[4]Nieznajomy
Szykowałam się do klubu, do którego miałam iść z Jenną. Była 18:34, miałam wyjść o 18:50, bo wtedy Jenna miała na mnie czekać. Kończyłam mój makijaż, kiedy do pokoju wszedł jeden z moich braci. Był to Mal.
-He-gdzie idziesz?- boże.
-Do klubu z Jenną- odpowiedziałam nie patrząc się na niego.
-Pytałaś kogoś czy możesz?- wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
-A co ja jestem małą dziewczynką, która potrzebuje opieki na każdym kroku? Nie mam obowiązku się nikogo pytać o pozwolenie, jestem dorosła!- zdenerwowałam się dosć mocno.
-Jezu, dlaczego się denerwujesz? Tak, jesteś małą dziewczynką, która potrzebuje opieki na każdym kroku, bo nie jesteś na tyle odpowiedzialna!- ja ci dam mały kleszczu.
-Słucham? Wychowałam Cię, mieszkasz w moim domu za darmo, to JA płacę rachunki i to ja ciągle słucham co Ci w tym miejscu nie pasuje! Jestem bardziej odpowiedzialna niż ty! Jeżeli coś Ci się nie podoba to po prostu wyjdź i się nie czepiaj wszystkiego tak jak David!- wydarłam się dość głośno. Chyba na tyle, żeby wspomniany przeze mnie brat mnie usłyszał i zmierzał właśnie do mojego pokoju. Spodziewałam się, że da mi jakiś wykład na temat mojego zachowania, lecz tak się nie stało.
-Mal, Olivia co to za krzyki?- spytał.
-Nasza kochana siostrzyczka się buntuje i idzie do klubu razem ze swoją przyjaciółeczką- warknął Mal.
-I co z tego?- odpowiedział mu David spokojnym głosem- Niech idzie, jest pełnoletnia. I jeżeli jeszcze raz usłysze, że narzekasz na ten dom to zaproszę Cię na długą pogawędkę na temat bycia wdzięcznym za to co się ma, rozumiemy się? Olivia specjalnie dostosowała ten dom do naszych potrzeb i rzeczy, o które tak bardzo prosiliśmy. Więc proszę przymknij się i wyjdź z jej pokoju.- zamurowało mnie. David stanął w mojej obronie.
Mal wyszedł bez słowa, za to mój najstarszy z braci przykucnął przy mnie.
-Jak się czujesz?- spytał.
-Dobrze? Co to miało być?- wciąż w to niedowierzałam.
-Słuchaj, wiem że nie byłem najlepszym bratem- doprawdy?- I przepraszam. Zasługujesz na to, co najlepsze a ja byłem na siebie zły, bo to ty nas wychowałas i poświęciłas swoje dzieciństwo, żeby nas chronić. Nie nienawidzę Cię, wiesz? Po prostu czułem, że jeżeli będę bardziej surowy to nie będziesz się narażać na żadne niebezpieczeństwo, ale to co dla nas zrobiłaś, żebyśmy mieli wszystko czego potrzebujemy pokazało, że to my jesteśmy niewdzięczni. Przepraszam, nigdy nie sądziłem, że moje zachowanie może tak na ciebie wpłynąć. A teraz leć i baw się dobrze, zasługujesz na to- uśmiechnął sie do mnie, a ja rzuciłam mu się na szyję i go przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
-Dziękuję- wyszeptałam, po czym go puściłam.
-Miłej zabawy- uśmiechnął się do mnie a po chwili wyszedł.
Nie miałam pojęcia co mu odwaliło, ale jego słowa brzmiały tak, jakby mówił je szczerze i mam nadzieję, że tak było.
18:48
Jenna stała pod moim domem i czekała na mnie. Zbiegłam na dół i jak poparzona wybiegłam z domu. Wiedziałam, że jak się zatrzymam to dostanę wykład na temat mojego ubioru lub makijażu.
-Heej glizdo- uśmiechnęła się do mnie Jenna.
-Cześć debilko- również się do niej uśmiechnęłam, a ta wystawiła mi tylko środkowego palca po czym pojechałyśmy do klubu.
Kiedy dotarłyśmy Jenna od razu poleciała do jakiegoś chłopaka, a ja poszłam po coś do picia. Uznałam, że skoro Jenna pewnie będzie pić to ja będę kierować. Wzięłam swoją colę i usiadłam na jednej z kanap. Nagle podszedł do mnie jakiś mężczyzna na oko miał może z...27 lat?
-Hej śliczna, czemu siedzisz tu sama?- spytał, a ja podniosłam głowę, żeby lepiej go widzieć. Miał rude dość długie włosy, zielone oczy i chyba najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.
-Cóż, przyszłam tu z przyjaciółką, ale ona poleciała do jakiegoś typa, więc się nie wtrącam. Jesteś tu sam?
-W sumie..to tak. Przyszedłem trochę się rozerwać.- odpowiedział. Jego głos był taki niski, ale zarazem spokojny...
-Mhmmm- uśmiechnęłam się lekko. Wciąż było mi smutno, ponieważ Chase nie raczył napisać głupiego ,,hej". Wiedział, że nie lubiłam jego dziewczyny, ale jeżeli chciał zerwać kontakt mógł powiedzieć mi to w twarz.
-Wszystko w porządku, Merido?-wspominałam już, że padało i moje włosy się skręciły? Nie? To właśnie to robię. Mam na głowie jakieś afro.
-Merido? Czemu miałabym Ci powiedzieć, czy wszystko w porządku? Nawet nie wiem jak się nazywasz.- skarciłam się w głowie za to. Nie miało brzmieć wrednie, ale wyszło jak zwykle.
-Cóż, wygladasz jak Merida, tylko nie jesteś ruda- uśmiechnął sie do mnie ukazując swe śliczne dołeczki- Jestem Hayden, a ty Merido?- nie mogłam powtrzymać swojego uśmiechu.
-Olivia.- odpowiedziałam.- Na serio wyglądam jak Merida czy mówisz to dlatego, że moje włosy w połączeniu z deszczem to złe połączenie?- zaśmiałam się lekko.
-Oh, ależ skąd. Uważam, że twoje włosy są śliczne! Mogę dotknąć?
-Umm, jasne- posłałam mu lekki uśmiech. Zaczął pleść mi jakiegoś warkocza, ala roszpunkowego.
-Co robisz?- zapytałam
-Plotę Ci warkocza, żeby twoje włosy po ponownym wyjściu na zewnątrz nie wzbudziły kolejnej rewolucji.- znowu się uśmiechnął.- Masz może gumkę do włosów?- spytał.
-Tak, mam.- odpowiedziałam, po czym podałam mu czarną gumkę.
Wziął ją delikatnie ode mnie i związał mi włosy. Zrobił mi pięknego warkocza, wyglądającego jak ten Roszpunki.
-Oh wow, jest piękny.- powiedziałam bawiąc się warkoczem.
-Miło, że Ci się podoba.
Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy ze sobą o różnych randomowych rzeczach, które przyszły nam na myśł. Dużo się śmialiśmy.
-Słuchaj, ja będę się już zbierać- powiedziałam wstając z kanapy.
-Aww, mogę chociaż twój numer? Jesteś bardzo interesującą osobą i z wielką chęcią poznałbym Cię bliżej.
-Jasne.- wzięłam od niego telefon i wpisałam swój numer.- Do zobaczenia kiedyś, Hayden.
-Do widzenia, Merido- posłał mi lekki uśmiech kiedy wychodziłam z lokalu.
Kiedy wsiadłam do samochodu napisałam do Jenny, że wracam już do domu i żeby zadzwoniła kiedy po nią przyjechać. Wróciłam do domu i z wielkim uśmiechem na twarzy weszłam do środka. W kuchni spotkałam Davida.
-Hej, tak wcześnie w domu? Jak było?- spytał.
-Było super! Poznałam takiego chłopaka i- nagle brat mi przerwał.
-Chłopaka? Jakiego?- mina mu lekko pochmurniała.
-Nazywa się Hayden. Podszedł do mnie, kiedy Jenna poszła bawić się z jakimś chłoptasiem.
-Jak wygląda?
-Ma rude włosy, zielone oczy i tak przepiękny uśmiech...myślałam, że się rozpłyne na jego widok. Ma dołeczki kiedy się uśmiecha. Jest duużo wyższy ode mnie. Niby wygląda na takiego, który mógłby mnie porwać, ale jest bardzo miły! Zobacz jakiego mi warkocza zrobił!- lekko się obróciłam, żeby pokazać Davidowi.
-Hmm, z tego co mówisz wydaje się całkiem w porządku- posłał mi uśmiech.
-I naprawdę jest!- skakałam jak opętana mówiąc to wszystko. David w odpowiedzi tylko się zaśmiał i podał mi jedzenie, które zrobił.
-Ooo, moje ulubione!- krzyknęłam
-Haha, tak pomyślałem, że będziesz głodna.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
-Słuchaj, nie chciałem pytać, ale co się dzieje z Chasem?- spytał nagle.
-W sensie?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-No wiesz...w ogóle się już nie spotykacie, nie rozmawiacie ze sobą. Co się stało?
-Znalazł sobie jakąś laskę, która mnie nie lubi, ja jej też. Nie wiem możliwe, że mnie wymienił, ale jeżeli chciał zerwać kontakt mógł powiedzieć mi to w twarz.- posmutniałam trochę. Chase to był mój najlepszy przyjaciel, wiedział o wszystkim, moim dzieciństwie, przeszłości...a teraz? Nawet nie mamy o czym rozmawiać. Przez cały czas siedzi u tej lafiryndy. David widząc moją minę wstał i mnie przytulił, a mi momentalnie zaczęły spływać łzy po policzkach.
-Hej, nie płaczemy. Jeżeli tak się zachował, to nie był twój przyjaciel.- odpowiedział mi spokojnie. Ja tylko uwolniłam sję z uścisku i wycierając łzy lekko kiwnęłam głową.
Po jakiś 20 minutach zadzwoniła Jenna, żebym ją odebrała. Ona od zawsze nie trawiła Chase'a. Mówiła, że to zwykły idiota, i że go nie lubi. W sumie to okazało się, że ma rację.
Podjechałam pod klub niezbyt zadowolona i chyba było to widać, bo Jenna od razu dziwnie się na mnie popatrzyła.
-Nie gadaj, że to przez tego idiotę.- powiedziała stanowczo, na co ja tylko kiwnęłam głową.
-Boooże...widzisz? Miałam rację!
-Super, że miałaś rację, a teraz przymknij się i siedź cicho!- zdenerwowałam się. Jenna natychmiast ucichła. Odwiozłam ją do domu, po czym wróciłam do siebie. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam przy biurku. Nad nim wisiały zdjęcia z Chasem, Jenną i jeszcze jednym znajomym, który niestety zmarł 2 lata temu. Łzy znowu zaczęły mi spływać po policzkach. Zaczęłam zdzierać zdjęcia ze ściany nie bardzo interesując się tym, czy zostawie ślady czy nie. Wyrzuciłam wszystko do kosza. Byłam tak zła, że nie wiedziałam co robię..
_________________________________________
Żyję i mam się dobrze🙋🏽♀️ Może zaraz wstawie kolejną część jak wszystko dobrze pójdzie 😋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top