⌘ And women like hunting witches too

14 listopada 2038. Posterunek Detroit Police.

Na posterunku jest na tyle ciepło, że śnieg na kurtce Tiny Chen błyskawicznie zmienia się w mokre krople. Dziewczyna zdejmuje czapkę i otrzepuje ją w wejściu, po czym rusza w stronę pokoi przesłuchań i puka do tego, w którym wie, że znajdzie Chrisa. Jej kolega od razu pojawia się w wejściu i uśmiecha się szeroko na widok dużej papierowej torby z logiem chińskiej restauracji, którą od razu od niej zabiera. A korzystając z wolnych rąk, Tina w końcu może rozpiąć grubą czarną kurtkę i zdjąć rękawiczki. Nie wchodzi za Chrisem do pokoju, tylko drepcze z nogi na nogę, dając mu tym jasno znać, że się trochę spieszy.

– Chyba nie masz zamiaru już uciekać? Hank chciał z tobą pogadać, bo nie może się dodzwonić do Connora – mówi Chris, po tym, jak odstawił jedzenie i dołączył do niej na korytarzu.

– Gavin do mnie dzwonił, mam go zmienić na Hart Plaza, bo mu coś wypadło.

– Masz dla niego za dobre serce, Tina. A on to wykorzystuje, pewnie mu nic nie wypadło, tylko już sobie odmroził tyłek na tym placu i chce wrócić na posterunek.

– Nie, Gavin by tego... – zaczyna mówić Chen, ale Chris mierzy ją takim spojrzeniem, że policjantka od razu się reflektuje. – Okej, masz rację. Gavin totalnie mógłby się tak zachować, ale powiedział, że to sprawa rodzinna, a nie zagrałby tą kartą, gdyby to nie była prawda.

– Skoro tak mówisz. Znasz go lepiej niż ja.

– Cóż, po prostu mam w sobie nieopisane pokłady cierpliwości do ludzi – śmieje się Tina, rozpaczliwie chcąc zmienić temat i delikatnie wskazuje brodą na drzwi do pokoju przesłuchań. – Powiedziała jakieś konkrety?

– Przede wszystkim to, że Kamski się nad nią znęcał przez cały czas, gdy byli razem.

– Żebyś widział jego dom... – mówi cicho Chen, przypominając sobie te wszystkie przedmioty, które tylko pozornie były takie śliczne i nieskazitelne, a po słowach Connora momentalnie zaczęły dla niej wyglądać, jak jakieś sadystyczne narzędzie do torturowania byłej partnerki. Chris puka do drzwi sali, w której Hank rozmawia z podejrzaną i po chwili na korytarzu pojawia się porucznik. Tina przechyla się lekko, by zobaczyć kim jest tajemnicza podejrzana, ale blondynka akurat podniosła się z krzesła i przeciągnęła lekko, stojąc do niej plecami.

– W końcu jesteś! Nie można się dodzwonić ani do ciebie, ani do Connora. Powiedz mi, gdzie on się do cholery podziewa i czy znaleźliście coś w tamtym domu? – prosi porucznik, a Tina przytakuje lekko, spodziewając się, że teraz już na pewno nie uda jej się wyjść z posterunku tak szybko, jak sobie życzył tego Gavin.

– Connor przeanalizował monitoring, mamy dokładne godziny kiedy podejrzana pojawiała się u Kamskiego i kiedy wraz ze swoją androidką, której nie ma w żadnej bazie...

– Ada – wchodzi jej w słowo porucznik. – Model RK100, jakby ten młokos odebrał ode mnie telefon, to bym mu o tym powiedział.

– W domu znaleźliśmy ciało jednej z androidek Kamskiego, blondynki, tej od testu Turinga, która kilka lat temu była na każdym plakacie. Druga z nich uciekła o siedemnastej w dniu demonstracji. Connor pojechał porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi w Jerychu, bo może uda nam się ją odnaleźć, a wtedy będziemy wiedzieć, co się stało z Kamskim i tą jedną dziewczyną – zdaje pokrótce raport Tina i spogląda na zamknięte drzwi do sali przesłuchań. – W sypialni znaleźliśmy mnóstwo rzeczy podejrzanej, to wyglądało jak jakiś skansen związku, który zakończył się nie po jego myśli.

Na prośbę Hanka, Tina zdaje coraz bardziej szczegółowy raport z tego wszystkiego, co udało im się ustalić, analizując dokładnie willę na Belle Isle. Chen stara się podzielić jak największą ilością szczegółów, wiedząc, że na pewno coś pominie, nie jest w końcu genialnym androidem, z którym od niedawna pracuje na posterunku. Jednak niezmiennie chce zrobić wszystko, by się wykazać, szczególnie że porucznik Anderson wyraźnie wziął się za siebie, podczas ostatniego śledztwa i teraz Tina ma poczucie, że nie wróci już do stanu sprzed pojawienia się Connora. A policjantka doskonale zna wszystkie historie, które opowiadał jej Gavin na temat czasów świetności pracy z Hankiem i tego, że właśnie dzięki niemu Reed miał motywację do zostania detektywem. A później Anderson się stoczył, a cała dynamika na posterunku się zmieniła. Tina jednak jest o wiele za krótka stażem, by pamiętać tamte czasy, ale teraz ma w sobie poczucie tego, że Anderson w jakiś sposób dostrzega jej potencjał, tak jak kiedyś dostrzegł go w Gavinie.

Oczywiście, zanim Reed zaczął być dla niego skończonym dupkiem.

– Nic jednak nie wskazuje na to, gdzie może się podziewać Kamski – mówi Tina i wzdycha rozczarowana, że nie ma dla porucznika lepszych wieści. – Myślicie, że podejrzana to wie?

– Tak – odpowiada bez zastanowienia Hank. – Trudno ją złapać na kłamstwie, ale mam przeczucie, że ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, gdzie znajdziemy jej byłego. A ty w ogóle się gdzieś wybierasz, młoda?

– Tak, na Hart Plaza. Jeśli spotkam Connora, to powiem mu, że ma już wracać na posterunek. Do zobaczenia, poruczniku. – Tina uśmiecha się pogodnie i obraca się na pięcie, kierując się w stronę wyjścia. Zatrzymuje się tylko na chwilę w kuchni, by nalać gorącej kawy do dwóch kubków i dopiero wtedy wychodzi na mroźne powietrze. Chwilę rozgląda się po parkingu, starając się wypatrzeć swojego kolegę i dopiero, gdy Brown do niej macha, wsiada do radiowozu. – W taką pogodę będziemy tam jechać z godzinę.

– Czy ty narzekasz? Nie, niemożliwe by Tina Chen, słońce naszego posterunku, na cokolwiek marudziła! – śmieje się rozbawiony Zachary, biorąc od niej kubek z kawą. – Właśnie o tym mówię, jesteś zbyt doskonała na takie narzekanie.

– A mógłbyś się skupić na prowadzeniu, co? Chciałabym być tam jak najszybciej – prosi Tina, puszczając jego uwagi mimo uszu.

Policjantka pogłaśnia radio, by sprawiać wrażenie, że wsłuchuje się w komunikaty i zgłoszenia z okolicy. Nie ma chwilowo najmniejszej ochoty na kontynuowanie rozmowy z Zacharym, dlatego docenia, że ten zajął się swoją kawą. Tina kocha swoją pracę, nawet jeśli cały czas jej rodzina wmawia jej, że się do tego nie nadaje, że jest za drobna, zbyt miła i zdecydowanie zbyt uprzejma. A ona czasem im wierzy, gdy wszyscy koledzy na posterunku, nawet ci pracujący tam krócej niż ona, traktują ją nieustannie jak uroczą młodszą siostrę, której można wejść na głowę tylko dlatego, że jest uprzejma. Tina absolutnie nie znosi tego, jak na nią patrzą, tak jakby zawsze trzeba było ją ratować. Nawet jeśli to właśnie oficer Chen uzyskiwała najlepsze noty na wszystkich testach strzeleckich, czy sprawnościowych.

I właśnie dlatego Tina jest taka dobra dla Gavina. Nie dlatego, że znosi jego humory z dobroci serca, czy wierzy w opowiadane przez niego czasem bzdury, ale przez to, że Reed jest jedynym gliną na całym posterunku, który docenia ją jako policjantkę. Nie tylko jako najlepszą przyjaciółkę.

– Dzięki, Brown. Do zobaczenia później – mówi policjantka, wysiadając z radiowozu i zamyka za sobą drzwi, zanim kolega zdąży się w ogóle odezwać. Tina zapina kurtkę i wciąga rękawiczki, idąc w stronę policjantów, chroniących wejście do obozu na Hart Plaza. Dziewczyna jest pod niemałym i zdecydowanie niezbyt pozytywnym wrażeniem tego, ile muszą mieć w sobie nienawiści ludzie, którzy protestują tutaj dzień i noc. I to w taką pogodę. Rozgląda się za Gavinem i dopiero po chwili widzi zgarbioną sylwetkę przyjaciela, który pali nerwowo papierosa. – Cześć! Wybacz, że tyle mi zeszło, ale musiałam zdać Andersonowi raport z analizy domu tego psychola.

– Spoko, dzięki, że w ogóle jesteś – mówi, uśmiechając się do niej nerwowo. – Na szczęście nic tu się, kurwa, nie dzieje, więc tylko pomarzniesz sobie dwie godzinki, dopóki nie przyjedzie Wilson cię zmienić.

– Dzięki. A w ogóle co się stało, Gavin?

– Mam nadzieję, że nic się nie stało, ale muszę coś sprawdzić – odpowiada jej, ze wzrokiem utkwionym w ekranie swojego telefonu. Co dla Tiny jest jasnym znakiem, że jej przyjaciel coś kręci i najpewniej opowie jej o tym dopiero za kilka dni, gdy usiądą w barze przy piwie. 

– Nie chodzi o Taylor, prawda? – upewnia się policjantka, a Reed kręci głową. Tina wzdycha z ulgą, że ten nagły telefon nie wynika z problemów Gavina z jego córką i uśmiecha się lekko. – Jak coś, to dzwoń do mnie, dobrze?

– Tak, pewnie – mruczy pod nosem szatyn, szukając kluczyków do auta w kieszeniach kurtki. – A w ogóle, plastikowy detektyw się tu pojawił kilkadziesiąt minut temu, możesz go poszukać, jeśli masz taką fantazję.

– Wiesz, że on ma imię, nie?

– Wiem. Po prostu wolę go nie używać, powołuję się tu na klauzulę sumienia – śmieje się Reed, a Tina mierzy go wzrokiem, jakby był nazbyt rozpieszczonym gówniarzem.

– Najpierw trzeba mieć sumienie.

– Ty jesteś moim sumieniem – mówi, puszczając do niej oko, a Tina uśmiech się mimowolnie, odprowadzając go spojrzeniem w stronę parkingu.

W takich chwilach jak ta, Chen naprawdę nie rozumie, czemu Gavin tak upiera się przy byciu skończonym palantem dla wszystkich wokół, skoro gdy chce, to potrafi być naprawdę czarujący. Do tego stopnia czarujący, że Tina na wszelki wypadek wolała nie spotykać się jednocześnie z nim i swoją dziewczyną, ponieważ Joanne dość jasno wyraziła po pierwszy spotkaniu zdanie, że Gavin jest jej zdaniem całkiem pociągający.

Policjantka rozmawia z pozostałymi funkcjonariuszami obecnymi na placu, zanim nie wejdzie na teren obozu i nie zacznie szukać Connora. Na szczęście detektyw jest na tyle charakterystyczny, że nie ma problemu z wypatrzeniem go wśród innych androidów. Tina doskonale zdaje sobie sprawę ze wszystkich nienawistnych spojrzeń, które otrzymuje, idąc przez obóz, ale nic na to nie poradzi, może tylko wykonywać swoją pracę i nią udowodnić, że nie wszyscy ludzie są potworami.

– Connor! – woła za nim, a brunet obraca się do niej i od razu rusza w jej kierunku. – Cześć! Przyjechałam zmienić Gavina, ale powinieneś skontaktować się z Hankiem. Byłam na chwilę na posterunku i pytał o ciebie, zdałam mu raport z willi Kamskiego.

– Nie chciałem dzwonić do niego, dopóki nie będę miał żadnych konkretów – odpowiada android i mierzy policjantkę wzrokiem, po czym wskazuje im najbliższy namiot. Co prawda śnieg przestał na chwilę padać, ale wiatr wciąż dawał się wszystkim we znaki. – Udało mi się ustalić model tej androidki, z którą podejrzana była u Kamskiego.

– Ada. Tak, podejrzana już o niej opowiedziała, wygląda na to, że była jej prywatną asystentką przez te wszystkie lata – mówi Tina, a Connor przytakuje jej lekko. – A co z tą drugą, tą, która uciekła?

– Josh powiedział, że może prowadzić jeden z punktów medycznych i ma tu być za chwilę, więc uznałem, że najlepiej będzie na nią poczekać.

– Jasne, jeśli będziesz coś miał, to informuj mnie na bieżąco – prosi Tina, na chwilę kładąc dłoń na ramieniu androida, który wygląda na zaskoczonego tym gestem, ale po ułamku sekundy uśmiecha się do niej trochę krzywo.

Śnieg skrzypi pod butami Tiny, gdy ta wraca przez obóz i rozgląda się po twarzach androidów. Jej serce ściska się lekko, gdy widzi w oddali grupę dzieciaków rzucającą się śnieżkami i dziewczyna uśmiecha się, ciesząc się z widoku tak naturalnej sceny. Niezależnie od warunków, protestów i wizji zagłady, którą kilka dni temu przetoczyła się nad Detroit, dzieci wciąż pozostają dziećmi i bawią się pod czujnym okiem swoich opiekunek. Chen ma już wyjść z obozu, gdy w bramie mija ją większy, terenowy samochód, a po chwili wyskakuje z niego drobna postać w lekkiej czarnej kurtce. Tina mruży oczy, oceniając androidkę i chociaż ta ma na głowie czapkę z daszkiem, a jej jasne włosy są obcięte niezbyt równo, tak by ledwo zakrywały jej uszy, jest pewna, że to właśnie poszukiwany przez nich świadek. Zanim Tina podejdzie do dziewczyny, ta zauważa Connora, wychodzącego z pobliskiego namiotu. Jasnowłosa dziewczyna zamiera na ułamek sekundy, a gdy detektyw kieruje się w jej stronę, ta upuszcza trzymany w dłoniach karton i zaczyna uciekać w głąb obozu.

Tina nie myśli za wiele i tak straciła już cenne sekundy i rozpoczyna pościg, nie dając dojść do głosu rozsądkowi, który podpowiada jej, że ma marne szanse, by dogonić androidkę. Dlatego gdy Connor wskazuje jej kierunek w którym ma pobiec, robi to bez chwili namysłu, domyślając sie, że tak uda im się przeciąć androidce drogę.

Connor jest w lekkim szoku, widząc tempo, jakie udaje się osiągnąć niepozornej policjantce, która bez najmniejszych problemów przeskakuje też przez skrzynie po zapasowych częściach, która stanęła na jej drodze. Nie musi się też więcej z nią komunikować, by wiedzieć, którą drogę powinien obrać, by zapędzili biedną androidkę w miejsce, z którego nie uda jej się uciec. W końcu spanikowana blondynka dociera do ogrodzenia obozu, na które od razu próbuje się wspiąć, ale detektyw łapie ją za ramię i ściąga na ziemię. A po chwili dogania ich też Tina. Policjantka pochyla się, opierając dłonie o kolana i próbuje uspokoić oddech, a Connor przenosi spojrzenie to na blondynkę, to na swoją koleżankę.

– Nie spodziewałem się, że uda ci się nas dogonić. To naprawdę imponujące – mówi, a policjantka podnosi na niego spojrzenie pełne dumy z samej siebie.

– Dziękuję, wygrywałam stanowe mistrzostwa w biegach trzy lata pod rząd – odpowiada Tina i po jeszcze jednym głębokim wdechu, w końcu się prostuje. – Więc może znajdźmy teraz jakieś miejsce, w którym będziemy mogli zadać ci kilka pytań – zwraca się do jasnowłosej dziewczyny, na której ramieniu wciąż spoczywa dłoń Connora.

– Nie wrócę do niego. Możecie mnie zabić, możecie mnie wsadzić do więzienia, tylko nie każcie mi znów go widzieć. – Chen słyszała o androidzie, którego przesłuchiwali na posterunku i który w ostateczności popełnił w celi samobójstwo. Nie widziała jednak ani nagrania z tego przesłuchania, ani samego androida, znała jedynie relację z tego dnia, którą zdał jej Gavin. A ten wolał skupiać się na swoim wkurwieniu na Andersona i Connora, niż na rzeczach naprawdę istotnych. Dlatego teraz, widząc ogrom histerii, w jaką wpada dziewczyna, Tina jest pewna tego, że pracuje już w policji na tyle długo, by rozpoznać bez problemu ofiarę przemocy. Dlatego spogląda na Connora i daje mu wzrokiem znać, by zabrał dłoń z jej ramienia.

– Wiem, że trudno ci będzie teraz w to uwierzyć, ale naprawdę chcemy tylko porozmawiać – mówi spokojnym głosem Tina, patrząc dziewczynie prosto w oczy. – Domyślam się, kogo się boisz i absolutnie nie jesteśmy tu po to, by cię mu oddać. Jesteś wolną osobą, a my jesteś tu po to, by zagwarantować ci bezpieczeństwo.

– Przed nim? – pyta androidka, a po jej twarzy płyną duże krople łez. – Jesteście naprawdę naiwni. 

Dzień dobry, a może raczej powinnam powiedzieć - BUM! 

Ja gdy planowałam to ff: będę miała tylko perspektywę Amy, niewiarygodnego narratora. 

Ja gdy zaczęłąm je pisać: podzielę narrację między Amy a Hanka. 

Ja gdy zaczęłam je publikować: a co z Connorem? Connor musi mieć swoje rozdziały. 

Ja teraz: to może rozdział z perspektywy Tiny? Why not. 

Oj dynamicznie mi się pisze to ff, dynamicznie. 

Dajcie znać co sądzicie o tym rozdziale! 


I chyba jednak przeliczyłam się z ilością mojego wolnego czasu, więc rozdziały będą się pojawiać, ale nie mogę wam na razie zagwarantować systematyczności. Na plus jest to, że kupiłam drugi komputer, który umożliwi mi pisanie w "terenie". 

Dzięki, że jesteście. 

Konstancja. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top