Rozdział Dwudziesty


— Czy ty we wszystkim musisz być dobry? — zapytałam, kiedy wcisnął mi do rąk czerwoną, uśmiechniętą, pluszową truskawkę, która ledwo mieściła się w moich objęciach. Była to nagroda, którą wybrał za zrzucenie jedną piłką wszystkich butelek. Ja zrzuciłam jedną, pomimo wykorzystania aż trzech przydzielonych mi piłeczek.

Wzruszył jedynie ramionami na moje pytanie.

No tak, pan perfekcyjny jak zwykle skromny, przeszło mi przez myśl, w chwili gdy wywróciłam oczami. Przytuliłam przy tym mocniej pluszaka ukrywając w jego miękkim pluszu połowę twarzy. Prawdopodobnie jedynie moje brwi, ściągnięte ku dołowi, zdradzały wyraz mojej twarzy.

— Chciałabyś gdzieś teraz iść?

— Dom strachów — odparłam z przekąsem, mocniej ściskając pluszankę. — Właściwie, dlaczego robisz to wszystko skoro wiesz, że i tak nic z tego nie będzie?

— A muszę mieć powód? — zapytał wyraźnie zdziwiony, skinęłam głową, na co głośno westchnął. — Pomyśl, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłaś? Pewnie jak tylko skończysz zajęcia idziesz na te treningi, po nich wracasz i idziesz zjeść kolację i spać, w dni wolne się uczysz. Więc kiedy, poza naszym ostatnim seansem, rzeczywiście miałaś czas dobrze się bawić?

Zagryzłam wargę. Rzeczywiście, nie wiedziałam. Przez natłok zadań i zaległości, zapomniałam również o męczącym mnie poczuciu samotności, które prawdopodobnie przejawiło się odnowieniem starego zauroczenia Katsukim. Potrzebowałam czyjejś bliskości, a on był zawsze. I nawet gdy był totalnym dupkiem w stosunku do Izuku, wciąż mu ufałam, a z czasem zaczęłam nieco bardziej akceptować jego wyskoki. Krzyki na Midoriye, nazywanie go Deku. Z drugiej zaś strony, sam wybrał ten pseudonim na swoją bohaterską nazwę, a także ton Katsukiego, gdy go tak nazywał, był obecnie zgoła inny niż pierwotnie. Nie było w tym już obrzydzenia i nienawiści. Być może właśnie to było powodem, dla którego zaczęłam to akceptować. No i również dzięki Bakugou, to poczucie samotności znikało. Zawsze wokół niego była masa ludzi. Dzięki znajomości z nim, Izuku i Tenyą poznałam wiele osób z klasy 1a, które rzeczywiście wydawały się mnie lubić.

Pokręciłam jedynie głową, wciąż będąc nie do końca tego pewna.

Kiedy ostatnio śmiałam się tak szczerze jak podczas ich koncertu? Gdy przeszukiwałam swoje wspomnienia, naszło mnie tylko jedno. Kiedy dowiedziałam się o ciąży mojej siostry, kilka miesięcy temu. Później jedynie zatraciłam się w próbie przeżycia i nie zostania usuniętą z projektu poprzez pismo ze szkoły. Zaczęłam jeść więcej, co nie zawsze kończyło się pozytywnie oraz uczyć się więcej. Nie dawałam się zagiąć od otrzymania licencji i na treningach wyrzucałam z siebie więcej, niż kiedyś. Byłam zmęczona, a z drugiej strony, sprawiało to, że nie miałam czasu myśleć o niczym innym. Jedynie to i trudna relacja z Bakugou zaprzątały moją głowę.

— Dlatego powinnaś cieszyć się tym dniem — rzucił, zerkając na mnie kątem oka. — Twój organizm tego potrzebuje.

— Skąd możesz wiedzieć, co potrzebuje mój organizm?

Westchnął ciężko i zanim zdążyłam zareagować, dwoma palcami złapał i nacisnął na mój spięty kark. Pisnęłam zaskoczona, uciekając tułowiem do przodu, zginając nogi. Zaśmiał się na moją reakcję, na co jedynie spiorunowałam go wzrokiem i w przykucu mocniej wtuliłam się w truskawkę.

— Wiesz, że tego nie lubię! Nic się nie zmieniło w tej kwestii od lat! — zawołałam i widząc, że śmieje się dalej, jedynie prychnęłam rozgniewana.

— Trzeba było się rozluźnić. A teraz chodź, bo zaraz zamkną ten dom strachu.

Wyciągnął dłoń w moją stronę. Przyjęłam ją bez wahania, pozwalając się podnieść.

Przed wejściem oddałam pluszaka jednej dziewczynie z klasy 1d, która przetrzymywała rzeczy wchodzącym. Wzięłam głęboki wdech zanim przekroczyłam próg, zaraz za Katsukim, który już na mnie czekał w śroku. Po przekroczeniu kotary, szczelnie zakrywającej wpadające promienie słońca, poczułam się dziwnie zaniepokojona. Wokół było ciemno i ciężko było mi cokolwiek dostrzec, poza fluorescencyjną taśmą na podłodze, świecącą w ciemności i wskazującą kierunek zwiedzania.

Kiedy poczułam oddech na karku, wydałam z siebie pisk i podskoczyłam. Ktoś złapał mnie w pasie.

— Spokojnie, to tylko ja. Nie panikuj — odezwał się cicho Bakugou. — Przepraszam, nie mogłem za cholerę wyłapać cię wzrokiem.

Ciężko było mi powiedzieć czy kłamał, czy jednak mówił prawdę. Rzeczywiście, pomimo próby przyzwyczajenia wzroku do ogólnej ciemności, nie byłam w stanie ujrzeć chociażby swojej wyciągniętej przed siebie ręki. Z drugiej strony było to ogromnym plusem, bo czułam jak policzki palą mnie żywym ogniem, gdy czułam dłoń Katsukiego przyciśniętą do mojego brzucha i trzymającą mnie niekomfortowo blisko jego ciała. Nie pomagał również jego ciepły oddech, którym owiewał moje ucho.

Nawet jeśli była to tylko atrakcja i tak próbował oszacować nasze położenie. Potrzebował kilku sekund, żeby się odsunąć, choć dłonią błądził po mojej talii, żeby ostatecznie, złapać mnie za rękę.

— Trzymaj się blisko i jak będziesz chciała wyjść...

— Słyszałam co mówili Katsuki — wyrwało mi się, choć mnie nie zbeształ za przerywanie mu.

Po prostu ruszyliśmy za neonowo zielonymi strzałkami, które z czasem wydawały się coraz bardziej poszarpane i nierówne. Przełknęłam ciężko ślinę. Trudno było mi oszacować ile już przeszliśmy, ale powoli z kompletnej ciemności, zaczęliśmy wchodzić w półmrok.

Kiedy poczułam coś włochatego na ramieniu, naparłam na Bakugou zanosząc się histerycznym śmiechem. Czerwonooki chwycił mnie za ramiona i postawił za sobą, torując drogę.

W końcu weszliśmy do jakiegoś większego pokoju. Z pewnością Recovery Girl pożyczyła dużo akcesoriów ze swojego gabinetu. Znajdowały się tu dwie leżanki, dużo obdartych poszewek, białe, zardzewiałe stoliki na kółkach, na których znajdowały się tępe, choć błyszczące, srebrne skalpele, nożyczki i igły. Na sam widok przechodziły mnie ciarki, a gdy światło zaczęło powoli przygasać, cała się spięłam. Słysząc śmiech za mną, wyrwałam do przodu, mijając Bakugou i ciągnąc go za sobą. To były sekundy, odruch i mój mózg kompletnie nie przetworzył świecących na zielono drzwi. Dopiero szarpnięcie mojej ręki przez Bakugou, uchroniło mnie przed niechybnym rozbiciem sobie nosa.

— Spokojnie. Musimy znaleźć klucz.

Kciukiem pogładził przegub mojej dłoni. Głęboko odetchnęłam i skinęłam głową. Dopiero po chwili doszło do mnie, że przecież niewiele widać.

— Znajdźmy go. Widziałeś go gdzieś?

— Nie, ale na jednym stoliku była latarka. Chyba musimy się do niej dostać w pierwszej kolejności.

Pociągnął mnie za sobą, w stronę jednego z ledwo widocznych wózków. W trakcie przeszukiwania, puścił moją dłoń.

— Klasa 1d potrafi napędzić stracha — stwierdziłam, chcąc zagaić rozmowę.

— Spodziewałem się czegoś lepszego. Na razie wygląda jak klasyczny horror house, połączony z escape roomem... Mam. Chcesz nosić latarkę?

— Nie, dzięki. Włączaj ją, już nie mogę siedzieć w tym mroku.

W końcu po kilku minutach siedzenia w niemal całkowitej ciemności, pojawiła się słaba wiązka światła z latarki, oświetlająca pomieszczenie. Masa czerwonej farby na ścianach. Dopiero teraz zauważyłam leżący koło jednego łóżka sztuczny szkielet bez żuchwy. Za często ostatnio odwiedzałam Recovery Girl, żeby nie wiedzieć o jego istnieniu. Zawsze stał za kotarą, oddając miejsce swojemu pełnemu koledze, posiadającemu dolne uzębienie. Nie robiło to teraz na mnie wrażenia, gdy już wiele rzeczy widziałam. Zawsze najgorsza była niewiedza, więc ciemność działała na ich korzyść.

Chodziłam za Bakugou jak kociak za matką. Nie odchodziłam nawet o centymetr i jeśli nie trzymałam jego dłoni, to przynajmniej zaciskałam ręce na krawędzi jego koszulki. Podskoczyłam czując jak czyjaś ręka chodzi po moich plecach i ramieniu. Naparłam na Bakugou, który wpadł na leżankę, a ja zaraz na niego, wbijając go mocniej w materac. Zamiast jednak się na mnie wydrzeć, spojrzał przez ramię.

— Huh? — wyrwało mu się.

— Coś jest za mną? — zapytałam, przełykając ślinę.

— Nie odwracaj się.

Skinęłam głową. Katsuki powoli wstał i przepuścił mnie przed siebie. Podał mi latarkę i dłonią złapał moją talię.

— Został już tylko ten stolik — wskazał palcem, nie odwróciłam się za siebie, choć spojrzałam na akcesoria i poświeciłam mu.

Lewą ręką przerzucał skalpele, noże i nożyczki, prawą mocno zaciskając na moim boku. Z pewnością nie było to wygodne, natomiast mocno podnosiło mnie na duchu.

W końcu wygrzebał płaski, mały kluczyk. Uniósł go.

— Mam. No to idziemy dalej.

Skinęłam głową. Tym razem byłam pewna, że mnie widzi.

Śmiech wypełniający pokój, przyprawił mnie o dreszcze, ale Bakugou kazał mi się nie odwracać, więc stałam, ściskając mocniej dłonie na zaścieloną porwaną poszewką kołdrze. Przyciągnął mnie do siebie i poprowadził do wyjścia. Czułam się pewniej, kiedy stałam między nim a drzwiami. Miałam świadomość, że nikt w takiej sytuacji nie jest mi w stanie zagrozić.

Przeszliśmy do następnego pokoju, w którym już nie czułam się tak pewnie. Dekoracyjne pająki, masa pajęczyn. Słyszałam, że jeden z chłopaków w tej klasie, potrafił je wytworzyć z otworów przy dłoniach, więc byłam pewna, że użyli tego tutaj. Nie lubiłam tych stworzeń i ich unikałam. I o ile były to małe, niegroźne kątniki domowe, akceptowałam je póki nie zbliżyły się zanadto. Tutaj były ogromne, owłosione i całe szczęście, sztuczne.

Ponownie zmuszeni byliśmy szukać kluczyka, jednak tym razem, doszliśmy do innego poziomu. Kątem oka zauważyłam ruch i zwróciłam na siebie uwagę Bakugou, ciągnąc go za materiał pomarańczowej koszulki. Od razu zaświecił na mnie latarką. Wskazałam jedynie kciukiem miejsce z którego zauważyłam ruch.

Skinął głową i zaczął najeżdżać tam latarką. Odetchnęłam gdy było pusto.

Krzyknęłam słysząc za sobą dziwny dźwięk, przypominający poruszającą się skolopendrę. Nienawidziłam robaków, a pokój z pewnością był przeznaczony dla osób, takich jak ja. 

Ponownie coś za mną się ruszyło. Tym razem chwyciłam Katsukiego za nadgarstek i siłą zmusiłam go do szybszego odkręcenia latarki. Oboje podskoczyliśmy, widząc w pierwszej kolejności nierówną futrzaną powłokę, a następnie maskę przypominającą pająka. I o ile ja zrobiłam to ze strachu, tak Bakugou, raczej był zaskoczony. Pisnęłam, gdy uczeń przebrany za pająka podszedł do nas i długim, kościstym, pomalowanym brązową farbą palcu, wskazał pięć małych otworów. Zniknął gdy tylko na chwilę odwróciliśmy wzrok.

— Chyba tam są kluczyki... — mruknął Katsuki. — Stań za mną, tylko proszę, jeśli się przestraszysz, nie biegnij na oślep, a już tym bardziej na mnie.

— Łatwo ci powiedzieć Panie Idealny — powiedziałam z przekąsem, ale trzymałam się za nim wedle prośby. Sprawdzając pierwszą norkę, zerknął na mnie.

— Słuchaj... Wiem, że to zabrzmi... Nieszczególnie miło dla ciebie, ale może spróbuj poszukać w tych z drugiej strony — odezwał się. — Próbuję wymacać ten kluczyk, ale to trochę... Problematyczne.

Spojrzałam na niego marszcząc brwi. Nie mniej, niepewnie, bo niepewnie, ale skinęłam głową i ruszyłam do ostatniego otworu. Włożyłam zaledwie kawałek ręki, gdy poczułam coś włochatego. Wyciągnęłam ją z piskiem, na co blondyn zmierzył mnie wzrokiem.

— Uspokój się, oni to tylko oprawili futrem, nic strasznego. Sztuczne, stare futro.

— Łatwo ci powiedzieć. Nienawidzę pająków i robali.

— Dużo rzeczy nienawidzisz, a teraz mi pomóż, bo wychodzi na to, że sam przechodzę ten escape room.

— Mogłam iść sama — mruknęłam pod nosem, wsadzając rękę głębiej. Zagryzłam wargę, czując na dolę masę małych włochatych kulek, które uciekały mi spod rąk. Cała drżałam, ale cały czas błądziłam tam ręką. Już rozumiałam, dlaczego Katsuki poprosił o pomoc. Nawet jeśli był tam kluczyk, ciężko było go wymacać.

— I poddać się w pierwszym pokoju?

Miał rację, choć nie chciałam tego przyznać. Nie bez powodu, pierwotnie chciałam przyjść w to miejsce z Hitoshim. Podeszłam do czwartego otworu, Bakugou do drugiego.

Długo nurkowałam w pająko podobnych kulkach, zanim go wymacałam. Wyciągnęłam dłoń tak szybko jak mogłam, czując rosnące obrzydzenie. Wcisnęłam go Bakugou do ręki i pociągnęłam w stronę drzwi. Pisk, dźwięk skolopendry i kroki, coraz szybsze.

Serce zaczęło podchodzić mi do gardła, kiedy Bakugou, spokojnie otwierał drzwi, ja czułam jak zaraz wywarzę je zdolnością. Byłam ciekawa czy klasa 1d jest gotowa na taką ewentualność. W końcu się udało. Katsuki zamknął drzwi, kiedy tylko oboje przedarliśmy się do następnego, klaustrofobicznego pomieszczenia. Było mało miejsca, a korytarz po oświetleniu widać było jak mały i wąski się staje.

— Idę pierwsza. Chcę mieć to już z głowy — rzuciłam, wyprzedzając go.

— Hikari, to chyba nie najlepszy...

— Idę pierwsza, nie ma mowy, że zostanę tu choćby chwilę dłużej!

Nie kłócił się, choć czułam, że wywraca oczami i robi zirytowany wyraz twarzy. Pochyliłam się lekko i ruszyłam przed siebie.

Kilka metrów dalej, skończyłam na kolanach, prąc przed siebie. Katsuki był zaraz za mną, sprawdzając jednocześnie ściany z gipsu, stworzone specjalnie na tę okazję.

— Mam kluczyk — zawołał, kiedy niemal byłam przed małymi drzwiczkami.

— Popchnij go w moją stronę!

Dźwięk suwanego metalowego przedmiotu wypełnił pomieszczenie. Złapałam naszą przepustkę do ostatniego, jak się wydawało, pomieszczenia. Przekręciłam go w małych drzwiczkach, przez które się przepchałam. Chwilę później podałam dłoń Bakugou, pomagając mu się wydostać. Tym razem, było dość jasno.

Pokój przypominał przyciemnione, stare więzienie. Uczniowie klasy 1d, siedzieli w celach, wyciągając poranione (charakteryzają rzecz jasna) ręce. Nie miałam pojęcia, kto robił im make up, ale z pewnością osoba ta, minęła się z powołaniem. Czułam niepokój.

— Musicie... Uciekaać... — wyszeptała jedna osoba, druga, trzecia.

— On was... Zabije...

— Macie... Pięć... Minut... Wypuśćcie nas... Pomożemy...

Ciarki przeszły moje ciało. Spojrzałam na Katsukiego.

— Chyba mamy dwie opcję — rzuciłam, wskazując drzwi wyjściowe. — Uciec i ich zostawić, albo ich uratować i zobaczyć co się stanie.

— Ty chciałaś tu przyjść, decyduj.

— Przecież mnie znasz — mruknęłam nadymając policzek, co w obecnym świetle, z pewnością było już widać dużo lepiej.

— Czyli musimy znaleźć... — spojrzał na liczbę klatek i kajdany przy nogach pojedynczych uczniów. Należało znaleźć dziesięć kluczyków, a czas nas gonił. — Dziesięć. Bierz te dwie pojedyncze cele, ja zajmę się dwoma podwójnymi.

Skinęłam głową i od razu przykucnęłam przy jednej z celi.

— Wiecie gdzie może być kluczyk?

— On zawsze chowa je... Przy swoim płaszczu... Płaszcz nosi przy sobie, a kieszenie zostawia na zewnątrz...

Pomrugałam kilka razy.

— Nie wiem kto wam pisał te zagadki, ale na następny rok, ogarnijcie do tego kogoś innego.

Wyprostowałam się. Chowa je przy swoim płaszczu, to było oczywiste, że chodziło o osobę, która więzi te osoby. Płaszcz natomiast nosił przy sobie. Wynikało z tego, że osoba ta, ma klucze przy sobie, jednak kieszenie na zewnątrz temu przeczyły.

Traciłam cenne sekundy, zanim doszedł do mnie sens słów.

— Gdzie on stoi?! — zapytałam, czując presję czasu.

Dziewczyna wskazała mi biurko. Od razu do niego doskoczyłam, zerkając jak Katsuki grzebie w szafie z książkami.

— Mam trzeci! — zawołał do mnie.

Czułam wstyd. Kiedy on znalazł już trzy z sześciu swoich kluczy, ja wciąż szukałam pierwszy z czterech.

Otwierałam szuflady, przebierałam dokumenty. Dźwięk syreny przyprawił mnie o ciarki, tym bardziej, gdy uczniowie 1d zaczęli ujadać. Zdecydowanie, ostatni pokój był najbardziej przyprawiający o dreszcze, tym bardziej, gdy jedna osoba złapała mnie za kostkę i od razu schowała rękę. Znalazłam pęk czterech kluczy.

— Mam kluczę do celi!

— Brakuje mi jeszcze jednego! Otwieraj cele i łap moje kluczyki! Rozkuj ich!

Chwyciłam jego klucze, wiedząc, że zostało nam niewiele czasu. Otwierałam jedna cela za drugą, przykucnęłam przy uczniach, co chwila myląc kluczyki. W końcu otworzyłam trzeciego z sześciorga, gdy zaczęło się odliczanie.

Pognałam do następnych, zerkając na Bakugou, który dalej szukał. Dopiero kilka sekund później zauważyłam dyndający przy latarce brelok.

— Katsuki, latarka! — krzyknęłam, kiedy rozkułam przedostatniego ucznia. Zauważył to. Od razu oderwał srebrny dodatek i przekręcił w ostatniej sekundzie zamek. Małe drzwiczki otwarły się z hukiem. Podskoczyłam na ten dźwięk, choć następny wcale mnie nie pocieszył. Piła łańcuchowa brzmiała w głośnikach, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Nie spodziewałam się jednak, że rozkuci uczniowie, rzucą się w stronę naszego przeciwnika, przy którego płaszczu, wisiał pęk kluczy. Katsuki chwycił go i oderwał od płaszcza, nieśpiesznie podchodząc do mnie i podając mi go.

Ja z kolei bardzo się śpieszyłam i wsadzałam jeden po drugim do zamka, aż ten wreszcie odpuścił. Gdy tylko przekręciłam klamkę, zawieszona na drzwiach, poleciałam w dół. Jedynie ręka Katsukiego, obejmująca mnie w talii uchroniła mnie przed upadkiem, chociaż z drugiej strony, pozbawiła również gruntu pod nogami.

Dźwięki ucichły, na rzecz imprezowego gwizdka.

— Gratulacje! Jesteście dziś drugą grupą, która ukończyła nasz horror house.

— Drugą? — zapytał Katsuki, unosząc brew z irytacją wymalowaną na twarzy.

— Cóż... Poza wami tylko jedna grupa uratowała osoby w celi, a był to niezbędny element do ukończenia zagadki... — przyznała dziewczyna, która przyjmowała nas do tego przeklętego miejsca. Zaczęłam się wiercić licząc, że Katsuki odłoży mnie na ziemię. Bez sensu, bo jedynie umocnił uścisk. — Oddaje pluszaka.

Dziewczyna nawet nie próbowała podać go mnie, od razu wystawiła go w stronę blondyna, który chwycił go jedną ręką.

Pomachali nam przed odejściem, wyraźnie zadowoleni. Skrzyżowałam ręce na piersi, czując rosnącą irytację, gdy jego ramię zaczęło nieprzyjemnie wbijać mi się w brzuch.

— Możesz mnie postawić?

— Nie, ale rzeczywiście, mam lepszy pomysł.

Mimo tego co powiedział, moje stopy dotknęły ziemi. Podał mi truskawkę i gdy już miałam się odwrócić, nachylił się i przerzucił mnie sobie przez ramię, jak worek z ryżem.

— H-Hej! — zawołałam, jednak nie było na mój krzyk żadnej reakcji. Wiedziałam, że walka jest bez sensu. Wkurzona westchnęłam i oparłam się o jego plecy, jedną ręką trzymając czarną nogę truskawki. — Gdzie mnie niesiesz?

— Na coś do jedzenia. Znowu pewnie nic nie jadłaś.

— Nie jestem głodna.

— Wiedziałem, że to powiesz.

Walnęłam go mocno w plecy, choć kompletnie to zignorował. Odstawił mnie dopiero pod stołówką. Czy byłam głodna, czy nie, wiedziałam, że dopilnuje, żebym zjadła. I mimo że trudno było mi to przyznać, rzeczywiście, ucieszyło mnie to. Tym bardziej, że był również jedną z pierwszych osób, które zauważyły spadające coraz mocniej kilogramy.

Mogłam jedynie uśmiechać się pod nosem, ciesząc się z tak niesamowitego chłopaka, u swojego boku, który zdecydowanie był kimś więcej niż przyjacielem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top