Rozdział Ósmy


Wezwanie do dyrektora było tak nagłe, że w pierwszej chwili nie spodziewałam się niczego dobrego. Po prostu szłam korytarzem w towarzystwie, wyraźnie niezadowolonego nauczyciela, zerkającego przez ramię. Aizawa wydawał się naprawdę niepocieszony, że padło akurat na niego, jednak jego klasa była pod opieką All Mighta i jako jedyny miał w tamtej chwili czas mnie przyprowadzić i wyrwać z nudnej lekcji matematyki.

Wchodząc do pomieszczenia, nie sądziłam, że ujrzę jakąś nieznajomą kobietę, ubraną w czerwony płaszcz, chociaż za oknem było parno. Na dodatek przy szyi miała sztuczny (mam nadzieję) szal z łasicą. Nawet gdy siedziała, mogłam określić, że była cholernie wysoka. Gdy drzwi zamknęły się same, podskoczyłam i odwróciłam się. Nie był to Aizawa, a starszy mężczyzna w garniturze. Cała sytuacja, wyglądała dość niepokojąco.

— Dzień dobry — rzuciłam niepewnie. Eraser Head próbował wyjść, jednak dyrektor Nezu gestem wskazał i jemu miejsce. Koło siebie.

— Droga Kazunari, przepraszam, że wyrwaliśmy cię z lekcji, ale sprawa jest dość istotna. Choć raczej, dwie sprawy — zaczął myszowaty, stojąc na krześle za biurkiem, aby dobrze widzieć mnie i pozostałych w gabinecie. — Panie Sato, Kazunari, zajmijcie proszę fotele. Podejrzewam, że dyskusja może trochę zająć.

Zrobiłam to o co mnie prosił. "Pan Sato" również. Siedziałam pomiędzy nim, a dziwną kobietą w płaszczu. Ciężko było mi w pierwszym momencie określić jej wiek, czy kim w ogóle była.

— Może w pierwszej kolejności przedstawię ci naszych rozmówców. Oni znają cię wystarczająco, choć podejrzewam, że pan Sato, nawet lepiej niż wystarczająco. Poznaj proszę dyrektorkę szkoły Shiketsu, Yuko Nakajime oraz... — zaczął, jednak zatrzymał się, patrząc dokładnie na starszego mężczyznę, który jedynie skinął do niego głową. — Takarę Sato, będącego również liderem projektu bohaterów rządowych z którego znany jest chociażby Hawks oraz-

— Dyrektorze — upomniał go mężczyzna. Od razu zauważyłam chłód w jego spojrzeniu, kierowany do Nezu.

— Tak więc... Oboje chcieliby ci przedstawić pewne propozycje... — mruknął siadając, ukrywając swoją minę za blatem biurka, choć zanim klapnął na krześle, widziałam niezadowolenie malujące się na jego mysim licu. Profesor Aizawa również wydawał się mocno zmieszany, przez obecnych w biurze przybyszów. — Pani Nakajime-

— Pozwól, że ja to powiem Szczurku — rzuciła kobieta, pstrykając palcami. Mogłabym przysiąc, że widziałam jak dyrektor puszcza w jej stronę błyskawice. — Tak się składa droga Kazunari, że zarówno ja, jak i bohaterska część belfrów w Shiketsu jesteśmy zbulwersowani, że nie jesteś w klasie bohaterskiej. Postanowiliśmy więc złożyć ci dość późną ofertę dołączenia do naszej szkoły, na kurs bohaterski. Nasz poziom, w wielu kwestiach jest lepszy od U.A., więc z całą pewnością, nie wyjdziesz na tym źle, a również nie będziesz miała roku w plecy, tak jak tu, gdybyś postanowiła przenieść się na kurs bohaterski.

Przygryzłam wargę. Była to oferta, której w normalnych okolicznościach nie dało się odmówić. Jednak, gdy tylko pomyślałam o zmianie szkoły, w głowie pojawiło mi się kilka ważnych osób. Midoriya, był na kursie bohaterskim w U.A., moja będąca w ciąży siostra mieszkała tu, w Musutafu, Tensei i Tenya również byli na miejscu, Shinsou, który okazał mi dużo empatii i którego powoli mogłam nazwać przyjacielem, czy ludzie z 1a, którzy wydawali się być w porządku. Syn Endeavora, którego chciałam doglądać, czy ojciec dalej się nad nim znęcał. Oraz Bakugou, którego chciałam pilnować, aby bardziej nie pastwił się nad Izuku. Nie mogłam odejść.

— Może panienka będzie zainteresowana bardziej moją ofertą. Chociaż ona sama, jak i jej szczegóły muszą pozostać między nami, w tym pokoju. — Mój wzrok spoczął na starszym mężczyźnie. Podobnie zresztą jak wszystkich obecnych w pokoju. Atmosfera mocno zgęstniała. Czuć było niechęć reszty, do siedzącego po mojej lewej pana Sato. — Jak pan dyrektor powiedział, jestem liderem projektu tworzącego bohaterów. Jednym z nich jest Hawks. Z pewnością go kojarzysz.

Skinęłam głową.

— Najszybszy bohater w Japonii. Wspina się po topce jak szalony i ludzie spekulują, że w najbliższej powinien być już numerem trzy — powiedziałam wszystko to, co udało mi się wyczytać na temat tego fascynującego człowieka.

— Czyli go dobrze znasz — klasnął w ręce. — Tak się składa, że nie był on uczniem, żadnego z kursów bohaterskich. Zamiast tego, był on jednym z naszych podopiecznych. Jak widzisz, mamy dość duże możliwości. Cały kurs potrwałby pięć lat od teraz, oczywiście, nie będziesz musiała zmieniać szkoły, czy miejsca zamieszkania.

Zerknęłam na Aizawę i Nezu. Mieli jednak kamienne twarze, nie dając po sobie zdradzić, czy kryje się za tym coś jeszcze. Jednak musiało, czułam to.

— Jaki jest haczyk? — zapytałam, patrząc na twarz starszego mężczyzny.

— Będziesz pracować jako bohaterka rządowa. To wszystko. Do twoich osiągnięć nie będzie można przypiąć U.A., ani Shiketsu. Nie będziesz mogła również dołączyć do żadnej z agencji bohaterskich, w tym Endeavora i Ryukyu. Rzecz jasna, damy ci jeszcze czas się namyślić, rozumiem, że to trudna decyzja.

— Ani trochę — odparłam.

Nezu patrzył na mnie niepewnie, a Aizawa zmarszczył brwi, próbując mnie rozgryźć. Siedząca obok dyrektorka również napięła swoje mięśnie. I jedynie Sato siedział dziwnie spokojny.

— Podjęłam decyzję.

— Kazunari, nie działaj pochopnie. Lepiej to przemyśl — zaczął Aizawa, czując w jakim kierunku to zmierza.

— Panie profesorze, tu nie ma co myśleć. Kiedy moi przyjaciele, rosną w siłę, ja stoję w miejscu i nie mogę się rozwijać. — Spojrzałam na siedzącą obok dyrektorkę. — Przykro mi pani Nakajima, ale nie mogę iść do Shiketsu i zostawić swoich najbliższych. Mam tu przyjaciół i siostrę. Zniknięcie kilkaset kilometrów od domu... Obciążyło by moją siostrę finansowo.

— W pełni rozumiem, tą decyzję — przyznała kobieta ze skinieniem głowy, podrzucając swoją złotą grzywkę.

— Panie Sato, na czym miałoby to dokładnie polegać?

— Cieszę się, że wybrałaś-

— Jeszcze nie wybrałam — przerwałam mu z pełną powagą. — Chciałabym poznać więcej szczegółów. Na czym polega szkolenie, jak dokładnie wygląda.

Zagryzł policzek od wewnątrz. Widać to były po ruchu żuchwy. Widziałam wyraźnie, że jest sfrustrowany moim zachowaniem i przerwaniem mu wypowiedzi. Widziałam jednak malujący się na licach belfrów niepokój, gdy wydawało się, że wybrałam właśnie jego. Zrezygnowanie z Shiketsu było oczywistym dla mnie wyborem, jednak niekoniecznie dla nich. Była to również nieoczywista prowokacja z mojej strony, aby dokładnie zobaczyć, z którą z tych osób mieli problem. I jak Nezu wydawał się nie przepadać za Nakajimą, tak wszyscy w pokoju, nie pałali sympatią do siedzącego po mojej lewej mężczyzny.

— Podpiszesz kontrakt, który daje nam ciebie na wyłączność oraz o zachowanie poufności. Będziesz w najlepszych, opracowanych dla ciebie warunkach ćwiczyć quirk i jego limity, aby zostać bohaterką. Twoja zdolność wybija się nad innymi jako możliwa do ofensywy, defensywy i wsparcia. Sprawia to, że jesteś wyjątkowa pod wieloma względami, więc musimy to uwzględnić w trakcie szkolenia. Jeśli będzie ci dobrze szło, postaramy się o wrzucenie cię na egzamin na licencję tymczasową. Zazwyczaj celujemy w poprawkowy. Ilość zajęć korekcyjnych będzie zależna od twoich wyników. Nie podchodzimy do egzaminu głównego, gdyż jest on... Nazbyt chaotyczny. Klasy często łączą się i sobie pomagają, a dla ciebie, nawet z tym quirkiem, mogłoby być to trudne, walczyć z ponad tysiącem osób na raz, kompletnie sama. Ale egzaminem przejmowałabyś się dopiero jesienią. Poprawki są zawsze na końcu października i zazwyczaj są na nich pojedyncze jednostki.

— Panie dyrektorze, jak na to zapatruje się szkoła?

Nezu westchnął dość głośno.

— To twoja decyzja Kazunari. U.A., nie jest ponad rzędem i jeśli nie będzie to w żaden sposób ingerować w twoje życie szkolne nie mamy nic do powiedzenia — przyznał, choć niechętnie.

Widząc ich miny, spięte ciała, czułam jak jedna czerwona lampka, zapala mi się za drugą. Jednak była to zbyt dobra oferta.

— Dlaczego pięć lat, a nie cztery? Jeśli przyjmę pana ofertę i tak będę dwa lata w plecy.

— Oczywiście, możemy to przystosować do czterech lat, ale będzie to od ciebie wymagało więcej pracy.

— Więc przyjmuję ofertę — rzuciłam od razu, zaskakując Sato. Chodziło mi jedynie o skrócenie czasu oczekiwania na otrzymanie pełnej licencji. Nie chciałam zostać w tyle aż nadto.

— A więc gdy umowa będzie do podpisania, poinformuję twoją szkołę. A teraz proszę o wybaczenie. Tak się złożyło, że jestem dość zajętym człowiekiem — rzucił, wstając z fotela. Podszedł do drzwi, przed wyjściem jeszcze się kłaniając i żegnając z zebranymi.

Chwilę później, wyszła i pożegnała się dyrektorka Shiketsu. Rozbrzmiał dzwonek, świadczący o przerwie obiadowej, jednak nikt nie zezwolił mi opuścić gabinet. Aizawa patrzył na mnie z kamienną twarzą, Nezu natomiast lekko drapał się po uchu, okazując wyraźne zaniepokojenie.

— Jesteś pewna Kazunari? O tym kursie nie chodzą dobre słuchy... Nawet jeśli jednym z jego bohaterów jest Hawks — zaczął spokojnie belfer.

— Próbowałam dostać się do klasy bohaterskiej — zaczęłam spokojnie, patrząc na swoje dłonie. Dziewczyny w mojej klasie miały często długie, pomalowane paznokcie. Moje natomiast, były krótkie, umocnione jedynie odżywką. Gotowe do walki. — Shiketsu jest za daleko, a oferta rządu spadła mi trochę jak gwiazdka z nieba. Chciałam być bohaterką od dziecka, a oni mi to umożliwią, więc się zgodzę na to. Tym bardziej, że od trzeciego roku życia byłam do tego przygotowywana.

— Było to świetnie widać w trakcie turnieju — przyznał Eraser Head, ze skinieniem głowy. — Miałaś pecha trafiając w pierwszej rundzie walk jeden na jednego, walcząc z Bakugou, ale i tak przyciągnęłaś wzrok wielu. Wydaje mi się, że nawet bez tego, byłabyś w stanie dostać z czasem licencję.

— I tak już za późno. Podjęłam decyzję.

— Kazunari, jedna rzecz — zaczął dyrektor. — Nie umknęło ci, że nie możesz powiedzieć innym ani słowa, prawda? Ani słowa swoim przyjaciołom. Rodzinie, bliskim. Zapewne twoja siostra będzie wiedziała, jednak... Cała reszta będzie w niewiedzy.

— Wiem, ale to nie jest żaden problem. Umiem dochowywać sekretów.

Aizawa westchnął.

— Wracaj do klasy Kazunari.


W drodze do domu, czułam jak żołądek zaciska mi się w węzeł. Zaczynałam odczuwać wagę mojej decyzji. Wybrałam rząd, głównie przez wzgląd na szybkie zdobycie licencji tymczasowej. Pozwoliłoby mi to wyprzedzić o krok moich przyjaciół. Być może nawet lepiej się rozwinąć. Gdy oni ćwiczyli w grupach, nie mieli czasu na indywidualną pomoc ze strony nauczycieli. Ja miałabym tą możliwość. A to sprawiało, że miałam większą szansę na rozwój. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Wchodząc do domu, przywitała mnie cisza.

— Wróciłam! — zawołałam, jednak nie spotkałam się z żadną reakcją. Mojej siostry nie było w mieszkaniu. Weszłam do kuchni. Na lodówce wisiała na szybko nabazgrana kartka, informująca mnie o tym, że siostra wróci później niż zwykle. Oznaczało to jedną z dwóch możliwości. Albo udała się na spotkanie z Tenseiem albo na spotkanie z Ryukyu.

Z lodówki wyjęłam zimną zupę z wodorostów. Wstawiłam ją do mikrofalówki oraz włączyłam ryżowar, wcześniej sprawdzając czy jest w nim zawartość. Przysiadłam na blacie kuchennym.

Zero wiadomości od kogokolwiek. Izuku od miesięcy mało się odzywał. Bakugou z kolei więcej, od kiedy zobaczył jak koleżanka z klasy się nade mną znęca. Z Shinsou trzymałam się jedynie w szkole i chcąc nie chcąc, zostałam sama. A w takie dni jak ten, było wyjątkowo ciężko.

Nawet jeśli nie mogłam powiedzieć im, co miało dziś miejsce, liczyłam, że chociaż będę mogła porozmawiać, odezwać się.

Z mikrofalówki wyciągnęłam parującą zupę, zapewne ciepłą jedynie z zewnątrz, a z ryżowaru przełożyłam białe ziarenka do miseczki. Przysiadłam przy blacie kuchennym i zaczęłam jeść, przeglądając telefon. Mimowolnie włączyłam skrzynkę pocztową sprawdzając, czy może nikt nie napisał. Z pewnością jednak, wszyscy byli zajęci. Włączyłam youtuba, chcąc znaleźć cokolwiek do oglądania w trakcie jedzenia.

Dostałam jednak maila od siostry. Zmarszczyłam brwi. Był to tylko adres, jakiś numer i cyfra. Wpisałam w mapie, biorąc kęs ryżu. Niemal go wyplułam, gdy nawigacja wskazała mi szpital. Zeskoczyłam z krzesła i pognałam do drzwi, nieważny był mundurek, założyłam trampki i wybiegłam z domu z telefonem ręce. Było to na drugim końcu miasta, ale znałam rozkład metra na tyle, aby wiedzieć, że powinnam wyrobić się na pierwszy pociąg jadący w tamtym kierunku. Wystarczyło się pośpieszyć. Miałam z górki, więc jedynie rozejrzałam się, czy gdzieś w okolicy nie ma bohaterów lub policji. Korzystając z ich nieobecności, stworzyłam dla siebie zjeżdżalnię, tym samym oszczędzając kilka cennych sekund. Ulica na której mieszkałam, była raczej spokojna. Niewielu ludzi oznaczało również niewielką aktywność obrońców prawa. Do biegu wróciłam dopiero, kiedy dotarłam do głównej ulicy. Przeskoczyłam przez bramki, skanując jednak bilet i wbiegłam do pociągu. Miesięczny w takich chwilach się przydawał.

Doszło do mnie, że zapomniałam zamknąć drzwi wejściowe na klucz. Nie było to jednak w tamtym momencie ważne. Moja siostra była w szpitalu. Wyciągnęłam telefon drżącą dłonią, czując jak serce wali mi od wysiłku i stresu. Napisałam do Izuku o sytuacji, wierząc, że dotrzyma mi towarzystwa. Kiedy jednak mijały minuty, zrozumiałam, że nie odpisze.

Niech to szlak, pomyślałam. Wychodząc z wagonu, biegnąc dalej. Przepychając ludzi po drodze. W końcu, po kilku minutach, dotarłam na miejsce. Trzymając telefon w dłoni, spojrzałam na niego sprawdzając ponownie cyfry. Budynek D2, pokój 127. Przynajmniej tak by wynikało. Od razu skierowałam w tamtą stronę swoje kroki, odgarniając włosy z czoła i pot. Gdybym miała dziwactwo Bakugou z pewnością mogłabym wysadzić teraz pół prefektury. Czasami w dzieciństwie zastanawiałam się, czy był to właśnie powód, dla którego jego pot nie ma zapachu.

Wskoczyłam do pokoju, zdyszana. W środku był zapłakany Tenya, rodzice jego i Tenseia, oraz moja siostra, siedząca plecami do drzwi, zalana łzami. I wtedy do mnie doszło. To nie moja siostra była w niebezpieczeństwie, tylko jej narzeczony. Stanęłam obok niej, łapiąc ją za ramię. Choć Tensei spał, nikt nawet nie ruszył się centymetr od jego łóżka i pokoju.

Ręka mojej siostry spoczywała na brzuchu i choć widać było, że ze względu na ich dziecko, które w sobie nosiła, próbowała nie panikować i okazywać ogromnej wściekłości i frustracji jaką czuła, to i tak przede mną nie była w stanie tego ukryć. Jej ogromne, granatowe oczy niemal wrzeszczały, wyrażając chęć zemsty, na tym kto skrzywdził członka jej rodziny. Przez chwilę zastanawiałam się, czy tata również taki był. Jednak nawet jeśli, nie były to geny mojego taty, a naszej matki lub jej ojca.

— Kto? — zapytałam jedynie, patrząc na Tenye, który przetarł oczy i poprawił okulary. Choć wrócił jego kamienny wyraz, w oczach kryła się dzika furia.

— Łowca bohaterów.

Skinęłam głową, odwróciłam się na pięcie.

— Hikariś, gdzie idziesz? — zapytała matka braci. Spojrzałam na nią przez ramię, czując jak adrenalina w moim ciele skacze.

— Przejść się. Zajmijcie się proszę moją siostrą i dzieckiem. Przepraszam, że to na was zwalam — rzuciłam, zanim wybiegłam z sali, a następnie ze szpitala.

Czułam jak łzy lecą po moich policzkach. Wewnętrznie, chciałam w tej sekundzie iść i znaleźć złoczyńcę, który zaatakował kogoś mi bliskiego. Czułam jak moje całe ciało wyrywa się, by go pojmać, wymierzyć sprawiedliwość. A jednak, zamiast tego wybrałam numer osoby, do której od lat nie spodziewałam się zadzwonić.

— Hikari? — Głos Bakugou jedynie puścił wszystkie moje hamulce, rozryczałam się kompletnie, czując jak cała rozpacz przelewa się w tym lamencie. — Gdzie jesteś? Zaraz tam będę, po prostu podaj adres. — W jego tonie pobrzmiewała panika. Nie pytał co się stało. Pytał gdzie ma być co złamało mi serce jeszcze bardziej.

— Ja... Będę na placu zabaw. Tym co zawsze... — rozłączyłam się i pognałam do metra, musiałam z kimś się spotkać, wypłakać. Zrobić to, zamiast działać emocjonalnie i zrobić coś głupiego.

Nie wyśledziłabym Steina. Jednak, gdybym niefartownie trafiła na niego, z pewnością zrobiłabym jakąś głupotę, która przekreśliłaby moją drogę w karierze bohaterki. W końcu cywile nie mogą używać zdolności, nawet w celu pojmania przestępcy.


Czekał na mnie, opierając się o huśtawki. Tak jak myślałam, o tej porze było tu pusto. Gdy tylko mnie zobaczył, zaczął iść szybkim tempem w moją stronę. Marszczył przy tym brwi, choć jego lekko rozchylone usta i oczy, zdradzały zmartwienie. Nie mogłam mu się dziwić. Czułam się okropnie, zapewne wyglądałam nie lepiej.

Widziałam jak chce zrobić jeszcze jeden krok do przodu, jednak zatrzymał się z metr ode mnie, zachowując odległość. Gdyby to był Izuku, zapewne rzuciłabym mu się w ramiona i wypłakała. Midoriya jednak ponownie był czymś wyjątkowo zajęty. A Bakugou był. Nawet jeśli się nie odzywał, nawet jeśli mnie nie przytulił i wyciągnął jedynie chusteczki z kieszeni, podając mi je, to i tak w tamtym momencie wystarczyło.

— Chodź, usiądźmy — zaproponował, na co skinęłam głową. Przysiadłam na jednej z huśtawek, wycierając oczy i wydmuchując nos. — Co się stało?

— Wiesz, kto jest narzeczonym mojej siostry? — zapytałam, jednak domyśliłam się, że nie mógł wiedzieć. W czasie, gdy nie rozmawialiśmy już jak przyjaciele, Akemi poznała Tenseia. Pokręcił więc jedynie głową. — Tensei Iida. Ingenium.

Widziałam jak wyraz jego twarzy zmienia się. Od szoku, przez złość, aż po żal. Uderzył pięścią w udo.

— Nosz kurwa. Jak się trzyma Akemi?

— A jak ma się trzymać? — zapytałam, śmiejąc się, choć wcale nie było mi do śmiechu. — Jest w ciąży, w pierwszym trymestrze, a ojciec jej dziecka, leży w szpitalu! Wiesz jak ona może się czuć?! I nawet nic z tym nie może zrobić! — krzyknęłam, dając większej ilości łez wypłynąć. — Myślałam, przez pieprzoną sekundę, przeszło mi przez myśl, żeby go poszukać. Dopaść i pomóc go zamknąć. Z dwóch powodów. Z zemsty za Tenseia i Akemi oraz żeby Tenya tego nie zrobił.

— Dlaczego nie chcesz, żeby przewodniczący go nie złapał? Pomijając, że nie mamy licencji, a on nie wydaje się być chętny łamać prawa.

— Skrzywdził ktoś kiedyś bliską ci osobę? Nie ma licencji. Ale jeśli znajdzie go, zanim zrobią to inni bohaterowie, obawiam się, że będzie problem. Dlatego... Znowu czuję się bezradna. Jak na tym pieprzonym egzaminie.

Katsuki delikatnie złapał moją wilgotną od łez dłoń. Przeszły mnie ciarki wzdłuż kręgosłupa. Nie spodziewałam się tego.

— Ani ta sytuacja, ani egzamin, nie są twoją winą — zaczął swój wywód. Zrzuciłam jego rękę. — Zrozum Hikari, nie uratujesz wszystkich.

— Co ty możesz wiedzieć?! Nic tylko znęcasz się nad słabszymi!

— Nawet nie rozumiesz dlaczego to robię! — odpowiedział, naskakując na mnie, zmrużył brwi, grymas na jego twarzy i wyraz jego oczu, zdradzały jedynie ból, spowodowany ciosem, jaki zadałam, choć on zwyczajnie próbował trzymać mnie na duchu. — Serio, cały czas chodzisz z Deku! Cały czas, bez przerwy, jakbyś była jakimś pieskiem!

Tym razem to ja poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

— Pieskiem? — zapytałam, czując jak głowa pulsuje mi od płaczu. Wstałam z huśtawki, tylko po to, żeby przed nim stanąć, złapać go za bluzę i podciągnąć. W życiu bym go nie dźwignęła, gdyby sam nie postanowił wstać. Przerastał mnie o głowę, co już było przerażające. A on wciąż rósł, w przeciwieństwie do mnie. — Przez całe przedszkole i część podstawówki, latałam za tobą, jak piesek! A nie za Izuku! Bo się przyjaźniłam z waszą dwójką! To nie Izuku zaczął cię prześladować, tylko ty jego! — Uderzyłam go w klatkę piersiową, prawą dłonią złożoną w pięść. — Czego nie rozumiesz w tym, że to ty zniszczyłeś to wszystko?!

— Przyszłaś tu się na mnie tylko wyżyć? — zapytał z pełną powagą, łapiąc moją dłoń.

— Nie wiem. Chciałam pogadać — odparłam głucho, czując jak cała frustracja ulatuje, a w moim wnętrzu pozostaje pustka. — Pogadać z kimś komu mimo wszystko dalej ufam.

Westchnął ciężko, przytulając mnie do siebie. Nie walczyłam z tym nawet, pozwoliłam mu się objąć i dać większej ilości łez opuścić kanaliki. Wypłakując się w jego bluzę. Jego ciało dusiło mój krzyk, a czas leciał. Pozwalając moim emocjom opaść.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top