Rozdział 20
Obudziło mnie ogromne gorąco wokół mojego ciała.
-Cholera, jaka przytulanka.- z trudem wyplątałem się z uścisku Loczka i poszedłem do łazienki.
Czułem się już o wiele lepiej, tyłek aż tak bardzo nie bolał, a obecność Harry'ego i wczorajsze wyżycie się na nim trochę pomogło mi oswoić się z sytuacją.
-Widzisz, Tomlinson? Damy sobie radę.- poklepałem się po policzkach przed lustrem.
Muszę jeszcze popracować nad dotykiem. Harry będzie musiał mnie dużo dotykać, co pewnie mu się spodoba.
-Oby to kurwa zadziałało.- obmyłem swoją twarz chłodną wodą i spojrzałem na swoje odbicie.
Na pewno wyglądam lepiej niż wczoraj.
-Dzień dobry- do pomieszczenia wszedł Harry, przecierając oczy.
-Wyspany?- posłałem mu uśmiech.
-Boli mnie tyłek- mruknął, podchodząc do lustra i uchylił bokserki.
-Siniaki- jęknął i spojrzał na mnie z pretensjami.
-Liczyłeś na przecięcia?- zażartowałem.
-Tak- wzruszył ramionami- co to seks bez żadnych poważnych uszczerbków?
-Za niedługo to ja ucierpię na tym.- przygryzłem wargę.
-Nie rozumiem?- zmarszczył brwi.
-Wkrótce zrozumiesz.- poklepałem go po plecach i wróciłem do sypialni.
-Louis! Ja nie lubię jak jesteś tajemniczy- jęknął, gdy po paru minutach wyszedł z ręcznikiem przepasanym na biodrach.
-Aż taki ciekawy jesteś?- uniosłem się na kolanach na łóżku.
Pokiwał twierdząco głową i zbliżył się do mnie.
-Więc?- uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Loczku.- objałem go za szyję.
-Nie powiesz mi?- jęknął zrezygnowany i popchnął mnie do tyłu na łóżko.
-Hola, co to za rewolucje!- opadłem zaskoczony na poduszki.
-Obiecałeś mi, że będziemy bez żadnych sekretów- prychnął i usiadł mi na udach.
-To żaden sekret! Nazwałbym to bardziej niespodzianką.- ułożyłem dłonie na jego biodrach.
-Teraz tym bardziej chcę to wiedzieć, Louis- westchnął, kładąc się na moim ciele. Wziąłem głęboki oddech czując, że zaczynam panikować. Spokojnie, to tylko Harry.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Harold.- poklepałem go.
-Powtarzasz się- wymamrotał w moją szyje.
-Bo do ciebie nie dociera.- zaśmiałem się.
-Mogłeś mi nic nie mówić- fuknął, podnosząc się do siadu i położył ręce na moim brzuchu.
Łapałem się, żeby leżeć pod nim spokojnie. Dalej czułem się brudny i zużyty, myślałem że on też to czuje.
-Uwielbiasz mnie macać.- skwitowałem.
-Bo lubię twoje ciało, jest seksowne- poruszył zabawnie brwiami.
-Chciałoby się bezkarnie macać.- pacnąłem jego dłonie.
-A co, nie mogę? Przecież jesteś moim chłopakiem, to jeden z moich przywilejów- zachichotał.
-Masz zapędy do bycia na górze, Harold.- uniosłem na niego brew i rozczochrałem jego włosy.
-Spokojnie, jestem stworzony do bycia na dole, Panie- parsknął, układając swoje krótkie włosy.
-Zobaczymy czy taki stworzony.- ucałowałem jego policzek i wyślizgnąłem się spod niego.
-Wiele razy ci to udowadniałem- mruknął, przytulając się do poduszki.
-Śniadanko?- zignorowałem jego wypowiedź.
-Ty nie potrafisz gotować, Louis- zaśmiał się, patrząc na mnie.
-Liczę na to, że się ruszysz i zrobisz coś swojemu głodnemu chłopakowi.- klepnąłem go w tyłek, aż podskoczył ze zdziwieniem.
-Co chcesz zjeść?- westchnął, czołgając się do kuchni.
-Może być odgrzewany makaron?
-Z serem?- ucieszyłem się na to danie. To najprostsze jedzenie świata, a jednak moje ulubione.
-A jest ser?- spojrzał w lodówkę- dobrze, niech ci będzie- zaśmiał się, wyciągając składniki.
-O tak.- uśmiechnąłem się i wskoczyłem na blat.
Spojrzałem na tyłek Loczka, gdy sięgał po patelnię i specjalnie się wypiął.
-Wiem, że się patrzysz i mi to schlebia.- zaśmiał się.
-Zdecydowanie jest na co patrzeć- mruknąłem, podchodząc do niego.
-Cieszę się, że tak twierdzisz.- wyprostował się.
-Nie- zatrzymał mnie przed sobą- nie dostaniesz tego- przejechał dłonią po swoim torsie i ścisnął swoje krocze- dopóki nie dowiem się o co ci chodziło rano.
-Ale się cwany zrobiłeś.- zacmokałem z niesmakiem.
-Powiem ci później, wszystko jest jeszcze dla mnie zbyt świeże, jeśli wiesz co mam na myśli.- objąłem go ramionami.
-Oh, przepraszam- spuścił wzrok- nie wiedziałem, że o to chodzi.
-Spokojnie. Rób te kluski, głodny jestem kuchareczko.- cmoknąłem go w policzek i się odsunąłem.
Po 15 minutach Styles położył przede mną cały talerz parującego makaronu.
-Smacznego- uśmiechnął się, siadając naprzeciwko mnie.
-Ty nie jesz?- wypchałem sobie policzki jedzeniem.
-Oszalałeś? Nie mogę jeść takich tuczących rzeczy- pokręcił głową.
-Masz obsesję.- mlasnąłem z zadowoleniem.
-Tak, dlatego mam tak piękne ciało- parsknął.
-Skromniacha.- zaśmiałem się z niego.
-A tobie powoli brzuszek rośnie- dodał zaczepnym tonem.
-Serio?- uniosłem swoją koszulkę.
-Cholera, za dużo piwa.- przygryzłem wargę.
-Musisz się go pozbyć- parsknął- nie podniecają mnie grubi ludzie- widziałem rozbawienie w jego oczach.
-Może przejdę na głodówkę?- zmrużyłem na niego oczy, dobrze wiedząc, że nie raz się głodzi przed pokazami.
-To o wiele lepsze niż faszerowanie się jakimś gównem, które otępia- prychnął.
-To gówno, o którym mówisz pozwala zapomnieć o całym złu tego świata.- podniosłem się gwałtownie od stołu i opuściłem szybko kuchnię, nie przejmując się, że zapewne rozlałem swój sok.
Wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni i odpaliłem jednego, od razu mocno się zaciągając.
O dziwo nie przyszedł do mnie, jak zwykle to robił.
Bycie w związku to porażka, ciągle się z nim tylko kłócę...
Mało tego, gdy wróciłem do salonu on mnie ignorował.
Zachowywał się jak małe dziecko udając, że mnie nie widzi.
Zaczął się bawić swoim telefonem, który prawie mu wypadł z przerażenia, jakie wywołało przychodzące połączenie.
-Zayn?- odebrał od razu.
Zmarszczył lekko brwi i wyciągnął w moim kierunku telefon bez słowa.
-Halo?- spojrzałem prosto w oczy Loczka.
-Louis? Liama nie ma od dwóch godzin, po prostu wyszedł do sklepu i go nie ma- usłyszałem spanikowanego Mulata.
-Dzwoniłeś do niego?- przewrócilem oczami i rozsiadłem się wygodnie.
-Tak, parę razy. Nie odbiera, a jak coś mu się stało?- szepnął- dobrze wiem, co robił razem z tobą.
-Jeśli nie wróci za godzinę to zadzwoń wtedy. Po prostu jedźcie do tego sklepu z Horanem i spytajcie czy tam był. Jeśli nie, to kontaktujcie się wtedy ze mną.- zrobiłem się lekko zaniepokojony.
Liam nigdy nie znika bez słowa.
-O co chodziło?- mruknął Harry, jakby obojętnie.
-Liam się gdzieś zapodział.- oddałem mu telefon i włączyłem telewizor.
Pokiwał głową i znowu mnie ignorował.
Spojrzałem na niego, a on wpatrywał się w telewizor, udając, że interesuje go mecz piłki nożnej.
Choć dobrze wiedziałem, że nienawidzi tego sportu.
-Masz zamiar tak milczeć?- uniosłem brew na niego.
-To ty wyszedłeś z ogromnym fochem- wzruszył ramionami, nadal unikając mojego wzroku.
-Chodź tu, kretynie. Musimy się trzymać razem, a nie się dzielić.- zarzuciłem rękę za jego głowę, na oparcie kanapy.
-Idź posprzątaj wylany sok- spojrzał na mnie w końcu- i umyj po sobie naczynia.
-A co ja, sprzątaczka?- prychnąłem.
-Ja tym bardziej nie jestem twoją sprzątaczką- fuknął- ty wylałeś sok i ty jadłeś śniadanie.
-Niech ci będzie, zrzędo.- burknąłem i się podniosłem.
-Dostanę za to buziaka?- próbowałem go udobruchać.
-Jak zrobisz to, o co cię prosiłem- mruknął, łapiąc za pilot.
-Idę.- ruszyłem do kuchni i posprzątałem po sobie rozlane picie i odłożyłem talerz do zmywarki.
Nawet opróżniłem popielniczkę.
-Panie Styles, przyszły Tomlinson, żądam mojego buziaka!- skoczyłem na niego przez oparcie kanapy.
-Mówiłem ci coś o nazwisku- westchnął- teraz powinieneś mnie przeprosić za twoje zachowanie przy śniadaniu- spojrzał na mnie poważnie. Będzie mnie uczyć dobrego zachowania?
-Ja nigdy nie przepraszam. I tak mi ulegniesz w kwestii nazwiska, Harry.- przewróciłem oczami.
-Najwyższa pora zmienić swoje nawyki- wstał z kanapy.
-Gdzie idziesz?- uniosłem brew.
Oczywiście, nie otrzymałem odpowiedzi.
Zachowuje się jakby miał okres albo był w ciąży.
Jedno gorsze od drugiego.
-Harry, niech ci będzie, przepraszam.- przewróciłem oczami, podążając za nim.
-Nie chcę takich przeprosin- otworzył lodówkę i wyciągnął awokado- są nieszczere.
-Okay.- wywróciłem oczami i ruszyłem na korytarz po swoją kurtkę.
-A ty gdzie idziesz?- wychylił się i spojrzał na mnie.
-Zaraz wrócę, przejdę się trochę. Zapalę i tyle.- wzruszyłem ramionami. Sprawdziłem tylko, czy mam swój portfel i ubrałem szybko buty.
-Nie znasz okolicy- złapał mnie za nadgarstek- nie wiem, czy to dobry pomysł.
-Nie będę chodził daleko, mam telefon, tak?- zaśmiałem się i wyciągnąłem paczkę papierosów z zapalniczką z kieszeni.
-Nie możesz zapalić na tarasie? Boje się o ciebie- szepnął, spuszczając wzrok.
-Zaraz wracam głuptasie.- cmoknąłem go w czoło i ulotniłem się z domu, zanim zdążyłby mnie przekonać.
Dobra kurwa, teraz znaleźć pierdolone kwiatki.
Po krótkiej chwili znalazłem to, co chciałem.
Mała, zadbana kwiaciarnia stała na rogu i wręcz zachęcała do wejścia do niej.
Otworzyłem drzwi, a dzwoneczek przy nich powiadomił sprzedawcę, że wszedłem.
-Dzień dobry!- uśmiechnęła się młoda dziewczyna stojąca za ladą.
-W czym mogę pomóc? Jestem Angel!- przywitała mnie entuzjastycznie.
Spojrzałem na jej ladę i dostrzegłem tam pusty słoik z naklejką 'na studia'.
Zakodowałem w głowie, by potem tam wrzucić trochę grosza.
-Potrzebuję coś na przeprosiny- wydukałem. Niezbyt wiem, jakie kwiaty lubi Harry. W sumie nie wiem nawet, jakie kwiaty istnieją, oprócz róż.
-Myślę, że lilie będą dobre.- uśmiechnęła się i wyszła tu do mnie, by pokazać mi bukiet.
Rzeczywiście piękne kwiatki.
-Tak, mogą być- uśmiechnąłem się do niej- ile płacę?- zapytałem, gdy poszliśmy do kasy.
-Zależy od wielkości bukietu i czy ozdabiać wstążką.- wyciągnęła kolorowe materiały na ladę.
-Tak, poproszę wszystko. To ma być największy i najpięknieszy bukiet, jaki pani może zrobić- zaśmiałem się.
-Się robi.- uśmiechnęła się i zaczęła mnie wypytywać czy ma dokładać kwiatków. Gdy uznałem, że jest idealnie, zaczęła ozdabiać bukiet i w końcowym efekcie byłem bardzo zaskoczony, jak jej to pięknie wyszło.
-Dwanaście.- wręczyła mi paragon.
Zapłaciłem za bukiet i wrzuciłem jej sporą ilość pieniędzy do słoika.
-Dziękuję i powodzenia! Polecam kupić wino i czekoladki. Tego chce każdy obrażony partner. Gwarantuję to panu.- zaśmiała się.
-Dziękuję, na pewno z tego skorzystam- wyszedłem z kwiaciarni i ruszyłem w stronę supermarketu.
Tam szybko poszedłem do odpowiedniej alejki i kupiłem nietanie wino i ulubioną niskokaloryczną czekoladę Harry'ego.
Trafiłem do domu bez większego problemu, by zastać smutnego Harry'ego, który szybko próbował się pozbyć łez, kiedy wpadłem do domu jak strzała.
Nawet na mnie nie patrzył.
-Płaczesz? Co się stało?- zapytałem, ściągając kurtkę.
Podszedłem do niego z bukietem, winem i czekoladkami.
-Myślałem, że mnie zostawiłeś.- zakrył się dłońmi.
-Przecież mówiłem, że idę zapalić- podniosłem jego brodę, by na mnie spojrzał.
-Trochę cię nie było.- unikał mojego wzroku.
-Nigdy cię nie zostawię, Harry- westchnąłem- kocham cię i przepraszam za moje zachowanie- podałem mu kwiaty i mały upominek.
-Czy ty serio wyszedłeś z domu nie znając okolicy by kupić mi pieprzone kwiatki?- zaczął się śmiać przez łzy.
-Tak- parsknąłem- kupiłem ci twoją ulubioną czekoladę- uśmiechnąłem się dumnie.
-Jesteś głupkiem.- klepnął mnie karcąco w tył głowy i połączył nasze usta razem.
-To znaczy, że mi wybaczasz?- zaśmiałem się, podnosząc go.
-Tak.- zachichotał i objął mój kark. -Są piękne.- powąchał bukiet.
-Starałem się- Styles zeskoczył ze mnie i zaczął szukać po szafkach jakiegoś wazonu.
-Są tu kieliszki?- również zacząłem przeszukiwać szafki.
-Powinny być- pokiwał głową i wyciągnął wysoką szklankę, do której nalał wody i włożył kwiaty.
-Czyli spędzamy dzień przy winie i czekoladkach?- wyciągnąłem zwycięsko kieliszki i otworzyłem zębami korek.
-Kusząca propozycja- podszedł do mnie- może do tego jakiś film?
-Oczywiście!- wyszczerzyłem się i usiadłem na kanapie, rozlewając alkohol do kieliszków i postawiłem je na stoliku.
Styles pojawił się zaraz obok mnie i wtulił się we mnie.
-Nie sądziłem, że jesteś aż tak wielkim romantykiem- zachichotał.
-Miła kwiaciarka mi doradziła.- poklepałem go po biodrze i podałem mu pilota.
Podniósł na mnie brwi, ale niczego nie skomentował.
Wybrał jakąś głupią komedię romantyczną i sięgnął po kieliszek.
-Tylko nie bądź zazdrosny. Nie kręcą mnie dziewczyny i młodzi chłopcy. Kręcisz mnie ty.- szepnąłem mu do ucha, a on aż się zakrztusił.
-To pocieszające- zaśmiał się, odkładając wino i usiadł mi na kolanach.
-Jeśli to znowu film z seksem, to chyba dzisiaj padnę z tobą.- zaśmiałem się, a on przewrócił oczami.
-To komedia romantyczna, na pewno będzie tam seks- parsknął, wiercąc się na moich kolanach.
-Powinienem ci wprowadzić zakaz telewizji. Robisz się zawsze zbyt napalony. -ścisnąłem jego tyłek.
-Robię się napalony przy tobie, nie przy filmach- jęknął.
-A jednak dziwnym trafem zawsze chcesz się pieprzyć przy filmie.- zaśmiałem się.
-Bo wtedy jest dobry klimat- szepnął, rozpinając moje spodnie.
-Tak sądzisz?- zacisnąłem palce na jego biodrach.
-Mhm- pozwoliłem mu zsunąć moje spodnie wraz z bokserkami.
Powoli poruszał dłonią na moim przyrodzeniu i pobudzał mojego penisa.
-Myślałem, że będziesz miał z tym jakiś problem, ale jak zawsze, niezawodny.- przejechał językiem po mojej szyi.
-Dasz radę mnie przyjąć bez rozciągania?- tym razem to ja zdjąłem mu spodnie.
-Będzie ciężko.- zaczął rozpinać swoją koszulę.
-Dasz radę- stwierdziłem- nie mamy tutaj lubrykantu, jest na górze, jaka szkoda- zaśmiałem się.
-Bez lubrykantu i rozciągania? Louis, nie wiem czy dam radę.- westchnął
-Znasz kolory bezpieczeństwa- szepnąłem, drażniąc go swoją męskością.
-Tylko powoli i daj mi się przyzwyczaić.- poprosił i starał się rozluźnić.
Pokiwałem głową i złapałem za jego biodra, powoli go opuszczając na mnie.
Krzywił się niemiłosiernie i stękał z bólu, ale się udało.
-Daj mi chwilę- widziałem łzy w jego oczach.
-Spokojnie kochanie, jesteś tak cholernie dzielny.
Obcałowywałem jego twarz, by się uspokoił i cierpliwie czekałem.
-Na sucho to będzie strasznie ciężko.- zmusił mnie do pocałunku.
-Napluj mi na dłoń- wysunąłem się z niego i podstawiłem otwartą rękę do jego ust.
-To obrzydliwe.- skrzywił się, ale wykonał moje polecenie.
Rozsmarowałem jego ślinę na swojej męskości i wszedłem w niego już z poślizgiem.
-O cholera, tak lepiej.- sapnął cicho.
-Słownictwo-dałem mu klapsa- powiedz mi, kiedy już będę mógł się ruszać.
Skinął lekko głową i musnął zaczepnie moje wargi.
Przysunąłem go bliżej siebie i pocałowałem.
Pozwoliłem mu dominować w pieszczocie.
-Uwielbiam gdy to robisz.- wydyszałem.
-Ja też to lubię, Panie- szepnął, podnosząc lekko biodra- już możesz.
-Grzeczny chłopiec- poruszyłem się w nim płynnie.
Odrzucił głowę do tyłu i przygryzł wargę.
-Żadnych dźwięków, Harry- szepnąłem, zaczynając poruszać się w nim miarowo.
-Będzie ciężko.- wymamrotał i przycisnął swoje usta do mojej szyi.
Zrobił mi niewielką malinkę.
Odsunął się ode mnie i zatkał sobie dłonią usta.
Widziałem, jak zaciska oczy i stara się nie jęczeć, kiedy tak pięknie maltretowalem jego prostatę.
-Podoba ci się, co? Odwracaj się i masz oglądać film.- o jak ja kocham tak się nim bawić.
Posłusznie zrobił to, co chciałem i sam zaczął się na mnie nabijać.
Odrzucił swoją samokontrolę i zaczął jęczeć, nie przejmując się moim zakazem.
-Niegrzeczny.- ścisnąłem mocno jego i tak już poobijane pośladki i przewróciłem nas na bok, zatykając mu dłonią buzię, cały czas przy tym w niego wchodząc.
Złapał mnie za ramię i wbił tam swoje paznokcie.
Próbował coś powiedzieć, jednak tylko mocniej przycisnąłem rękę do jego ust.
Niestety, przerwał nam dzwoniący telefon, na co warknąłem i wyciągnąłem go z kieszeni spodni i odebrałem, nie przestając się ruszać w Loczku.
-Czego?- warknąłem.
-Louis, cholera, nie ma go nigdzie.- tym razem to był Niall.
Całe podniecenie szlag trafił.
Harry spojrzał na mnie z zaskoczeniem gdy przestałem się w nim poruszać i zrobiłem się przez to wiotki.
-Będę tam jak najszybciej.- westchnąłem ciężko, wysuwając się z wnętrza mojego partnera i się rozłączyłem, wskakując szybko w spodnie.
-Nie zostawiaj mnie w takim stanie- jęknął Loczek, patrząc na mnie zmieszany.
-Wybacz kochanie, ale Liam się zagubił, muszę się dowiedzieć, co się stało.- zapiąłem swój pasek.
-Nie możesz chociaż dokończyć?- fuknął- pewnie nic mu nie jest, pije gdzieś w barze albo spotkał kogoś znajomego.
-Tak trochę zeszło ze mnie podniecenie, Hazza.- zaśmiałem się.
-Nie dość, że zabrał mi byłego to teraz zabiera mi mojego obecnego chłopaka- jęknął i położył się na łóżku, mocno wypinając.
-Co poradzę, Harry? Martwię się też o niego, głupku. Wyszedł tylko do sklepu, a już go długo nie ma.- przejechałem dłonią po jego pośladkach.
-Jedź, ale sam dokończę to, co zacząłeś- prychnął, dotykając się po kroczu.
-Myślałem, że jedziesz ze mną?- uniosłem brew.
-A ja myślałem, że spędzimy tutaj najbliższy tydzień- odpyskował, ale znalazł swoje spodnie i ubrał je na siebie.
-Spędzimy. Znajdę tylko tego durnia i nawet możemy tu na miesiąc zostać.- mrugnąłem do niego i podałem mu koszulę.
-Nie myśl sobie że będę jechał ze wzwodem- mruknął- dokończę to w aucie, maltretując cię moimi jękami.
-Mam automatyczną skrzynie biegów, sam ci pomogę.- mrugnąłem do niego.
Jego humor od razu się polepszył i pobiegł do auta.
-Tyle do szczęścia wystarczy.- pokręciłem do siebie głową i zamknąłem drzwi na klucz.
Styles wepchnął mnie do auta i sam usiadł na siedzeniu pasażera.
-Aż taki napalony jesteś?- zaśmiałem się i odpaliłem silnik.
-Wyszedłeś ze mnie, gdy byłem cholernie blisko- fuknął- tak się nie robi.
-Tak szybko?- uniosłem brew i podążyłem dłonią na jego udo.
-To było gorące, jak zabroniłeś mi jęczeć, miałeś wtedy taką władzę nade mną- zarumienił się- nie baw się, proszę.
-Już, kochanie. Rozepnij ten rozporek.- dołączyłem się do ruchu drogowego.
Bogu dzięki za przyciemniane szyby.
Ściągnął swoje ubranie w ekspresowym tempie.
Wyciągnął swoją erekcję i przeniósł moją dłoń na niego.
-Napaleniec.- ścisnąłem jego męskość, rozmasowywując ją w górę i w dół.
Kompletnie się nie hamował i jęczał głośno, czasami nawet aż zbyt głośno.
Widziałem, że sprawdzał moją wytrzymałość.
Chciał, żebym się na niego rzucił.
-Znowu wymuszane jęki, Harold?- czułem, że moje podniecenie powraca w zawrotnym tempie.
-Nie są wymuszane- wypchnął biodra- po prostu tak na mnie działasz- skłamał.
-Zacznę myśleć, że nic ci przyjemności nie sprawia i wszystko wymuszasz.- poluzowałem uścisk.
-Łatwo rozpoznać moje wymuszone jęki- złapał mnie za rękę.
-Właśnie, łatwo.- przewróciłem oczami i gwałtownie skręciłem w las.
Styles uśmiechnął się bezczelnie i zwycięsko.
-Będziesz mnie pieprzył w lesie?- zachichotał.
-Mam zamiar cię tu zostawić.- odparłem z sarkazmem i zatrzymałem się daleko za okrywą drzew.
-I tak wiem swoje- odpiął pasy i od razu wlazł na moje kolana.
-Uważaj na głowę. W schowku powinien być lubrykant.- odsunąłem nam fotel w tył i szybko zsunąłem swoje spodnie.
-Pobrudź mi tapicerkę swoim wytryskiem to będziesz to zlizywał.- burknąłem mu do ucha.
-Pieprz mnie już- niecierpliwił się- dojdę na ciebie, a nie na tapicerkę- dodał po chwili.
-Ciesz się, że mam jakieś ciuchy w bagażniku.- nastawiłem go na swoją męskość.
-Bez lubrykantu?- uniosłem brew, przytrzymując go dłużej nad sobą.
Sięgnął po buteleczkę i mi ją podał.
-Wystarczy, że już wcześniej odczuwałem dyskomfort, gdy wchodziłeś we mnie bez poślizgu.
-Podobało ci się.- zmrużyłem na niego oczy i rozsmarowałem żel na sobie, zmuszając go po tym do szybkiego opadnięcia na moją męskość, przez co aż się wyprostował.
-Nie mówię, że nie- sapnął, przytulając się do mnie i nie czekając na mój ruch po prostu zaczął podskakiwać.
-Nawet nie wiesz, jak cholernie mocno jestem zachwycony tym, że jesteś tylko mój.- całowałem go po szyi.
-Panie- jęknął- jestem twoim dobrym chłopcem? Lubisz jak jestem taki uległy? Chcesz mnie zeszmacić, Panie? Dobrze wiesz, że jestem cały twój. Możesz ze mną robić, co tylko chcesz- sapał, robiąc kółka.
-Robiłbym z tobą tyle rzeczy, tylko niestety jest tu za mało miejsca. Pieprzone, sportowe audi.- zacisnąłem dłonie na materiale jego koszuli.
-Odkąd jesteśmy razem trochę sobie odpuściłeś, co? Myślisz, że nie mogę cię ukarać za podpuszczanie mnie?- złapałem za jego nagi tyłek i mocno na siebie nabijałem.
Tym razem jego jęki nie były wymuszone. Przytrzymałem jego biodra mocno przy sobie, nie pozwalając na najmniejszy ruch i pieprzyłem go ile wlezie.
-Louis!- pisnął, gdy dałem mu niezbyt lekkiego klapsa- proszę, dotknij mnie.
-Nie zasłużyłeś.- ścisnąłem mocno jego pośladki, całkowicie się zatracając w pieprzeniu go.
-Proszę, Panie!- jęknął żałośnie i otarł się o mój brzuch.
-Nienawidzę tego wpływu, jaki na mnie masz.- dotknąłem delikatnie jego męskości.
Jęknął głośno odrzucając głowę do tyłu.
Złapał niepewnie za moją dłoń i chwycił mocniej swoją męskość.
-Mocniej, Harry.- warknąłem mu do ucha, przypierając go do kierownicy.
Loczek jednocześnie nabijał się na mnie i pomagał mojej ręce w masturbowaniu go.
-Co tak mało przyjemności mi dajesz? Umiesz to robić lepiej.- prychnąłem mu do ucha.
-Przepraszam, Panie- sapnął, zaciskając się na mnie mocniej.
-Dobry chłopiec.- złapałem za jego szczękę i zrobiłem na niej malinkę, tak gdyby paparazzi go kiedyś złapali.
-Louis! Co mówiłem o oznaczaniu mnie? Nie mogę mieć żadnych śladów- jęknął, ściskając moje ramie- pomóż mi trochę, uda mnie pieką.
-Za duży wysiłek?- zaśmiałem się i docisnąłem go za bardzo do kierownicy, bo wystraszył nas klakson, na co zacząłem się śmiać.
-Wygodniej by było na tyłach.- obniżyłem oparcie do pozycji półleżącej i zsunąłem swoje nogi z pedałów. Złapałem za jego tyłek i wbiłem w niego palce z zadowoleniem.
Nie mógł robić nic, oprócz żałosnego jęczenia i krzyczenia mojego imienia, za co zaraz obrywał po tyłku.
Ma mnie nazywać „Panem" i dobrze o tym wie.
-Cholera jasna.- złapałem aż zadyszkę od naszej zabawy. Pora wrócić do biegania pieprzony kretynie.
-No dalej Harold, jestem już blisko.- przygryzałem skórę na jego szyi.
-Panie, proszę- sapnął, przytulając się mocno do mnie.
-O co prosisz, kochanie?- uderzyłem go w pośladek, zostawiajac ślad mojej ręki na jego skórze.
-Dojść, błagam.- jęknął wyższym głosem.
-Nie- powiedziałem ostro.
Styles spojrzał na mnie z chęcią mordu i zatrzymał swoje biodra.
-Najpierw ja, mój drogi.- uderzyłem go mocno, aż się skulił i pisnął.
Przełknął ślinę i zaczął szybko poruszać biodrami.
-No już Louis, zrób to- sapnął głośno.
-To nie takie łatwe, jak myślisz.- było mi ciężej oddychać.
Co do cholery się dzieje?
Puściłem jego ciało i głośno sapiąc, spojrzałem na niego.
-Nie przerywaj, nie w tym momencie- jęknął.
-Źle się czuję.- pokręciłem głową.
Zaczynało mi piszczeć w uszach co wcale nie było przyjemne.
-Louis?- zaniepokoił się.
-Nie dotykaj- ścisnąłem jego nadgarstki, gdy przejechał dłońmi po moim torsie.
-Zrobiłeś się blady.- Zszedł ze mnie szybko.
Otworzyłem drzwi i wystawiłem głowę, łapiąc łapczywie powietrze.
-Jestem na głodzie- westchnąłem- potrzebuję narkotyków, otwórz schowek- wyczołgałem się z auta.
-Dobrze, ale błagam cię, ubierz się.- westchnął.
Drżącymi rękoma naciągnąłem na siebie spodnie i spojrzałem błagalnie na Harry'ego.
-Nie dużo, dobrze?- widziałem, że chce się rozpłakać kiedy podawał mi moje pudełeczko na czarną godzinę.
Musiałem wziąć cokolwiek, pierwsze co mi wpadło w ręce to tabletki.
Wziąłem od razu dwie, nie przejmując się ich ilością.
Chciałem, żeby szybko zadziałała.
-Louis do cholery, jeśli znowu przedawkowałeś to możesz się ze mną kurwa pożegnać.- klepnął mnie w plecy ze złością.
-Nic mi nie będzie- szepnąłem, kładąc się na ziemi- daj mi chwilę.
-Obyś miał rację. Przestraszyłeś mnie tak cholernie bardzo.- pociągnął nosem i się ubrał.
-Przestałem ćpać, bo tak chciałeś. Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie będę na głodzie- mruknąłem, próbując się uspokoić.
-Trzeba ci czymś zastąpić narkotyki.- przydreptał do mnie kaczkowatym chodem.
-Musisz mnie zawieźć do Liama- westchnąłem- miałem im pomóc.
-Odpocznij chwilkę i pojedziemy.- podniósł mnie z ziemi.
Niezdarnie położył mnie z tylu na siedzeniach i westchnął ciężko.
-Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytał, dotykając mojego czoła- masz gorączkę.
-Pić.- pokręciłem głową i spojrzałem za szybę.
Pokiwał głową i zniknął na chwilę.
-Znalazłem tylko jakiegoś energetyka w twoim bagażniku- podał mi butelkę.
-Pieprzyć to.- wypiłem sporą część napoju i wirowanie w głowie ustąpiło.
Narkotyk zdecydowanie zadziałał, bo czułem się lżej i trochę mniej kontaktowałem.
-Wszystko dobrze, Louis?- Harry złapał za moją dłoń.
-Zajebiście- uśmiechnąłem się do niego.
-Nigdy więcej mi tak nie rób.- oparł głowę o moją pierś.
-Wiesz, że to oznacza, że będę musiał regularnie brać?- podniosłem brew.
-Wyślę cię na odwyk. I nawet nie chcę sprzeciwu. To mi cię niszczy. Nie chcę żyć w strachu, że coś właśnie bierzesz i przedawkujesz.- zacisnął dłonie na mojej koszuli.
-Harry, przestań się w to mieszać- westchnąłem i ścisnąłem jego tyłek.
-Czy ty siebie słyszysz? Będę się w to mieszał!- pisnął.
-Nie płacz mi tu teraz, mieliśmy tak udany dzień- mruknąłem- mamy jechać do Liama, słyszysz?- przymknąłem oczy czując, jak znowu kręci mi się w głowie.
-Tak, słyszę. Przesiądź się na moje miejsce.- westchnął.
-Lepiej, żebym tutaj leżał- wymamrotałem.
-Boże święty, to leż, ale się przypnij.- ucałował moje czoło i usiadł za kierownicą.
Po chwili odplynąłem, czułem tylko przyjemne ciepło i słyszałem cichy śpiew Stylesa.
***
Trzeci dzisiaj Mordki 😊😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top