Rozdział Dwudziesty Piąty
Dzień w którym mogłam posiedzieć w domu, był wyjątkowy, nawet jeśli nie był to mój dom, a rezydencja Iidów, do której przeprowadziła się kilka tygodni przed porodem moja siostra. Cisza i spokój, otoczenie najbliższych. I choć nie byłam spokrewniona z rodzicami Tenseia i Tenyi czułam się jakbym była w odwiedzinach u dziadków, których w rzeczywistości nigdy nie miałam.
Siedzieliśmy wszyscy przed telewizorem oglądając jakiś teleturniej po wcześniejszym, wspólnym obiedzie i długich godzinach rozmów. Akemi siedziała oparta o ramię Tenseia, ja natomiast leżałam na niej wygodnie. Zajęliśmy jedną kanapę, drugą zajęli państwo Iida, a Tenya rozłożył się na fotelu, odpowiadając poprawnie, niemal na każde pytanie, co wszystkich bawiło i wprawiało w dobry nastrój.
Na stoliku leżał monitor od niani elektronicznej, który Akemi przyniosła ze sobą po uśpieniu Yoshiego. Kiedy jego skóra straciła czerwoną barwę, a zyskała mlecznobiałą, jak u mojej siostry, mogłam przyznać, że jest wyjątkowo słodkim dzieckiem. Choć dużo płakał i domagał się niesamowicie wiele uwagi wszystkich (od noszenia poprzez utrzymywanie kontaktu wzrokowego, kończąc na mówieniu do niego), było w nim coś, co nie pozwalało przejść obojętnie. Czy to te ogromne, granatowe oczy, czy słodziutkie, małe rurki w nogach, które jasno wskazywały po którym z rodziców odziedziczył dziwactwo.
— Hikariś, może zjesz jeszcze kawałek ciasta — zaproponowała pani Iida, zerkając na mnie co chwila. — Od ostatniego razu kiedy cię widziałam, strasznie zmarniałaś — dodała.
— Naprawdę? — zapytałam, przyglądając się sobie, grając na pozorach. W rzeczywistości, powoli moja waga wracała, choć bardzo wolno i wciąż moje BMI wskazywało niedowagę. Zostały mi do przytycia dwa kilogramy, żeby Ectoplasm odpuścił mi trochę w kwestii projektu rządowego. — Kompletnie nie zauważyłam — dodałam, ściskając mocno gniotka.
— Kwas siarkowy sześć!
— Odpowiedź, to kwas siarkowy cztery! — odezwał się głos prowadzącego, po którym Tenya cicho warknął przykładając rękę do czoła.
— No tak, przecież to oczywiste!
Moja siostra głośno ziewnęła. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Na początku nie zrozumiała dlaczego, dopiero po chwili zorientowała się, że zrobiła to głośniej, niż zwykle. Od razu jej policzki przybrały różanego odcienia. Tensei zaśmiał się cicho.
— Chyba nie tylko nasz syn potrzebuje drzemki.
— Do północy wytrzymam. Następnym razem Tenya i Hikari wrócą dopiero na wakacje, więc jednak wolałabym jeszcze posiedzieć.
— Nikt cię nie będzie winił jeśli się prześpisz kochana. Jeszcze masz cały jutrzejszy poranek — zauważył Pan Iida, mocno gestykulując, podobnie jak jego młodszy syn. — Sen jest niezwykle istotny!
— Zgadzam się z panem Iidą. Powinnaś się wyspać, tym bardziej, że tydzień temu urodziłaś — rzuciłam, wstając z niej. Akemi spojrzała na mnie zmieszana, ale po chwili westchnęła. Podniosła się ciężko z kanapy, chwyciła nianię elektroniczną i wychodząc przesunęła wózek Tenseia, aby się wydostać.
— Dobranoc! — rzuciła, na co wszyscy chórem jej odpowiedzieliśmy. Sięgnęłam po komórkę sprawdzając godzinę. Była dwudziesta trzecia.
Długo jeszcze oglądaliśmy programy noworoczne i inne, rozrywkowe. Jeden z prezenterów, dziesięć minut przed północą, przypomniał o jutrzejszym składaniu próśb i życzeń laleczkom daruma i spalenie tych, których życzenia się nie spełniły.
— No i jak z waszymi laleczkami? — zapytał Pan Iida, unosząc swoją z namalowanymi oboma parami oczu.
— Muszę swoją spalić — mruknęłam nadymając policzek, lekko zmieszana. — Życzyłam sobie, dostać się do klasy bohaterskiej, więc niech pójdzie z dymem to moje życzenie — wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
— Właściwie, życzyłem sobie tego samego — przyznał Tenya.
— Moje również się spełniło — przyznała mama chłopców.
— Czyli będziemy palić je sami Hikari — zaśmiał się Tensei, sięgając po laleczkę na stole, która należała do niego. Musiał się mocniej przytrzymać, żeby nie upaść przez brak czucia w nogach. Jego daruma również namalowane miała tylko jedno oko. — Z tego co widziałem, laleczka Akemi ma też oboje oczu.
— W tym roku będę życzyła sobie coś, co jest fizycznie możliwe — mruknęłam pod nosem, choć w rzeczywistości, moje poprzednie życzenie było realne do spełnienia. Coraz częściej to rozumiałam w trakcie treningów, gdy mój limit używania zdolności z dala od roślin, zwiększał się. Obecnie byłam w stanie korzystać z niego bez przerwy przez piętnaście minut. Wystarczająco, aby zaliczyć etap egzaminu wstępnego.
Minutę przed północą, trzymałam w rękach telefon, z napisaną jedną wiadomością. Gdy tylko godzina czterech zer wybiła, wysłałam ją i zaskoczona zobaczyłam identyczną wiadomość, wysłaną do mnie, w tej samej sekundzie.
Szczęśliwego Nowego Roku, Katsuki.
Szczęśliwego Nowego Roku, Hikari.
Mimochodem prychnęłam śmiechem, na myśl, że oboje mogliśmy czekać, z telefonami w dłoniach, żeby wysłać tę jedną wiadomość.
— Szczęśliwego nowego roku! — zawołałam, odpowiadając tym samym chłopakom i ich rodzicom.
Wysłałam jeszcze życzenia na maila Shinsou, Midoriyi, wuja Enjiego, Shoto i kilku poszczególnych osób z klasy 1a, z którymi całkiem dobrze się dogadywałam. Czułam, że ten rok może być przełomowy, a z drugiej strony na samą myśl o nim, skręcało mnie w żołądku. Ze strachu i stresu. Miałam jedynie nadzieję, że ten rok, nie będzie gorszy od swojego okropnego poprzednika.
Weszłam do autobusu przed Tenyą, który wciąż czekał na "limuzynę" swojej klasy. Pożegnałam się z Akemi, pogłaskałam po głowie Yoshiego i wskoczyłam do ciepłego pojazdu z torbą w ręce. W środku była jedynie Kimiko, która smarowała maścią swoje łuski. Przysiadłam po drugiej stronie jej fotelu.
— Przesuszają się? — zapytałam wskazując na nie głową. Spojrzała swoimi jaszczurzymi oczami na mnie i skinęła głową.
— Zimą, robią się strasznie suche. Lata u nas są ciepłe i wilgotne, więc to żaden problem, ale zima jest okropna. Czuję się jakbym lniała i to paskudne uczucie — przyznała, wyciskając resztę tubki na rękę. Włożyła ją do podróżnej torby i zaczęła wolno rozsmarowywać porządną dawkę kremu. — Pewnie myślisz, że jest odrażająca. Moja skóra, mam na myśli.
— W żadnym wypadku. Dlaczego miałabym tak myśleć?
— Ludzie nie lubią węży. Uważają, że są straszne.
— Ale nie jesteś wężem. Po prostu masz kolor skóry, który przypomina wężowy i łuski — wzruszyłam ramionami, opierając się wygodniej o siedzenie. Przed nami była długa droga. — Dlatego nie chciałaś pomagać jako kelnerka? W sensie, pamiętam, że pierwotnie miałaś być z nami w grupie, a Hitoshi miał iść do kuchni.
— Nikt raczej nie chciałby znaleźć łuski w jedzeniu — zaśmiała się ponuro, zakrywając rękę rękawem. — Poza tym Shinsou lepiej się nadawał i przyciągnął razem z tobą masę ludzi z innych klas, więc wyszło nam to na dobre.
— Straszna strata. Jeju, wyglądałabyś ślicznie w tym kostiumie — mruknęłam pod nosem, nadymając policzki.
Nie powiedziałam nic, czego w rzeczywistości, bym nie myślała. Prawdą było, że łuski i wężowy wygląd Kimiko mógł odrzucać ludzi, jednak Moriyama mimo to była śliczna. Owalna twarz, ozdobiona małym, zgrabnym nosem i ustami spod których wystawały dwa kły. Oczy miała w kształcie migdałów, przypominające węża, koloru świeżej trawy opryskanej rosą. No i jako jedna z nielicznych dziewczyn w szkole, była posiadaczką kręconych włosów w odcieniu limonki, które zgrywały się z kolorem jej skóry. Owszem, wyglądała jak wąż, ale przy okazji, była wyjątkowo piękna. Podobnie jak Asuka. We dwie deklasowały wszystkie inne dziewczyny w naszej klasie, ze mną włącznie. I w jakiś sposób, było to frustrujące.
Limonkowa twarz dziewczyny, nabrała odcienia róży. Odwróciła wzrok prychając i nie odzywając się w kolejnych minutach, które pokonywaliśmy. Następny do autobusu wszedł Jin Wakatoshi, który od razu uciekł na sam koniec autobusu.
Kilka przystanków dalej, w końcu do środka wszedł Shinsou, który po wypatrzeniu mnie w grupie, zajął miejsce obok. Niewiele mówił, wydawał się jednak wypoczęty. Przez chwilę zastanawiałam się, czy ja również wyglądam lepiej.
— Mogłabym jeszcze trochę tu zostać — rzuciłam nagle, na co fioletowowłosy skinął głową. — Jak ci minął nowy rok? Byliście w świątyni?
— Pewnie tak samo jak ty — mruknął pod nosem. — Moja mama bała się mnie teraz z domu wypuścić, bo sobie przypomniała, że w lidze jest złoczyńca, który umie przybrać wygląd dowolnej osoby.
— Tylko jeśli wypije krew.
— Próbowałem jej to wyjaśnić. Serio. No i Midnight też próbowała. Nie chciała odpuścić nawet, kiedy zadzwonił dyrektor twierdząc, że przecież ktoś się może pod niego podszywać.
Zaśmiałam się rozbawiona, choć w rzeczywistości nie mogłam się dziwić jego mamie. Gdy moja siostra i rodzina Iidy, byli przekonani o naszej sile, tak mama Hitoshiego z pewnością martwiła się o syna bardziej niż ktokolwiek inny. Nie inaczej było w końcu, również z mamą Izuku.
— I co, jak ci się udało wejść do autobusu?
— Tata do niej zadzwonił... — wyjaśnił wzdychając głośno, wyraźnie zmęczony. — Wiem, że się martwi, ale czy to nie jest już nadopiekuńczość?
— Nie wydaje mi się. W końcu wiesz... Mówimy o kilku sytuacjach w których faktycznie, życie uczniów było zagrożone. Mało tego, ktoś się w końcu włamał na samym początku szkoły na jej teren i wpuścił dziennikarzy. No i dalej nie wiemy co szykują teraz. U.A., ośrodek treningowy, później camping klas bohaterskich, porwanie Katsukiego. No i ostatni atak Nomu na Endeavora w środku dnia. Doliczmy do tego fakt, że Best Jeanist zaginął, a All Might przeszedł na emeryturę. Z której strony na to nie patrzę, to nie wygląda za dobrze. Wiesz co, Hitoshi? Czasami się zastanawiam, jakby się to wszystko ułożyło gdybym była w 1a. I co by było gdybym uratowała Bakugou, bo nie wierzę, że by mi się nie udało. Czy dziś All Might dalej nie byłby bohaterem numer jeden?
— Nie powinnaś tak myśleć — rzucił wyciągając z plecaka paczkę ciasteczek i częstując mnie nimi. Z chęcią chwyciłam jedno z ciastek. — Wiesz, nie cofniemy czasu, ani nic nie zmienimy. No i wydaje mi się, że nawet gdyby nie porwanie Bakugou, wciąż doszłoby do walki All Mighta z... Tym typem.
— Powiedziałam to samo Katsukiemu. Chociaż nie będę wdawała się w szczegóły. Wiesz... Mam nadzieję, że przynajmniej następnym razem, będę mogła być przydatna.
— Następnym razem? Nawet nie masz licencji, więc jaki mógłby być twój następny raz Hikariś? Dopiero w przyszłym roku, jak się przepiszemy.
Skinęłam głową, biorąc kolejne ciastko czekoladowe. Mój telefon zawibrował, pierwszy raz, drugi raz, trzeci. Zirytowana spojrzałam na wyświetlacz. Cztery wiadomości od Katsukiego.
Powiedz coś Deku albo rozsadzę autobus.
Todorokiemu też!
Cholera, co oni się mnie tak przyczepili!
Hikari. Proszę!
Mrugałam oczami, kompletnie nie rozumiejąc co tam się może dziać. Wybrałam numer Izuku, odebrał po dwóch sygnałach.
— Hikariś?
— Co wy tam robicie? — zapytałam mrużąc oczy. Kilka osób zerknęło w moją stronę. Zakryłam mikrofon dłonią. — Przepraszam, to ważne — rzuciłam w ich stronę i ściszyłam głos w trakcie rozmowy. — Izuku, nie wiem co tam się dzieje, ale możecie się uspokoić?
— Nic nie robimy! Słowo — odparł również szeptem.
— Więc dlaczego Katsuki... Kto ma jego telefon?
— Czekaj... Jak to kto ma telefon Katsusia?!
Usłyszałam po drugiej stronie kilka szmerów, hałas i po chwili wybuch i krzyk Katsukiego. Jeśli dobrze zidentyfikowałam pisk w tle, był to Denki. Chwilę później odezwał się Izuku.
— Przepraszam, że musiałaś zadzwonić Hikariś.
— Wiesz co, nie musisz przepraszać, po prostu powstrzymajcie go przed zabiciem tego kretyna. Do zobaczenia w szkole! — szepnęłam rozłączając się.
Shinsou spojrzał na mnie unosząc brew.
— Kaminari bawił się telefonem Katsukiego i chyba nie dożyje dojechania do akademika.
— Nie powiedziałabym! — zawołała z przedniego siedzenia Midnight. — Nie bez powodu 1a dostała Cementossa. Choć rzeczywiście lepiej, żeby do tak temperamentnego dzieciaka przypisali Aizawę...
Skinęłam głową, przygryzając ciastko.
— Miała pani jakieś życzenie noworoczne? — zapytałam ni z gruszki ni z pietruszki, zwyczajnie zaciekawiona, jakie życzenia mogli mieć bohaterowie.
— Tak. Ale nie będę mówiła go na głos, żeby mieć pewność, że się spełni! Nie mam zamiaru palić kolejnej darumy.
Uśmiechnęłam się, wiedząc co ma na myśli. Ból który czujesz, wyrzucając swoje życzenie w płomienie wiedząc, że nie mogłeś zrobić więcej, aby to się spełniło. Powierzając kolejnej lalce, kolejne z życzeń, które może się nie spełnić. Słyszałam o ludziach, którzy laleczki te palili rok w rok, jedynie przez pecha jakiego mieli. Tym razem, ta była moją pierwszą, spaloną. A jednak żal w sercu pozostawał.
Nie dociągnęłam czegoś, co powinnam była. Tak się czułam.
Liczyłam natomiast, że tegoroczna będzie moją najszczęśliwszą darumą, której będę mogła dorysować piękne, drugie oko. Tą w którą wrzuciłam chęć ochrony swoich najbliższych i przyjaciół. Nie pozwolę zrobić krzywdy moim ukochanym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top