Strange addiction ⌘

22 grudnia 2018. Pierwsza siedziba CyberLife, Delray, Detroit.

W sali konferencyjnej pachniało kawą i jedzeniem, a Amicia dochodziła do wniosku, że wypiła o jeden kieliszek szampana za dużo, gdy o mało nie straciła równowagi w zderzeniu z kolegą. Jason, który od dwóch miesięcy pracował z nimi nad uczłowieczaniem androidów, uśmiechnął się do niej szeroko i dolał jej więcej musującego wina do kubka, po czym sam pociągnął łyk prosto z butelki.

Amanda pojechała do domu już dobrą godzinę temu, wmawiając wszystkim, że nigdy nie chciała brać udziału w rozpijaniu nieletnich, choć najmłodszą osobą z nich wszystkich był sam Elijah. Reszta członków tymczasowego zarządu składała się głównie z osób, które albo dopiero co ukończyły studia, albo rzuciły je, by mieć więcej czasu na pracę dla nich.

Amy rozejrzała się po sali, szukając wzrokiem Elijaha, który oddalił się od niej już dobre kilkadziesiąt minut temu, co nie było do niego zbyt podobne. Zauważyła go dopiero po dłuższej chwili, gdy ten wspiął się na jedno z krzeseł z czerwonym kubkiem w dłoni, którego zawartość stanowiła najpewniej tania whisky.

– Dziękuję wam wszystkim za przybycie na pierwsze świąteczne przyjęcie CyberLife – zaczął głośno Kamski, a wszyscy spojrzeli w jego stronę. – To był przełomowy rok, nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla całego świata i cieszę się, że zdecydowaliście się zmieniać go razem ze mną. – Niebieskie oczy Kamskiego prześlizgnęły się po osobach obecnych w pomieszczeniu, aż nie spojrzał wprost na blondynkę, uśmiechającą się do niego z tłumu. – A właściwie z nami, bo jak naprawdę powinienem komuś podziękować to tobie. – Elijah wycelował palcem w jej stronę, a ktoś stojący obok niej widząc to, zagwizdał bezczelnie. Amy wybuchła cichym śmiechem. – Amicio, należą ci się gromkie brawa, za to, że mnie znosisz z taką godnością, nawet jeśli nieustannie przewracasz oczami, to nigdy się nie złościsz. Dziękuję, że zdecydowałaś się robić ze mną tę całą szaloną naukę.

Wszyscy zaczęli klaskać, jakby chcąc w ten sposób dać wyraz temu, że też podziwiali Amy za jej niekończące się opanowanie. Ona jako jedyna potrafiła rozmawiać z Kamskim w taki sposób, by ten przemyślał swoje rozwiązania i dopuścił do głosu też innych. Dlatego wszyscy, którzy miewali z nim problemy, uderzali właśnie do niej.

Elijah podszedł do Amicii i objął ją ramieniem, a ona tylko pokręciła głową, wybaczając mu, że sam zdecydował się zabrać dziś głos, pomimo tego, że ustalili, że dziś to ona będzie mogła powiedzieć kilka słów.

– Jemioła! – krzyknął ktoś radośnie ktoś za ich plecami i para obróciła się jednocześnie. Stojący za nim kolega, trzymał w dłoni jakąś zieloną roślinę, starając się unosić ją nad ich głosy.

– To jebana mięta do drinków – rzuciła chłodno Amy, chcąc odsunąć się od Elijaha, ale ten przytrzymał ją przy sobie i pocałował krótko w policzek. Kilka osób skomentowało to w dość niewybredny sposób, ale po krótkiej chwili wszyscy stracili nimi zainteresowanie, wiedząc doskonale, że nie mają co czekać na resztę przedstawienia. – Co to miało być? – spytała Amy, dopiero gdy miała już pewność, że nikt nie skupia na nich uwagi.

– Podziękowania.

– Za rok wyślij mi kartkę, będę je miała chociaż na piśmie – rzuciła kpiąco blondynka, specjalnie mówiąc trochę ciszej, gdy zauważyła jednego ze współpracowników, zmierzającego w ich stronę. Szatyn w grafitowej koszuli wyciągnął dłoń w stronę Amy, uśmiechając się szeroko.

– Dziś się nie wykręcisz, chodź. – Blondynka wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się do mężczyzny naprzeciwko siebie, przez chwilę szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłaby odstawić kubek. Jonathan zabrał go od niej i wręczył Elijahowi, uśmiechając się przy tym bezczelnie, po czym podał dziewczynie ramię.

Kamski przez chwilę stał jak wryty, nie mając pojęcia, co się właśnie wydarzyło. W pierwszej chwili największą ochotę miał na to, by podejść do współpracownika i wylać mu zawartość swojego drinka prosto w twarz. Jednak dość szybko powstrzymał w sobie tę palącą pokusę i zaczął fantazjować o tym, by po prostu Jonathana zwolnić, jak najszybciej, nie konsultując tego z nikim. A już na pewno nie z Amicią.

Blondynka tańczyła z szatynem do jakiegoś popularnego w tej chwili utworu. Za każdym razem, gdy po jakimś obrocie wpadała w ramiona Johna, wybuchała krótkim śmiechem, a mężczyzna obejmował ją trochę mocniej. Jej zwiewna czarna sukienka falowała w rytmie jej kroków a jasne włosy powoli wysypywały się z misternego upięcia. A Elijah bardzo chciał przestać na nią patrzeć lub podejść do niej i powiedzieć jej, że zachowuje się jak pijana idiotka.

W końcu ktoś go zagadał, wybijając go z jego własnego zdenerwowania i po kilkunastu minutach, mógł pod jakimś błahym pretekstem uciec z sali, choć na chwilę.

Amicia kompletnie straciła poczucie czasu, gdy po kolejnym kubku musującego wina rozmawiała ze współpracownikami. Dopiero gdy któryś z nich wspomniał imię Elijaha, ta zaczęła rozglądać się po sali, próbując go wypatrzeć. A gdy jej się to nie udało, szybko przeprosiła na chwilę rozmówców i ruszyła pustymi korytarzami w stronę ich prywatnego laboratorium. Na kafelkach podłogi widoczna była słaba smuga światła, wylewająca się spod drzwi, które Amy otworzyła bez pukania. Elijah nie oderwał nawet wzroku od komputera, bo najpewniej rozpoznał jej kroki i teraz dalej udawał niezwykle zajętego.

– Czy naprawdę nawet dziś musisz pracować? – spytała Amy, stając obok niego.

– To nie praca, to miał być prezent.

– Prezent? Dla mnie? – Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, ale Elijah wzruszył tylko nieznacznie ramionami. – W ramach prezentu świątecznego prezentujesz mi więcej pracy w nowym roku?

– Och, przecież to lubisz najbardziej – rzucił kpiąco Kamski. – Chyba że wolisz jednak coś bardziej typowego. Coś od nadzianego dupka z dobrego domu. – Amicia wybuchła krótkim śmiechem i pokręciła głową, nie do końca wierząc w to, co usłyszała.

– Więc o to chodzi. Jesteś zazdrosny.

– Nie jestem zazdrosny. – Nawet jeśli Elijah chciał, by zabrzmiało to wiarygodnie, jego reakcja była zdecydowanie zbyt szybka i agresywna, co wywołało tylko szerszy uśmiech blondynki.

– To był tylko taniec. Nie przesadzajmy.

– Nie przesadzam. I nie jestem zazdrosny.

– Jasne – mruknęła Amy, nie przestając się uśmiechać. – Jednak wolę zaznaczyć, że naprawdę nie musisz go zwalniać, nie mam zamiaru umawiać się z kimś, z kim pracujemy. Nawet z Jonathanem.

– Właściwie dlaczego? – spytał ją, niespodziewanie obracając się w końcu w jej stronę i mierząc ją spojrzeniem. – Nie kręci cię dziedzic nowojorskich nowobogaczy, który ukończył MIT z wyróżnieniem?

– Nie chcę cię martwić, ale wszyscy jesteśmy dzieciakami białych bogaczy z dobrych domów, Elijah. – Amicia rzuciła to zdanie bardzo lekko, dopiero po chwili rozumiejąc, że mogła powiedzieć o słowo za dużo. Dłonie bruneta obok niej zacisnęły się na blacie biurka, a ona przygryzła mocno usta. – Przepraszam.

– Nigdy. Nigdy więcej tak nie mów. Nawet tak nie żartuj – powiedział Elijah. Jego głos był tak lodowaty, jak chyba nigdy do tej pory, przez co Amy błyskawicznie mu przytaknęła.

– Przepraszam – powtórzyła, zbliżając się o krok w jego stronę. Dziewczyna niepewnie wyciągnęła rękę do niego i położyła mu ją na dłoni, czując, jak brunet powoli poluźnia zaciśnięte palce. – Więc? Co to za prezent? – Po tym pytaniu Kamski uśmiechnął się do niej nerwowo i wskazał jej krzesło przed komputerem.

– Myślałem, jak rozwiązać problem zawodności androidów, rozmawialiśmy z Jasonem o uczynienie ich bardziej ludzkimi i to mnie natchnęło. Nasze serce działa jak pompa dla krwi, która zasila nasz organizm... A jakby to przekopiować? Stworzyć płyn, który będzie zasilał podzespoły androidów, co wydłuży znacznie czas ich pracy i poprawi niezawodność?

– Chcesz dać im... serca? – spytała Amy, patrząc na zapisany przez niego szkic pompy.

– Tak.

– Chcesz jeszcze bardziej antagonizować naszych przeciwników?

– Tak. – Przyznał Elijah, uśmiechając się dumnie. – Powiedz mi, że dobrze myślę i to może być krok we właściwą stronę.

– Nie wiem, Elijah, mogłeś mnie o to zapytać dwa kubki szampana wcześniej – odpowiedziała blondynka, wpatrując się w wykonane przez niego obliczenia. Elijah obrócił jej krzesło w swoją stronę i oparł dłonie na podłokietnikach, spoglądając jej prosto w oczy. Amy uśmiechnęła się do niego szeroko, przygryzając lekko usta – W tej chwili myślę, że każdy twój pomysł jest dobrym pomysłem

– Każdy mój pomysł? – spytał brunet, nachylając się lekko w jej stronę, a Amicia ma wrażenie, że jego głos zrobił się trochę głębszy niż zazwyczaj.

Na co dzień żadne z nich nie piło alkoholu, a na pewno nie w takich ilościach, jak tego wieczora. Nie dlatego, że nie mieli skąd go zdobyć, a raczej, bo uważali go za coś niepotrzebnego im w życiu, a na pewno potencjalnie kradnącego im czas, którego i tak mieli niewiele. Amicia wiedziała, że i ona, i Elijah przepracowywali całe dnie, robiąc absolutnie wszystko, co było konieczne do dalszego rozwoju i nie mogli sobie pozwolić na to, by odpuścić choć na chwilę. Nie widzieli potrzeby, by zatrudniać więcej ludzi niż to niezbędne, bo nie chcieli za jakiś czas ich zwalniać, by zastąpić ich stanowiska androidami. Dlatego skupiali się na tych najbliższych im współpracownikach, których wkład w firmę był niezbędny.

A by utrzymać morale i nie stracić nikogo, kto jest im potrzebny, organizowali takie przyjęcia, które następnego dnia owocowały dla nich kiepskim samopoczuciem. Nie tylko spowodowanym przez tanią whisky, ale głównie przez poczucie nieodwracalnie zmarnowanego czasu.

– Tak. Myślę, że każdy twój pomysł wezmę pod uwagę – odpowiedziała w końcu Amy, uśmiechając się do niego jeszcze trochę bardziej bezczelnie. Elijah nachylił się mocniej w jej stronę, nie przerywając nawet na chwilę pojedynku na spojrzenia, który toczyli od dłuższej chwili. – Wiesz, czemu nie wezmę pod uwagę umawiania z kimś? Z kimkolwiek tak właściwie, nie wykluczam tylko naszych współpracowników...

– Czemu?

– Bo odkąd cię poznałam, nie wyobrażam sobie spędzenia życia z kimś głupszym ode mnie. Niestety zawiesiłeś poprzeczkę bardzo wysoko samą swoją osobą. – Amy wiedziała, że powiedziała to głośno tylko przez ilość wypitego wcześniej wina.

– Nikt nie irytuje mnie tak bardzo, jak ty, Amicio.

– Och, to ma być komplement? – zaśmiała się dziewczyna, a on pokręcił głową.

– Nie. Nie będę ci mówił komplementów, niech te mówią ci ci wszyscy inni idioci. Ja powiem ci prawdę i prawda jest taka, że wkurzasz mnie strasznie.

– Niby czym? – Amy wyprostowała się lekko, zbliżając się do Elijaha na tyle, by go sprowokować. Liczyła, że ten się wycofa, ale brunet dalej patrzył jej w oczy i choć nigdy do tej pory ze sobą nie flirtowali, Amy miała poczucie, że dwa kubki wina temu, mogłaby być tą sytuacją szczerze zaskoczona. – Sam mogłeś mnie poprosić do tańca.

– Tego właśnie chcesz?

– Powiedziałam ci jasno, w tej chwili każdy twój pomysł mi się spodoba. – Brunet nachylił się jeszcze odrobinę w jej stronę, zanim z cichym śmiechem nie odsunął się od Amicii i nie sięgnął po swój kubek z whisky. – Więc, czym poza tym jednym tańcem cię dziś tak zdenerwowałam?

– Nieważne.

– Ważne. – Amy zrzuciła jeden z butów i szturchnęła Elijaha stopą, by ten znów na nią spojrzał. – Nie obrażę się przecież, wiem, że nie usłyszę od ciebie nic miłego.

Kamski popatrzył na nią z góry w milczeniu. Blondynka siedziała w fotelu z miną nadąsanej księżniczki, a jasne pasma jej włosów spływały już wokół jej szyi, aż do głębokiego dekoltu sukienki. Elijah miał ochotę odpowiedzieć na to pytanie szczerze, powiedzieć jej, że jest wściekły na myśl, że w pewnym momencie może pojawić się obok nich ktoś, kto ukradnie dla siebie uwagę i zainteresowanie, jakie Amy ma teraz tylko i wyłącznie dla niego. Czuł się chorobliwie zazdrosny o każdy jej pogodny uśmiech, którym obdarzała kogoś innego niż on. Jednak chłopak wiedział też, że jeśli powie jej to wszystko, jeśli odkryje swoje karty, to Amicia będzie mogła ograć go z łatwością, dlatego jedynie patrzył na nią chłodno, obserwując jej rosnące zniecierpliwienie.

– Twoja potrzeba atencji od obcych ludzi jest strasznie irytująca – powiedział w końcu brunet i pociągnął łyk z kubeczka.

– Może wynika ona tylko z tego, że brakuje mi atencji od tych osób, od których chciałabym jej więcej. – Amy spojrzała na niego znacząco, kolejny raz zaczepiając go delikatnie stopą. Elijah odstawił swojego drinka i ponownie nachylił się do niej, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, z korytarza dobiegły ich głosy ich współpracowników. – I zaraz znów się zacznie wypominanie nam, że pracujemy nawet w święta. Nie pozbędziemy się ich.

– Więc może niech nie myślą, że pracowaliśmy.

Amicia przytaknęła mu i śmiejąc się cicho, podniosła się z krzesła. Elijah oparł dłonie na jej biodrach, pomagając jej wskoczyć na biurko przed sobą, cały czas patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna złapała go za pasek spodni, przyciągając do siebie dużo bliżej, a on objął ją w pasie i ściągnął jedno z ramiączek jej czarnej sukienki. Amy roześmiała się kolejny raz, tym razem jednak nie było w tym nic kpiącego, jedynie czysta radość z tego, że oboje pomyśleli o tym samym. Jej dłonie przenoszą się do guzików w jego i tak pogniecionej koszuli. Dokładnie w momencie, w którym Elijah nachylił się do jej szyi, ktoś otworzył drzwi do laboratorium.

Para odskoczyła od siebie, teatralnie udając zaskoczenie, gdy ich współpracownicy wycofują się z powrotem na korytarz. Gdy Amy jest pewna, że tamci zamknęli za sobą drzwi, spojrzała na bruneta, po czym niemal jednocześnie się roześmiali.

– Właśnie o tym mówię, Amicio – nie jesteś jak inni ludzie. Ludzie zazwyczaj są tacy nieskomplikowani – powiedział, spoglądając na nią i nie ruszając się nawet o krok, dalej stojąc przed nią, siedzącą na biurku.

– Jak chcesz to mogę ci jeszcze bardziej skomplikować życie, Elijah – wymruczała blondynka, wyraźnie rozbawiona. Poprawiła ściągnięte przez niego ramiączko sukienki i teraz położyła mu dłonie na ramionach, patrząc na niego w taki sposób, jakby chciała go sprowokować do zrobienia kolejnego kroku. Brunet położył dłoń na jej kolanie i lekko rozsunął jej nogi, by móc zbliżyć się do niej jeszcze bardziej.

– Robisz to nieustannie – odpowiedział w końcu i zanim dziewczyna zdążyła skomentować to w jakiś uszczypliwy sposób, ten ją pocałował.

W pierwszej chwili Amy była przede wszystkim zaskoczona, nie spodziewając się, że ta wcześniejsza scena zazdrości i późniejsze droczenie się, naprawdę w końcu doprowadzą właśnie do tego. Dlatego przez chwilę siedziała kompletnie otępiała, zanim nie rozchyliła lekko warg, oddając pocałunek. Jego ręce objęły ją mocniej w pasie, przytrzymując ją przy sobie, gdy ona zrobiła to samo, krzyżując mu nogi na biodrach i nie przerywając pocałunku nawet na chwilę. Elijah przesunął jedną z dłoni po jej plecach, aż do jej włosów, z których wyciągnął dużą spinkę, utrzymującą jej fryzurę. Jasne włosy blondynki rozsypały się wokół jej twarzy, a on odsunął się od jej ust, tylko na ułamek sekundy, by spojrzeć na jej zarumienioną twarz i niebieskie, wpatrzone w niego oczy. Amy nie pozwoliła mu jednak zbyt długo cieszyć się widokiem i bez cienia wahania, położyła mu dłoń na karku, przyciągając go z powrotem do siebie i całując zachłannie.

Amicia nie chciała w tamtej chwili myśleć o tych wszystkich potencjalnych konsekwencjach, które mogły wyniknąć z tego, co właśnie działo się między nimi. Chciała jedynie wziąć z tego momentu jak najwięcej, na zapas, jakby podświadomie obawiała się, że jutro wszystko znów wróci do normy, a oni nawet o tym nie porozmawiają.

W końcu mogli założyć firmę, mogli tworzyć tę całą szaloną naukę, a nie umieli jasno powiedzieć sobie, że ewidentnie było między nimi znacznie więcej, niż z pozoru im się wydawało.

– Chcesz wrócić na przyjęcie? – odezwała się pierwsza Amy, gdy Elijah znów przerwał ich pocałunek. Jego ciepłe dłonie dalej spoczywały na jej biodrach, a ona przesuwała delikatnie dłońmi po jego ramionach, uśmiechając się do niego nieśmiało. Ku jej zaskoczeniu brunet przytaknął jej i pomógł zeskoczyć jej z biurka, gdzie dziewczyna ponownie wsunęła na siebie buty. Amy ruszyła w stronę wyjścia z laboratorium, ale Kamski pochylił się nad komputerem. Dziewczyna pomyślała, że ten chce upewnić się, że na pewno zapisał projekt, ale gdy zaczął coś pisać, z jej ust wyrwało się westchnienie pełne dezaprobaty. – Nie teraz, Elijah. Wracamy do reszty. Musimy w końcu dać im doskonałą pożywkę, by się z nas pośmiali.

– Tak, właśnie tego się obawiam – wymruczał w odpowiedzi Kamski, a Amy oparła się o futrynę i przeczesała palcami potargane włosy.

– Wiesz, jeśli za bardzo nas wkurzą, to zawsze możesz ich zwolnić. W końcu jesteś ich szefem.

Elijah obrócił się w jej stronę i zmierzył ją wzrokiem. Dziewczyna uśmiechała się wrednie, wyciągając w jego stronę rękę, więc nie pozostało mu nic innego, jak do niej podejść. Wyszli z laboratorium i ruszyli z powrotem w stronę imprezy i o wiele głośniejszej muzyki, niż wtedy gdy się wymknęli, co było jasnym sygnałem, że chyba wszyscy nadal się dobrze bawili.

– Podoba mi się to, jak dziś wyglądasz – powiedział Elijah, spoglądając na nią, a Amy uśmiechnęła się kolejny raz. – Podoba mi się, jaka dzisiaj jesteś.

– To dobrze. W takim razie mogę taka zostać – odpowiedziała mu bez zastanowienia, zaciskając mocniej palce na jego dłoni, zanim wrócili do swoich współpracowników. 

Dzień dobry! Witam w kolejnym rozdziale, dziejącym się dawno temu.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top