Rozdział Dwunasty
Udało mi się wybłagać czas wolny, gdy tylko dowiedziałam się o porwaniu. Siedziałam często w szpitalu, mając pod ręką mamę Izuku, której syn trafił tam i w dalszym ciągu nie wybudził się ze swojej śpiączki. Kilkukrotnie pojawił się również All Might. Był poniedziałek i tego dnia miałam w planach odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Wchodząc do metra, czułam się jak przestępca. Uczniowie U.A. dostali zakaz wychodzenia z domów chyba, że w ważnych okolicznościach. To jednak była wyjątkowo ważna okoliczność. Mimo to jako licealistka zwracałam uwagę przechodniów. Część w końcu znała mnie z turnieju. Tym gorsze było dla mnie to, że porwali uczestnika.
Mistrza.
Bakugou.
Był to pierwszy dzień bez informacji, więc mój żołądek coraz mocniej się zaciskał. Martwiłam się i zastanawiałam, po co był im blondyn. Okup? Wydawało się to idiotyczne. Bardziej jednak przychodziła mi inna myśl do głowy. Dodanie go do swoich szeregów. A jeśli tak było, wyjątkowo źle trafili. Katsuki choć niepokorny, złośliwy i niekiedy okrutny, był urodzony jako przyszły bohater.
Stanęłam przed dużym domem, z tabliczką Bakugou przed bramką. Zanim zadzwoniłam, zawahałam się. W końcu jednak mój palec znalazł odpowiedni przycisk.
Niemal w tej samej sekundzie, drzwi otworzyły się na pełną szerokość. Za nimi stał ojciec Bakugou. Ten sam, który za dziecka często nosił mnie na barana i rozśmieszał, kiedy chłopcy mówili, że idą robić chłopięce rzeczy i jako dziewczynka, nie mogę do nich dołączyć.
Tym razem stał przede mną jak ledwo żywy. Z pewnością od dowiedzenia się o porwaniu jego syna nie zmrużył oka, podobnie jak jego żona. Równie wspaniała kobieta, która sprzedała swojemu dziecku w genach, swój ognisty temperament i nie tylko. To ona zawsze pouczała dzieci, że może i jestem dziewczynką, ale z pewnością pasuję do nich jak nikt inny.
— Hikari, dobrze cię widzieć. Wejdź. — Zrobił mi miejsce w przejściu. W przedpokoju zdjęłam buty. Atmosfera w tym domu była gęsta, co z resztą nie było dziwne. Jedyne dziecko tej dwójki, było w niebezpieczeństwie.
— Jak się państwo czują? Wiadomo coś?
Mężczyzna pokręcił głową. Z salonu wyszła blondynka o krótkich i postrzępionych włosach. Mama Katsukiego jak zwykle zachwycała nienaganną figurą, choć w tym wypadku schodziło to na dalszy plan, gdy widać było jej lekko opuchnięte oczy. Z całą pewnością, moje nie wyglądały lepiej. Gdy teraz, ponownie przyjrzałam się jego ojcu, wyglądał on najgorzej z naszej trójki. Przekrwione białka, wory pod opuchniętymi oczami i zaczerwieniona skóra wokół nich. Nie mogłam powiedzieć, że tego się nie spodziewałam. Pan Masaru zawsze był najdelikatniejszą częścią swojej rodziny, która również łagodziła konflikty.
— Wciąż cisza — odezwała się pani Mitsuki, nie odpowiadając na pierwsze moje pytanie. — Chodź Hikari, przygrzeje ci może obiad. Pewnie nic nie jadłaś.
Pokręciłam głową. Nie byłabym w stanie nic w siebie wcisnąć. Moja warga zadrżała. W tym domu czułam się równie bezpiecznie jak w swoim własnym. Kobieta podeszła do mnie i objęła ramionami, zamykając w szczelnym uścisku. To ja przyszłam ich pocieszać, a jednak czując ciepło jej ciała, jedynie łzy poleciały z moich oczu.
Byłam wściekła na siebie. Powinnam była mu podziękować za te słuchawki. Widząc nawet minimalną zmianę zwrócić na to uwagę i może powoli zacząć ponownie próbować łapać z nim kontakt. I przede wszystkim, powinnam była dostać się na kurs bohaterski. Wtedy z pewnością udałoby mi się go uratować.
— Już, już... To silny dzieciak — powiedziała blondynka, głaszcząc mnie po głowie. — No i bohaterowie już pracują nad zlokalizowaniem go, więc na pewno wszystko będzie dobrze... — dodała uśmiechając się lekko. — Więc teraz spokojnie usiądziemy we trójkę do stołu i zjemy obiad. Tak jak kiedyś, tak? Kochanie, odgrzejesz proszę rybę? — zapytała łamiącym się głosem, wciąż trzymając mnie w objęciach. — Obejrzymy jakiś film... I będziemy czekać...
— Naprawdę nie możemy zrobić nic więcej?
Znałam odpowiedź na własne pytanie. Nawet rząd nie mógł go zlokalizować tak po prostu. Więc pozostało zostawić wszystko w rękach bohaterów. Nawet ja nie miałam możliwości pomóc, nawet gdybym chciała. I tak nikt by mnie nie wziął ze sobą. Egzamin poprawkowy na licencje miał być dwudziestego dziewiątego października. Do tego czasu miałam związane ręce, a nawet po tym, nikt by nie ryzykował wzięcia szesnastolatki na tak ryzykowną misję.
Przysiadłam przy dobrze znanym sobie stole. Na środku stała nawet ta sama waza ze świeżymi owocami, co osiem lat temu, kiedy ostatni raz byłam u Katsukiego. Jako dziecko uwielbiałam w przerwie między posiłkami sięgać po znajdujące się w środku jabłka. Ten dom przywoływał wiele dobrych, ciepłych wspomnień.
— Dawno cię u nas nie było... Nie dziwię się... Chyba za bardzo rozpuściliśmy tego dzieciaka... — zauważyła ze smutnym uśmiechem mama Katsukiego. — Od kiedy przestałaś przychodzić, widać było, że tęskni. Na prawdę bardzo cię lubił.
— Gdyby był w porządku względem Izuku, pewnie nigdy bym nie przestała tutaj przychodzić.
— Domyślam się kochana. Katsuki ma naprawdę niesamowite ego. Ale wiesz, wydaje mi się, że byłaś jednym z powodów dla których zaczął być aż tak niemożliwy.
Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Spojrzenie blondynki utkwiło na fotografii wywieszonej na ścianie. Bakugou stał ze swoją rodziną, z poważnym wyrazem twarzy. Nawet nie próbował lekko się uśmiechnąć jak jego rodzice, a mimo to, czuć było, że cieszy się z miejsca w którym jest.
— Dlaczego miałbym być powodem?
— Cóż, gdybyśmy ci powiedzieli, nasze ubezpieczenie by nie pokryło jego wybuchu złości — zażartował jego tata, wyciągając rybę z piekarnika. — Dziwię się, że jeszcze nie wpadłaś na to Hikariś, ale myślę, że niedługo zrozumiesz. W końcu nasz syn nie jest zbyt cierpliwy.
— Najpierw to powinien się ogarnąć. Może gdy bohaterowie go odbiją, w końcu trochę spokornieje.
— Z jego temperamentem raczej nie ma na to zbyt wielkiej szansy — zaśmiałam się nieco weselej. Spokojny Katsuki, nie denerwujący się o pierdoły, brzmiał nierealnie.
— Dopóki nie dostanie w swoje ręce tej jedynej, raczej marne szanse. Ale chyba jest na dobrej drodze.
Poczułam jak ciarki mnie przechodzą na słowa mamy Katsukiego. Miał kogoś, więc to mógł być powód dla którego ostatnio starał się ode mnie odsunąć. Dlatego nie złożył mi życzeń, dlatego mnie ignorował. Zakłuło mnie to. A jednak próbowałam nie dać po sobie tego poznać.
W tle rozbrzmiał dźwięk telefonu. Ojciec Katsukiego, wyciągnął swoją komórkę z kieszeni. Odłożył naczynie żaroodporne na blat i odebrał komórkę, opuszczając pomieszczenie. Od razu odzyskałam rezon, siadając wyprostowana. Mężczyzna wrócił chwilę później, kręcąc głową. Opadłam na krzesło. Czułam, że czekanie mnie zabija. Szybko jednak się opamiętałam. Skoro mnie tak to męczyło, jak czuli się jego rodzice, którzy mimo to okazali mi mocne wsparcie? Nawet teraz widząc moją minę, mama Bakugou delikatnie trąciła moje ramię.
— Spokojnie Hikariś. Katsuki to naprawdę silny dzieciak. Walczyłaś z nim, wiesz przecież, że nie da się byle złoczyńcom.
Skinęłam głową. Jasne, była to prawda, był silny. Jednak za każdym razem, miałam w głowie jego incydent z przestępcą w gimnazjum. Wtedy nawet nie raczyłam zapytać jak się czuje.
— To prawda. Nasz syn jest silny i uwierz w to tak samo mocno, jak my Hikari. W końcu kto jak kto, ale sama dobrze wiesz, że nie puści płazem okazji do popisania się i pokonania ich, gdy już nadejdzie jego chwila.
Przytaknęłam ponownie. Pan Masaru postawił przede mną półmisek z rybą i dwie miseczki, jedną wypełnioną ryżem, drugą zupą. Podobnie zresztą zrobił ze sobą i swoją żoną.
Wzięłam kawałek ryby i nawet jeśli miałam ściśnięty żołądek, wcisnęłam ją w siebie. Widziałam po twarzach jego rodziców niepewność. Chociaż oboje podtrzymywali mnie na duchu i zmuszali do uwierzenia w Katsukiego, sami się martwili. A ja coraz mocniej chciałam uciec i zacząć działać, aby go uratować.
Przed drzwiami do sali Midoriyi, stali już ludzie z jego klasy. Przywitałam się z nimi, na co część odpowiedziała ciepłym uśmiechem. Pozostali natomiast jedynie potraktowali mnie jak zbędny balast, co nieco mnie zdziwiło.
Pierwszy do środka wszedł Kaminari, witając się i wyjaśniając sytuację U.A.. Byłam na samym końcu, więc przepchnięcie się przez nich, graniczyło dla mnie z cudem. Pozostało więc czekać i słuchać.
— Sprawiliśmy ci sporo kłopotów Midoriya — poznałam głos Tokoyamiego.
— Czy są tu wszyscy z klasy 1a? — zapytał Izuku, wychyliłam się lekko zza ogona jednego z jego znajomych, tego którego kontrolował Shinsou. — I Hikariś.
— Nie. Jiro i Hagakure wciąż nie odzyskały przytomności po tym trującym gazie. I Yaoyorozu doznała poważnego urazu głowy. Obudziła się zaledwie wczoraj. Tak czy inaczej, nie ma z nami ich trójki.
Nadgryzłam policzek i zacisnęłam usta w wąską linię. Powinnam była tam być.
— Wciąż, jest nas piętnaścioro i Kazunari...
— Cóż, Bakugou w końcu odszedł.
Spiorunowałam wzrokiem Todorokigo, gotowa go zbesztać w każdej chwili. Różowoskóra dziewczyna, jednak odezwała się, zanim ja zdążyłam, dając mu do zrozumienia, że było to nie na miejscu.
— All Might powiedział mi... "Nie możesz uratować ludzi, których nie jesteś w stanie dosięgnąć. Dlatego powinieneś ratować wszystkich w swoim zasięgu". I ja... Byłem w tym czasie w tym zasięgu... Powinienem był go uratować! Mój quirk... Cały cel istnienia mojej zdolności... Okazało się, że było tak jak mówił profesor Aizawa... Moje ciało, nie mogło się ruszyć.
Wiedziałam o czym mówił Izuku, odwróciłam wzrok. Gdybym tylko była tam w tamtym momencie...
— Więc tym razem chodźmy go uratować — odezwał się Kirishima. Od razu spojrzałam na niego zaskoczona, podobnie jak pozostali z klasy 1a.
— He?
— Właściwie to Todoroki i ja byliśmy tu wczoraj...
Nie widziałam ich, przeszło mi przez myśl. Szybko jednak przypomniałam sobie, że Izuku nie był jedynym leżącym w tym szpitalu, z kursu bohaterskiego.
Kirishima zaczął wyjaśniać, jak bohaterowie są w stanie odnaleźć Bakugou. Im więcej wiedziałam, tym większe oczekiwanie rosło w moim sercu.
— Czyli Yaoyorozu mogłaby zrobić jeden dla nas...
Chciałam w tym uczestniczyć, jednak zanim otworzyłam usta, wyrwał się Iida, wyraźnie wściekły.
— To jest dokładnie to co powiedział All Might! To jest coś co powinniśmy zostawić profesjonalistom! To nie jest sytuacja w której możemy wziąć udział, idioto!
Zadrżałam, pierwszy raz widziałam Tenye, aż tak wściekłego.
— Do diabła stary, ja to wiem! Ale i tak nic nie mogłem zrobić! Wiedziałem, że nasz przyjaciel jest ich celem! I nic, kompletnie nic nie pomogłem! Jeśli teraz nic nie zrobię, nie będę mógł nigdy siebie nazwać bohaterem! — oburzył się Kirishima. Stanęłam od razu po jego stronie, gotowa przeciwstawić się jego klasie, jeśli nadeszłaby taka potrzeba.
— Kirishima, to szlachetne, ale nie unoś się tak... Jesteśmy w szpitalu — uciszył go Denki. Tsuyu z kolei przyznała rację Tenyi.
— Jasne, Iida ma rację! Wszyscy macie rację, ale i tak musimy coś zrobić! Słuchaj Midoriya! Wciąż jest w twoim zasięgu!
— Jest w naszym zasięgu — poprawiłam go, stając i zanim brat mojego przyszłego szwagra się odezwał, uciszyłam go ręką. — Gdybym nie spieprzyła cholernego egzaminu wstępnego, prawdopodobnie byłabym z wami w klasie. Mogłabym pomóc go uratować. Moja zdolność nadaje się do ratowania lepiej niż jakakolwiek inna u was.
Granatowowłosy westchnął sfrustrowany.
— Chwila — przerwała różowa dziewczyna. — Czyli chcesz powiedzieć, że zdobędziemy od Yaomomo ten śledzący bubel i podążymy za sygnałem? Czyli chodzi ci o to, żebyśmy poszli i uratowali Bakugou sami?
— Nawet jeśli złoczyńcy wzięli nas za targety do zabicia i porwali Bakugou nie zabijając go, możemy założyć, że pozwalają mu żyć, ale nie możemy być tego w żadne sposób pewni. Pójdziemy razem z Kirishimą — powiedział spokojnym tonem Todoroki, stając na równi ze mną i rudowłosym.
— Dosyć! Dajecie się wszyscy ponieść! — Krzyknął Iida dając upust swojej frustracji.
— Uspokójcie się... — zaczął heteromorficzny chłopak z kilkoma ramionami. — Frustracja Kirishimy i Kazunari z powodu niemożliwości zrobienia niczego i Todorokiego związana z porwaniem Bakugou na jego oczach... Rozumiem jak to jest, ale weźcie pod uwagę, że nie jest to decyzja, którą powinniśmy podejmować na podstawie naszych uczuć.
— Zostawmy to All Mightowi. Cofnięto nam też upoważnienie do walki. Zrobiliśmy tyle ile byliśmy w stanie — powiedział jeden z trzęsących się uczniów klasy bohaterskiej.
Ogromna frustracja zalała moje ciało jeszcze bardziej. Dlaczego ktoś tak strachliwy był na tym kursie, gdy ja i Shinsou nie dalibyśmy się tak łatwo dać zastraszyć?
— Zgadzam się z Aoyamą. Chociaż wiem, że nie powinienem mieć prawa tego mówić, bo wiele razy mnie uratowaliście — rzucił spokojnie Tokoyami.
— Ygh! — westchnęłam głośno, przeczesując włosy i zwracając na siebie uwagę reszty. — Serio będziecie to w taki sposób oceniać? Czy mamy zgody, czy nie? Jasne, nie jestem w klasie bohaterskiej, ale litości, serio macie pietra przed nauczycielami, kiedy ktoś w tym momencie może krzywdzić Katsukiego? Czy tylko w tej klasie Kirishima i Todoroki mają jaja?
— Hikari... — Zaczął Iida ostrzegawczym tonem, próbując złapać mnie za ramię, jednak natychmiast odepchnęłam jego dłoń.
— Nie waż się mnie upominać Tenya. Jesteś ostatnią osobą w tym pomieszczeniu, która powinna była to robić. Będę czekała na dole, aż w końcu ktoś zdecyduje co robimy.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Ogromna złość zalewała moje ciało, na myśl, że część z nich bardziej bała się wyrzucenia ze szkoły, niż ewentualnej utraty kolegi z klasy.
Mijały dni, być może Katsuki już nie żył. A myśl ta sprawiała, że co jakiś czas mój żołądek wyczyszczał się z treści w nim zawartej. Bałam się. Cholernie się bałam.
Nadszedł wieczór. Stałam w krótkich spodenkach i krótkiej, cienkiej bluzie, spod której wystawała mi czarna bokserka. Razem ze mną byli Todoroki i Kirishima. Staliśmy w kompletnej ciszy, aż usłyszeliśmy kroki.
W naszą stronę zbliżał się Izuku. Lepiej niż ktokolwiek inny, wiedziałam, że się zjawi. Zaraz za nim, pojawiła się jego koleżanka z klasy.
— Jaka jest twoja odpowiedź Yaoyorozu? — zapytał Kirishima.
Zanim jednak brunetka zdążyła otworzyć usta, usłyszeliśmy inny głos.
— Czekajcie! Dlaczego ze wszystkich ludzi... Dlaczego wy? — zapytał kierując pytanie do bliżej nieokreślonych "ich", podchodzący Iida. — Wasza trójka zganiła mnie za moje nieodpowiedzialne poszukiwania... A wasza dwójka wręcz doprowadziła do otrzymanie przeze mnie specjalnego ułaskawienia po tym wszystkim... Dlaczego próbujecie popełnić taki sam błąd co ja... Wystarczy!
Gdy tylko Kirishima chciał otworzyć usta, gestem ręki nakazałam mu milczenie.
— Wciąż jesteśmy pod ochroną szkoły... Dla U.A. nadszedł ciężki czas... Jak myślicie, kto weźmie odpowiedzialność za nasze działanie?!
— Źle to zrozumiałeś Iida! — wyrwał się Izuku. — To nie znaczy, że łamanie zasad jest w porządku.
Ruch, ściana. Tenya uderzył pięścią w moją barierę, tuż przed twarzą Izuku. Treningi się przydały. Jedno uderzenie, drugie, trzecie. Zacisnęłam wargi czując w każdym z nich wylewaną przez Iidę złość.
— Też jestem sfrustrowany! Też się martwię! Kto by się nie martwił?! Jestem waszym przewodniczącym i nie martwię się tylko o Bakugou! Kiedy zobaczyłem twoje obrażenia, jak leżysz w łóżku, dokładnie tak jak mój brat! Jeśli zdecydujecie się iść i coś się wydarzy, coś nieodwracalnego, jak mojemu bratu... Na prawdę chcecie mi powiedzieć, że moje obawy nic nie znaczą?!
Ostatnie uderzenie, poczułam personalnie. Gdy opuścił pięść, anulowałam moją zdolność. Nawet nie upomniał mnie za jej użycie w miejscu publicznym.
— Iida — próbował zacząć Todoroki, jednak wzrok czterookiego spoczął na mnie. Przerwał Shoto.
— Zgodzę się na to. Ale pod jednym warunkiem — wyrósł przede mną jak drzewo. — Ty, wracasz do domu.
Skrzywiłam się gniewnie.
— Nie ma mowy! Nie pozwolę, żeby znowu komuś stała się krzywda! — krzyknęłam, stając oporem. — Dlaczego chcesz mnie wykluczyć?! Wiesz, że jestem silna!
— Ale nie masz doświadczenia. My z nimi już walczyliśmy.
— Ma... — Nie dokończyłam. Zamknęłam usta, wiedząc, że nie mogę nic więcej powiedzieć. Zabraniała mi tego pieprzona umowa. Nie mogli wiedzieć, że niemal co popołudnie aż do nocy walczę o własne życie. — Całe życie się do tego przygotowywałam. Ćwiczenia zdolności z ojcem, nawet gimnastyka artystyczna i samoobrona. Nadam się.
— A pomyślałaś o Akemi? Dopiero prawie straciła mojego brata. Jak myślisz, czy dobrze zrobi jej twoje narażanie swojego życia?
Zagryzłam wargę i odwróciłam się na pięcie.
— Nienawidzę cię! Dlaczego mi to robisz?! Wiesz dobrze jak ważny jest dla mnie Katsuki i moja siostra!
— Dlatego zostaw to nam Hikariś — odezwał się Izuku, kładąc mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam na niego, pełna goryczy. Uśmiechnął się do mnie lekko. — Poradzimy sobie. Może łatwiej ci będzie to znieść, jak będziesz u państwa Bakugou. Wtedy w sumie będziesz jedną z pierwszych, która go zobaczy, prawda?
Przełknęłam łzy, które mi napłynęły do oczu i skinęłam głową. Midoriya przytulił mnie jeszcze, zanim odeszłam. Wyciągnęłam telefon, był późny wieczór. Mimo to wybrałam numer do mamy Bakugou.
Państwo Bakugou choć jechali na komisariat, pozwolili mi zostać u siebie. Siedziałam więc na kanapie, z włączonym telewizorem, oglądając relację live z incydentu. Całe moje ciało drżało na widok tego z czym mierzył się Wszechmocny. Osoba władająca wieloma quirkami na raz, potężna i przerażająca zarazem. Wielka, wprawiająca mnie w dyskomfort, nawet jeśli siedziałam pieprzone dziesiątki kilometrów dalej. Nawet jeśli nie byłam na miejscu, jak reszta.
Wyciągnęli Katsukiego, przynajmniej tego byłam pewna, jednak to wcale nie sprawiło, że moje zamartwianie się ustało. Czułam wręcz przeciwnie. Te wszystkie złe emocje, rosły we mnie, a miasto było w gruzach.
Prawdziwy szok, jednak dopiero nadszedł, widząc All Mighta w żałosnym stanie. Zasłoniłam usta, pozwalając łzom lecieć swobodnie. Głośno załkałam, pozwalając sobie na słabość. Ulubiony bohater mój i chłopaków, stał wyczerpany, chudy, zmęczony i z całą pewnością w ogromnym bólu, ranny.
Tylko dlatego, że nie zaliczyłam jednego, ważnego, pieprzonego testu.
— Musisz to wygrać — powiedziałam do siebie, gdy coraz silniejsze ciarki przechodziły przez moje ciało. — Przecież jesteś do cholery numerem jeden. Najlepszym, najsilniejszym i najszybszym bohaterem jaki miał ten kraj kiedykolwiek. Jaki miał ten cholerny świat. Jesteś cholernym symbolem pokoju! — krzyknęłam, wstając z miejsca, jakby moje słowa miały coś zmienić. Wszechmocny nie mógł ich jednak nawet usłyszeć. Było to zbędne.
Kamery ukazały jak Egdeshot niszczy hełm złoczyńcy, a pozostali bohaterowie ratują osoby mogące być zagrożone ewentualnym atakiem All Mighta, którego ramię nabrało jakby ponownie rozmiarów. Nie byłam w stanie zarejestrować co stało się dalej. Kamerę przysłoniła jedynie wielka chmura wzbitego w niebo pyłu, a sam impakt musiał odepchnąć helikopter z kamerą. Jednak nie na długo. Czułam jak z moich ust wyrywa się westchnienie ulgi i kolejne łzy, tym razem szczęścia. All Might, stał w swojej żałosnej formie, jednak wygrany z uniesioną do góry ręką. Wygrał. Chwilę później, zmienił się kadr, podbiegł do niego jeden z kamerzystów, gdy stało się bezpieczniej.
Wszechmocny wskazywał palcem w stronę obiektywu. Zelektryzowałam się cała.
— Ty jesteś następny.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu przez łzy. Chociaż był wychudzony i marny, pozostawał All Mightem w pełni. Otarłam powieki i policzki, dając sobie chwilę wytchnienia. To wszystko mnie zmęczyło. Ciągłe zagrożenie czyhające na mnie. Na moich przyjaciół i najbliższych. I ja poza centrum tego wszystkiego, mogąc jedynie się przyglądać. Podciągnęłam kolana pod brodę, dając sobie chwilę. Krótką chwilę wytchnienia, z myślą, że wszystko dobrze się skończyło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top