Rozdział 32

Dwa pełne miesiące minęły od czasu, gdy Harry trafił na leczenie.

Od tygodnia mój chłopak zaczął jeść małe posiłki i idzie mu co raz lepiej z podbijaniem wagi. Przytył już pięć kilo i pojawiają się jego piękne dołeczki, których już dawno nie widziałem.

Oczywiście, jego pobyt w ośrodku został zauważony przez mnóstwo gazet, przez co był na pierwszych stronach przez dobry tydzień. Harry ciężko to zniósł, szczególnie kiedy stracił współpracę z YSL, którzy gdy dowiedzieli się, że ich rozmiar 30 jest dla osób wygłodzonych, wypierali się wszystkiego.

Wziąłem torbę i spakowałem mu nowe ubrania i rzeczy, o które mnie wcześniej poprosił.

-Znowu muszę cię podrzucić do Nialla, Hugo.- pogłaskałem podrośnięte szczenię i zapiąłem mu szelki na smycz.

Gdy tylko otworzyłem drzwi, od razu pociągnął mnie na trawnik.

-Hej, spokojnie- zaśmiałem się, próbując utrzymać równowagę.

Szczeniak spojrzał na mnie wielkimi oczami i zaczął załatwiać swoje sprawy, by posłusznie wskoczyć do samochodu.

W krótkim czasie znalazłem się przed domem blondyna.

-Tylko bądź grzeczny- pogroziłem psu palcem, a potem pogłaskałem go po głowie.

Szczeniak polizał mnie po palcach i szczerze się przeraził, gdy Niall już teraz przykleił się do szyby, wpatrując się w szczenię z zachwytem.

-Postaram się wrócić szybko- parsknąłem, idąc w stronę mieszkania.

Nie zdążyłem zapukać, a Niall otworzył mi drzwi.

-Na ile?- sięgnął po szczeniaka.

-Na kilka godzin, mam przecież twój numer. Nakarm go karmą.- poklepałem go po ramieniu i podałem Hugo.

-Nie ma sprawy- uśmiechnął się i poszedł z psem w stronę kuchni.

-Dawno się nie widzieliśmy- usłyszałem Liama. Podszedł do mnie i ścisnął moją dłoń- jak z Harrym?

-Zaczyna jeść- uśmiechnąłem się szeroko- pisze jeszcze więcej tekstów. A jak tobie i Zaynowi idzie załatwianie wytwórni dla niego?- klepnąłem go w ramię.

-Wytwórnia Zayna jest nim zainteresowana. Malik chce zrobić z nim duet, by go wypromować na samym początku, a później, gdy już będzie trochę bardziej znany, to będzie mógł popracować nad własną płytą- uśmiechnął się do mnie.

-Ustalimy to, gdy wyjdzie z tego szpitala... Przytył już pięć kilo, Liam. Pięć!- krzyknąłem szczęśliwy.

-Ile jeszcze mu zostało?- oparł się o framugę drzwi, jednak musiał się odsunąć, by Niall wybiegł z domu z Hugo.

-Idę na spacer!- krzyknął blondyn i zniknął nam z pola widzenia.

-Jeśli tak dalej pójdzie, to kilka miesięcy.- wyszczerzyłem się.

-Tęsknisz za nim, co?- zaśmiał się- może dzisiaj gdzieś wyskoczymy? Albo wpadniesz do mnie, programy w coś tak, jak za dzieciaków- uśmiechnął się do mnie.

-Zgadzam się. To jadę do niego, jesteśmy w kontakcie.- przytuliłem go po męsku, uderzając mocno jego plecy i wycofałem się do swojego samochodu.

*

-Nie chce jeść- lekarz spojrzał na mnie poważnie- odkąd wszedł na wagę dwa dni temu, zaczyna się sprzeciwiać i nie chce brać leków, ani nic jeść. Proszę z nim porozmawiać- westchnął.

Przewróciłem oczami i wszedłem do sali Loczka, który uśmiechnął się do mnie szeroko.

-Dajesz laptopa i wszystkie inne sprzęty elektroniczne.- warknąłem z powagą.

-Dlaczego?- prychnął od razu, chowając telefon pod poduszkę.

-Bo nie jesz i jesteś nieposłuszny.- zabrałem jego laptopa.

-Jestem posłuszny- wymamrotał- robię praktycznie wszystko, co mi każą, chodzę na terapie- jęknął, gdy próbowałem zabrać mu ładowarkę.

-Ale nie jesz! Chcesz znowu mieć podpiętą kroplówkę żywieniową?- nachyliłem się nad nim ze złością.

-To nie jest takie proste, jak ci się wydaje!- warknął- staram się...

-Najwidoczniej za mało. Musisz jeść, Harry! Nie mogę ci pozwolić na to, byś znowu zaczął chudnąć! Dla ciebie to może nie wydawać się takie ważne. Musisz się słuchać, Harry- skorzystałem z okazji i zabrałem mu ładowarki.

-Nie zabieraj mi wszystkiego!- krzyknął na mnie- będę jadł, jak zostawisz mi laptopa, obiecuję- spojrzał na mnie z nadzieją.

-Czyli mam iść po jakiś ciepły posiłek, tak?- schowałem laptopa do torby na chwilę, by się przekonać, że mnie nie oszuka.

-Idź- spuścił wzrok- i poproś o moje leki, je też wezmę- mruknął.

-Dobry chłopiec.- nachyliłem się do niego i mocno pocałowałem.

Wyszedłem z sali i podszedłem do jednej z pielęgniarek.

-Zadziałało?- uśmiechnęła się do mnie i wyszła z sali innego pacjenta.

-Tak, poproszę jakiś ciepły posiłek i jego leki- spojrzałem na nią.

-Za chwilkę wszystko przyniosę, wracaj do niego.- posłała mi uśmiech i przeszła do innego pomieszczenia.

-Harry!- warknąłem, gdy wszedłem do pokoju, a on wyciągał laptopa z mojej torby.

-No co?! Powiedziałem, że zjem.- zachichotał i szybko wrócił do łóżka z laptopem, jakby nigdy nic.

-Masz jeść nawet, jak mnie tutaj nie ma- westchnąłem, siadając obok niego- jak dowiem się, że znowu coś odwalasz, to nie będę dla ciebie taki łaskawy.

-Dupek.- wytknął mi język.

-Telefonu mi nie oddasz? Nie będę miał jak wysyłać ci niegrzecznych SMS-ów.- udał, że jest smutny.

-I tak nie wysyłasz mi żadnych SMS- parsknąłem, przytulając go do siebie.

-Ale chciałbym.- przewrócił oczami i pocałował mnie w szyję.

-Wybaczcie misie, że wam przeszkadzam, ale mam ciepłą zupę z grzankami dla Harry'ego.- uśmiechnęła się pielęgniarka.

Wstałem z łóżka i odebrałem od niej jedzenie.

-Mało tego- mruknąłem, podając Harry'emu zupę.

-Grzanki nadrobią. Je trzy posiłki dziennie, spokojnie. Tę tabletkę niech weźmie gdzieś tak w połowie jedzenia, a pozostałe godzinkę później.- wręczyła mi tabletki w woreczku.

-Nie może jeść też dużo, w końcu przez długi okres nie jadł- uśmiechnęła się- smacznego, panie Styles.

Wyszła z sali, a ja spojrzałem na Harry'ego.

-Jedz, nawet mnie nie denerwuj- prychnąłem, widząc jego obrzydzenie w oczach.

-Jesteś okropny.- pokręcił głową i nabrał trochę zupy na łyżkę

-Harry, przecież to nie jest aż takie straszne- wziąłem od niego sztućce i zacząłem go sam karmić.

-Czuję się jak trzylatek.- skrzywił się i zachrupał przy pochłanianiu grzanek.

-Nawet nie próbuj tego wypluwać- spojrzałem na niego poważnie.

-Podsunąłeś mi pomysł.- przewrócił oczami i zjadł kolejną łyżkę.

-Daj tę tabletkę.- poprosił.

-To nie jest połowa, mam ci ją dać w połowie posiłku, zjadłeś dopiero dwie łyżki- przewróciłem oczami.

-To szybciej machaj tą ręką.- syknął i zabrał mi miskę.

-Uspokój się- zaśmiałem się i położyłem dłoń na jego udzie- chcesz zrobić to sam?

-Tak, jesteś wolny jak żółw- przewrócił oczami i sam zaczął jeść.

-Jesteś strasznie nerwowy- zauważyłem- co to za tabletki? Witaminy?

-To pobudza trawienie, to są elektrolity, witaminy, a to pobudza głód.- wskazywał po kolei na kolorowe tabletki i zajadał dość szybko.

-Jestem już pełny- odłożył talerz z resztkami zupy.

-Jestem z ciebie dumny- pocałowałem go w czoło- potrzebujesz jeszcze czegoś? Przyniosłem ci nową bieliznę i koszulki.

-Chyba się umyję. Mam tu normalną łazienkę, wiesz?- uśmiechnął się i zszedł mozolnie z łóżka.

-Nie proponujesz mi wspólnej kąpieli?- podniosłem na niego brew.

-Jest malutka.- pokręcił głową.

-Ale możesz mnie umyć.- posłał mi buziaka i dobrał się do torby, wyciągając czyste ubrania dla siebie.

-Przyjmuję wyzwanie, prowadź- zaśmiałem się i chwyciłem go za biodra.

-Chodź.- poprowadził mnie do malutkiego pomieszczenia i zamknął za nami drzwi na zamek.

-Są już mocniejsze.- wpakował dłoń w swoje włosy i lekko pociągnął.

-Cieszę się, kochanie- pocałowałem go w usta.

-Nie tutaj, Lou. Nie chcę cię całować w szpitalu.- zachichotał.

-Po prostu za tobą tęsknię- westchnąłem, opierając czoło o jego bark.

-Ja za tobą też. Brakuje mi twojego zrzędzenia na to, że nie sięgasz po coś.- parsknął.

-Dupek- prychnąłem, odsuwając się od niego- rozbieraj się- oparłem się o ścianę i obserwowałem go dokładnie.

-Dlaczego ty tego nie zrobisz?- pochylił się do wanny, specjalnie się przy tym wypinając.

-Bo powiedziałeś, że nie chcesz mnie całować w szpitalu, a jeśli cię dotknę to nie będę w stanie się powstrzymać- westchnąłem.

-Napaleniec.- wytknął mi język i zaczął się rozbierać.

Zdecydowanie lepiej wygląda.

-Widzisz jaki teraz jesteś piękny?- podszedłem do niego i dotknąłem jego brzucha.

-Nie widać kości tak bardzo, jak wcześniej.- uśmiechnął się lekko.

-Nie masz już aż tak dużo siniaków- pocałowałem jego szyję.

-To chyba dobrze.- odchylił głowę, by dać mi większy dostęp i zamruczał z uznaniem.

-Trochę za mało tutaj śladów, ktoś może pomyśleć, że jesteś wolny- zaśmiałem się, robiąc mu olbrzymią malinkę.

-Nie bój się, same kobiety wokół mnie skaczą.- zachichotał.

-Skąd mam wiedzieć, że po tylu miesiącach rozłąki nie zaczęły podobać ci się kobiety?- musnąłem jego pośladek.

-Oczywiście, jak mógłbym nie pragnąć cycków? Kiedyś nazywali mnie kobieciarzem.- zaczął się śmiać i zakręcił wodę, wchodząc ostrożnie do wanny.

Podał mi gąbkę i uśmiechnął się łobuzersko.

-Umyjesz mi plecy?- odwrócił się.

-Jasne.- złapałem za płyn, wylałem trochę na myjkę i zacząłem go myć.

Nie mogłem się powstrzymać od obcałowywania jego karku.

-Louis- westchnął po chwili- nie rób tak już, ledwo wytrzymuje bez rzucenia się na ciebie- zachichotał.

-O to chodzi.- mruknąłem do siebie i zjechałem gąbką do jego pupy.

-Tam jestem czysty- wzruszył ramionami- chcesz sprawdzić?- parsknął śmiechem i lekko się podniósł.

-Przodem skarbie.- obróciłem go do siebie.

Zakrył dłońmi swoje strefy intymne i spojrzał na mnie z wyzwaniem w oczach.

-Sprzeciwiasz się?- uniosłem na niego brew.

-Nie śmiałbym- uśmiechnął się do mnie.

-To zdejmuj rączkę, skarbie.- spojrzałem na niego znacząco.

-Zmuś mnie, Panie- przygryzł wargę.

-Okay.- złapałem za jego rękę i odepchnąłem.

Złapałem myjką za jego penisa i przeciągnąłem kilka razy.

-Louis!- pisnął- odwróć to na tę delikatną stronę!- skrzywił się i cofnął biodra.

-Zadrapało?- zaśmiałem się i przekręciłem gąbkę.

-Będę już grzeczny- spuścił wzrok i złapał za mój nadgarstek.

-Obiecujesz?- pogładziłem go po penisie tą miękką stroną.

-Tak, Panie- pokiwał szybko głową i przybliżył się do mnie.

-Grzeczny chłopiec.- przyklęknąłem na płytkach i przyciągnąłem jego twarz do swojej i po prostu pocałowałem.

Loczek westchnął mi w usta i próbował pogłębić pocałunek.

-Pozwól- wymamrotał, gdy raz za razem przygryzałem jego wargę.

-Męcz się. To twoja kara.- zacieśniłem uścisk.

Uśmiechnął się cwanie i złapał za moje krocze. Lekko je ścisnął i wykorzystał moje sapnięcie, wdzierając się językiem w moje usta.

Przewróciłem oczami i złapałem zębami za jego język, na co zabawnie pisnął, ale się nie odsunął.

Złapał za moją koszulkę i przybliżał coraz bardziej do siebie.

-Zaraz wpadnę do wanny- oderwałem się od niego z uśmiechem.

-O to chodzi. Obaj bylibyśmy mokrzy.- zachichotał.

-Tylko, że ja nie mam się w co przebrać- zaśmiałem się i przyspieszyłem swoje ruchy nadgarstka.

-A szkoda.- zrobił smutną minkę i posłał mi uroczy uśmieszek.

-Po prostu skup się na przyjemności- zaśmiałem się.

-Wolałbym, by to była twoja ręka.- przygryzł wargę.

-Wyjdź z wanny- odłożyłem myjkę i odsunąłem się od niego.

-A włosy?- fuknął i podniósł się z wody, sięgając szybko po ręcznik.

-Będziesz miał tutaj sporo czasu na umycie włosów- zaśmiałem się.

Wyszedł z wanny i dokładnie się wytarł.

Stanąłem przed lustrem i przysunąłem go do siebie.

Stał przede mną oparty o mój brzuch i przyglądał się swojemu odbiciu.

Powędrowałem dłonią do jego brzucha i zacząłem lekko go pocierać.

-Łaskoczesz.- zachichotał i złapał za moją dłoń.

-Skup się- prychnąłem, sięgając do jego męskości i złapałem jednoczenie za jego szczękę- patrz na siebie- uśmiechnąłem się, widząc jego rumieńce.

-Nie muszę patrzeć na siebie dzień w dzień.- wymamrotał.

-Nie słuchasz się mnie- ścisnąłem jego penisa.

-Louis.- mruknął ostrzegawczo i cicho sapnął.

-Tak?- prychnąłem, przyśpieszając ruchy nadgarstka na jego kutasie.

-Jeśli tak dalej będziesz robić, to pobrudzę ci dłoń.- jęknął.

-I jeszcze marudzisz?- warknąłem- wcale nie robię tego celowo.

-Po prostu nie chcę, byś się o mnie wytarł.- oparł się o mój tors i westchnął.

-Coś nie tak? Nie chcesz, bym to robił?- zdziwiłem się jego zachowaniem.

-Chcę! Tylko mi dziwnie tak w szpitalu.- spiekł buraka.

-Nie myśl o tym, gdzie jesteś, skup się na tym co ci daję- szepnąłem, jedną ręką błądząc po jego pośladkach.

-Postaram się - jęknął cicho i przycisnął się do mnie bardziej.

-Patrz na siebie- musnąłem jego ucho i zacieśniłem uścisk na penisie.

-Wolę patrzeć na ciebie, bo jak widzę siebie to dostrzegam niedoskonałości.- pokręcił głową.

-Spójrz, jak moje ręce wędrują po twoim ciele, kochanie. Jest piękne, choć może być piękniejsze, gdy jeszcze trochę przytyjesz- pocałowałem go w szyję.

-Ważę prawie sześćdziesiąt kilo.- westchnął cicho.

-Ważysz dopiero pięćdziesiąt sześć, jeszcze jakieś dziesięć kilogramów i będę mógł zabrać cię do domu- dotknąłem ponownie jego brzucha.

-Prawie sześćdziesiąt. To dużo- zachichotał i jęknął, gdy go potarłem.

-Przestań tak mówić, ja ważę 75, jestem gruby?- zmierzył mnie wzrokiem.

-Jak na twój wzrost to nie.- wytknął mi język.

-Jesteś wyższy- prychnąłem, klepiąc go w tyłek.

-Oi!- pisnął, odtrącając od siebie moje ręce i zaczął się jeszcze raz wycierać.

Kompletnie zdezorientowany i zrezygnowany odsunąłem się od niego i go po prostu obserwowałem.

-Wybacz, Lou, ale ta stara zrzęda zaraz ma zmianę i mówię ci, wyczuje seks. To chrześcijanka. I to gorliwa. Nie lubi mnie.- zachichotał.

-Ta, rozumiem- mruknąłem- co chcesz teraz robić?- zapytałem, opierając się o ścianę.

-Obejrzymy coś?- ubrał się i objął mnie ramionami z uśmiechem.

-Wieczorem umówiłem się z Liamem na męski wieczór- otworzyłem drzwi od łazienki i ruszyliśmy do jego pokoju.

-Okay, dobrze, że nie siedzisz ciągle w domu.- wskoczył pod pierzynkę i zrobił mi trochę miejsca.

-Nudzę się w tym domu bez ciebie- jęknąłem, kładąc się koło niego, a on od razu wtulił się we mnie.

-Dasz radę, Lou. Damy radę. Przetrwaliśmy pół roku osobno, przetrwamy wszystko. Zapewne jak stąd wyjdę, to stuknie nam rocznica.- zachichotał.

O mój Boże, to już tyle czasu?

-Może wyjedziemy gdzieś? Jakieś ciepłe kraje?- objąłem go ramieniem w pasie- zabiorę cię daleko od tego całego syfu- pocałowałem go w czoło.

-Tahiti?- złapał za moją dłoń i się wyszczerzył.

-Nie słyszałem o tej wyspie, ale możemy tam pojechać- przeniosłem usta na jego szczękę- wszędzie, byle z tobą.

-Nie siedzimy w łóżku pacjenta.- usłyszeliśmy warknięcie.

-Przecież nie jest jakoś zbytnio chory, nie robię mu krzywdy- prychnąłem, patrząc na starą pielęgniarkę.

-Takie przepisy.- wzruszyła ramionami.

-A nie może pani przymrużyć na to oko?- uśmiechnąłem się do niej ciepło.

-Przykro mi. Albo pan schodzi, albo wezwę ochronę.- podeszła do Loczka i wyciągnęła spod łóżka wagę.

Zszedłem z westchnieniem i obserwowałem, jak Harry niechętnie wstaje z łóżka i podchodzi do kobiety.

-No dalej, Harry, nie mam całego dnia.- włączyła wagę i zawiązała Loczkowi przepaskę na oczach.

-To, żeby nie panikował jak zobaczy swoją wagę- wytłumaczyła mi, gdy pytająco na nią patrzyłem.

Pomogła mu wejść na wagę i zapisała dumnie dwie cyferki w jego kartotece.

Z ciekawości podszedłem do wagi i uśmiechnąłem się, widząc pięćdziesiąt sześć kilogramów.

Nie chudnie, co mnie niesamowicie cieszy.

Odetchnąłem z ulgą i złapałem za jego dłoń, gdy stał się zupełnie zesztywniały.

-Louis?- zapytał, podnosząc opaskę- pięćdziesiąt sześć?!- pisnął, szybko schodząc z wagi.

-To dobrze, Harry. To bardzo dobrze.- złapałem za jego policzki.

Pokiwał głową, chociaż wyraźnie widziałem strach w jego oczach.

-Patrz mi w oczy kochanie. To bardzo dobrze, że ważysz tyle samo. To znaczy, że leczenie idzie bardzo dobrze, tak?- pogładziłem palcem miejsce, gdzie zawsze występował dołeczek.

-Myśle, że powinieneś już pójść, chcę iść spać- wymamrotał, wracając na łóżko i pożegnał wzrokiem pielęgniarkę.

-Dopiero przyszedłem...- od razu mi mina zrzedła.

-Oddasz mi ładowarkę od laptopa?- spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

-Harry...- westchnąłem i przejechałem dłonią po jego ręce.

-Nie cieszę się, że przytyłem- spuścił wzrok- przepraszam, ale nie potrafię.

-Harry, to bardzo dobrze, że to zrobiłeś. Jesteś piękniejszy i będziesz z każdym dniem co raz piękniejszy.- trąciłem go palcem w nos.

-To nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje- pokręcił głową- nie czuję się dobrze ze swoim ciałem, a w szczególności, gdy tyję. Mogę mieć za parę miesięcy normalną wagę, ale nie będzie to mój powód do dumy...

-Powinieneś być dumny tak, jak ja jestem z ciebie dumny, że chcesz się leczyć. Kochanie, proszę.- pocałowałem go w policzek.

-O co prosisz, Lou?- uśmiechnął się słabo i przyciągnął mnie do siebie.

-Zacznij się doceniać.- pocałowałem go delikatnie.

Jego słaby uśmiech znikł, a on sam wkopał twarz w zagłębienie mojej szyi, mrucząc coś pod nosem.

-Wykonasz moją prośbę lub chociaż spróbujesz? Za kilka miesięcy będziesz crushem każdej nastolatki i każdego geja. Jesteś piękny, jak masz troszkę więcej kilogramów.- pocałowałem go w skroń.

-Będę się starał dla ciebie- szepnął- wszystko robię dla ciebie, musisz to w końcu zauważyć- spojrzał na mnie- chcę stąd wyjść jak najszybciej, nie czuje się tu dobrze, wiesz?

-Przecież masz tu lepiej niż ktokolwiek. Masz darmowe jedzenie.- pocałowałem go w czoło i usiadłem na krzesełku przy łóżku.

-Czuje się samotny- wzruszył ramionami- przychodzisz często, ale wolałbym zasypiać i budzić się przy tobie.

-Mogę przyjeżdżać wieczorami, jak nie spotykam się z chłopakami.- pogładziłem go po głowie.

-Ale i tak nie możesz zostać na noc- pokręcił głową- tutaj są strasznie rygorystyczne zasady- uśmiechnął się do mnie.

-Na to akurat nic nie poradzę, Harry.- objąłem go.

-Mógłbyś pogadać z nimi, żeby mnie wcześniej wypuścili? Dobrze wiesz, że przy tobie jem więcej- uśmiechnął się cwanie.

-Oczywiście, a później znowu za moimi plecami będziesz ćwiczył. Nie ma mowy.- prychnąłem.

-Nie będę, obiecuję- jęknął żałośnie i usiadł na moich udach.

-Zobaczymy jak jeszcze przytyjesz.- odgarnąłem jego włosy.

-Do sześćdziesięciu kilo?- zaczął bawić się moją koszulką.

-Może być. Wtedy się skonsultujemy z tą doktorką.- uśmiechnąłem się.

-Obiecujesz?- wyciągnął do mnie małego paluszka i czekał na potwierdzenie moich słów.

-A ty obiecujesz?- uniosłem brew.

-Obiecuję, że będę ładnie jadł, jeśli zabierzesz mnie do domu jak przekroczę sześćdziesiąt kilo- spojrzał na mnie poważnie.

-Niech ci będzie.- złapałem za jego palec.

-Więc idziesz dzisiaj do Liama?- zszedł ze mnie i usiadł obok.

Zaczyna drażnić mnie ten panujący odstęp między nami.

-Tak, mamy zamiar się trochę napić. Niall pilnuje Hugo.- uśmiechnąłem się sztucznie.

-Tylko nie wypij za dużo- zażartował i podszedł do okna.

-Panie Styles, kolejny raz już w tym tygodniu pan Malik przyszedł pana odwiedzić. Powiedzieć, żeby zaczekał?- pielęgniarka przekroczyła próg pokoju Harry'ego.

-Zayn? Kolejny raz?- spojrzałem na niego podejrzanie.

-Niespodzianka.- wyszczerzył się do mnie i spojrzał wyczekująco na Mulata, który puścił do mnie oczko.

-Przepraszam za spóźnienie, Harry, ale są straszne korki- podał mu torebkę papierową.

-Możemy porozmawiać?- prychnąłem i nie czekając na odpowiedź, chwyciłem Loczka za rękę i wyprowadziłem z sali.

-Żartujesz sobie? Dobrze wiedziałeś, że dzisiaj do ciebie przyjdę. Musiałeś też zapraszać Malika, skoro chciałem spędzić z tobą czas sam na sam?- mruknąłem, patrząc na niego bez żadnych emocji.

-Nie zapraszałem go! Przychodzi kiedy chce! Zaraz sobie pójdzie. Miał mi tylko coś dać, jak każdego dnia, Louis. Nie umawiam się z nim za twoimi plecami, po prostu chcę coś przygotować, wiesz, niespodziankę. - przewrócił oczami i złapał za moje dłonie.

-Zayn jest szczęśliwy z Niallem i Liamem, ja jestem szczęśliwy z tobą. Nie bądź zazdrosny. I tak jesteś tu codziennie.- przyciągnął mnie za koszulkę do siebie i po prostu pocałował.

Nie zwracając uwagi, że stoimy na korytarzu i ktoś może przez niego przejść, podniosłem go specjalnie łapiąc za jego tyłek i przygniotłem do ściany.

-Co to za niespodzianka?- przyssałem się do jego szyi, żeby dorobić parę widocznych malinek, tak po prostu, dla bezpieczeństwa.

-Niespodzianek się nie zdradza.- sapnął i objął mnie ciaśniej nogami, by się nie zsunął.

-Zaborczy jesteś- nacisnął dłonią na klamkę od jakiegoś schowka i znacząco odchylił się w tył.

Wpadłem do środka i odbiłem się od jakieś półki, powodując jęk bólu u Loczka.

-Muszę cię mieć- szepnąłem, przyciągając go bliżej do swojego ciała.

-Oszalałeś? Zayn na mnie czeka- zaśmiał się, łapiąc za moje włosy.

-W dupie to mam. Ja też czekałem. Dłużej- przygryzłem zębami płatek jego ucha.

-Louis!- pisnął i już wiedziałem, że mi się nie oprze.

-Będziesz musiał przyjąć mnie na sucho- mruknąłem, pozwalając mu ustać na swoich nogach i rozpiąłem jego spodnie.

-Kolejny raz?!- fuknął i zdusił jęk, gdy przejechałem ponownie palcami po jego penisie.

-No już, pokaż jaki jesteś mnie spragniony- prychnąłem, próbując uzyskać jego pełną erekcję.

-A jak znowu padnę?- zachichotał i odchylił głowę z zadowolonym pomrukiem.

-Nie powinieneś, nie pozwolę ci dojść- prychnąłem, odwracając go do ściany.

-Jesteś złośliwy i bardzo zazdrosny- oparł się czołem o zimną powierzchnię.

-Mam prawo być zazdrosny- fuknąłem- to twój były i z tego co sam przyznałeś, przychodzi tutaj codziennie. Nie widziałem, żebyś na mój widok tak się dzisiaj ucieszył, jak na jego.

-Stary dureń- parsknął śmiechem.

-Na pewno dzisiaj nie dojdziesz- prychnąłem, ściskając boleśnie jego męskość.

-Spodziewałem się tego.- westchnął i ułożył swoją dłoń na mojej.

Zaczął nią delikatnie poruszać i po chwili był całkowicie twardy.

-Możesz zrobić mi rimming?- spuścił głowę i unikał kontaktu wzrokowego.

-A co będę z tego miał? Twoje nieposłuszeństwo i zatajanie przede mną faktów?- zacisnąłem mocno drugą dłoń na jego pośladku, który zrobił się ślicznie pełniejszy.

-Panie- jęknął.

Zacząłem się rozpływać, od dwóch miesięcy nie usłyszałem tak potrzebującego i błagającego jęku od niego.

-Gdybym cię nie kochał, to bym cię sprał aż do krwi, wiesz o tym?- złapałem mocno za jego włosy, tym samym poddając je próbie, którą na szczęście przeszły całe i zdrowe.

-Nie możesz zostawiać siniaków, lekarz codziennie wieczorem ogląda moje ciało, nie będę umiał się z tego wytłumaczyć- westchnął, łapiąc za moje ręce.

-Malinki już masz.- opadłem na kolana, robiąc mokrą ścieżkę pocałunków po jego kręgosłupie i zatrzymałem się nad pośladkami.

-Ale je łatwo wytłumaczyć. A jak mam się wytłumaczyć z siniaków? „Bo mój chłopak lubi sprawiać mi ból, który nas obu podnieca?" Czy od razu powiedzieć „byłem niegrzecznym chłopcem, więc mój pan mnie ukarał"?- zaśmiał się, wypinając w moja stronę.

-Czekaj. Ogląda twoje ciało?!- syknąłem, gdy dopiero po chwili do mnie dotarł sens jego wcześniejszych słów.

-Tak- pokiwał głową- musi sprawdzić czy nie robię sobie krzywdy albo czy nie ćwiczę- wzruszył ramionami.

Drgnęła mi powieka, a w głowie zapaliła się czerwona lampka, która w moim przypadku oznacza centrum wkurwienia.

-Chcę być na tych badaniach- syknąłem, nawet nie hamując się ze wściekłością w tonie.

-Louis, to lekarz, traktuje mnie jak pacjenta, o co ci chodzi?- prychnął, próbując się odwrócić, jednak przytrzymałem jego biodra i podniosłem się z kolan.

-Nie ufam lekarzom, którzy patrzą na to, co moje.- stąpam po granicy wybuchu wściekłości, co jest ciężkie do zatrzymania, więc chyba pora na mnie.

-Hej, gdzie ty idziesz?- złapał za mój nadgarstek, gdy chciałem otworzyć drzwi- zostawisz mnie tutaj?- słyszałem pretensję w jego głosie.

-Nie chcę zrobić czegoś, czego potem pożałuję. Puść mnie, Harry. Muszę iść.- starałem się wyswobodzić z jego uścisku.

-Nie! Nie masz o co być zazdrosny!- krzyknął- przestań się tak zachowywać!

-Nie jestem zazdrosny do jasnej cholery!- warknąłem i uderzyłem pięścią w ścianę nieopodal jego głowy.

-Więc o co ci chodzi?- skulił się i odsunął od mojej ręki.

-Po prostu muszę wyjść.- podciągnąłem jego spodnie i wypchnąłem ze schowka, samemu szybko ruszając do sali po swoje rzeczy.

-Jeśli teraz wyjdziesz to nie musisz już tutaj wracać- usłyszałem za sobą.

Loczek wyprzedził mnie i agresywnie otworzył swoje drzwi do sali.

-Zayn, dzięki, że przyniosłeś mi to, czego potrzebowałem, ale myślę, że musisz już iść- wymamrotał, siadając od razu na łóżko.

-Jasne. I tak miałem jeszcze jechać po żarcie dla Hugo, bo Niall przez przypadek je wyrzucił, myląc je z konserwami.- pokręcił głową Mulat i wyszedł.

Starałem się opanować drgawki wściekłości w swoim ciele, ale to mi nic nie dało, tak samo jak głębokie wdechy i wydechy.

Mój rozum był podzielony na dwie części.

Jedna podpowiadała, że Loczek nie żartuje, a druga kazała mi spierdalać, zanim go po prostu uderzę.

-Więc? Jaka jest twoja decyzja, Tomlinson?- prychnął, podchodząc do mnie.

Użył mojego nazwiska, czyli jest całkowicie poważny i zirytowany.

-Nie podchodź.- pokręciłem głową, zaciskając mocno pięści.

-To powiedz mi w końcu, o co ci tak naprawdę chodzi!- uniósł na mnie głos i nie przestawał się zbliżać.

-Proszę bardzo.- syknąłem.

Miarka się przebrała.

Pchnąłem go całą swoją siłą na ścianę, mocno nim szarpiąc i dociskając go tam.

-Gdy mówię, że chcę iść, to po prostu kurwa chcę. Gdy mówię, byś się nie zbliżał, to nie robię tego, bo mi się tak podoba, tylko po prostu nie chcę cię skrzywdzić, a to nie jest możliwe, gdy jestem podminowany, a co gorsza jak już się wkurwię.- ścisnąłem mocno jego nadgarstki z warkotem, a gdy go puściłem, zjechał bezwładnie na ziemię po ścianie i dość mocno się potłukł przy spotkaniu z ziemią.

-Dlaczego to robisz?- pisnął, zakrywając się dłońmi- przecież nic złego nie zrobiłem, nie zasłużyłem na takie traktowanie- jego głos ewidentnie wskazywał na to, że jest milimetry od wybuchu płaczem- nie wiem o co ci chodzi, ale nie chcę, żebyś mną tak szarpał.

Prychnąłem głośno i złapałem go za ramię, podnosząc do góry.

-Ja cię źle traktuję?- fuknąłem- traktuje cię tak, jak należy traktować takie osoby, jak ty.

-C-co masz przez to na myśli?- jego broda zadrżała, a oczy zeszkliły się jeszcze bardziej.

Kurwa, nie mogę.

Puściłem go i jak najszybciej opuściłem jego salę, a później budynek szpitala.

*********

Koniec już blisko 😂❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top