pode mną- Nie chcę tego pamiętać- wymamrotał.

-To ci przypomnę- wyszczerzyłem się.

-Nie!- pisnął, łapiąc mnie za nadgarstek- zrobię wszystko, tylko nie bawmy się w to.

-Harry, ta ulga dla ciebie jest niezwykła, daj się temu dziać- odepchnąłem go.

Poddał mi się całkowicie i opadł z jękiem na łóżko, zostawiajac swoje biodra w górze.

-Nie będę się hamował z użyciem koloru- ostrzegł mnie.

-Spróbuj wytrzymać jak najdłużej, nie zabraniam ci tego- uniosłem jego tyłek na wygodną wysokość.

Zaczął drzeć i zaciskać nerwowo dłonie na pościeli.

Prychnąłem i wstałem z łóżka, ruszając do szafy po odpowiedni sprzęt.

-Co jeszcze?- jęknął, przyglądając mi się.

-Jak to co?- prychnąłem, wyciągając sprzęt do milkingu.

-Tylko nie dojarka, nadal się zastanawiam, w którym sexshopie to kupiłeś, Panie- jęknął.

-Nie doceniasz sexshopów internetowych- zaśmiałem się, podchodząc do niego z zadziornym uśmieszkiem.

-Nienawidzę cię czasem bardziej, niż cię kocham- stęknął, gdy uwięziłem jego penisa w ssawce i założyłem mu dodatkowo pierścień.

-Ach tak? Jesteś pewien swoich słów?- wahałem się nad delikatnym ssaniem, a takim potężnym, który prawdopodobnie doprowadziłby do sinizny jego przyrodzenia.

Kusi mnie też wykorzystanie w dzisiejszej zabawie tych natrysków wodnych...

Dręczenie go tym przecież musi być idealne!

-Louis!- pisnął, gdy włączyłem zabawkę, która na samym początku ssała go delikatnie- tak nie można- stęknął, próbując ułożyć się w wygodnej pozycji.

-Można, można, skarbie. To zemsta- zaśmiałem się i ponownie go ustawiłem w pozycji do pieprzenia.

-To co? Pora cię wypieprzyć, aż nie będziesz w stanie chodzić- potarłem swoje ręce, zatrzymując wzrok na jego luźnej dziurce.

Przecież to będzie takie piękne jak go zaleję.

-Zemsta? Za co?- jęknął, uciekając od moich dłoni- już nie jestem w stanie chodzić, Lou- wymamrotał po chwili.

-Za próbowanie dominacji na mnie. Ja tu rządzę, a to, że czasem daję ci się pieprzyć, nic nie znaczy- wsunąłem się w niego i zacząłem go powoli pieprzyć, pilnując, by naciskać na jego punkcik.

Zwiększyłem moc ssania zabawki, patrząc, jak brunet powoli zaczyna się łamać i delikatnie łka.

-Coś nie tak?- prychnąłem, dotykając jego jąder.

-Nie dam rady, Lou, muszę dojść- padł twarzą na materac i zaczął drżeć, a jego nogi nie były w stanie już go utrzymać, więc musiałem go przytrzymywać.

-Jestem już blisko, wytrzymaj jeszcze chwilę pieprzenia- zaśmiałem się, by cicho stęknąć. Musiałem włożyć w niego palce, bo jest rzeczywiście bardzo luźny.

-Spraw, żeby to tak mocno nie ssało, proszę- wyszeptał, łapiąc za mój nadgarstek- to strasznie boli.

Przewróciłem oczami i zmieniłem tryb na łagodniejsze ssanie, na co westchnał z ulgą, po czym spróbował się jeszcze utrzymywać na nogach, co dało mi wygodniejszą sytuację.

-Dasz radę bardziej się na mnie zacisnąć?- zapytałem, dając mu lekkiego klapsa- potrzebuję tego do spełnienia, a wiem, że jeśli wystarczająco się postarasz, to ci to wyjdzie, kochanie.

Sapnął, ale wykonał moje polecenie. Wystarczyło kilka ruchów, bym mógł go zalać, ale przeciągałem swoje spełnienie jak tylko mogłem.

W końcu się z niego wysunąłem i z zadowoleniem patrzyłem, jak moja sperma powoli z niego wycieka na ręcznik.

-Daj mi dojść!- jęknął sfrustrowany i zabujał biodrami, lekko się przy tym krzywiąc- czuje się taki brudny i luźny- marudził.

-O to chodzi i lepiej się nie sprzeciwiaj, bo zaraz włączę to bolące ssanie- zagroziłem.

-Żółty- prychnął z cwanym uśmieszkiem i sięgnął do zabawki.

-Dopiero żółty- zaśmiałem się i zmniejszyłem ponownie ssanie.

-Zobaczymy, czy będziesz taki cwany, jak to ja będę typował- warknął, opadając na łóżko, kompletnie nie przejmując się tym, że przycisnął do siebie mocniej dojarkę.

-Coś tam mówisz?- pomachałem mu pilotem przed twarzą, a on go wytrącił mi z ręki i nie zważając na moje próby powstrzymania go, zdjął dojarkę z siebie i blokując mnie skutecznie umieścił ją na moim penisie.

-Oszalałeś?- prychnąłem, próbując odsunąć go od siebie- Harry, zostaw- syknąłem, gdy podwyższył ssanie.

-Fajnie tak?- pchnął mnie na łóżko i sam ustawił się swoim penisem nade mną.

O nie.

-Nawet nie próbuj- warknąłem, ściągając z siebie zabawkę i spojrzałem na niego zły.

-Bo co mi zrobisz? Nie masz teraz praktycznie żadnej władzy.- nacisnął po prostu dłonią na moją klatkę piersiową.

Od kiedy przytył zrobił się silniejszy i szarpanie nic mi nie daje.

Zdjął z siebie pierścień i zaczął powoli pocierać swoją obolałą męskość.

Jest dokładnie kilka chwil przed orgazmem i to wcale mi się nie podoba.

-Masz rację- wzruszyłem ramionami i objąłem go nogami w pasie- tylko, że ty też nie masz władzy- prychnąłem, zamieniając nas miejscami.

-To co z tym zrobimy?- uśmiechnął się do mnie i przyciągnął mnie do pocałunku.

-A co proponujesz?- sapnąłem, czując niesamowitą przyjemność ze zdominowanego przez bruneta pocałunkiem.

-Proponuję po prostu pozbyć się mojej erekcji, a potem możemy jechać gdzieś daleko. Co powiesz na poszukiwania nowego domu?- uśmiechnął się do mnie pięknie.

-Mhm, idę na ten układ- zaśmiałem się, dotykając jego męskości- gdzie byś chciał zamieszkać?

-Zdecydowanie za miastem. Chcę mieć też swoje studio z gąbkami. Marzy mi się miejsce, gdzie będę mógł śpiewać sam dla siebie- kłamca.

-Sam dla siebie?- prychnąłem, zaciskając dłoń, wsłuchując się w jego jęk.

-No, tak? Nie mam żadnej wytwórni na ten moment, by coś zacząć robić- utkwił swój wzrok w moich oczach.

On wie, co ja robiłem i wie, że ja wiem, co on zrobił.

Paradoks.

-Oj Harry, Harry- pokręciłem głową z uśmiechem i pocałowałem go w czoło.

-Wyszliśmy obaj na kłamców, ale dziękuję, że to dla mnie robisz- w jego oczach widziałem gwiazdki i miłość.

-Zrobię wszystko dla ciebie- zaśmiałem się- bo cię kocham, mały- przejechałem dłonią po jego rozwalonych włosach.

-Mały? Powiedział pan metr siedemdziesiąt trzy- prychnął sarkastycznie, a ja gwałtownie zacisnąłem dłoń na jego męskości.

-Chcesz coś jeszcze powiedzieć?- warknąłem-przypominam, że mam twój orgazm w ręku, dosłownie.

-No już, bez nerwów, kochanie- co za fiut. Przewróciłem oczami i wpakowałem się na niego, przyciskając go do łóżka i zacząłem drażniąco, powoli poruszać po nim ręką.

-Nawet nie wiesz, jak to boli- zapłakał- pozwól mi po prostu już skończyć...

-Nawet nie wiesz, co mówisz, wyleję z ciebie twój miesięczny zapas spermy- zaśmiałem się złośliwie i połączyłęm nasze usta razem, przejeżdżając kciukiem po główce, na co się szarpnął i krzyknął mi w usta, dochodząc.

Tak jak myślałem, robił to dość długo. Białe pręgi spermy wylatywały z niego na pościel, a on sam nie był w stanie nic powiedzieć.

-Żyjesz?- zaśmiałem się, gdy był chyba w miejscu gdzieś między śmiercią poorgazmową, a życiem.

-Nienawidzę cię...- wymamrotał i skulił się w mały kłębek.

-Jesteś tego pewny?- udałem smutnego.

Oj, gdybyś wiedział co ukrywam przed tobą w schowku w samochodzie.

-Zobacz, co ze mną zrobiłeś- westchnął- jestem luźny, zmęczony i kompletnie obolaly...

-O to chodziło, Harold- dotknąłem językiem jego nosa i wyczyściłem go ręcznikiem, rzucając go potem pod łóżko.

-Prysznic, kąpiel, cokolwiek?- zaproponowałem.

-Nie dam rady wstać- spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.

-Podniosę cię, mięczaku. Wanna i wino?- zaproponowałem, dźwigając się w górę i przyciągnąłem go zaraz potem w swoje ramiona, ruszając do łazienki.

-Tak, Panie- uśmiechnął się cwanie i wtulił jeszcze mocniej.


**********

Już prawie koniec kochani...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top