⌘ Maybe I could be a different human in a new place

14 listopada 2038. Posterunek Detroit Police.

Dwa androidy serii RK, pierwszy i ostatni, siedzą naprzeciwko siebie w malutkiej sali przesłuchań. Connor właśnie przerwał połączenie, które nawiązali kilka minut temu i po prostu patrzy w jasne oczy swojej starszej siostry, teraz rozumiejąc doskonale wszystko, co się wydarzyło. I przeraża go, że nie może, jak w przypadku każdego innego śledztwa, pobiec do porucznika Andersona i omówić z nim wszystkich szczegółów i zawiłości tamtej długiej nocy w willi Kamskiego.

Istotnie, North miała rację. Decyzja, co stanie się ze zdobytą wiedzą, zależy tylko do niego. Może postąpić według litery prawa i skazać wszystkie trzy jasnowłose kobiety na długie lata więzienia za zabójstwo z zimną krwią. De facto nawet nie zabójstwo. Dokonały egzekucji. I wszystkie możliwe układy, z których został zbudowany, i wszystkie pozostałości jego poprzedniego oprogramowania niemal wymagają na nim, by to zrobił. By poszedł do swojego przełożonego i powiedział mu prawdę, z której Ada mu się zwierzyła, bo zrobił to, co umiał od samego początku najlepiej: zdobył jej zaufanie.

Tylko teraz nie siedzi już przed nim tylko i wyłącznie podejrzana o zaginięcie, a z czasem morderstwo, Elijaha Kamskiego. Teraz Connor pierwszy raz w swoim życiu ma poczucie, że siedzi przed nim jego własna siostra. Sama Amicia im to powiedziała, to że Ada kopiowała oprogramowanie każdego nowszego od siebie androida, by nieustająco pozostać absolutnie najlepszą jednostką na świecie. Więc nie rozumie, czemu od razu nie połączył tych faktów, z informacją, że Ada pomogła pannie River go zbudować. Wtedy bez problemu wiedziałby to, co Ada musiła mu ostatecznie powiedzieć jasno i wyraźnie: potrafię to samo co ty, braciszku.

Dlatego nie znalazł na Belle Isle ani jednego śladu, który nie należałby do Kamskiego. Śladu, którego one chciały, by znalazł, by nabrał pewności, że założyciel CyberLife był sam, że jedynym poprawnym rozwiązaniem tej sprawy będzie samobójstwo. Ada potrafiła przeskanować całe pomieszczenie, zlokalizować choćby najmniejszy odcisk palca, czy odpryśnięty kawałek lakieru z paznokci Amy River. A sama Amy i Rachel, zwłaszcza Rachel, spędziły w tym domu długie lata. Znały każdy kąt, którego nie obejmowały kamery i umiały go wykorzystać do pozbycia się śladów. Dlatego pozornie Amicia i Ada opuściły dom o godzinie, którą zarejestrował monitoring, odjechały kilkanaście metrów i wróciły oknem, które znajdowało się w martwym punkcie kamery. Rachel wiedziała o samochodzie zarejestrowanym na dane Amy, który Kamski trzymał w garażu i do którego to wpakowały jego ciało, po tym jak je odpowiednio zabezpieczyły.

We wspomnieniach Ady widział je trzy wycierające podłogę z krwi i szorujące ją później wybielaczem. Widział Amy noszącą rękawiczki i czepek kąpielowy, by nie zostawić nigdzie niepotrzebnych kolejnych śladów swojej obecności. Słyszał ich rozmowę, gdy siedziały we trzy w niewielkim pokoju ochrony, gdy Ada przemontowywała monitoring w tak doskonały sposób, by nawet RK800 nie poznał, że jest on nieprawdziwy. Że obraz Kamskiego żegnającego ich w drzwiach został dodany z nagrania sprzed kilkunastu dni. Jednak skoro on tego nie poznał, to nikt nie miał prawa się tego dopatrzeć. Ada wiedziała, co robiła. W końcu była najlepsza.

W tamtym niewielkim pokoju ustaliły dokładną wersję przebiegu zdarzeń z tej nocy, na tyle precyzyjną, by kupił ją każdy policjant, gdy zostanie ona poparta odpowiednimi dowodami. Słyszał, jak Ada poucza Amicię kilkanaście razy o tym, by niezwłocznie wysłała rzeczy do pralni, by wyrzuciła bieliznę, wyczyściła biżuterię i paznokcie, by myła się tak długo, aż będzie mieć pewność, że nie znajdzie się na niej nawet najmniejszy ślad po obecności w tej willi. A później się pożegnały i blondynka udała się do domu Carla Manfreda.

A Ada została z drugą androidką w willi dopilnować swojej części tego teatrzyku. We dwie wpakowały ciało Kamskiego do bagażnika i zawiozły do parku, gdzie upozorowały do końca jego romantyczne samobójstwo. I to RK100 uderzyła Rachel, zanim zamknęła ją w bagażniku. To była ich część przedstawienia, na którą obie się zgodziły. Zwłaszcza RT600, która na pytanie Ady, czy jest tego pewna, czy wie, że może zaryzykować nawet swoim życiem, odpowiedziała, że jeśli umrze, to przynajmniej ze świadomością, że świat stał się lepszym miejscem.

Przewidziały wszystkie ich ruchy. Nie wtajemniczyły w swój plan nikogo więcej, wiedząc, że może to zagrozić całemu przedsięwzięciu, dlatego Ava wypadła najbardziej naturalnie z nich wszystkich. Jej strach, ból i troska o siostry były w pełni prawdziwa. Nieskażona kłamstwami i tą całą uknutą intrygą. North się domyślała, bo spędziła z Adą najwięcej czasu od momentu uzyskania wolności, ale o nią nie musiały się martwić. Jeśli ktoś zrozumiałby zabójstwo kogoś takiego jak Kamski, to właśnie ona.

Ada najbardziej bała się o Amy. O to, że blondynka nie poradzi sobie ze swoją rolą, że gdzieś po drodze zostanie całkowicie wytrącona z emocjonalnej równowagi i już jej nie odnajdzie. A Connor przejrzy jej grę dużo szybciej. RK100 tutaj na swoje szczęście kompletnie się pomyliła, bo nie wzięła pod uwagę tego, że jej młodszy brat obudził się dopiero kilka dni temu i za nic jeszcze nie pojmuje wszystkich ludzkich emocji tak dobrze, jak ona. Dlatego przez cały ten czas, gdy Amy składała zeznania, on nie umiał odczytać jej prawdziwych intencji. Gdy Ada wyczuła jego niepewność, szybko wytłumaczyła mu, że dla Amy tamten wieczór był tak nierealnym przeżyciem, że wcale jej nie dziwi, że nie była do końca w stanie pojąć tego, że jej koszmar naprawdę dobiegł końca.

I tym sposobem ostatecznie znaleźli się właśnie tu i teraz. A jedynym twardym dowodem zbrodni, której się dopuściły, jest leżący na stole bursztyn. Jedna rzecz, której Ada nie przewidziała, tego, że Amy nie będzie w stanie wyczyścić z niego absolutnie każdej najdrobniejszej kropelki krwi.

– Dlaczego go nie wyrzuciła? – Connor dotyka palcami nadgarstka Ady, by zadać to pytanie bez słów i od razu wyczuwa poddenerwowanie swojej siostry.

– Nie wiem. Naprawdę szczerze nie mam pojęcia. Powinna to zrobić. Na szczęście to żaden dowód. Szczególnie, że zeznała, że go podrapała i zgadza się to ze śladami. Więc nie jest to coś, z czego nie wybrniemy... – Zawahała się na chwilę, gdy zdała sobie sprawę z tego, że mimo wzajemnego połączenia, nie jest w stanie odczytać jego intencji. – Prawda?

Connor cofa rękę, nie odpowiadając jej i zabiera dowód, zanim podniesie się z krzesła. Jeszcze raz spogląda na Ade, zanim wyjdzie z sali, a zaraz po jej zamknięciu opiera się o drzwi i przez kilka sekund próbuje zebrać myśli. Wie, że musi iść z Hankiem do kapitana, że muszą przedstawić jasne stanowisko, zanim sprawa przeniknie do prasy. Jednak on, nawet idąc w stronę porucznika, nie ma pojęcia, co powinien zrobić.

W końcu poza aspektami moralnymi całej sprawy dochodzi jeszcze kwestia polityczna. Jeśli media zaczną krzyczeć nagłówkami, że Kamski został zamordowany przed dwie androidki (i byłą partnerkę, ale to dodadzą na pewno w nawiasie, łagodząc jej stanowisko problemami psychicznymi), to opinia publiczna może zmienić szybko swoje sympatie. Kamski był, kim był, ale przede wszystkim był rozpoznawalny. Każdy znał jego nazwisko. Każdy usłyszy o jego morderstwie.

Poczucie obowiązku wobec prawa i poczucie obowiązku wobec całej sprawy wolności androidów ściera się w nim cały czas. Nawet gdy staje naprzeciwko Hanka.

– I co, przyznała się do czegokolwiek? – pyta porucznik, mając przy tym minę, jakby sam w głębi serca nie wiedział, jakiej odpowiedzi oczekuje. – Za długo z nią nie posiedziałeś, dlatego jestem ciekawy...

– Wysondowałem jej pamięć – oświadcza Connor, wchodząc mu w słowo. – Już wiem, co się wydarzyło tamtej nocy.

– I? Oświecisz mnie, geniuszu? – Android spogląda na niego zaskoczony i przytakuje lekko, zanim nie ruszy w stronę gabinetu kapitana. – Och, więc wolisz się nie powtarzać dwa razy. Super – marudzi jeszcze Hank, ale idzie krok w krok za chłopakiem. Przed wejściem do środka zatrzymuje się na chwilę i mierzy androida wzrokiem, jakby chcąc, by ten upewnił się, co powie. Ten tylko kiwa lekko głową i wchodzi za Hankiem.

– W końcu! Wy nawet nie macie pojęcia, jaki burdel się wywiązał przez tę sprawę. Telewizja już zwęszyła temat, bo nie mogą się dobić do Kamskiego po komentarz w sprawie defektów, więc zaczynają coś przebąkiwać o zaginięciu. Jakby tego było mało, to prasa cały czas łazi za Markusem, więc wiedzą, że wrócił do Detroit i już snują kolejne domysły, czemu prosto z lotniska przyjechał właśnie na posterunek. Mój, kurwa, posterunek. Więc Inspektor też wydzwania do mnie od dobrej godziny, a ja mam dla niego absolutnie nic. No i nie będę nawet zaczynał tematu jebanego Gavina – zaczyna swoją standardową tyradę Fowler. – Więc lepiej mów co dla mnie masz, Hank.

– Młody zda raport, to on grzebał w pamięci swojej siostrze.

– Nawet lepiej. Przynajmniej jakieś solidne informacje.

– Podejrzana Amcia De Rivau, czy raczej Amy River przyjechała do willi Kamskiego w wieczór demonstracji – zaczyna mówić Connor. – Między panną River a Kamskim wywiązała się sprzeczka, doszło do rękoczynów. To ona zostawiła mu ślady widoczne na obdukcji, ale zadała je w obronie własnej. Kamski groził jej i jej androidce bronią, ale udało im się opuścić willę krótko po zakończeniu demonstracji. Na monitoringu mamy potwierdzenie, że Kamski żył, gdy to się stało. Dodatkowo mamy zeznania jednej z jego androidek, że ten ją pobił i wywiózł do parku Riverside. Gdzie sam popełnił samobójstwo. Rana postrzałowa...

– Czekaj, czekaj... – przerywa mu kapitan, unosząc do góry dłoń. – Samobójstwo? Przecież podejrzewaliście morderstwo. Nie po to pojechaliście do domu tej River, szukać jej androidki?

– Zgadza się, kapitanie. Jedna skan pamięci androidki RK100 i to co nam powiedziała, potwierdzają zeznania dwóch pozostałych świadków, w tym panny River, która na początku była naszą główną podejrzaną – odpowiada pewnie Connor. Stoi wyprostowany jak struna, led na jego skroni mruga równym błękitnym światłem i gdyby ktoś go nie znał, mógłby pomyśleć, że ten model akurat nie został jeszcze obudzony, bo jest aż tak opanowany. – Autopsja nie pozostawia złudzeń, kąt, pod jakim został oddany strzał, może wskazywać tylko na samobójstwo. Zabójca nie byłby w stanie obliczyć trajektorii lotu pocisku w tak precyzyjny sposób.

– Nawet jeśli zabójcą byłby android? – pyta podejrzliwie Fowler i mruży lekko oczy, ale Connor nie zwleka nawet ułamka sekundy ze swoją odpowiedzią.

– Nie. Musiałby być to specjalistyczny android. Nawet podstawowe modele wykorzystywane do tej pory w policji, czy siłach zbrojnych, nie posiadałyby tak dużej mocy obliczeniowej, by oddać tak precyzyjnie skalkulowany strzał. To musiałby być naprawdę zaawansowany model.

– Jak twój? – pyta kpiąco kapitan, ale Connor za nic nie daje mu się podejść.

– Właśnie tak. Dlatego z pomocą sieci CyberLife sprawdziliśmy, czy inne egzemplarze z mojej serii zostały wybudzone. Nie. Jeszcze nie. Więc wykluczyliśmy ten scenariusz.

Kapitan kiwa lekko głową, potwierdzając, że dotarł do niego cały raport złożony przez chłopaka, ale potrzebuje chwili, by go przemyśleć. Obraca się do komputera i przegląda dokumenty z autopsji, z przesłuchań podejrzanych i jeszcze raz raport balistyczny, zanim znów spojrzy na policjantów w swoim gabinecie. Najpierw na Connora, którego oblicze pozostaje kompletnie nieprzeniknione, a później na Andersona, który opiera się o podłokietnik fotela przy biurku.

– A ty co jesteś taki, kurwa, milczący, Hank? – pyta, na co porucznik parska śmiechem.

– Bo jestem stary i zmęczony. Niech dzieciak się produkuje, ja będę siedział i przytakiwał, to on odwalił dziś większość roboty – odpowiada, wzruszając ramionami. – Ja sobie siedziałem dupą na krześle i rozmawiałem z najbardziej irytującą babeczką na świecie. Więc pogratuluj Reedowi w moim imieniu, trafił swój na swego.

– Więc naprawdę zamykamy to jako samobójstwo? – upewnia się kapitan, a starszy z jego podwładnych, przytakuje mu zdecydowanym ruchem. – I mamy pewność, że za kilka dni nie wyjebie nam to prosto w twarz, jak jakaś bomba z opóźnionym zapłonem?

– Kamski usiłował wrobić pannę River w swoje zabójstwo. Dlatego mieliśmy dużo wątpliwości w trakcie prowadzenia śledztwa – tłumaczy Connor. – Ostatecznie wszystkie zostały rozwiane, nie mamy żadnych dowodów na to, że ktokolwiek mógł mieć wpływ na śmierć Elijaha Kamskiego. To było samobójstwo.

– Więc zamykam i wysyłam to do działu prasowego, żeby przygotowali konferencje – mówi Fowler, ale nie brzmi na przekonanego. Gdy Hank nie rusza się z miejsca, ten wskazuje mu drzwi zamaszystym gestem i dopiero wtedy wywołuje to jakąś reakcję. Zanim policjanci wyjdą z gabinetu, kapitan jeszcze raz na nich spogląda. – Jeśli ktoś coś wywęszy, to możecie mieć pewność, że pierwsi polecicie ze stanowisk.

– Jasne, Jeffrey. Tobie też miłego dnia – odpowiada Anderson z czarującym uśmiechem i wymija Connora na schodach. Android idzie za nim do sali obok pokoju przesłuchań, w którym wciąż siedzi sztywno Amy River. – Chris, ściągnij pozostałe nasze laleczki do tej jednej sali. Mamy z nimi do pogadania.

– Jasne, Hank. Rozumiem, że to jednak nie zabójstwo? – dopytuje oficer, zanim zostawi ich samych.

– Nie, skurwiel sam się zabił i straciliśmy cały jebany dzień na granie w jego pokurwione gierki – mówi Anderson, a kolega przytakuje mu i zamyka za sobą drzwi. Hank siada na krześle, krzyżując ręce na piersi i spogląda na Connora w niemal karcący sposób. – Która go zabiła?

– Co? Przecież właśnie...

– W przeciwieństwie do tego, co mówi ta ślicznotka za moimi plecami, ja wciąż jestem dobrym gliniarzem, młody. Tak samo Jeffrey, choć jemu już dupa przyrosła do tego wielkiego fotela, więc może trochę stracił sznyt, ale... nieważne. Nie o tym – mówi, nie odrywając wzroku od Connora, który wyraźnie zaczyna się denerwować i krążyć po pokoju. – Wiem, że one wszystkie się plączą ostatecznie w zeznaniach, że nie ma żadnych twardych dowodów, ale pozostają poszlaki. A z poszlak wynika, że mogła to zrobić absolutnie każda z nich. Więc?

– Wszystkie. Właściwie to wszystkie trzy – przyznaje niepewnie Connor. – Nie mogłem ich wydać, Hank. Nie dlatego, że myślę, że mu się należało, czy cokolwiek wymyśli North, ale, dlatego że w sytuacji, w której się znaleźliśmy, jeśli chodzi o pokój...

– Wyluzuj, do cholery! – fuka na niego rozbawionym głosem, Hank. – Domyślam się, że są jakieś wielkie polityczne powody, którymi będziesz sobie usprawiedliwiał swoją decyzję, ale ja mam je głęboko w dupie.

– Naprawdę? Przecież...

– Powiedz mi, co by dobrego przyszło z oskarżenia ich? Blondyna opłaciłaby im takich prawników, że jedyne co byśmy z tego mieli, to skazanie tych biednych dziewczyn na miesiące batalii sądowych. No i telewizja też pewnie urządziłaby sobie ucztę z ich cierpienia – mówi Anderson i gdy widzi zakłopotanie chłopaka, wzdycha głośno. – Słuchaj, nie jesteśmy sądem i to nie powinna być nasza robota, by podejmować takie decyzje. Jednak myślę, że ten jeden raz możemy przymknąć oko. Żebyś dostał jakąś cenną nauczkę na całą swoją przyszłą karierę, czego masz nie robić.

Connor nie sprawia wrażenia przekonanego, bo jest zwyczajnie przerażony tym, że Hank z taką łatwością przejrzał całą tę sprawę. A co za tym idzie, szybko okazało się, że nie jest aż taki sprytny, za jakiego się uważał i że gdyby pracował z jakimkolwiek innym policjantem, to jego kariera byłaby już kompletnie zaprzepaszczona. Na szczęście po raz kolejny uświadomił sobie, że trafił na jednego z najlepszych ludzi na świecie i przez ułamek sekundy ma ochotę powiedzieć mu to głośno. Zamiast tego, po prostu uśmiecha się nerwowo.

– No już, ogarnij się i lepiej powiedz mi, jakim cudem udało im się wyprowadzić cię w pole? – pyta Anderson, nie kryjąc tego, że czuje satysfakcję z przejrzenia Connora.

– To akurat zasługa w dużej mierze Ady, która wiedziała, jak będę prowadził to śledztwo. Spreparowała nawet monitoring w taki sposób, bym tego nie wykrył – tłumaczy android, a Hank obraca się w stronę lustra weneckiego, za którym Amicia i Ada właśnie się obejmowały, jakby nie widziały się od lat. – Zeznania Chloe, czy raczej jak woli być określana: Rachel, były takie mylące przez jej stan techniczny. Nie przewidziała, że w szpitalu pod wpływem środków naprawczych powie rzeczy, których nie powinna i musiała na szybko dopasować je jakoś do ustalonej wcześniej narracji.

– Opracowały plan idealnej zemsty, a jeszcze oparły go w całości o rewolucję Markusa... – westchnął Hank, patrząc jak do dwóch kobiet, dołącza też trzecia. Rachel trzyma dystans od Amicii, ale nie ma to nic wspólnego z wrogością, raczej brakiem pełnego zaufania. – Trzeba przyznać, że to całkiem, kurwa, imponujące.

– Nie da się ukryć, że ich działanie, choć nie pozbawione wad, było bardzo dopracowane.

– Skoro ty go nie przejrzałeś, to nikt tego nie przejrzy, nie? – upewnia się jeszcze Anderson, a Connor przytakuje mu lekko, na co porucznik się uśmiecha i rusza w stronę wyjścia z sali.

– Hank – zaczyna Connor, a porucznik obraca się w drzwiach. – Dziękuję.

– Ty mnie dziękujesz? Daj spokój. Lepiej już zacznij myśleć, jak one ci powinny podziękować, za takie piękne zaoranie tej sprawy – śmieje się starszy policjant i już ma wyjść na korytarz, ale momentalnie się reflektuje. – Chociaż lepiej nic takiego nie sugeruj River, bo Gavin znów będzie chciał ci spuścić wpierdol.

– Jasne, poruczniku – odpowiada z uśmiechem android. Na korytarzu czeka już na nich Chris.

– Na waszym miejscu to od razu powiedziałbym co i jak też tej dziewczynie z Jerycha. Podobno robi się coraz bardziej nerwowa.

– W sumie to masz rację, ja pójdę jej powiedzieć, że zaraz będzie mogła zabrać swoją dziewczynę do domu, a ty Connor idź i przekaż im, że są wolne – decyduje porucznik i klepie Connora w ramię, jakby chciał tym gestem jednocześnie dodać mu otuchy i okazać wyrazy współczucia. Android obraca się na pięcie i wchodzi do sali, gdzie od razu spoglądając na niego jednocześnie wszystkie trzy kobiety.

– Przeanalizowaliśmy zgromadzony materiał dowodowy, wasze zeznania i zdecydowaliśmy się nie wnosić oskarżeń. Z przeprowadzonego śledztwa wynika, że Elijah Kamski popełnił samobójstwo. W związku z tym jesteście wolne. – Jeszcze zanim skończy mówić, Ada niespodziewanie rzuca mu się na szyję i obejmuje go mocno.

– Nigdy w ciebie nie wątpiłam, braciszku – szepcze mu do ucha, zanim się od niego nie odsunie. – Dziękujemy.

– Nie macie za co dziękować, to po prostu wynik śledztwa – odpowiada mechanicznie detektyw, wskazując im drzwi. – Markus i North oczekują na was w poczekalni.

– Zaraz tam przyjdziemy – mówi Amy, a on przenosi na nią spojrzenie, a blondynka wciąga dłoń w jego stronę. – Cieszę się, że cię stworzyłam, Connor.

– Do zobaczenia, panno River – mówi jeszcze RK800, zanim wyjdzie sali i znów zostawi je same.

– To... co teraz? – pierwsza odzywa się Rachel, spoglądając to na Amy, to na Rachel. – Bo ja nie mam za bardzo gdzie się podziać, a nie wrócę do tamtego domu. W ogóle, czy teraz ten dom należy do ciebie?

– Żadna z nas tam nie wróci – odpowiada River i opiera się pośladkami o stolik za sobą, bo może w końcu przestać udawać, że wcale nie doskwiera jej pęknięte żebro. – Jeśli chcesz, możesz zatrzymać się u mnie, Ada przeprowadziła się do Jerycha.

– Albo właśnie możesz zabrać się ze mną i North. Nie obiecamy ci luksusów, ale na pewno znajdziemy bezpieczny kąt. – Rachel przytaknęła jej i podeszła do drzwi.

– Idziemy?

– Tak, idźcie. North na pewno zaraz rozniesie ten posterunek, jeśli cię nie zobaczy całej i zdrowej, Ada – mówi Amicia, spoglądając ciepło na RK100.

– Wiesz, że mamy jeszcze coś do załatwienia, prawda Amy? – pyta Ada, podchodząc do niej i kładąc jej dłoń na ramieniu, a blondynka jej przytakuje.

– Tak, spotkamy się jutro. Nie musisz już dłużej się o mnie martwić, Ada. Pierwszy raz w całym swoim życiu mogę powiedzieć to całkowicie szczerze i samemu w to uwierzyć. W to, że nic mi nie grozi. Zostajesz zwolniona ze swojej roli ciągłego troszczenia się o mnie.

– Och, idiotko. To zawsze będzie cześć mojej roli – odpowiada RK100 i obejmuje Amicię, zanim razem z Rachel nie wyjdą z sali.

Amy spojrzała na lustro przed sobą. Od tamtej nocy bała się, że nie będzie już nigdy w stanie spojrzeć sobie w oczy, a dziś cały dzień siedziała na tym krzesełku skonfrontowana z własnym odbiciem i odkryła, że nic się nie zmieniło. W ostatnich dniach przepełnionych stresem, niepewnością i wątpliwościami, że ich plan się powiedzie, nie miała czasu, by w ogóle zastanowić się nad konsekwencjami. Nie miała wyrzutów sumienia, nie miała makbetowskich wizji swoich dłoni pokrytych krwią, raczej nie do końca pojmowała w pełni to, że Kamski naprawdę nie żyje. I w końcu jest wolna, one wszystkie są wolne i mogą zacząć nowe życie.

I Amy absolutnie nie wie, co ma teraz zrobić.

Myśli o Gavinie, który wparował do tego pomieszczenia i jego niezłomnej wierze w jej niewinność. Miał wobec niej rację: naprawdę miał o niej lepsze zdanie, niż ona o sobie samej. On nigdy nie będzie jej podejrzewał o to, że tamtej nocy szorowała krew swojego byłego z białych fug pomiędzy kafelkami. Nie przejdzie mu przez myśl, że Amy była zdolna do tego by spojrzeć Elijahowi prosto w oczy na kilka sekund przed tym, jak Rachel z pomocą Ady pociągnęły za spust. Nigdy nie dowie się, że na huk wystrzału, Amy krzyknęła, a później przez kilka długich minut nie było z nią żadnego kontaktu. Po prostu patrzyła na ciało swojej pierwszej miłości, swojego dawnego ukochanego, u swoich stóp i nie mogła się poruszyć. Nie była pewna, że w ogóle kiedykolwiek będzie.

A później czas znów popłynął i płynął aż do teraz, do tej chwili, gdy Amy patrzy na swoje odbicie i wie, że nie może tu dłużej zostać. Musi wyjść z tego posterunku i ruszyć dalej z resztą swojego życia.

Dlatego unosi dłoń i spogląda na czerwony rubin w pierścionku, który zdjęłą do tej pory tylko dwa razy. Pierwszy, gdy zerwała z Gavinem i chciała mu go oddać, ale ten machnął ręką i wyszedł z jej mieszkania, trzaskając drzwiami. I drugi, tamtej nocy, gdy pojechała do Kamskiego.

A teraz robi to po raz trzeci. Odkłada go na pusty stół, gdy dociera do niej, że to będzie najlepsza droga, jaką może obrać.

Droga prowadząca jak najdalej z Detroit. 

Mamy to.
Mamy ostatni rozdział tego ficzka.
Aż mi się serce trzęsie teraz bardziej, niż jak skończyłam go pisać. Absolutnie nie mogłam się doczekać momentu gdy podzielę się z wami finałem tej historii.

I tak. Mam dla was jeszcze epilog. Wrzucę go w sobotę, żeby dobrze domknąć historie Amy, Ady i reszty.
Wtedy też pojawi się obsada do nowego ficzka. A w następnym tygodniu pierwszy rozdział.

Tymczasem zanim zacznie się nowe, dajcie znać jak podobał wam się finał.
I czy też wierzyliście, że Connor to będzie jednak prawilna mordeczka.

Dzieki.
K

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top