01 | niewybaczalny błąd


Padało. Haruna otrzepała swój parasol i przyspieszyła kroku, wchodząc na główną ulicę. Zaraz potem odetchnęła cicho i wpełzła do jednej z przydrożnych kawiarenek, kiwając lekko głową na powitanie. Mimo, że jej włosy ociekały wodą, a ubrania były prawie całkiem przemoczone, nie przejmowała się tym za bardzo. Na całe szczęście krzesło, na którym zazwyczaj siadała, nie było oszyte materiałem. Przysiadła więc na nim i odstawiła parasolkę pod ścianę, po czym wyciągnęła z niezbyt suchej kieszeni swój telefon. Położyła go na stole i sięgnęła po serwetkę, wycierając go dokładnie z wilgoci. Miała taką cichą nadzieję, że pomimo tego zaniedbania z jej strony urządzenie się nie zepsuje.

Wyjęła z torebki swoją szczotkę i starannie wyczesała białe włosy, aby dużo szybciej wyschły. Potem wbiła swój wzrok w przechodzących za oknem ludzi i westchnęła cichutko. Było już od dłuższego czasu ciemno, jednak latarnie właśnie zaczynały świecić. Obserwowała przejeżdżające samochody i liczyła osoby w czerwonym ubiorze, żeby zabić nudę, która nadal ją męczyła. Mimo niezbyt dobrego humoru i zmęczenia nie chciała jednak wracać do domu.

Nie zauważyła, że ktoś przez dłuższą chwilę jej się przyglądał. Chłopak stał niedaleko wejścia za ladę i w skupieniu obserwował to, co robiła. Dopiero w momencie, gdy oczy nastolatki skierowały się w jego stronę, uniósł brew i odsunął się od blatu. Zrobił jeden krok przed siebie, po czym zatrzymał się tuż przed nią i uśmiechnął się głupkowato, kiwając głową na boki.

— Oi, oi, nie powiedziałaś, że dzisiaj też do mnie przyjdziesz — zauważył Shinya, unosząc do góry dłoń, aby przeczesać swoje ciemne włosy. Potem poprawił krawat, nie spuszczając z niej czujnego spojrzenia.

— Nie przyszłam do ciebie, tylko do kawiarni — sprostowała, opierając łokcie na stoliku. Wbiła w niego swój zmęczony wzrok i westchnęła cichutko. — Nie chcę znów użerać się z matką o niewypolerowane talerze czy coś w tym stylu.

— Oj, wiem, wiem. — Wywrócił oczami i nie zważając na gardzące spojrzenie kolegi z pracy, odsunął sobie krzesło i usiadł przed nią. Podobnie, jak ona ulokował ręce na stole i uśmiechnął się delikatnie. — Jesteś cała mokra, kruszyno. Może załatwić ci coś do przebrania? Niby ciuszki kelnerki nie są aż tak dobre, jednak troszkę się rozgrzejesz. Kawę już ci postawiłem, zaraz ją przyniosą.

— Dzięki, ale... — Również zdobyła się na lekki uśmiech, a potem spuściła wzrok na swoje dłonie, które leżały na blacie. Zaczęła bawić się palcami, wyginając je na wszystkie strony. — Skorzystam jedynie z kawy, dobrze? Nic mi nie będzie.

Jego kąciki ust znów uniosły się do góry, a z jego gardła wydobył się cichy, dźwięczny śmiech. On w porównaniu do dziewczyny uśmiechał się bardzo często i nie tracił czasu na myślenie nad swoim życiem. Po prostu korzystał z tego, co miał i chętnie dzielił się tym z innymi.

— Och, niech będzie — stwierdził w końcu, opierając brodę na dłoni. — Jak w szkole?

— A co ty, moja matka? — fuknęła, podnosząc głowę w taki sposób, aby bez skrępowania móc patrzeć mu w oczy. — Bardzo dobrze było, skończ temat.

Kyan nie chciała rozmawiać o dzisiejszym dniu, gdyż wiedziała, że nie powinna mu opowiadać o wszystkim, co ją spotykało. Bo i po co? Przecież wyśmiewanie się z kogoś nie było sprawą wartą uwagi, nie? Zwłaszcza, że Hiragi miał mnóstwo pracy. Szczerze mówiąc, nie wiedziała nawet, dlaczego na chwilę odstąpił od swoich obowiązków i przy niej usiadł. Nie była bowiem dla niego aż tak ważna, prawda?

— Oi, spokojnie. — Uniósł dłonie we wiadomym geście i pokręcił z westchnieniem głową. — Nie musisz mi nic mówić. Twoje zachowanie mówi samo za siebie. Ktoś znów ci dokuczał, mam rację? No pewnie, że mam.

— A jeśli tak, to co?

— A nic, nic. — Wzruszył lekko ramionami, nie chcąc jej przyznać, że postara się trochę o to wszystko podpytać jej rówieśników. — Dobra, już nic na ten temat nie gadam. Powiedz mi zatem... Co z Yujim? Niby zaczęło lać, ale miał dziś z nami wyjść na miasto, nie?

— Coś mu wypadło — powiedziała niemal od razu, ściągając pierścionek ze swojego palca. Położyła go na stoliku obok telefonu i westchnęła. — Pisał do mnie niedawno i... — zamilkła na krótką chwilę, gdyż stwierdziła, że dalsze kręcenie nie ma większego sensu. — Jego dziadek... Odszedł.

Shinya od razu zamknął usta i spuścił wzrok, wpatrując się w cukierniczkę. Cóż, spodziewał się, że ta chwila prędzej czy później nadejdzie, jednak wcześniej nie chciał nawet myśleć, że nastąpi tak szybko. A jednak.

— Jak on się teraz czuje? — zadał to pytanie dopiero po dłuższej chwili.

— Znając życie, to kiepsko, ale nam nie powie. Zajrzę do niego wieczorem, na razie nie odbiera moich telefonów i w ogóle... Może faktycznie chce być teraz sam — rzuciła domyślnie, pocierając palcami skroń. Doskonale pamiętała, że sama po śmierci siostry przechodziła przez dosyć poważne załamanie, gdyż zmarła dziewczyna była jedyną osobą, którą szczerze kochała. — Rozumiem go i martwię się, ale...

Urwała, słysząc dzwonek swojego telefonu. Zmarszczyła brwi i wbiła swoje spojrzenie w ekran urządzenia, zastanawiając się na krótki moment. Tak, chyba powinna odebrać. Odepchnęła się więc od stolika i wstała, posyłając przyjacielowi przepraszające spojrzenie. Potem odeszła na bok, aby na spokojnie móc poprowadzić rozmowę. Hiragi natomiast znów odprowadził ją wzrokiem i mimo tego, że nie chciał podsłuchiwać, nie wracał na razie do pracy. Siedział tak w ciszy, obserwując oddalającą się od niego dziewczynę. O co mogło chodzić? Dlaczego nie mogła rozmawiać przy nim? Czuł jednak, że nie powinien aż tak bardzo na nią naciskać. Jeśli będzie chciała, to sama mu powie.

— Tak, słucham? — powiedziała w miarę głośno i wyraźnie, dosyć formalnym tonem. Nie znała bowiem numeru, który kilka sekund temu wyświetlił się na ekranie. Po drugiej stronie przez długi czas nie było jednak żadnej odpowiedzi, a w tle słychać było odgłosy wieczornego miasta, warkot silników przejeżdżających samochodów i krzyki pijanych nastolatków. Wiadomym więc było, że ktoś wciąż tam czeka. Mimo swojej wyraźnej obecności, nie odzywał się, co skutecznie przyprawiało dziewczynę o szybsze bicie serca i rosnące zdenerwowanie. Wreszcie udało jej się zarejestrować, jak wzdycha cicho, po czym do jej uszu dotarł dźwięk rozpryskującej się wody, która prawdopodobnie pochodziła z kałuży. Tajemniczy rozmówca jednak zdawał się nadal stać w miejscu. — Halo? Czy mogę w czymś pomóc?

Kiedy tylko skończyła mówić usłyszała cichy, ale bardzo bliski, niski kaszel, ewidentnie należący do mężczyzny. Bardzo ciężko było jej jednak określić, w jakim był wieku. W końcu odezwał się, jakby tylko czekał na znak, że obok dziewczyny nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchać jego słowa. A nie chciał tego, gdyż sprawa, którą chciał z nią poruszyć, była dosyć... Nietypowa.

— Haruna Kyan? — zapytał jeszcze na wszelki wypadek, a potem znów zamilkł. Białowłosa była coraz bardziej zaniepokojona tą rozmową, jednak nadal pozostawała na łączu. Może to coś ważnego? Zagryzła mocno wargę i oparła się biodrem o ścianę, wyglądając za szybę. Z niezadowoleniem stwierdziła, że nadal padało.

— Tak, przy telefonie — Zdecydowała się potwierdzić, choć zrobiła to dosyć niepewnie. Wciąż przecież nie wiedziała, do kogo należy ten głos. Nadal go nie rozpoznawała i nie potrafiła do nikogo dopasować. Najprawdopodobniej słyszała tego mężczyznę po raz pierwszy.

Po drugiej stronie słuchawki rozległo się ciche, a zarazem pełne ulgi westchnienie.

— Cudownie — Jego głos nie był aż tak zachrypły, jak przed chwilą. Widocznie rozluźnił się i postanowił kontynuować rozmowę swoim naturalnym, niezbyt groźnym tonem. Dopiero teraz nastolatka zorientowała się, że niemal pewnym jest, iż to chłopak w jej wieku. — Mogłabyś poświęcić mi kilka minut?

— Oczywiście. O ile zdradzisz mi, kim jesteś. Trochę... Przyznam, że trochę boję się rozmawiać z osobą, której nie znam chociażby imienia — odparła, drapiąc się nerwowo po szyi. Odwróciła wzrok od ulicy i zerknęła na siedzącego przy stoliku przyjaciela, który patrzył na nią z uniesionymi brwiami. Wyraźnie również niepokoił się tą sytuacją i był gotowy w każdej chwili zainterweniować. Uspokoiła go jednak gestem dłoni.

— Fushiguro. Na razie tylko tyle mogę ci zdradzić. Jeśli Yuji potwierdzi, że jesteś godna zaufania i osobiście się spotkamy, opowiem ci o mnie więcej.

— Fushiguro... — powtórzyła cichutko, aby dobrze zapamiętać jego nazwisko. Zrobiła to z czystego przyzwyczajenia nie wiedząc, że troszkę go tym rozbawiła. — A więc w czym mogę pomóc, panie Fushiguro?

Na dłuższą chwilę w słuchawce zapadła głucha cisza, a jedynym znakiem, że nastolatek wciąż jest po drugiej stronie, był jego urywany oddech.

— Chodzi o pewnego kretyna. Yuji Itadori, znasz go, prawda?

Dziewczyna odchrząknęła cicho, dobry moment zastanawiając się nad tym, czy powinna mu zaufać i powiedzieć prawdę. Chyba mogła spróbować, prawda?

— Zabił, spalił albo przejechał coś? Jeśli tak, to go nie znam — rzuciła w miarę luźno, choć wcale nie miała humoru na żarty. Cała sprawa zaczynała się robić coraz bardziej dziwna. Kim był ten chłopak i skąd znał jej przyjaciela? Fakt, kilka razy, niedaleko szkoły zauważyła ostatnio osobę w ubraniu przypominającym długi, granatowy płaszcz, jednak szczerze wątpiła, aby miało to jakiś związek z całą sytuacją. A może właśnie rozmawiała ze zjawą, a Yuji jest pożerany przez jakąś podstępną kreaturę? Nie, dziewczyno, ogarnij się. To, że nastolatek się tym interesował wcale nie oznaczało, że coś się do niego przypałętało. Chyba.

— Nie, nie — Jego kąciki ust mimowolnie uniosły się odrobinę w górę. Nie miał pojęcia, kim jest przyjaciółka tego chłopaka, jednak już zapragnął ją bliżej poznać. W porównaniu do tego kretyna, nie brzmiała na osobę, która była aż tak nieodpowiedzialna i głupia, jak on. —Chodzi o coś poważniejszego...

— Uprowadziłeś go? Chcesz okupu? — wypaliła, a on jedynie cicho się roześmiał. — Jezu, a ten idiota w ogóle żyje? Ugh, wiem, że tak. Co się stało?

— Szczerze mówiąc... To wszystko wygląda o wiele gorzej, niż myślisz — mruknął tajemniczo, jednak po tonie jego głosu mogła jasno stwierdzić, że raczej nic mu nie zrobił. — Siedzi na razie u pewnego gościa, zaraz powinien wyjść — powiedział to z zaskakującą pewnością. Szczerze mówiąc, to taki spokojny nie był, gdyż Itadori w każdej chwili mógł zostać stracony. O tym jednak dziewczyna nie musiała jak na razie wiedzieć. — Zresztą... Pomyśl logicznie. Kto chciałby go porywać, hę? Nie bój nic, z pewnością wystawiłbym tego kretyna na pierwszym przystanku i nawet się nie obejrzał. Wracając... Kiedy skończą pogawędkę poproszę go, żeby do ciebie zadzwonił. Najpierw jednak musisz coś wiedzieć, bo wpadł w niezłe bagno.

— Mów. — Haruna zacisnęła palce na obudowie telefonu, słuchając dłuższych wyjaśnień chłopaka. W pewnym momencie chciała mu przerwać, gdyż zaczął wyjaśniać coś o klątwach i innych tego typu rzeczach, jednak czuła, że nie powinna być dla niego niemiła. Milczała więc uparcie błagając w duchu, aby wreszcie skończył. Nie chciała się bowiem straszyć przed snem. Kiedy jednak zorientowała się, do czego to wszystko zmierzało, wybałuszyła oczy i zakrztusiła się śliną.

— Zaraz, zaraz, zaraz... Chwilunia — wymamrotała i zamknęła oczy, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. Jeszcze przez chwilę milczała prosząc, aby to, co właśnie powiedział, okazało się jedynie kiepskim, nieśmiesznym żartem. Nawet już chciała mu zarzucić, że ma zostawić biednego Itadoriego w spokoju i przestać się z nim zadawać, bo w przeciwnym razem osobiście złoi mu tyłek. — Co masz na myśli, co? Po co mi to mówisz? Weź, to nie jest ani trochę śmieszne!

— Nie żartuję — zapewnił ją Fushiguro, nieco już zirytowany jej zachowaniem. Nadal pozostał jednak spokojny, gdyż naprawdę nie przepadał za kłótniami i sprzeczkami. Zdecydowanie wolał każdą sprawę załatwiać pokojowo. No, może nie zupełnie każdą, ale... Te specyficzne powody wyjaśni jej innym razem. Nie chciał jej zbyt przerazić na sam początek, choć po tonie jej głosu wywnioskował, że jest już nieźle przestraszona.

— Nie, na pewno jaja sobie robisz — powtórzyła, aby wiedział, że jest naprawdę zażenowana jego karygodnym zachowaniem. — Jeśli to jakiś kolejny, słaby kawał ze strony tego kretyna... Przyrzekam, że tym razem go zabiję. — Zamilkła na moment, kiedy chłopak wreszcie zdecydował się jej przerwać. Zaraz potem jednak nie wytrzymała i zmarszczyła nerwowo brwi, przejeżdżając językiem po swoich spieczonych wargach. — Ha?!  Że co on, do cholery, zeżarł?

________________________________

Jak widać, nigdy nie umiem w początki historii, więc musicie mi wybaczyć hah

Obiecuję, że jakość przyszłych rozdziałów się poprawi... A przynajmniej tak myślę ;>

Dziękuję więc wszystkim, którzy dotrwali do końca i mam nadzieję, że spotkamy się w następnej części!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top