Rozdział Szesnasty
Jechałam samochodem w stronę obieku w którym miałam odbywać poprawkowy egzamin na licencję. Siedziałam na tylnym siedzeniu, gdy przede mną byli pan Sato i pan Furuta rozmawiający spokojnie na jakiś polityczny temat, który mnie nie interesował. Nie byłam osobą, która angażowałaby się w takie rzeczy, nawet jeśli od tego zależała jakość mojego życia. Jednak co to miało być za życie, skoro w każdej chwili, w trakcie tego szkolenia, mogłam umrzeć.
Oparłam głowę o szybę. Liczyłam z całego serca, że chociaż będę pierwszą osobą na miejscu. Większy stres sprawiała mi wizja wyjścia z samochodu, gdy wszyscy już byli na miejscu. Pan Sato wspomniał, że będzie kilka osób które oblały i dał mi "wyjątkowe zezwolenie" na wyjaśnienie kolegom ze szkoły swojej sytuacji. Było to według Furuty "niezwykłe wyróżnienie", choć mówił to z przekąsem, co mocno zirytowało starszego mężczyznę.
W walizce na kolanach leżał mój strój bohaterski. Okropnie zaczął mi ciążyć, a przez myśl przeszło mi jedno proste, aczkolwiek głupie pytanie.
Czy spodoba się Katsukiemu?
Ciężko było poznać mi na to odpowiedź w tym momencie. Nie mogłam nawet wyobrazić sobie mimiki jego twarzy. Wiedziałam po prostu, że będzie wściekły.
Wjeżdżając na parking zauważyłam bus należący do U.A., z którego jak na złość, właśnie wychodzili Katsuki i Shoto ubrani w mundurki. Również pierwotnie chciałam go założyć, ale Sato zrugał mnie za to, twierdząc, że nie jestem tam z inicjatywy szkoły, a Bohaterskiej Komisji Do Spraw Bezpieczeństwa. Byłam więc ubrana w swoje codzienne rzeczy. Widziałam zdziwienie malujące się na twarzach Todorokiego i Bakugou. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że ja wyjdę z samochodu. Serce mi stanęło, gdy drzwi się otworzyły. Furuta głową nakazał mi wysiąść. Spełniłam jego prośbę, nawet nie patrząc w stronę chłopaków.
— Co tu się do cholery... — zaczął Katsuki.
— Cóż, trzeba będzie im to wyjaśnić panie Sato — odezwał się Present Mic wyraźnie niezadowolony.
Nie potrafiłam podnieść głowy, żeby na nich spojrzeć, jednak czułam palący wzrok blondyna na mnie.
— Chyba nie tylko im. — Głęboki głos Endeavora również zabrzmiał za mną.
Przełknęłam ślinę. Byłam między młotem, a kowadłem, na dodatek balansując na linie. O ile z dwójką zaskoczonych nastolatków, bym sobie poradziła, tak z wściekłym wujkiem Enjim, było już ciężej.
— Droga młodzieży, Endeavorze, skoro tak się sprawy mają. Oto nasza nowa uczestniczka projektu, tworzącego bohaterów rządowych. Hikari, czy chcesz zabrać głos?
Zagryzłam wargę, właściwie, to nie wyjaśnił niczego.
— Hej. Liczę, że zdamy ten egzamin — dodałam jedynie, czując dwie pary oczu, wypalające dziurę w mojej duszy. Jedne należące do wuja, drugie do Katsukiego.
Bakugou nie odpowiedział, zacisnął wargi i zmrużył oczy. Był zawiedziony, być może zły. Lub jedno i drugie. Czułam natomiast strach przed spojrzeniem na Endeavora, ale w końcu musiałam coś zrobić. Patrzył na mnie surowo. Ten wzrok mówił, że popełniłam ogromny błąd. I wiedziałam to od sekundy, w której niemal zginęłam na pierwszym treningu.
— Sato, musimy pogadać.
— Jak sobie życzysz bohaterze numer jeden.
Widziałam jak mężczyzna się krzywi.
All Might gestem ręki nakazał mi podejście. Nie myślałam wiele, podbiegłam do nich, uciekając przed rosnącą wrogą atmosferą. Katsuki mógł być zły, ale przynajmniej nie wytwarzał aury mordercy, jak to zaczął robić Wuj Tylko Z Nazwy.
Endeavor był pracodawcą i bliskim przyjacielem mojego ojca, którego uratował ledwo po zakończeniu edukacji w U.A., dbał o niego i pomógł mu osiągnąć sukces, a ojciec zawsze mówił, że Enji Todoroki, jest dla niego jak brat. Nic więc dziwnego, że nawet gdy ten popełniał karygodne błędy, mój ojciec przymykał na nie oko i akceptował go, a także próbował pomóc się zmienić. Bezskutecznie.
Walizka zrobiła się niezwykle ciężka, gdy patrzyłam jak dyskutują, a płomień Endeavora nieznacznie rośnie. Był wściekły. Shoto również to zauważył.
— Więc zdajesz z nami? — zapytał IcyHot.
Skinęłam głową.
— Idźcie dzieciaki i pokażcie co potraficie, będziemy patrzeć z góry.
Słysząc głos All Mighta nie mogłam się nie odwrócić i nie posłać do nauczycieli uśmiechu. Gdy pierwszy stres opadł, po prostu byłam szczęśliwa, że miałam okazję otrzymać licencję. Pierwszy kamień milowy do zostania bohaterką, który miałam szansę pokonać.
— All right! Dajcie z siebie wszystko! — zawołał Present Mic, gdy odchodziliśmy.
Weszliśmy do budynku. Katsuki mocno nas wyprzedził, co nie umknęło uwadze Todorokiego. Widziałam jedynie w jego spojrzeniu, że analizuje całą obecną sytuację.
W końcu uderzył pięścią w otwartą dłoń.
— Lubicie się, prawda? — zapytał, na co zamrugałam nerwowo. Nawet jeśli blondyn nas słyszał, nie zaczął krzyczeć na Shoto, pozostawiając mi szansę na odpowiedź. Być może samemu będąc ciekawym jak miałaby ona brzmieć.
— No tak, w końcu to mój przyjaciel — odparłam bez zawahania, z bólem w sercu. Gdybym mogła być ze sobą szczera i z nim, z pewnością odpowiedź byłaby bardziej nerwowa. — Co tu robi wu... Twój tata?
— Żebym wiedział... — odparł wzdychając.
— Hej U.A.! — zabrzmiał jakiś głos za nami, przeciągając niemiłosiernie samogłoski.
Odwróciliśmy się z Shoto. Za nami stało troje uczniów z Shiketsu. Bardzo wysoki chłopak o kwadratowej, mocno zarysowanej szczęce, średniego wzrostu dziewczyna o karmelowych włosach i drugi chłopak średniego wzrostu z fioletową grzywką nachodzącą na lewe oko.
— Hoho, co my tu mamy? Czy to nie kilku dobrych mężczyzn? — zapytała dziewczyna, łapiąc swoją czapkę za daszek. Przez myśl przeszło mi, że nadawała się na modelkę. — Jestem pod wrażeniem, przystojni mężczyźni, urocza dziewczynka i trening, cóż za rozkosz.
Uniosłam głowę i się wyprostowałam. Potrafiłam stwierdzić, kiedy ktoś mnie wkurzał, a ona samym swoim jestestwem doprowadziła mnie do dziwnego rodzaju niechęci względem siebie. Cały jej obraz jako modelki, prysnął w mojej głowie jak bańka mydlana.
— Kim oni są Yoarashi? To twoi znajomi? — zapytała zerkając na chłopaka z kwadratową szczęką, a następnie pochyliła się przed Todorokim i Bakugou. — Mogę mieć wasze dane kontaktowe?
— Wybacz, ale są zajęci, prawda?
— Właściwie to nie — rzucił Todoroki, na co posłałam mu pełne irytacji spojrzenie. Kompletnie nie wyczuł co miałam na myśli.
— Jestem zajęty — wysyczał Katsuki, choć w rzeczywistości, mijało się to z prawdą.
— Och, wybacz. Ale cóż, dziewczyna nie ściana, prawda? — zachichotała, drgnęła mi warga, brew i ręka. Naprawdę chciałam pozbawić jej twarz uśmiechu i przynajmniej na chwilę poczuć się jak złoczyńca.
— Camie, twoje techniki komunikacji są fantastyczne! Muszę się ich nauczyć! — zawołał Yoarashi.
— Hej, Łysolu. Tej dziewczyny nie było tutaj wcześniej, prawda? — zapytał Bakugou, na co uczeń Shiketsu zdjął swoją czapkę.
— Nie jestem łysy i nie, nie było jej tutaj!
— Camie to podrzędne towary! Studenci Shiketsu... — przerwał fioletowowłosy, w końcu zwracając na mnie uwagę. Zarumienił się i schował za koleżanką, widocznie przy okazji wprawiając Katsukiego w szczerą irytację.
— Shitkura, a to nie tak, że odpadłeś już po pierwszym etapie egzaminu?!
Mimochodem schowałam się za Katsukim, żeby w razie wymiany ognia, nie być na jego linii. Plus przynajmniej minimalnie uspokoiło to Bakugou.
— Dostałem pozwolenie na obserwację! I mam na imię Seiji Shishikura! Więc gdybyś chciała gdzieś mnie kiedyś znaleźć, koleżan...
— Obejdzie się — odpowiedziałam chłodno, na co Katsuki prychnął rozbawiony, przywołując na twarzy półuśmiech wyrażający jego wygraną. Choć w tym wypadku chyba oboje wygraliśmy tą bitwę z natrętnymi podrywaczami.
— Chyba czas zaczynać... — zabrzmiał głos w tle. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtym kierunku. — Dziś podkręcimy nieco tępo w porządku?
W szatni przebrałam się w stój bohaterski. Nie przeszkadzał mi na ćwiczeniach jednak teraz czułam się wyjątkowo niekomfortowo w opinającym kombinezonie. Czułam, że się wyróżniam, bo stawiałam na prostotę, ale z drugiej strony, miałam wrażenie, że wyglądam wulgarnie. Widać było każdą najmniejszą krągłość mojego ciała i to wyjątkowo dobrze.
Widząc moje zawstydzenie, zostałam otoczona przez Bakugou i Todorokiego, którzy stali się moim żywym parawanem.
— Nie powinnaś się stresować, masz świetny strój — odezwał się Shoto, posyłając mi lekki uśmiech.
Katsuki dalej się nie odzywał. Wciąż był zły, a jednak mimo wszystko, stanął, żeby zakryć mnie przed wzrokiem innych. Kaszel wyrwał mnie lekko z zadumy. Spojrzałam na jednego z pracowników BKDSB, który miał prowadzić ten etap poprawki.
— Do dzisiejszego treningu została wypożyczona hala sportowa, na której obecnie się znajdujemy — przerwał, wymamrotał coś do siebie i kontynuował dalej. — W każdym razie, jestem Mera i mam przyjemność być tutaj...
Zdecydowanie nie wyglądał najlepiej, chociaż łatwiej byłoby po prostu powiedzieć, że nie wyglądał, jakby w ogóle chciał tu być.
— Jeszcze jedno, zanim zaczniemy... Zazwyczaj szkolenie prowadziliśmy w grupie jedenastu osób... Ale dziś dołączy do nas kolejna osoba osoba...
Krzyk Endeavora niemal mnie zabił, podskoczyłam zaskoczona. Niemal zapomniałam jak potrafił "wspierać" swoje ulubione dziecko, a także zwrócić na siebie uwagę wszystkich. Szmerom nie było końca oraz nasiliły się, gdy zobaczono All Mighta.
— Twój tata jest...
— Nie kończ... — poprosił mnie Shoto załamany, więc się zamknęłam. Chociaż oboje wiedzieliśmy co chciałam powiedzieć.
— Uspokójmy się wszyscy... — poprosił Mera. Na widowni zobaczyłam Sato, który siedział i obserwował mnie z poważnym wyrazem twarzy. Tutaj nie miał nade mną władzy. — I wy... — spojrzał na mnie i dziewczynę z Shiketsu.
— Drugi rocznik Shiketsu. Mówcie mi Camie.
— Pierwszy rok U.A. Kazunari wystarczy.
— Tak, właśnie... Dziewczyna z Shiketsu przeszła do drugiego etapu, jak wy wszyscy i zakwalifikowała się do klasy uzupełniającej, ale... Przez kilka dni miała pewnego rodzaju zamgloną głowę. Musieliśmy zbadać przyczynę, aby pozwolić jej uczestniczyć. Kazunari natomiast jest z rządowego programu, więc stwierdziliśmy z zarządem, że spokojnie wystarczą jej jedne z zajęć.
Czułam jak wszystkie spojrzenia, skupiają się na mnie, mimo obecności Todorokiego i Katsukiego obok. Stałam tam z poczuciem niemal nagiego ciała, któremu wszyscy się przyglądali. Nic dziwnego, w przeciwieństwie do nich nie musiałam zdawać egzaminu, przyszłam na jedne zajęcia uzupełniające i miałam dostać licencję, gdy oni musieli uczestniczyć na kolejne. Było w tym wiele niesprawiedliwości.
— Dostałam specjalne pozwolenie na ponowne zdanie egzaminu i jestem naprawdę wdzięczna misiaczki! Będzie kompletnie crazy! Dzięki za zaproszonko!
Na szczęście Camie odwróciła ode mnie uwagę, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Choć nie miałam pojęcia o czym ona mówiła.
— Więc... — zaczął Mera, siadając przy stole z komputerem. — Twoja kolej Gang Orca.
— Znowu się widzimy, co? Widzę, że jeszcze nie nauczyliście się swojej lekcji. Ten egzamin to był cholerny letni deszczyk, a wy i tak oblaliście! Wszyscy po kolei jesteście żałośni!
Choć nie zdawałam egzaminu z resztą, poczułam się jakby mówił również o mnie. Wyprostowałam się, czując respekt. Orca potrafił zrobić ogromne wrażenie, kiedy chciał.
— Za każdym razem, gdy wracałem wspomnieniami do tego wydarzenia, coś do mnie doszło... Wszyscy jesteście niżej niż bentos, a powinniście być bohaterami! Jesteście jedynie odchodami goby! Odpowiadajcie "Tak sir"!
Podszedł w pierwszej kolejności do nas. Pisnęłam, chowając się za Bakugou, do którego podszedł.
— Ciebie tyczy się to podwójnie! Czy ty w ogóle chcesz być bohaterem?!
— Po pierwsze, nie jestem...
— Potrzebujesz dodatkowego kierownictwa! — krzyknął, odrzucając Katsukiego kilka metrów w tył. Uciekłam za Todorokiego. — Jak takie odchody jak ty mogą ratować ludzi?!
— Teoretycznie jako nawóz...
— Dodatkowe kierownictwo! — zawołał odrzucając również jego. Odbiegłam w drugą stronę, licząc, że nie uwziął się na uczniów U.A. Nie miałam pojęcia co zrobili na egzaminie, ale zdecydowanie nie chciałam za to odpowiadać. — Oczekujesz, że ludzie będą cię tylko chwalić za twoją siłę i mobilność w bitwie?! — zapytał ucznia Shiketsu o kwadratowej szczęce.
— Powiedz, tak sir!
— Kierownictwo!
Kolejny odleciał, już trzeci.
— Wiem, że wasza trójka jest idealna w walce, ale to wszystko co potraficie! A ty! — zawołał patrząc na mnie. Zesztywniałam i wyprostowałam się. — Nie zawiedź mnie. Słyszałem, że jesteś silna, ale nie bądź taka jak tych trzech matołów.
— Tak sir! — zawołałam, gotowa na uderzenie, ale to nie nadeszło. Podbiegłam do tamtej trójki, wyciągając dłonie do Katsukiego i Shoto. Pomogłam im wstać z ziemi.
— Twoje zachowanie pozbawione szacunku wobec ratowanych! — Wskazał Katsukiego, który prychnął i odwrócił wzrok. — A wasza dwójka zaczęła idiotyczną kłótnię, nie zwracając uwagi na otoczenie! — skierował swoje słowa w stronę Shoto i Yoarashiego. — Dziś mam dla was specjalną próbę! Dla całej waszej piątki!
— Hę? — Zrobiłam zdziwioną minę. Mnie też w to wliczał.
— Rzecz, której wam najbardziej brakuje, to "serce"! Czy myślicie, że każdy przyjmie waszą rękę, jeśli ją wyciągniecie?! Nie! Mogą szczerzyć kły, ale póki dychają, waszym celem jest ich uratowanie!
Drzwi zaczęły wolno się otwierać. Przełknęłam ślinę i przyciągnęłam dłoń do piersi, marszcząc brwi. Nie ważne co to było, byłam gotowa się z tym zmierzyć.
— Aby ratować! Aby być ratowanym! — kontynuował Gang Orca. — W rzeczywistości to umowa zawarta pomiędzy sercami obu stron! Teraz musicie podjąć wyzwanie! Przetrwać walkę na śmierć i życie! Udowodnijcie, że możecie komunikować się z nami poprzez swoje serca! To jest wasza próba!
— Hę? — Zaskoczona patrzyłam jak zza drzwi wyskakuje tłum przedszkolaków, krzyczących coś o bohaterach. Spojrzałam na równie zdziwionych chłopaków, a następnie ponownie na słodkie pociechy, biegnące w naszą stronę.
— Gdzie jest bitwa na śmierć i życie o której mówiłeś?! — zawrzał Katsuki, strasząc jedno z dzieci. — Przestań płakać cholera!
Moja brew zaczęła mocno drżeć. Złapałam go za jego koszulkę, sprowadzając do swojego poziomu.
— Po pierwsze, nie krzycz na dzieci. Po drugie, uspokój się. Zapomniałeś jak byłeś przedszkolakiem? Ja pamiętam jak nasza opiekunka miała z nami ostro... — zawahałam się patrząc na dzieci wokół. Przeklinanie nie było tu wskazane. — Przerąbane. Więc bierz się w garść Katsuki, bo czas zająć się dziećmi. — Puściłam jego bluzkę i wygładziłam ją. Ruszyłam w mały tłum. — No już, dasz ra... — nie dokończyłam, poczułam jak tracę grunt pod nogami, pisnęłam, gdy kilkudziesięciu przedszkolaków podniosło mnie i zaczęło nosić. Byłam kompletnie zdezorientowana, przysięgając sobie, że jeśli dziecko mojej siostry będzie identyczne, oddam je do okna życia, niezależnie od wieku.
— Hikari! H-hej... Gdzie mój granat... Hej, ty! To nie zabawka!
Nie wiedziałam ile zajęło, zanim Todoroki wyciągnął rękę i udało mi się wyrwać. Schowałam się za jego plecami, łypiąc na te małe potwory zza niego, strosząc się jak kot. Jeśli tak właśnie wyglądał drugi etap, nie mogłam się dziwić, że nie zdali.
— Słuchajcie! — zawołał Gang Orca. — Wasza piątka ma współpracować, aby poruszyć serca tych dzieci! Pozostali mają seminarium z moim pracownikiem, tak jak zwykle! To będą wykłady! Ustawcie się w kolejce i ruszcie!
— Czyli mówisz, że mamy zostać nianiami tych bachorów?!
Ponownie chwyciłam Katsukiego za koszulkę.
— Uspokój się, to tylko dzieci.
— Porwały cię i ukradły mój granat!
— Wciąż to dzieci. Potraktuj to jako praktykę przed byciem ojcem, bo z twoim charakterem, może wyjść z tego naprawdę trudne dziecko.
Prychnął, puściłam go i ponownie wygładziłam strój bohaterski.
— Gdzie twój drugi granat? — zapytałam patrząc na jego ręce.
— Odłożyłem go na boku — rzucił wskazując miejsce pod trybunami. Tyło tam jednak pusto. — Cholera, kiedy one... Szlak! — krzyknął biegnąc za zgrają dzieciaków z jego uzbrojeniem w rękach.
— Czy one powinny być tak łatwe do ściągnięcia? — zapytał Shoto, nachylając się nad jakimś rozemocjonowanym dzieciakiem.
— Są niebezpieczne, dlatego zostawiłem je z boku dupku!
— Czyli mamy poruszyć ich serca? Nie mam pojęcia jak to zrobić misiaczki...
— Przysięgam, po tym wszystkim chyba zrezygnuje z bycia matką... — mruknęłam pod nosem.
— Potraktuj to jako praktykę przed byciem matką Hikari! — zawołał do mnie Bakugou, posyłając mi bezczelny uśmiech.
— Oho! Wyrazy na twarzach poprawkowiczów mówią, że nie mają pojęcia co dalej robić! — krzyknął Present Mic, gdy jeden z dzieciaków pociągnął mnie mocno za włosy.
— Czy to guma do żucia?! — zawołałam czując coś lepkiego we włosach.
— Słuchajcie, nie przeszkadza mi to zbytnio, ale to szkolenie, więc nie przestawajcie — powiedział spokojnie Mera.
— Got it, misiaczku!
— Jednak nie mają pojęcia co robić... Masz jakieś rady, panienko? — zapytał Mic, siedzącą obok opiekunkę.
— Chyba... Wiecie, niższe klasy szkoły podstawowej i okres przedszkolny są bardzo ważne dla kształtowania się osobowości... — spojrzałam wymownie na Bakugou, który odwrócił wzrok — a ponieważ, quirk każdego z nas ma wpływ na to co możemy zaoferować w kwestii poradnictwa i wsparcia, możemy mieć jedynie nadzieję, że odpowiednio pomożemy. Niestety doradztwo ma swoje ograniczenia... Dzieciaki z tej klasy całkowicie zamknęły przed nami swoje serca. — Z oczu kobiety wypłynęło kilka łez. Zagryzłam wnętrze policzka. — Wiem, że to ja za to ponoszę odpowiedzialność... Ale mam nadzieję, że kontakt z wami, dążącymi do spełnienia swoich marzeń, pomoże tym dzieciom powrócić do ich czystej i szlachetnej formy.
— Załapałam. Zrobimy wszystko, żeby dzieci ponownie otworzyły swoje serca! — zagwarantowałam, choć w tamtym momencie, jeszcze nie miałam pojęcia, jak to zrobimy.
Widząc jak Bakugou otwiera usta, jedynie złapałam go za koszulkę, ciągnąc w dół.
— Ani słowa.
— To ważne! — zaprotestował. Nadęłam policzek, ale puściłam go, wygładzając kostium. — Tak się właśnie dzieje, gdy nauczyciel nie spełnia roli lidera! Dzięki temu bękarty przejęły inicjatywę! "To stało się zanim mogłem zareagować", nie o to chodzi! Wśród tych gówniarzy z pewnością jest jeden "szef", który dyryguje resztą klasy. Musimy go znaleźć.
— W sumie ma to sens — przyznałam uderzając pięścią w otwartą dłoń. — Szukajcie małej wersji Bakugou!
— Hę?!
— No co? W przedszkolu to ty byłeś tym liderem. Wszyscy za tobą chodzili.
— Tylko ty i Deku się mnie tak przyczepiliście!
— Skoro tak myślisz... To szukajcie lepszego Bakugou!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top