Rozdział Osiemnasty


Zapukałam do drzwi balkonowych Katsukiego. Siedział przy biurku nad książkami, coś wertując. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na airpodsy w jego uszach. Westchnęłam zirytowana, patrząc na ścieżkę prowadzącą do akademików. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do niego.

Widziałam jak zdziwiony zaczyna się rozglądać i szukać komórki. W końcu spojrzał na wyświetlacz, zmarszczył brwi i skierował swoje spojrzenie na drzwi balkonowe. Rozłączył się i odłożył urządzenie na biurko. Wstał od mebla i wpuścił mnie do środka. Dobrze, bo na dworze zaczynało się robić chłodno.

W ciszy przysiadłam po turecku na jego łóżku, wsadzając dłonie do kieszeni swojej bluzy.

— Chciałeś, żebym przyszła, więc jestem — wyjaśniłam, napominając do jego ostatnich słów, zanim zostałam zabrana przez mężczyzn w garniturach. Z pewnością, musiało to robić wrażenie.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? Deku wiedział?

Pokręciłam głową na jego pytanie.

— Nie, nikt poza nauczycielami i moją siostrą nie wie. Znaczy, teraz wiesz to jeszcze ty, Todoroki i Endeavor. No i Asuka Sato z mojej klasy, bo moim patronem w projekcie jest jej dziadek — wyjaśniłam. Wciąż patrzył na mnie, jakby nie do końca mi wierzył. — Przepraszam, naprawdę przepraszam, że nic wam nie powiedziałam, ale nie mogłam. Przecież Present Mic i All Might wam to wyjaśnili w autobusie. Gdybym mogła wiedzielibyście o wszystkim.

— Stąd te wszystkie rany?

Skinęłam głową z rozwagą, jednak zanim zadał kolejne pytanie, zatrzymałam go gestem ręki.

— Nie pytaj proszę o więcej. Może i możecie wiedzieć o tym, że jestem uczestniczkom takiego programu, ale wciąż obowiązuje mnie umowa o zachowaniu poufności i... Zresztą, to nieistotne, bo i tak nie mogę o tym mówić. Cały mój trening jest owiany mgłą dla osób pobocznych.

— Ktoś zna jego przebieg? Tyle mi chyba możesz powiedzieć, prawda?

— Takara Sato, dwoje pielęgniarzy których nie znam z imienia i obecna liderka Bohaterskiej Komisji do Spraw Bezpieczeństwa pani Asakura. Nikt więcej nie ma wglądu w przebieg. Realny wpływ na to co robię w trakcie ma jedynie Sato. I Asakura, gdyby chciała, ale pozostawiła opiekę nade mną jemu.

Katsuki skinął głową, opierając się o swoje biurko.

— Dlatego tak schudłaś?

— Możliwe. Mimo wszystko jest to trochę stresujące — odparłam z przekąsem, podkreślając ostatnie słowo. Dziwnie było mówić o stresie w momencie, gdy co piąty trening było się o krok od śmierci, a co drugi wracało z nową raną. — Ale wychodzę na prostą. Wiesz, jem więcej, uczę się więcej.

— Śpisz mniej.

— Śpię mniej? Nie zwróciłam w sumie na to uwagi — przyznałam po chwili zastanowienia. Choć rzeczywiście, obecnie spałam po pięć, sześć godzin dziennie, żeby ze wszystkim sobie poradzić. — Ale to nic takiego — machnęłam ręką. Bakugou przykucnął splatając swoje dłonie i opierając przedramiona na udach.

— A jednak, widać, że jesteś zmęczona. Może powinnaś odpocząć Hikari. Od tych treningów.

— Dostałam aż tydzień wolnego. Wystarczy mi, żeby wrócić do życia. Czyli nie jesteś na mnie zły? — zebrałam się w końcu na odwagę, aby zadać to pytanie.

Zmarszczył brwi.

— Jestem wściekły jak cholera, ale jeśli zacznę krzyczeć profesor Aizawa może cię zobaczyć. Z resztą pytasz się głupio. Dosłownie wkurzyło cię, że miałem bójkę z Deku, a to mały pikuś przy tym co ty odwaliłaś.

— Chciałbyś jeszcze o coś zapytać?

Przyłożył ręce do czoła, opierając o nie głowę i westchnął ciężko, zastanawiając się chwilę. Kilkanaście sekund zajęło mu zebranie myśli.

— Czy może ci się coś stać w trakcie?

Zawahałam się przed daniem mu odpowiedzi.

— Nie, jest w porządku. W najgorszym wypadku po prostu mocno się potłukę — skłamałam, choć przez myśl przyszła mi blizna na udzie, którą miałam i wciąż zaczerwieniona skóra na boku. Martwili się o mnie już nauczyciele i siostra, więc chciałam uniknąć jeszcze zamartwiania się ze strony Katsukiego. — Czego się uczyłeś? — zapytałam, prostując się, chcąc zobaczyć co leży na biurku. Zdecydowanie bardziej komfortowo czułam się w tematach szkolnych.

— Powtarzałem angielski. Spotkanie z tą typiarą z Shiketsu trochę mnie zmotywowało, żeby go utrwalić.

— Z tą typiarą? — zapytałam unosząc brwi i krzyżując ręce na piersi. — Była całkiem ładna, prawda?

— Przeciętna.

— Przeciętna? Według mnie to była prawdziwa piękność. Jeśli nie będzie się czuła dobrze w bohaterstwie, zawsze możesz jej dać kontakt do rodziców. Myślę, że przyjmą ją z otwartymi ramionami w firmie — prychnęłam odwracając wzrok od niego i analizując plakat All Mighta na ścianie.

Katsuki westchnął ciężko, wlepiając we mnie rubinowe ślepia.

— Czy ty przypadkiem nie jesteś o nią trochę zazdrosna?

— A w życiu. Z resztą, o co?

— O mnie?

Zagryzłam wnętrze lewego kącika mojej wargi. Miał rację. I Akemi również miała. Powinnam była postawić grubą oddzielającą nas ścianę wcześniej.

— Jesteśmy przyjaciółmi, więc dlaczego bym miała?

— Bo masz jakiś powód, żeby mnie odtrącić.

— Wieloletnią przyjaźń. Katsuki, proszę nie kombinuj. Dosłownie, dopiero trochę poprawiliśmy tą relację, którą spieprzyłeś w podstawówce i gimnazjum. Nie schrzań tego znowu — rzuciłam, mierząc go wzrokiem. Widziałam przekorę w jego spojrzeniu. Nie uwierzył mi w pełni. Z drugiej strony, nie wiedziałam jak już mogłam go okłamać, jednocześnie nie narażając naszej relacji i nie krzywdząc go niepotrzebnie.

Wstał na równe nogi, zajął miejsce na łóżku obok mnie. Kiedy ja siedziałam pod ścianą z nogami podciągniętymi pod samą klatkę piersiową, on po prostu trwał w pozycji półleżącej, opierając głowę o ścianę.

Nie próbował mnie dotknąć, ale też nie trzymał odpowiedniego dystansu. Czułam bijące ciepło od jego ramienia, nawet przez materiał bluzy, chociaż się nimi nie stykaliśmy. Przełknęłam ślinę, przyglądając się jego twarzy. Zmarszczone brwi, lekko przymrużone oczy, mocno podkreślona szczęka.

— Skoro stoisz przy argumencie "przyjaźni", — zrobił cudzysłów palcami — mogłabyś przynajmniej tak nie patrzeć na mnie? To niekomfortowe.

Odwróciłam wzrok.

— Nie wyobrażaj sobie za dużo. Już raz to zrobiłeś... Nie powtarzaj tego samego błędu.

Zacisnął mocniej szczękę. Z pewnością był zirytowany i zawstydzony. W końcu niemal udało mu się mnie pocałować i to w najlepszym do tego momencie. Nie wyobrażałam sobie bardziej idealnej chwili. Chociaż z drugiej strony...

Spojrzałam na wargi Bakugou, tworzące prostą cienką linię, gdy je zaciskał z irytacji. Serce zabiło mi mocniej, na myśl, że to było na wyciągnięcie ręki. W końcu odwróciłam wzrok, czując jak na moje policzki nachodzi rumieniec. Powinnam była wyjść jak najszybciej, ale jego obecność pokrzepiała mnie na swój dziwny, pokręcony sposób. Wątpiłam, żeby jeszcze komuś pozwalał spędzać ze sobą czas w tym pokoju. Przynajmniej przez krótką chwilę, czułam się wyjątkowo i bezpiecznie.

Nawet nie wiedziałam, kiedy powieki mi opadły. Po prostu same z siebie zrobiły się ciężkie, tym bardziej, że zrobiło mi się ciepło.

Przebudziłam się dopiero kilka godzin później. W pokoju było dość ciemno. Jedynie lampka przy biurku dawała trochę światła. Przy nim siedział Bakugou, notując coś w zeszycie. Uniosłam się na ramionach do siadu, orientując się, że musiałam zasnąć, a on mnie położył i przykrył kołdrą. Zerknęłam na zegarek położony nad łóżkiem. W moim wypadku by się to nie sprawdziło. Wyłączyłabym jedynie budzik i poszła spać dalej. Czasomierz wskazywał dwudziestą pierwszą. Spałam półtorej godziny.

Przeciągnęłam się, wydając z siebie dźwięk przypominający kota, Katsuki ponownie miał słuchawki w uszach więc nie było szans, żeby mnie słyszał. Za to ja idealnie usłyszałam pukanie do drzwi.

— Hej, Bakugou, przyszedłem po tą książkę! — Głos Kirishimy sprowadził na mnie ciarki.

— Idę, nie musisz krzyczeć! — odpowiedział Katsuki, ściągając słuchawki i chowając je do etui. Spojrzał na mnie i jedynie gestem nakazał zachować milczenie i ciszę.

Skinęłam głową. Wiedziałam, że mnie nie wyda.

Chwycił leżącą na szafce książkę, która była już wyraźnie przygotowana i otworzył drzwi. Podał ją rudowłosemu. Nie mogłam widzieć ich mimiki, plecy Katsukiego zasłaniały mi widok, a także zakrywały mnie przed wzrokiem jego przyjaciela.

— Dzięki! Jak tylko przeczytam od razu ci ją odniosę — zadeklarował się. — W ogóle od powrotu z tych zajęć dodatkowych zamknąłeś się w pokoju. Coś się tam stało, prawda?

— Nie. A co miałoby się stać? — Oczami wyobraźni niemal widziałam jak się krzywi.

— Nie wiem, ale Todoroki też był jakiś dziwny. Cały czas gadał o tym, że to było głupie z jej strony, ale za cholere nie chce wyjaśnić o jaką chodzi. Pomyślałem, że ciebie też to może gryźć. No i wciąż jest kwestia Kazunari. Nie powiedziałeś je-

— Możesz już iść. Pogadamy jutro — rzucił, trzaskając drzwi przed twarzą rudego.

— Przepraszam, nie chciałem ci nadepnąć na odcisk Bakubro! Oddam książkę jak ją przeczytam!

Patrzyłam na Katsukiego marszcząc brwi. Jego mimika wyrażała jedynie irytację. Położyłam w końcu stopy na chłodnych panelach. W półmroku znalazłam kapcie, które od razu wsunęłam na nogi. Poprawiłam mu pościel i podeszłam do balkonowych drzwi, które lekko uchyliłam.

— Będę się zbierać.

— Hm... — mruknął cicho, stając obok.

Wychodząc na zewnątrz, rozejrzałam się. Gdy nie zobaczyłam nic co mogłoby potencjalnie mnie nagrać, zrobić zdjęcie lub zgłosić nauczycielom, weszłam na różową platformę.

Odwróciłam się do Bakugou.

— Dobranoc.

— Idź już, bo ktoś cię zobaczy.

Nadęłam policzek, ale posłuchałam jego sugestii. Stawiałam krok za krokiem, aż doszłam do swojego akademika, do swojego pokoju. Weszłam do środka. W pomieszczeniu panował okropny chłód. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu długo miałam otwarte na oścież drzwi balkonu. Podeszłam do biurka i włączyłam lampkę. Telefon w kieszeni mojej bluzy zabrzęczał. Od razu go wyjęłam czytając wiadomość.

Gratulacje zdobycia licencji! Od teraz można powiedzieć, że jesteś krok bliżej w byciu bohaterką! No i...

[Załącznik]

Otworzyłam zdjęcie i uśmiechnęłam się szeroko na widok mocno zaokrąglonego brzucha siostry i przytulonego do niego, szeroko uśmiechniętego Tenseia. Nawet jeśli nie mógł już chodzić i być bohaterem, zachował swój dawny optymizm.

Coś czuję, że nie będzie mi przykro jeśli przegram.

Całkowicie ją rozumiałam. Dziecko widocznie sprawiało ogromną ich dwójce. Tym bardziej, że oboje zadeklarowali, że będzie to ich pierwsze i ostatnie dziecko, przez wzgląd na stan zdrowia Tenseia. Tym większą sprawiało mi to radość, widząc ich tak uroczych.

Dobrze, że już pogodziłaś się z porażką! I dziękuję, teraz z pewnością powinno być nieco łatwiej.

Odpisałam i zablokowałam komórkę. Sięgnęłam po zeszyt od geografii, chcąc przynajmniej pobieżnie przypomnieć sobie ostatnie zajęcia, a następnie bez wyrzutów sumienia, pójść spać.


Złapałam Shinsou przed wyjściem z akademika. Duża część naszej klasy jeszcze nie wyszła, a wiedząc, że ten pierwszy opuszcza nasze tymczasowe lokum, postanowiłam mu potowarzyszyć. Długo poprzedniej nocy myślałam, co zrobić z Bakugou, który był niezwykle uparty. Wiedziałam, że nie odpuści tak łatwo i będzie na każdy możliwy sposób próbował się zbliżyć, tym bardziej, że mnie wyczuł. Wiedział o moich uczuciach.

— O co chodzi? — zapytał Shinsou, widząc jak się waham i długo milczę. Przed nami szła spora grupa klasy 1a, więc jedynie zwolniłam tempo. Wciąż było wystarczająco dużo czasu, abyśmy wyrobili się na lekcje i nie wpadli na nikogo więcej.

Gdy znaleźliśmy się w odpowiedniej odległości, w końcu się odezwałam.

— To duża prośba...

— Większa od nadrabiania z tobą materiału z prawie całego roku?

— Oj zdecydowanie, bo może wiązać się z uszczerbkiem na zdrowiu, a w najgorszym wypadku nawet śmiercią.

Fioletowowłowy uniósł brew dokładnie mi się przypatrując.

— Będę musiał pomyśleć, ale mów. Najwyżej zdecyduje w ciągu dnia.

— Muszę unikać Bakugou. Przyczepił się do mnie i...

— Chwila, chcesz, żebym stanął między tobą i Bakugou, który ci się podoba? — zapytał przystając, brwi miał zmarszczone, a wyraz twarzy wyrażał jedynie niezrozumienie dla sytuacji. — Czy ty kompletnie ogłupiałaś? Chce jeszcze pożyć. Rodzinę założyć. Po co w ogóle miałbym się w to mieszać?

— Bo jesteśmy przyjaciółmi? Też bym cię kryła! — rzuciłam oskarżycielsko, mierząc w niego palcem. — To okropne, jeśli odmówisz! Okropne!

— Bo nie chce umrzeć? Dosłownie, stanie między wami, to jak wybór między młotem a kowadłem! Albo tą sceną z piły, gdzie żeby przeżyć musisz odrąbać sobie jakąś część ciała! I kto tu jest okropny!

— Nie zabije cię przecież! Bądź co bądź to by mu nie pozwoliło zostać bohaterem!

— To chore, że to jedyne co go powstrzymuje przed tym! Nah! Dobra, ale do końca szkoły stawiasz mi kawę! — zawołał w końcu, wciskając ręce w kieszenie i się przygarbiając. — Rany, serio nie możecie już się zejść albo coś. Dosłownie wszyscy widzą, że jest między wami chemia. Więc po kiego te...

— Mam kilka ważniejszych powodów, żeby to zrobić. I jasne, w dalszym ciągu jest to, że pastwił się nad Izuku. Ale jest coś jeszcze... O czym nie mogę mówić, ale zwyczajnie, mogłoby go to w pewien sposób skrzywdzić... Więc przynajmniej do czasu rozwiązania, wolę go trzymać na dystans. I to nie jest rozwiązanie na nie wiadomo ile, tylko do czasu aż trochę odpuści. Wytrzymasz Hitoshi?

Westchnął ciężko i skinął głowa. Uśmiechnęłam się promiennie, dziękując. Jedynie podrapał się po głowie i ruszył do klasy, a ja zrównałam z nim kroku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top