Cała nadzieja
Minerwa obserwowała swojego syna ze sporym szokiem. Chłopak nie dość że planował atak i obronę zamku wraz z mężem, to zajmował się swoim dzieckiem oraz znajdował czas aby pomagać i porozmawiać z innymi. Kobieta w końcu nie wytrzymała i zaczęła wypytywać Toma o swojego wychowanka.
- Jak on to robi? -
Riddle oderwał się od pracy i spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- Kto? -
- Oh nie udawaj większego idioty niż jesteś. -
- Dziękuje za ten cudowny komplement, ale o co chodzi? -
- Jakim cudem on jest taki wesoły i szczęśliwy mimo tego co ma na głowie? -
- Ah, Harry. -
- A niby kto inny na Merlina. -
- Wole nie odpowiadać na te pytanie. -
- Jestem twoją teściową, mógłbyś ze mną czasem porozmawiać. -
- Przecież rozmawiamy. -
- Tom. -
- Już dobrze, dobrze. Pytasz się jakim cudem on jest taki szczęśliwy? Sam nie wiem. Jest to dla mnie niepojęte, po tym co przeszedł, gdy wie co go czeka.-
- Mało o nim wiesz. -
- Mam wielką ochotę coś ci powiedzieć ale zachowam kulturę osobistą. -
- Jakim cudem wy zostaliście małżeństwem? -
- Kocham go, on kocha mnie. Dbam o niego, bo on tego potrzebuje. Jesteśmy dobrym małżeństwem.-
- Jakoś ci nie wierzę. -
Riddle musiał wziąć głęboki oddech zanim się odezwał.
- To już nie moja wina, a teraz przepraszam ale wracam do pracy. -
Minerwa patrzyła jak czarnoksiężnik ucieka w głąb zamku.
- Coś ty mu takiego powiedziała? -
Dyrektorka o mało nie podskoczyła ze strachu.
- Harry! -
- Tak mam ponoć na imię. -
- Wystraszyłeś mnie. -
- A ty mnie. Mało komu udaje się spłoszyć mojego męża. -
- Chyba nie jestem jego fanką. -
- Ty byś nie była jego fanką nawet gdyby był ministrem i pomagał małym kotkom. -
- Nieprawda. -
- Jesteś moją matką, to normalne że jesteś do niego uprzedzona. -
- Nie jestem. -
- Jasne, muszę lecieć dalej. -
- Leć. -
Zielonooki spojrzał na matkę i szybko ją przytulił.
- Daj mu szansę, tylko o to proszę. -
Nim kobieta zdążyła odpowiedzieć, wybraniec już zniknął.
- Szkoła Wariatów... -
- Na której stoisz czele, to chyba znaczy że jesteś najbardziej szalona. -
Kobieta znowu podskoczyła.
- Snape! -
- Co? -
- Czy dzisiaj jest jakiś dzień podkradania się do ludzi? -
- O czym ty znowu mówisz. -
- Nie zakradaj się tak. -
- Wybacz że nie jestem krową z dzwonkiem na szyi.-
- Jesteś niemożliwy. -
- Chciałem tylko powiedzieć że mikstury będą gotowe do końca tygodnia. -
- Doskonale. -
- Naprawdę sądzisz że mamy szansę wygrać te wojnę? -
Minerwa popatrzyła na Severusa.
- Tak. A wiesz czemu? -
- Miło by było się dowiedzieć. -
- Bo mamy Harry'ego Pottera. -
- Znowu oddajemy nasze życie w ręce chłopca? -
- On cię traktuje jak ojca. -
- A ja go jako niewychowanego sześciolatka, który ciągle się pakuje w kłopoty. -
- W tym sześciolatku, cała nasza nadzieja. -
- Skoro tak, to idę się upić. -
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top