long story short ⌘
05 stycznia 2017. Uniwersytet Colbridge.
Napięcie między dwiema kobietami siedzącymi w niewielkim gabinecie można było wręcz kroić nożem. Młodsza blondynka obserwowała uważnie każdy ruch swojej promotorki, która doskonale zdawała sobie sprawę z jej zirytowania i swoim spokojem próbowała opanować sytuację. Amanda znała Amicię już na tyle dobrze, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wszelkie próby przemówienia jej do rozsądku, gdy ta tak ostentacyjnie zieje gniewem, nie mają najmniejszego sensu. Dlatego, zamiast kontynuować rozmowę, profesorka wolała dopić swoją zieloną herbatę w milczeniu.
Studentka nie wytrzymała jednak kolejnych łagodnych spojrzeń kobiety naprzeciwko siebie i poderwała się niespodziewanie z krzesła.
– Daj mi inne zadanie, Amando! To nie może być tak, że... – zaczęła krzyczeć Amica, a Stern westchnęła tylko na to zrezygnowana.
– Usiądź – poprosiła, co jednak nie spotkało się z najmniejszą reakcją ze strony blondynki. – To nie może być tak, że dostrzegam tylko wasze mocne strony, bo widzę też słabe. Oboje jesteście genialni. Oboje o tym wiecie, ale oboje jesteście przy okazji okropni we wszystkim, co jest związane ze współpracą z innymi ludźmi. Nie umiecie prosić o pomoc, wolicie miesiącami błądzić we mgle, zamiast razem rozwiązać wasze problemy w kilka godzin.
– Nie znasz go, nawet mnie nie znasz na tyle dobrze, by... – zaczęła znów dziewczyna, ale profesorka uciszyła ją kolejny raz, unosząc dłoń do góry.
– Nie rozumiemy się, Amy. Ja cię o nic nie proszę. To polecenie.
– To się nie uda – rzuciła pod nosem Amicia, niechętnie znów siadając w fotelu i sięgając po swoją filiżankę. – Sztuczna inteligencja, która ma pokonać test Turinga. To się nie uda.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Bo na test Turinga nie składają się tylko pytania i odpowiedzi. To ciąg różnych zmiennych, które mają pozwolić na to, że nie da się rozróżnić, czy rozmawiamy z żywą osobą, czy z maszyną. Do tego potrzeba znacznie więcej niż tylko linijek komputerowego kodu. Do tego potrzeba ogromnej... niemal niestworzonej do tej pory mocy obliczeniowej, która... – Amanda przerwała monolog dziewczyny krótkim śmiechem. Dziewczyna posłała promotorce pytające spojrzenie, a gdy ta tylko się uśmiechnęła, Amy od razu westchnęła zrezygnowana. – On już o tym wszystkim pomyślał, tylko mi o tym nie powiedział, prawda?
– Prawda.
– Ja pierdole.
Stern uśmiechnęła się pobłażliwie, gdyż nie było to pierwsze przekleństwo, jakie blondynka rzuciła w jej obecności i Amanda, nie próbowała już nawet z nimi walczyć. Wiedziała za dobrze, że ktoś taki, jak Amicia, musi wyrażać się w sposób znacznie bardziej ekspresyjny, niż inni, w większości wiecznie zestresowani studenci. De Rivaux w przeciwieństwie do nich, nigdy się nie stresowała. Zawsze się denerwowała i wpadała do jej gabinetu wzburzona, by głośno wyrażać swoje poglądy na każdy irytujący ją temat.
– Już wiem – oświadczyła niespodziewanie Amicia, po czym poderwała się z krzesła równie szybko, jak na nim usiadła. Przy samym wyjściu z gabinetu blondynka zatrzymała się jednak w drzwiach i obróciła do promotorki. – Nienawidzę, gdy tak robisz, Amando. Szczerze nienawidzę.
Dziewczyna zbiegła po schodach w takim tempie, jakby starała się o kwalifikację olimpijską. Zatrzymała się tylko na chwilę, by zarzucić na siebie płaszcz, zanim wyszła na zaśnieżony teren uniwersytetu. Przemierzała ścieżki między budynkami na tyle szybko, na ile pozwalały jej na to oblodzone chodniki, którymi nikt jeszcze się nie zajął. W końcu większość studentów i pracowników wciąż przebywała na przerwie świątecznej, z której to De Rivaux nigdy nie skorzystała. I Amicia wiedziała doskonale, że Elijah Kamski też ani razu nie opuścił terenu uniwersytetu, jeśli nie było to absolutnie konieczne.
Wpadła do jego pracowni bez najmniejszego pukania i bez słowa zaczęła zdejmować z siebie płaszcz i zaśnieżone buty, które zdążyły jej przemoknąć w trakcie tej krótkiej drogi. Brunet w długich włosach związanych w kucyk, obserwował blondynkę z niemałą uwagą, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych jednoznacznych emocji. I dopiero gdy Amicia ruszyła w jego stronę, rozłożył dłonie, dając jej znać, by wyjaśniła mu powód swojego przybycia. Zamiast tego blondynka uśmiechnęła się szeroko, rozpoczynając proces upięcia swoich długich, jasnych włosów w niedbały kok.
– Android. Tylko Android będzie w stanie pokonać test Turinga. Najlepiej tak piękny android, by sędzi nie udało się skupić na pytaniach, bo byłaby po prostu oszałamiająca.
– Ona? – spytał Kamski, unosząc nieznacznie kącik ust.
– Tak. Statystycznie kobiety wzbudzają większe zaufanie.
– Dobrze. Więc jak chciałabyś zbudować takiego androida, Amicio? – Elijah zadał jej kolejne pytanie, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i włączyła najbliższy komputer w laboratorium.
– Możesz mówić mi, Amy.
– Wolę nazywać cię Amicią. I odpowiedz na moje pytanie.
– Jak chciałabym zbudować androida? Nie mam pojęcia – przyznała całkowicie szczerze blondynka i uśmiechnęła się szeroko do samej siebie. – Jestem jednak absolutnie przekonana, że ty na to wpadniesz, a ja go zaprogramuję.
– Och... no tak – westchnął zrezygnowany Kamski, siadając do komputera obok blondynki. – Amanda zmusiła cię do zmiany zdania? Czy ona uważa, że potrzebuję pomocy?
– Nie zmusiła mnie. Zasugerowała mi to.
– A ty lubisz słuchać poleceń? – Amicia spojrzała na niego zaskoczona zadanym pytaniem, po czym powoli przytaknęła.
– Nie mam nic przeciwko autorytetom. Amanda uważa, że możemy sobie pomóc i zaczynam wierzyć w to, że może mieć rację. – Niebieskie oczy bruneta przyglądały jej się uważnie zza oprawek kanciastych okularów, a ona zdawała się absolutnie nie zwracać na to uwagi. Dopiero po dłuższej chwili spojrzała na niego chłodno. – Więc może weźmy się do pracy, bo mamy jej naprawdę dużo, jak chcemy zdążyć z zaprezentowaniem czegokolwiek przed komisją przyznającą granty. Chyba że jesteś przypadkiem jakimś milionerem, to wtedy możemy zacząć od kawy.
– Nie jestem – odpowiedział podejrzanie szybko brunet i przeniósł wzrok na ekran swojego komputera. – Udostępniłem ci część moich badań, więc zobacz czy gdzieś popełniłem błędy.
– Część? Nie ufasz mi? Dlatego nie wspomniałeś, że chodzi o androidy? – spytała kpiąco Amy, a on uśmiechnął się tylko lekko, nie przerywając pracy.
Oboje doskonale pamiętali swoje pierwsze spotkanie, które przepełnione było wzajemnymi wyrzutami. Elijah nie mógł pojąć, że osoba, którą w końcu poznał osobiście, tak bardzo odbiega od jego wyobrażeń na jej temat. Amy daleko było do opanowanej, zimnokrwistej geniuszki, za którą ją brał, obserwując ją i jej pracę z daleka. Dziewczyna niestety okazała się wybuchowa, nerwowa i przepełniona jakąś niewytłumaczalną goryczą, której on nie umiał sobie wyjaśnić. Ona za to była uprzedzona do niego od samego początku, co szybko zaowocowało tym, że dała to po sobie poznać. Elijah zaproponował jej pracę nad swoim projektem, nawet nie wysłuchując jej propozycji, a ona zarzuciła mu skrajny egoizm i wyszła z laboratorium.
A teraz, gdy wróciła i gdy faktycznie wzięli się do pracy, wszystko zaczęło wyglądać inaczej. Pracowali obok siebie, wymieniając tylko jakieś niezbędne zdania, i skupieni całkowicie tylko na tym, by się poznać. Tylko tym razem nie przez pryzmat swoich własnych wyobrażeń, a pracy.
– Mogę cię o coś spytać? – odezwała się dziewczyna, gdy kilkanaście godzin później wciąż siedzieli w niewielkim laboratorium. Przerwali pracę, by zjeść zamówioną chińszczyznę. Elijah siedział przy biurku, mieszając nieufnie swój makaron, Amicia zajęła miejsce naprzeciwko niego na blacie; a jej stopy w kolorowych skarpetkach bujały się w powietrzu, bo dziewczyna w dalszym ciągu nie włożyła butów.
– Jasne. Też mam do ciebie pytanie.
– Dlaczego androidy? Dlaczego zainteresował cię koncept tak bardzo przerzuty przez naszą popkulturę na tysiąc różnych sposobów? Bo nie wierzę w to, że chcesz po prostu z dobroci serca ułatwić ludziom życie.
– Och nie, uwierz mi. Ludzie są niezwykle rozczarowujący, zawsze znajdą sposób by rozwalić sobie życie, nie potrzebują do tego androidów – odpowiedział chłodno Kamski i po krótkiej chwili milczenia, wzruszył lekko ramionami. – A co do popkultury... ludzie już w tej chwili dają się okradać ze swojej prywatności, by ich telefony w lepszy sposób podpowiadały im, gdzie mogą zjeść obiad i kupić buty. Więc nie ma takiej rzeczy, którą stworzyło science fiction, której z czasem nie kupią.
– Ale dlaczego androidy, Elijah? Wydaje mi się, że z naszymi możliwościami...
– Właśnie. Z naszymi możliwościami, Amicio. Nie powiesz mi, że ludzie nie wydają ci się głupi, naiwni i zawodni. Więc czemu nie stworzyć maszyn o wiele od nas lepszych?
– Które tylko my będziemy mogli kontrolować? Och, to zdecydowanie brzmi jak z taniego science fiction.
– Zawsze możesz wyjść.
– Tak się składa, mój drogi, że lubię tanie science fiction – odpowiedziała dziewczyna, zeskakując z gracją ze stołu. – Jednak czeka nas dużo pracy, bo moim zdaniem niektóre twoje obliczenia są po prostu gówniane. – Elijah podniósł się błyskawicznie i pochylił się do komputera, obok blondynki, której szczupłe dłonie tańczyły po klawiaturze, przeskakując między kolejnymi otwartymi zakładkami. – Bazujesz na istniejących rozwiązaniach, co może i owszem, przyśpieszy naszą pracę, ale nie wiem, jak ty, ale ja wolę budować swoje zwycięstwo od podstaw, dlatego napisałam bazowy kod od zera i na nim teraz będziemy rozwijać całą resztę.
Kamski położył jej dłoń na ramieniu, by niezbyt subtelnie odsunąć ją od klawiatury, a później z coraz większym zacięciem rysującym się na jego twarzy zaczął przeglądać pracę, którą wykonała dziś dziewczyna. Nie czuł się oszukany, wiedział o niej wystarczająco, by mieć pewność, że go zaskoczy. Nie, Elijah pierwszy raz w całym swoim życiu czuł się pozytywnie zaskoczony.
– Wiem. To niezbyt seksowne. – Amy zaśmiała się niespodziewanie, a on od razu przeniósł na nią spojrzenie.
– Co takiego?
– Wiesz, że dziewczyna okazuje się od ciebie mądrzejsza. Nam nie wypada się przechwalać własną inteligencją.
– Naprawdę?
– Naprawdę – przyznała Amy, dalej uśmiechając się rozbawiona. Dopiero teraz dotarło do niej, że Kamski ma cholerne piętnaście lat i może być jednocześnie geniuszem, ale nadal jest trzy lata od niej młodszym dzieciakiem. – Dlatego nie chodzę na randki, raczej odstraszam od siebie ludzi.
– To strasznie głupie – skomentował Kamski, głosem pełnym rozczarowania. Amicia wzruszyła jedynie ramionami i pochyliła się do komputera obok niego. – Moim zdaniem to jest seksowne.
Dziewczyna wybuchła nerwowym śmiechem, który przerwała niespodziewanie, przygryzając usta. Elijah obserwował jej reakcję na swoją uwagę, jak najlepszy spektakl w życiu, powoli rozumiejąc, że pomimo kiepskich początków, blondynka chyba zaczynała darzyć go sympatią.
– A czy ty nie miałeś też do mnie jakiegoś pytania? – spytała Amicia, gdy Elijah odsunął się do swojego komputera.
– Tak, miałem. Twoje skarpetki. Są okropne.
– To nie jest pytanie – roześmiała się dziewczyna. – To jest opinia i dlaczego do cholery chcesz rozmawiać ze mną o skarpetkach?
– Wolisz porozmawiać o swojej rodzinie? – Kamski uśmiechnął się do niej bezczelnie, gdy tylko Amy przeniosła na niego spojrzenie.
– Domyślam się, że na temat mojej rodziny wiesz już absolutnie wszystko, co można znaleźć w internecie, prawda?
– Prawda.
– Więc teraz ja chyba powinnam spytać, co o tym sądzisz. – Amicia utrzymała spojrzenie jego niebieskich oczu, stojąc sztywno z dłońmi skrzyżowanymi na piersiach. Dziewczyna w ułamku sekundy przeszła do pozycji obronnej, czując aż za dobrze doskonale znany jej niepokój związany z tym, że będzie musiała kolejny raz przechodzić przez tę samą rozmowę. Tylko Elijah nie zaczął wcale zadawać jej tysięcy pytań, a po prostu wzruszył ramionami, wracając wzrokiem do komputera.
– Uważam, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, Amicio. Czy możemy wrócić do pracy? I tam zmarnowaliśmy już za dużo czasu.
– Więc naprawdę chodziło ci o moje skarpetki?
– Tak. Naprawdę. Gdybyś nie uparła się na chińszczyznę, to już dawno byśmy zjedli coś innego i wrócili do pracy. Uprzedzałem cię, że z tej knajpy będziemy czekać godzinę na dostawę.
– Elijah.
– Czy możesz przestać robić sceny i zabrać się do pracy? Jeśli masz jakieś traumy, związane ze swoją rodziną to chętnie kiedyś o nich porozmawiam, ale może nie po pierwszym udanym dniu współpracy. – Amicia dalej stała sztywno, patrząc na bruneta, który sprawiał wrażenie absolutnie pochłoniętego pracą. Dziewczyna podeszła do niego i objęła go ramionami, nie przejmując się w najmniejszym stopniu tym, że Elijah drgnął nerwowo, jakby co najmniej próbowała go udusić.
– Dobrze. Zostawmy sobie traumy na inną okazję.
Tak, jak już zapowiadałam - historia będzie toczyć się dwutorowo, więc dziś zabrałam was w przeszłość.
Rozdziały już na pewno będą pojawiać się co 2 tygodnie i przeplatać z carnival of rust. Jestem w trakcie drugiej zmiany pracy w ciągu roku, co trochę nie wpływa na moją produktywność.
Tak samo jak zamknięte knajpy.
Bo najlepiej mi się pisze w knajpach.
I dzięki, że jesteście!
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top