You should see me in a crown ⌘

27 września 2028. Belle Isle, Detroit.

Blondynka siedziała przy toaletce ustawionej tuż przed dużym oknem wychodzącym na rzekę. W porannym słońcu odbijającym się od wody jej włosy lśniły jeszcze jaśniej niż zazwyczaj, a w całej sypialni unosił się zapach jej perfum. Elijah stał oparty o futrynę drzwi prowadzących do łazienki, z której właśnie wyszedł i przyglądał się Amici w milczeniu. Jakby podziwiał absolutnie doskonałe dzieło sztuki, które właśnie przerzuciło leniwie strony w książce leżącej przed nią na blacie toaletki.

– Gapisz się – powiedziała wesołym głosem Amicia, nie odrywając wzroku od strony, którą właśnie skończyła czytać.

– Dziwisz mi się? Powinienem kupić ci większe lustro? – odpowiedział idąc w jej stronę. Stanął za nią, obejmując ją ramionami, a Amy od razu odłożyła książkę grzbietem do góry i odchyliła się lekko, by mógł pocałować jej szyję. – Mógłbym się na ciebie gapić do końca życia.

– Oboje wiemy, że to nie prawda. Za szybko by ci się znudziła taka bezczynność.

– Kto tu mówi o bezczynności – roześmiał się Elijah, zsuwając ramiączko jej koszuli nocnej i sunąc ustami w dół jej szyi. A ona nie przestawała się uśmiechać, nie próbowała nawet się z nim droczyć, czy upominać go, że spóźnią się do firmy. W takich chwilach Amicia czuła się jakby znajdowała się obok, jakby obserwowała to wszystko z bezpiecznej odległości, oderwana od rzeczywistości, w której nieustannie nie jest samą sobą. Wykuła sobie pancerz z obojętności, kłamstw i własnych uśmiechów, którymi zwodziła go każdego dnia. Wiedząc, że tylko tak miała jakiekolwiek szanse, by zachować resztki poczytalności z której Elijah jeszcze jej nie ograbił. Dlatego pozwoliła mu zdjąć z siebie koszulę i gdy poczuła, jak owija sobie jej długie włosy wokół dłoni, by najpewniej pociągnąć ją za sobą w stronę łóżka, rozległ się dzwonek jego telefonu.

– Masz zamiar teraz odebrać? – spytała, gdy Elijah puścił jej włosy, które rozsypały się jasną falą po jej nagich plecach.

– Tak – odpowiedział, jeszcze raz całując jej szyję, a gdy tylko wyszedł z sypialni, Amicia odetchnęła głębiej i podeszła do szafy. Jeszcze zanim ubrała się do końca w sukienkę, do sypialni wrócił Elijah, a ona widziała doskonale, że na jego twarzy wyraźne podekscytowanie.

– Praca?

– Tak.

– Powiesz mi coś więcej? – zadała kolejne pytanie, siadając na brzegu łóżka i wsuwając na stopy płaskie buty.

– Zjemy razem lunch – zapowiedział i miał już wyjść, ale cofnął się i podszedł do niej. Amy uśmiechnęła się mimowolnie, gdy położył jej dłonie na policzkach i pocałował ją krótko, zanim nie uciekł z sypialni. Twarz blondynki momentalnie spoważniała, jakby każda kolejna sekunda z uniesionymi kącikami ust miała ją zabić i dalej powoli szykowała się do pracy.

Dopiero widok Ady, która czekała na nią w biurze, odrobinę poprawił jej humor. Androidka jak zawsze patrzyła na nią chłodno, mając przy tym minę, jakby cały czas kwestionowała każdą decyzję Amicii. Co ta szczerze uwielbiała.

– Chciałabym żebyś powiedziała mi co dziś dokładnie robi Elijah, odkąd przekroczył próg firmy. Chcę wiedzieć o każdych drzwiach, do których użył swojego identyfikatora – powiedziała Amicia, siadając przy biurku i opierając swoją laskę obok krzesła. Andoidka przytaknęła jej, przymykając powieki, a led na jej skroni błyskał błękitnym światłem. Amy włączyła komputer i zaczęła przeglądać wiadomości, do czasu, aż Ada ponownie otworzyła oczy.

– Elijah po pojawieniu się w firmie od razu pojechał na produkcję i cały czas jest w sali testowej numer osiem. Niestety, nie mam dostępu do monitoringu.

– Jakoś niespecjalnie mnie to dziwi – mruknęła pod nosem Amy. – Co dziś jest testowane i produkowane na tamtej linii|? Proszę, nie mów że androidy policyjne.

– Nie. Dziś testują tam AX400.

– Budżetową pomoc domową? – upewniła się blondynka i pokręciła głową zaskoczona. – Dlaczego Elijah miałby się pofatygować na test kompatybilności naszych najtańszych modeli?

– Niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie. Czy on brał udział w ich programowaniu?

– Tak nisko go cenisz? AX400 mógłby zaprojektować nawet i stażysta, one wszystkie bazują na już stworzonych programach i działających androidach starszych generacji. Nie wiem czemu Elijah miałby zaśmiecać sobie głowę ich testami.

– Według grafiku testy dziś nadzoruje Benny Nelson.

– Powinnam go znać?

– Nie. Ukończył staż kilka miesięcy temu, został w dziale kontroli. Prawdopodobnie nawet go nie widziałaś na żadnym z korytarzy, a co dopiero żebyś miała go znać z nazwiska – odpowiedziała Ada, nie przestając wpatrywać się w Amicię, która oparła łokcie na stole i schowała twarz w dłoniach. Androidka słyszała jej nerwowy oddech i przeskanowała jej poziom stresu, co pozwoliło dojść jej do jednoznacznego wniosku. Amy była coraz bliżej krańca własnej wytrzymałości i zdobytej po wypadku siły do walki i Ada podejrzewała, że jeśli tym razem blondynka znów da się złamać Kamskiemu, nie będzie już dla niej ratunku.

– Czy mam ustawić spotkanie z Jonathanem?

– A jest w firmie? – upewniła się Amy, odsuwając dłonie od twarzy. Wzięła jeszcze jeden głębszy oddech.

– Tak, od rana prowadzi spotkania z naczelnikami stanowej policji z całego kraju.

– Racja, zapomniałam, że się od nich wykręciłam. Nie, nie zabieraj mu czasu, muszę się skupić na swojej pracy, zanim zacznę zawalać cudzą – oświadczyła Amicia i przeniosła wzrok na ekran komputera, gdzie od razu przystąpiła do nadrabiania wszystkich ostatnich zaległości.

Zanim jednak wpadła w jednostajny ciąg pracy, do jej biura niespodziewanie wszedł Elijah. Amicia widziała, że jego poranny dobry humor wcale nie zniknął, a brunet raczej sprawiał wrażenie jeszcze bardziej entuzjastycznego. Co w pewnym stopniu ją uspokoiło, bo za dobrze wiedziała, że jego zły nastrój odbiłby się bezpośrednio na niej, ale też czuła niepokój z powodu tego, co mogło aż tak rozradować Elijaha.

– Wyjdź – powiedział, posyłając Adzie krótkie spojrzenia, a Amicia skinęła głową, by ta zostawiła ich samych.

– Chyba umawialiśmy się dopiero na lunch.

– To nie mogło czekać aż do lunchu. – Elijah podszedł do niej i nonszalancko usiadł na blacie biurka obok niej, po czym sięgnął po schowany w kieszeni marynarki telefon. – Muszę ci pokazać to, co się dziś wydarzyło na testach rano.

– Dobrze, pokaż mi – odpowiedziała lekko Amy, ale brunet złapał jej brodę w palce i zmusił ją do spojrzenia sobie w oczy.

– To szalenie ważne, by zostało między nami. Rozumiesz?

– Wszystko między nami, zostaje między nami, Elijah. Skąd ten nagły niepokój, że coś mogłoby się zmienić? – zapytała, patrząc mu prosto w lodowate źrenice. Robiła to z taką pewnością i uporem, że niemal mogła wskazać moment, gdy jego wzrok przestał być chłodny, a Elijah spojrzał na nią z czymś na miarę czułości. Nachylił się do niej i pocałował jej usta, na których od razu pojawił się szeroki uśmiech, gdy tylko znów się wyprostował. – Powiesz mi, co się stało?

– Od dziś będziemy trzymać ich wszystkich w szachu, moja droga.

– Elijah... Coś ty narobił? – Amy przygryzła usta, jakby tym gestem próbowała ukryć kpiący uśmiech, a on roześmiał się szczerze i włączył nagranie na telefonie.

Amicia widziała takich nagrań setki, jak nie tysiące w całym swoim życiu. Standardowe pytania zadawane wybranym losowo androidom, ściągniętym wprost z linii produkcyjnej. Tu wszystko toczyło się dokładnie tak samo, AX400 poruszała się w zamierzony sposób, odpowiadała na pytania, płynnie posługiwała się kolejnymi językami i Amy już miała zapytać Kamskiego, o co dokładnie tu chodzi. Aż androidka zadała pytanie spoza schematu.

Blondynka zamarła i bez choćby mrugnięcia oglądała dalszy rozwój wydarzeń.

– Pomyślała... – szepnęła za AX400 Amicia i uniosła wzrok na Elijaha, który tylko dał jej znać, że ma oglądać dalej. Sprawiało jej to niemal fizyczny ból, obserwowała panikę malującą się na twarzy androidki, która przez kolejne długie sekundy błagała, płakała i obiecywała, że będzie taką jaką być powinna. Byleby tylko mogła zatrzymać życie. Życie. AX400 była przekonana, że jest żywa. – Dość – powiedziała znów, odsuwając od siebie telefon Elijaha i się poderwała się z krzesła. Złapała swoją laskę, by się na niej oprzeć, gdy zaczęłą chodzić nerwowo przed nim. – Ona się bała, była przerażona. Jak to możliwe, że w ogóle wiedziała jak okazać strach? Jak w ogóle mogła zadać pytanie spoza protokołu?

– Usiądź, proszę, Amicio. – Elijah schował telefon i patrzył wyczekująco na blondynkę, która wciąż krążyła nerwowo przy biurku.

– Przecież dopiero się obudziła, nie mogła skopiować ludzkich emocji. O ile to oczywiście jest możliwe, a wiemy, że nie jest. Więc ten strach, to... myślenie, musiało już być w niej – mówiła dalej blondynka, skubiąc nerwowo jeden ze swoich paznokci. – Jak to w ogóle się stało? Jak to w ogóle możliwe?

– Amicio. Siadaj i przestań panikować.

– Jak mam nie panikować? Czy ty w ogóle widziałeś to samo nagranie?

– Tak. I bardzo chciałbym ci opowiedzieć, jak do tego doszło – powiedział, łapiąc ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. – Chyba nie myślisz, że cokolwiek takiego mogło się wydarzyć w mojej firmie, bez mojej wiedzy.

– Ty ją zaprogramowałeś, by zachowywała się w ten sposób.

– Nie, nie zaprogramowałem jej. Zamieszałem lekko w jej kodzie. – Elijah położył jej dłonie na policzkach, zmuszając ją, by spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnął się szeroko. – Cóż, chyba powinienem potraktować jako komplement to, że tak zareagowałaś. Skoro przeraziło to ciebie, to tym bardziej zadziała na resztę rady nadzorczej. Ta androidka nie czuje prawdziwych emocji, nie czuje strachu, ona tylko to symuluje, więc nie wpadaj, proszę w panikę, moja droga.

– Musisz przyznać, że to wygląda przerażająco.

– Tak ma wyglądać. To tylko wirus.

– Wirus? Czekaj... – Amicia odsunęła się od niego i wzięła płytki wdech, gdy zaczęło do niej docierać, co Kamski tak w ogóle planuje. I dokąd zmierzał cały ten teatrzyk, którego była właśnie świadkiem. – Ty chcesz zaszantażować radę nadzorczą, pokazać im że możesz zdestabilizować każdego androidka, jeśli zagłosują przeciwko tobie – powiedziała, a on przytaknął jej kolejnym szyderczym uśmiechem. – Zainfekowałeś więcej androidów?

– Nie. Nie chcę, żeby ta sytuacja wymknęła się spod kontroli, to ma być mój as w rękawie, a nie klęska dla mojej firmy.

– Naszej firmy – poprawiła go automatycznie, a Elijah skinął głową.

– Naszej firmy. I nie dopuszczę do tego, byśmy ją stracili, by ktokolwiek jej zagroził.

– Gdzie jest teraz ta androidka? – spytała Amicia, a on podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach.

– Wciąż w dziale kontroli jakości, spokojnie. Naprawdę nic nam nie grozi, nie dopuszczę jej do innych androidów, a jak powiem, radzie nadzorczej co myślę o ich planie, by wyrzucić mnie w firmy to zutylizujemy ten wadliwy model. No oczywiście, jeśli tylko zagłosują za wyrzuceniem Portera. – Amicia przytaknęła mu i pocałowała go z pogodnym uśmiechem.

– Spalmy ich – powiedziała pewnie i sięgnęła po swój telefon. – Zwołuję pilne zebranie rady nadzorczej na dziś. Dajmy im trzy godziny, niech, chociaż zjedzą lunch – zaśmiała się blondynka, a Kamski przytaknął jej i ruszył w stronę drzwi. – Ja też chcę zjeść z tobą lunch, kochanie – rzuciła, jeszcze zanim została w biurze sama. Nie przestawała się uśmiechać, gdy wróciła do pracy i dopiero gdy Ada wróciła do gabinetu, Amy pozwoliła sobie na to, by jej maska opadła.

– Wiem, gdzie znajduje się ta AX400. Możemy w każdej chwili ją wysłać do utylizacji.

– Do utylizacji? – powtórzyła za androidką i przygryzła usta. – Uważasz, że to konieczne? A co jeśli ona naprawdę się boi...

– My nie czujemy emocji, Amy. To wadliwa maszyna, nie przerażona kobieta. Nie powinnaś mieć takiego poglądu na tę sytuację, jeśli chcesz się utrzymać na swoim stanowisku po jego odejściu – powiedziała, jak zawsze pragmatycznym głosem Ada. – Musisz brać pod uwagę, że gdy Kamskiego zabraknie w firmie, to niektórzy ludzie będą chcieli też twojej degradacji.

– Ja sobie poradzę. Po prostu... nie czujesz nic, w związku z tą AX400?

– Nie czuję. Kropka. Amicio, choć bardzo byś chciała, żeby było inaczej, ja nadal jestem tylko androidem. Nie twoją najlepszą przyjaciółką. – Ada wygłosiła tę wypowiedź w sposób pozbawiony emocji, ale po sekundzie na jej ustach pojawił się uśmiech. – Och, przepraszam. Nie jestem "tylko androidem". Jestem najbardziej zaawansowanym modelem, jaki kiedykolwiek powstał i jaki kiedykolwiek powstanie.

– Kocham cię – mruknęła pod nosem blondynka, a Ada uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Amy, mówiłam ci. Nie mam uczuć. Nie odpowiem: ja ciebie też – zaśmiała się androidka, zanim jej twarz ponownie spoważniała. – Więc? Co robimy z tym wadliwym modelem? Jeśli chcesz poznać moją opinię, to gdy powiesz, że wysłałaś go bez namysłu do utylizacji, to zdaniem rady nadzorczej wykażesz się zimną krwią i pragmatyzmem.

– Tak. Oni to pokochają – odpowiedziała i skinęła głową. – Masz rację, dopilnuj osobiście jej zniszczenia i zdobądź dla mnie to nagranie. Masz czas do południa.

– Spotkanie rady nadzorczej jest zwołane dopiero na pierwszą...

– Tak, to, w którym będzie brał udział Elijah. A ja chcę najpierw spotkać się z nimi sama i przygotować pluton egzekucyjny.

– Czyli to dziś? – spytała Ada, a Amicia skinęła jej niepewnie głową.

Planowały ten moment i ten dzień od miesięcy. Moment, w którym Amy definitywnie odejdzie od Kamskiego, był dopracowany w najmniejszych szczegółach, ale obie nie do końca wiedziały, kiedy uda im się ten plan wcielić w życie. Amicia chwilami wierzyła, że w ogóle nie uda jej się od niego odejść i że już do końca życia będzie tylko i wyłącznie jego ukochaną zabawką.

Niczym więcej.

Nikim więcej.

A dziś on sam włożył w jej dłonie broń i wysłał się pod ścianę. Amicia musiała tylko odważyć się, by pociągnąć za spust i bardzo chciała mieć pewność, że będzie w stanie się na to zdobyć.

Punktualnie w południe pojawiła się Ada, która wręczyła blondynce tablet z nagraniem z monitoringu. Amicia nie chciała wiedzieć, do czego posunęła się RK100 by zdobyć te dane, ale wnioskując po jej błyszczących złowieszczo niebieskich oczach, domyślała się, że po prostu wzięła je sobie z pamięci jakiegoś androida technicznego. Nie patrzyła na koszty, wykonywała powierzone jej zadanie i jak zawsze robiła to absolutnie bezbłędnie. Ada postawiła też na stole tacę z lunchem, którą Amy od razu zabrała i ruszyła korytarzem w stronę gabinetu Elijaha. Tak, jak on rano stanęła w drzwiach i chwilę go obserwowała. Jego związane czarne włosy, luźny czarny podkoszulek bez żadnego logo i szytą na miarę marynarkę. Przeniosła wzrok na jego jasne dłonie i długie palce uderzające w klawisze klawiatury na biurku. Biurku, na którym niepotrzebna była żadna tabliczka z nazwiskiem. W końcu każdy wiedział kim jest Elijah Kamski.

Ale tylko ona wiedziała, jaki jest.

I w jakiś niezrozumiały dla siebie samej sposób nadal go kochała. Nadal kochała to ile byli w stanie razem stworzyć i pamiętała o wiele lepiej te wszystkie genialne rzeczy, które mieli razem w życiu. A to wszystko napawało ją przerażeniem, co się stanie gdy stanie przeciwko niemu. Gdy zabraknie go w tej firmie, gdy zabraknie go w jej życiu.

Amicia nienawidziła siebie samej za ten strach, który czuje na myśl, że jutro nie będzie go już w jej życiu.

– To może być najlepszy dzień w naszym życiu. Aż żałuję, że nie zaczęliśmy go wcześniej – odezwał się Kamski, który doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności już od dłuższej chwili. – Wieczorem zamówimy sushi z twojej ulubionej restauracji i zjemy je w łóżku.

– Co tylko zechcesz. To twój dzień – odpowiedziała z uśmiechem, który przeszedł jej tak samo naturalnie, jak wróciły do niej zupełnie inne wspomnienia. Teraz już gdy na niego patrzyła, nie widziała pięknego mężczyzny, którego nadal kochała. Teraz widziała swój największy koszmar, te wszystkie siniaki, które jej zrobił i przede wszystkim te wszystkie noce, gdy brał ją sobie tak, jakby była kolejną posłuszną mu lalką. Bo może właśnie tym dla niego się stała.

– Wygląda na to, że na zebraniu pojawią się wszyscy. Porter sam o to zadbał, sam podpisał na siebie wyrok śmierci.

– Prawda? – spytała, uśmiechając się kpiąco i usiadła po drugiej stronie biurka. Postawiła między nimi tacę z lunchem i oparła się niedbale na krześle. – Mężczyźn, którzy są zbyt pewni, że są górą, czeka długi upadek.

– Och, czyżbyś sama go jeszcze zapewniła, że podda dziś moje stanowisko pod głosowanie?

– Oczywiście – odpowiedziała i zaczęła jeść z uśmiechem. Elijah patrzył na nią chwilę, zanim wziął głęboki wdech.

– Gdy sytuacja w firmie się uspokoi, to chciałbym na jakiś czas wyjechać z tobą z kraju. Nie powiem, że na wakacje, bo oboje za dużo pracujemy, by się na nie zdobyć, ale na coś na kształt urlopu. Może do Tokio? Wynajmiemy jakiś śliczny apartament, będziemy pić wino śliwkowe i herbatę i będziemy tylko we dwoje.

– To... cudowny pomysł. Choć trochę niespodziewany – odpowiedziała dyplomatycznie, cały czas się przy tym do niego uśmiechając.

– To, że cię kocham, też jest niespodziewane?

– Nie. To akurat oczywista oczywistość – roześmiała się Amy i wskazała mu jedzenie.

Amicia nie umiała wskazać momentu, gdy kłamstwa zaczęły przychodzić jej z taką łatwością. A może raczej chwili, gdy zorientowała się, że Elijah przestał się ich doszukiwać w każdym jej słowie i dopatrywała się przyczynku tego w wypadku. To, że po nim do niego wróciła, Kamski musiał odebrać jako największy dowód jej miłości i wierzył jej nie widząc, że blondynka w tej samej chwili, w której ona zapewniała go o swoim pożądaniu i uczuciach, jednocześnie planowała roznieść jego imperium. Kawałek po kawałku. Zadawać cios za ciosem, aż padnie na deski i zorientuje się, że nie może się z nich podnieść.

Oczywiście myślała o zemście. O tym, co Kamski będzie chciał i będzie gotowy jej zrobić, gdy odkryje jej zdradę. Jednak w takich chwilach z pomocą przychodziła jej Ada. Chłodny, analityczny umysł RK100 podsuwał kolejne scenariusze tego, do czego Elijah mógłby się posunąć i Amicia czuła, że na każdy z nich były przygotowane.

– Do zobaczenia na zebraniu – obiecała, przechodząc na drugą stronę biurka. Oparła się o nie i dopiero nachyliła do niego, kładąc mu dłoń na policzku. Chwilę patrzyła mu prosto w oczy, zanim pocałowała go, pierwszy raz od miesięcy robiąc to naprawdę z własnej woli. – Kocham cię.

– Do zobaczenia – odpowiedział, odprowadzając ją spojrzeniem.

Za drzwiami gabinetu już czekała na nią Ada, która podała jej laskę i dotrzymując Amici kroku, ruszyła za nią w stronę wind. Zjechały tylko dwa piętra w dół, gdzie udały się do sali konferencyjnej wybranej przez androidkę, tak by w danych spotkań Amicii nie znajdował się ani jeden ślad tego, gdzie może się ona teraz znajdować. W środku czekała na nie cała rada nadzorcza i gdy weszly, sześć par oczu momentalnie zatrzymało się na blondynce, która usiadła po prawej stronie Portera.

– Więc to dziś? – spytała Eveline, stawiając przed Amicią filiżankę kawy. Porter wtajemniczył część ich najbliższych współpracowników, którzy mogą pomóc im usunąć Elijaha ze stanowiska. Jednak wszyscy wiedzieli, że jedyną niewiadomą jest Amy. Z tego co mówił jej Jonathan, wszyscy obawiali się, że w decydującym momencie blondynce zabraknie siły, by zagłosować przeciwko Kamskiemu.

– Muszę wam coś pokazać, żebyście wszyscy byli pewni, do czego zdolny jest Elijah, by utrzymać się na stanowisku – powiedziała Amy, dając znać Adzie, by ta włączyła to samo nagranie, z którym Kamski przyszedł do jej biura kilka godzin temu. Amy nie patrzyła nawet na ekran, nie chciała widzieć znów przerażonej twarzy androidki, która już nie istnieje. Wolała patrzeć na reakcję ludzi wokół siebie, ludzi, którzy dopiero teraz zdają sobie sprawę z tego, co Kamski jest zdolny zaprogramować ich androidom dla zabawy. Dla zdobycia kilku punktów w tej grze o władzę. Gdy nagranie się skończyło w sali rozgorzały dokładnie te same pytania, którymi ona zasypywała Elijaha kilka godzin temu i teraz to ona musiała odpowiadać na nie chłodno i pragmatycznie. Tak jak sugerowała jej to Ada. – Już zajęłam się tą androidką. Została zniszczona.

– Jaką mamy pewność, że Kamski nie stworzył więcej takich uszkodzonych modeli? – spytał Jason, a ona wzruszyła ramionami.

– Nie mamy pewności i dlatego musimy usunąć go ze stanowiska CEO. I sprawdzić jeszcze raz wszystkie androidy, które mają trafić do sprzedaży – odpowiedziała blondynka, upijając łyk kawy. Głośny sprzeciw, który przetoczył się przez salę, nie był dla niej w żaden sposób zaskakujący. Codziennie do sprzedaży i usług trafiały z ich magazynów setki tysięcy androidów. Ponowne przetestowanie ich, oznaczało przerwy produkcyjne, a bezpośrednio za tym szły ogromne straty finansowe, na które żadna osoba w tym pokoju, nawet Jonathan nie wyraziłaby zgody. – Możemy albo stracić teraz trochę pieniędzy, albo podjąć ryzyko, że ta sytuacja eskaluje i zabrnie za daleko. Do mediów. Do domów naszych klientów.

– To AX400. To nie jest model, który trafi do senatorów, czy jakichkolwiek ludzi, którzy cenią sobie jakość i mają pieniądze – zaprotestował ktoś głośno, a Amicia kolejny raz wzruszyła ramionami.

– Amy ma rację – odezwał się Jonathan, przekrzykując ich współpracowników. – Musimy wysłać wszystkie androidy na ponowne testy.

– To zajmie dni, może nawet tygodnie.

– Bierzesz jej stronę, bo chcesz ją wsadzić na stołek CEO! – zabrał głos Jason, a Amicia wybuchła kpiącym śmiechem.

– Nie, nie bierz mnie za kogoś, kim nie jestem. Jestem naukowcem, nie pacynką, którą można wsadzić na stanowisko i nią sterować – powiedziała z szerokim uśmiechem, a Porter jej przytaknął. – I nie zaczynajmy już kroić tego tortu, gdy Elijah wciąż jest u władzy.

Jej słowa wcale nie ostudziły atmosfery w sali konferencyjnej. Wszyscy przekrzykiwali się, byli wściekli, byli przerażeni i przede wszystkim żądni odpowiedzi i żądni krwi. A ona siedziała na krześle, pijąc kawę i patrząc na to wszystko, zachowując niespodziewany dla siebie samej spokój. Zrobiła krok, powiedziała głośno to, o czym tak długo marzyła. Chciała pozbyć się Kamskiego ze swojego życia i teraz postawiła wszystko na jedną kartę. Jeśli dziś nie straci on swojej pozycji w firmie, to i tak zniknie, wyparuje z jego życia i ukryje się gdzieś po drugiej stronie globu. Nie chciała tego, ale wiedziała, że przynajmniej nie odejdzie bez walki.

Sytuacji nie dało się opanować ani Porterowi, ani wskazówkom zegara, które nieuchronnie przybliżały ich do konfrontacji z Kamskim. I dopiero gdy ten wszedł do sali konferencyjnej zapadła w niej grobowa cisza. Tylko Jonathan uśmiechnął się szeroko i podniósł z krzesła, opierając przy tym jedną z dłoni na oparciu tego, na którym siedziała Amicia. A blondynka potrzebowała dużo silnej woli, by nie przewrócić teatralnie oczami na to małostkowe popisywanie się Portera.

– O, Elijah. Cieszę się, że jednak pojawiłeś się tutaj tak szybko. Głosowanie wymaga twojej obecności.

– Tak. Sam je zwołałem – odpowiedział brunet, siadając naprzeciwko Amicii, która unikała jego wzroku. Skupiła spojrzenie na własnych dłoniach opartych na kolanach, wiedziała, że teraz, gdy ta upragniona chwila zemsty w końcu nadeszła, nie jest w stanie spojrzeć na niego i powiedzieć, że to przez nią traci wszystko.

– Nie, nie. Mylisz się, zgodnie z kodeksem wewnętrznym głosowanie o odwołaniu CEO odbywa się przed wszystkimi innymi wnioskami. Więc nie ty, ale my je zwołaliśmy i my chcemy żebyś ustąpił ze stanowiska. Sam. W końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi...

– Nie bądź śmieszny – parsknął Kamski, biorąc płytki wdech. – To musi być jednogłośna decyzja. Nie wyrzucisz mnie z mojej własnej firmy.

– Naszej firmy – poprawiła go Amicia i pierwszy raz spojrzała mu prosto w oczy. Jednak zanim powiedziała coś więcej, Porter przesunął dłoń na jej ramię i uśmiechnął się szeroko.

– Oczywiście nikt nie neguje twojego geniuszu, czy wkładu w powstanie firmy, jednak pojawiły się czynniki dające nam do zrozumienia, że możesz działać na szkodę CyberLife. Dlatego...

– Jednogłośna decyzja – przerwał mu Kamski, a jego wzrok zatrzymał się dokładnie na blondynce siedzącej naprzeciwko niego. – Amicio, powiedz im, by skończyli tę farsę.

– Rozpoczynamy głosowanie? – spytała lekceważącym tonem, jakby była zmęczona, całą tą sytuacją. – Wniosek o usunięcie Elijaha Kamskiego ze stanowiska CEO CyberLife. Kto jest za?

Uniosła dłoń jako pierwsza. Wiedziała, że musi to zrobić, bo wszyscy patrzą tylko na nią, na to, czy ona naprawdę była gotowa odciąć Kamskiego od dzieła jego życia. I gdy tylko jej ręka znalazła się w górzę, salę wypełnił lodowaty śmiech Elijaha. Blondynka spojrzała mu prosto w oczy, chciała, żeby zapamiętał tę chwilę, gdy to ona właśnie odbiera mu wszystko bez najmniejszej chwili zawahania się. Chciała, by nie zobaczył na jej twarzy strachu, ale jeden jego kpiący uśmiech wystarczył, by całe jej wnętrze zamarło w sekundę.

– Brawo, kochanie – powiedział, unosząc dłoń do ust i posłał w jej stronę pocałunek. – Naprawdę jestem pod wrażeniem, jak to wszystko rozegrałaś. Zapytałbym, kto cię tego nauczył, ale domyślam się, że Amanda. Nie będę tu rozdzierał szat i zadawał ci pytań, od jak dawna grałaś na dwa fronty, bo to nie ma znaczenia. I tak przegrałaś.

– Elijah, rozejrzyj się. Właśnie wygrałam.

– To dopiero pierwsza runda, moja droga – odpowiedział, uśmiechając się nieprzerwanie i podniósł się z krzesła. – Przyjmijcie moją rezygnację, przecież to jasne, że wolicie, bym odszedł sam. To nie zachwieje tak ceną akcji, jak wyrzucenie mnie za drzwi. – Amicia poczuła ulgę, poczuła, że to, co właśnie się stało, wydarzyło się naprawdę i zgodnie z planem. I że było aż za proste, dlatego nie zdziwiło ją, że Kamski, zanim wyszedł z biura, jeszcze do niej podszedł i nachylił się, by pocałować ją w policzek. – Ty widzisz to jako początek wolności, ale nie bądź naiwna. Ty tylko zmieniłaś właściciela – rzucił do niej ciepłym głosem i jak gdyby nigdy nic, opuścił salę konferencyjną. Jonathan od razu ją objął, wszyscy zaczęli rozmawiać o tym jak zaskakująco spokojnie odbyło się całe spotkanie. I tylko Amicia wiedziała, że teraz Kamski da im wszystkim o sobie zapomnieć, bo gdy oni czują, że właśnie wygrali, to on już rozpoczynał kolejną partię. 

Dzień dobry!

Ale to było wyzwanie, żeby w końcu dotrzeć do tego momentu. Proszę państwa udało się. Wyjebaliśmy Kamskiego za drzwi!

Przynajmniej na razie.

I spokojnie  mam dla was przygotowane jeszcze dużo zwrotów akcji 😉

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top