What the hell prolog

/Mat/

Po raz trzeci przeczesałem palcami wilgotne kosmyki próbując przybrać groźną minę. Pewnie wyglądało to zabawnie ale szczerze powiedziawszy ze względu na to, że właśnie dzisiaj rozpoczynam moją jakże cudowną półroczną przygodę w jakimś zasranym Warszawskim liceum muszę przynajmniej sprawiać wrażenie chłodnego i niedostępnego. Inaczej szkolna rzeczywistość pożarłaby mnie i wypluła jak gówno. Chyba i tak nic by to nie dało gdybym chciał kogoś zmiażdżyć wzrokiem. Moje nieco podkrążone zielone oczy i chuda twarz psuły cały efekt.

- Zachowujesz się jak debil - do łazienki wparował łudząco podobny do mnie chłopak. Uderzył mnie w nagie plecy tak, że o mały włos nie wyrżnąłem szczęką o półkę. Zrobiłem się czerwony po uszy przez to, że przyłapał mnie na robieniu głupich min do lustra. Miałem ochotę zetrzeć mu z ust ten wredny uśmieszek. 

- Ale przynajmniej nie wyglądam jak debil -prychnąłem. - To jakaś nowa gejowska moda pod tytułem "jestem blond dziewicą proszę mnie zgwałcić"? Bo ja chyba nie byłbym zainteresowany nawet gdybym był czterdziestoletnim pedofilem - zamknąłem z trzaskiem kosmetyczkę i wybyłem z pomieszczenia o mały włos ratując się przed szczoteczką do zębów która trafiłaby mnie prosto w głowę.

- Goń się cioto! - usłyszałem jego wrzask zanim zamknąłem za sobą drzwi mojego pokoju. Sięgnąłem po ubranie przygotowane na krześle. W porównaniu do mojego „kochanego” braciszka nie miałem zamiaru wyróżniać się podeszwami o grubości chyba 10 cm ani „uroczego” za dużego szarego swetra. I jeszcze te jego poszarpane spodnie... Ja próbuję się wtopić w tłum, jak zawsze. Szara luźna bluza i obcisłe czarne rurki. Kocham to. Chociaż nie jestem gejem , rozumiałem,  że Jamie jest tak bardzo out i ma gdzieś to co mówią o nim inni ale ja nie chciałem później oglądać jego podbitego oka. To jest Polska, nie Nowy Jork, gdzie dziwacy są taką normą że nawet wiele się o nich nie mówi. Miałem wrażenie, że mój brat jeszcze nie obudził się z tego amerykańskiego snu. Co prawda do Polski przyjechaliśmy dopiero trzy tygodnie temu ale ja już na początku zdałem sobie sprawę z tego że będziemy mieli przesrane jeżeli mój braciszek zacznie od samego początku zgrywać niczego nie bojącego się homosia.

No dobra. Czas się z tym zmierzyć. Może nie będzie tak przerażająco jak myślę.

- Jamie, zaraz jedziemy. Przestań się mizdrzyć! - Zakręciłem na palcu kluczykami od samochodu.

Mamy jak zwykle już nie było, od dawna jest w pracy. Tak się kończy prowadzenie firmy modelingowej. I właśnie to jest powodem dla którego przybyliśmy wprost tutaj, do miejsca którym kiedyś nie musiałem się przejmować bo dla nas nie istniało. Jamie się załamał. Dosłownie. Był tak wkurzony że myślałem że ucieknie. Rozstanie się z krajem także mnie kosztowało bardzo dużo, ale nie chciałem zostawać bez rodziny.

- Już idę, idę. Nigdzie się nam przecież nie śpieszy – zielonooki zbiegł po schodach i zarzucił na siebie kurtkę. Przewróciłem oczami.

Wolę się nie spóźnić w razie gdybyśmy kluczyli po mieście przez parę godzin. Ale jeżeli tak bardzo chcesz możesz pojechać autobusem – uśmiechnąłem się do niego przesadnie. Rzucił mi mordercze spojrzenie i wyszliśmy na klatkę schodową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top