⌘ Use my best colors for your portrait
14 listopada 2038. Posterunek Detroit Police.
Przez wszystkie lata swojego życia, od najmłodszych lat, Amicia uczyła się bardzo skrupulatnie trzymać wszystkie swoje emocje tylko dla siebie. I teraz, po tych latach niezamierzonej praktyki, jest przekonana, że Anderson mógłby podpiąć ją pod wykrywacz kłamstwa, a ona zdałaby ten test bezbłędnie, jak każdy inny. Elijah skutecznie wybił jej z głowy nadmierną emocjonalność, dlatego teraz kobieta opowiada o wszystkim tak beznamiętnie, jakby czytała na głos niezwykle nudną książkę, albo taką, która jest interesująca dla wszystkich w pomieszczeniu, poza nią samą. Amicia czuje się dogłębnie zażenowana samą sobą, gdy musi z perspektywy tych wszystkich lat spojrzeć na swoje zachowanie w tamtym okresie. I choć bardzo próbuje, nie potrafi znaleźć dla siebie wystarczającego usprawiedliwienia.
Była wtedy po prostu strasznie głupia.
– Kiedy ma się te dwadzieścia lat, na wszystko patrzy się zupełnie inaczej, zwłaszcza na relacje i związki, w których się jest – mówi blondynka, pijąc ciepłą, słodką kawę. – Pewnie gdybym była wtedy trochę mądrzejsza, to wcześniej zobaczyłabym te wszystkie drobne sygnały, te czerwone flagi, które powinny mi dać do myślenia. Elijah zawsze lubił mieć nad wszystkim kontrolę, dlatego wszystkie swoje projekty zawsze konsultowałam najpierw z nim, a dopiero później z Amandą. Dlatego też Elijah większość z nich przypisał sobie, dlatego mojego nazwiska nie znajdzie na żadnych dokumentach służbowych z początków działania CyberLife.
– Chcesz przez to powiedzieć, że przywłaszczał sobie twoją pracę?
– Nie do końca, przynajmniej wtedy tak na to nie patrzyłam. Pracowaliśmy razem nad absolutnie każdym projektem, rozwiązywaliśmy wspólnie te tysiące większych i mniejszych zagadek, które stawiały przed nami nasze androidy. Czasem zarywaliśmy noce, czasem dawaliśmy się porwać pracy tak bardzo, że byliśmy jak w transie, a rano żadne z nas nie pamiętało, które napisało to dobre równanie na tablicy – mówi Amicia, nie kryjąc się z chłodnym uśmiechem. – Mieszkaliśmy pod jednym dachem, mieliśmy wspólne biuro, żyliśmy jednym życiem. Wtedy to wydawało mi się sprawiedliwe, a teraz widzę, że wynikało to z tego, jaką osobą jest Elijah. Władczą. Sprytną. Kontrolującą. Z czasem przestałam konsultować z nim tylko swoją pracę, a zaczęłam każdy aspekt swojego życia. Wiesz poruczniku, kobiety lubią czasem robić miłe rzeczy dla swoich partnerów, zakładać sukienkę, która mu się podoba, nosić taką, a nie inną bieliznę... czy nie nosić jej wcale – żartuje blondynka, uśmiechając się kpiąco i utrzymując spojrzenie mężczyzny naprzeciwko siebie. – I mnie też przez wiele lat wydawało się, że robię wszystko dlatego, że sama tego chcę.
– Nikt z waszego kręgu nie widział problemu w tym, że jako współwłaścicielka firmy nie masz własnego zdania?
– Nie. Wszyscy się bali, że stracą pracę. Elijah powtarzał wszystkim, że każdego z nich prędzej czy później będzie można zastąpić nawet średnio rozgarniętym androidem. To zabawne, ale wierzyłam, że jako jedyna jestem niezastąpiona...
Sposób, w jaki dziewczyna uśmiecha się, wypowiadając ostatnie zdanie, jest tak samo chłodny, jak cała reszta jej wypowiedzi, ale Hank widzi w jej idealnie skalkulowanym uśmiechu cień czegoś, co mógłby przypisać pod zawód. Anderson zaczyna podejrzewać, że dziewczyna mimo wszystko ma sentyment do tamtych czasów, gdy zaczęli z Kamskim budować firmę. Może faktycznie była w nim wtedy zakochana, może sądziła, że trzymając się Elijaha osiągnie znacznie więcej, niż gdyby próbowała zrobić karierę na własną rękę... A może po ludzku żałuje, że to, co wtedy brała za początki czegoś dobrego, okazało się być z czasem toksyczne.
– No i wszyscy myśleli, że jesteśmy w pewien sposób... niepoczytalni – dodaje Amy kpiącym tonem i kładzie na stole lewą dłoń, po czym zaczyna stukać lekko małym palcem w metalowy blat stołu. – Kiedyś w nocy pracowaliśmy nad czymś, chyba nad zasilaniem biokomponentów, bo to na pewno było jeszcze przed ich wynalezieniem, choć to nie ma specjalnego znaczenia dla tej historii. Istotne jest, że nie wiedzieć czemu zaczęliśmy rozmowę na temat mojego organizmu i tego, że dzięki moim modyfikacjom genetycznym proces mojego leczenia jest szybszy. Nie wiedzieliśmy tylko jak bardzo szybszy niż u zwykłych ludzi. Więc złamaliśmy sobie wzajemnie małe palce u lewej ręki, by sprawdzić tę teorię i założyliśmy się o wyniki. Wygrałam ten zakład. Moje złamanie zrosło się o prawie tydzień szybciej. – W uśmiechu kobiety pojawia się coś, co można by przypisać tylko i wyłącznie kompletnym szaleńcom i co nie trwa dłużej niż ułamek sekundy. Po którym Amicia cofa dłoń na swoje kolano i znów spogląda na porucznika obojętnym wzrokiem. – Dlaczego o tym mówię? Bo jedna taka historia w środowisku biurowym napędza kolejne. Myślę, że większość naszych współpracowników miała nas za wariatów. A nam to odpowiadało. Jemu to odpowiadało. To, że nie mam nikogo poza nim.
– To akurat typowe zagranie w toksycznych związkach.
– Wiem, jednak jeszcze przez naprawdę długie lata nie przejrzałam na oczy. Zaczęłam się za to go bać.
– Czy Elijah Kamski pani kiedyś groził?
– Wielokrotnie. Jednak dojdziemy do tego. Na razie skupmy się na tym, że miałam okazję poznać jego ojca. To było krótko po tym, jak udało nam się wprowadzić do sprzedaży pierwsze androidy napędzane przez niebieską krew, a co by nie mówić, mieliśmy wtedy spory powód do świętowania. Ta technologia pozwoliła nam nie tylko obniżyć koszty produkcji, co ogólnie ją zoptymalizować.
– I kupić połowę terenu na Belle Isle, to akurat pamiętam z wiadomości. Wszyscy byli tacy wniebowzięci, gdy się okazało, że zostajecie w Detroit i dalej będziecie tworzyć miejsca pracy.
– Pan panie poruczniku zapewne był sceptyczny wobec nas, prawda?
– Nadal jestem.
– Nie dziwię się. W końcu chcieliśmy wysłać twojego cennego partnera na śmietnik i rzucić tam zapałkę, by się go pozbyć – odpowiada blondynka, a Hank otwiera usta ze zdumienia, słysząc niemal dokładnie swoje słowa, wychodzące z jej różowych ust.
Amicia uśmiecha się kpiąco, co jest jedną z niewielu rzeczy w jej zachowaniu, które czynią jej wypowiedzi szczerymi. Anderson przez dłuższą chwilę rozważa, czy po prostu nie wstać teraz z krzesła i nie pójść do Connora, by zażądać od niego wyjaśnień. Porucznik zaczyna poważnie podejrzewać, że jego partner mógł nieświadomie składać raporty z ich śledztwa właśnie blondynce, która najpewniej przyczyniła się nie tylko do zaginięcia Elijaha Kamskiego, ale przede wszystkim do wywołania największego chaosu na ternie Stanów Zjednoczonych od prawie dwudziestu lat. Amy opiera się wygodniej na krześle, krzyżując dłonie na piersiach, wyraźnie oczekując, że Anderson właśnie pobiegnie do Connora, dlatego mężczyzna pozostaje na swoim miejscu i znów mierzy dziewczynę wzrokiem, dając jej znać, by kontynuowała swoją wypowiedź.
– Tak, jak wspomniałeś poruczniku, kupiliśmy tereny na Belle Isle, bo Elijah je sobie upatrzył. Obie z Amandą poważnie się obawiałyśmy, że ten ruch jest trochę na wyrost, że nie stać nas jeszcze na takie inwestycje, zwłaszcza że sytuacja w kraju w tamtym okresie była daleka od stabilnych. Jednak... co by nie mówić o prezydenturze tamtego okresu, sprzyjała ona przede wszystkim przedsiębiorcom. Więc przystałyśmy na kaprysy Elijaha. Znałyśmy go obie z Amandą dość dobrze i podejrzewałyśmy, że ma on jakiś kolejny wielki, szalony plan. Może jakieś kolejne ulepszenia, które zoptymalizują produkcję, czy jakaś kolejna genialna strategia marketingowa opracowana za naszymi plecami razem z Jonathanem... Okazało się, że żadna z nas nie miała racji. Elijah Kamski miał zamiar ruszyć na wojnę i tę wojnę wygrać.
Connor stojący za lustrem weneckim zaciska dłonie na brzegu biurka, przy którym usiadł obok Chrisa. Jego kolega wyszedł na chwilę zadzwonić do żony i android poczuł ulgę, że nie słyszał on lekko rzuconej przez Amicię uwagi o wysypisku i pożarze. W końcu oficer Miller był przy tym, jak Hank wygłosił ją głośno i wyraźnie. Connor nie rozumie, co De Rivaux mogła mieć na celu, wykorzystując fragment jego raportów, ale zaczyna podejrzewać, że w czasie, gdy przebywał w ogrodzie Zen, wcale nie rozmawiał on z interfejsem, a z prawdziwym człowiekiem.
Człowiekiem, który może teraz właśnie opowiadać porucznikowi o rodzinie Kamskiego.
zień dobry!
Kolejny rozdział będzie dłuższy, obiecuje. Narracja na posterunku nie może zdradzać, a dużo 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top