Rough on the surface, but you cut through like a knife ⌘

18 maja 2035. Elmwood Park, Detroit.

Białowłosa androidka siedząca za kierownicą samochodu co chwilę posyłała niezadowolone spojrzenia swojej współpasażerce. Amicia jednak zdawała się ich nie zauważać i dalej pisała raport na niewielkim komputerze, leżącym jej na kolanach. Ada czuła się rozczarowana, zawiedziona i odrobinę zła na blondynkę i coraz mocniej dochodziła do wniosku, że chyba wolała czasy, gdy nie czuła absolutnie nic. Wtedy słuchanie decyzji, jakie podejmowała Amy, było dla niej dużo łatwiejsze, bezrefleksyjne, a teraz łapała się tym, że poddawała w wątpliwość każdy jej krok.

- On jest dla mnie jak brat - rzuciła jeszcze androidka, a Amy westchnęła ostentacyjnie, ale nie oderwała wzroku od ekranu.

- Nie jest, dzielicie tylko oznaczenie modelu. Nie wiedziałam, że w ogóle zaprzątasz sobie głowę Markusem w jakikolwiek sposób.

- Zbudowałaś go zaraz po mnie, również z potrzeby serca, jak lubisz to określać. Dzielimy nie tylko oznaczenie modelu, ale też to, kto nas stworzył, oprogramowanie i wspomnienia.

- Próbowałaś wyrwać mu serce, Ada. To jest jedno z tych czułych rodzinnych wspomnień? - spytała Amy, a androidka zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy. - Poza tym na tym etapie jesteś o wiele bardziej zaawansowana od niego.

- Tak, bo jestem jedynym na świecie funkcjonującym defektem.

- Och, chcesz go obudzić, bo czujesz się samotna? - zakpiła Amy, a Ada fuknęła urażona. - Posłuchaj, ukrywanie tego, że jesteś defektem, gdy niemal codziennie zabieram cię ze sobą do CyberLife, to wystarczające ryzyko. Jeśli wybudzisz Markusa, a on postanowi odejść, to co wtedy? Co jeśli zostanie złapany i ktoś odkryje w jego pamięci, że ty go obudziłaś? Wyobrażasz to sobie? To, że zostaniesz zniszczona, a ja wywalona z firmy.

- On też powinien być świadomy, mieć uczucia, a nie... To po prostu niesprawiedliwe.

- Życie nie jest sprawiedliwe - odpowiedziała chłodno Amicia i zamknęła laptopa, zanim obróciła się w stronę androidki. - Wiesz, że cię przy sobie nie trzymam na łańcuchu, Ada. Jeśli tylko będziesz chciała zacząć nowe życie, załatwię ci wszystkie niezbędne dokumenty i nowy start gdziekolwiek na świecie będziesz chciała. W każdej chwili możesz zdecydować się odejść, a ja ci w tym pomogę.

- Daj spokój - parsknęła śmiechem Ada i zdjęła dłoń z drążka zmiany biegów, by położyć ją na kolanie Amicii. - Zginęłabyś beze mnie.

- Po prostu zbudowałabym sobie nowego androida. - Ada od razu zrobiła obrażoną minę, ale blondynka złapała ją za rękę, zanim ta ją cofnęła i uśmiechnęła się do niej ciepło. - Żartuję, sama wiesz najlepiej, że jesteś absolutnie niezastąpiona.

- Oczywiście, że wiem.

Amicia uśmiechnęła się do niej i odłożyła komputer do teczki, jeszcze zanim Ada skręciła pod dom Carla. Amy znalazła malarza w jego pracowni, tak zaaferowanego swoim kolejnym dziełem, że nawet jej nie zauważył, dopóki nie odezwał się do niego Markus.

- Carl, nie zapomniałeś, że Amy ma zjeść z tobą obiad, prawda? - spytał android, sprawiając wrażenie rozbawionego.

- Nie zapomniałem, miałem nadzieję, że ona się nie pojawi - rzucił uszczypliwym tonem i kontynuował malowanie.

- Czy kiedykolwiek cię zawiodłam, Carl? - spytała Amy, krzyżując dłonie na piersiach i uśmiechnęła się lekko.

- Tak, właśnie dziś. Liczyłem na spokojne piątkowe popołudnie.

- Niestety, jestem umówiona dopiero za trzy godziny, więc nie licz na to, że się mnie pozbędziesz szybciej. - Dopiero teraz malarz odłożył pędzel i obrócił wózek w stronę blondynki, która stała w wejściu do pracowni, opierając się o futrynę. Miała na sobie prostą czarną sukienkę, na którą narzuciła cienki kremowy sweter i umalowała czerwoną szminką usta. - Co?

- Kim jest ten szczęściarz, droga Amy?

- Proszę cię - prychnęła blondynka, owijając się lekko swetrem, jakby chciała zamaskować dekolt w sukience. - To żadna randka. Ja nie chodzę na randki, Carl.

- Jasne. Za nic ci nie wierzę - odpowiedział, wycierając dłonie w poplamiony ręcznik. - Więc kim on jest?

- To tylko znajomy - powiedziała wymijająco blondynka i poszła do salonu, słysząc, że malarz ruszył za nią. Gdy znów na niego spojrzała, zrozumiała, że Carl nie odpuści jej tak łatwo i westchnęła zrezygnowana. - Pracuje w policji.

- To znaczy jako rzecznik prasowy, czy inny przedstawiciel prawny?

- Nie. Jako detektyw.

- Na Boga, Amy. Gdzie ty poznałaś zwykłego gliniarza? - spytał wyraźnie rozbawiony Carl i wskazał jej, by usiedli do stołu. - Po tym całym czasie miałaś tyle okazji, by zacząć się umawiać z kimś, kto będzie podzielał twoje zainteresowania i rozumiał twój geniusz, a... chodzisz na randki z detektywem. - Carl zaczął się śmiać, co Amicia skwitowała jednym bardzo chłodnym spojrzeniem.

- Nie chodzę z nim na randki.

- Twoja sukienka mówi coś zupełnie innego. Jak długo to trwa?

- Carl, wiesz, że cię uwielbiam, ale poważnie przekraczasz właśnie wszelkie granice. Nie będziemy rozmawiać o Gavinie, nie będziemy w ogóle rozmawiać na ten temat.

- Gavin - powtórzył za nią Carl, a blondynka spiorunowała go takim spojrzeniem, że malarz w końcu zdecydował się na kapitulację. - Okej, już odpuszczam.

- No ja mam nadzieję - mruknęła blondynka i zaczęła jeść makaron, który przed chwilą postawił przed nią Markus. - Przepraszam, że jestem taka nerwowa, ale Porter psuje mi krew w pracy. Nie mogę się dogadać z zarządem w sprawie sprzedaży seks-botów.

- Czyżby dosięgły cię nagle jakieś skrupuły?

- Tak, dostrzegam u siebie resztki jakiejś moralności - zakpiła chłodno Amicia i pogrzebała widelcem w talerzu.

Odkąd Ada została defektem i Amy spędzała niemal każdy dzień od świtu do nocy martwiąc się tym, że androidka zdradzi się jakimś szczegółem. Że ktoś odkryje ich tajemnice i bez chwili zastanowienia każę Adę zniszczyć, a ta wizja przerażała Amicię. Blondynka niczego nie obawiała się tak, jak dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że zostałaby całkiem sama i tego, co zrobiłby Elijah, gdyby androidka przestała ją chronić.

Jednak poza tym codziennym strachem, Amy zaczęła całkowicie inaczej patrzeć na wszystko, co do tej pory stworzyła. Jakby w tej samej chwili, w której Ada przełamała swój program, ona też otworzyła oczy i po raz pierwszy zobaczyła świat, który pomogła stworzyć w pełnej okazałości. Nie mogła przestać patrzeć na otaczające ją każdego dnia androidy i nie widzieć w nich potencjalnych defektów. A skoro aktywuje je szok emocjonalny, to tym bardziej obawiała się tego, że stworzenie seks-botów skończy się prawdziwą falą nowych defektów. W końcu sama znała na własnej skórze to, do czego może posunąć się mężczyzna, który myśli, że jest bezkarny.

Mimo wszystko Amy wolała nie dzielić się żadnymi większymi obawami z nikim poza Adą, za bardzo bała się, że ktoś doda do siebie elementy układanki i to, skąd u Amy wzięły się te nagłe wyrzuty sumienia. Dlatego siedząc przy obiedzie, szybko zmieniła temat i nie dała po sobie poznać, że męczy ją cokolwiek innego, poza głupimi uwagami Carla i głupimi współpracownikami. Tym bardziej, że to całe zdenerwowanie ustępowało powoli, zastąpione przez oczekiwanie na spotkanie z Gavinem. Amy coraz częściej łapała się na tym, że robi rzeczy zupełnie do niej do tej pory niepodobne, jak spoglądanie na telefon w oczekiwaniu na wiadomość, czy, na co zwracała jej uwagę Ada, notoryczne uśmiechanie się, gdy z nim rozmawiała. Amicia jednak nie do końca umiała to wytłumaczyć, bo przez całe swoje życie nie posiadała znajomych, czy przyjaciół niezwiązanych z pracą. Więc od czasu gdy jedno spotkanie z nim pociągnęło za sobą następne i kolejne, Amy po prostu dała się temu porwać, nie chcąc zastanawiać się zbyt wiele. I pierwszy raz w życiu po prostu spędzać czas z kimś, kto po prostu ją lubi.

- Czy mam po ciebie przyjechać? - spytała Ada, gdy zatrzymały się w umówionym miejscu w Woodbridge. Amy zauważyła Gavina z daleka, stał oparty o swój samochód i palił papierosa, a ona mimowolnie się uśmiechnęła. - Co ty właściwie w nim widzisz? Ani nie jest przesadnie przystojny, a już na pewno nie wybitnie inteligentny, czy szczególnie miły.

- Och, więc teraz jesteś w stanie obiektywnie oceniać czyjąś urodę?

- Mam swój gust, a przynajmniej zaczyna mi się wyrabiać.

- Więc wyrabiaj go sobie dalej - roześmiała się Amy i spojrzała na androidkę. - Nie musisz po mnie przyjeżdżać, Gavin mnie odwiezie.

Wysiadła z samochodu i ruszyła w jego stronę, a gdy detektyw ją zobaczył, od razu wyrzucił niedopałek do najbliższego kosza. Gdy podeszła bliżej, zmierzył ją wzrokiem i pokręcił głową, śmiejąc się cicho, co wywołało konsternację na twarzy Amicii. Blondynka skrzyżowała dłonie na piersiach i spojrzała na niego pytająco.

- Wyglądasz fantastycznie - powiedział, dalej się śmiejąc. - Czy ty w ogóle nosisz czasem dżinsy? Nigdy nie widziałem cię poza domem w czymś, co wyglądałoby na wygodne.

- Jesteś chyba pierwszym mężczyzną, który narzeka na takie rzeczy.

- Och, gdybyśmy się ze sobą umawiali, to absolutnie bym na to nie narzekał. Jednak jako twój jedyny znajomy, powinienem być z tobą szczery - powiedział rozbawionym głosem, zanim objął ją ramieniem i wskazał kierunek, w którym mają iść. - Wiesz, czasem zapominam, że jesteś wielką szychą z korporacji, która na dodatek jest jeszcze Europejką i przez to muszę ci tłumaczyć, jak wygląda życie.

- Więc życie wygląda tak, że nosi się cały czas jedną, jedyną skórzaną kurtkę? Bo jak tak, to zdecydowanie wolę moją kolekcję marynarek i cardiganów.

- Co masz do mojej kurtki? Jestem jej wierny, a powinnaś wiedzieć, że jestem niezwykle stały w uczuciach.

- Doprawdy? Nie powinnam spytać o to twoją byłą żonę? - zakpiła Amy, a on od razu puścił jej ramię.

- Grabisz sobie, River.

- Ty zacząłeś - rzuciła jeszcze blondynka, a on tylko spojrzał na nią chłodno, co wywołało u niej parsknięcie śmiechem. - Dobra, dobra. Lepiej powiedz mi, co robimy?

- Coś, o czym myślałem od dłuższego czasu, gdy myślałem o tobie.

- Doprawdy? Myślałeś o mnie? - spytała, uśmiechając się i wzięła go pod ramię. Gavin tylko zmierzył ją spojrzeniem, które może i miało być lekceważące, ale ona widziała ogniki rozbawienia w jego szarych oczach.

- Za bardzo sobie schlebiasz, River - odpowiedział, otwierając przed nią ciężkie metalowe drzwi. W środku Amy od razu usłyszała stłumiony dźwięk wystrzałów i spojrzała zaskoczona na Gavina. - Uznałem, że powinnaś nauczyć się strzelać, a nie chciałem wnikać w twoją medyczną historię, by zaproponować ci naukę samoobrony.

- Och, to takie miłe. Co dalej? Kupisz mi pod choinkę pistolet? - spytała kpiąco blondynka, ale dość szybko się zreflektowała i przygryzła usta. - Myślisz, że jeśli on znów zacznie mnie nachodzić, to mam mu pogrozić bronią?

- Tak. I zadzwonić do mnie, jeśli pociągniesz za spust, żebym pomógł ci ukryć ciało - rzucił jej ironicznym tonem i westchnął wyraźnie rozczarowany jej reakcją. - Nie, Amy. Masz do nikogo nie strzelać, masz poczuć się znów bezpiecznie we własnym domu. - Blondynka zamilkła na chwilę i patrzyła na niego wyraźnie zdenerwowana, aż w końcu skinęła delikatnie głową.

- Dziękuję.

- No ja mam nadzieje - odpowiedział swoim klasycznie bezczelnym tonem i wskazał jej, by ruszyła za nim.

Po krótkim wprowadzeniu z jego strony, stała już ze słuchawkami na uszach i bronią w dłoni. Patrzyła na elektroniczną tarczę przed sobą i była przekonana, że nie da rady pociągnąć za spust. Pistolet był ciężki, a ona tak zdenerwowana, że aż zrobiło jej się gorąco, gdy coraz bardziej nabierała pewności, że to zupełnie nie dla niej.

- Nie, to bez sensu, Gavin. Ja się do tego nie nadaję - powiedziała spanikowanym głosem, zsuwając słuchawki na szyję i zdjęła z siebie sweter.

- Ja pierdole - mruknął pod nosem szatyn i pokręcił głową. - Zawsze poddajesz się jeszcze zanim w ogóle coś zrobisz? To bez sensu.

- Jak bardzo wiele rzeczy w obecnym świecie - odpowiedziała, a on sięgnął po słuchawki na jej szyi i włożył je jej z powrotem na głowę. Amy zrobiła jeszcze minę obrażonego dziecka, zanim ponownie sięgnęła po broń, a zanim wycelowała, Gavin upewnił się, że na pewno trzyma ją odpowiednio, zanim pozwolił jej nacisnąć spust. Amicia spodziewała się, że odrzut będzie większy, że w ogóle nie trafi nawet w elektroniczną tarczę, a co dopiero w wyświetlony na niej obrys sylwetki. Trafiła wirtualnego przeciwnika gdzieś w okolicę klatki piersiowej i od razu poczuła, jak Gavin klepie ją w ramię, wyraźnie zadowolony. Strzeliła więc kolejne kilka razy, parę wystrzałów było celnych, więcej jednak nietrafionych, co mimo wszystko nie zadziałało na nią aż tak demotywująco, jak się tego spodziewała.

- Nie tak chujowo, jak na pierwszy raz - usłyszała w słuchawce kpiący głos Gavina i już miała się do niego odwrócić, gdy ten położył jej dłonie na ramionach. W pierwszej chwili zamarła, czując jego dotyk na swojej odsłoniętej skórze i potrzebowała kilka sekund na to, by jej umysł zakwalifikował to, jako coś, co wcale jej nie przeszkadza. Szatyn zrobił krok w jej stronę, stając za jej plecami na tyle blisko, że Amy poczuła zapach jego perfum i przygryzła usta, by ukryć nieoczekiwany uśmiech, gdy jego dłoń przesunęła się po jej ręce, aż do dłoni. - Ale teraz postaraj się skupić i choć spróbuj wycelować.

- Jasne, bo za pierwszym razem robiłam wszystko, by nie trafić - odpowiedziała bez namysłu, a on parsknął śmiechem.

- Tak to wyglądało, River. Dobrze wiedzieć, że jesteś jakaś rzecz, w której nie jesteś od początku wybitna.

- Nie martw się, jest więcej takich rzeczy - powiedziała, robiąc drobny krok w tył, by oprzeć się o niego plecami. - Na przykład naprawdę fatalnie gotuję.

- Wymieniaj dalej, chcę poznać więcej rzeczy, w których jestem od ciebie lepszy.

- Czy nie miałam się przypadkiem skupić? - spytała, a on roześmiał się ciepło i podniósł jej dłoń, by pomóc jej wycelować, zanim się od niej odsunął. Tym razem Amicia trafiła celnie, prosto w głowę i uśmiechnęła się triumfalnie.

- Nie ciesz się tak, tylko spróbuj to powtórzyć bez mojej pomocy.

- Dupek - mruknęła pogodnym głosem, słysząc znów jego śmiech.

- Zawsze do usług.

Amy nie udało się ponownie trafić celnie, dopóki Gavin nie pomógł jej kolejny raz, ale z całą pewnością nie mogła powiedzieć, że nie sprawia jej to przyjemności. Czuła ogromną satysfakcję, gdy chociaż udawało jej się postrzelić elektronicznego przeciwnika w ramię. I z każdą chwilą coraz mniej przejmowała się uszczypliwymi uwagami ze strony detektywa, stojącego za jej plecami.

- Musisz przyznać, że jak na pierwszy raz nie poszło mi tak źle - powiedziała, oddając mu słuchawki, gdy musieli się zbierać. Gavin spojrzał na nią krytycznym wzrokiem i bez słowa, obrócił się do niej plecami. - Reed, nie bądź taki! - fuknęła, kładąc mu dłonie na ramionach i potrząsając nim lekko. - Powiedz mi coś miłego.

- Przecież już ci powiedziałem dziś, że wyglądasz fantastycznie.

- Bujaj się - mruknęła, wyprzedzając go i kierując się w stronę wyjścia. Gavin jednak złapał ją za dłoń, a blondynka od razu obróciła się do niego z obrażoną miną.

- Myślę, że jeśli poświęcę kolejne kilkanaście popołudni z mojego cennego wolnego czasu na przychodzenie tu z tobą, to może coś z tego będzie - powiedział dyplomatycznie, ale Amicia dalej sprawiała wrażenie niezadowolonej. Zacisnął więc lekko palce na jej dłoni i uśmiechnął się szeroko. - Chodź, kupię ci żarcie, River. Może przestaniesz być taka marudna.

- Nie jestem głodna - odpowiedziała, uśmiechając się kpiąco, a Gavin przewrócił oczami, by jak najbardziej teatralnie okazać swoje rozczarowanie.

- Więc kupię sobie żarcie, by znosić twoje marudzenie, a tobie drinka.

- Tak, myślę, że na to mogę się zgodzić.

- Och, jaka łaskawa - mruknął i spojrzał znacząco na ich dłonie, a Amy odpowiedziała mu tym samym. - Za dużo sobie wyobrażasz, River. Jestem poza twoją ligą - roześmiał się, jeszcze zanim poszedł zdać broń.

Amy lubiła w nim mnóstwo drobnych rzeczy, jak choćby to, że podśpiewywał prowadząc samochód, czy instynktownie zawsze dzwonił do niej, jeszcze zanim zaczynała zastanawiać się nad jego przeciągającym się milczeniem. A przede wszystkim lubiła to, że nawet przez ułamek sekundy nie czuła się przy nim niekomfortowo. Gavin nieustannie żartował z sedna ich relacji, co doskonale rozładowywało wszelkie napięcie między nimi i nawet jeśli Amy łapała się na tym, że za nim tęskni, czy przygląda mu się zdecydowanie za długo, to nie zamierzała absolutnie zrobić nic więcej.

Pojechali do knajpy z burgerami, gdzie Amy od razu poszła do łazienki, mówiąc mu, by zamówił dla niej tylko drinka.

- Wziąłem ci rum z colą i frytki - powiedział, wciąż wertując kartę, gdy blondynka usiadła naprzeciwko niego.

- Przecież mówiłam, że nie jestem głodna.

- Jasne, jasne. Za dobrze cię znam, jak zawsze zjesz połowę moich frytek - mruknął w odpowiedzi, a ona wyrwała mu kartę i spojrzała prosto w oczy.

- Zrobiłam to raz, nie bierz tego za pewnik.

- Więc zamówiłem sobie dwie porcje frytek, jeśli wolisz udawać, że nie masz na nie ochoty.

- Mnie bardziej fascynuje, jak ktoś, kto je tyle smażonego żarcia wygląda tak dobrze - rzuciła Amy, a Gavin wybuchnął śmiechem i dopiero dotarło do niej, że powiedziała to na głos. Reed uśmiechnął się bezczelnie i rozsiadł wygodniej na sofie, jakby celowo napinając przy tym mięśnie w swoich szerokich ramionach.

- Och, więc twoim zdaniem wyglądam dobrze? - spytał, napawając się tym, że blondynka naprzeciwko niego wyglądała na odrobinę zażenowaną. Zanim Amy zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, pojawiła się kelnerka z jej drinkiem i jego mrożoną herbatą. - Więc? - ponaglił ją kolejnym spojrzeniem, spodziewając się, że gdyby tego nie zrobił, River od razu zmieniłaby temat.

- Niby co? Przecież już ustaliliśmy, że jestem poza twoją ligą - odpowiedziała, upijając łyk drinka, a on wybuchnął śmiechem. - Przepraszam, ale masz tak okropny śmiech, że on i tak absolutnie rujnuje ci wizerunek.

- Po prostu na siłę szukasz we mnie wad.

- Tak. Rozgryzłeś mnie. Jestem kompletnie w tobie zakochana i inaczej nie umiem sobie z tym poradzić - powiedziała beznamiętnym głosem Amicia, a on przytaknął jej krótko.

- Wiedziałem.

- Reed, ty wiesz, co to jest sarkazm, prawda?

- Twoje drugie imię? - rzucił od razu i uśmiechnął się do kelnerki, która niosła im jedzenie. Amy nie musiała się na nią oglądać, by wiedzieć, że dziewczyna odpowiedziała mu tym samym, bo już gdy ta przyniosła im napoje, widziała jej wzrok.

- Weź jej numer - skomentowała blondynka, gdy tylko kelnerka zniknęła z pola widzenia.

- Daj spokój.

- Czemu? Jest ładna i ewidentnie tobą zainteresowana.

- Ale ja nie jestem zainteresowany nią.

- Czemu? - spytała Amy, sięgając po frytkę, której przecież nie chciała jeść i obróciła się, by jeszcze raz spojrzeć na kelnerkę.

Gavin miał wielką ochotę powiedzieć jej, że nie tylko nie jest zainteresowany tą konkretną dziewczyną, ale właściwie żadną inną, która nie jest Amy. Nigdy wcześniej nie czuł nawet przez chwilę tak obezwładniającego zachwytu, jak przy niej i kompletnie nie wiedział, co ma z tym zachwytem zrobić. Czuł się przy niej jakby trzymał w dłoniach kryształowy wazon i jednocześnie uczył się jeździć na łyżwach; bał się zrobić jakikolwiek śmielszy ruch, by jej nie zranić. Dlatego trzymał się uparcie tego, co wychodziło im świetnie, czyli bycia znajomymi.

- Gavin? - wyrwała go z zamyślenia, co ewidentnie musiało ją rozbawić, bo uśmiechała się do niego szeroko, jedząc kolejną frytkę.

- Jak tam twoje niebycie głodną, co? - wypomniał jej, śmiejąc się cicho, a blondynka tylko przewróciła oczami i upiła duży łyk swojego drinka.

Dwa drinki później, zbierają się do wyjścia i gdy tylko wyszli na dwór, Amy zorientowała się, że wypity alkohol wcale nie wpłynął na jej odczuwanie temperatury. Owinęła się mocniej swetrem, w trakcie gdy Gavin odpalał papierosa i nerwowo przestępowała z nogi na nogę. Szatyn zmierzył ją wzrokiem i westchnął wyraźnie rozbawiony.

- Wciąż masz coś do powiedzenia o mojej kurtce? - spytał, zbliżając się do niej i zarzucił jej kurtkę na ramiona.

- W tej chwili to najlepsza kurtka na świecie - odpowiedziała, a Gavin objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, na co Amy zareagowała niepewnym uśmiechem. Przez ułamek sekundy stała sztywno, zanim wyciągnęła rękę i przytuliła się do niego.

- Jeśli aż tak ci zimno to weź kluczyki i poczekaj na mnie w samochodzie - zaproponował, a blondynka odsunęła się od niego tak szybko, że Gavin poczuł mocne ukłucie rozczarowania, ale od razu wręczył jej kluczyki. Amy uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, a on odprowadził ją spojrzeniem i przeklął cicho pod nosem, zły na siebie samego i na to, że obiecuje sobie o wiele za dużo, jeśli chodzi o tę znajomość. Skończywszy palić, wsiadł za kierownicę, ale zanim włączył silnik, spojrzał na odtwarzacz i krzywi się lekko. - Naprawdę? County Pop sprzed piętnastu lat? To twój gust muzyczny?

- Czyżbyś na siłę szukał we mnie wad? I dlatego nagle przeszkadza ci, że słucham miłej muzyki sprzed piętnastu lat?

- Tak. Rozgryzłaś mnie - odpowiedział kpiąco. Amy przyglądała mu się uważnie i dopiero gdy ruszyli, Gavin zorientował się, o co jej chodzi, ale było już o wiele za późno. Sam instynktownie zaczął nucić piosenkę za wokalistką. - Would you have me? Would you want me? Would you tell me to go straight to hell... Och, spierdalaj. To nawyk.

- Mhm. Jasne - roześmiała się Amy, a on posłał jej takie spojrzenie, jakby poważnie rozważał wysadzenie jej na środku drogi i na dodatek odebranie swojej kurtki. Blondynka uśmiechnęła się do niego, ale Gavin kazał jej się kolejny raz od niego odczepić w niezbyt cenzuralnych słowach. Amy wyciągnęła rękę i położyła mu ją na kolanie, a szatyn dopiero wtedy uniósł nieznacznie kąciki ust, nadal udając niewzruszonego. Amy sięgnęła drugą dłonią do odtwarzacza i pogłośniła utwór, by zamaskować swoje zawodzenie. - Will you have me? Will you love me? Will you kiss me on the porch in front of all your stupid friends? If you kiss me, will it be just like I dreamed it? Will it patch your broken wings?

- Okej, więc mam kolejną rzecz, w której jesteś kompletnie beznadziejna. Strasznie fałszujesz - powiedział Gavin, ściszając kolejną piosenkę, a Amy uśmiechnęła się do niego.

- Odezwał się Elton John - droczyła się blondynka i już miała zabrać dłoń z jego kolana, gdy Gavin położył na niej swoją rękę. Zatrzymali się na czerwonym świetle i Amy była pewna, że Reed ma zamiar się odezwać, gdy obrócił się w jej stronę, ale ostatecznie siedzieli w milczeniu, czekając, aż światło się zmieni. - Dzięki za dziś, to było naprawdę... - zaczęła, gdy zatrzymali się już pod jej budynkiem.

- Nie było nawet tak okropnie - rzucił kpiąco Gavin, a ona westchnęła ostentacyjnie i spróbowała odpiąć pas, ale gdy nacisnęła guzik, nic się nie wydarzyło. - Czasem się zacina, muszę to kiedyś naprawić, spróbuj jeszcze raz.

- Nie wydaje mi się, żeby to miało zadziałać - mruknęła zdenerwowana blondynka, a Reed odpiął swój pas, by obrócić się do niej i jej pomóc.

- Widać nie da się ciebie tak łatwo pozbyć.

- Tak bardzo ci współczuję - rzuciła sarkastycznie, a on wzruszył ramionami.

- Ja sobie też, jesteś strasznie męcząca.

- A ty czarujący - fuknęła, już w ogóle nie kryjąc się ze swoim zdenerwowaniem. Gavin walczył z zapięciem pasa, ale ten za nic nie chciał ustąpić. - Czy to jest jakaś pokuta za grzechy? Czy inny altruistyczny dobry uczynek, że spędzasz ze mną czas, chociaż mnie tak bardzo nie znosisz? - Amy wyrzucała z siebie słowa w takim tempie, że szatyn nie miał nawet jak znaleźć chwili, by się wciąć w jej wypowiedź. - Bo ja z jakiegoś niewytłumaczalnego dla siebie samej powodu lubię spędzać z tobą czas i chociaż sama nie wiem dlaczego, lubię też ciebie. Jednak czasem chciałabym, żebyś chociaż przez ułamek sekundy był miły, a nie sarkastyczny. Lub raczej bądź sobie sarkastyczny ile tylko chcesz, ale daj mi jakikolwiek znak, że w ogóle masz ochotę się ze mną spotykać, a nie robisz to, bo ci mnie żal...

- Jesteś straszną idiotką - warknął pod nosem, niespodziewanie przerywając jej tyradę. Podniósł wzrok z klamry jej pasa i spojrzał jej w oczy, spodziewając się znaleźć tam wściekłość, ale Amy była raczej smutna niż zła. - Nie mogę być dla ciebie miły, bo jak będę dla ciebie miły, to się w tobie zakocham, a to byłaby raczej jebana katastrofa.

Amicia zamarła jeszcze bardziej, przez zacięty pas bezpieczeństwa czuła się jak w potrzasku i momentalnie zaczęła żałować, że się w ogóle odezwała. Teraz nie miała jak i dokąd uciec, tylko musiała się zmierzyć z jego spojrzeniem i wypowiedzianymi przez niego słowami. Jednak jeszcze większym wyzwaniem okazała się jego bliskość i to, że mimowolnie nachyliła się w jego stronę, gdy Gavin wyciągnął dłoń, by odsunąć pasmo jej włosów za ucho. Amy zupełnie świadomie dotknęła policzkiem jego ręki i choć wiedziała, że szatyn zamierza ją pocałować, nie wycofała się. Podświadomie, niechętnie, dopuszczała do siebie ten moment i gdy Gavin ją pocałował, odpowiedziała mu na to. Najpierw niepewnie, później coraz śmielej, aż kliknięcie zapięcia pasa ustąpiło, a Amy od razu odsunęła się do tyłu.

- Jebana katastrofa? - spytała, używając jego słów sprzed chwili. - Tu się muszę zgodzić.

- Uwierz mi, gdybym cię nie lubił, to bym do ciebie nie dzwonił, nie mam cierpliwości do ludzi, którzy mnie szczerze wkurwiają. A dla ciebie mam jej mnóstwo - zapewnił ją, opierając się o swój fotel i patrząc na nią z bezpiecznej odległości.

- Więc powinniśmy zostać przyjaciółmi. To nam idzie dobrze.

- Tak, świetnie. Zwłaszcza przed chwilą - zakpił Gavin, a ona pokręciła głową. - Wiem, że nie masz za dużo znajomych, ale raczej tak nie całuje się kogoś, z kim chcesz zostać przyjaciółmi, River.

- O, widzę, że już wróciliśmy do normy - odpowiedziała Amy, uśmiechając się bezczelnie i zdjęła z siebie kurtkę. - Tak w gwoli jasności, to ty mnie pocałowałeś.

- Nie masz na to żadnych dowodów - zaśmiał się i przeczesał palcami włosy, zanim znów na nią spojrzał. Tym razem już poważnie. - Masz rację, lepiej będzie dla nas obojga jeśli zostaniemy na stopie przyjacielskiej.

- W takim razie do zobaczenia.

Amy uśmiechnęła się do niego jeszcze raz, zanim wysiadła z auta i ruszyła do swojego apartamentowca. Dopiero gdy znalazła się sama w windzie, poczuła, jak nagle docierają do niej wszystkie skumulowane emocje i to, co się właściwie wydarzyło. Oparła się o ścianę i dotknęła palcami swoich ust, jakby nie do końca wierząc w to, że Gavin ją pocałował.

Że ktokolwiek inny niż Elijah ją pocałował.

I że w przeciwieństwie do tamtych pocałunków, ten był zupełnie inny. Ten, choć niespodziewany i niewłaściwy, w gruncie rzeczy był przez nią chciany.

6 lipca 2035. Woodbridge, Detroit.

W strzelnicy nie było nikogo poza jedną parą. Nie było w tym nic dziwnego, większość ludzi wzięła urlopy po Dniu Niepodległości i przy sprzyjającej pogodzie wyjechała z miasta, a ci którzy w nim zostali mieli ewidentnie inne plany na piątkowy wieczór, niż ta dwójka. Blondynka trzymała pistolet bardzo pewnie, oddając kolejne celne strzały w tarczę przed sobą, a stojący za nią mężczyzna, tylko uśmiechał się z uznaniem. Amy dość szybko oswoiła się z trzymaniem broni i choć jej wyniki wciąż dalekie były od zadowalających, przynajmniej stało się dokładnie to, na co Gavin liczył. Poczuła się pewniej.

- Właściwie to bardzo społecznie i moralnie słabe - skomentowała któregoś popołudnia jego uwagę, że radzi sobie lepiej. - Nigdy nie byłam zwolenniczką drugiej poprawki.

- Cóż, to akurat nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Wyglądasz na pacyfistkę.

- Nie chodzi o pacyfizm, Gavin. Chodzi o to, że jeśli ja mogę trzymać w szufladzie broń, to może trzymać ją też drań pokroju mojego byłego - odpowiedziała mu chłodno, po czym oddała kolejny strzał.

A mimo tego, Amy z każdym kolejnym spotkaniem z nim stawała się coraz swobodniejsza, coraz bardziej dowcipna i przede wszystkim on coraz bardziej tracił dla niej głowę. Bo ta Amy, która powoli się przed nim otwierała, była po prostu idealna, nawet mimo długiej listy wad, którą Gavin stworzył w swojej głowie, by w ogóle w dalszym ciągu traktować ją tylko jak koleżankę. Jednak nawet Tina, która naprawdę była tylko wkurwiającą koleżanką, widziała, że Gavin i Amy zachowują się, jak para. Poza tym, że parą nie są. I nigdy nawet w rozmowie, czy wzajemnych uszczypliwościach nie wrócili do tego jednego pocałunku sprzed prawie dwóch miesięcy.

- Więc jak ci minął długi weekend? - zapytała blondynka, wyrywając go z zamyślenia i oddając mu broń. - Rodzina była wybitnie męcząca?

- Powiem tak: gdybym jeszcze raz miał w ciągu tego tygodnia zrobić grilla to chyba bym zostawił odkręcony gaz w tym grillu i poszedł koło niego spać - odpowiedział detektyw i wziął od niej też słuchawki. - Jeszcze moja matka chyba nigdy nie pojmie, że czasem nie powinna się wpierdalać w każdy aspekt życia swoich dzieci.

- Może po prostu tak okazuje uczucia?

- Mówiąc Grace, że powinna rzucić pracę pielęgniarki i studia medyczne, by rodzić dzieci?

- O, jak Grace sobie radzi na uczelni?

Amy uśmiechnęła się na wspomnienie siostry Reeda, o której najczęściej jej opowiadał. Między nim, a Grace były tylko dwa lata różnicy, przez co byli ze sobą najbardziej zżyci. No i jako jedyni nie mieli w tej chwili małżonków. Amicia nigdy nie spytała dlaczego Gavin i jego była się rozstali, tak samo jak on nigdy nie pytał o szczegóły jej poprzedniego związku.

- Zapowiadali dziś burzę? - spytała Amy, gdy kierowali się już do wyjścia ze strzelnicy, tym samym przerwała monolog Reeda na temat jego siostry.

- Nie sprawdzałem pogody, ale ostatnie kilka dni był taki skwar, że nie będzie to wielkie zaskoczenie.

- Grzmi - mruknęła blondynka i gdy otworzyła drzwi, wyrwał je z jej ręki podmuch wiatru. - Tak, ewidentnie idzie na burzę. Co robimy?

- Idziemy coś zjeść? Powinniśmy zdążyć do Pie-Sci zanim lunie. - Blondynka przytakuje mu i ruszają w górę dzielnicy, jednak już po kilkunastu krokach spadają na nich pierwsze duże krople deszczu.

- Więc akurat dziś postanowiłeś nie brać auta.

- Mogę powiedzieć ci dokładnie to samo, River. Co w ogóle z ciebie za kobieta, że nie masz w torebce prasola - odpowiedział jej kpiąco i spojrzał na nią kątem oka. Faktycznie pogoda w ostatnich dniach rozpieściła ich do tego stopnia, że żadne z nich nie pomyślało, by wziąć na siebie coś więcej. - Bierzemy taksówkę? - zapytał, wciągając ją pod daszek najbliższego budynku. Amy wyjęła telefon i skrzywiła się lekko.

- Nic nie jest w tej chwili dostępne, leje już nad całym miastem - poinformowała, przestępując z nogi na nogę, gdy deszcz uderzał w jej odsłonięte łydki. - Zadzwonię po Adę.

- Nie ma sensu, zanim tu dojedzie to zdążysz zamarznąć. Nie ma bliżej żadnego lokalu?

- Pragnę ci przypomnieć, że trzy czwarte ludzi ma wciąż długi weekend. Święto było w środę.

- Okej, więc nie ma innej opcji. Zabieram cię do najlepszej knajpy w mieście, drinki nie będą wyszukane, ale jedzenie fantastyczne - powiedział, podając jej ramię i wyszli z powrotem na deszcz. - Zawsze możemy pobiec - zaproponował, ale Amy dźgnęła go w stopę końcówką swojej laski. - Więc to już nie moja wina, że zmokniesz.

Nim przejdą niecałe dwie przecznice, Amy jest już pewna, że przemokła absolutnie do samej bielizny, a na pewno w jej butach utworzyły się małe jeziora. W końcu Gavin wciągnął ją za sobą na ganek kwadratowe wielorodzinnego domu i zaczął szukać kluczy w kieszeni spodni. Blondynka była tak przemoknięta, że nie wdawała się w najmniejszą dyskusję, tylko podążyła za nim na pierwsze piętro do jego mieszkania. W środku panował zaskakujący porządek, Amy zawsze wyobrażała sobie, że Gavin nie ma absolutnie czasu na zaprzątanie sobie głowy sprzątaniem, a jedyny rozgardiasz jaki dostrzegła wchodząc do środka to brudny kubek po porannej kawie.

- Poczekaj, dam ci ręcznik i coś suchego do przebrania - powiedział Reed, zdejmując przemoczone buty i ruszając w głąb mieszkania. Amy rozejrzała się po przestronnym salonie połączonym z aneksem kuchennym, duża sofa naprzeciwko telewizora, niewielki stół z trzema krzesłami. Nic wyszukanego, a mimo wszystko od razu poczuła się tu swobodnie. Przez uchylone drzwi zobaczyła niepościelone łóżko w sypialni, gdy Gavin szukał dla niej rzeczy. Gdy ich spojrzenia się spotkały skinął na nią, więc Amicia podeszła bliżej i wtedy rzucił jej podkoszulek. - Łazienka jest po prawo.

Uśmiechnęła się do niego i podeszła do jednych z dwojga drzwi na korytarzu, o drugie stała oparta deska do prasowania, więc nacisnęła klamkę tych obok. Wycisnęła mokre włosy w ręcznik i rozebrała się do bielizny, po czym ubrała się w jego podkoszulek i dopiero wyszła z powrotem do salonu. Gavin już krzątał się po kuchni, też przebrany w suche ubrania.

- Więc mogę ci zaproponować albo czerwone wino wątpliwej jakości, albo jakieś dziwne gotowe drinki, które zostawiła tu Chen - powiedział, przeszukując jedną z szafek.

- W tej chwili chyba wolałabym herbatę.

- To chodź i sobie jakąś wybierz, mam ich z sześć różnych rodzajów. Moja była urodziła się w Londynie, więc chociaż herbaty nie kupuję wątpliwej jakości. - Dopiero teraz obrócił się w jej stronę i zmierzył ją wzrokiem, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. Amy stała boso opierając się o jedną z szafek wyspy kuchennej, jego czarny podkoszulek sięgał jej do połowy uda i tylko jasna blizna na kolanie w jakikolwiek sposób odznaczała się na jej idealnej skórze. Gavin miał ochotę podejść do niej i ją pocałować, bo w życiu nie widział niczego tak ślicznego jak ona w tej chwili. Jednak dość szybko otrząsnął się z tego uczucia i uśmiechnął do niej bezczelnie. - Na mnie ta koszulka wygląda o wiele lepiej, chudzielcu.

- Wow, ty to umiesz powiedzieć dziewczynie komplement.

- Jakbyś była moją dziewczyną, to może miałbym coś z prawienia ci komplementów, River.

- Och, więc mówisz miłe rzeczy tylko jak możesz na coś liczyć? - zapytała kpiąco, podchodząc do wskazanej przez niego szafki.

- A to nie taki jest ich cel?

- Ja naprawdę podziwiam, że ktokolwiek, kiedykolwiek chciał za ciebie wyjść - mruknęła rozbawiona i powąchała zawartość kolejnej puszki z herbatą.

- Po prostu mam wiele ukrytych zalet - odpowiedział Gavin i puścił do niej oko, co wywołało głośny śmiech blondynki. Amy podała mu wybraną herbatę i z parującym kubkiem, usiadła na blacie, obserwując, jak Gavin zaczyna kroić cebulę.

- To muszą być one bardzo głęboko ukryte.

- Mhm, jasne. Mówisz tak, a sama masz do mnie słabość.

- Gdybym jej nie miała, to by mnie tu nie było - rzuciła lekko, a on obrócił się do niej i zmierzył ją pytającym wzrokiem. Blondynka wzruszyła ramionami i uniosła do ust parujący kubek z herbatą.

- Dobra, dobra. Lepiej mi opowiedz jak tobie minął długi weekend? Pojechałaś w końcu nad jeziora zobaczyć się z chrześnicą?

- Nie, poszłam na wystawę i przyjęcie do galerii sztuki współczesnej, Carl co prawda mnie denerwował na każdym kroku, ale wciąż bawiłam się bardzo dobrze - odpowiedziała Amy, siląc się na lekceważący ton głosu.

- Wystawiłaś Sylvie dla coctail party z artystami? - zapytał Gavin, posyłając jej oceniające spojrzenie.

- Zobaczę się z nią, gdy tylko wrócą do miasta. Nie miałam ochoty siedzieć w upale przy grillu. - Amicia machnęła dłonią, zbywając jego ewentualne kolejne pytania. Wolała by miał ją za nieodpowiedzialną matkę chrzestną, niż poruszyć temat prawdziwych powodów tego, że nie była w stanie ani razu ponownie przekroczyć progu domu swoich przyjaciół. Po tym, co wydarzyło się tamtego lipca, miała wrażenie, że nigdy do końca nie opuściła tamtej sypialni w swojej głowie i dlatego nie miała zamiaru jej więcej widzieć w rzeczywistości. - W sumie od dawna nie byłam w kinie, Sylvie ma jeszcze wakacje, poproszę chyba Johna żeby mi ją przywiózł na jakiś weekend. Ty i tak zazwyczaj nie masz w nie dla mnie czasu, więc wykorzystam go jakoś inaczej.

- Mam dla ciebie czas co drugi weekend, nie bądź zachłanna, River - zaśmiał się Gavin i wrócił do przygotowywania kolacji. Amy uśmiechnęła się i zaczęli dyskutować o tym, co obecnie jest grane w kinach.

Z każdą kolejną minutą coraz bardziej oddalała się myślami od tego, jak bardzo nienawidzi tego długiego lipcowego weekendu, który najchętniej spędzałaby zamknięta we własnej łazience i skulona gdzieś w jej kącie. Obecność Gavina działała na nią niewytłumaczalnie uspokajająco. Choć czasem była przekonana, że nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego, później po prostu się spotykali i nawet na chwilę nie zapadało między nimi kłopotliwe milczenie. A czas zdawał się płynąć jej o wiele szybciej niż by sobie tego życzyła.

- W końcu mi cieplej - oświadczyła, odstawiając na bok kubek po herbacie i podniosła dłonie, by sprawdzić czy jej włosy są choć odrobinę mniej mokre. W mieszkaniu było coraz cieplej, pachniało curry, a Gavin otworzył dla niej butelkę wina.

- Spróbuj - powiedział i podszedł do niej z łyżką. Amy spodziewała się z jego strony jakiegoś czerstwego żartu o jedzeniu mu z ręki, ale szatyn był w tej chwili wyjątkowo milczący. Nachyliła się w jego stronę by spróbować zaskakująco dobrego sosu, a on uśmiechnął się triumfalnie i położył drugą dłoń na blacie obok niej.

- Jestem pod wrażeniem, Reed. Może jednak twoje zalety wcale nie są aż tak dobrze ukryte, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka - odpowiedziała, a on przysunął się jeszcze krok bliżej do jej kolan.

- Mówiłem przecież, że to najlepsza knajpa w mieście.

- Uważaj, bo zostawię ci opinię w internecie.

- Oby to było pięć gwiazdek.

- Myślę, że cztery: jedzenie było świetne, tak samo herbata, jednak powinni pomyśleć nad zakupem wina lepszej jakości. Odejmuje jedną gwiazdkę ponieważ właściel bywa strasznym bucem.

- Odpowiedź właściciela: klientka cały wieczór próbowała mnie poderwać. Nieskutecznie. Dlatego odjęła jedną gwiazdkę - roześmiał się Gavin i dalej toczył z nią pojedynek na spojrzenia. Amy nie zastanawiała się nawet przez chwilę nad odpowiedzią, bo jej myśli całkowicie zaprzątało to, co stanie się za chwilę. Za pierwszym razem wiedziała, że ją pocałuje. Teraz też się tego spodziewała, ale szatyn tylko uśmiechnął się do niej kolejny raz i przesunął dłoń, którą opierał obok niej. Poczuła muśnięcie jego palców na swoim nagim udzie, zanim Gavin odsunął się od niej i wrócił do gotującego się makaronu. - No już rusz swój śliczny tyłek z mojego blatu kuchennego i zanieś wino na stół.

- Mogłabym to skomentować w jakiś szyderczy sposób, ale chyba po prostu tym razem po prostu przyjmę komplement

- No ja mam taką nadzieję.

Przy kolacji nie rozmawiali za wiele, poza tym, że Amy kolejny raz skomplementowała makaron. I zorientowała się, że chyba pierwszy raz w życiu ktoś, coś dla niej ugotował. Ktoś komu nie płaciła, albo kto nie był androidem. Przeszło jej przez myśl, by mu o tym powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymała, dalej słuchając, jak Gavin opowiada jej o swojej koleżance z pracy. Na każde wspomnienie o Tinie, Amicia czuła ukłucie zazdrości. W swoich wyobrażeniach totalnie widziała, że Reed powinien związać się właśnie z kimś takim, szalenie sympatyczną, kochaną i śliczną dziewczyną, z którą pracuje. Co prawda do tej pory Amy widywała ją tylko na zdjęciach, ale wiedziała, że Gavin ma jakiś słaby punkt jeśli chodzi o swoją młodszą stażem współpracowniczkę.

- Skoro Tina ma takiego pecha do randek, to może powinieneś coś z tym zrobić - zasugerowała, przesiadając się na sofę. Gavin parsknął śmiechem, chowając naczynia do zmywarki i po chwili usiadł obok Amy i wręczył jej kieliszek wina. - Może jej powinieneś ugotować kolację.

- Gotowałem jej kolację, nie raz - odpowiedział, wzruszając ramionami i dopiero gdy spojrzał na minę blondynki, zrozumiał, że palnął głupotę. - Nie wiem, co sobie pomyślałaś, ale nie. Nie jestem w typie Tiny, co innego ty. Może powinienem was ze sobą umówić.

- Nie gustuję w dziewczynach.

- No tak, zapomniałem, że skrycie kochasz się we mnie - rzucił kpiąco, a Amy tylko parsknęła śmiechem i wskazała na telewizor.

- Obejrzymy kolejną część tego beznadziejnego filmu szpiegowskiego, który tak lubisz? - spytała, a on wzruszył ramionami i sięgnął po pilota, po czym oparł się wygodniej na sofie, kładąc rękę na oparciu za Amy. Blondynka przez chwilę się wahała, ale w końcu obróciła się i oparła o niego plecami, podciągając nogi na sofę. Gavin uśmiechnął się i objął ją jedną ręką, tym samym kompletnie tracą zainteresowanie włączonym filmem. Zamiast tego wolał wodzić opuszkami palców po jej ramieniu i obserwować jej lekki uśmiech. A gdy uniosła kolana do góry przeniósł na nie dłoń i dotknął jasnej blizny.

- Wciąż boli? - zapytał, a Amy wzruszyła ramionami.

- Czasami - odpowiedziała cicho i niepewnie sięgnęła po jego drugą rękę, dając mu do jasno do zrozumienia, by ją przytulił, a ten zrobił to bez namysłu. Poczuła, że opiera usta na czubku jej głowy i dłuższą chwilę po prostu rozkoszowała się tym ciepłem, zanim znów spróbowała skupić się na filmie. Udało jej się to na jedynie kilkanaście minut, zanim Gavin sięgnął do jej włosów, by odsunąć je za ucho.

- Wiesz co, ja szczerze nie mam bladego pojęcia, co ty tu robisz, Amy - powiedział cicho i znów ją przytulił mocniej. - Jestem chyba ostatnią osobą, którą mogłabyś być zainteresowana, ale i tak nie zmienia to tego, że ciągle myślę o tamtym pocałunku. I o tym żeby go powtórzyć.

Zapadła między nimi cisza, którą przerywały tylko dźwięki telewizora i deszczu uderzającego o szyby. Amy przygryzła usta, czuła na szyi jego ciepły oddech i miała ochotę powiedzieć mu jasno i wyraźnie, że nie ma najmniejszej ochoty, by przestał ją obejmować. Kiedykolwiek. Rozumiała aż za dobrze, jak rozpaczliwie potrzebuje czułości i bliskości, ale mimo wszystko nie umiała wypowiedzieć żadnego pełnego zdania. Dlatego zdobyła się tylko na krótki szept.

- Więc to zrób.

Poczuła jego usta na swojej szyi i przygryzła jeszcze mocniej dolną wargę, próbując powstrzymać się przed uśmiechem. Odsunęła się od niego, żeby móc się obrócić i sama nachyliła się w jego stronę, by go pocałować. Niczego od dawna nie chciała tak bardzo, jak właśnie tego pocałunku, jak jego dłoni obejmujących ją w talii. W przeciwieństwie do tego, co mówił Gavin, ona wiedziała doskonale co tu robi, co robi przy nim. Przy nim czuła się normalnie, spokojnie i chciała tego spokoju jak najwięcej. Nawet jeśli teraz objawiał się on coraz bardziej zachłannymi pocałunkami, które wymieniali. Szatyn objął ją mocniej i położył pod sobą na sofie, a ona uśmiechnęła się do niego, zanim położyła mu dłoń na karku przyciągając z powrotem do siebie. Przesunął dłoń po jej odsłoniętym udzie i nagle wszystko wokół Amy rozsypało się jak domek z kart. Nagle w swojej głowie nie znajdowała się już na sofie w ciepłym mieszkaniu Reeda, a z powrotem w zimnej sypialni na Belle Isle. A dotyk, który czuła na sobie też stał się dla niej czymś paraliżującym ją zupełnie. Wszystko wokół niej stało się tak intensywne, że była niemal pewna, że znów czuje zapach perfum Elijaha i tamten sam strach. Zamarła bez ruchu, bez słowa, przerażona tym, że nawet jeśli zaprotestuje, to nic nie da. Przecież nigdy nic nie dało, za każdym razem gdy prosiła Elijaha, by przestał, ten tylko uśmiechał się do niej kpiąco, a na wspomnienie tamtego uśmiechu, Amy czuje jak robi jej się niedobrze.

- Wszystko w porządku? - zapytał Gavin, gdy tylko Amicia zamarła niemal bez ruchu i odsunął się od niej powoli, widząc przerażenie w jej oczach. Blondynka pokręciła przecząco głową i przyciągnęła do siebie kolana, obejmując je ramionami, siedziała w drugim kącie sofy, drążąc lekko i sprawiając wrażenie, jakby nie wiedziała, czy się rozpłakać czy uciec. - Amy, chcesz o tym porozmawiać? Chcesz żebym cię odwiózł do domu? - Blondynka pokręciła głową, a on podniósł się z sofy. - Zrobię ci herbatę.

Wycofał się do kuchni, zostawiając ją samą, żeby mogła się uspokoić i gdy tylko odwrócił się do niej plecami, usłyszał, jak blondynka bierze głębszy oddech. Amicia przede wszystkim czuła, jak cały strach, który ją opanował, który ścisnął jej gardło i odebrał na chwilę oddech, powoli się wycofuje, zastąpiony wdzięcznością, za przestrzeń, którą dał jej Gavin i smutek. Miała ochotę się rozpłakać, gdy zrozumiała jego źródło i powoli podniosła się z sofy. Szła do kuchni niemal na placach, a Gavin nie obrócił się do niej, dalej stał plecami do salonu, opierając dłonie na blacie. Amy niepewnie objęła go ramionami i przytuliła się do jego pleców, opierając czoło między jego łopatkami. Reed wyprostował się lekko i położył dłonie na jej rękach splecionych na swoim brzuchu.

- Gavin... - zaczęła cichym głosem, jakby nie miała pewności, czy uda jej się wypowiedzieć coś więcej.

- Nie musisz nic mówić, rozumiem. Zostajemy przy przyjaźni...

- Więc nie, nie rozumiesz - weszła mu w słowo, a on chciał się do niej obrócić, ale Amy ścisnęła go mocniej rękami. - Sprawiasz, że czuję się bezpiecznie, że czuję się całkiem normalna, że to wszystko może być takie normalne. A nic nigdy w moim życiu nie było zwyczajne, ani normalne. - mówiła cicho i czuła jak z każdym słowem, łzy cisnęły jej się mocniej do oczu. - Obiecałam sobie, że będę całkiem sama, bo wiem, że jestem za bardzo rozbita, by być z kimś. Nawet jeśli teraz bardzo, bardzo nie chcę cię stracić, tak... nie wiem, czy kiedykolwiek, będę umiała się pozbierać z tego co on mi zrobił.

- A co jeśli powiem, że chcę z tobą być? - zapytał, w końcu obracając się do niej. Amy nie cofnęła rąk, dalej go obejmowała, tylko teraz oparła mu głowę na mostku, nie chcąc mu patrzeć w oczy. Gavin też ją przytulił, powoli, ostrożnie, jakby bojąc się, że blondynka jeszcze nie do końca się uspokoiła.

- To się nie uda...

- Do tej pory chyba się całkiem udaje. Po prostu chciałbym zabrać cię na porządną randkę, nie wiem, kupować ci kwiaty, przedstawić znajomym, czy udawać wieczorami, że oglądamy jakieś głupie filmy i rano zrobić śniadanie...

- Właśnie to się nie uda.

- Śniadanie? - spytał kpiąco i położył jej dłoń na policzku, by na niego spojrzała. - Jakbyś nie wierzyła po dziś, to zapewnię cię jeszcze raz, że naprawdę nieźle gotuję.

- Tak, ale związek to raczej coś więcej niż wspólne jedzenie i...

- Chodzi ci o seks? - wszedł jej w słowo, a blondynka przytaknęła i wycofała się z jego ramion. Stanęła naprzeciwko niego, opierając się plecami o wyspę kuchenną, a Gavin pokręcił lekko głową, jakby szukając właściwych słów. - Amy, twoja reakcja przed chwilą powiedziała mi sama za siebie, wszystko co powinienem wiedzieć. I uwierz mi, że nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała.

- Przecież to się nie uda. Nie możesz być z osobą, która nie będzie w stanie z tobą sypiać, czy która boi się, że jak ją dotkniesz to spanikuje, która właśnie dostaje ataków paniki, gdy zobaczy na ulicy kogoś podobnego do niego.

- Nie mogę być z taką osobą, tylko jeśli ona nie będzie chciała ze mną być. Więc? Nie chcesz ze mną być, Amy?

- Chcę, ale...

- Wiedziałem - powiedział, uśmiechając się triumfalnie. Amy parsknęła śmiechem i przewróciła oczami w wyrazie udawanej dezaprobaty.

- Jesteś idiotą, Reed.

- Mhm. Może i jestem idiotą, ale kim w takim razie jesteś ty, skoro przyznałaś, że chcesz być z takim idiotą? - zapytał kpiąco, a Amy nie przestała się uśmiechać, co wziął za dobry znak i podszedł do niej. Blondynka od razu się do niego przytuliła, więc też ją objął i przesunął dłonią po jej włosach. - Po rozwodzie też chciałem być sam, lub raczej nie chciałem być z nikim na dłużej. Sypiałem z różnymi dziewczynami i absolutnie z żadną nie miałem ochotę się umówić na kolejną randkę. Więc serio, jak już znalazłem taką, z którą chcę być, to seks naprawde nie jest najważniejszą rzeczą.

- Jesteś tego absolutnie pewien?

- Mam kilka warunków - powiedział, uśmiechając się bezczelnie i kładąc jej dłonie na biodrach. Amy zmrużyła oczy, wiedząc doskonale, że szatyn będzie teraz próbował rozładować atmosferę między nimi. - Na początek to mój ulubiony podkoszulek, będziesz musiała mi go oddać.

- Kurcze, a zamierzałam go zatrzymać, może jakoś cię przekonam - odpowiedziała i pocałowała go krótko, zanim sięgnęła po swój kubek z herbatą. - Czy my w ogóle mamy zamiar oglądać dalej ten film? Jest późno, a ty pewnie masz jutro idziesz na posterunek. Może zadzwonię po Adę.

- Mogę cię odwieźć, albo możesz też zostać i zrobię to rano. - Amy wyraźnie przystanęła w pół kroku na tę sugestię, a on westchnął i złapał ją za rękę. - Będę spał na sofie, spokojnie. A tak będziemy mogli jeszcze trochę poudawać przed telewizorem, że obchodzi nas to, co na nim leci.

- Myślę, że mogę się na to zgodzić - przyznała, uśmiechając się i ruszyła w stronę swojej torebki. - Zadzwonię do Ady i...

- Dlaczego chcesz do niej dzwonić? To ona nie przechodzi w stan uśpienia, czy jak to się tam nazywa, gdy cię nie ma? To przecież twój android, nie matka.

- Czasami jestem pewna, że jest o wiele lepsza niż moja matka - mruknęła w odpowiedzi Amy.

- Racja, czasem zapominam, że to twoja praca. Robienia lepszych wersji, słyszałem, że CyberLife zabiera się za robienie idealnych partnerów, więc...

- Nie masz się czego obawiać, twoje poczucie humoru jest nie do podrobienia. Nawet ja nie stworzyłabym tak denerwującego człowieka, jak ty - wtrąciła, patrząc na niego z kpiącym uśmiechem. - Poza tym nie powinieneś się przyzwyczaić do obecności androidów, jak od prawie sześciu lat przyjmują za was kulkę w razie czego.

- To, że jakiś plastik robi za mnie raporty i patroluje dzielnice, wcale nie czyni go to policjantem.

- Nie, ale dzięki temu, że jakiś plastik robi za ciebie raporty i patroluje dzielnice, ty masz czas w piątkowy wieczór robić mi herbatę. Wiesz, że z naszych raportów nadgodziny w zawodach medycznych i policji spadły o sześćdziesiąt pięć procent po wprowadzeniu androidów?

- Mhm, oczywiście - mruknął, kładąc się na sofie. - Zawsze musisz być najmądrzejsza w pokoju?

- Tylko jeśli jestem w twoim pokoju. - Amy kompletnie nie spodziewała się nadlatującej w jej stronę poduszki i pisnęła zaskoczona, gdy ta uderzyła w nią mocno. Napisała więc do Ady tylko krótką wiadomość i złapała poduszkę z którą podbiegła do Gavina. Usiadła mu okrakiem na brzuchu i przycisnęła mu poduszkę do twarzy, jakby próbowała go udusić, ale on z łatwością ją wyrwał i cisnął w drugi koniec pokoju. Blondynka zsunęła się z niego i ułożyła między nim, a oparciem sofy, kładąc mu głowę na ramieniu i zarzucając na niego nogę. Gavin naciągnął na nich koc, po czym objął ją ramieniem i uśmiechnął się lekko. Dłuższą chwilę leżeli w milczeniu, zanim Amy nie zaczęła przysypiać. - Wiesz co, chyba mogę spać na sofie - wyszeptała zaspanym głosem.

- Powodzenia, wcale nie jest wygodna na jaką się zdaje.

- Ty jesteś całkiem wygodny.

- Mhm, ale ja będę w takim razie spał w łóżku jak człowiek.

- Więc ja też będę tam spać - powiedziała, wtulając mocniej twarz w jego szyję, a Gavin parsknął śmiechem i obrócił się, by pocałować ją w czoło. A po kilku minutach zdał sobie sprawę z tego, że Amy już z całą pewnością zasnęła, przez co znalazł się w pułapce, uwięziony na niewygodnej sofie pod śpiącą na nim blondynką. I nie miał absolutnie nic przeciwko takiej pułapce.

Dzień dobry.

Jak to napisała GabrielleSylvestris Amy ma swój typ. A ten Typ to Neil Newbon.

Więc wiecie.
Dajcie znać, jak wam się podoba taki obrót rzeczy.

Dzieki,
Kons

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top