Rozdział 11
Minął cały tydzień od naszej szczerej rozmowy. W ciągu tych dni załatwiłem szmaty do burdelu i prawie złapała mnie policja. Ćpałem, piłem, wróciłem do swojego nędznego życia. Bez Harry'ego. Próbował się ze mną skontaktować, jednak kiedy przyjechał Malik, z powrotem sie odsunął.
-Nienawidzę go, Liam.- syknąłem, wydrapując nożem w stole znane tylko mojemu pijackiemu ja wzorki.
-Nawet go nie znasz. - westchnął cicho w słuchawkę telefonu. Jest środek nocy, a ja obrałem go sobie za cel moich wylewnych wyznań.
-I co z tego! Zabrał mi go po raz kolejny, kiedy się otworzyłem dla niego. Mam prawo go nienawidzić. Mogę go zabić, Liam?- prychnąłem, a mój przyjaciel zachichotał.
-Nie, Louis. Nie możesz. On nic nie zawinił.
On rzeczywiście zdradza Loczka, zakręciłem się trochę ostatnio przy jego ochronie i słyszałem ich rozmowę o jego facetach na jedną noc. To Harry jest głupi, że sobie wmawia miłość.- zapewne teraz przewraca oczami.
-Nie mów tak!- warknąłem na niego, a po drugiej stronie zapadła cisza.
-Lepiej się już połóż Louis. Cieszę się, że tym razem najebałeś się w domu. Przynajmniej nie muszę po ciebie jechać znowu i zostawiać Nini.- zachichotał cicho.
-Jego pieprzony pies ma na imię Wellington!- przypomniałem sobie.
-Wiem, Lou.- parsknął. -W Wellington go poznałem.- rozmarzyłem się do swoich wspomnień z Harrym.
Była wtedy piękna sierpniowa noc. Stał przy barze w niebieskiej koszuli w różowe flamingi i w białych, dopasowanych spodniach. Na głowie miał kapelusz, a jego stopy były odziane w śmieszne botki. Wyglądał jak wariat i to go zdecydowanie wyróżniało z tłumu i przyciągnęło do niego. Wtedy, mój pijany mózg zarządził pijanemu ciału iść do niego. Przedstawiłem mu się, a on mi i zaczęliśmy rozmawiać o jakichś głupotach, których teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Zaprosiłem go do tańca i tak się zaczęło. Świętował wtedy kolejny udany pokaz. Kojarzyłem go już wczesniej z twarzy. Wielokrotnie pojawiał się na okładkach magazynów mimo, że był wtedy początkujący w modelingu. Od zwykłego niewinnego tańca przeszło do ocierańca, aż w końcu zaliczyłem go jak jakąś szmatę w kiblu. Zaraz po tym dowiedziałem się, że ma chłopaka, ale to nic bo brakuje mu dobrego seksu i mogę mu się przydać. Dostałem karteczkę z jego prywatnym numerem. Mam o tyle mocną głowę, że gdy tylko wstałem to do niego zadzwoniłem dzień po imprezie. Kontynuowaliśmy naszą grę, bo mogę się teraz przyznać, że zauroczyłem się od razu. Nie da się nie ulec tym pięknym zielonym oczom i dwóm dołeczkom w policzkach. O loczkach już nie wspomnę.
-Louis, żyjesz czy masz zgona?- z wspaniałych marzeń i wspomnień wyrwał mnie Liam.
-Żyję, żyję- zaśmiałem się- po prostu zakochałem się w nim, wiesz?- westchnąłem i oparłem się policzkiem o zimny blat mojego stołu.
-Wiem, Lou. Szybko się przywiązujesz.- westchnął.- Jak handel?- zmienił temat na coś wygodniejszego dla mnie.
-Mamy duże zyski z tego burdelu, jutro mam zacząć szkolić kolejne dziwki- mruknąłem- w sumie podoba mi się to uczenie ich, przez ten cały czas po prostu wyżywałem się na nich i wyładowywałem emocje i jeszcze mi za to płacili.
-Ale chyba ich nie pieprzyłeś, co?- zachichotał.
-Nie mogę tego zrobić- zaśmiałem się- brzydzę się nimi. Widziałeś sam, gdzie je znajdowaliśmy i w jakich spelunach, gdzie nie wiadomo kto i co im robił- skrzywiłem się, bawiąc pustą butelką.
-I dobrze. Kiedy ostatnio się badałeś?- spytał z ciekawością.
-Parę miesięcy temu, kiedy Harry tego ode mnie wymagał- sięgnąłem po paczkę fajek- myślisz, że powinienem powtórzyć badania?
-Pieprzyłeś się z kimś innym niż z nim?- spytał.
-Tak- wzruszyłem ramionami, podpalając papierosa- ale zawsze w gumce.
-Ale zrób tak dla bezpieczeństwa. Przyjechać do ciebie? Napijemy się.- na sto procent się szczerzy.
-Dochodzi 4 nad ranem, Liam- zaśmiałem się- jak weźmiesz wódkę to wpadaj, wiesz że ja jestem zawsze chętny.
-Tobie już za dużo.- skwitował cicho i się rozłączył, mówiąc że zaraz będzie.
Po krótkim czasie brunet wszedł do mojego domu, nawet nie siląc się na pukanie.
-Miałem tylko whisky, żadnej wódki- mruknął, biorąc jakieś szklanki i usiadł naprzeciwko mnie. -Zawsze coś.- wyszczerzył się radośnie i rozlał nam trunek do szklanek
-Więc, Niall pogodził się z twoją pracą?- zacząłem, chcąc przerwać panującą ciszę.
-Jest zły, gdy do niej jadę, ale się nie wtrąca. A Harry wie?- spojrzał na mnie z wszechwiedzącą miną.
-Oczywiście, że wie co robię, ale nie wie nic o burdelu- wzruszyłem ramionami.
-Wiesz, że sobie przejebiesz jeszcze bardziej gdy się dowie?- westchnął i upił trochę alkoholu. -Kiedy ja ostatnio piłem whisky?- zaśmiał się.
-Nie rzucę tego, za dobrze mi płacą. Poza tym, nie robię nic złego, przecież ich nie pieprzę- westchnąłem, pijąc wszystko na raz.
-Sam fakt, że tam pracujesz. Lepiej, jeśli mu powiesz jak tylko się pogodzicie.- poklepał mnie po udzie.
-Jeśli się pogodzimy nie będę mówił mu, że pracuję w burdelu- zaśmiałem się- znowu przestał by się odzywać.
-Z tego co mi opowiadasz wydaje się być sprytny... Ale może lepiej niech zostanie tak, jak jest.- pokiwał głową. -Masz coś do jedzenia? Głodny jestem.- zaśmiał się.
-Harry ostatnio zrobił jakieś zakupy, więc powinno coś tam jeszcze być- wzruszyłem ramionami. Wyciągnąłem blanta z kieszeni i odpaliłem go.
-Nie patrz tak na mnie, potrzebuję odskoczni- przewróciłem oczami, gdy Liam zgromił mnie spojrzeniem.
-Dopiero paliłeś pety, jesteś też najebany. Będziesz wymiotował, Louis.- skrzywił się.
-Nic mi nie będzie- westchnąłem, zaciągając się. Przymknąłem oczy, gdy wszystko to drażniło moje płuca.
-Padniesz kiedyś na raka stary, mówię ci.- podsunął mi pod nos chrupki kukurydziane.
No tak, nie mogą to być chipsy, bo Harry ma dietę.
-Na coś trzeba umrzeć, tak?- prychnąłem, wkładając do buzi przysmak.
-Zobaczymy co powiesz na łożu śmierci, Lewis.- zaśmiał się, dobrze wiedząc, że nienawidzę gdy przekręca moje imię.
-Udław się tymi chrupkami- wytknąłem mu język- a ty nie chcesz? Kiedyś lubiłeś ze mną palić- pomachałem mu przed nosem blantem.
-Nadal lubię, ale nie robię tego tyle co ty.- skrzywił się.
-Więc?- uśmiechnąłem się- chcesz?
-A daj.- westchnął i odebrał ode mnie 'trutkę', jak on to przywykł mówić. Zaciągnął się mocno i wypuścił powoli dym. -Cholera, kiedy ja ostatnio paliłem.- zamruczał i zaciągnął się jeszcze raz.
-Już zapomniałeś, jakie to zajebiste uczucie- parsknąłem- może coś mocniejszego?- spojrzałem na jego znacząco.
-Nie Louis. Nie będę ćpał.- pokręcił głową i oddał mi blanta.
-Dobra, dobra- dokończyłem palić i zgasiłem niedopałek w pustej szklance po whisky.
-Koniec picia?- zaśmiał się.
-Ta, nie chce się upijać do nieprzyjemności, bo jutro muszę iść na to szkolenie- westchnąłem.
-Dlatego wziąłem tylko whisky. Jak wrócę, to przynajmniej Niall aż tak się rzucać nie będzie.- zachichotał i nalał sobie jeszcze.
-Skoro zbliżyłeś się do Zayna, będziesz próbował coś więcej?- zapytałem, rozciągając się.
-Nie wiem. Niall dość nieśmiało podchodzi do składania mi seksualnych propozycji, ale powolutku to robi. Raz wspomniał coś o orgii. Oczywiście potem udawał, że się przesłyszałem.- westchnął. Cel jest blisko.
-Zaraz, zaraz, chcesz w to wszystko wciągnąć Horana? Mówiłeś, że chcesz to zrobić sam- zaśmiałem się.
-Sam sugeruje, to mam mu odmówić? Wiesz ile on ma plakatów z Malikiem pochowanych po szafkach?- zaśmiał się cicho.
-A niełatwej byłoby jakbyś Malikowi udowodnił, że Harry go zdradza?- przechylił głowę w bok.
-Zdradzi go z dwoma facetami wtedy?- uniósł na mnie brew i odstawił pustą szklankę.
-Cóż, może jakiś reporter go nakryje na kolacji z tobą i niewinnych pocałunkach?- zapytał z chytrym usmeiszkiem.
-Wtedy Harry by mnie zabił i zrzucił na mnie winę. Odpada.- prychnąłem.
Usłyszałem mocne walenie do drzwi, więc wyczołgałem się i podszedłem do nich.
-Harry- zdziwiłem się. Ten tylko popchnął mnie w tył, wchodząc do mieszkania. Bez słowa uklęknął przede mną i ułożył z tyłu siebie skrzyżowane ręce.
-To ja może już pójdę.- zaśmiał się Liam, wychodząc z kuchni.
-Znowu ty?- jęknął Loczek i spiekł buraka, aż brunet nie trzasnął drzwiami za sobą.
-Jestem twój Panie, czekam na karę za moje nieposłuszeństwo i nie odsuwanie się do ciebie- spuścił głowę i usiadł na piętach.
-Dobrze wiesz, że kary teraz ci nie dam, bo jestem trochę najebany, Harry. Ale masz rację. Jesteś cholernie nieposłuszny.- złapałem za jego szczękę i szarpnąłem go tak, by patrzył na mnie.
-Wiem, przepraszam Panie- szepnął i przegryzł kusząco wargę.
-Wiesz, że będziemy musieli porozmawiać?- wskazałem mu palcem na korytarzyk prowadzący prosto do mojej sypialni.
Pokiwał głową i próbował wstać, jednak popchnąłem go do przodu. -Nie wstawaj- mruknąłem, a chłopak idealnie się mnie słuchając poczłapał na kolanach do pokoju.
-Nawet nie wiesz jak miło patrzeć gdy tak idziesz.- szedłem specjalnie tuż za nim, by go pilnować.
Gdy był na środku sypialni, usiadł na piętach i w odpowiedniej postawie spojrzał na mnie.
-I co mam z tobą zrobić Harry?- westchnąłem, podchodząc chwiejnym krokiem do swojej szafeczki. -Powinieneś tym oberwać.- wyciągnąłem bicz by go lekko nastraszyć. Nie mam zamiaru go tym prać.
-Panie, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, szczególnie, że nie jesteś w stanie wymierzać takich ciosów, by nie zostawić blizn- szepnął, spuszczając wzrok na ziemię.
-Jestem pijany, a nie głupi.- przewróciłem oczami i wyciągnąłem jedną z jego bandamek które dość często tu zostawia. Znalazłem też przy okazji zaplątany w to pierścień. -Harry, znalazłem twoją ulubioną zabawkę.- zaśmiałem się złośliwie.
Uniósł wzrok na mnie i przeniósł go na zabawkę. Widziałem jak przełyka ślinę i kiwa głową. Jeśli myśli, że przyjdzie do mnie oczekując seksu i dojdzie w towarzystwie ogromnego orgazmu, to się grubo myli.
-Załóż to. Sprawdzę czy dobrze to zrobiłeś, a jeśli spróbujesz mnie oszukać to przetrącę ci twoją erekcję.- zagroziłem i zacząłem szperać dalej.
-Co my tu mamy...- zaśmiałem się dalej, szukając czegoś odpowiedniego. -Co powiesz dzisiaj na milking kochanie?- odwróciłem się w jego kierunku.
-Ja... Może coś innego?- zaśmiał się nerwowo.
-Nie, zdecydowanie użyjemy dzisiaj tych dwóch rzeczy- mruknąłem, idąc w jego stronę- pokaż mi to- mało delikatnie szarpnalem za jego męskość i szybko oceniłem jego umiejętności w zakładaniu pierścienia. -Jest okej- złapałem go za jądra.
-Ani razu cię nie dotknąłem, a ty już jesteś gotowy- znacząco ścisnąłem jego penisa.
-Wystarczy samo oglądanie ciebie, Panie.- widziałem w jego oczach przerażenie. On wie co go czeka.
-Nie musisz mi tak słodzić, bo i tak dzisiaj bedziesz płakać- zaśmiałem się, sięgając po drugą zabawkę.
-Sadysta.- westchnął cicho. Jeszcze jak go przywiążę, by trochę wisiał przy ramie łóżka to będzie tak boski do pieprzenia...
-Obaj wiemy, że ja jestem sadystą, a ty masochistą- pokręciłem głową i wyciągnąłem sznur z szuflady obok mnie. -Podejdź do łóżka- mruknąłem.
-O nie, już wiem co kombinujesz, Panie.- wydął smutno wargę.
Przekręciłem oczami i uderzyłem go w policzek.
-Jaka jest twoja najważniejsza zasada?- złapałem go za szczękę.
-Nigdy nie mówić ci nie, Panie- wymamrotał.
-Tego się trzymamy... A gdyby ci jeszcze założyć kaganiec? Miałbym święty spokój od twojego głośnego jęczenia. Zaczyna mnie boleć głowa.- pchnąłem go na materac aż upadł na swojego sterczącego kutasa.
Skulił się i jęknął podniosąc lekko biodra.
-Będę cicho, obiecuję- wymamrotał szybko.
-Albo po prostu cię będę przyduszał poduszką.- wzruszyłem ramionami. -Siądź sobie grzecznie przodem do mnie.- rozkazałem mu.
Zrobił to co mu powiedziałem i spojrzał z lękiem na zabawkę w moich rękach. Widziałem, jak bardzo się stresuje i próbuje się lekko uspokoić.
-Teraz ci to założę.- objąłem jego biodra paskiem i umiejscowiłem zasysającą się tubę na jego męskości na co od razu jęknął.
-I jak ja mam ci ufać, co?- westchnąłem teatralnie- miałeś być cicho, Harry.
-Przepraszam, zimne trochę.-wymamrotał cichutko. Jaki posłuszny się zrobił.
Niecierpliwie ruszał biodrami, próbując cofnąć je, by czuć mnie na raz. Przegryzł wargę i spojrzał na mnie błagalnie, gdy kolejna fala rozkoszy przeszła przez jego ciało.
-To jeszcze nie koniec, wiesz?- przywiązałem sprawnie jego nadgarstki wysoko na ramie. Musiał usiąść na poduszce bo po prostu już nie mógł siedzieć na materacu. Idealna wysokość. -To co? Rozciągamy cię.- zaśmiałem się i odszukałem szybko lubrykant. Wyglądał na tak cholernie podnieconego i potrzebującego, że aż mnie zaczęła boleć męskość w tych jeansach.
Bez większego zastanowienia włożyłem w niego dwa, nawilżone palce.
-Jesteś luźny- zdziwiłem się- musiałeś uprawiać seks przed tym, jak tu przyszedłeś- prychnąłem- Zayn się nawrócił?- uderzyłem jego policzek.
-Chciałem być rozciągnięty dla ciebie.- skrzywił się na wspomnienie o Mulacie.
-Zwykle rozciąganie aż tak bardzo by cię nie otworzyło- pokręciłem głową.
-Ujeżdżałem dildo od ciebie- wymamrotał- to nie jest tak bardzo dobre jak ty, Panie, dlatego przyszedłem.
-Słodzisz, ale załóżmy, że ci wierzę. Przynajmniej nie tracimy czasu.- pozbyłem się swoich ubrań i przyklęknąłem przy jego twarzy, patrząc mu znacząco w oczy.
Otworzył buzię i z niewinnym wzrokiem spojrzał na mnie. Poruszyłem biodrami do przodu wchodząc delikatnie w jego usta.
-Poproś- mruknąłem, widząc jak się denerwuje, gdy zacząłem się z nim bawić i zabierałem penisa, gdy miał już się zasysać.
-Proszę, Panie, pozwól mi sprawić ci przyjemność.- patrzył prosto na moją twarz.
Mogę go już na zawsze takiego? Dopłacę?
-Otwórz szerzej buzię- złapałem go za włosy i wszedłem w jego gardło, dociskając jego głowę do siebie. Czekałem do momentu, aż zaczął się krztusić i próbował odsunąć się by złapać powietrze.
-Robisz się płytki.- przewróciłem oczami.
Zezłościłem go chyba tym tekstem, bo mnie skurwysynek ugryzł, ale zaczął mnie brać ile wlezie. Upiekło mu się tym razem.
Odsunąłem się od niego, gdy naprawdę robił to dobrze i odczuwałem zbyt dużą przyjemność.
-I jak moje zabawki? Podobają ci się?- zapytałem kąśliwie.
Pokręcił przecząco głową i widziałem jak próbuje się szarpać biodrami. Niestety, nic mu to nie daje. Usadowiłem się między jego nogami i wszedłem w niego płynnym ruchem, od razu zaczynając go ostro pieprzyć. Tym razem już nie powstrzymał jęku i nie mam mu tego za złe.
Jestem nadal pijany i dobrze wiem, że to nie potrwa zbyt długo. Przeniosłem dłoń na jego szyję i patrząc mu prosto w przerażone oczy, pieprzyłem go, zaciskając dłoń na szyi.
Przełykał z trudnością ślinę i jęczał cichutko, patrząc mi prosto w oczy. Cholera, jesteś tak idealny...
Tuba dalej go pompowała a on wierzgał biodrami, jednocześnie nabijając się na mnie.
-Piękny- szepnąłem, zabierając ręce z jego szyi. Odetchnął ciężko.
-Dlaczego zawsze mi wiążesz ręce i nie mogę cię dotknąć.- zaskomlał i szarpnął dłońmi.
-Nie robię tego zawsze- zaśmiałem się- poza tym, wiem co czujesz w tym momencie, a ja nie chcę mieć żadnych śladów na plecach- prychnąłem.
-To okropne.- wysapał i znowu się szarpnął dziko. -Cholera, panie, błagam...- pokręcił głową. Widziałem, że jest bardzo blisko, a jednak nie może dojść.
-Oj zamknij się, dobrze wiesz, że to nic nie da- przewróciłem oczami i włożyłem mu dwa palce do buzi. Wolną ręką rozszerzyłem mocniej jego nogi i obserwowałem, jak mój penis znika w jego wnętrzu.
-Ile jeszcze?- pisnął i zacisnął się na mnie mocno, co oznaczało że już jest w stanie dojść, ale ten pierścień mu to uniemożliwia.
-Tak długo, aż wystarczająco cię zrujnuję- westchnąłem. Spojrzałem przez przezroczyste ścianki zabawki na jego czerwoną męskość. Cholernie musiało go boleć, samo myślenie o tym wzbudzało we mnie drgawki. Jest idealnie uległy i grzeczny. Zaczął cicho łkać i podnosić biodra.
-Wiesz jaki jesteś grzeczny teraz? Idealny... Dałbyś radę dojść gdybym ci zdjął ten pierścień?- zakpiłem z niego.
-Tak, proszę, Panie- pokiwał szybko głową i odgonił łzy.
-Nah, chyba się rozmyśliłem- wzruszyłem ramionami i pieprzyłem go jeszcze mocniej.
-Jesteś... Ugh, aż mi słów brakuje. Skończ już do cholery bo mi zaraz coś odpadnie.- zaczął się na mnie zaciskać jeszcze bardziej, przez co aż dostałem skurczu jajek.
Potrzebuję dojść. Kurwa, teraz.
-Jak połkniesz wszystko, to ci to zdejmę- westchnąłem, wychodząc z niego i ścisnąłem jego szczękę. Wiedziałem, że mu się nie uda, ale niech przynajmniej myśli, że ma jakiś wybór i szanse na dojście.
Pokiwał energicznie głową i pozwolił mi na pieprzenie jego ust. Szybko poszło, jest w tym tak cholernie dobry, że nawet się już nie dławił. Moim zaskoczeniem okazało się to, że rzeczywiście przełknął wszystko i nawet nie przeszkadzało mu tempo mojego wytrysku. Nic mu nie wyciekło z buzi. No chyba nie mam wyboru.
Wyszedłem z jego ust a on uśmiechnął się zwycięsko.
-Ściągnij mi to- wysapał- Panie- poprawił się po chwili i podniósł biodra.
-Uważasz, że zasłużyłeś?- uniosłem na niego brew, a on mi zaczął wręcz skowyczeć jak bity pies z błaganiem. Skubany jest głośny!
Starałem łzy z jego twarzy. -Aż tak boli?- uśmiechnąłem się chytrze i położyłem dłoń na zabawce.
-Tak!- łzy płynęły mu po policzkach i jęczał cicho kiedy bardzo powoli ściągałem z niego zabawkę.
Odrzuciłem tubę na bok i spojrzałem na jego mocno czerwonego i twardego penisa. Zapłakał i spojrzał na mnie błagalnie.
-Proszę...- wyszeptał.
-Znaj litość pana.- wymamrotałem i zdjąłem mu ten cholerny pierścień. Nawet nie musiałem go dotknąć. Sam z siebie trysnął na moją pierś. Zaczął się wiercić i głośno jęczeć. Był wycieńczony i musiało mu się kręcić w głowie.
Wzdrygnął się i przymknął oczy. Naprawdę ciężko oddychał, aż zacząłem się bać. Nigdy w życiu nie wyglądał tak słabo.
-Rozwiąż mnie, proszę.- pociągnął rękoma.
Zrobiłem to od razu. Loczek zaczął masować swoje lekko sine nadgarstki. -Odwieziesz mnie?- spuścił wzrok na swoje uda.
-Nie mogę, przecież piłem- pokręciłem głową.
-Chciałem do domu.- skrzywił się i schował się pod kołdrą, zerkając na mnie kątem oka.
-Dlaczego?- spytałem, wycierając się z jego spermy.
-Powiedziałem Zaynowi, że idę tylko do supermarketu na zakupy- szepnął. Na samo wspomnienie o nim aż się we mnie gotuje.
-Trudno. Zostaniesz tutaj.- prychnąłem i objąłem go opiekuńczo w pasie.
-Ale...- westchnął i sięgnął po swój telefon. Przewróciłem oczami, widząc jego tapetę. On razem z Malikiem, kiedy się całują. Obrzydliwe.
-Co mam mu napisać?- wymamrotał.
-Że nie masz siły wrócić sam do domu po ostrym pieprzeniu- parsknąłem.
-Napiszę do Gemmy by mnie kryła i tyle.- przewrócił oczami.
Prychnąłem cicho pod nosem i przeciągnąłem jego ciało tak, żeby leżał we mnie wtulony.
-Mam wrażenie, że jesteś jeszcze bardziej zazdrosny niż zwykle.- wymamrotał i odwrócił się do mnie przodem.
-Dobrze wiesz, co do ciebie czuję, a i tak mnie wykorzystujesz i wręcz torturujesz swoim zachowaniem. Przychodzisz, każesz się pieprzyć, a potem wspominasz o Maliku, choć sam tego zabroniłeś- westchnąłem.
-Co mam kurwa zrobić niby? To nie takie proste. Nawet jeśli chciałbym odejść, to łączy mnie z nim umowa promowania mnie.- skrzywił się.
-A chciałbyś odejść?- spytałem niepewnie.
-Nie wiem. Chyba się trochę wypalamy.- westchnął i spojrzał na moją klatkę piersiową.
-Ta, przykro mi- skłamałem, żeby poczuł się lepiej.
-Wcale ci nie jest przykro- zaśmiał się.
-To nie ja to powiedziałem.- poruszyłem do niego brwiami i wtoczyłem się na niego.
-Lubisz nadużywać mojej strefy osobistej.- dotknął palcem mój nos.
-Od kiedy ci to przeszkadza?- podniosłem brwi.
-Nie jesteś lekki, Louis.- zachichotał i objął mnie rękoma tuż nad tyłkiem. Czuję się zagrożony.
-Nawet nie próbuj- szepnąłem, zbliżając się do jego szyi, gdzie po krótkim namyśle zostawiłem po sobie ślad.
-Louis!- od razu przyłożył tam dłoń. -Pijawka z ciebie.- zrzucił mnie na miękki materac i usiadł prosto, wzdychając cicho.
-Wiem- parsknąłem. Alkohol wyparował ze mnie całkowicie, co graniczy z cudem. Nawet zioło, które paliłem przed nie zadziałało tak, jak powinno.
-Jesteś głupkiem.- przewrócił oczami i spojrzał mi prosto w oczy. -Jak pójdziesz umyć zęby, to mogę cię pocałować.- wytknął mi język.
-Słucham? Chcesz powiedzieć, że mam nieświeży oddech?- zaśmiałem się.
-Jedziesz tanim alkoholem, Tomlinson.- skrzywił się.
-Wcale nie był taki tani- parsknąłem- wcześniej ci to nie przeszkadzało?
-Bo nie musiałem cię całować, a teraz chcę to zrobić.- wypchnął mnie z łóżka.
-Idziesz ze mną, nie chce całować się ze swoją spermą- zaśmiałem się kąśliwie i pociągnąłem go za rękę.
-Ej, zapomniałem o tym.- zmarszczył brwi i podreptał za mną, wlepiając swój wzrok w mój tyłek.
-Harry, nie myśl, że nie widzę, jak pożerasz wzrokiem moją nietykalną część ciała- przewróciłem oczami.
-Wybacz, ale to cudo. Nie da się przeoczyć.- klepnął mnie lekko. Od razu złapałem za jego nadgarstek.
-Nie dotykaj go- warknale6m. Nienawidziłem, gdy to robił. Wtedy przypominają mi się złe rzeczy z przeszłości.
-Dobrze, przepraszam.- przewrócił oczami i mi się wyszarpnął. -Mógłbym na nim spać, jest taki mięciutki!- wydął smutno wargę i rozmasował ponownie swoje nadgarstki.
-Harry, nie przeginaj, bo następnym razem się nad tobą nie zlituję i bedziesz ryczeć cały dzień- zaśmiałem się.
-Jesteś okropny, dlaczego akurat się na mnie uwziąłeś.- jęknął.
-Zgodziłeś się na taki seks- spojrzałem na niego niezrozumiałe.
-Owszem, ale nie mam z tego nic, nawet pomacać nie mogę.- załkał sztucznie, po czym zabrał szczoteczkę, która jest tu specjalnie dla niego przygotowana. Spojrzałem na niego
-Żartujesz sobie ze mnie? Daję ci więcej, niż ty dajesz mi- wytknąłem mu język.
-Wiesz ty co! Drań z ciebie.- skrzywił się i pchnął mnie bioderkiem.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Skrzywiłem się lekko, widząc swoje oczy. Czerwone i zmęczone.
-Weźmiemy prysznic?- opłukał usta z piany.
Pokiwałem twierdząco głową i upewniając się, że mój tyłek jest bezpieczny, wepchnąłem brunerta do kabiny.
-Hej! Co tak gwałtownie?- zachichotał i włączył nam ciepłą wodę. Wykorzystał swój wzrost, by oprzeć swoją brodę na czubku mojej głowy i zamruczał, kiedy woda zaczęła nas ogrzewać.
Rękoma powędrowałem na jego tyłek i lekko go ścisnąłem. On natomiast objął mnie ramionami i przytulił do siebie. Był strasznie czuły, jak potrzebował tego, bo nie otrzymywał od Malika.
-Lubię te nasze małe momenty.- westchnął cicho. Ledwie go słyszałem przez szumiącą wodę.
-Możesz mnie w końcu pocałować?- zaśmiałem się odsuwając go od siebie- nie myłem zębów, żeby teraz się tulić- parsknąłem.
-Umiesz zniszczyć moment.- westchnął i przycisnął swoje usta do moich, uparcie odmawiając pogłębienia pocałunku. No co za sukinsyn.
-Słyszałeś to?- oderwał się ode mnie.
-Twoje jęknięcie?- podniosłem rozbawiony brew.
-Louis, mówię poważnie- zakręcił wodę- coś na dole, jakby spadło.
-Nic nie słyszałem, ale niech ci będzie.- przewróciłem oczami i wyszedłem z kabiny by owinąć swoje biodra ręcznikiem.
-Czekaj, idę z tobą- wymamrotał i powtórzył moje czynności- powinieneś wziąć ze sobą broń- szepnął, gdy znowu usłyszeliśmy huk.
-Zostajesz tu.- zmrużyłem na niego oczy i sięgnąłem pod poduszkę. Przełknąłem ciężko slinę i wyjrzałem zza drzwi. U góry pusto.
Zszedłem cicho po schodach i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie dźwięk ktoś ewidentnie demolował mi kuchnie. Odbezpieczyłem broń i w tym samym momencie usłyszałem taki sam dźwięk przy moim uchu.
Zesztywniałem zaskoczony i spojrzałem na odbicie w oknie.
-Ani drgnij, bo ci przestrzelę łeb, a potem pójdę po tego na górze.- syknął zamaskowany facet. Wiele razy to on nas obserwował, gdy Harry przyjeżdżał.
-Czego ode mnie chcesz?- zapytałem próbując uspokoić drżenie głosu. Bałem się o Harry'ego, przecież on nawet nie potrafi odbezpieczyć broni...
-Myślisz, że wygryziesz nas z interesu?- prychnął i przeprowadził mnie do salonu. -Nie jestem głupi, ten biznes to śmierć lub życie, więc wybieraj, albo zajmiesz się swoimi spluwami, a z burdelu zrezygnujesz, albo idę po tego na górze. Będzie niezła sensacja. Model z okładek pisemek o modzie zastrzelony w domu handlarza bronią zaraz po zdradzie swojego chłopaka. Pójdziesz tym razem na dożywocie i znowu cię tam zerżną jak szmatę którą jesteś.- zaśmiał się i odebrał mi moją spluwę.
-Dobra, zrobię to- westchnąłem. Popchnął mnie na kanapę i przyszedł jego wspólnik.
-Nick?- zdziwiłem się. Siedziałem z nim w jednej celi w pierdlu. To on mnie zgwałcił...
-Cześć Louis- wyszczerzył się. Obejrzałem go dokładnie. Żadnych śladów broni, prawdopodobnie miał ją z tyłu w kieszni. Przeniosłem wzrok na mojego oprawcę. Moją broń położył na stoliku, idiota. Potrzebuję jakiegoś impulsu, żeby na chwilę stracili czujność.
Harry, jak zwykle pewnie zjedzony przez ciekawość, zatłukł się na górze. Zerwałem się po spluwę.
Strzeliłem najpierw w zamaskowanego gościa i wymierzyłem do Bruneta.
-Odłóż broń, Nick- warknąłem.
-Jesteś jakiś chory chyba.- nawet się nie przejął, tylko ruszył w moim kierunku. Dobrze wiedział, że się go skurwysyńsko boję. Zacząłem się cofać, nie byłem w stanie strzelić przez drżące dłonie. Ktoś zrobił to za mnie. Grimshaw wylądował na ziemi chwytając się za kolano z dzikim wrzaskiem.
-Nie dziękuj.- nieznajomy mi blondyn schował broń za swój pasek.
-Louis!- krzyknął Styles, rzucając się w moje ramiona.
-Harry, miałeś nie schodzić- westchnąłem.
-To mój ochroniarz, głupku. Co by było, gdyby nie przyszedł w odpowiednim momencie, co?- widziałem w jego oczach łzy.
-Luke Hemmings- wyszczerzył się blondyn.
-Ty nie jesteś od psów?- wymierzyłem do niego bronią.
-Proszę cię.- zaśmiał się Harry.
Złapał za moje ręce i opuścił broń. -To mój nowy ochroniarz, który kryje mnie jednocześnie przed Malikiem- wytłumaczył- poprzedni donosił mu o wszystkim. Gdzie byłem, z kim i takie tam.
-Jesteś takim idiotą.- jęknął łapiąc moją twarz w dłonie, a Hemmings zabrał z mojego domu to ścierwo zwane Nickiem i jego towarzysza, który chyba trochę zasłabł
-Kim oni byli?- zapytał, przytulając się mocno do mnie.
-Jeden z nich był ze mną w celi, a drugiego nie znam. Są z mojego biznesu, tyle wiem.- gładziłem jego plecy, gdy zaczął płakać w moją pierś.
-Rzuć tą robotę, błagam, Louis- spojrzał na mnie- zrobię wszytko, żebyś już tego nie robił.
-Harry, to jedyny sposób, bym miał pieniądze na życie i dla ciebie. Nikt mnie nie przyjmie do pracy. Kto chciałby kogoś kto strzela z broni lepiej, niż nie jeden żołnierz?- westchnąłem.
-Ja, ja bym chciał- wymamrotał- ale chce cię żywego i bezpiecznego, widziałem jak bałeś się tego większego. Nie chcę, żeby ktoś kiedyś cię zastrzelił...
-Nie bałem się, że mnie zastrzeli.- pogładziłem opiekuńczo jego plecy.
-Więc dlaczego?- objął moją szyję.
-Nie chcę o tym rozmawiać Harry.- pokręciłem głową i objąłem go ciaśniej.
-W porządku- szepnął- dzięki Luke, jesteś wielki- mruknął do swojego ochroniarza, który wrócił do nas. -Będę już się zbierał, Louis- spojrzał na mnie
-Uważaj na niego, strzeliłem tylko w kolano, może się mścić.
-Dlaczego go nie zabiłeś?- jęknął Loczek.
-Nigdy z życiu nie zabiję człowieka- prychnął.
-Też tego nie chcę robić, ale jeśli będzie trzeba, to to zrobię, dla niego.- wskazałem na zielonookiego.
-Dobranoc- mruknął ochroniarz i wyszedł zostawiajac nas samych. Byłem przerażony.
***
Drugi dzisiaj ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top