Rozdział Dwudziesty Szósty
Strzyknęłam palcami wychodząc z pomieszczenia treningowego. Wciąż czułam rosnącą nudę i rutynę. Chciałam wejść w końcu do akcji i skorzystać ze swojej legitymacji. Sato jednak był temu przeciwny i zmuszał mnie dalej do kiszenia się w sześciennym, białym pomieszczeniu, sprawdzając moje parametry w trakcie treningu. Bezsensownie, bo ten przestał być nawet wykańczający. Po prostu męczył i nużył. Jednak nie do takiego stopnia, żebym nie miała siły spać czy jeść, jak wcześniej.
Chciałam ruszyć do szatni, kiedy z windy wyszedł czerwonoskrzydły bohater. Hawks zamrugał oczami, wyraźnie zdziwiony. Prawdopodobnie nie spodziewał się tu nikogo innego poza Sato lub dwójką medyków. Nie wiedziałam do końca jak się zachować. Milczał i patrzył na mnie mrugając. Gdy drzwi zaczęły się przed nim zasuwać, przeklął jedynie i złapał je dłońmi, sprawiając, że te ponownie się otwarły. Wszedł od razu na korytarz. Dziwnie było patrzeć na niego z bliska.
Był niższy niż się spodziewałam. Choć z drugiej strony, przez Endeavora traciłam poczucie odpowiedniej oceny. Przy nim większość ludzi wyglądała na małych, więc z góry zakładałam, że każdy kto obok niego stoi, jest wysoki. Nie mniej, bohater musiał być mniej więcej wzrostu Katsukiego.
— Więc... Kim jesteś? — zapytał podchodząc trochę bliżej, wsadzając dłonie do kieszeni. — Albo nie! Daj mi zgadnąć! — rzucił wyraźnie odzyskując rezon. Pstryknął palcem i wskazał na mnie. — Moją fanką!
— Nie — odparłam poważnie, kręcąc głową.
— Szkoda. Więc kim jesteś? Chociaż patrząc na to miejsce, twój strój i podejście, pewnie moją następczynią.
— Bingo — powiedziałam klaszcząc w ręce. — Nie wiedziałeś o tym?
— O tobie? Nie. Sato zawsze trzyma swoje zdobycze w tajemnicy. Do dziś do końca nie wiadomo kogo szkolił. Choć z drugiej strony może być to kwestia tego, że ogólnie nie wiadomo, którzy bohaterowie byli tu szkoleni, nawet dla nas. Absolwentów. Chociaż lepiej byłoby powiedzieć dla mnie, bo nie znam innych — zaśmiał się, drapiąc po głowie. W dziwny sposób, jego luźny styl bycia, potrafił poprawić humor. — Mieliśmy okazję się poznać? Chwila! Jesteś tą dziewczyną z U.A.! Widziałem cię na turnieju sportowym w telewizji! Dziewczyno, jestem fanem tego jak sobie poradziłaś z tym wybuchowym dzieciakiem.
— Nie poradziłam — poprawiłam go, na co machnął ręką.
— Poradziłaś. To, że przegrałaś nic nie oznacza. W końcu zwróciłaś uwagę tego psychopaty — głową wskazał drzwi po jego prawej, a po mojej lewej, — a to ciężkie zadanie. Zawsze gadał, że nie mam nic do zaoferowania. Zabawne, że dziś jestem bohaterem numer dwa.
Prychnęłam rozbawiona. To brzmiało jak coś, co Sato by powiedział i potrafiłam sobie nawet wyobrazić jego głos w trakcie mówienia tego.
— Chcesz może zrobić mały sparing? Długo ćwiczysz?
— Kilka miesięcy. W sumie od maja.
— To idealnie! Chodź, Sato pewnie jeszcze patrzy na te swoje monitorki, więc zdążymy się zmierzyć! — zawołał entuzjastycznie, idąc w stronę sali. Ruszyłam za nim choć nie sądziłam aby walka była dobrym pomysłem. — Jaki masz quirk? Chociaż nie, nie mów! Bądź co bądź jestem dorosłym, doświadczonym bohaterem. Jeśli mi opowiesz, będę to mógł wykorzystać przeciwko tobie!
— Myślisz, że będzie tak łatwo? — zapytałam mrużąc powieki. — Eteryczna żywica. Potrafię z otaczającej energii wytworzyć ściany, platformy oraz zmienić ich gęstość. Mogą być bardziej elastyczne czy mieć konsystencję żelatyny.
— Oo, czyli coś co mogłoby mnie łatwo skontrować. Choć nie liczyłbym na to — rzucił, gdy przekroczyliśmy próg pokoju treningowego, zrzucił kurtkę, którą miał na sobie. Widać było, że bierze to na poważnie, choć był to najzwyklejszy sparing, z nastolatką, którą znał nie dłużej niż pięć minut. — Jakieś zasady? Do pierwszego uderzenia?
— Wiesz jak działa mój quirk?
— A wiesz jak działa mój?
Prychnęłam uśmiechając się, szczerze rozbawiona. Zaczynałam rozumieć skąd wzięła się jego popularność i fenomen.
— Okej! Zaczynaj pierwsza!
Nie musiał dwa razy powtarzać. Płynny ruch ręką i szybkie obniżenie jej. W czasie gdy to robiłam, nad Hawksem pojawiła się platforma, która natychmiast opadła. Niestety, nie na czas.
Wytworzyłam ścianę, w którą nabiły się piórka z jego czerwonych skrzydeł. Od razu cała otoczyłam się klatką z energii. W ostatniej chwili, gdyż pióra nadlatywały również za mną. Miałam teraz do dyspozycji jedynie jedną rękę do ataku. Moja obrona była jednak nie do złamania, nawet dla bohatera numer dwa. Hawks miał rację. Kontrolowałam go.
Mimo to, gdy tylko próbowałam uderzyć go ścianą, uciekał. Jego mobilność, przewyższała moje możliwości, nie mogłam skupić się na nim, jako na celu, ani złapać go w pudło z energii, bo to wymagało ode mnie użycia dwóch rąk.
Nie miałam na dodatek zbyt wiele energii. Podleciał bliżej, chcąc czerwoną kataną przebić różową powierzchnię. Wyczułam swoją szansę i próbowałam złapać go w kleszcze. Szybko jednak odleciał, orientując się w sytuacji.
— To chyba remis, co? — zapytał po jakichś pięciu minutach lotu.
Nadęłam policzek, niezadowolona, jednak musiałam przyznać, że w obecnej chwili ani on nie mógł zniszczyć mojej obrony, ani ja nie mogłam go trafić. Uczucie to było okropne o tyle, że było dla mnie nie do przeskoczenia i uświadomiło mi, że nigdy nie wygram z szybszym przeciwnikiem. Hawksem, Katsukim, Tenyą czy Izuku.
Tarcza zniknęła gdy tylko puściłam luzem rękę. Hawks podleciał bliżej, a pióra skierowane w moją stronę wróciły na swoje miejsce, prosto w jego skrzydła.
— Masz wspaniały quirk — rzucił nie ukrywając swojego podziwu. — No i musisz coś wykombinować, żeby niektóre twoje ataki wymagały mniej ruchu. Widzę, że kontrolujesz wszystko rękoma, to może być w pewnym momencie ograniczające, kiedy na przykład ktoś ci je zwiąże. No i musisz coś wymyślić na szybkich przeciwników, bo nie zawsze tarcza wytrzyma.
— Wiem, ciężko byłoby mi przetrwać uderzenie Midoriyi czy wybuchy Bakugou. Z takimi jak oni jestem skazana na porażkę.
— Tak, ale nie ma się czym łamać. Oni są szkoleni do tego, żeby umieć sobie poradzić z silnymi przeciwnikami i nie będziesz musiała z nimi walczyć, tylko złoczyńcami. Niewielu jest takich, którzy już teraz mogliby stanowić dla ciebie zagrożenie.
— Kto mógłby? — zapytałam z czystej ciekawości. Wydawał się zdziwiony, jednak po chwili wydawał się wracać gdzieś myślami.
— Myślę, że w dużej mierze, każdy stanowiłby dla ciebie zagrożenie, jeśli działaliby z ukrycia. Jeśli mówimy o momencie w którym już wiesz o ich obecności, myślę, że dwie... Nie, trzy osoby stanowiłyby poważne zagrożenie. Twice, mogący mnożyć się na potęgę, zniknąłby z twojego pola widzenia i zbiegł lub klonami napierał na twoją tarczę, do momentu aż ta by nie pękła. Dabi, który może wytworzyć płomienie gorętsze od Endeavora, i Kurogiri, który w każdej chwili mógłby kogokolwiek z ligi teleportować do twojej obrony. Z pozostałymi, raczej byś sobie poradziła. Gorzej sprawa ma się z Nomu...
— Tylko, że Nomu nie mają jednego quirku — zauważyłam dobitnie, na co skinął głową, wciąż nad czymś intensywnie myśląc.
— Jak tak o tym myślę, to właściwie nie ma bohatera innego niż All Might, który by sobie z nimi poradził pojedynczo. Choć z drugiej strony Endeavor dał radę... Hm... Nie, ta dwójka to prawdziwe potwory, więc nie sądzę, żeby ktoś jeszcze miał możliwość pokonać je solo — rzucił machając ręką. Podszedł do swojej kurtki podnosząc ją z ziemi.
Skinęłam głową, właściwie zgadzając z nim się. Choć z drugiej strony, w głowie miałam już trzy osoby, które rzeczywiście mogły tego dokonać pojedynczo w przyszłości. Oraz siebie.
Sato otworzył drzwi do sali. Jego postawa była wyraźnie spięta. Dłonie trzymał razem, przed sobą, jak na polityka przystało i lampił się swoimi orzechowymi, starczymi oczami w Hawksa, który jedynie pomachał, nie przejmując się pasywnym podejściem staruszka.
— Kazunari, do domu. Twój trening się skończył.
Skinęłam głową i pożegnałam się z ptasim bohaterem.
To mnie już nie dotyczyło. Nigdy mnie to nie dotyczyło, gdy w grę zaczynała wchodzić polityka. Z drugiej strony, ciekawa byłam czego mógł od Sato chcieć człowiek, zwany również bohaterem numer dwa. Nie było to z pewnością coś, czego mogłabym się domyślić.
Siedząc w akademiku nudziłam się niemiłosiernie, siedząc nad matematyką, która nagle zaczęła sprawiać mi coraz większe problemy. Była środa, więc miałam swój dzień wolny i mogłam skupić się na nauce do egzaminów. Niestety, Hitoshi coraz częściej znikał z akademika, aby ćwiczyć z Aizawą, a Izuku i Katuski byli w tym czasie na praktykach u Endeavora. Nie mogłam więc liczyć na ich pomoc.
Uderzyłam głową o biurko. Pierwiastek do delty za każdym razem wychodził mi ujemny. Ectoplasm wspominał, że jeśli tak się dzieje, oznacza to, że gdzieś w zadaniu, popełniliśmy błąd. A to oznaczało, że byłam jeszcze większą ignorantką niż jeszcze jakiś czas temu sądziłam. Choć z drugiej strony, było to moje pierwsze mocniejsze zetknięcie się z tym rodzajem zadań, nie licząc zajęć.
Westchnęłam ciężko zamykając zeszyt. Skoro nie szło mi z matematyką, musiało mi pójść z innym przedmiotem. Chciałam sięgnąć po angielski, ale uznałam, że to byłoby bezsensowne. Akemi bardzo dużo czasu spędziła, żeby nauczyć mnie tego języka do perfekcji, więc nawet obecnie miałam z niego bardzo dobre oceny. Gorzej jednak było z nowoczesną sztuką bohaterską, która pojawiła się jedynie na jeden semestr, a której uczyła nas Midnight. Tytuły bohaterskie, kostiumy, czy nawet prezentacje były tak różnorodne, że ciężko było w rzeczywistości spamiętać każdy ze stylów.
Mój telefon zawibrował, za co dziękowałam bogom. Spojrzałam na treść wiadomości.
Musisz coś zobaczyć, przyjdź do nas do akademika za 20 minut.
Widniało w wiadomości od Izuku. Spojrzałam na swoje nogi. Od dobrej godziny siedziałam w piżamie. Westchnęłam jedynie ciężko, wstając i podchodząc do komody. Wyciągnęłam z niej dżinsy i biały oversize'owy sweter. Zrzuciłam piżamę, ubierając się w przygotowane ubrania, rozczesałam jeszcze włosy i przed wyjściem chwyciłam telefon. Zakluczyłam jeszcze drzwi do pokoju i zeszłam na dół. W salonie kręciło się kilka osób, ale wszyscy zajęci byli własnymi zadaniami. Choć zdecydowanie podejrzane było, że ogromna część z nich po prostu dusiła się ze śmiechu.
Zmieniłam buty na wysokie trampki i nie zważając na zimno na dworze, poszłam w stronę akademika 1a, który był w pobliżu. Już po kilku sekundach weszłam do środka, ponownie zaskoczona widokiem duszącej się ze śmiechu Ashido.
Zmarszczyłam brwi. To zaczęło się robić dziwne.
Zdjęłam buty i weszłam do środka, podeszłam do Miny, która pięścią waliła w kanapę, nie mogąc wstać z podłogi.
— Hej, co się dzieje? — zapytałam, choć różowowłosa była zbyt roześmiana, aby móc mi odpowiedzieć. Próbowała, jednak kończyło się jeszcze większym śmiechem. Wydawało się, że w akademiku była jedynie ona, więc domyśliłam się, że część jeszcze nie wróciła ze swoich staży.
Zmarszczyłam brwi, gdy jakaś ciężka osoba, mocno się na mnie uwiesiła, zanim jednak zdążyłam choćby się odwrócić i zrugać tego człowieka, przed moimi oczami ukazała się uśmiechnięta persona.
Mr. Smiley!
Zatkałam usta dłonią, choć było to bezcelowe. Padłabym na kolana, gdyby nie ręka, która objęła mnie w talii. Z moich ust wyrwał się śmiech, niekontrolowany i histeryczny, podobny do innych.
Czy tak właśnie wszyscy wokół mnie zaczęli się śmiać?
— Mówiłem, że na nią to zadziała! — zawołał Katsuki za moimi plecami.
— To było trochę okrutne Katsuś... — przyznał Izuku idąc za nim. Jeszcze kawałek dalej, znajdował się Todoroki, który jedynie skinął głową, zgadzając się z przyjacielem.
A ja nie mogłam w tym czasie wziąć oddechu i nogi miałam jak z waty. Miałam się uczyć, a zamiast tego, musiałam być przytrzymywana przez Bakugou, żeby nie upaść, przez ich głupi żart.
Blondyn pomógł mi usiąść na kanapie i choć szczerze się śmiałam, miałam ochotę w tamtym momencie pozbawić go życia. Nienawidziłam śmiać się tak histerycznie, brakowało mi powietrza i kontroli nad własnym ciałem.
Nawet teraz, czułam, jak muszę opuścić głowę między nogi, żeby spróbować złapać choć odrobinę tlenu. Na próżno, uderzyłam pięścią w kanapę chichrając się w niebogłosy. Mina poklepała mnie po udzie, próbując usiąść obok i choć złapałam ją, chcąc jej pomóc, jedynie obie skończyłyśmy na podłodze.
— To chyba nie był najlepszy pomysł, wygląda jakby się dusiła — zauważył dobitnie Shoto, patrząc na mnie.
— Daj spokój, przyda jej się trochę śmiechu. Podejrzewam, że bardziej niż nam wszystkim — rzucił Bakugou, wyraźnie świetnie się bawiąc. — O czekajcie! Wyślę to do jej siostry!
Zabiję cię, jak tylko skończę się śmiać, pomyślałam i liczyłam, że mój wzrok powiedział mu to samo, jednak zamiast tego zauważyłam lekki rumieniec na twarzy Bakugou, dopiero po chwili odwrócił twarz wyraźnie zawstydzony. Świetnie, nie miałam pojęcia jak musiałam wyglądać, ale zdecydowanie nie chciałam, żeby widział mnie w takiej wersji.
Nie miałam siły się dłużej podtrzymywać na rękach i padłam na Ashido. Przeturlałam się kawałek i skuliłam próbując zdusić śmiech. Było jeszcze gorzej.
Zabije tych trzech idiotów, myślałam, czując jak dusza opuszcza moje ciało.
— Hej, dalej jesteś zła Hikariś? — zapytał delikatnie Izuku. Nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem, siedziałam na kanapie w ich salonie, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Śmiech minął pół godziny temu, jednak wściekłość pozostała.
Izuku siedział na kanapie obok, razem z Todorokim, który również wydawał się żałować wykonanego dowcipu. Choć co było w tym dowcipnego? Nadzianie mnie na możliwy uszczerbek na zdrowiu, spowodowany dwugodzinnym duszeniem się ze śmiechu?
Bakugou przyniósł mi ciepłą herbatę i zapewne, gdyby nie fakt, że był to wrzątek, z pewnością cały napój skończyłby na nim, jak woda, którą mi podał zaraz po zatrzymaniu się ataku śmiechu. Choć się przebrał, dalej miał wilgotne włosy.
Podmuchałam na powierzchnię i upiłam łyk, parząc sobie język. Mina poklepała mnie po plecach.
— Nie przejmuj się Hikariś, to idioci...
— Przestanę się przejmować, kiedy upewnię się, że na pewno nie będą w stanie przekazać tych cholernych genów dalej — rzuciłam pod nosem, piorunując wzrokiem rozwalonego na kanapie na przeciwko nas Bakugou. Blondyn jedynie prychnął i odwrócił wzrok. Izuku natomiast pobladł. Jedynie Todoroki pozostawał niewzruszony. — Ale wiecie co... Przynajmniej będę miała cholerną pamiątkę! — dodałam z wrednym uśmiechem, unosząc komórkę z relacją dziennikarzy. Na ekranie widać było poturbowanego, duszącego się ze śmiechu Izuku, następnie Katsukiego i Shoto, którzy również nie byli w stanie oddychać.
— Usuń to! — zawołał Katsuki, od razu zrywając się z miejsca. Przeskoczyłam przez kanapę, kupując sobie trochę czasu.
— Już pędzę! — odpowiedziałam, śmiejąc się, tym razem szczerze. Bakugou chciał przeskoczyć przez kanapę, ale jedynie spotkał się ze ścianą. Wysadził ją swoim quirkiem, ale zdążyłam już uciec w inne miejsce.
Podbiegł w moją stronę, ale zdążyłam znowu uciec. Ganialiśmy się tak jeszcze dobrą chwilę, kiedy w końcu udało mu się złapać kraniec mojego swetra i przyciągnąć do siebie. Objął mnie mocno, zabrakło mi ziemi pod stopami, próbowałam się wyrwać, śmiejąc się, a później już tylko trzymałam telefon jak najdalej.
Pisnęłam zginając się, gdy niemal go sięgnął. W salonie słychać było śmiech pozostałych, którzy obserwowali nas przez cały czas. Przystawiłam dłoń do twarzy Katsukiego, drugą rękę odsuwając jak najdalej.
Spróbowałam odskoczyć, kiedy poczułam język na dłoni, odsunęłam ją, ale brakowało mi wciąż gruntu pod nogami, więc w końcu udało mu się chwycić moją komórkę i odbiec kawałek dalej.
— Kurwa, serio masz kod?! — zawołał zirytowany, ja w tym czasie zniesmaczona wytarłam rękę o spodnie.
— To było obrzydliwe Katsuki! I to było oszustwo!
— A użycie quirku nim nie było?!
Mina, Kaminari i Kirishima nie mogła pozbierać się ze śmiechu, leżąc na kanapie, Midoriya również śmiał się w najlepsze, z kolei Todoroki i Uraraka lekko się uśmiechali, siedząc po bokach Izuku. Dobrze, że Iida był już w swoim pokoju, bo z pewnością zrobiłby nam wykład na temat biegania po salonie i nie zachowania odległości. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
— Dobra, skoro wiesz, że i tak nic nie usuniesz, oddaj ten telefon — mruknęłam wyciągając rękę.
Mimo to Katsuki nie słuchał i wpisywał jakieś randomowe cyfry. I przez chwilę spanikowałam, gdy zdałam sobie sprawę, że w pewnej chwili padł dzień urodzin Izuku, podbiegłam do niego i zawiesiłam się na jego plecach, próbując wyrwać telefon, na próżno. Z drugiej strony, padła już data urodzin moja, Izuku i Akemi. Data pierwszego dnia szkoły, rok urodzenia. Wpisał dzień swoich urodzin. Poczułam jak blednę. Całe szczęście, telefon się zablokował po piątym nieodgadniętym kodzie i jedyne co pojawiło się w tle to sekundnik odmierzający czas. Nachyliłam się mocniej, wyciągając mu telefon z ręki.
Zeskoczyłam z jego pleców, oddychając z ulgą. Katsuki z kolei zgarbił się i wsadził dłonie w kieszenie, wyraźnie zirytowany. Zaśmiałam się, zadowolona. Przyfarciło mi się.
— Chyba już nigdy nie odzyskam honoru — rzucił Izuku, ukrywając swoją twarz w dłoniach.
— To karma! — odparłam, podpierając dłoń z telefonem o biodro. — Wasza trójka — wskazałam Bakugou stojącego obok, Todorokiego i Midoriye palcem. — Zasłużyła sobie na to.
— Patrząc na to jak wredna dla nas teraz jesteś, nie żałuję, że ci to pokazaliśmy — rzucił Katsuki. Wsadziłam mu dwa palce między żebra, na co jedynie odskoczył i spiorunował mnie wzrokiem.
— Odpłacam tylko pięknym za nadobne. Wy zaczęliście!
— Oblałaś mnie wodą, to nie było wystarczająco?!
— Bycie mokrym przez kilka minut to nie jest ból! Wiesz co jest bólem?! Pieprzone duszenie się ze śmiechu przez dwie godziny!
— H-hej... Może się uspokoicie, mimo wszystko dobrze by było, gdyby akademik nie został wysadzony... — zaproponował Denki, podchodząc do nas z uniesionymi w obronnym geście rękoma. Na marne były jednak jego próby uspokojenia nas.
— Przeżyłem to, cholerne trzy razy w ciągu jednego dnia! Dosłownie, tylko raz oberwałaś tym quirkiem! Gdybyś oglądała livestream z tego wydarzenia i tak byś tym oberwała!
— Ale nie oberwałam! Na dodatek pewnie nawet bym się na to nie natknęła, gdyby nie wy! Nie, nie wy! Ty, ty mi to pokazałeś!
— Bo uznałem, że trochę śmiechu dobrze ci zrobi! Deku też tak uważał i IcyHot!
— To oczywiście, zamiast pomyśleć, że może się duszę za każdym razem, kiedy się śmieję, musiałeś się z nimi zgodzić?!
— To oni zgodzili się ze mną! Dlaczego tylko na mnie krzyczysz?! Oni dosłownie siedzą...
Odwróciłam się, salon opustoszał.
— Pieprzeni tchórze — mruknął pod nosem.
— Po prostu używają głowy w przeciwieństwie do ciebie!
— Głowy?! Wyobraź sobie, że pewnie bym pokonał tego typa, gdyby cholerny Deku nie zaszedł mi drogi! Na dodatek z zasłoniętymi oczami! Więc kto tutaj nie używa głowy?! Wtedy nie mógłby użyć quirku na całym cholernym kraju!
— Ygh! Cała wasza trójka jest idiotami!
— A czy możesz przestać krzyczeć?!
— Nie, nie mogę! Wyobraź sobie, że... — Nie zdążyłam dokończyć, złapał za moją lewą rękę, przykładając ją do ust. Chwilę stałam zaskoczona, po czym moja głowa cofnęła się kilka minut wstecz.
Poczułam jak moja twarz nabiera czerwonej barwy.
Czy to już podchodziło pod niebezpośredni pocałunek?
Próbowałam to wyrzucić z głowy, jednak bez skutku. Zaplanował to, widziałam to w jego pełnym satysfakcji spojrzeniu. Tym razem nie bawiłam się w delikatności. Mocno uderzyłam go w brzuch, który oczywiście musiał napiąć, spodziewając się tego.
Zakryłam twarz dłonią, nie mogąc wykrztusić nawet słowa.
— W końcu ciszej — rzucił jak gdyby nigdy nic, wypuszczając spokojnie powietrze. — Lepiej ci?
— Zgiń — mruknęłam pod nosem, dziękując losowi, że wszyscy zdążyli uciec z salonu, zanim to się wydarzyło.
— Czyli... — zadrżałam słysząc głos Hagakure za plecami. Nawet nie chciałam się odwracać. — Ja nic nie widziałam! — dodała, uciekając. Słyszałam tylko jak jej kapcie uderzają o drewniane panele.
Kompletna porażka i kompletna strata twarzy. W oczach pojawiły mi się łzy z powodu zawstydzenia.
— Hej, wszystko...
— Nie — odparłam zanim Bakugou zdążył zapytać. Wciąż miałam ukrytą w dłoniach twarz, więc z pewnością nie widział jak na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Mimo tego całego zawstydzenia, irytacji i złości, serce trzepotało w mojej piersi, jakby za chwilę miało wyskoczyć, a motylki w brzuchu chciały rozerwać mi wnętrzności. Byłam ciekawa, czy on również tak się czuje. — Jesteś cholernym idiotą Katsuki! — krzyknęłam odwracając się na pięcie i podchodząc do butów, które od razu założyłam na nogi. Odwróciłam się w jego stronę. Jego twarz również była czerwona i mocno oblana rumieńcem. — Najgorszym idiotą! — dodałam jeszcze, wychodząc z jego akademika, chcąc jak najszybciej zniknąć w odmętach swojego pokoju, w którym mogłabym wypiszczeć się w poduszkę. W połowie drogi, jednak lekko oblizałam usta. Zdecydowanie wiedział, jak rozgrzać serce dziewczyny.
Najgorsze było jednak to, że prawdopodobnie nie spodziewał się aż tak silnej reakcji z mojej strony. Z pewnością chciał mnie uciszyć, z powodu irytacji, jaką czuł. Nigdy nie lubił się ze mną kłócić i nawet, kiedy byliśmy dziećmi próbował deeskalować konflikty, co było do niego kompletnie niepodobne. W gimnazjum również unikał wymian zdań ze mną, które mogły prowadzić do kłótni. Właściwie dopiero ostatnio faktycznie zaczął się bardziej angażować w sprzeczki słowne. Było to niespotykane, a zarazem dużo bardziej mi odpowiadało, niż jego zamykanie się w sobie i unikanie konfrontacji. Katsuki Bakugou, zawsze kłócił się z innymi, więc czułam się dziwnie, gdy przy mnie jedynie odwracał wzrok, pozwalając mi mieć ostatnie zdanie. I choć w końcu domyślałam się, dlaczego tak było, tak tym bardziej wprawiało mnie to w dziwne uczucie wykręcającego się żołądka. W przyjemnym tego słowa znaczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top