[2]Nigdy przenigdy
Wstałam o 6 nie wiedząc co mam dzisiaj w planach. Dostałam wolne od szefa po wczorajszym, więc miałam cały dzień dla siebie. Przynajmniej tak mi się zdawało, bo przecież mój spokój może zakłócić któryś z braci. Mam ich ośmiu.
Najstarszy nazywa się David, młodszy od niego o 2 lata ma na imię Liam, trzeci też starszy ode mnie to Jacob, moi bliźniacy nazywają się Alex i Caleb, młodszy od nas nazywa się Cooper, a najmłodsi bliźniacy to Sam i Austin.
Wszyscy jesteśmy do siebie podobni, ja i moi bracia mamy ciemne, brązowe, kręcone włosy, zielone albo piwne oczy i duże usta. Wyjątkami są Sam i Austin, bo oni jako jedyni mają czarne włosy po tacie, ale wciąż były kręcone.
David ma 189cm wzrostu, Liam 187cm, Jacob 182cm, Alex 193cm, Caleb 191cm, Cooper 180cm, Sam 187cm a Austin 186cm. Ja natomiast mierzę tylko 167cm wzrostu, należe do tych niższych, aczkolwiek jestem szczęsliwa że nie jestem wysoka jak żyrafa. Bracia często mają ze mnie ubaw, że nawet najmłodsi mnie przerośli.
Był 15 marzec, czyli moje urodziny. Alex i Caleb urodzili się pare minut po północy, więc oni swoje obchodzą 16 marca. Nie byłam szczęśliwa z faktu, że są moje urodziny, wiedziałam że bracia jak zwykle nie pamiętają i mają jakieś plany.
Wstałam z łóżka o 6:13 bo uznałam, że trzeba się w końcu ogarnąć. Poszłam do łazienki i zaczęłam uporzadkowywać moje niesforne, długie, brązowe loki. Uznałam, że je wyprostuję. Zwykle tego nie robię, ale widząc ich stan coś mnie kłuje w sercu. Ubrałam się w biały top na ramiączkach, skórzane, czarne spodnie typu dzwony i jakieś białe trampki. Zrobiłam swój makijaż tak, jak robię go codziennie. Czarne kreski, tusz do rzęs i korektor wystarczają mi na codzienny makijaż. Umyłam zęby i zeszłam na dół. Na moje nieszczęście był tam mój nie ulubiony brat i oczywiście jak zwykle musiał skomentować mój wygląd.
-Jezu, a tobie co?- spytał ze zdziwieniem.
-W sensie?- odpowiedziałam pytaniem. Oho zaraz się zacznie.
-Widzisz jak ty wyglądasz? Jak kościotrup!- zabolało. Choruję na zaburzenia odżywiania od jakoś 10 roku życia.
-Odwal się, co?- warknęłam patrząc na niego jakbym miała go zaraz zabić
-Co się z tobą dzieje?- wyglądał jakby się..martwił?-Kiedy ostatni raz coś jadłaś?
-Wczoraj, czemu nagle cię to interesuje?- zapytałam lekko podirytowana.
-Od zawsze mnie interesowało, jestem twoim starszym bratem- odpowiedział widząc moją zirytowaną minę.
-Więc zachowuj się jakbyś serio był starszy, nie tylko liczbowo- rzuciłam na koniec, po czym poszłam w głąb kuchni zrobić sobie śniadanie. Nie chciałam go jeść bo po prostu nie miałam ochoty, ale wiedziałam, że jeżeli któryś z braci dowie się, że nic nie zjadłam to będę martwa.
Kiedy skończyłam swój posiłek zawibrował mi telefon. Odblokowałam go i zobaczyłam wiadomość od mojej przyjaciółki Jenny.
Jenna<33
Siema, wychodzisz dzisiaj ze mną do galerii i nie przyjmuje odmowy.
Ja
Dobra, niech ci będzie pasożycie.
Zaczęłam się ogarniać, bo mogła przyjść po mnie nawet za krótką chwilę. Było mi przykro, nie dostałam żadnej wiadomosći od Chase'a, od mamy i od taty też nie, aczkolwiek czego mogłam się spodziewałać...
***
Wrzuciłam do torebki mój czarny portfel, słuchawki na wszelki wypadek, gumy do żucia, szczotke do włosów i jakiś perfum. 2 minuty później dostałam wiadomość, że Jenna już jest i czeka na mnie przed domem. Wybiegłam nikomu nic nie mówiąc. Wydawało mi się, że nikogo nie ma więc nie zwróciłam uwagi czy ktoś mnie woła czy nie.
Poszłyśmy do galerii, żeby kupić sobie jakieś ładne ubrania. Weszłyśmy do pierwszego sklepu, w którym wisiało mnóstwo ślicznych ubrań. Popatrzyłyśmy się na siebie po czym zaczęłyśmy rozglądać się za czymś co wpadnie nam w oko. Znalazłam śliczny top. Był biały i miał kokardy na ramionach.
Od razu go wzięłam, po czym ku mojemu spojrzeniu okazała się prześliczna sukienka. Również była biała do połowy uda.
Bez zastanowienia wzięłam ją i powędrowałam do kasy. Czekałam na Jenne chyba 20 minut. W końcu wyszła ze sklepu z dwiema torbami ubrań.
Bez słowa udałyśmy się do kolejnego sklepu. Tym razem kupiłam 4 pary spodni i 2 spódnice.
Poszłyśmy jeszcze na jakieś jedzenie. Niechętnie zjadłam swoją porcję spaghetti. Było już dosyć późno, więc pożegnałyśmy się i rozeszłyśmy się do swoich domów.
Kiedy tylko weszłam do środka napotkałam wzrok każdego z rodzeństwa.
-Gdzie byłaś?- spytał zimnym tonem najstarszy z braci.
-Z Jenną?- odpowiedziałam wiedząć, że zaraz zacznie się kłótnia.
-Pytam GDZIE byłaś, nie Z KIM byłaś- słyszałam nutkę irytacji w jego głosie.
-W galerii na zakupach. Jakiś problem?
-Czemu nie poinformowałaś nikogo, że wychodzisz z domu i Cię nie będzie?- chyba nigdy nie widziałam go takiego podirytowanego.
-Myślałam, że was nie ma. Poza tym nie planowałam tego wyjścia. Wyszło spontanicznie.- wiedziałam, że jeżeli zachowam zimny ton to może uzna, że nie ma sensu się dalej kłócić.
-Zdajesz sobie sprawę, że mogłas do któregoś z nas napisać albo zadzwonić?- spojrzałam na resztę braci, którzy siedzieli z głowami spuszczonymi na dół.
-Cóż, nie pomyślałam o tym.- wyminęłam go i wyjęłam z torby ciasto i dwie świeczki z napisem ,,Happy 25th birthday".
-Co to ma niby być?!- oho zdenerwował się.
-Ciasto. Nie widać?- moje odpowiedzi były krótkie i stanowcze, podczas kiedy jego były pełne irytacji i złości.
-Chwila, jaki dzisiaj dzień?- wtrącił Liam.
-15 marca, czemu pytasz?- odpowiedział mu David.
-Nic Ci nie mówi ta data? Dzisiaj są jej urodziny, a my jak zwykle zapomnieliśmy.- mina Liama mówiła, że był trochę zestresowany i było mu przykro, że znowu zapomniał o urodzinach jego jedynej siostry.
-Czekaj, a ona nie urodziła się 16 marca?- spytał teraz już zdziwiony David.
-Nie.- wtrąciłam zimnym tonem. -A teraz jeśli pozwolisz udam się do siebie.
-Olivia czekaj!- zawołał Alex
-Na co mam czekać? Aż w końcu przestaniecie robić kłótnie o najmniejsze rzeczy? Nie, dzięki. Czekam już na to 25 lat.- udałam się na górę z moim ciastem i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na podłodze, po czym wyszeptałam ,,Happy Birthday Liv". Pare łez spłyneło mi po policzku. Starłam je i zdmuchnęłam świeczki. Zorientowałam się, że nie wzięłam żadnego widelca, więc wstałam i zeszłam na dół. Na moje nieszczęście bracia wciąż tam byli.
-Liv..- zaczął Alex, lecz mu przerwałam.
-Daruj sobie.- powiedziałam stanowczo.
Odpuścili rozmowę ze mną, lecz mina Davida mówiła jedno, nie był zadowolony z mojego zachowania.
Kiedy wróciłam do swojego pokoju uznałam, że przejade się do starego blaszaka na małym odludziu. Nikt tam nie przychodził oprócz mnie. Ubrałam strój na motor, po czym wzięłam kluczyki i zeszłam na dół wychodząc bez słowa.
_________________________________________
Wowowowowo ale mam timing, pozniej albo jutro wrzuce jeszcze pov braci
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top